środa, 10 czerwca 2020

Nosz znów ta nerwica Wszechświecie.

A było tak...

Kiedy kończę pracę, podjeżdża mój Mąż samochodem pod bibliotekę. W samochodzie ma suczkę naszą i moje kijki do kijkowania. Tak nam się wygenerowało od lutego, kiedy to wstałam z łoża boleści po rwie kulszowej i zaczęłam szukać sposobu, by już się z tym jednak ponownie nie spotkać. Po zabiegach u rehabilitanta, za jego namową nabyłam kijki i okazało się, że bardzo mi się to podoba. Chodzi się lżej, dalej, dłużej. Kręgosłup pracuje, z ramion schodzą napięcia. Przespacerowaliśmy tak całą kwarantannę i ciągniemy dalej. Suczka moja jest tym wniebowzięta, wyslimowała się, ja może ciut mniej, ale czuję się o niebo lepiej.
Więc chodzimy sobie raźnie, od razu po pracy. Najczęściej nad Bug, bo teraz jest przepięknie. Zrywam sobie jakieś ziółka i parzę w domu zielone herbatki. Oddycham, rozciągam, rozluźniam napięty kark, zasiedziałą pupę i podkurczone nogi.

Ostatnio byłam w sandałach, bo gorąco, więc kiedy przechodziliśmy piaszczysty kawałek, zeszłam ze ścieżki, ominęłam piach przechodząc pod drzewami. Nie lubię piasku na gołej stopie czuć.

Jakieś dwa dni później wycierając się rano w  łazience, kątem oka dostrzegłam w lustrze, że między łopatkami mam jakiś czarny znaczek. Jakby strupek? Ślepa ja dość, więc powyginałam się, żeby dokładniej obejrzeć...Ale też i dość obła jestem, więc nici wyszły z dokładniejszego obejrzenia.
Zdecydowałam, że pewnie haftka od biustonosza mię zahaczyła i już. Mąż i syn byli na służbie, nikogo zapytać, więc poszłam spać. Rano jednak mój wzrok już lekko nerwowo wędrował w stronę pleców odbijających się w lustrze. Ponieważ Mąż już zjechał z dyżuru zawołałam go i mówię:
- Mążu, tam na plecach coś mam, zobacz.
Mąż popatrzył i mówi:
- Ale masz pryszcza!!!
Ja na to:
- Kochanie włóż okulary...
Włożył, spojrzał i zbladł:
-Kleszcza masz, o rany...



 Ja już tyle dziesiątek kleszczy zdjęłam z kotów i psów, że nie robi to na mnie wrażenia. Ale Mąż jest lekko nadwrażliwy jednak. No i co innego jak kleszcz siedzi na kocie, a co innego, kiedy siedzi między moimi łopatkami wpity w skórę. Więc i ja  poczułam zdenerwowanie. I strach. Ale spoko, ogarniamy. Mąż dostał pęsetkę i drżącą ręką, z paniką w oczach usunął drania. Za trzecim razem.
Główka została.
Zadzwoniłam do przychodni. Okazało się, że przychodnia to bunkier przeciwatomowy, by się dostać, trzeba zadzwonić do lekarza i dostać pozwolenie na przyjście. A do lekarza duuużo ludzi dzwoni. Więc wydzwaniałam uporczywie przez dwie godziny i udało się w końcu. Wyłuszczyłam problem i usłyszałam: przyjdź.
Bo my po imieniu jesteśmy z moim lekarzem Ludwikiem (Marią, bo on dwojga imion jest).
Stawiłam się o 12.00, przeszłam procedury dekontaminacyjne pozytywnie i weszłam do gabinetu.
Po drodze przypomniałam sobie, że covid, ale jakoś to nie wydało się ważne.

Doktor obejrzał, powiedział, że główkę trzeba wydłubać, ale poza tym luzik. Ryzyko boreliozy małe jest, trzeba się obserwować i sprawdzać przez miesiąc, czy nie pojawi się rumień wędrujący. Obejrzeć w internecie jak wygląda i jeśli zobaczę na własnej skórze takie coś, przyjść po antybiotyk. A na razie spoko, przejść do zabiegowego. To przeszłam. Pielęgniarka wydłubała co miała wydłubać, zakleiła plasterkiem z tribiotikiem i wsio.
Poszłam do domku.

W internetach obejrzałam rumień, doczytałam o boreliozie, bo coś tam wiedziałam, ale przecież trzeba wiedzieć więcej. No włos mi się zjeżył...Nieuleczalna, postępująca, degeneracyjna...
Z tego wszystkiego znów zapomniałam o covidzie...
Teraz zaczęłam się oglądać....
Dość często, dość podejrzliwie, dość obsesyjnie...
I tak się oglądałam z sześć dni, aż w końcu znalazłam!
Na klatce piersiowej, tuż nad piersią. Czerwona kropka z dziwną otoczką! Pod moim nosem. Rumień nie musi być w miejscu ugryzienia, może być gdzie indziej. Może też wcale nie wystąpić, a podstępna borelioza i tak będzie, za kilka lat może się objawić znienacka.
I po ptakach...nieuleczalna, degeneracyjna...(ups, znów zapomniałam o covidzie..)
Wprawdzie mój rumień był jakiś taki mały, jak jeden grosz, w internetach były o wiele większe, ale może ja nietypowa jestem? Może mój rumień taki malutki? A krętek boreliozy już mnie napoczyna?


W mojej głowie namnożyło się myśli jak na szalce Petriego. Znalazły bardzo żyzną pożywkę. Następnego ranka już o czwartej nie spałam. Pobiegłam do lusterka: jest, małe nadal, ale jest. Może ugryzienie, ale może nie...Rozpoznałam drżenie w ciele. Strach. Kręgosłup znów zaczął boleć. Coś w żołądku niewyraźnie. Nie ma rady, Ludwiku(Mario) przybywam!
Wiesz Wszechświecie, że jak ja już wpadnę w panikę, to idzie...Więc znów natłok myśli:
- a jak się nie dodzwonię?
- a jak mnie nie przyjmnie?
- a jak nie da mi antybiotyku?
- a jak mnie obśmieje?
- a jak się wkurzy, że z byle czym przychodzę? ( bo covid jest, a ja ciągle o nim zapominam...)

Dodzwoniłam się, dostałam godzinę, łyknęłam tabletkę przeciwlękową i poszłam.
Dekontaminacja, temperatura (uff, dobra), weszłam do gabinetu, usiadłam i mówię:
- Ty pamiętasz Ludwik, że ja mam nerwicę lękową????
Spuśćmy litościwie zasłonę na tę scenę :)
Doktor wypisał antybiotyk, ponieważ jak już obśmiał mój "rumień", powiedział, że rozumie i, że w tym wypadku lepiej wypisać lek (choć nie zalecają), zwłaszcza, że on zagwarantować też nic nie może.
Wyszłam cała szczęśliwa na słońce, z receptą w ręku.
Przeszłam do apteki, która jest obok, pani aptekarka podała mi dwa pudełeczka, chwyciłam i poszłam do pracy, gdzie usiadłam, wyciągnęłam lek i okazało się, że to jest ten antybiotyk nowoczesny, tylko trzy tabletki w opakowaniu, a ja się boję tych nowoczesnych!!!!!!


Wiesz Wszechświecie, przy tym covid to już małe miki są ;)

Villandro, macham do ciebie :)





Ps. Łyknęłam, żyję, tylko biegunkę mam :)





Pozdrawiam Wszechświecie Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka w Szpitalu Kosmicznym...

33 komentarze:

  1. i zaś problem... z biegunką. Ostatnie teorie, że to nasze stany lekowe wywołują takie zachorowanie o którym aktualnie usłyszeliśmy i się obawiamy. Też tak mam. Bolała córkę noga i mnie boli... spadła sąsiadce na rękę deska i ja źle złapałam... ta sama ręka mnie boli, strach się bać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że tak? Ja pewnie mam biegunkę, bo strachu było sporo. Normalnie to dobrze znoszę antybiotyki. W zeszłym roku wróciłam z pracy, gotowałam obiadokolację i nagle mi zakręciło coś w lewym stawie barkowym. Jakby tam pod skórą coś się poruszyło. Nie bolało, ale odczucie było czysto fizyczne. Potem w nocy zawyła syrena i mąż z synem pobiegli do pożaru. Długo ich nie było. Ja już przyzwyczajona, poszłam spać. Ale suczka moja ciągle mnie budziła, właziła na mnie i ziała. W końcu dostałam telefon od męża, że jadą na pogotowie, bo syn mój wybił lewy bark. I wszystko jasne ;)
      Więc może nasze ciało jednak to instrument o którym nie wszystko wiemy. Tylko wiesz, nie bierzmy tak wszystkiego, bo o siebie trzeba dbać.


      Usuń
  2. Ech, ile mnie już kleszczy ugryzło!Nie wyliczę, bo nie sposób. Kiedyś sie denerwowałam, myslałam o tym natrętnie, podejrzewałam boreliozę i inne takie. A w końcu już mi to spowszedniało. Bo ileż mozna sie bać? Ileż można lasu unikać? To troche jak z nieszczęsnym covidem - w końcu ściągasz maseczke i pal sześć, niech sie dzieje co chce.Zycie toczy się jak toczyło. To jego prawo. I my mamy prawo do życia mimo wszelkich zagrożeń. Tu sie na nas cos czai, tam czyha, i w środku w człowieku własne stada demonów (te chyba gorsze od covidów i kleszczy!). Ale nie ma rady.Trza sie jakos resetować i na powrót po prostu istnieć w zgodzie z tym, co niesie los, z tym, co daje Wszechświat. Bo nie ma się ochoty ani siły wciaz sie wszystkim przejmować, bo do wariacji to człowieka doprowadza.
    Aniu, będzie dobrze. A biegunka? Też czasem dobra. W końcu to parę kilo mniej w człowieku - i to bez odchudzania!:-)))To mówię ja, co roku odchudzajaca sie kobiecina, co to schudnąc na dobre nie umie i znowu do tłuszczyku swojego uparcie wraca!"-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, i jeszcze małe sorry, na wypadek, gdybyś odebrała mój komentarz jako lekceważący dla Twoich frustracji i nerwic. Jest wręcz przeciwnie!Nic, co ludzkie...Wiesz!:-)

      Usuń
    2. Ola, no proszę cię ;) W żadnym wypadku nie pomyślałam tak. Raczej oddałaś moje myśli. Bo ja to wszystko wiem. Ale konstrukt psychiczny mam taki, a nie inny. Ponad czterdzieści lat żyłam z nerwicą, nie widząc jej, myśląc, że to co myślę jest prawdą. Lęk i strach były moimi towarzyszami od zawsze i nawet nie błysnęło mi, że można inaczej. A można ;) Te nawroty, bo one były i będą jak mniemam, nazywam starymi programami. Moja mama zawsze nazywała ojca: panikarzem. Sama też jest lękliwa, ale ma silną kontrolę i mechanizmy wyparcia. Jej to służy. A ojcu służyło panikowanie. Kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy: jak mawiała moja babka :)
      Więc się ogarnęłam się i muszę przyznać, że się śmiałam z siebie pisząc ten post i to najlepsza terapia. Oprócz antybiotykowej!
      Podzieliłam się też tym, właśnie dlatego, że nic co ludzkie... ;) Ja tu czasem się wymądrzam, a takie rzeczy sprowadzają do parteru, każą znów przyjrzeć się sobie, czy aby nie głosisz tego, czego jeszcze nie ogarnęłaś??? I tak się toczy...dziękuję za dobre słowo Czarownico Olu :)

      Usuń
  3. Na jedno pomoże, na drugie zaszkodzi.
    Kleszcze też przerabialiśmy, kilka lat minęło, żyjemy, pewnie nie wszystkie zarażają.
    Ale myślami można wpędzić się do grobu, nawet gdy nerwicy się nie ma.
    W pandemii dało się to nam wszystkim we znaki i przy innych okazjach także.
    Spaceruj na zdrowie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spaceruję bardzo radośnie. Bug jest cudny, łąki piękne. Wszystko dobrze. Ja z kleszczami nawet śpię, bo suczka i koty w naszym łóżku urzędują na okrągło.
      Ot, ten jeden uznał, że mi lekcję da ;)
      Może to też jakaś sprawiedliwość jest, bo ja tyle kleszczy spuściłam w toalecie albo w inny sposób odesłałam do Matki Ziemi ;) w każdym razie, jak widać stare nerwicowe programy są, działają, tylko plus jest taki, że napad trwa krócej, szybciej załapuję co się dzieje. I się reguluję...czasem za pomocą antybiotyku, czasem medytacja, czasem tabletka lękowa, czasem napisanie posta i pośmianie się z siebie ;) Cokolwiek działa.
      Covid teraz wszystkim uruchomił nerwicę, więc wszyscy mamy zabawę.

      Usuń
  4. Wiesz co, z tzw. "nerwów" to i biegunki się dostaje a i umrzeć można. Ja Ci się nie dziwię, rozumiem w pełni, ale wyluzuj bo- co ma być to i tak będzie. Odkąd dojrzałam do takiego spojrzenia na świat to wszystko to, co może mnie dotknąć jakoś się zminiaturyzowało. Wiesz, kilka lat temu leczono mnie nie nowoczesnymi antybiotykami aż dostałam rzekomobłoniastego zapalenia jelit, ale- jakoś przeżyłam. Po prostu wzięłam, a tak konkretnie wymogłam na lekarzu przepisanie mi dwóch opakowań metronidazolu zamiast skierowania do szpitala i wszystko mi minęło. Tyle tylko, że do dziś jestem na dietce, ale ma to zalety- ważę o 15 kg mniej niż wtedy.Zamiast ciuchów XL nosze rozmiarek 38/40. 6 tygodni po ugryzieniu przez kleszcza możesz zrobić badania w kierunku obecności w krwi krętków boreliozy. Wcześniejsze badanie nic nie wykaże.
    Ściskam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to bardzo dobrze wiem, że ze strachu to nawet można umrzeć. To pewnie teraz nawet się zdarza niektórym. Psychosomatyka to potężna siła jest. Luzuję, nawet jak pisałam tego posta to się śmiałam z siebie ;) Taka terapia :) Kiedyś myślałam, że ja się z nerwicy wyleczę, teraz wiem, że ja ją oswoję i nauczę się z nią żyć. Co już się dzieje.
      Dość drastyczną przeszłaś kurację odchudzającą. Metronidazol jest starym, bardzo skutecznym lekiem, choć jak wszystko, ma skutki uboczne. Ale co nie ma? Życie też ma. Więc łykam antybiotyk i głupie myśli przeszły. I covid przy okazji jeszcze zmalał..same plusy :)
      Trzymaj się zdrowo Aniu, twoi wracają, będzie weselej :)

      Usuń
  5. No tak, i zaczęło się nakręcanie, nakręcanie i nakręcanie:) Biednaś Ty. Znam, też mam. To jak wszystkie lęki razem do kupy wzięte i nie da rady, jak się zacznie, to zakręci w supeł. Strach, zimny pot, osłabienie i wszystkie czarne przewidywania. A na koniec myśl, jak ma być złe, to niech już to się zacznie i po ptokach. Byle już. Jak nie muszę to nie łykam, bo jak czytam wszystkie uboczne skutki, to dopiero można nerwicy dostać.
    I tak sobie myślę, że Ty pewnie tak, jak ja. Setki kleszczy psom wyjęłam i nie łapie ich wcale, ale jeden musi się w życiu znaleźć i właśnie ten jeden musiał w ośrodku być wyjęty. Na szczęście bez rumienia i bez innych skutków.
    Wyluzuj, masz antybiotyk to teraz strach powinien Cię opuścić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, strach odpuścił. Jak widzę też wyłapujesz jak schemat zaczyna działać :) Oczywiście, że przeczytałam skutki uboczne, no jak ominąć? Tylko wiesz, przechodząc terapię, jeżdżąc na różne warsztaty, medytując i robiąc różne inne rzeczy, załapałam, że jak się schemat widzi i wie, jak to działa, można, NAPRAWDĘ, można sobie pomóc szybciej. Wejść na krócej, szybciej znaleźć rozwiązanie, dostrzec inne opcje. Jak pisałam ten post to na początku zakręciło mi się w głowie kilka razy, znaczy napięcie nadal było, ale jak kończyłam to się z siebie już śmiałam ;) Dość terapeutyczne :) Strach ma wielkie oczy, ale już nie pozwalam mu się panoszyć w moim życiu na okrągło. Dość.
      Może pomyśl jednak nad pamiętnikiem, naprawdę pomaga ;)

      Usuń
    2. A tak, najpierw zimny pot, a potem, jak rozpracowane, to śmiech. Na pamiętnik na razie nie mam czasu i musi to wejść w nawyk. Na rozpoczęcie pracy nad nawykiem nie mam czasu. W głowie układam sobie wspomnienia, a potem lecę do jakiejś pracy. Na blogu nie ma mowy:) Jakieś cząstki wspomnie i tyle.

      Usuń
  6. A te nowoczesne znam. I żyje 😝 genialny ten kot jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zdecydowałam przeżyć ;) A kot jest przecudny:)

      Usuń
  7. A jednak spanikowalas, i poszlas do lekarza. I bardzo dobrze,ze zdecydowalas sie na wizyte w przychodni. To nie sa zarty, a bolerioza szaleje wbrew pozorom, niczym covid. Kiedy nas to nie dotyczy to bagatelizujemy, a jednak jest, i te francole kleszcze zarazaja.
    Nie lekceważ tego, i przebadaj sie za jakis czas.

    I tego Buga Ci zazdraszczam, tych spacerow nad rzeka i tej roslinnosci leczniczej czyli ziol. Wiem, ze u Was jest bezpieczniej, a i wirus nie szaleje, ale mimo wszystko uwazajcie na siebie, bo on jest! - pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No spanikowałam ;) I znalazłam wyjście. We mnie jest taki racjonalny gadacz, co wszystko analizuje. Czasem strach go zakręci i nie daje mu dojść do słowa. Ale ja już widzę moje schematy lękowe, więc w końcu się ogarniam. Ale serio, przy tej przygodzie, covid, jakkolwiek wiem, że jest, zmalał jeszcze bardziej ;) Uważam to za pozytyw. Wytworzyła się zgoda, będzie co będzie. Radzę sobie z tym, co jest, teraz.
      Bug jest cudny i leczniczy. Ale ty też masz tam zielone, korzystaj. Trzeba o siebie dbać, nawet jeśli, tak jak w moim wypadku, oznacza to znienawidzony nowoczesny antybiotyk ;)
      I ja macham łapką z Podlasia usianego kleszczami ;)

      Usuń
  8. I dobrze, że trochę się przestraszyłaś, i pobiegłaś do lekarza. Czasami tak trzeba. Intuicja zadziałała. 14 lat temu leczyłam boreliozę w klinice w Białymstoku. Była tam fantastyczna pani doktor, która mówiła, że lekarze są w błędzie nie przepisując antybiotyku, gdy nie ma rumienia. Nie zawsze jest. A antybiotyk podany w porę jest niezbędny.
    Jak coś Cię będzie niepokoiło, leć na testy. A teraz lataj z kijkami. Musi tam być u Ciebie cudnie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja jakiś czas temu usłyszałam, że wszystko co mamy jest naszym zasobem. To było wtedy w kontekście depresji, że można ją wykorzystać, że jest mechanizmem przetrwania...I w sumie racja. Kiedy napływa dołek, zastanawiam się, o co chodzi? Co znów przeoczyłam, gdzie przekroczyłam siebie, gdzie zapomniałam coś przeżyć, przepłakać, przezłościć?
      I powiem ci, że takie myśli były: a może ja nie przypadkiem zobaczyłam tego kleszcza, bo ja raczej się nie oglądam bardzo w łazience. A na plecy to już wogóle rzadko paczę ;) Wiem, że wielu ludzi choruje, a nawet nie zauważyło, że zostali kiedyś ugryzieni. Więc opcja, że moja intuicja uruchomiła nerwicę...cóż, może być ;)
      I doprowadziła mnie do konkluzji: jednak zawalczmy o siebie Prowincjonalna ;) Co zrobiłam.
      Więc i tobie życzę zdrowia, odporności i dobrostanu ;)

      Usuń
  9. No to się najadłaś strachu. Znam tę paskudę niestety i wiem jakie zamieszanie potrafi zrobić. Jak nie urok, to sr.czka, jak zwykł mawiać w takich sytuacjach mój ojciec. Jak nie covid to kleszcz, jakby było za mało strachu z powodu tego pierwszego, no żesz!
    Mogę Ci jeszcze podpowiedzieć, ale może wiesz, po takiej antybiotykowej kuracji przez dłuższy czas pij dobre, zsiadłe mleko, bez żadnych dodatków. Świetnie pomaga odrodzić zniszczoną florę bakteryjną.
    Co do boreliozy nie pomogę, mogę tylko wesprzeć Cię dobrymi myślami.
    Trzymaj się Aniu, niejedno już przeszłaś i dałaś radę, i teraz też tak będzie:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za wsparcie dziękuję :) Zostały dwie tabletki antybiotyku, ale jakoś czuję się ogarnięta. Wsio dobrze ;) Nerwice nerwicami a żyć trzeba. Kiedy jeździłam z tatą po lekarzach, a tata miał raka jelita grubego, to każdy na mnie patrzył i mówił: pani i siostry powinnyście się badać. Bosze, normalnie zawał, nie dość, że ojciec umiera, to jeszcze to...Mój jeden dziadek miał raka żołądka, drugi POCHP (bo palił jak smok), jedna babka miała raka wątroby i demencję, druga raka mózgu...już nawet nie chce mi się dalej szukać. I co, na wszystko się badać? Wiesz Marytko, faktycznie tu jest Psychiatryk :)
      A jeśli chodzi o florę, to od kilku lat przyjaźnię się z grzybkami tybetańskimi. Robią rewelacyjny jogurt, moje jelitka go bardzo lubią ;) Spróbuj. Mnożą się się jak dzikie. Można mrozić, bo trzeba co jakiś czas robić przerwę.
      Więc jest ok :) Czego tobie i twoim życzę ;)

      Usuń
  10. Takie nasze ciężkie życie wśród nerwic, zarazków, wirusów....

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj:)) Dobrze, że poszłaś do lekarza bo z kleszczami nie ma żartów. Przypomniałaś mi moją historię sprzed ponad 10 lat. Złapałam kleszcza pod kolanem w czerwcu to było, niby został wyjęty.. Potem pojechaliśmy na nasze wymarzone wakacje do Chorwacji i tam zauważyłam rumień, wokół miejsca ugryzienia, z tyłu w zgięciu kolana. Cała radość z urlopu uleciała jak z balonika. Nie mogłam się doczekać powrotu. Antybiotyk brałam przez miesiąc. A teraz mam fobię na kleszcze.. Chodzę do lasu, spaceruję ale to miejsce gdzie ten kleszcz siedział czasami swędzi mnie jakby tam był.. A nie ma:) Dlatego rozumiem Twój strach.. No.. ale się rozpisalam:))) To jeszcze wspomnę, że wzruszył mnie Twój wcześniejszy post:))) Serdecznie pozdrawiam z nowego bloga:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkania z Kleszczami są ogromnie niefajne. Ty to już w ogóle miałaś pecha. Na wakacjach, zamiast się cieszyć ciepłym morzem, lęk. Okropność.
      Miło, że podobał ci się poprzedni post :) Mam teraz taki czas na wspomnienia, zaglądam do tyłu i szukam miłych rzeczy. Dla odmiany, bo wcześniej zaglądałam i szukałam niefajnych. No też potrzebne. Miłej niedzieli ;)

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oż Ty! Też odmachuje! :) Nie miałam takich przygód, ale jak sobie pomyślę, by się dostać do lekarza w tych czasach to głowa mała. O Covidzie przypomina tylko radio (którego nie słucham od 5 dni bom w domu hip hip hurra!) i maseczki w autobusach. Osobiście zastanawiałam się kilkakrotnie nad kijkami do spacerowingu, ale jakoś nigdy się nie zdecydowałam (też leczę biodro ale nie stwierdzone co to jest, bo do lekarza oczywiście nie poszłam :P)

    OdpowiedzUsuń
  14. W tym roku jeszcze kleszcza nie złapałam, za to mój kot ciągle łapie. Mimo kropelek i obróżek biobójczych. Już przestałam je wykręcać, bo kot nie siedzi grzecznie i główki zostają. Wolę, kiedy kleszcz sam odpadnie, wtedy bezlitośnie spuszczam go w klozecie. Wiem, ekologicznie byłoby rozdeptać, ale nie cierpię zabijać w ten sposób ;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobrze, że napisałaś bo ja się też od tygodnia obsesyjnie oglądam po przygodzie w wyciąganiem upartego kleszcza, który ze złości zdążył mi napluć do brzuszka. Czekam na rumień a właściwie to na brak rumienia. Mówisz, że to około miesiąca? Czy jednak wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można wcześniej. Poczytaj w internecie. Ja nie dałam rady z czekaniem😀

      Usuń
    2. Ja nie daję rady z czytaniem, tyle tam sprzecznych informacji, od bagatelizowania do alarmu.

      Usuń
    3. Znaczy tak jak ja. Weź antybiotyk. Nie ma co z ogniem igrać. Przynajmniej ja tak uznałam i od razu ner przeszedł. Bo faktycznie, co potwierdził mój lekarz, rumień może się nie pojawić, a borelioza owszem.

      Usuń
  16. Kleszcze... Tema t mi znany, Nieraz już taki przyczepił się do mnie. Teraz oglądam się i czasem popadam w paranoję. Znajduję kropkę z tyłu na szyi, biegnę do koleżanki, a ta mówi, że to zwykły strupek...
    Dzisiaj zatem zapraszam Cię do mnie na uspakajający, leniwy spacer. W tych najdłuższych dniach warto na taki poświęcić chwilę
    Pozdrawiam jeszcze spokojnym dniem

    OdpowiedzUsuń
  17. Kleszcze nie robią na mnie wrażenia. Mieszkałam kiedyś w lesie, niejednego wyciągnęłam z siebie, psa oraz bliskich i żyję.
    Jasne, że bywają nosicielami chorób, ale nie dajmy się zwariować. To samo hasło przyświeca mi w dobie koronawirusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie, nie daje się zwariować ;) Setki kleszczy wyciągnęłam z moich zwierząt i wysłałam w stronę Światła ;)
      Ale pierwszy raz siedział na mnie. Więc jednak antybiotyk wydał mi się lepszym rozwiązaniem. Zadziałało. Jak ręką odjął wszystkie leki. Dobra nasza!

      Usuń