poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Widzenia, złudzenia, fatamorgany Wszechświecie.

 
Andrea Kowch

Mam pewną znajomą na Fb. 
Organizowała warsztaty z neuroświadomości na które się zapisałam. Trochę roztrzepana, trochę nieogarnięta, ale skuteczna. Warsztaty były super. Ona też była fajna, znajomość została.
Ot, normalna nerwuska jak wiele osób mi znanych, łącznie ze mną.

Niedawno udostępniła posta dziewczyny, u której zdiagnozowano dość późno, bo w dorosłym wieku, autyzm. I okazuje się, że moja znajoma, też w wieku 44 lat dostała diagnozę: autyzm.
Autyzm diagnozuje się w większości u chłopców. Podobno dziewczynki się lepiej z tym ukrywają. Nie moje zdanie, w jakimś artykule podrzuconym przez znajomą przeczytałam. Mówi się też, że autyzm ma szerokie spektrum objawów, tak szerokie, że właściwie czasem trudno ogarnąć. 
Jest tego jakby coraz więcej, spotykam w bibliotece dzieci z taką diagnozą. Są bardzo różne. Ale wszystkie radzą sobie samodzielnie. Oczywista, te najciężej dotknięte, siedzą w domach, do biblioteki nie przyjdą.
Ale o co mi chodzi, autyzm to autyzm. 
Hm...

W tym poście dorosłej już, neuroAtypowej dziewczyny (tak to się teraz mówi, na zdrowych zaś: neurotypowi; trochę jak heterycy i geje czy inne lgtb), była wszakże jakaś pretensja, przytoczę:

"Nie wyglądasz na autystyczną. Normalnie się zachowujesz, rozmawiasz, funkcjonujesz" - słyszałam już milion razy, odkąd zaczęłam mówić publicznie o swojej diagnozie. Ale nikt nie wie, ile napięcia i stresu jest we mnie przed każdym wydarzeniem oraz jak ciężko jest mi z przebodźcowaniem i jak długo muszę wracać do siebie, gdy dane wydarzenie się skończy. Ludzie widzą tylko ten jeden krótki moment pomiędzy.
Mam wrażenie, że większość rzeczy, z którymi się zmagamy, dzieje się wewnątrz nas. Ludzie widzą uśmiechniętego, zaradnego człowieka i nie wierzą, że ma depresję. Widzą zorganizowaną osobę z własną firmą i twierdzą, że na pewno zmyśliła swoje ADHD. I w drugą stronę: widzą kogoś, kto ledwo sobie radzi i mówią, żeby wziął się w garść, nie wiedząc, jak wielką walkę już stoczył i jak wiele wysiłku wkłada w każdy dzień swojego życia. Cała nasza walka, dźwiganie ciężaru codzienności, dzieje się w ukryciu. Ale to nie znaczy, że jej nie ma."

No jest walka, ale czemu wszyscy mają obowiązek ją widzieć?
I skoro ten autyzm daje się ukrywać i nim manipulować, to może jednak nie taka wykuta w skale ta diagnoza lekarska?

Kiedy jej odpisałam:
"Czytałam o tym maskowaniu się kobiet autystycznych, nie różni się to niczym od maskowania się w nerwicach czy depresji czy innych zaburzeniach. Pewnie rzeczy są wspólne dla nas wszystkich. Ja nie mam autyzmu, a nie lubię patrzeć w oczy, nie lubię dotyku obcych, źle się czuję w tłumie, szybko się przebodźcowuję. Czasem dobrze jest nie przywiązywać się bardzo do diagnozy"
Ona odpisała: "O! może masz autyzm, tylko o tym nie wiesz 😉. Autyzm to spectrum. Różne rozłożenie różnych cech, w różnym stopniu, u różnych osób. Ja o swoim autyzmie dowiedziałam się w wieku 44 lat i wtedy zrozumiałam większość mojego dzieciństwa, młodości, problemów emocjonalnych, społecznych, dlaczego nie rozumieliśmy się z moimi rówieśnikami... I wiele innych. To było dla mnie dużą ulgą. Zrozumienie."

Może zrozumienie, a może wygodna ścieżka, bo jest na co zwalić to, z czym się borykam. 

Andrea Kowch

Niedawno obejrzałam wywiad z Dorotą Wellman, którą lubiłam, a obecnie mniej.
„Jestem w wieku po menopauzie i już to powinno ustać. Jeśli ktoś nie ma pojęcia o migrenie, to nie jest tak, że boli tylko głowa. [...] Potworne bóle głowy, jakby rozsadzało mózg. Są jeszcze inne kłopoty, które są związane z migreną: utrata wzroku, wymioty, że aż  cieknie krew z nosa, nie widzisz na oczy i jesteś półprzytomna. To jest ból, którego nie da się opanować."
Taaa...
Migrenę znam. Taką trzydniową, z wymiotami i krwią z nosa też. Kilka razy mąż wzywał pogotowie. 
Ale patrząc na Dorotę dostrzegałam coś więcej. Przedtem widziałam pogodną, zdecydowaną kobietę. I pewnie ma takie kawałeczki siebie. Ale też ta "telewizyjna gadka", to "hiphiphura" zagrzewanie kobiet do walki, te pozytywne komunikaty: bierzcie swoje życie w swoje ręce, walczcie o swoje prawa; to punktowanie niesprawiedliwości różnych, wydaje mi się być kompensacją własnej niemożności, własnej bezsilności. Kiedy na nią patrzę, widzę cierpienie i cień złości pod uśmiechem, w napiętych szczękach, w podniesionych ramionach, w usztywnionym ciele. Ciało nie kłamie.
Sztuczność.
Nie migrena jest tu najważniejsza.

Moje migreny odeszły w czasie terapii, gdy rozwiązałam kilka najważniejszych spraw z dzieciństwa. 
No ale, nie każdy musi, może boleć i można w ten sposób prosić o uwagę oraz wszystko inne co mi brakuje.
Za mocno? Sama nie wiem, to tylko kawałek prawdy o nas. Są inne, całe mnóstwo prawd innych.

Andrea Kowch

Pamiętam, kiedy po latach cierpienia, bólów różnorakich, migren, zawrotów głowy, depresji szeroko pojętej trafiłam do lekarza i on mi powiedział: pani Aniu, ma pani depresję.
Rozpłakałam się.
Z ulgi. Że nie rak, że nie umieram, że nic gorszego. To się leczy, to tylko choroba. I leczyłam.
A potem, kilka lat później, po terapii, po różnych ścieżkach warsztatowych i nie tylko, zrozumiałam.
To nie choroba, to JA. 
Depresja to tylko mechanizm obronny. Ma za zadanie mnie chronić, mnie przede mną. 
Przed wszystkim co robię przeciwko sobie, a czego nie chcę widzieć.
To takie proste teraz się wydaje.
Mimo nawrotów złego nastroju :)
Bo teraz to sygnał, że znów zasuwam w starych, wygodnych rowkach, które mi nie służą. 

Jednak znam osoby, które przyjąwszy diagnozę: depresja kliniczna, rozgościły się w niej na całe życie.
Znam też osobę, która w diagnozie: rak, też się rozgościła, choć już na prostej i zdrowa.
Mówi:
- już nie mogę słuchać, gdy ludzie mówią: wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
Tak mnie to denerwuje i złości, bo może być różnie. Może nie być dobrze!
Odpowiadam, że nikt nie ma złych intencji, każdy chce wesprzeć tak jak umie. Przecież sama tymi słowami wspierała innych ludzi.
Gwałtowne oburzenie:
- ja tak nigdy nie mówiłam!
Zamilkłam, bo kłamstwo było oczywiste. W moją stronę od niej te słowa padały nie raz, gdy miałam problemy z kręgosłupem. Zapomniała?
Ona wspierała jak umiała, ja czasem miałam wrażenie zdawkowości takich słów a czasem niosły pociechę. Ale to jak je przyjmę, zależało ode mnie.

Zawsze ode mnie.

Dziś piszę post bałaganiarski, nie mam zgrabnej konkluzji na zakończenie. Widzę, czuję, spotykam rzeczy różne. Różnych ludzi, różne sytuacje, różne warstwy tego samego, czyli Życia. 
Coś mnie ukłuje, coś mnie posmyra miło, coś zapiecze jak pokrzywa, coś otuli jak mgła na łące.
Żyję.


Andrea Kowch


PS. Marytko, może byś napisała co tam u ciebie?
PS2. Przez Agniechę zaczęłam oglądać przecinki. Niefajne, zero przyjemności, przestaję!
PS3. Piękne są te obrazy, ja w nich widzę spokój mimo burz w około...




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zawsze, Prowincjonalna Bibliotekarka