poniedziałek, 14 sierpnia 2023

Widzenia, złudzenia, fatamorgany Wszechświecie.

 
Andrea Kowch

Mam pewną znajomą na Fb. 
Organizowała warsztaty z neuroświadomości na które się zapisałam. Trochę roztrzepana, trochę nieogarnięta, ale skuteczna. Warsztaty były super. Ona też była fajna, znajomość została.
Ot, normalna nerwuska jak wiele osób mi znanych, łącznie ze mną.

Niedawno udostępniła posta dziewczyny, u której zdiagnozowano dość późno, bo w dorosłym wieku, autyzm. I okazuje się, że moja znajoma, też w wieku 44 lat dostała diagnozę: autyzm.
Autyzm diagnozuje się w większości u chłopców. Podobno dziewczynki się lepiej z tym ukrywają. Nie moje zdanie, w jakimś artykule podrzuconym przez znajomą przeczytałam. Mówi się też, że autyzm ma szerokie spektrum objawów, tak szerokie, że właściwie czasem trudno ogarnąć. 
Jest tego jakby coraz więcej, spotykam w bibliotece dzieci z taką diagnozą. Są bardzo różne. Ale wszystkie radzą sobie samodzielnie. Oczywista, te najciężej dotknięte, siedzą w domach, do biblioteki nie przyjdą.
Ale o co mi chodzi, autyzm to autyzm. 
Hm...

W tym poście dorosłej już, neuroAtypowej dziewczyny (tak to się teraz mówi, na zdrowych zaś: neurotypowi; trochę jak heterycy i geje czy inne lgtb), była wszakże jakaś pretensja, przytoczę:

"Nie wyglądasz na autystyczną. Normalnie się zachowujesz, rozmawiasz, funkcjonujesz" - słyszałam już milion razy, odkąd zaczęłam mówić publicznie o swojej diagnozie. Ale nikt nie wie, ile napięcia i stresu jest we mnie przed każdym wydarzeniem oraz jak ciężko jest mi z przebodźcowaniem i jak długo muszę wracać do siebie, gdy dane wydarzenie się skończy. Ludzie widzą tylko ten jeden krótki moment pomiędzy.
Mam wrażenie, że większość rzeczy, z którymi się zmagamy, dzieje się wewnątrz nas. Ludzie widzą uśmiechniętego, zaradnego człowieka i nie wierzą, że ma depresję. Widzą zorganizowaną osobę z własną firmą i twierdzą, że na pewno zmyśliła swoje ADHD. I w drugą stronę: widzą kogoś, kto ledwo sobie radzi i mówią, żeby wziął się w garść, nie wiedząc, jak wielką walkę już stoczył i jak wiele wysiłku wkłada w każdy dzień swojego życia. Cała nasza walka, dźwiganie ciężaru codzienności, dzieje się w ukryciu. Ale to nie znaczy, że jej nie ma."

No jest walka, ale czemu wszyscy mają obowiązek ją widzieć?
I skoro ten autyzm daje się ukrywać i nim manipulować, to może jednak nie taka wykuta w skale ta diagnoza lekarska?

Kiedy jej odpisałam:
"Czytałam o tym maskowaniu się kobiet autystycznych, nie różni się to niczym od maskowania się w nerwicach czy depresji czy innych zaburzeniach. Pewnie rzeczy są wspólne dla nas wszystkich. Ja nie mam autyzmu, a nie lubię patrzeć w oczy, nie lubię dotyku obcych, źle się czuję w tłumie, szybko się przebodźcowuję. Czasem dobrze jest nie przywiązywać się bardzo do diagnozy"
Ona odpisała: "O! może masz autyzm, tylko o tym nie wiesz 😉. Autyzm to spectrum. Różne rozłożenie różnych cech, w różnym stopniu, u różnych osób. Ja o swoim autyzmie dowiedziałam się w wieku 44 lat i wtedy zrozumiałam większość mojego dzieciństwa, młodości, problemów emocjonalnych, społecznych, dlaczego nie rozumieliśmy się z moimi rówieśnikami... I wiele innych. To było dla mnie dużą ulgą. Zrozumienie."

Może zrozumienie, a może wygodna ścieżka, bo jest na co zwalić to, z czym się borykam. 

Andrea Kowch

Niedawno obejrzałam wywiad z Dorotą Wellman, którą lubiłam, a obecnie mniej.
„Jestem w wieku po menopauzie i już to powinno ustać. Jeśli ktoś nie ma pojęcia o migrenie, to nie jest tak, że boli tylko głowa. [...] Potworne bóle głowy, jakby rozsadzało mózg. Są jeszcze inne kłopoty, które są związane z migreną: utrata wzroku, wymioty, że aż  cieknie krew z nosa, nie widzisz na oczy i jesteś półprzytomna. To jest ból, którego nie da się opanować."
Taaa...
Migrenę znam. Taką trzydniową, z wymiotami i krwią z nosa też. Kilka razy mąż wzywał pogotowie. 
Ale patrząc na Dorotę dostrzegałam coś więcej. Przedtem widziałam pogodną, zdecydowaną kobietę. I pewnie ma takie kawałeczki siebie. Ale też ta "telewizyjna gadka", to "hiphiphura" zagrzewanie kobiet do walki, te pozytywne komunikaty: bierzcie swoje życie w swoje ręce, walczcie o swoje prawa; to punktowanie niesprawiedliwości różnych, wydaje mi się być kompensacją własnej niemożności, własnej bezsilności. Kiedy na nią patrzę, widzę cierpienie i cień złości pod uśmiechem, w napiętych szczękach, w podniesionych ramionach, w usztywnionym ciele. Ciało nie kłamie.
Sztuczność.
Nie migrena jest tu najważniejsza.

Moje migreny odeszły w czasie terapii, gdy rozwiązałam kilka najważniejszych spraw z dzieciństwa. 
No ale, nie każdy musi, może boleć i można w ten sposób prosić o uwagę oraz wszystko inne co mi brakuje.
Za mocno? Sama nie wiem, to tylko kawałek prawdy o nas. Są inne, całe mnóstwo prawd innych.

Andrea Kowch

Pamiętam, kiedy po latach cierpienia, bólów różnorakich, migren, zawrotów głowy, depresji szeroko pojętej trafiłam do lekarza i on mi powiedział: pani Aniu, ma pani depresję.
Rozpłakałam się.
Z ulgi. Że nie rak, że nie umieram, że nic gorszego. To się leczy, to tylko choroba. I leczyłam.
A potem, kilka lat później, po terapii, po różnych ścieżkach warsztatowych i nie tylko, zrozumiałam.
To nie choroba, to JA. 
Depresja to tylko mechanizm obronny. Ma za zadanie mnie chronić, mnie przede mną. 
Przed wszystkim co robię przeciwko sobie, a czego nie chcę widzieć.
To takie proste teraz się wydaje.
Mimo nawrotów złego nastroju :)
Bo teraz to sygnał, że znów zasuwam w starych, wygodnych rowkach, które mi nie służą. 

Jednak znam osoby, które przyjąwszy diagnozę: depresja kliniczna, rozgościły się w niej na całe życie.
Znam też osobę, która w diagnozie: rak, też się rozgościła, choć już na prostej i zdrowa.
Mówi:
- już nie mogę słuchać, gdy ludzie mówią: wszystko będzie dobrze, zobaczysz. 
Tak mnie to denerwuje i złości, bo może być różnie. Może nie być dobrze!
Odpowiadam, że nikt nie ma złych intencji, każdy chce wesprzeć tak jak umie. Przecież sama tymi słowami wspierała innych ludzi.
Gwałtowne oburzenie:
- ja tak nigdy nie mówiłam!
Zamilkłam, bo kłamstwo było oczywiste. W moją stronę od niej te słowa padały nie raz, gdy miałam problemy z kręgosłupem. Zapomniała?
Ona wspierała jak umiała, ja czasem miałam wrażenie zdawkowości takich słów a czasem niosły pociechę. Ale to jak je przyjmę, zależało ode mnie.

Zawsze ode mnie.

Dziś piszę post bałaganiarski, nie mam zgrabnej konkluzji na zakończenie. Widzę, czuję, spotykam rzeczy różne. Różnych ludzi, różne sytuacje, różne warstwy tego samego, czyli Życia. 
Coś mnie ukłuje, coś mnie posmyra miło, coś zapiecze jak pokrzywa, coś otuli jak mgła na łące.
Żyję.


Andrea Kowch


PS. Marytko, może byś napisała co tam u ciebie?
PS2. Przez Agniechę zaczęłam oglądać przecinki. Niefajne, zero przyjemności, przestaję!
PS3. Piękne są te obrazy, ja w nich widzę spokój mimo burz w około...




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zawsze, Prowincjonalna Bibliotekarka

38 komentarzy:

  1. Witaj ! Bardzo ciekawy post !!! Naprawdę !!! Lubię przeczytać coś mądrego, a nie tylko zwykłe, beznadziejne "pitu-pitu", choć i to jest czasem potrzebne.
    Pracuje ze mną dziewczyna 40-letnia, która ma dwójkę dzieci z zespołem Aspergera. Cały tydzień biega z nimi na rozmaite dodatkowe zajęcia, a to do logopedy, a to na ćwiczenia sensoryczne, do psychologa, itp. A my wszystkie widzimy, że to wszystko, co dzieje się z Jej dziećmi - od Niej samej pochodzi. Trudno powiedzieć - jest dziwna, ale przecież kiedyś nie biegało się z innym zachowaniem do lekarzy. Kiedyś wszyscy razem chodziliśmy do szkoły. Nie było szkół czy klas specjalnych.
    Ona teraz jest dorosłą kobietą, a nie lubi dotyku innej osoby, nie wspomnę już o przytuleniu. Gdy dostanie zadanie do wykonania - wykona je perfekcyjnie, ale nic w tym wszystkim nie doda od siebie. Skończyła dwa fakultety. Nie wiem, co dzieje się w Jej głowie - nie jest wylewna, ale czasem zachowuje się jak dziecko, które nie wie tego, co było wczoraj. Tak tylko rozmyślam...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłe słowa biorę do koszyczka :)
      No widzisz, rozmyślasz. Trzeba to robić, trzeba oglądać świat z wielu stron, nawet tych, zdawałoby się, obrazoburczych. Nawet słowo jest fajne: burz obrazy :)
      Obrazy w swojej głowie.
      Ta twoja koleżanka, jeśli jej się trafiły takie fajne dzieci, ciekawskie, ruchliwe, pełne energii, to dla niej to dramat. Ona ich w ogóle nie rozumie, dla niej coś z nimi nie tak. Próbuje je dopasować do siebie. A dzieci czują, że mama uważa, że coś z nimi nie tak, próbują się dopasować, ale nie mają pojęcia o co chodzi. I to rodzi wiele cierpienia, złości i kłopotów. A może odpowiedź jest w jej przeszłości. To ciekawa planeta, ale czasem Ula, czasem mam ochotę zwiać :)

      Usuń
  2. migreny i autyzmy - mnóstwo tego naraz. zdrowych od dawna już świat nie oglądał. każdy cierpi i mało kto jest prawidłowo zdiagnozowany. część jest szczęśliwa, że nie. bo może lepiej nie wiedzieć i się uśmiechać, niż wiedzieć i martwić się? niechęć do obcych, do bliskości poza rodziną może być po prostu instynktowną obroną przed wszechobecną powierzchownością i bełkotem. w małym gronie łatwiej o wartościową gawędę, czy nawet milczenie z sensem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbujemy siebie jakoś zaszufladkować, kategoryzować, ułożyć we właściwych pudełeczkach. Ograniczyć chaos. I tak jak w moim UKD (system który kategoryzuje rodzaj książki) w bibliotece, co kilka lat pojawiają się coraz grubsze tomiszcza.
      Rozdrabnia się wszystko, a według mnie trzeba bardziej całościowo do człeka podchodzić. Brzydkie słowo: holistycznie.
      Ciało, dusza i umysł razem.
      I masz rację, gęsto nas, w miastach człek na człeku siedzi.
      Społeczeństwo się pauperyzuje, że tak polecę klasykiem. Oglądałeś "Baśń o ludziach stąd"?

      Usuń
    2. nie oglądałem. telewizja jest dla mnie słabą rozrywką. korzystam, jednak jako ostatni wybór.
      ludzie potrafią domalować gębę każdemu z istniejących słów. bardzo podoba mi się słowo holistycznie, jak i jego zawartość.

      Usuń
    3. "Baśń o ludziach stąd" nie jest typowym wytworem. Kabarety się krzyknęły różne (między innymi Potem- mój ulubiony) oraz Pan Tym i zrobiły COŚ. Można to obejrzeć na YT. Potrzebne do tego myślenie abstrakcyjne, ale tego ci nie brak, polecam.

      Usuń
  3. Tak jak mówisz, każdy ma swój świat i swoje problemy, nie ma jednego lekarstwa na wszystko, ale ważne jest jak podchodzimy do wszystkiego, co nas spotyka. Znam osobę, która nigdy nikogo nie pyta jak się czuje, czy ma jakiś problem, a sama zapytana złości się bardzo.
    Przed przeczytaniem posta wygooglowałam tę neuroświadomośc i nigdzie nie znalazłam rzeczowego wyjaśnienia, same ogólniki, podcasty, a zanim dotrzesz do sedna...brak mi cierpliwości na elaboraty. Nie można jednym zdaniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neuroświadomość jednym zdaniem: podróż w poszukiwaniu i poznaniu własnego układu nerwowego i jego reakcji.
      Przykład: czujesz złość, skupiasz się na ciele i sprawdzasz gdzie ją czujesz. W brzuchu coś?, w ramionach? w żuchwie? Potem może się zdarzyć, że gadasz z kimś, niby wszystko dobrze, ale napinają się ramiona, zaciskają zęby, brzuch coś pobolewa i nagle rozumiesz: złość (choć jej nie czujesz) ale ciało pokazuje. System nerwowy reaguje. Może się okazać, że ta osoba przekracza twoje granice, ale ty masz nawyk ignorowania sygnałów z ciała, bo chcesz być grzeczna. Kiedy to załapiesz, możesz dać odpór. Inaczej będziesz zaciskać zęby, brzuch będzie bolał i po rozmowie z kimś takim będziesz się czuła źle.
      Biorąc pod uwagę twoją sylwetkę i bóle w odcinku szyjnym, myślę, podejrzewam, że tak się zdarza.
      Generalnie: zrozumieć siebie. I nie irytuj się, nie każdy musi :)

      Usuń
    2. Owidzisz :) Dziś znalazłam fajny wykład o neuroświadomości, neuroplastyczności.
      Daj sobie 20 minut czasu i posłuchaj. Pani ładnie wyjaśnia. Prosto.
      https://www.youtube.com/watch?v=lX9-QUKdhPw

      Usuń
  4. Nie diagnozuję się chociaż wiem, że moja słabo skrywana niechęć do ludzi i umiłowanie bycia w samotności przekracza jakaś normę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normy nie należy mylić z kolczastym płotem na naszej granicy;)
      To tylko płynna linia. A to, że widzisz te rzeczy u siebie oznacza, żeś ogarnięta :)

      Usuń
  5. Bardzo dający do myślenia tekst...
    Czasem sami przed sobą sie kryjemy, bronimy, udajemy - a co dopiero przed innymi. Obawiamy sie zmierzenia w prawdzie ze swoim problemem, bo nie wierzymy w jego rozwiazanie. Lękamy się tej ostatecznej nagości, tego wyprucia na wierzch flaków. Bo może i to by pomogło, a może i nie...No wiec bojąc się, chowamy sie za jakimiś przebraniami, płotam, maskami. A choćbyśmy nie wiem jak sie chowali, to i tak to i owo sie niechcący wymsknie i będzie widoczne. Zwłaszcza dla tak uwaznych, wrażliwych i samoświadomych osób, jak Ty, Aniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy się chowa. I w sumie trzeba mieć jakieś miejsce dla siebie w swojej głowie. Nie wszystkim się dzielić.
      Ale tu chodzi o to jak funkcjonujemy w życiu, czy na swoich zasadach czy na cudzych. No i czy nasza ciemna, nieświadoma strona nie trzyma lejców. Bo wtedy żyje się nielekko. Tak jak pani bez raka, nadal żyje z rakiem. Może jej się podoba, że rodzina wspiera i się interesuje, że jest najważniejsza. Czasem dziwne rzeczy robimy by dostać uwagę. Ech...
      Ale masz rację, widać, prześwituje. Podejrzewam, że i ty widzisz :)

      Usuń
  6. Zyjemy w czasach kiedy na wszystko jest jakas diagnoza, jakas etykietka, kupa specjalistow od kazdego kawalka czlowieka. Tylko ja sie pytam, czy to jest naprawde najlepszy sposob na zycie?
    Moim zdaniem - nie. Jak mam zyc od diagnozy do diagnozy, od etykietki do kolejnej etykietki, od specjalisty do nastepnego specjalisty, to serio lepiej sie wymiksowac z tego cyrku zwanego zyciem.
    A zycie jest piekne tylko trzeba chciec zyc pelnia zycia nawet w obliczu zagrozenia, powiem wiecej... szczegolnie w obliczu zagrozenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niektórych etykietki i diagnozy to sprawa kluczowa :) Żart, ale taki smutny. Można zrobić dużo dziwnych rzeczy, bo zaspokoić nigdy nie uświadomioną potrzebę uwagi i zaopiekowania.
      Popatrz, ta dziewczyna "autystyczna" której ktoś powiedział, że nic po niej nie widać, jak dla niego, normalna. Przecież ona powinna się ucieszyć, że jej praca przynosi wyniki, kurna!
      A ona z pretensją, że nikt nie widzi jak jej ciężko. I weź, co nie powiesz, źle ;)
      Ja tam chcę żyć i bez zagrożenia po swojemu. Nie chcę dramatów, które mnie budzą dopiero krok od przepaści. Ten sposób uczenia się mnie już zmęczył :)

      Usuń
    2. To tak wlasnie jest, etykietka/diagnoza otwiera drzwi pozwalajace na nicnierobienie, bo przeciez "mam diagnoze/etykietke" wiec wszyscy powinni sie uzalac. Pamietam czasy kiedy zdiagnozowani robili wszystko co mogli zeby dorownac przecietnym ludziom. Pamietam kolegow/kolezanki szkolne, ktore mialy problem z ortografia i zywcem uczyly sie na pamiec aby tylko jakos przebrnac przez kolejna klasowke.
      Teraz jest na to etykietka (chwilowo wyskoczylo mi slowo z glowy wiec wybacz) i natychmiast uczen jest nie tylko zwolniony z nauki ale i rodzice walcza aby taki dzieciak byl nietykalny.
      I masz racje, nie wiadomo co powiedziec, jak sie zachowac wiec najlepiej nie tykac tylko sie szybko wymiksowac z takiego towarzystwa.

      Usuń
  7. Witaj sierpniowym popołudniem Aniu
    Nawet dobrze mi się czytało ten niby bałaganiarski tekst.
    A co do późnych diagnoz. Niestety coś o nich wiem.
    Dobrze, że na prośbę Jotki wyjaśniłaś to słowo. Bo pewnie i ja szukałabym bez końca.
    Świetny tekst, jak zawsze.
    Pozdrawiam festiwalem hortensji w ogrodzie

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi jest łatwiej patrzeć na to bez emocji. Bo, to nie moja koleżanka.
    Kiedy próbuję uspokoić swoje - stwierdzam fakt, i dopowiadam a dalsza część, to każdego interpretacje.

    Co tu jest faktem - koleżanka ma autyzm. Koniec. Czy dalsza interpretacja jest potrzeba? Pamiętasz Aniu, mój film, że nie będzie świąt. I komentarze pod nim. Było mi przykro, bo ja chciałam tylko, żeby ktoś mnie wysłuchał. Głownie w komentarzach było toksyczne pocieszanie. Wiesz co Tobą kierowało, żeby jej odpisać?
    Chyba Twoją koleżankę troszkę rozumie. Po wielu latach udawania, że jest wszystko dobrze, udawania kogoś innego. Wkładania różnych masek, doszłam do momentu, że chce mi się głośno mówić, walczę z depresją, pochodzę z Domu DDA. Nie dlatego, żeby ktoś mnie pocieszał, żałował. Jestem zmęczona udawaniem. I może ona, dlatego wysmażyła taki post. Może kiedy mówi o tym głośno, lepiej się z tym czuje. I nie wiem czy Ona, oczekuję od Ciebie zrozumienia. Może potrzebuje - milczenia

    Co do autyzmu. Wojtek mówi, że gdyby kiedyś przeprowadzano takie badania, zapewne to by zdiagnozowali. Nie diagnozuje się. Mamy wśród swoich znajomych wiele dzieci z autyzmem. Dla mnie to temat tak obcy, że trudno zajmować stanowisko

    Grafika piękna. Zawsze zastanawiałam się gdzie ją znajdujesz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś mi się pomyślało dość głośno w głowie: każdy skutek ma wiele przyczyn :)
      Graszko, gdybyśmy skupiali się tylko na faktach, nie byłoby o czym gadać. Nie byłoby interakcji, emocji, wszyscy byśmy byli nudziarzami :)
      Poza tym "fakty" nie zawsze są tym na co wyglądają. Co dobitnie pokazały mi "pandemiczne" lata. Ale ja to wcześniej widziałam, tylko nie tak wyraźnie. Ciekawe co za 100 lat lekarze będą mówić o autyzmie czy innych naszych przypadłościach.
      Ma autyzm, a może nie ma? Lekarze się mylą także, nauka się myli, wszystko jest dość płynne. Gabor Mate, światowej klasy psycholog, uważa, że autyzm nie istnieje. Własnie zabieram się do jego książki: Rozproszone umysły. Jest dużo bardzo interpretacji tego tematu, łącznie z tym, że szczepionki ładowane niemowlętom szkodzą. I wiesz, ja tego nie odrzucam, nie wiadomo, może tak być. Ten świat jest dziwny...
      Znam temat zmęczenia udawaniem, mam to samo. Teraz się nie opalam za bardzo, mówię i już. Co zrobiłam odpowiadając koleżance :) Zważ, że to co napisałaś: toksyczne pocieszanie, to też twoja interpretacja jest. Tak jak z moją koleżanką: będzie dobrze...
      Bycie prawdziwym według mnie, to jest także pozwolenie sobie na własną toksyczność :) Na bycie takim jakim się jest, czasem złośliwym, czasem głupim, małostkowym, zazdrosnym ect. Dobrze jest to zauważyć i jakoś ogarnąć, ale nic na siłę, bo jak tak człek cały czas chce być poprawny, to jest przemoc wobec siebie. I mów wszystko na co masz ochotę, wiesz, ja słucham :)

      Usuń
    2. Szkoda, że przy kawie nie możemy pogadać. Przegadałybyśmy, zapewne całą noc.
      Napisałam ten początek, bo długo słucham pan Agnieszki. I zadaję sobie to pytanie samej sobie, bardzo często. Głównie wtedy kiedy przeczytam komentarz, który mnie poruszy. Nie wiem Aniu czy nudni, może bardziej wyrozumiali. Nie wiem.
      Nie masz pojęcia, jaką ulgę mi przynosi powiedzenie - źle zrobiłam. A jeśli chodzi o toksyczność. Miałam na to kiedyś fazę. Oglądałam filmy, gdzie autorzy tłumaczyli, uczyli jak postępować z człowiekiem toksycznym. I za każdym razem pytałam tych autorów, a co zrobić jeśli sami jesteśmy toksyczni. Szczerze pytałam o siebie, bo wiem, że zdarza mi się taką być. Wyobraź sobie, że nikt mi nie odpowiedział . Sama doszłam do tego kiedy bywam toksyczna . Buziak . Lubię z Tobą rozmawiać

      Usuń
  9. wydawało mi się, że zostawiałam tu komentarz? Co się z nim stało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest troszkę wyżej. Nie wiem czemu blogger wrzucił go do spamu. naprawione :)

      Usuń
    2. I ja serio u ciebie zostawiłam mój adres mailowy. Jakoś zaniepokoił mnie twój post. Czasem dobrze jest porozmawiać bez chowania się za poezję i inne ozdobniki. Tak po porostu napisać co boli i co potrzeba...

      Usuń
    3. Ismeno, dotarł, tylko moja głupia skrzynka wrzuciła cię do spamu. Już jesteś oznaczona jako Ważna i odpowiedź poleciała :)

      Usuń
  10. Jestem Aniu, tylko rozstałam się z "Marytką" i nie tylko z tym imieniem. Co do imienia to powód jest dla mnie istotny, ale zbyt prywatny by o tym pisać.
    Nie wiem co Ci napisać, bo to wciąż się jeszcze dzieje, to całe przewartościowanie mojego życia z cofaniem się lata wstecz aż do dzieciństwa. To jak wyciąganie z szafy starych, nadjedzonych przez mole ubrań, rozczłapanych butów. Wiele w tym prywatności, o której nie chcę pisać, wiele bardzo osobistych doznań i odkryć. Kim byłam, co znaczyłam tak naprawdę dla najbliższych mi ludzi. Co było prawdą, a co mi się tylko zdawało, że nią jest, bo w iluzji łatwiej żyć, bo można się nią otulić, ochronić przed czymś z czym nie umiemy sobie poradzić.
    Rozstałam się z wieloma osobami, kiedy odkryłam ( jak mogłam tego nie widzieć wcześniej?), że znaczę dla nich tyle co tło do ich własnego przeżywania życia, jak ktoś do wysłuchiwania ich problemów, tylko Nie daj Boże żebym to ja jakieś miała, zachwycania się ich dziećmi, życiem, wnukami itp. Dałam się uwieść tym wszystkim psychologicznym bzdetom w rodzaju, że jak będę dobrym słuchaczem to ludzie będą lubić i cenić moje towarzystwo. Jasne, że będą, przed kimś muszą się przecież wygadać, wyżalić, zabłysnąć. Tylko, że byciem tłem, to tylko bycie tłem, oni nawet nie wiedzieli jakiego koloru jest to tło.
    Czytam Aniu cały czas Twoje posty, czytam blog Olgi. Co do komentowania, jakoś nie mogę, nie jako "Marytka" i ten komentarz przeszedł mi z trudem. Napisałam go, bo polubiłam Cię i nie potrafiłam zostawić bez odpowiedzi twojego "zawołania" o odzew. Wszystkiego dobrego Aniu i proszę uściskaj ode mnie wirtualnie Olę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana kobieto, jak dobrze, że się odezwałaś :)
      Dziękuję. Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale właśnie zjechałam z kolejnego turnusu kręgosłupowego, a tam unikam internetu, spokój potrzebny.
      Czytałam twoje pożegnanie z Olą i tak czułam, że coś u ciebie mocno się zadziało. I jak widać, bardzo mocno. Współczuję, bo wszystko co piszesz znam z mojego życia i wiem, jak trudno i boleśnie przechodzi się przez takie coś.
      Niedawno przeczytałam: zmiana nadejdzie, gdy człek jest gotowy.
      Nie wtedy gdy myśli, że jest gotowy, tylko gdy JEST gotowy :)
      W tej chwili, gdy JEST gotowy, może nawet myśleć, że nie jest gotowy :) Ale wszystko pojawia się we właściwym czasie. Zdaje się ten czas masz.
      Kiedyś przedstawiałam się jako Anka, potem jako Anna. Ojciec na mnie mówił: Ańka, nie lubię. Na terapii zastanawiałam się jak lubię by do mnie mówiono. Wyszło: Ania. Kiedy mąż do mnie mówi Aniu, co rzadko robi, cała się roztapiam :) Więc teraz mówię o sobie Ania, a do tej małej w środku mnie, mówię : Aniutka, ale też czasem: Anulko. Zadziwiające, jak to pomaga.
      Znajdź swoje imię, będzie lżej :D
      Gdybyś jednak potrzebowała pogadać czy coś, cokolwiek, to mój mail: anabzikowa@gmail.com

      Usuń
    2. A ja tylko napiszę, że cieszę się, że odezwałaś sie Marytko. Że dałaś radę mimo wszystko dać znać, że jesteś. To dla mnie ważne.Nigdy nie stanowiłaś dla mnie tła a wręcz przeciwnie - wyrazisty promień, kolor duszy, unikalny, ciepły, nie do zapomnienia. Ściskam Cie bardzo serdecznie!***

      Usuń
    3. Dziękuję Aniu, Olu***
      Do "Marytki" już nie wrócę.
      Hanka C.

      Usuń
    4. Zaraz!!!
      Ja coś nie ogarnęłam, Hanka C, która u mnie komentowała to stara:) Marytka??????

      Usuń
    5. P.S. Wiem Aniu jak to wygląda. Przepraszam, ale inaczej nie potrafię. Jak tego nie przyjmiesz zrozumiem. Spotkałam już w życiu ludzi, którzy w dorosłym wieku zmienili imiona i nazwiska rodowe, bo jak mi tłumaczyli " nie chcieli mieć już nic wspólnego z tamtymi ludźmi"
      Hanka C.

      Usuń
    6. Chciałam uniknąć zadymki, bo ludzie kochają zadymki i zlatują się jak sępy tam gdzie coś się dzieje. Ale moja cholerna empatia po raz kolejny podstawia mi nogę. Nie umiałam zostawić Ciebie bez odpowiedzi. Lepiej było niczego nie wyjaśniać.
      Co nie znaczy, że nie rozumiem Twojego zaskoczenia, rozumiem, ale mam też swoje racje i nie chcę ich odpuścić. Po raz pierwszy nie chcę odpuscić, bo zawsze tak robiłam uciekając w kąt. Wybacz Aniu.
      Hanka C.

      Usuń
  11. Jeszcze jedno Aniu, Marytka żyła w iluzji, której nie ma. A to imię Hania, nadane mi przez drugą matkę, tę która mnie wychowała, zawsze przy mnie było jak tarcza. Nie lubiłam go, czas się z nim pogodzić i zaprzyjaźnić.
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hanko C.! Od kiedy pojawiłaś sie pod tym imieniem na moim blogu budzisz moją sympatię. W Twoim sposobie pisania jest jakieś ciepło, rodzaj bezpośredniości i życzliwości, który mi odpowiada, który wyczuwam i dobrze odbieram sercem. I który cenię. A więc, jesli idzie o mnie, możesz nazywać sie jakkolwiek. Bo nie o nazwę tu wszak chodzi, ale o wartosci, które z sobą wnosisz. Tym niemniej dziekuję Ci za to "ujawnienie się", bo tęskniłam za poprzednim Twoim blogowym wcieleniem i nie miałam pojęcia, że nadal mnie odwiedzasz. Teraz wiem, że tak, wiec zwyczajnie czuję ulge (bo bałam się, że sie obraziłaś albo cos Ci sie stało) i tak zwyczajnie, po ludzku cieszę się, że jesteś! Witaj na pokładzie, dziewczyno!:-)***

      Usuń
    2. Dziękuję Olu! Kamień z serca. Nie, nie obraziłam się tylko trochę wypadłam na zakręcie więc wolałam się odciąć od wszystkiego. Myślałam, że tak będzie lepiej. Ale myliłam się , brakowało mi Ciebie i Ani.
      Dziękuję za serce z serca***
      Hanka C.

      Usuń
    3. Hanka, ja wcale nie jestem obrażona :DDD
      Ja się cieszę, choć się zaskoczyłam. To super, że jednak nie przepadłaś. Fajnie się z tobą rozmawia, czułam wspólnotę dusz, cieszyłam się z każdego komentarza. Każdy z nas musi czasem pójść do jakiegoś schronu. Czasem zmienić imię też :)
      Więc, fajnie, że jesteś i byłaś, bądź :)

      Usuń
    4. Dziękuję Aniu!***

      Usuń
    5. Aniu, jeszcze raz dziękuję:-)* Zapomniałam się podpisać.

      Usuń