sobota, 29 czerwca 2019

Spacerując wśród Apokalipsy, Wszechświecie.

kadr z filmu: Godzilla- król potworów

Wyszłam z kina.
Trochę ogłuszona, trochę wyrzucona z rzeczywistości, idąc po korytarzu oświetlonym
czerwono-niebieskim, zimnym światłem, podpinałam powoli i niechętnie kabelki rzeczywistości.
Jeszcze część mojej świadomości była w świecie Godzilli i Mothry, jeszcze przeżywałam bitwę potworów o czułym i nieczułym sercu. Jeszcze byłam dziewczynką ratującą świat.
Ale wyścielony miękką wykładziną korytarz, z każdym moim krokiem, nieuchronnie prowadził w mój świat. Ten realny.
Zapach popkornu, kawy, zapach kurzu, zapach setek ludzi przeżywających emocje w bezpiecznych, kinowych fotelach...Magia kina.

Wyszłam z ciemnego holu w ostrą jasność. Kontrast zmusił moje oczy do mrugania. Słońce zajrzało do galerii przez szklany dach i wpięło mi ostatni kabelek rzeczywistości, który wlókł się za mną zapomniany jakby przypadkiem.
Rozejrzałam się.
Jestem TU.
Wokół mnie ludzie wędrowali na dół, w górę, w prawo i lewo. W ostrym świetle byli jak barwne, lekko rozmywające się plamy.
Zaaferowani, pędzący gdzieś. Zapatrzeni w wystawy, albo pod nogi, albo z wzrokiem utkwionym
w dal. Nastolatki z nieodłącznymi komórkami, zadziwiająco wprawnie ogarniające rozmowę z kolegą obok i rozmowę w sieci. Raz tu, raz tam...
Skaczą po warstwach naszego świata z lekkością konika polnego.

Zjechałam niżej, zamówiłam makaron z warzywami na wynos i usiadłam wśród zgiełku, rozmów, pośpiechu.
Mam morze czasu. Pozwoliłam rzeczywistości płynąć obok...
- śliczna ta sukienka...
- nie wiem, czy powinnam kupować tę torebkę...
- czy ty nie możesz jeść nie brudząc się...
- kompletnie nie wiedziałem co robić, wiatr rozwiał mi włosy i miałem przedziałek na środku...
- jutro miałam iść zrobić paznokcie, ale plany mi zepsuła ta zołza z pracy...

Brzęczyk zabrzęczał. Odebrałam mój makaron i lawirując między stolikami, trochę ciężko, poszłam do schodów. Chciałam już być w domu u siostry. Z jej pięcioma kotami.
W ograniczonej przestrzeni, gdzie miękki tupot kocich łapek zagłuszał potok ludzkich myśli, wytłumiał szum samochodów za oknem, spowalniał bieg czasu, napędzanego przez niespokojne umysły.

Wielkie, nieustannie w ruchu obrotowym wejście, zawsze powoduje u mnie zawrót głowy
i niepewność. Muszę się skupić, by wejść i wyjść nie rozbijając sobie głowy o szybę.
Z lekko mdlącym uczuciem wyszłam na zewnątrz i uderzył mnie upał.
Stanęłam w cieniu, kładąc rękę na żołądku, by go uspokoić...

I wtedy go zobaczyłam.

Ludzie płynęli wielobarwnymi strugami we wszystkie strony. Kolory były w ruchu, upał oplatał, oblepiał ciała jak niewidoczna, klejąca substancja. Spowalniał, przytrzymywał, przyczepiał stopy do asfaltowej nawierzchni.
A on szedł spokojnie. Równym, spacerowym krokiem. Niespiesznie. Spoglądając na otaczający świat, jakby go widział po raz pierwszy. Za zaciekawieniem, z dystansem.
Spojrzał na niebieskie niebo z białymi chmurkami. Spojrzał ma drzewa zamarłe w żarze.
Na rzekę płynącą w betonowym korytku, rzucającą złote refleksy na twarze ludzi.
I szedł dalej...
Ubrany w ciepłą, wełnianą kurtkę w brązową kratkę. Na głowie miał czapkę i nasunięty na nią kaptur. Na rękach szaro-czarne mitenki. Czarne bojówki, wysoko sznurowane glany z których wyglądały solidne, ciepłe, szare skarpetki. Niewielki, czarny plecak.
Pod blond grzywką wysuwającą się spod czapki patrzyły jasnoniebieskie oczy. Wyraźne i duże na tle brązowej, ogorzałej twarzy. Rozwichrzona, jasna broda ukrywała jego wiek, ale lekkość ruchów należała do młodości.

Wśród ludzi przepływających i rozmywających się przed moimi oczyma, on był wyraźny, jakby realniejszy, jakby malowany hiperrealistycznym pędzlem. Jakby był BARDZIEJ.
Ludzka rzeka omywała go jak kamień w wodzie. Ludzie przesuwali po nim wzrokiem, bez emocji. Jakby go nie było.

A on spokojnie szedł, rozglądał się, zwiedzał i oddalał się...
Nadal jednak hiperrealny, nadal kontur jego ciała miał aż ostre krawędzie...

Z lekkim wzdrygnięciem i dreszczem wróciłam do siebie. Poczułam znów upał, żołądek, ciężkość nóg. Zapach makaronu z pudełka, zapach spalin, szum samochodów.
Postać wędrowca jeszcze mignęła mi w oddali, w tłumie przy przejściu przez ulicę.
I znikł.

Poszłam do domu i kotów.

Moja dwunastoletnia siostrzenica powiedziała mi, że boi się i nie lubi sama chodzić po ulicach.
Bo ma wrażenie, że wszyscy na nią PATRZĄ.

Odpowiedziałam jej, że nie.
Nikt na nią nie patrzy.
Tak naprawdę, nikt jej NIE WIDZI.
Jest niewidzialna.

Tak jak ten Podróżnik w Czasie.
źródło- internet

"...A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.
A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.


Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,
Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
Powiada przewiązując pomidory:
Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie."

Piosenka o końcu świata- Czesław Miłosz.




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zmęczona upałem Prowincjonalna Bibliotekarka.

56 komentarzy:

  1. Aniu, świetny tekst!I styl i tresć zachwycające. Wiesz, co mnie w nim zachwyciło? To, że opisałaś to, co tak często odczuwałam, czy tez odczuwam, ale sama nie umiałam tego ując w tak adekwatne słowa. Najpierw to wyjscie z sali kinowej, podpinanie kabelków zwyczajnej rzeczywistości i zetknięcie z tym, co dookoła. A potem to zrozumienie, że tak naprawdę ta niby zwyczajna rzeczywistosc jest tak samo nierealna, dziwna i niepokojąca jak tamta z kina. Że półprzytomnie płyniemy wszyscy niepohamowanym strumieniem ku jakiejś apokalipsie, i że właściwie ta apokalipsa cały czas trwa w nas i wokół nas.Jesteśmy jak cienie ludzkie, jak postaci z gry komputerowej, którym zdaje sie, że są tak realni i znaczacy a tak naprawdę niewidzialni, nieważni. I tylko ten podróznik w czasie...Zaszedł do nas, przeszedł się miedzy nami, zauwazył i zniknął, jakby go nigdy nie było.
    "Życie jest snem", tak, zdaje się, że tak właśnie jest. Czy moze sen jest życiem...?
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję Ci za tę ucztę dla ducha!***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, dziękuję :-) To jeden z tych postów, które napisały się same. Siadłam, westchnęłam do Wszechświata: piszmy i napisaliśmy.
      Byłam w Białymstoku, pilnowałam kotów siostry, bo ona pojechała na urlop. Środek miasta. Inne życie.
      Popatrzyłam na no to wszystko i refleksje mnie naszły. Bo właśnie tak, wygląda jakbyśmy byli we śnie, każdy w swoim. Nikt nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, każdy jest ukryty. Ponieważ wiele lat żyłam takim życiem, a potem jednak zrobiłam wiele, by wyjść z tego zaklętego kręgu, wiem, że poprzedni stan był jak sen. Realny, ale na pół gwizdka. Z bardzo ograniczoną percepcją.
      Więc tak jak napisałaś, wyszłam z kina i weszłam do następnego.
      Życie jest snem, obudzimy się i tak. Ale czasem dobrze jest obudzić się wcześniej. I na trzeźwo spojrzeć na to co kreujemy w tym śnie. Bo to nasza robota to wszystko wokół.
      Mąż mnie zapytał: ty go naprawdę widziałaś? Widziałam, szedł tak jak napisałam. Nie mam pojęcia kim jest, wariatem czy naprawdę podróżnikiem w czasie. Ale czułam więź z tym człowiekiem. Tylko z nim w całej tej wielgachnej galerii. Bo on patrzył i WIDZIAŁ.
      Miłej niedzieli dla wszystkich mieszkańców Hobbitowa życzę :)*
      PS. Jest taka cudna mała książeczka "Cztery umowy" Don Miguela Ruiza, bardzo polecam jeśli jeszcze się nie natknęłaś.

      Usuń
    2. To, że zauważyłaś Podróznika w czasie wcale mnie nie dziwi. Stale poszerzasz kontakt z Wszechswiatem. On nie jest dla Ciebie ekranem telewizora, w który biernie patrzysz, ale ogromnym domem, który przemierzasz, odkurzasz, zmieniasz, przemeblowujesz, traktujesz z życzliwoscią. Przynajmniej ja tak to odbieram.
      Twoje widzenie Podróznika skojarzyło mi sie kiedys z moim spotkaniem na targu ze smutną, zagubioną w świecie, nazbyt mysląca kurą. A to dlatego, że czułam sie i czuję czesto jak ta kura. i Ty też czujesz sie jak ten Podróznik, który jest stąd i nie stąd jednoczesnie. Który widzi wiecej, ale jego nie widzą, niewiele w ogóle widzą bo pędzą przed siebie w jakiejś malignie, w amoku.
      Tytuł polecanej przez Ciebie ksiazki zanotuję i spróbuje odszukać. Dziekuję i dobrej niedzieli Ci zyczę, Aniu!:-)*

      Usuń
  2. Dobrze napisałaś. I piękny wiersz dołożyłaś. Nie znałam go.

    Twoja siostrzenica ma rację, i Ty masz rację.
    Pamiętam jeszcze to straszliwe uczucie, że wszyscy na cię patrzą i zaraz umrzesz od mocy tych spojrzeń.
    Nie pamiętam, kiedy mi to odeszło. Ale odeszło. Teraz raczej mi obojętne, czy na mnie patrzą, czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mojej ulicy z dzieciństwa była ławeczka, na ławeczce zawsze siadały kobiety po wieczornej robocie...taka tradycja podlaska. Było dla mnie potworną traumą minąć tę ławeczkę. Oczy tych kobiet nigdy nie były ciepłe. Były zimne, oceniające...Ławeczka nadal jest, kobiety się zestarzały, zmieniły na inne. Ale nadal siedzą...
      Ja wreszcie jakoś, tak jak ty, ogarnęłam temat.
      Ale jak widać, uniwersalny. Moja siostrzeniczka biedna...pogadałyśmy, mam nadzieję, że ciut jej będzie lżej.

      Usuń
  3. Myślę, że większość z nas ma takie doznania wychodząc z kina po seansie, który zaangażował wszystkie nasze zmysły i duszę. Mam dokładnie tak samo jak Ty. Przez jakiś czas pozostaję zawieszona jakby pomiędzy dwoma wymiarami. Wtedy można dostrzec coś czego nie jeateśmy w stanie zobaczyć będąc mocno wciągnięci w realne życie. Wtedy widzimy ludzi z boku, z innej perspektywy. Mam wrażenie, że patrzymy bardziej duszą niż zmysłami.
    Armagedon? Dlaczego Armagedon? Nie, nie sądzę, ale to moje odczucie, a Twoje ma prawo być zupełnie inne.
    Dla mnie to po prostu zwykłe codzienne życie. Tak wygląda i dobrze jest się w nim odnaleźć żeby nie być jak ten wędrowiec, nie wpisujący się w krajobraz, obserwujący życie, ale nie uczestniczący w nim. Oddzielony od życia grubym ubraniem nawet w upał.
    Może czasem dobrze jest spojrzeć na wszystko oczami wędrowca, tylko czasem. A tak po prostu żyć, dać się ponieść życiu, zawrzeć rozejm nawet z tym co bolesne.
    Życie dla duszy jest jak jeden oddech, a my i tak jesteśmy tylko gośćmi na tym świecie. Nie stworzyliśmy go, nie nam go oceniać. Może warto dać się ponieść tej fali, żyć, po prostu żyć.
    Takie to mi przyszły refleksje Aniu, po przeczytaniu Twojego świetnego posta. Wymiatasz dziewczyno!:-) Swietnie się to czytało!
    A z drzwiami obrotowymi mam tak samo jak Ty:-)
    Serdeczne uściski:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te obrotowe wejścia to dramat jakiś...mój błędnik nie nadaje się do miasta ;)
      Lubię kino, zawsze lubiłam wyskoczyć z rzeczywistości, potrzebowałam tego by uciec od tego, co w tzw. realu. Wszyscy to robimy. Ale też uświadomiłam sobie, że każdy z nas, ma swój własny ekran w głowie. I tam wyświetla film, zwany Życiem. Autorski, kino niezależne.
      Dobrze jest, tak mi się zdaje, jednak czasem wyjść i z tego, własnego kina.
      Apokalipsa w moim mniemaniu jest wtedy, gdy nie widzimy innych ludzi. Gdy czujemy się od nich inni, odcięci. Zajęci tylko swoim filmem. Pamiętam ten stan.
      Absolutnie racja ze zwyczajnym życiem. Należy się nim cieszyć, płynąć, bawić. Ale ja obecnie, nawet w przepływie, kiedy się wkręcam w dzianie, zauważyłam, że cząstka mnie jest obok. Obserwująca, z szerszym polem widzenia, ogarniająca inne aspekty, których do niedawna nie zauważałam. Widzę ILE nie zauważałam.
      Ale z jednym się nie zgodzę Marytko.
      Świat, jaki widzimy wokół, JEST naszym dziełem. W każdym aspekcie. Naszym wspólnym dziełem. Każdy z nas dodaje do Wspólnej Kreacji własną cegiełkę, energetycznie. I to wokół, to nasze zbiorowe dzieło. Wszyscy jesteśmy połączeni, choć myślimy że nie.
      Dlatego też mam nadzieję, bo każdy, kto ciut zmieni swój film, kto poszerzy percepcję, kto otworzy szerzej serce, doda do tej Wspólnoty tę dobrą, kochającą energię. I wszyscy to odczuwamy.
      To też działa w drugą stronę. I tak się bujamy :-)


      Usuń
    2. Aniu, ten jeden, jedyny raz pozwolę sobie przekazać Ci małą część swojego światopoglądu. To tylko moje myślenie, masz prawo do własnego i ja to szanuję. Nie chcę wchodzić z Tobą w dyskusję, przerzucać się poglądami. Chcę Ci tylko siebie przybliżyć.

      Zgadzam się z tym, że większość z nas śni sen na jawie, nie żyje uważnie, nie obserwuje siebie i swoich poczynań z boku, żyje jak automat. Czasem jak zombie wręcz. Nie jest łatwo stanąć obok siebie i zacząć przyglądać się sobie jak postronny obserwator. Jeżeli uda nam się taka sztuka w chwilach najwyższych emocji, to już jesteśmy mistrzami samych siebie.
      To co jako ludzie tworzymy na Ziemi jest naszą kreacją i to wszystko.
      Nie my stworzyliśmy ten Świat w tym Ziemię z jej morzami, lasami, fauną i florą, pogodą. Nie my utworzyliśmy dla tej Ziemi prawa działania energii tej materialnej, której prawa wciąż poznajemy i niematerialnej, że tak ją nazwę, której prawa poznajemy na własnej skórze wciąż niewiele o nich wiedząc. Nie my odpowiadamy za dualność życia na tej planecie, gdzie aby wszystko było w równowadze jest i dobro i zło, dwa różne końce jednej energii.
      Prawa rządzące harmonią Ziemi aby nie rozpadła się na kawałki dążą zawsze do wyrównania za dużych wychyleń energii, zawsze kierują się do wyrównania ramion tej wagi, aby żadne nie opadło za bardzo w dół, bo to grozi katastrofą. To właśnie miałam na myśli pisząc, że nie my stworzyliśmy ten świat i że jesteśmy tu tylko gośćmi.
      Dawno mam już za sobą myślenie, że jesteśmy jednią, że jesteśmy połączeni i kochajmy się jak bracia i siostry, a może jeszcze nadstawmy drugi policzek i wybaczajmy wszystkim wszystko hurtowo jak leci. Nie, ten etap wraz z etapem kolorowych jednorożców, wspierających aniołów, dobroczynnej magii mam już za sobą.
      Uważam, że jeżeli chcemy żyć w haromonii ze wszystkimi ze światem to bądźmy tacy jak chcemy by byli inni bez oceniania ich, bez naprowadzania na jedyną wg. nas słuszną drogę. Popełniają błędy? To ich błędy i ich do nich prawo. Myślą inaczej niż my, postępują inaczej niż my, to też ich prawo. Zło uczynione innym należy oczywiście karać, ale za pmocą powołanych do tego instytucji, sprawiedliwie i beznamiętnie. Bez emocjonalnego osądzania, które wychyla ramiona tej energetycznej wagi zbyt daleko od równoważącego ją środka. Jak się nie opamiętamy zadziałają prawa, które dążą do wyrównania nadmiernych wychyleń energetycznych i dostaniemy w zęby.
      Tak też dzieje się bardzo często na co dzień. Nadmiernie kochamy i idealizujemy coś, kogoś możemy to szybko utracić albo zobaczymy to nagle w zupełnie innym, brzydkim świetle, wołając-gdzie my mieliśmy oczy. Tak samo z nadmierną nienawiścią i złością, nadmiernym osądzaniem, jak będziemy je eskalować jak nic oberwiemy i to zdrowo, złoszcząc się przy tym, że to niesprawiedliwe.

      Czy postępuję zgodnie z tym co wyznaję? Staram się, wciąż popełniając błędy, ale z coraz wiekszym spokojem i dystansem do nich podchodzę. Coraz więcej we mnie zrozumienia dla siebie i innych i już wiem, że nigdy nie będę w tym ideałem. I wiesz co Aniu? Coraz mi z tym lepiej:-)




      Usuń
    3. Ale wcale nie musisz raz :)
      Ja też się uczę jak nie bujać wahadeł. Trochę poczytałam Transerfing Zelada Vadima, trochę buddyzmu, trochę teorii pól morficznych, trochę a właściwie całkiem sporo Hawkinsa Dawida. Wszystko to składa się do kupy w zadziwiający sposób. Już dawno zrozumiałam, że świat jest ciekawy, nieogarnialny i wiele frajdy daje odkrywanie kolejnych jego warstw.
      Nauczyłam się nie przywiązywać do jednej teorii, myśleć szerzej, mniej bać się zmian moich paradygmatów. Wszystko postawiłam na głowie i żyję, WOW. Nadal jestem sobą, następne WOW :)
      Lubie jak się ludzie dzielą, poglądami na życie, spojrzeniem na świat. Dyskusja rozwija. Ja jestem ok, ty jesteś ok i nadal mamy o czym gadać. Wyższa sztuka konwersacji.
      Harmonia to cudne słowo. Ale myślę, że jest to stan, który bywa. Przynajmniej tutaj, na razie. Czasem go łapnę, czasem nie, doświadczenie. Czasem wybalansuję między nadmiernym zaangażowaniem, a brakiem zaangażowania, czasem polecę za bardzo w którąś stronę. Nauka.
      I tak powoli, powoli.
      Ale staram się z miłością i cierpliwością do siebie te wszystkie stany zwiedzać, to najważniejsze. Ideały są przereklamowane ;)

      Usuń
    4. Dziękuję Aniu! Podobnie podchodzę do zdobytej wiedzy jak Ty i cieszę się, że nie jestem w tym sama:-)

      Usuń
  4. Anuś, tekst świetny i pięknie napisany.
    Już dawno pozbyłam się uczucia, że wszyscy na mnie patrzą, zastępując je wrażeniem,że patrzą, ale tak naprawdę mnie nie widzą.
    Dopiero tu doznałam nowego odczucia- patrzą, widzą i akceptują taką jaka jestem, bo gdy "złapiemy" kontakt wzrokowy to się wymieniamy uśmiechami- bez względu na wiek, płeć i kolor skóry.
    To takie podbudowujące uczucie.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komplement biorę i dziękuję ;)
      Moja siostrzeniczka jest w trudnym wieku, ale jest też otwarta i odważna. Poradzi sobie.
      My wszyscy w Polsce mamy ten problem z niską samooceną. Syndrom ofiary i chrystusa narodów się kłania. To potrwa, długo jeszcze.
      Dobrze jest wiedzieć, że gdzie indziej jest lepiej i ludzie się lubią, i czują, że są wspólnotą. Nie byłam za granicą, ale mój maż był na Białousi. I tam bardzo mu się podobała otwartość ludzi i życzliwość :)
      Zrównoważonej temperaturowo niedzieli życzę ;)

      Usuń
  5. Potrafisz tak pisać, że człowiek zapomina o wszystkim innym i żałuje, że to już koniec.
    Samotność w tłumie...Twoja, Wędrowca, kogoś jeszcze.
    czasami chętnie wędruję wśród ludzi, lubię obserwować, ale najchętniej wracam do ulubionego fotela , może w nim nawet Apokalipsa nie byłaby taka straszna?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Jotko za miłe słowo :)
      Czasem dobrze tak popatrzeć z zewnątrz. Więcej widać. Inaczej. Perspektywa inna.
      Jakieś inne drzwi w głowie się otwierają.
      Za apokalipsę uważam stan, kiedy ludzie żyją tylko we własnych głowach, myśląc, że nic innego nie ma. Kierowani tylko własnym chciejstwem, telewizją, własnymi nieuświadomionym brakami.
      Nie ma w tym stanie empatii.
      Można wtedy uratować nie wiem ile zwierząt, pikietować pod sejmem, walczyć o lasy deszczowe...ale to tylko pozłotko, jeśli nie widzisz, że wszyscy jesteśmy tacy sami.
      Nawet ci przeciwko którym walczysz. Zwłaszcza ci ;)
      Własny fotel, z którego się rozciąga szeroka panorama na świat, to bardzo dobre miejsce na apokalipsę :-)

      Usuń
  6. Drzwi obrotowe - stresująca sprawa bo zawsze trafi się ktoś kto je swoją nadgorliwością zablokuje. Wolę te które są u nas zazwyczaj obok i normalnie się otwierają ale, wiadomo, trzeba wysiłku naciśnięcia klamki i pchnięcia.
    Kino - rzadko chodzę bo, nie oglądam filmów. Nie umiem jeszcze radzić sobie w emocjami, które się wtedy we mnie budzą i miotają jak doberman szmacianą zabawka. Jestem za słaba, na razie i po prostu się boję. Ale jak już chodzę to po zakończeniu seansu mam tak samo jak ty i świetnie to ukazałaś. Dla tego też bardzo mnie irytuje wtedy mój maż który jakby nic nie było, już pędzi dalej, już chcę wyjść bo ludzi dożo. O wiele szybciej wraca do rzeczywistości, dla mnie za szybko, jak muszę powoli odtajać.
    Jako dziewczynka miałam obsesję, że jestem oceniana. Wstydziłam się siebie. Jako nastolatka było tak, że niejeden psycholog miałby nad czym pracować i żałuję, że nie miałam okazji spotkać dobrego. Zasłaniałam się psem bo miałam buty w których moje krótkie nogi wyglądały grubo i byłam przekonana, że każdy przechodzień na mnie się gapi i ocenia moje krótkie, grube nogi. W liceum to samo - no koszmar. Jak tylko znalazłam w swoim wyglądzie coś co mi się nie podobało to urastało to do takiej skali, że tylko strach przed gniewem rodziców i autosabotaż sprawiały, że nie uciekałam ze szkoły do domu. Współczuję Twojej siostrzenicy i mam nadzieję że szybko się z tego wyleczy bo szkoda życia. Masz rację, ludzie na nas nie patrzą. Ci obcy na ulicach. Co innego w pracy, tam na pewno nas obgadają bo się nudzą i potrzeba im aferek.
    Mam jeszcze skrajne momenty - raz jestem jak ten wędrowiec,krótko, przez przypadek, częściej jak reszta. Ale cóż, mam świadomość, ze dopiero weszłam na te drogę samoświadomości.
    Wspaniale napisane, masz talent i dużo doświadczenia ze słowem pisanym. Doceniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko chodzę do tej galerii, muszę poszukać tych drzwi obok :)
      Ja kocham kino, zabiera mnie tam, gdzie nie mogę pójść normalnie. Mimo, że jest czasem pełna sala, czuję się tam dobrze. Kiedyś w Toruniu byliśmy razem z mężem na Bridget Jones 4. Komplet był na sali. Wszyscy świetnie się bawili razem. To było fajne doświadczenie. Wychodząc z sali wszyscy patrzyli na siebie z sympatią.
      Uczucie bycia obserwowaną i ocenianą towarzyszyło mi całe życie. Dopiero na terapii i po, ogarnęłam, że chodzi o mnie a nie o innych ludzi. Paradoksalnie inni mają tak samo. WOW, dla mnie, to było odkrycie.
      Jeśli chodzi o obgadywanie w pracy, to zazwyczaj obgadują to u innych, czego w sobie samych nie lubią, ale wypierają.
      Jak tak spojrzysz na sprawę, rzecz staje się śmieszna. Ty pracujesz w domku, koty raczej nie obgadują :)
      Bycie wędrowcem przytrafia się, trudno tak całkiem wylogować się z życia, poza tym, nie potrzeba nawet. Ja mam taki kawałeczek mnie od jakiegoś czasu, i ten kawałeczek jakby czuwa. Jest bardziej świadomy. To wystarcza, by nie wskoczyć w karuzelę dla chomików. A nawet jak wskoczę, to dość szybko już wyskakuję.
      Każdy swoją ścieżką...i ta ścieżka kończy się dopiero na ostatnim wydechu, ta tutaj...ale dobrze jest ogarnąć trochę inaczej świat.
      Moja siostrzenica jest silna, odważna i otwarta. Da radę.
      Komplementy biorę do koszyczka, dziękuję.
      Mam nadzieję, że głowa już odpuszcza. Znam migreny, miałam takie z wymiotami. Współczuję bardzo i ślę pakieciki z dobrą energią, łap.

      Usuń
    2. Dziękuję za energię. Migrena przechodzi po tabletce z atropiną i mocnym śnie i nie wraca do następnego upału.

      Usuń
  7. Piszesz bosko!
    Więcej dopiszę, gdy przetrawię Twój post :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I do tego jeszcze Netflix dał nam DARK. I inne wymiary są. I podróżnicy.
    Na film pójdę, a komentarze lubię u ciebie czytać, ale jutro, bo dzisiaj mnie upał zabił.
    Ten wpis bardzo mi sie spodobał.
    PS.n Byłam na zwierzakach domowych 2 mysle, ze ja zobaczylam tam co innego niz Młody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, chłopak był jak wycięty z kadru Dark :)
      Film polecam bardzo. Jedenastka dała czadu. I Mothra taka piękna była. Dobrze się oglądało.
      O! Sekretne życie mam zaplanowane. Z mężem pójdę. Jedynka strasznie nam się podobała. Wiesz Wiewiórko, na Shreku też rodzice bardziej się nawet niż dzieci bawią ;)

      Usuń
    2. Koniecznie weźcie chusteczki higieniczne!

      Usuń
  9. Świetnie napisane.. Bardzo mądrze odpowiedziałaś swojej siostrzenicy.. To prawda..
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Siostrzenica da radę. Dwanaście lat to trudny wiek. Ale ona ma oczy otwarte. Powiedziała mi o swych lękach, myśli o tym, pyta.
      Odważna i mądra z niej dziewczyna, choć jeszcze o tym nie wie.
      A świat jest taki jaki tworzymy, co zrobić.
      Miłego Aksamitko.

      Usuń
  10. Anno - nie wiedziałam, że jest NOWA Godżilla, a przyznaję, że lubię japońskie potwory, chociaż film chyba niestety amerykański. Ale do kina się wybiorę.
    Poczytałam komentarze, wszystkie bardzo ciekawe. Dodam coś od siebie.
    Ja wiele lat żyłam życiem robota. Naciskałam guziki. Nagle pewnego dnia spojrzałam na siebie z boku i zobaczyłam, że to nie jestem ja, a to nie jest moje życie. Wywaliłam wszystko do góry nogami i znalazłam spokój. Względny spokój. Bo wciąż się uczę. Harmonia to dla mnie życie w zgodzie ze sobą. To nie jest łatwe, ale możliwe. Wszystko jest możliwe, tylko w głowie należy sobie poukładać. Ustawić jakoś priorytety. Swoje priorytety.Ja żyję w kilku wymiarach i na razie dobrze mi z tym.
    Również lubię Dark, Stranger Things i bardzo polecam koreański serial Memories from Alhambra, gdzie świat realny (właśnie, na ile on jest naprawdę realny) przeplata się z grą komputerową.
    Pozdrawiam Anno - pięknie napisałaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Godzilla, choć amerykańska, jest fajna. Jedenastka tam występuje. Dark skończyłam właśnie, na Stranger czekam niecierpliwie :-)
      Podobne żyłam. Miałam wrażenie grania nieswojej roli w dość kiczowatym, lekko strasznym filmie. Ale się ogarnęłam. Nie było łatwo. To dostępne dla każdego. Już wiem, że nie każdy skorzysta, nie musi. Ja musiałam ;)
      Tak, trzeba sobie w głowie inaczej poukładać, do tego jednak trzeba zauważyć, że to wykonalne. Że jesteśmy jednak zmienialni, a nie mamy wszystko wyryte w żelazobetonie.
      Obejrzę z przyjemnością Alhambrę, ze swej strony polecę na Netflix Sens8, jeśli nie widziałaś. Cudny, wielowymiarowy :)
      Miłego dnia Venus.

      Usuń
  11. To jest chyba film, w którym gra koreańska aktorka? Tak coś mi się po głowie kołacze. Że moja córka zobaczyła ją w koreańskim serialu i tak obie polubiłyśmy ten styl, że zapragnęłyśmy do Seulu się wybrać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Bae Doona, gra Sun, pochodzi z Korei. Gra świetnie. Mnie ten serial zauroczył, a ja stara wyjadaczka jestem już :-)

      Usuń
    2. Jest z nią świetny serial kryminalny koreański na Netflixie pt Stranger ona tam gra policjantkę Jest to kino bardzo inne od europejskiego i amerykańskiego. Jak obejrzysz to chętnie o nim porozmawiam. :)

      Usuń
  12. Rzuciłam okiem na pierwsze komentarze więc plus minus wiem o co chodzi :P. Twój świat i twoja magia czy cokolwiek to jest, nie jest moim światem ani moją magią chociaż jeden punkt by się znalazł pewnego podobieństwa ale ja nie piszę o nim w blogosferze. Za kinem nie przepadam, nigdy nie przepadałam a po kilkuletnim epizodzie ,,chodzenia" z kinomaniakiem pozostała mi wręcz swego rodzaju trauma do kina. Więc... ale!! Mogę nawiązać tematycznie do samej Godzilli, którą dawno temu, jak wielka romantyczka oglądałam w telewizji (wiem, nie ma porównania) do tego pewnie w bladych kolorach wersja chińska albo japońska, w każdym razie zrodziła się wielka więź między mną a tą postacią, bo mnie było okropnie szkoda, że zginęła, a miała dość pozytywną rolę względem ludzkości. Zresztą podobnie mam z King Kongiem, ja bym z tą małpą zaszyła się w wielkiej dżungli. Osobiście nikt nigdy nie kochał mnie w realnym życiu tak mocno jak ona tę blondi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: Godzilla nie umarła. Przekonałabyś się o tym, gdybyś poszła do kina. Żyje i ma się dobrze :)
      Nadal pomaga ludzkości.
      Po drugie: zdziwiłabyś się ile mamy wspólnego :)
      Po trzecie: to trochę smutne, kinomaniak może był fatalnym chłopakiem, ale co ci kino zawiniło?
      Fajne jest.
      Po czwarte: też chciałam być kochana tak mocno jak ta blondi. Tak bardzo chciałam, że przegapiałam, że jestem tak kochana. Ot widzisz.

      Usuń
    2. Tak bywa... Ja znalazłam sobie nawet plus minus kształtem przypominającego King Konga i twardo wierzę, że kocha mnie jak filmowa małpa. Kino... nie, kino mnie nudzi, zdecydowanie wolę telewizję, w każdej chwili mogę wstać, odejść, wyjść... zmienić kanał, powrócić... tylko te reklamy mnie drażnią.
      Cieszę się, że Godzilla nie umarła, spróbuję wtoczyć sobie tę informację do głowy jako poprawkę do tej z młodości, może da to kolejny koralik do mojego optymizmu.

      Usuń
  13. Uwielbiam czasem stanąć i patrzeć na ludzi. Oni mnie nie widzą, ja ich bardzo. Niekiedy pojawia się w tym tłumie ,,perełka,, rodem z innego świata.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wędrowca widziałaś bo sama jesteś wędrowcem, inaczej byś go nie zobaczyła. To lustro. To samo mam po dobrym filmie i po dobrej książce, z trudem i niechęcią wydostaję się z tamtych, wymyślonych światów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się też wydaje, że zarezonowaliśmy. Poza tym ostatnio wydaje mi się, że wszystko, co istniej w naszej wyobraźni, może istnieć.
      A my tylko sobie przypominamy :-)To byłoby ciekawe....

      Usuń
  15. Maksiuputkowa5 lipca 2019 15:03

    Nie trzeba filmu ani książki żeby nie mieć pełnego kontaktu z rzeczywistością. Przecież ciągle nam się coś wydaje, bo pewność możemy mieć w ograniczonym zakresie faktów i wydarzeń. Wygląda na to, że w tym świecie każdy żyje w swoim świecie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy możliwy jest pełen kontakt z rzeczywistością, bo rzeczywistość, ogólnie pojęta, nie istnieje. Jest bardzo spersonalizowana. Do pojedynczego człowieka.
      Więc każdy ma kontakt ze swoją tylko raczej. Ale kiedy się kontaktujemy, rozmawiamy o czuciu, wystawiamy czułki,
      to zaglądamy do światów innych ludzi. Bo tak generalnie, to wszyscy tacy sami jesteśmy, tylko historie mamy inne.

      Usuń
    2. Maksiuputkowa7 lipca 2019 03:58

      Gdyby rzeczywistość ogólnie pojęta nie istniała, to życie nie miałoby sensu. Rozwój świadomości to przecież poszerzanie percepcji rzeczywistości. Tej obiektywnej. Każdy gatunek ma określone możliwości poznania. Mój pies, który kieruje się instynktami, nie odbiera poprawnie rzeczywistości, kiedy idę z nim do weterynarza po karmę. Pamięć bólu po zabiegach i zastrzykach mąci mu radość, którą mógłby odczuwać ze spaceru, gdyby miał kontakt z obiektywną rzeczywistością. Czyli tą: idziemy do weterynarza po puszki dla Pikuni.
      W tym przypadku kontakt z rzeczywistością uniemożliwia strach. Ale trudno powiedzieć, że tej rzeczywistości nie ma. Ludzie jako istoty duchowe mogą poznawać rzeczywistość nie tylko zmysłową, ale i duchową, jeśli oczywiście ich duch się przejawia i nie jest zmącony fałszywymi przekonaniami, pielęgnowanymi traumami.
      Gdyby ludzie chcieli podjąć taki eksperyment i choćby na jeden dzień oczyścili swoje dusze z egoizmu, próżności, zawiści, zachłanności i wszelkich innych zanieczyszczeń, to ich czysty duch uzyskałby pełen kontakt z rzeczywistością, z Prawdą.

      Usuń
  16. już myślałem, że to ja, ale nie mam glanów i nie chodzę latem w kurtce. a te oczy niebieskie, to już mnie pogrążyły zupełnie. ale czasami udaje mi się to i owo zobaczyć idąc. i to nie nachalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróżników w czasie jest całkiem sporo, jak tak uważniej spojrzysz Oku. Nachalnie się nie da...

      Usuń
  17. Witaj już w lipcu
    Kiedy to ja byłam w kinie? I dlaczego tak dawno? Powodem na pewno nie jest brak czasu, chociaż nie chce mi się wierzyć, że pierwsza połowa roku minęła tak szybko. Niestety zegary i kalendarze nie zważają na to, że niektórzy choć na chwilę chcieliby się zatrzymać. Ale większość z nas biegnie, chce dogonić nie wiadomo kogo i nie zwraca uwagi na świat dookoła. W tłumie na ulicy jesteśmy anonimowi. Często czuję się sama, chociaż dookoła tłum....
    Dlatego proszę zatrzymaj się, rozejrzyj się dookoła i zaprzyjaźnij z płowowłosą królewną Lato, która chyba już przestała kaprysić. Dzięki niej jest teraz tak pięknie dookoła.
    Usiądź na ławce
    pokrytej powojem
    w pełni lata
    i poczekaj
    przyniosę ci kwiaty z ogrodu
    Sołtysiak Aleksandra
    Pozdrawiam letnim powiewem wiatru i uciekającą chwilą już w drugim półroczu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas nie istnieje, to całkiem płynna masa, kształtuje się w różne rzeczy...czas to tylko miraż.
      Do kina jeżdżę często, bo lubię. Dziś jadę na najnowszego Spidermana. Bo lubię. Trzeba bardzo robić to co się lubi :-)

      Usuń
    2. :) trudno się z Tobą AB niezgodzić....

      Usuń
    3. Witaj pełnią lata
      Zawsze staram się robić to co lubię. To prawda, że w kinie byłam bardzo dawno temu, ale nie zupełnie nie przyciąga mnie teraz taka rozrywka. Zdecydowanie wolę książkę.
      Zaraz też wyciągam z kredensu swoją skorupkę, parzę kolejną herbatkę i sięgam po czekającą książkę, I cieszę się taką chwilą
      Pozdrawiam jak zawsze ciepło

      Usuń
  18. jeszcze 07.07. 23.32 zawędrowałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już Olga w pierwszym komentarzu napisała o wychodzeniu z kina.
      u nas to maraton.
      w ciemności wstajemy, wychodzimy. Czasem potykam się na schodach. Nie potrafię tego spowolnić, zatrzymać...
      ...
      ...
      ...
      może to wina tego, że filmy są długie, tak cholernie długie.
      180 minut
      190 minut
      210... też był
      A NA POCZĄTKU, też trzeba przernąć reklamy........

      Usuń
    2. No popatrz, mnie to nie przeszkadza. A długie i dobre filmy lubię, tak jak grube, dobre książki.
      Każdy inaczej. Mało cię u ciebie, życie ci chyba przyśpieszyło. Mam nadzieję, że pozytywnie :-)

      Usuń
    3. tak, dużo się dzieje w realu, to na blogu przemykam. Dziękuję za tytuł serialu, dłuższe jesienne wieczory wkrótce. pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Masz talent, bo malujesz słowami. Zrób z niego właściwy użytek i napisz książkę. Będę Ci kibicowała :-)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noś nie pierwsza co mi to mówi :-)
      Na razie nie widzę, pomysłu nie ma. Raczej w sensie opowiadań mi chodzi po głowie. Ale kto teraz czyta opowiadania?
      Myślę :-)
      I ja życzę miłego dnia.

      Usuń
  21. Aniu
    Pięknie napisałaś, o niby prostych sprawach.
    I ja lubię przyglądać się ludziom, przycupnąć czasem leniwie na ławeczce, obserwować przesuwające się obrazy z życia codziennego.
    Dziękuję, pozdrawiam i powrócę:)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatrzymanie i przyjrzenie się z boku nurtowi życia, daje zupełnie inną perspektywę. Dobrze jest ją wykorzystać i troszkę się poszerzyć.
      Zapraszam, ja do ciebie wpadam, choć się nie odzywam. Doktor D.E. Białek szerzy wiedzę praktyczną i bardzo nam potrzebną. Więc napisałam. Może ktoś skorzysta.

      Usuń
  22. Pamiętam ławeczkę, oj lubiłam prowokować te baby okropne, wampiry przebrzydłe ... Co do Hani... Na razie się uzbraja, w przeciwsłoneczne okulary, słuchawki... Później się okaże ... Mi tak zostało... Czasem próbuję zdjąć słuchawki, okulary , ale długo nie wytrzymuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tego chłopka widujesz?
      Hania sobie da radę, mądrą masz córkę.

      Usuń