Prowincjonalna Bibliotekarka w Podróży. Nieoczekiwanie znalazłam się w innej przestrzeni życia i świadomości. Uczę się. Wszystkiego. Ale najbardziej Siebie :-)
wtorek, 5 czerwca 2018
Eh...Wszechświecie, w co grają matki i córki?
Wokół naszego bloku na brzozach, jesionach, świerkach i lipach, jest mnóstwo gawronich gniazd. Cała wielka kolonia. Nazywam to blokowiskiem, bo i tak to wygląda. Takie same tam zwyczaje, zachowania i mechanizmy się dzieją, jak na naszych ludzkich blokowiskach. Wszystko na tej Ziemi jest połączone. Kiedy idę przez sad do pracy, spotykam małego gawroniaka, nielota jeszcze. Biega po poszyciu w krzakach, ciekawsko mruga na mnie oczkami jak czarne paciorki, trzyma jednak dystans. Nade mną krzyczą i grożą mi jego rodzice, ciotki, wujkowie i cała wielka familia: nie ruszaj naszego dzieciaka!!!!
Nie mam zamiaru. Nie przeszkadzam, karmcie i pilnujcie. Kibicuję mu by w końcu poleciał, by dorósł i prowadził szczęśliwe, gawronie życie.
Ostatnio był Dzień Matki. Siostra poprosiła znajdź jakiś ładny i niegłupi wiersz o mamie...Siostrzeniczka potrzebowała o szkoły.
Pracuję w bibliotece, spoko. Zaraz coś znajdziemy. Szukam. I co znajduję? Jeden, drugi, piętnasty...nic wesołego, nic pogodnego, sama smutna, udręczona poezja. Nostalgia, sękate ręce, łzy spływające po policzku, smutne oczy, poświęcenie, samotność, miłość udręczona...w cierniowej koronie, przybita do krzyża, płacząca od krzyżem...Osz!!!!!
Pewnie są radosne wiersze, musiałabym pokopać głębiej, sporo głębiej. Ale wir cierpiętniczej miłości zassał i ledwie się wydobyłam na światło dzienne. Odpuściłam.
Jednak przez kilka dni temat wracał, a w mojej głowie wyświetlały się slajdy z rozmów w pracy:
- Pani mi da coś dla mamusi do poczytania.- mówi 60-letnia córka (ale wiek tu nie ma znaczenia raczej) - Takie coś z dużymi literami.
- A co mama lubi czytać?
- No coś lekkiego...żeby nie denerwowało, coś takiego o starych czasach, tylko lekkiego.
Zazwyczaj wtedy daję kilka do wyboru: Danielle Steel, Nora Roberts, Rodziewiczówna i nieśmiertelna Courths-Mahlerowa Hedwiga :-) Dorzucam na przynętę coś polskiego, współczesnego i czekam. Córka wraca i zazwyczaj na początku wygrywa Steel...a potem się zaczyna...
- Mamusia powiedziała, że za małe litery...
- Mamusia powiedziała, że cieńsze książki prosi, bo trudno grube w rękach trzymać, ręce ma słabe....( tu proponuję poduszkę na kolana i książkę opierać na niej...ale żadna mamusia nie skorzystała chyba jeszcze)
- Mamusia powiedziała, że znów pani dała powtórki ( nie dała, bo cwana jest i numerki sprawdza, ale już nie dyskutuję)
- Mamusia powiedziała, że ciągle pani daje to samo...wolałaby coś innego.
- Mamusia powiedziała, że te inne, co pani dała to nie dla niej...( na moją lekko rzuconą uwagę, że może córka sama poszuka coś dla mamy: nie, nie, nie, ja się nie znam...)
-Mamusia powiedziała, że....
Czego te mamusie nie wymyślają :-)
A! I jeszcze: co pani da, wszystko jedno, ja wszystko przeczytam , sama jestem, nie mam co robić, dzieci mają swoje życie...nie będę przeszkadzać, nie będę robić kłopotu...Eh....
Sporo odsłon tego samego...
Na początku swojej pracy bardzo się starałam. Prowincjonalna Bibliotekarka na wysuniętej rubieży. Dobrze wyćwiczona przez swoją mamusię :-)
Dobierałam książki, dopytywałam o gusta, zastanawiałam się, naradzałam z córką...
A mamusie ciągle niezadowolone. Cierpiące. Ale nie robią kłopotu...
Ciężka lekcja. Trudny warsztat Wszechświecie.
Mam taką suczkę w sadzie. Znam ją od szczeniorka. Już 9 lat. Urodziła ją suczka, którą jakiś palant wyrzucił u nas na targowicy...Spora tam zrobiła się kolonia bezdomniaków, dokarmiałam z kilkoma jeszcze osobami. Strach poprosić gminę o pomoc, bo gmina wynajmuje hycla, który na papierze ma wszystko w porządku. Ale w realu, nie ma schronu, zabija psy, lub przerzuca do innych gmin z którymi ma umowy. Podlasie to zdziczała kraina, jeśli chodzi o zwierzaki.
Jednak hycel się pojawił i znikły wszystkie psiuki oprócz małej suczki. Nazwałam ją Dziewczynka. Od urodzenia była piekielnie nieufna. Nawet jako szczenię nie pozwalała się głaskać. Znikała jak duch, gdy pojawiali się ludzie, nawet dokarmiający na codzień. To ją uratowało. Została w naszym sadku. Powoli zdobyłam jej zaufanie. Jesteśmy kupelkami. Choć zakraplanie od kleszczy burzy naszą przyjaźń co jakiś czas :-) Ale ok. Wybacza. Po kilku dniach.
Prowadzi życie psa wolnego. Ma budę schowaną w krzakach, przychodzi i odchodzi kiedy chce. Choć teraz raczej osiadła bardziej, bo już starsza i docenia wikt i opierunek. Wysterylizowana, więc i spokój jest. Ale nadal pozostała nieufna, niedotykalska, znikająca jak duszek wśród zieleni...
Kiedy sprowadziła się do nas nowa rodzina, PaniNowa oznajmiła, że strasznie kocha zwierzęta. I ona też będzie Dziewczynkę dokarmiać. Ucieszyłam się, do Dziewczynki dołączył kolega Dred, również podrzutek. Wykarmić moją domową gromadę i jeszcze dwa psy dodatkowo generowało spore koszty. I było fajnie, dopóki się nie zorientowałam, że to nie takie proste...
Po dwóch miesiącach PaniNowa zagadnęła mnie:
- A ta suczka to taka nieufna...
- No tak...mówiłam pani, że ona taka...
- Ja tu jej noszę smakołyki, kostki z galarety, a ona nawet nie podejdzie...
- Może podejdzie, niech jej pani da czas, ale mówiłam, że ona taka jest.
- No ale już tyle czasu i nawet z krzaków nie wyjdzie, a ja takie smakołyki jej daję...
Nie tłumaczyłam już więcej. Na nic moje gadanie.
A jakiś czas temu, jeszcze jedna nowa rodzina się wprowadziła. I tam jest dwójka dzieci. Dziewczynka i chłopiec. On chory bardzo. Od urodzenia. Ona, smutna szesnastolatka, obarczona ponad miarę przez życie, ponieważ mama też jest chora, a ojciec, alkoholik, nie żyje. Smutna historia i trudna. Ale sobie radzą. I żyją jak wszyscy, do przodu.
I moja psia Dziewczynka po miesiącu podeszła do tej dwójki, dała się pogłaskać i nadal to robi. Podchodzi sama, przytula się do nóg, liże po rękach i ufa. Nigdy jej takiej nie widziałam.
Zadziwiła mnie.
Rozmawiając z mamą tych dzieci zastanawiałyśmy się nad tym....i mnie olśniło!
Dzieci nic od niej nie chcą, nic się nie spodziewają. Same bardzo doświadczone przez los, chyba zrozumiały, że Życie jest jakie jest. Pogodzenie, rezygnacja? Nie wiem...ale nic od niej nie chcą. Pozwalają jej być sobą. A ona, w podzięce za brak przymusu odwdzięczania się, daje swoją ufność i miłość i wsparcie. Tak jak potrafi, tak jak czuje, że potrzebują.
Sedno Miłości. Wolność.
A może jedna z twarzy Miłości...
A niedawno przyszła czytelniczka i mówi:
- Pani mi da coś dla taty, bo przyjechałam z Belgii, on nie ma co czytać...a mama wcale nie wie co on lubi....
OESU.....
Miłego dnia Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka z wytrzeszczem oczu ;-)
Ciekawe obrazki, przemyślenia, obserwacje. Miłośc matczyna i córczyna. Odcienie tej miłosci u ludzi i zwierząt. Niech ta miłosc będzie jakakolwiek - byleby była. Jak przychodzą po ksiazki dla matek, to dobrze, gorzej jak pozostawiają je samym sobie i telewizorowi. Jak czytają cokolwiek to dobrze.A że trudno dogodzić? Są tacy ludzie, którym w ogóle cięzko dogodzic z czymkolwiek. Oni nieraz dopiero po czasie potrafiacos zrozumieć i docenić a czasem nigdy i odchodzą pełni żalu i pretensji.
OdpowiedzUsuńMalutki gawronek, kicajacy pod drzewami wzruszajacy i całę o stado opiekuńczych krewnych nad nim - piękne!
Smutna opowieśc o podlaskich bezdomniakach. Biedne psy...Dobrze, że Dziewczynka znalazła u Ciebie bezpieczne przytulisko, Aniu!:-)
Polubiła i zaufała tym dzieciom? Pewnie wyczułą w nich poranienie podobne do swojego, podobną bezradnosc i potrzebę bezinteresownej czułości.
pozdrawiam Cię serdecznie Aniu, bystra, wielkooka oberwatorko zycia!***
Podobnie mocno wytrzeszczona Ola!:-))
Tak ja i czułam Ola, że masz podobny wytrzeszcz oczu jak ja :-) Własnie wróciłam z karmienia. Dziewczynka i Dred mają się dobrze. Gawroniak rano kicał jeszcze, ale spory już jest. Wypierzony. Inne młode już latają jak torpedy ciesząc się wolnością. On za chwilę poleci tak samo. Życie płynie, matki i córki też jakoś się poukładają. Bibliotekarka czasem ma tylko ciężkie życie, bo weź i daj książkę :-) Miłego.
OdpowiedzUsuńDokładnie pamiętam ten moment kiedy Dziewczynka położyła się na plecach obok moich nóg, kołami do góry... Byłam wypoczęta, spokojna, z głową wypełnioną zielenią, błękitem, śmiechem Hani, przylepnością Packa, zaborczością Fasoli... Ona czuła mój spokój i miłość - tak miłość do tych duszyczek tak podobnych do mojej... Położyła się i w jej oczach zobaczyłam - ufam ci. Zaufanie jest bliskie miłości...
OdpowiedzUsuńZaufanie to Miłość :-)
Usuń