niedziela, 10 marca 2024

Obiekt troski Wszechświecie

 
Steve Hanks

Sprzątaczka nasza przyniosła informację:
Stał sobie burmistrz przed wielkim oknem w regionalnym sklepie i spoglądał przez nie na Projekt, na wszystkie plansze/durnostojki, na gołe połacie błota z rzadko posadzonym barwinkiem, na drzewa, które ostały się po wielkiej wycince, na ścieżki posypane jakimś żwirem, który wygląda jak gips, na generalnie bezsens cały ten...
I powiedział do naszej sprzątaczki: ładnie, prawda?
Boszesztymój...
Ja i on żyjemy w innych światach.



Życie wokół staje się wiosenniejsze. Czeremcha już za chwilę ma zamiar wypuścić listki. Nabrzmiałe, zielone pączki niecierpliwie powstrzymują się jeszcze, bo mróz, ale tylko patrzeć, będzie świetliście zielono.

Ptaki nadal dokarmiam, bo przylatują.  Mazurki, czyżyki, wróble, sikorki, jery, no i oczywiście gile.
Gawrony już od stycznia działają. Przyjechała straż pożarna i strąciła im gniazda dwa tygodnie temu. 
Odbudowały w tydzień. Głupców nie brakuje...

A ja? Ja się rehabilituję, chodzę do pracy, kupuję książki, opracowuję i płynę. 
Mąż robi imprezę pożegnalną w robocie. Emerytura. To będą ciężkie dwa dni, bo impreza w sobotę i niedzielę, żeby wszystkie zmiany mogły przyjść. Alkazelcer kupiony, będzie dobrze.
Ostatnie 2-3 miesiące były trudne. Takie pod znakiem mężowskiego odchodzenia na emeryturę, porządkowania, trudnych emocji, godzenia się, złości, dezorientacji i wszystkiego, co z takimi rzeczami się wiąże.

Steve Hanks

I tak zastanawiam się...
Pośliznęłam się, to już wiesz Wszechświecie. Mocno się pośliznęłam, aż pękła kość ramieniowa.
Choć bolało jak cholera i aż gwiazdki zobaczyłam, poleżałam, wstałam i polazłam do pracy.
Tak sobie układałam w głowie: będzie dobrze, obiłam się, ale przejdzie, nie będzie źle. SynNumerDwa miał druty w barku po upadku, widziałam jego zdjęcia rentgenowskie i przerażało mnie to, więc tę myśl odsuwałam. Nic mi nie będzie, tylko się obiłam.
W pracy jednak nie dało się nic robić, poddałam się po godzinie i poszłam do domu. W domu położyłam się, owinęłam kocem i spałam dwie godziny. Obudziłam się spokojniejsza. Ale gdy się poruszałam, okazało się, że wcale nie jest lepiej.
I tak zawisłam...
Nie zadzwoniłam po męża, nie poszłam do lekarza, nic...
Siadłam na kanapie, włączyłam serial i tak przesiedziałam do popołudnia, aż do powrotu męża.
Zero łez. Zero działania i wyparcie. Odcięłam się od ciała.

Steve Hanks



Mąż wszedł, zdziwił się, więc mu powiedziałam, że upadłam i bark mnie boli. Wypytał o szczegóły i wybuchł jak petarda:
- jak to rano?!!! czemu nie zadzwoniłaś?!!! a jak ci się coś stało poważnego?!!! i tak tu siedzisz cały dzień?!!! Co ty sobie myślisz, trzeba jechać do szpitala!!!
Dopiero teraz poleciały mi łzy, ale nie dlatego, że bolało, ale dlatego, że poczułam się jak głupia, odrzucona, niezaopiekowana, no i winna, winna kłopotu...
Bo przecież czas niedobry, emerytura i to wszystko, a ja robię kłopot.
Pojechaliśmy do szpitala, ale przez całą drogę męża nosiło. A mnie ciągle chciało się płakać.

Potem przez dwa tygodnie słyszałam: ale numer wywinęłaś; jak tak można; nie ufasz mi, mówiłem: chodź po śniegu, omijaj lód, nie łaź na skróty...itd.
Synowie dobili mnie tym samym: matka, naprawdę? A po co lazłaś na skróty? Czemu nie poszłaś chodnikiem? Ale sobie wybrałaś moment...
I cmyknięcia zębem i spojrzenie z dezaprobatą, i westchnienia ciężkie.
Ech...

S.H.


Bark bolał, pomocy dużo potrzebowałam przy ubieraniu itd. Zaciskałam zęby, przełykałam łzy, czułam się opuszczona, winna. Czasem ogarniała mnie złość, ale nie miałam na nią siły...
Leżałam na łóżku, patrzyłam na ptaki, na moje gile, które cały czas przylatywały.
To pomagało, dużo spałam. 

Jednak nie utonęłam w tych uczuciach. Malutka część mnie obserwowała wszystko. 
Co się dzieje, czemu tak się czujesz, czemu chłopaki tak mówią, czemu nikt nie przytulił zwyczajnie i nie powiedział: pomogę, będzie dobrze. Dlaczego ja tego oczekuję i dlaczego nic nie mówię?
Skąd powchodzi to uczucie winy, wszak naprawdę wypadek to był...
A może jednak nie?

I tak dalej...

Miałam przebłyski wspomnień: znów popychałam wózek i malutka siostra wypadała z wózka w pokrzywy, mama krzyczała na mnie i rzucała we mnie miotłą, wróciła opowieść jak wyjęłam z łóżka siostrę, bo płakała, miałam 3 latka a ona 4 miesiące, wystraszyłam mamę, przedszkole i panie przedszkolanki każące mi odejść od siostry na leżakowaniu a ona płacze i prosi: zostań, nie idź, nie zostawiaj...
To szarpanie w środku: muszę zostać/muszę odejść,  a mam tylko 5 lat...
Za dużo.
A bark boli...

S.H.

Zawsze kiedy zapytasz Wszechświat, on odpowie.
Ale moją decyzją jest czy odpowiedzi przyjmę czy odrzucę.

Kiedy jest za dużo, najlepszym schowankiem jest bezradność.
Powiedz sobie: nie poradzę, musi mi ktoś pomóc, jestem bezsilna. 
Wejdź w poczucie winy, wejdź we wstyd, wejdź w smutek, osamotnienie i żal.

Takie znajome, takie wygodne, takie moje...
Złość schowaj, ona wszystko zepsuje.

Ta malutka dziewczynka, mała Ania, nauczyła się tego dość szybko chyba.
To chroniło. I nadal chroni usilnie, choć już nie potrzebne.

Po ogarnięciu tematu, poskładaniu wszystkich wspomnień do kupy, medytacjach z gilami,  postanowiłam.
W ciemności, w cieple i przytulności flaneli, wtulona w mężowskie ramię, powiedziałam:
- mężu, ciężko mi być obiektem twojej troski.

S.H.

Słowa nie popłynęły łatwo, czułam szorstkość w gardle, suchość i drżenie. Ścisnęło w głowie.
Zabolał brzuch i kręgosłup. Zabolał bark.
Ale powiedziałam.

O ileż łatwiej zatrzymać wszystko w środku, przełknąć, schować w brzuchu, w kręgosłupie, wepchnąć w mięśnie i zapomnieć.
Schować wszystko w szkatułce ciała i odejść.

A jak boli, łyknąć tabletkę, pójść do lekarza, zrobić kolejne badania, chorować.
Planeta Wiecznej Choroby.

Boli głowa, to na pewno ciśnienie się zmienia, deszcz idzie ;)





S.H.

Pozdrawiam Wszechświecie, twoja gadająca bezradna niemowa, Prowincjonalna Bibliotekarka

31 komentarzy:

  1. Potrzebowałam dzisiaj takiej rozmowy z Wszechświatem..dziękuję,pomogłaś mi.Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę Ewo...Powodzenia we wszystkim z czym się mierzysz :)

      Usuń
  2. uwielbiam Hanksa - a zdjęcie dziewczynki siedzącej na bagażach na mokrej stacji kolejowej - za każdym razem widzę Bystrzycę Kłodzką - tak już mam.
    Burmistrz pewnie z betonu, to i beton, oraz geometria koją jego oczy. a drzewa są tak niepokornie asymetryczne i ignorują kąty proste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się podobają Hanksa akwarele. To trudna technika, a jemu super wychodzi. Zwłaszcza świetlistość, jasność, czułość...
      W Miasteczku jest dużo betonowych ludzi, niestety. Ale mam tajny plan co do Projektu :) Jak zacznę to napiszę.
      Bystrzyca Kłodzka, nie byłam. Jakżem ciekawa o co z nią chodzi tam głębiej, w nieświadomości....

      Usuń
    2. zaczynaj! będę Cię wspierał dobrym słowem - jeśli zechcesz.
      oko

      Usuń
    3. A! a z Bystrzycą... bywałem tam. i podczas deszczu także. smętek niesamowity - mimo, że przyjeżdżały pociągi, stacja zdawała się być martwa. porzucona. słuchając jazzu na YT trafiłem też na Dianę Krall, gdzie tłem do muzyki były właśnie obrazy Hanksa - z tym obrazkiem przewijającym się. więc mi się posplatało w jedną całość.

      Usuń
    4. No popatrz, jak nas Wszechświat splątał zadziwiająco.
      Plan przeprojektowy zaczynam z wiosną, napiszę.

      Usuń
  3. Tak sie zastanawiam, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałam to, co chciałaś swym tekstem wyrazić. Czy chodzi Ci o to, że ciezko Ci w ogóle być obiektem meżowskiej, czy synowskiej troski, czy moze o to, że chciałabyś aby ta troska była inna. To znaczy ciepła, czuła, bez wyrzutów i negacji Twojego postępowania z ich strony? Takie po prostu przytulenie, pogłaskanie, zrozumienie, bycie obok, gdy czujesz ból, gdy potrzebujesz wsparcia, bo jest Ci ciezko na duszy i na ciele.I czujesz sie winna, ale nie chcesz by ktoś wzmacniałto Twoje poczucie winy, a po prostu akceptował Ciebie taka, jaką jesteś, ulitował sie nad Twoim bólem i bezradnością i pocieszył.
    A propos Twojego wspomnienia o tym wózku i siostrzyczce, to przypomniało mi się jak mi moja mama opowiadała niegdys o pewnym wspomnieniu z jej dzieciństwa. Otóż jako dziewczynka wpadła nózką do kratki od ścieków. I nózka jej tam mocno utkwiła. To bardzo bolało. I musiał przyjsc jakiś ślusarz, czy strażak by ja stamtąd wydobyć. Babcia, pod której opieką była moja mama nie przytuliła jej po wszystkim, nie pocieszyła (choć sie dziewczynka mocno nacierpiała a nózka była poraniona). Prowadząc malą do lekarza babcia krzyczała wciaz na nią i dawała klapsy. A dziecko płakało bezradnie i łykało łzy nic nie mówiąc, bo nawet sie nie mogło pożalić, bo wg babcie samo sobie było winne. Babcia mojej mamy nie była zła osobą, lecz srogą i autorytarną, choć jednocześnie bardzo swoja wnuczkę kochała. Nie zastanawiała sie nad uczuciami swojej wnuczki, po prostu sie o nia martwiła i w ten srogi sposób to zmartwienie i miłosc okazywała. Jednak fakt ten moja mama zrozumiała dopiero po latach. W tamtej chwili nie dostała tego, co było jej najbardziej potrzebne, czyli tego pocieszenia i przytulenia bez złości. A na tyle mocne to było przezycie, że mi o tym wiele razy opowiadała a i ja o tym jej wspomnieniu nie zapomnę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko na raz Ola i jeszcze więcej. weszłam w stary, dziecięcy schemat, ucieczki i zamrożenia, bo to taki mój mechanizm obronny. Jako dziecko doświadczyłam tego samego i tak się chroniłam. Kiedy chorujesz, jesteś niegrzeczna, albo poprostu jesteś sobą, wrażliwym, emocjonalnym dzieckiem, jesteś problemem. Takie odczucie niosę od tak dawna...Widzę to dopiero od kilku lat, ogarniam powolutku, delikatnie, bo tak wiele w tym bólu małej Ani, że ciężko to czuć.
      Wiedziałam, ze mój maż tak zareaguje.
      Ale teraz umiem zauważyć co się dzieje, umiem powiedzieć, umiem zakomunikować i nie zgodzić się.
      Po naszej rozmowie, popłakaliśmy się, utuliliśmy i wszystko jest dobrze. O dziwo, synowie też przeszli do normalnej troski, bez gadania i tłumaczenia.
      Tam poniżej Monika napisała twardą prawdę, którą ja podałam delikatnie ;)
      Okropne doświadczenie twojej mamy. W tym nie było miłości wcale, tylko złość, frustracja, wyładowywanie się na bezbronnym i obolałym dziecku. I to dziecko w twojej mamie żyło cały czas, takie obolałe i niekochane....

      Usuń
    2. I wiesz, ten schemat w moim życiu narobił mi kłopotów. Kilka rzeczy zdrowotnych nie rozwinęłoby się gdybym nie wypierała, nie unikała. Dlatego cieszę się, że to widzę, że mogę powolutku zmienić to i owo. Poczucie bycia Kłopotem może mnie nigdy nie opuści, ale wiem jak z tym żyć, wiem jak sobie radzić i wiem, że Nie Jestem Kłopotem ;)

      Usuń
    3. Tak, przeżycia z dzieciństwa ogromnie wpływają na nas przez późniejszy czas. Próbujemy się jakoś ratować, wypierajac je, chowajac w sobie, ale to jak oliwa w końcu tak czy siak na wierzch wypływa.
      Nikt z nas nie jest, nie powinien stanowić kłopotu dla najbliższych. Dla tych którzy nas kochają i rozumieją. A właśnie z tym zrozumieniem jest największy kłopot, no i z odpowiednim poziomem empatii.

      Usuń
  4. Trzeci tydzień chodzę z siniakiem i krwiakiem wielkim od uda aż do kostki, boli, szczypie, drętwieje. Całe lata mieszkając sama łatwiej takie urazy przechodziłam ale teraz mieszkając z młodszą siostrą słyszę: po coś tam wlazła, musisz uważać, nacieraj Lotionem, czy wzięłaś tabletki .... Wiem, że to z troski ale to mnie złości i irytuje. Próbuję się dogrzebać - dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz albo nie wiesz, że to troska. Ja bym powiedziała, że to złość i frustracja, że dokładasz jej zmartwień, a ona ma i tak dużo. Ratownicy tak mają, a z tego co piszesz, to twoja siostra ma wszelkie cechy...
      Poczytaj sobie co psychologia mówi o takiej postawie życiowej: ratownik.
      I ufaj sobie, złości i irytuje? To są prawdziwe uczucia.

      Usuń
    2. Poczytałam i masz rację, ona jest ratownikiem, opiekowała się Mamą i mężem zdrowym a teraz od 10 lat chorym, psami i kotem a teraz i mnie obejmuje taką opieką i dziwi się, że się z tego nie cieszę. Tylko że ja tego nie potrzebuję i nie pragnę, sama całe dorosłe życie doskonale sobie radzę. Dziś się umówiłyśmy, że jak będzie kwoczyć to ja żartobliwie będę mówić: Tak jest, mamusiu.
      Muszę jeszcze poczytać jak ma żyć z Ratownikiem taki Pustelnik Soliter

      Usuń
    3. No cóż, siostry nie zmienisz ;) Ale można wypracować metody, jak już wiadomo z czym się ma do czynienia.

      Usuń
  5. To ja jestem jak twój mąż, bo mojego molestowałam, by cos z barkiem zrobił, od pół roku narzeka. Poszedł do fizjoterapeuty, dostał pomoc, ćwiczy. Nawet mi podziękował. Teraz wspieram, dopytuję, ale gdy uparcie wypierał, bo uważał się za niezniszczalnego... to szlag człeka trafia.
    Nie rozumiem tylko skąd u twojego męża ciężki okres z powodu emerytury, chyba że on z tych, co poza pracą życia nie widzą, mój nie może się doczekać, a ma jeszcze rok z hakiem.
    Czasami szorstkość jest odbierana jak brak uczucia, a to czynem, nie słowem się uczucia mierzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komunikować się można na wiele sposobów.
      Można: słuchaj, zachowujesz się jak dziecko, jęczysz i jęczysz, musisz pójść do ortopedy i coś z tym zrobić. A jak to coś poważnego? I narobisz sobie i mi kłopotu, młodsi nie będziemy...
      Można też: kochanie, boję się, że z tym barkiem może być coś poważnego, bardzo bym chciała byś poszedł do ortopedy i sprawdził. Widzę, że cię boli i też się tym martwisz. Spróbujmy się tym zająć.
      Ja mam tak i mój mąż też, że jak jesteśmy naciskani i dłubani, to nam się hamulec i opór włącza. Długo nie umiałam tego ogarnąć, ale teraz mówię, co mam powiedzieć i daję mężowi spokój. Kiedyś zadałam mu pytanie i odpowiedział po pół roku :)
      Kto wie, może gdybyś męża nie dziubała, to poszedłby do ortopedy szybciej? Każdy inaczej Jotko.
      A emerytura u męża nie była mocnym problemem, szef był. Ale już po wszystkim.

      Usuń
    2. To rozjaśniłaś z tą emeryturą, bo niedopowiedzenia rodzą nieporozumienia.
      Można komunikować się na wiele sposobów, ale gdy ludzie znają się tyle lat, a my ponad 40, to wiadomo, jakich argumentów użyć, zwłaszcza gdy mąż spod znaku Barana.

      Usuń
  6. Ech, jak ja czytam te komentarze i widzę usprawiedliwianie przemocy psychicznej to mnie skręca. Człowiek, który wrzeszczy na osobę po wypadku "po co tam polazłeś" nie wyraża tym troski, tylko własną frustrację, że świat nie jest taki jak on chce. Mówi tym również, że jego traktowano podobnie, bez miłości i czułości. Te wszystkie teksty "ktoś tam był surowy, ale kochał swoje dzieci" można włożyć między bajki. Te dwie rzeczy się z sobą nie łączą - jak ktoś jest surowy, tzn. że mu wychowaniem utrącono śmigło, nic to nie mówi o tym, czy kogoś kocha czy nie. A przemoc psychiczna daje długie i trudne powikłania. Potem, gdy nas boli, nie mówimy nawet najbliższym, że boli ... z nieuświadomionego strachu, że znowu się przypieprzą i jeszcze nazwą to miłością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, zgadzam się, przemoc psychiczna to przemoc psychiczna. Kropka.
      Wszyscy jej doznaliśmy, większej, mniejszej, sami też ją stosowaliśmy. I ponosimy konsekwencje, bycia i ofiarami, i katami.
      Kiedyś gdzieś przeczytałam:
      - córka pyta matkę: mamo, czemu mnie nigdy nie chwaliłaś?
      A matka odpowiada: bo nie chciałam cię zepsuć...
      Smutna historia o miłości...i wszystkim innym.
      Powoli się uczę dbania o siebie, stawania po swojej stronie, ale też innej komunikacji z ludźmi. No łatwo nie jest :)
      Bo Moniko, nic nie jest czarno/białe.
      Jestem z mężem 35 lat i mimo poczucia, że nie stał po mojej stronie w tym wypadku, to wiem też, że mnie kocha, tak jak rozumie miłość, tak jak się jej razem uczyliśmy przez te lata.
      Po prostu każde z nas wariuje po swojemu :D
      I dlatego muszę mówić jasno.

      Usuń
  7. Czytam i usiłuję wejść w Twoją skórę, co jest dla mła trudne. Rozumiem ucieczkę przed medyczną diagnozą, kto do cholery chce mieć potwierdzone złamanie kości, ale odpadam przy tej pokorze, z którą zniosłaś pretensje, nie ma co kryć że słuszne. To że słuszne nie oznacza jednak że koniecznie trzeba je było natychmiast wyrażać. Mła ma straszliwy charakter, rozprułaby ryjca natentychmiast gdyby usłyszała co robić powinna, co dla inszych ludziów wcale nie jest takie znów mundre. Co prawda propozycja - To sam sobie złam i działaj jak uważasz a ode mnie się tralala i bez wrzasków mi tu, tylko karwa z troską. - mogłaby przynieść mła zdrowe poczucie władania samą sobą a co zatem idzie sprawczości, ale to tylko spuszczenie z wentyla i niezrozumienie emocji u drugiej osoby. Strach przeca często się złością objawia, lęki zakładają maskę zniecierpliwienia. Hym... i tak trzeba wziąć na klatę te wszystkie mężowsko - synowskie jeżucototerazbandzie, więc dla mła opcja z jej wywrzaskiwaniem wydawa się lepsza, mła sobie ulży a porządek świata, czyli mła w roli kerowniczki, jest natentychmiast przywrócony. Mój boszsz... tylko czy Ty Bziczku aby na pewno chcesz mieć paskudny charakter? Bardzo chcesz być kerowniczką? Kerowniczki nie majo prosto. Może lepiej po Twojemu, niezgodę na pretensje jako reakcję wyrazić po wyciszeniu emocji. W końcu domowe chłopy to nie stado lwów, po cholerę się brać za tresurę jak się nie chce być treserką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę być treserką lwów :)
      Na wielu warsztatach pracy z ciałem uczyłam się krzyczeć, czuć złość, wyrażać ją i przeżywać. Poczuć ją w ciele, nie bać się jej. Tresura we wczesnych latach życia pozbawiła mnie tej umiejętności. U mnie w domu tylko rodzice mogli złościć się, wrzeszczeć i bić się. Teraz rozplątuję ten węzeł gordyjski. Ja ci zazdroszczę, że umiesz się wkarwić tak swobodnie :) To nie jest podły charakter, to zdrowe zachowania. Bym chciała...
      Ale radzę sobie inaczej. Kiedyś bym wogóle nic nikomu nie powiedziała, albo jakoś opłotkami. A teraz, mimo opóźnienia temat pojęłam oko w oko :) W zasadzie jestem z siebie dumna :)

      Usuń
  8. Czytam, czytam juz ktorys kolejny raz i nie bardzo wiem jak skomentowac. Ja zawsze mowie jasno czego oczekuje wychodzac z zalozenia, ze ktos kto jest ze mna spokrewniony lub w zwiazku malzenskim wcale nie oznacza, ze nagle taki ktos jest jasnowidzem.
    Owszem sa sytuacje kiedy ta druga osoba probuje mi wmowic czego ja niby potrzebuje, ale to jest oparte nie na mojej rzeczywistej potrzebie ale ichnym mysleniu. Wtedy mowie, zeby ten drugi ktos wylaczyl myslenie a w miejsce myslenia wlaczyl sluch i rozumienie, bo ja daje jasny przekaz i jesli ktos chce naprawde pomoc to ma sie zastosowac do tego co mowie a nie tego co on/ona sobie wyobraza.
    Przy okazji gdyby Ci sie chcialo to zerknij do mnie:***

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj prawie wiosennie
    Ileż razy słyszałam, także swój wewnętrzny głos nie idź, nie biegnij. uważaj bo..." Ale szłam, biegłam bo krócej, szybciej... Uważałam, ale im bardziej uważałam tym bardziej to się stawało... Nie wspomnę zatem ileż to upadków zaliczyłam i to nie tylko ich...
    Myśl o sobie dobrze nie tylko wiosną
    Pozdrawiam słonecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja pozdrawiam Ismeno. Upadki są potrzebne, bo jak człek wstanie o swoich siłach, to ma fajne poczucie mocy :)

      Usuń
  10. Niezmiennie uwielbiam Cię czytać i czekam na każdy wpis.Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  11. Oderwałam się od swojego świata, tak dla własnej równowagi i z ogromną przyjemności przeczytałam. Lubię Twoje rozważania.
    Mam nadzieję, że już nie cierpisz fizycznie i psychicznie. Przeczytałam również wszystkie komentarze.
    W całej tej historii, najważniejsze jest, że wiesz i radzisz sobie z tym.
    Myślę sobie, że i Wojtek tak by zareagował :-) Trzymaj się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już jest wszystko ok. Skleiłam się dobrze, z mężem pogadałam, wiosna coraz zieleńsza. Jest dobrze Graszko.
      Spokojnych świąt, niech dużo słońca wpada Wam przez okna :)

      Usuń
  12. No cześć, "obiekcie troski", mam nadzieję, że były, ale nie do końca, bo mąż z Twoich opisów wygląda na kochającego i mądrego, a ja z jego zachowania wyłapałam strach, ogromny strach o Ciebie.
    Ludzie często krzyczą na siebie ze strachu nawet jak kochają, to ten strach chwyta ich za gardło i każe złościć się. Dlaczego? Nie wiem. Ja niestety też tak mam kiedy moi bliscy zrobią coś co przysparza lęku, kłopotów, coś moim zdaniem głupiego, coś czego można było uniknąć. Może to wynika z tego, że nikt nie nauczył przytulania i pocieszania, że nikt nigdy nie przytulił i nie pocieszył kiedy byłam dzieckiem. I pamiętam jak przytuliła mnie i ukołysała koleżanka kiedy było mi źle, a miałyśmy wtedy po osiem lat i byłam zaskoczona, że tak można zareagować na czyjeś smutki. Potem zauważyłam, że jej rodzice byli tacy opiekuńczy i kochający zupełnie inni niż moi, a ja myślałam, że tak jak w moim domu jest w każdej rodzinie.
    Nauczyłam się opiekować sama sobą i nie umiem prosić o pomoc. Tak jak Ty chowam swój żal i smutek w ciele, a podczas fizjoterapii jak to się wszystko uwolniło, to łzy lały mi się z oczu strumieniem tylko nikt mi wtedy nie powiedział, że przyczyną były zagrzebane głęboko w ciele emocje.
    Tak jak Ty Aniu nie lubię i nie umiem być obiektem troski, nie lubię obciążać innych sobą, a jak jest mi źle chowam się gdzieś z boku i odczekuję aż to minie. A potem powoli wracam . I wiem, że to nie jest do końca dobre dla mnie, chociaż dla innych tak, bo nie muszą się martwić ani opiekować. Przecież ja sobie sama ze wszystkim świetnie radzę. Jasne...
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrego, spokojnego czasu w te nadchodzące Święta i nie tylko:)
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobacz Hania jakie my, jacy my wszyscy, podobni jednak. Pokoleniowo idzie wiele, wiele rzeczy. To trochę jak powodzie, napływa fala i cofa się. Co raz mierzymy się z tym co przyniesie.
      Ja wiem, że łatwiej złościć się, niż pozwolić sobie poczuć, co jest pod złością. Złość posiada energię, dość ożywczą nawet :)
      A lęk, sama wiesz, odbiera energię, jest szary, osaczający, klaustrofobiczny. I z jednej strony wiem, jak to działa, a z drugiej jakby nie wierzę, że to jednak troska. Dziecko we mnie nie wierzy, całkiem słusznie, że tak troska nie może wyglądać. Tobie pokazała to koleżanka. Jaka cudna osóbka :)
      Kiedyś uważałam, że samodzielność i samotność to to samo. jakoś mi się tak ułożyło w głowie. Zapewne mam to od mamy, bo ona nadal to kultywuje. Ja już wiem, że to nie jest połączone i to dwie różne rzeczy. Polubiłam samotność okazyjną a samodzielności się uczę, bo ona przebiegle połączona jest z odpowiedzialnością, ogromnie niewygodne :DDDD
      Ale Hania, jak coś się zobaczy, to już się nie odzobaczy. I to jest super :) Więc ja tak samo jak ty się chowam, ale już wiem, że to robię. I mam opcję jednak poproszenia o pomoc. Przedtem jej nie było, bo nie wiedziałam, że się chowam. Psychiatryk :D
      I ja pozdrawiam serdecznie i spokoju, i zdrowia, i słońca życzę Tobie i Twoim :)

      Usuń