Jim Musil |
Znów to samo.
Znów strach...
Wczorajszy dzień był dniem psychoterapeutycznym. Przyszło dużo ludzi, wypożyczyłam mnóstwo książek i wypowiedziałam wiele, wiele razy: wszystko będzie dobrze...
Usłyszałam na schodach kroki, a właściwie szuranie połączone z sapaniem. Jakaś starsza czytelniczka idzie- pomyślałam. Kiedy do mnie dotarła okazało się, że to PaniK.
PaniK do tej pory nie była w tak złym stanie. Owszem "pandemia" ją przemieliła, ale jakoś pozbierała się do kupy. Teraz jest źle. Obrzęknięta, skóra jak pergamin, oczy zapuchnięte, czerwone ręce trzęsące się, oddech krótki, płytki, urywany. Ledwie mówi. Poprosiła o lekkie książki.
- Pani, jak teraz żyć? Ja patrzę w ten telewizor, patrzę co robi ten drań z ludźmi, jak to możliwe, płaczę cały czas. Dzwonię do syna: uciekajcie! A on mi mówi, że ja bliżej jestem, oni dalej bo w Białymstoku. Jak to będzie z nami?
Ja tak mam tak, że w sytuacjach trudnych, niespodziewanych i lękowych najpierw się wycofuję. Zamrażam. Dystansuję. Obserwuję starając się wyprzeć lęk. Stary nawyk z dzieciństwa. Kiedyś pozostałabym w tym. Spychałabym strach do nieświadomości raz po raz. Ale teraz po okresie obserwacji, pozwalam mu wrócić, przyznaję, że się boję. Czuję to w ciele. Ten ciężar, tę szarość, to mdlące uczucie w żołądku, te napięte mięśnie bez siły. Bezradność.
Ale zbieram dane, oglądam sytuację z wielu stron. Nie zatrzymuję się na strachu. Już nie.
Ale zbieram dane, oglądam sytuację z wielu stron. Nie zatrzymuję się na strachu. Już nie.
Jim Musil |
Moja mama ma koleżankę. Ta koleżanka, starsza już pani, mieszka z córką. Nic u niech się nie wyrzuca. A przynajmniej niewiele. W sieniach, gdzie bardzo trudno znaleźć wolne miejsce na stopę, wiszą półpaltka po dziadkach. Wszędzie pudła, zawiązane reklamówki z tajemniczym towarem, gazety.
Dwie zapchane zamrażarki z zapasami. Ale z nich się nie je. Kupuje się na bieżąco. Dużo gotują, dużo marnuje się jedzenia, ale też mnóstwo jest poutykanych zapasów po półkach, one też się marnują. Na strychu, oprócz dalszej kolekcji ubrań po dziadkach, stoją worki suszonego chleba i bułek. Od czasu do czasu ściągają te worki i robią przegląd. Jeśli jest pleśń, pieczywo jest skarmiane zwierzakom: kurom, owcom. A nowe jest suszone i ładowane do worów. A wory na strych. Bo może być wojna i głód. Tak babcia opowiadała i przestrzegała. I tak one robią: jakby wywozili, to ten chleb może życie uratować.
Dwie zapchane zamrażarki z zapasami. Ale z nich się nie je. Kupuje się na bieżąco. Dużo gotują, dużo marnuje się jedzenia, ale też mnóstwo jest poutykanych zapasów po półkach, one też się marnują. Na strychu, oprócz dalszej kolekcji ubrań po dziadkach, stoją worki suszonego chleba i bułek. Od czasu do czasu ściągają te worki i robią przegląd. Jeśli jest pleśń, pieczywo jest skarmiane zwierzakom: kurom, owcom. A nowe jest suszone i ładowane do worów. A wory na strych. Bo może być wojna i głód. Tak babcia opowiadała i przestrzegała. I tak one robią: jakby wywozili, to ten chleb może życie uratować.
Jednocześnie jest to jedyny dom jaki znam, gdzie tyle jedzenia jest marnowane, bo i zwierzaki nie dają rady zjeść wszystkich zapleśniałych i skwaśniałych potraw, warzyw z piwnicy itp.
A dzieci nie miały prawa zostawić nic na talerzu, bo babka jak hitler stała nad nimi...
Nawet nie chcę myśleć, co tam u nich się teraz odpaliło w głowach. Jakie opowieści babki, jakie strachy, jakie scenariusze zdarzeń. Choć mogę się domyślić...
Poczytałam Wszechświecie blogi, popatrzyłam na to co dziewczyny piszą. Różne podejścia do strachu. Różne scenariusze, nawet z przepowiadaniem trzeciej wojny światowej. Brrr....
Nie znam się na polityce, nie potrzebuję jej rozumieć, rozumiem emocje, ukryte potrzeby, kompensacje niedoborów, traumy z dzieciństwa, te schowane warstwy naszej świadomości o których zapominamy wygodnie udając, że ich nie ma. Są, one kierują nami, politykami, żołnierzami, wszystkim w okół.
Są źródłem każdej wojny, każdego ataku na innych ludzi, każdej krzywdy...
Po prostu szczęśliwe dzieci wyrastają na szczęśliwych dorosłych i nie potrzebują nikogo krzywdzić, by poczuć się lepiej. Są przepełnione wiedzą, nie wiarą, wiedzą, że Wszechświat je wspiera i już.
Po prostu szczęśliwe dzieci wyrastają na szczęśliwych dorosłych i nie potrzebują nikogo krzywdzić, by poczuć się lepiej. Są przepełnione wiedzą, nie wiarą, wiedzą, że Wszechświat je wspiera i już.
Richard Thorn |
Co to robi młodym umysłom? Jakie ścieżki pokazuje?
Opluwam świętości? Bezczeszczę groby zmarłych ofiar? Włączam muzykę na cmentarzu?
Ja się zastanawiam...
Bo kiedy widzę ten strach obecny, kiedy widziałam strach dwa lata temu, kiedy przeżywałam strach po ataku na WTC, wiem, że to był strach z przeszłości, mieszał mi w głowie ze strachem teraźniejszym. Zamącał obraz sytuacji, zasłaniał inne ścieżki, wysyłał w przeszłość mojej babki, prababki, kazał bać się TAMTYM strachem...
Rozumiesz Wszechświecie?
Rozumiesz Wszechświecie?
Teraz jest teraz, a nam się miesza...
Bo jesteśmy podróżnikami w czasie i musimy uważać, jakie pamiątki zabieramy ze sobą.
Bo jesteśmy podróżnikami w czasie i musimy uważać, jakie pamiątki zabieramy ze sobą.
Alexander Kurzanow |
Parę lat temu byłam w Tarasce na warsztatach z Rosą. Rosa mieszkała na Florydzie a tam zbliżał się wielki huragan, z tych naprawdę wielkich. Wieczorem po warsztatach Rosa poprosiła nas, czy możemy razem z nią pomedytować, by ten huragan nie dotarł do Florydy. Żeby się uspokoił nad morzem nie czyniąc krzywdy nikomu. Wszyscy się zgodzili.
Zamknęłam oczy prowadzona cichym, matowym, spokojnym głosem Rosy.
Wdech, wydech, wdech, wydech...poczułam jak powietrze wpływa do mojego nosa, do gardła, do płuc. Jak chłodna fala się ociepla we mnie. Jak ze świstem ulatuje z ciała. Słyszałam moje serce dudniące w klatce piersiowej i nagle tam byłam...
Wisiałam nad wzburzonym morzem, wysoko. Lekka jak piórko i solidna jak granit. Wokół wiał szalony wiatr, fale morskie było ogromne, było trochę ciemno, naprzeciw mnie napływał ogromny wał ciemnych, granatowo-zielonych, poszarpanych chmur. Rozłożyłam ręce by poczuć siłę Matki Ziemi. Och, to było mocne. Szarpnęła mną dzika radość połączona z ekscytującym strachem.
Mogłabym się w tym zatracić. Ale się rozejrzałam. Po obu moich stronach, tak jak ja, unosili się ludzie.
Wisiałam nad wzburzonym morzem, wysoko. Lekka jak piórko i solidna jak granit. Wokół wiał szalony wiatr, fale morskie było ogromne, było trochę ciemno, naprzeciw mnie napływał ogromny wał ciemnych, granatowo-zielonych, poszarpanych chmur. Rozłożyłam ręce by poczuć siłę Matki Ziemi. Och, to było mocne. Szarpnęła mną dzika radość połączona z ekscytującym strachem.
Mogłabym się w tym zatracić. Ale się rozejrzałam. Po obu moich stronach, tak jak ja, unosili się ludzie.
Mnóstwo ludzi tworzyło tamę dla chmur, wiatru i wody. Czułam też jakąś wielką Obecność za plecami. Obecność spokojną, ciepłą, niewzruszoną, pewną.
I we mnie zapadł spokój. I ja poczułam pewność.
Spojrzałam na morze, na chmury i poczułam, że TAK, nie przejdą.
Nie- NIE: nie przejdziesz.
Ale- TAK: nie przejdziesz.
Nie wiedziałam, że tak można.
Ale zrobiłam, zrobiliśmy wszyscy. Razem.
Dimitri Sirenko |
Następnego dnia wieczorem Rosa dostała wiadomość, że huragan stracił na sile, zmienił kategorię na słabszą i nie wyrządził wielkich szkód.
I można długo deliberować nad tym, albo krótko stwierdzić: głupota. W takich momentach nawet foliarze i płaskoziemcy mówią, że muszę odejść, bo przeginam.
Ale ja tam byłam i wiem, co zrobiliśmy.
Razem.
Tatiana Yanovskaya-Sink |
Więc jeśli myślicie, że nic nie możecie, to zapewniam Was, że to nieprawda.
Stary, głupi program od przodków. Możecie, jeśli chcecie.
Mocne TAK wystarczy.
Pozdrawiam Wszechświecie, poskramiaczka huraganów i ujeżdżaczka burzy, Prowincjonalna Bibliotekarka.