czwartek, 13 sierpnia 2020

Straszne opowieści do poduszki Wszechświecie.

 


I lato leci Wszechświecie.
Nie wiem jak u innych, ale u mnie magicznie i ciekawie. 
Może się tym podzielę kiedyś, ale na razie mam ochotę na straszne opowieści. 
Bardzo straszne opowieści. 
Bardzo, Bardzo straszne opowieści.
Zacznijmy...

Za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami, w wielkiej, zielonej Dolinie żyła sobie...
Ale nie, to byłaby miła opowieść, wcale nie straszna, za siedmioma rzekami zawsze coś dobrego się zdarza na koniec. A ja chcę opowiedzieć bardzo straszną historię, gdzie nie wiemy jaki koniec napisze autor. To się nazwa suspens..

Zacznijmy jeszcze raz...
Pewna Starsza Pani w jesieni swego życia postanowiła przenieść się do miłego, spokojnego, bogobojnego Miasteczka. Schorowana, ale zdecydowana radzić sobie sama, kupiła mieszkanko w bloku. Wszędzie miała blisko, do lekarza piechotką 10 min, karetka dojeżdża w trzy minutki, bo stacjonuje w Miasteczku, sklepiki i apteka bliziutko, kościół niedaleko. Sąsiedzi uczynni, podwiozą, jest z kim porozmawiać na ławeczce pod blokiem. Powietrze czyste. Bezpiecznie i spokojnie.
Jednak to jest straszna opowieść, więc pojawia Zły Wirus. Zły Wirus jest niewidzialny, Zły Wirus zabija, Zły Wirus straszy wszystkich. Nagle Starsza Pani przestaje się czuć bezpiecznie. Lekarz zamyka przychodnię, nie można się dodzwonić, sąsiedzi nie bardzo chcą pomagać, sklepy stają się groźne, bo tam czyha Zły Wirus. Nikt już nie siedzi pod blokiem na ławeczce. Z ekranu telewizora wysuwa się niewidzialna macka Złego Wirusa, Starsza Pani czuje, że po nią właśnie.
Nawet w kościele nie ma już ulgi, jest zamaskowany strach.

I którejś, ciemnej, marcowej nocy Starsza Pani czuje, że ta macka owija się wokół jej piersi, zaczyna ją dusić, serce zaczyna łomotać, brakuje tchu, próbuje podbiec do drzwi, ale pada w pokoju i nie może się podnieść. Wzywa pomocy w jedyny sposób jaki daje radę, stuka w podłogę, bo krzyczeć nie może. Ile czasu to trwa? Nie wiadomo, około północy sąsiadka z dołu wreszcie usłyszała, pobiegła na górę, ale drzwi zamknięte. Starsza Pani bała się przecież Złego Wirusa. Więc sąsiadka zadzwoniła na pogotowie. Pogotowie przyjechało szybciutko, bo miało blisko. Ale musiano wezwać strażaków, by wyważyli drzwi. Strażacy przyjechali szybciutko, bo też mieli blisko. I kiedy już wyciągnęli przyjemne, proste i skuteczne narzędzie zwane "huliganem" i mieli wyważyć drzwi, ratownicy z pogotowia krzyknęli: stop! 
Udało się Starszej Pani, przez zamknięte drzwi powiedzieć ratownikom, że nie może się podnieść i nie może oddychać...Ratownicy zamarli, strażacy włożyli maseczki i przyłożyli "huligana" do drzwi, ale nie dostali pozwolenia na otwarcie...
Ratownicy musieli skonsultować się z Górą, bo Zły Wirus straszy, potem z Górą Góry, potem z Najgórniejszą Górą. I dopiero po 40 minutach, choć przecież mieli blisko, pozwolili strażakom użyć "huligana". I ubrani w wielkie, gumowe kombinezony weszli do Starszej Pani udzielić jej pomocy.
W każdej bajce tu jest szczęśliwe zakończenie. Ratownicy dzielnie ratują życie Starszej Pani, podają tlen i leki, odwożą do najbliższego szpitala szybciutko. Bo mają blisko.
Ale to jest straszna historia, więc nie...
Jadą dalej aż szpitala jednoimiennego, a tam lekarz krzyczy: na Starszą Panią nie napadł Zły Wirus, jej serce potrzebuje pomocy, szybciutko na Chirurgię, mamy blisko. Ale Chirurgia Blisko powiedziała, że nie przyjmie Starszej Pani, bo Zły Wirus straszy, a ona musi być odpowiedzialna, nie ma tu czasu na zrobienie testu, a inni pacjenci są. I choć było blisko, Starsza Pani nadal leży na noszach. Chirurgia zadzwoniła do Większej Chirurgii Daleko. Większa Chirurgia zgodziła się przyjąć...
Ratownicy dowieźli Starszą Panią Daleko, wwieźli ja na Izbę Przyjęć i nastąpił suspens...


Jednak Wszechświecie, kto tu dotarł niech wysłucha jeszcze jednej, strasznej opowieści. Bo cóż to za wieczór jednej opowieści, jak się straszyć, to na całego. 

 W Miasteczku mieszka Chłopiec, bardzo chory Chłopiec. Chłopiec miał pecha, bo urodził się z zepsutym genem. I ten jeden, malutki, zepsuty gen spowodował, że Chłopiec większość swego 11- letniego życia spędza w szpitalach. Chłopiec, jego Mama, jego Brat i Siostra walczą dzielnie z przeciwnościami losu. Chłopiec wolałby mieć sprawny gen i nie być w tej wspaniałej  Dwunastce chorych w Europie, w końcu to żadne wyróżnienie tylko masa kłopotów. Nawet kiedyś przyjechali lekarze z całej Europy i zaprosili Chłopca z Mamą by powiedzieli jak się żyje z takim zepsutym genem. Ale nie wymyślili jak go naprawić. Więc Chłopiec musi sobie radzić sam. Dostaje mnóstwo, bardzo drogich, bolących zastrzyków. Jednak udało mu się dostać do Fundacji, która je finansuje. I leczy się w najlepszym szpitalu : Centrum Zdrowia Dziecka. To też szczęście. Choć Chłopiec wie, że się nie wyleczy, może nawet nie dorośnie. Chłopiec widział dużo, więcej niż ktokolwiek z Miasteczka.
Ale jest Dzielnym Chłopcem.

I oto zjawia się Zły Wirus. A Chłopiec nagle czuje, że boli go ucho. Bardzo boli, tak bardzo, że zaczyna mieć wysoką gorączkę. Lekarz w Miasteczku mówi: ja się nie znam, musicie jechać do Centrum Zdrowia Dziecka. Mama prosi Sąsiada by zawiózł ich do Centrum, nie mają przecież własnego samochodu. I Sąsiad wiezie, choć wie, że jeśli to Zły Wirus, będzie miał Duże Kłopoty. Jednak wie też, że Chłopiec bardzo cierpi. Kiedy przyjeżdżają do Centrum Zdrowia Dziecka, niewidzialny czujnik mierzy temperaturę Chłopcu i nagle otaczają ich żołnierze, z pistoletami przy pasach. Chłopiec i jego Mama są przerażeni. Żołnierze mówią, że Chłopiec ma gorączkę i nie może wejść do szpitala. Musi zrobić test na Złego Wirusa. Ale...(teraz zbudujmy troszkę napięcia) testy pobiera się rano!

Chłopiec się spóźnił. Musi przyjechać RANO. Na nic prośby, żołnierz posłusznym być musi! Mama i Chłopiec zostają wyprowadzeni z Centrum, wracają do Sąsiada, a on odwozi ich do domu, 120 km. 
Z samego rana wsiadają znów w samochód i są raniutko, tak jak trzeba. Chłopcu pobierają wymaz i nagle okazuje się, że na wynik muszą czekać w domu. Żołnierze znów wyprowadzają Chłopca z Mamą ze szpitala, a u boku każdy ma pistolet, który straszy, chyba gorzej nawet niż Zły Wirus. I jadą z Sąsiadem znów 120 km. Na szczęście już o szesnastej, tego samego dnia, okazuje się, że Chłopiec cierpi z innego powodu niż Zły Wirus. Centrum otwiera drzwi, a Sąsiad robi trzecią i ostatnią (chyba) podróż do Warszawy.
Czyżby tu było szczęśliwe zakończenie? Nie, nie, nie...to straszna opowieść jest, ale dla tych co już się bardzo boją, zdradzę, Chłopiec nadal żyje na Planecie. Choć może by wolał już nie...

Otóż, Chłopiec ma Kolegów: trzy miłe, puchate Miski. Ma je od baaardzo dawna. Śpi z nimi, uczy się z nimi, bawi się z nimi i do szpitala jeździ zawsze z nimi. Wie, że z Kolegami nic mu się nie stanie. I kiedy jest już na sali, i kiedy ustawił Kolegów na szafce przy łóżku jak zawsze, wpadła pani Doktor Profesor i kazała zabrać Kolegów, bo Zły Wirus straszy.  Na nic prośby i krzyki Mamy Chłopca. Koledzy zostali zabrani. Mama powiedziała mu, że Koledzy jadą do domu, że nic im nikt nie zrobi, ona tego dopilnuje, ale Chłopiec jej nie uwierzył. Przecież widział żołnierzy z bronią, wie o Złym Wirusie i się boi...
Leczono Chłopca tylko kilka dni i musiano go odesłać do domu. Chłopiec dziwnie się zachowywał. Pani Psycholog przyszła do niego na wizytę i powiedziała: dziecko jest przerażone i zestresowane, musi wrócić do domu, w spokojne miejsce. 
Wrócił, Koledzy czekali w domu na niego. Jakoś się doleczył.
A można było Kolegów Miśków wstawić pod niebieskie światło, wyozonować, zrobić im kwarantannę w przezroczystym worku, tak by Chłopiec ich widział..
Można było wiele zrobić. 
A nie zrobiono.
Straszna historia, okropny suspens...


Kto dotarł do końca, ten jest Dzielny.
Nie każdy ma odwagę zmierzyć się ze Strasznymi Opowieściami.
Nie każdy chce je zobaczyć, bo podobno Zły Wirus straszy.
Ale one SĄ. 
A Suspens nie zawsze dotyczy fikcji...
Uważajmy jakie opowieści czytamy naszym Dzieciom, wszak Dzieci są naszą Przyszłością.




Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja zawsze, nadająca z Krainy Dreszczy, Prowincjonalna Bibliotekarka.