niedziela, 25 marca 2018

Drogi Wszechświecie....kopnęłam dziecko....


Drastycznie Wszechświecie, drastycznie...ale czyż w dzisiejszym świecie drastyczność nie robi kariery? Powinnam jeszcze napisać, że kopnęłam psa...to już byłoby po bandzie, bo PSA to już naprawdę NIE WOLNO i ŹLE ty hitlerówko jedna.
W sumie dziecko jeszcze by uszło....
Wiesz Wszechświecie, że kocham zwierzaki. Od kiedy pamiętam opiekowałam się porzuconymi psami, kotami....obserwowałam przyrodę, łaziłam po łąkach, gajach, lasach, bagnach...wdrapywałam się na drzewa, kąpałam się w rzece, leżałam na sianie, schowana wysoko na stogu siana, obserwowałam niezrozumiały wtedy dla mnie świat ludzi, bo świat przyrody był zrozumiały całkowicie.
Ludzie stanowili zagadkę.
Dziwni, okrutni, niekonsekwentni, kłamczuchy....Kłamczuchy najbardziej...bo wyczuwałam każdy fałsz, każdą niezgodność ciała z myślą, każde przekłamanie w komunikacji. Widziałam, że to nie gra. Mówią co innego, myślą co innego, a ciało mówi jeszcze co innego.....
W niepojętym świecie przyszło mi żyć. W rodzinie alkoholika, w społeczeństwie straumatyzowanym po wojnach , z poczuciem bycia ofiarą.
I wszyscy wokół wierzyli głęboko, że winni tej sytuacji byli Niemcy, Żydzi, Rosjanie, Alianci, ludzie z sąsiedniej wioski, albo miastowi, ci pieprzeni katolicy, ruscy ( znaczy prawosławni), jehowi, sąsiad Aśko, albo sąsiadka Paulinka, albo prezes GS-u, albo ten kułak, albo ta wredna magistrowa w aptece...wyliczać?
Wiesz wszystko to Wszechświecie.
I wiesz też, że taka mała dziewczynka wymyśliła sobie, że jak przyjedzie CUDOWNY i PRZEPIĘKNY obraz PRZENAJŚWIĘTSZEJ MATKI NASZEJ Z....już nie pamiętam....to na karteluszku napisze: proszę, by tata przestał pić. I ona, MATKA, posłucha, i pomoże.
I cała dygocząca niosłam ten karteluszek, przepychając się przez ciżbę spoconych, oszołomionych ludzi...kompletnie mnie nie widzących. To była jedna z dłuższych i cięższych dróg jaką szłam. I doniosłam. Wrzuciłam do skrzyneczki. I nic się nie zmieniło.
I wszystko się zmieniło.
Bo straciłam nadzieję.
I zrozumiałam, że jednak jestem sama na tym świecie. I nie zasługuję na nic dobrego. A nawet wręcz przeciwnie, co już i tak dawno podejrzewałam.
I to był kluczowy punkt procesu stawania się ofiarą. W tym momencie wzięłam wszystkie programy z zewnątrz i zniknęłam.
No może nie całkiem, najbardziej zniknęłam po trzydziestce, ale powiedzmy: stałam się lekko niewidzialna w niektórych aspektach. I byłam biedna, bo mówiłam coś innego, moje myśli coś innego, moje ciało coś innego...
Długa droga....ciężki warsztat. I trudno było o perspektywę: ciesz się Życiem.
Bo z tej pozycji słabo to widać. I bardzo rezonowało ze mną bicie się w piersi w kościele i mówienie: moja wina. MOJA WINA, BARDZO WIELKA WINA...te słowa mnie bardzo poruszały zawsze. Bo tak czułam. I patrzyłam na powykręcanego na krzyżu Jezusa, i wiedziałam, że to przeze mnie też.

I kopałam dziecko...kopałam tę małą, bezbronną dziewczynkę...
A opiekowałam się porzuconymi, opuszczonymi, bezbronnymi, skrzywdzonymi zwierzakami...bo tą dziewczynką nie potrafiłam.
A ona potrzebowała...więc chociaż tak. Na partyzanta, żeby przed samą sobą udać, że niby nic, to tylko biedny psiak.... nie ONA. Nie JA.
Już teraz się nie dziwię ilu ludzi staje w obronie skatowanego szczeniaka, a ilu nie zwraca uwagi na płacz dziecka w sąsiednim mieszkaniu...Wcale a wcale. Rozumiem.
Wielkanoc jest wtedy gdy pod jedną pachą masz przytulone szczęśliwe, zaopiekowane swoje wewnętrzne Dziecko, a pod drugą, wtulonego w ciebie, psa adoptowanego ze schronu.

Miłego dnia..Twoja całkiem WIDOCZNA Prowincjonalna Bibliotekarka




2 komentarze:

  1. Czasem mnie powala to jak ja ślepa i głucha jestem na oczywistości, na coś tak łatwego do zauważenia jak to co tu napisałaś.
    Dopiero niedawno pozwoliłam sobie zauważyć swoje wewnętrzne dziecko. Mamy wiele do nadrobienia bo - przyznam Ci się, że okropnie je skrzywdziłam. Przemocą wszelaką również seksualną. Nic zatem dziwnego, że jako młoda kobieta trafiłam na oprawcę lubującego się w takiej przemocy i przeszłam swoje małe piekło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysia, daj spokój. Jestem sporo starsza od ciebie, dopiero cztery lata temu zaczęłam ogarniać temat. Nie dokuczaj sobie, jak mówiła wkurzająco moja terapeutka: nie czas było zobaczyć.
      Wszystko widzimy dopiero, gdy mamy już odpowiednią perspektywę. Wcześniej, choćby nam napisano na tablicy wielkimi literami, nie zrozumielibyśmy.
      Ale kiedy to widzisz, to jest czas na tulenie, przebaczanie, współczucie i, co najważniejsze, kochanie takiego, jakie jest, to nasze małe dziecko.
      Sama wiesz, że jeszcze nie raz odkryjesz oczywistości :-)

      Usuń