Michael Dumas |
Po gorącym czasie lata rozbuchanym kolorami, pędem do słońca, zawiązywaniem, rodzeniem i dojrzewaniem, nagle hamujemy...
Osiadamy na mieliznach jak zmęczone statki, które całe lato woziły towar przez morza i oceany. Utrudzone, ociężałe od podczepionych pąkli i żyjątek morskich, zanurzone zbyt głęboko nie dają już rady elegancko i lekko mknąć po falach. Mielizny wydają się być dobrym miejscem na odpoczynek. Nie pozwalają płynąć dalej, zatrzymują, osadzają.
Na mieliźnie nie ma pędu, jest spokój bezradności.
Cóż za dobre uczucie.
Nic nie mogę...
Nareszcie.
Jesienny wysyp depresji oznacza, że wiele osób osiadło na mieliźnie z ulgą, mocno i staranie ukrytą, zwłaszcza przed samymi sobą.
Oleg Omelchenko |
Ale już nie...
Odpoczywam.
Ale lekcje się toczą. Jakby same, choć z moim udziałem. Czasem chętnym, czasem bardzo niechętnym.
Od jakiegoś czasu natrafiam na opowieści o WWO.
Wysoko Wrażliwa Osoba. Ktoś ( nie chce mi się sprawdzać kto, zapewne ktoś mocno uczony) wymyślił i wprowadził to określenie, by skategoryzować, nazwać, ogarnąć zjawisko ludzi zbyt emocjonalnych, wyłapujących większą niż przeciętną ilość bodźców i informacji z otoczenia, z własnego ciała, z własnej psyche.
Natknęłam się na to parę lat temu, próbując ogarnąć własną nadwrażliwość i jakiś czas to wytłumaczenie mi pasowało. Nawet fajne było.
No tak mam, inni też tak mają, to nie twoja wina, że tak masz, jesteś po prostu delikatna, wrażliwa, empatyczna, co niesie ze sobą konsekwencje. Łatwiej popadasz w depresję i drażliwość, często świat cię przytłacza i ucieczkowość się włącza, unikasz emocji a jak już dopadną, to przeżywasz je głębiej niż inni. Perfekcjonizmu używasz jak mistrzyni, bo chroni i broni. Ale jednocześnie współodczuwasz, podchodzisz empatycznie do ludzi, jesteś troskliwa...
No wszystko zgoda. W sumie nie najgorzej. Można w tym odnaleźć nawet fajne rzeczy: empatyczna, troskliwa, współodczuwająca. Fajna teoria.
Dianne Heap |
A tymczasem po Miasteczku od wielu, wielu lat chodził Pan bez Pieska, bo Piesek dołączył później.
Pan bez Pieska był żulem. Takim ze starej, peerelowskiej gwardii. Klasyczny był. Mieszkał sam w rozwalającej się chatce, choć bardziej mieszkał w gospodzie, albo w parku na ławeczkach, albo pod kinem. Zawsze z butelczyną winka, wódeczki czy piwka w ręku. Miał kilku kolegów takich jak on i stanowili mocny akcent w życiu Miasteczka, od czasu do czasu naruszając ogólnie przyjęte normy zachowania i higieny.
Jakieś 20 lat temu Pana bez Pieska zatrudniono do dorywczych prac w Ośrodku Kultury. Było lato, gorąco. Wpadłam tam coś załatwić i musiałam z Panem bez Pieska minąć się na schodach. Omal nie padłam. Zapach przetrawionego alkoholu, brudu, potu i moczu był powalający. Weszłam na górę i nie bacząc, że Pan bez Pieska słucha walnęłam ostry komentarz o o brudzie i smrodzie. Nie pamiętam jaki, ale ostry bardzo.
Kilka dni później koleżanka z Ośrodka powiedziała mi, że Pan bez Pieska skarżył się na mnie: jak ja mogłam tak powiedzieć; uraziłam jego uczucia.
Doskonale pamiętam moją odpowiedź: a to Pan bez Pieska ma jakieś uczucia???
I zaśmiałam się...
Mocne Wszechświecie, a przecież już wtedy byłam WWO jak cholera, choć o tym nie wiedziałam.
No cóż, życie popłynęło.
I dwa lata temu wycięto mój/niemój SAD. I rozpoczął się Projekt. Powstały ścieżki spacerowe i kto się pojawił? Pan już z Pieskiem. Zaczęli spacerować tuż pod moimi oknami. W miejscu ukochanych drzew, krzaków i zieleni. Pan z Pieskiem postarzał się, lekko umył, koledzy mu się wykruszyli, chorował, ale nadal reprezentował coś, czego nie mogłam znieść. I nawrzeszczałam na niego, wylałam na niego całą moją frustrację z powodu niszczenia Sadu, zabierania mojej przestrzeni, niezgody na to, co się dzieje.
Diane Reandour |
Jakiś czas go nie było, ale wrócił. Chodził z Pieskiem nadal, tylko ja powoli się ogarnęłam, przeżyłam żałobę, bezradność, złość i ból. Odpuściłam. Pogodziłam się, zaleczyłam. Znalazłam swój spokój.
- pani nie miała racji, kiedy pani mówiła, że nie mogę chodzić tam na spacery. Tam jest dla wszystkich.
Święta nie jestem, więc odpowiedziałam obronnie, bo trafił w bolące jednak:
Pod domem usiadłam na ławce ogarnąć emocje i dotarło do mnie, że biedak rok cały nosił tę krzywdę, jaką moje słowa w nim otworzyły. Trafiłam w jego bolące miejsce, jakiekolwiek by ono nie było i wcale nie chodziło o spacery, wcale...
Inaczej bym lekcji wcale nie zauważyła.
Ze wszystkiego można zrobić schowanko przed konsekwencjami własnych działań z nieświadomości.
I gdy czasem ktoś powie, że jest WWO, to ja tylko pokiwam głową, bo mnie mocno Pan z Pieskiem oświecił...
Starłam napis z czoła, postanowiłam zostawić tam puste miejsce.
Miejsce dla mnie....
Carrie McKenzie |
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja nieotagowana Prowincjonalna Bibliotekarka