Spada czytelnictwo, bo wszystkie kobiety siedzą w ogrodach. Sadzą, pikują, grzebią w ziemi.
Kiedyś będąc młodą żoną (za młodą, ale i to dopiero teraz lepiej rozumiem) chciałam być "dobrą" żoną i matką. Starałam się doczytać, dowiedzieć co jest najzdrowsze, najlepsze, właściwe.
Co trzeba robić, jak trzeba robić, gdzie trzeba robić by wszyscy pod moją opieką i wszyscy śledzący moje poczynania pokiwali z aprobatą głowami: ta to potrafi...
Kiedyś przyjechał do nas jakiś wujek mojego męża, ujrzawszy moją spiżarnię zapchaną zapasami powiedział: dobra gospodyni tu mieszka.
Do dziś pamiętam jak mi się dobrze zrobiło, jaka duma mnie zalała, pochwalona, zauważona, doceniona...
Gospodyni, taaaa....
Jak mnie to męczyło widzę dopiero teraz, wtedy myślałam, że tak ma być i ma być ciężko.
Bez ciężkości by się nie liczyło, pochwała niezasłużona.
Czasem nawet inne kobiety dzielą się, bo mają za dużo i trafia do mnie.
Wyczytałam gdzieś, że garnki do gotowania najlepsze są emaliowane.
Bo te metalowe to słabej jakości i w czasie gotowania coś tam z jedzeniem się dzieje niedobrego. No to kupowałam emaliowane. Żeby zdrowo było. I zawsze, normalnie zawsze garnek czy miseczka wypadał mi z rąk i obtłukiwał się. Najczęściej na spodzie, od środka. A w takim garnku już gotować nie można bo nie ma tego kawałeczka emalii, który chroni. Ale niestety pieniążków za bardzo nie było, nie mogłam z powodu małego odprysku kupować co raz nowych garnków. Więc gotowałam w odpryśniętym z poczuciem winy.
Potem kupowałam nowy garnek, on znów spadał i opryskiwała emalia. I tak w kółko, lata całe, właściwie ze dwie dekady.
Mójbosze, świat jest pełen ganków.
no ładne były, tylko co z tego.... |
Lubię kubeczki ładne.
Tak miło wypić kawkę czy herbatkę w czymś ładnym. Kiedyś trudno było znaleźć ładny kubeczek, jak coś się trafiło, to święto, bo ja mam swój gust, a on nie pasował do siermiężności wokół. Kiedy pojawiły się szmatlandy z rzeczami z Anglii, tymi ceramicznymi itd., raj po prostu się otworzył. Polowałam na porcelanę (choć to była glinka, ale mówiło się: porcelana angielska), na talerzyki, kubeczki, figurki. Jak upolowałam kubeczek, niosłam to trofeum do domu, przykazywałam rodzinie nie tykać, bo mój i robiłam sobie te kawki i herbatki.
No jakimś sposobem kubki ciągle ulegały wypadkom. Uszczerbiały się, pękały, odpadały uszka.
Żałowałam każdego, czułam stratę każdego, było mi przykro, myślałam: no i gdzie ja taki ładny kupię?
I piłam ostrożnie kawę w tym uszczerbionym, kalecząc czasem palce przy zmywaniu, bo żal było wyrzucić...
Znów dekady, bo ja już troszkę lat mam :)
Od jakiegoś czasu (a zauważyłam to nie od razu), mam same ładne kubeczki. Wcale nie ze szmateksu, normalnie kupione. Mam ulubiony, piję kawkę i rumianek w nim, on jakiś taki nietłukący, nie wyszczerbia się, nie wypada z rąk. Kiedy to zauważyłam zajrzałam do mojej szafki z naczyniami.
No ładne kolory, takie jak lubię. Kubeczki ładne, nie za dużo.
Tak zwyczajnie i miło.
Naczynka są z Bolesławca, kupiłam sobie na jakimś wyjeździe urlopowym.
Potrzebowałam butów sportowych, bo schodziły się moje dotychczasowe. Fajne były, jak kapcie wygodne. Najpierw szukałam takich samych, ecco to dobra firma. Ale już nie było takiego modelu, stary, nie produkują. Potem łaziłam po sklepach, nic. Kompletnie nie moja bajka. Trochę mnie to złościło, trochę męczyło. W końcu po trzech miesiącach odpuściłam. Pochodzę w starych jeszcze, dobre wygodne, choć popękane. I bum! pojechaliśmy do Siedlec na shopping relaksacyjny, weszłam do sklepu a tam można dwie pary kupić, z czego druga za pół ceny. I stały, czekały na mnie, adidasa i salomona buciki, wygodne, we właściwym rozmiarze i kolorach. Chciałam jedne, mam dwie pary. Nie tanio, ale i nie drogo.
Tak po prostu.
Chronicznie i cały czas czuć brak i wiedzieć, że nic nie dostanę, jeśli nie wydrę światu sama.
Bo zabrakło w dzieciństwie i chroniczność się utrwaliła.
Nikt nie podeprze, gdy upadnę.
To jest część mnie, Mała Ania. Rozmawiamy czasem ze sobą, teraz już rozmowy nie kończą się dramatem. Czasem łzami, ale dobrymi. Mała nauczyła się nie sabotować za bardzo moich radości z kubeczków, garnków, butów i innych moich potrzeb i marzeń.
A kiedy nie dostajemy czegoś, uczymy się odpuścić i czekać spokojnie.
Dostaniemy, a jak nie dostaniemy, to też dobrze.
Uczymy się razem.
I cieszy mnie już długo. Śliczne te bratki :)