piątek, 5 października 2018

Ach, jak się pięknie garbię, Wszechświecie.



"Pokuta zaspokaja naszą potrzebę wyrównania. Jeśli jednak wyrównania szukamy w chorobie, nieszczęśliwym wypadku lub śmierci, co tak naprawdę osiągamy? Zamiast jednego poszkodowanego lub zmarłego, mamy dwóch. Gorzej nawet: dla ofiary nasza pokuta jest podwójną szkodą i podwójnym nieszczęściem, ponieważ jej nieszczęście podsyca nieszczęście innych, a z jej szkody wyrasta dalsza szkoda, a jej śmierć przynosi śmierć innych.
I jeszcze coś trzeba wziąć pod uwagę. Pokuta jest tandetą. Podobna jest do magicznego myślenia i działania według których, zbawienie innych pochodzi tylko z mojego nieszczęścia, moje cierpienie wystarcza, by uratować innych. Cierpienie i umieranie mają wystarczyć. Nie trzeba patrzeć na relacje między ludźmi. Nie trzeba widzieć drugiego człowieka. Nie trzeba czuć bólu z powodu jego nieszczęścia. Nie trzeba też robić niczego dla innych.
Działanie zostaje zastąpione przez cierpienie, życie przez umieranie, a wina przez pokutę. Samo cierpienie i umieranie, bez działania i wysiłku mają wystarczyć. Tymczasem przez pokutę choroba, cierpienie i śmierć stają się jeszcze większe."
Bert Hellinger "Porządki miłości"

Mocne. Bert Hellinger. Zakonnik, misjonarz, odszczepieniec.
Dziwny człowiek, dziwna teoria, dziwne praktyki.
Nie dla każdego.
Kiedy weszłam na drogę poprawy życia, po terapii postanowiłam jeszcze trochę poszukać. Zobaczyć czy coś jeszcze mogę zrobić. No wiesz Wszechświecie, żeby uklepać. Utwardzić. Umocnić.
A poza tym czułam się, po dwóch i pół roku pracy z terapeutkami i grupą, samotna i opuszczona. Nie wierzyłam do końca, że sama dam radę.
Potrzebowałam balkonika do podparcia.
Szur, szur, szur...
Nie czułam się pewnie.

Już od jakiegoś czasu trafiałam na wzmianki o ustawieniach systemowych hellingerowskich, ale uważałam to za czary-mary i omijałam z daleka. Temat czasem wracał, ale jakoś odpychałam...
Pojawiały się książki, ale nie miałam przekonania. Coś iskrzyło, ale...
Jednak z każdym takim powrotem tematu, dowiadywałam się coraz więcej. I w sumie zaczęłam się bać.
Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że się boję, zaczęłam się zastanawiać czego właściwie?
Przecież tyle ogarnęłam na terapii, naprawdę dużo. Stanęłam twarzą w twarz ze sobą i moimi demonami. Było strasznie. Było okropnie i przeżyłam. Czego boję się teraz?
Tego samego.
Mnie.
Bo nie wszystko ruszyłam, bo coś jeszcze się chowa.
Na wszystko jest czas i miejsce.

Znajoma była i poleciła Kasię. Sprawdzona, bo oszołomów nie brak. Pojechałam.
W poczekalni kilka dziewczyn, starsze, młodsze. Co jest, że same kobitki? Nie raz już się zastanawiałam. Na terapii grupowej przewaga kobiet, na warsztatach pracy z ciałem jeden rodzynek odpadł na drugich zajęciach, u Rosy więcej facetów, to fakt. Tak 1/3 grupy. Ale to ROSA :-)

No więc kobitki. I wchodzi ANIA! Przyznam, że się zdenerwowałam. Miała być Kasia!!!
Bo Anię znam, z głupiego filmu na YT i nie podobała mi się.
A Ania pyta: kto widział film na YT???
Niepewnie podnoszę rękę ja i kilka innych dziewczyn. A Ania tłumaczy, że film ze spotkania pocięto na kawałki, bez sensu. Wyszło idiotycznie i ona jest zła na organizatorów. Ale za późno się dowiedziała i poszło w świat. Troszkę ze mnie zeszła para. Dam szansę.

Kiedy Ania zaczęła mówić wszystko zaczęło się kleić. Powoli zrozumiałam, że jestem w dobrym miejscu. Zobaczmy, co się dzieje w przestrzeni rodziny, rodu, związków rodzinnych.
To to samo co ogarniałam na terapii, tylko jakbym weszła innymi drzwiami.
Drewno można rąbać różnymi siekierami. Efekt ten sam. Polanka do kominka :-)

Kiedy czekałam na swoją kolej, przysłuchiwałam się kobitkom. Masażystki, trenerki życiowe, tarocistka...branża ezoteryczna :-). Każda z nich mówi, że są tu by wyczyścić się z zakłóceń energii, by lepiej pomagać innym. Tak trochę mnie zastanowiło, że jakoś ustawiają się poza problemem. Zakłócenia energii? Ok, ale to twoja energia, to Ty. A zakłócenie to na ten przykład niemożność wybaczenia mamie, tacie...To nie jest jakieś czyszczenie, to jest bardzo osobisty kontakt ze sobą :-)
I rodzicami. No i, że jeszcze niby robisz to dla innych? Jakoś nie tak coś.
Więc gdy padło w moim kierunku pytanie: a ty to robisz dla kogo?
Odpowiedziałam bez namysłu: DLA SIEBIE.
Zapadła konsternacja i cisza.
Jakieś krzywe uśmiechy i po chwili: no tak, tak jest na początku, a potem zaczynasz pomagać.
No wytłumaczyły sobie :-)
Ja już byłam PO pomaganiu. Po byciu fontanną pouczeń i olśnień. I po rozczarowaniach, bo nikt nie chciał słuchać :-) Nikt nie chciał olśnień, przebudzenia i zmiany. Wszyscy chcieli, by było tak jak było :-)
Więc sobie odpuściłam, choć przyznaję, że misjonarskie zapędy nadal zdarza mi się miewać i muszę studzić własny zapał w tym kierunku:-)

Kiedy weszłam do pokoju była tam Ania i dwa krzesła. Oraz spore naręcze Twoich Stylów na stoliku.
Krzesła reprezentowały moich rodziców, moje siostry...zależy.
Nie wiem, skąd  Ania wiedziała pewne sprawy. Tak działa POLE. Albo fizyka kwantowa, albo Źródło, albo nie wiem co. Ale wiedziała.
Przeciągnęła mnie w ciągu 50 minut przez większość rzeczy, które z bólem i trudem odkrywałam na terapii. Poszło łatwiej, bo już mniej więcej wiedziałam o co chodzi. Ale i tak osmarkałam Ani bluzkę płacząc jak dzika :-) Bo ona przytulała :-)
Podała mi kilka Twoich Stylów, kazała trzymać i powiedziała, że to ODPOWIEDZIALNOŚĆ, którą wzięłam, ale ona nie była moja.  A wzięłam bardzo wcześnie, w wieku trzech lat. I niosłam, niosłam za kogoś.
Stałam tam, zapłakana i zasmarkana, siąkając nosem, czując się jak mała, trzyletnia dziewczynka, trzymając gazety. Dosyć ciężkie, bo kupka spora.
I kiedy Ania, powiedziała: oddaj tę ODPOWIEDZIALNOŚĆ właścicielce i wyciągnęła ręce...moje dłonie zacisnęły się na tych gazetach. Nie mogłam. Nie mogłam. Czułam, że to MOJE.
Chwilę trwało. Oddanie kupki Twoich Stylów.
I ta ULGA, kiedy w końcu oddałam...

Każda kobitka, która wychodziła z pokoju była zapłakana i zasmarkana jak ja. Więc jednak się nie udawało stanąć z boku :-)
Tak sobie myślę, że każdy dotrze tam gdzie powinien, w końcu :-)
I w najodpowiedniejszym czasie :-)

Tytuł posta nie jest mój :-)
Na warsztatach pracy z ciałem powiedziała to dziewczyna: że tak patrzy na siebie i sprawdza, czy się ładnie garbi :-)
Nie zrozumiałam od razu, musiałam trochę nad tym pomyśleć.
Ale okazało się, że ja też się ładnie garbiłam, wiele, wiele lat. Udawałam kogoś, kim nie byłam, niosłam rzeczy nie moje, zdejmowałam odpowiedzialność z innych ludzi, ubierałam się w nią i patrzyłam jak mi w tym ciężko, ale jak ja pięknie pokutuję. Jak ja pomagam, jak ja wzniośle pomagam nieść krzyż :-)
OESU, jak my czasem świrujemy na tej planecie.
Wszechświecie, Ty jesteś pewny, że to nie jest Psychiatryk?

Ustawienia hellingerowskie polecam, czemu nie. Cokolwiek działa. Tylko z wyczuciem. To nie magia jednak. To coś, co nie dzieje się samo, trzeba, tak jak wszędzie, włączyć Świadomość.
Ale każda lekcja cenna :-)


Miłego dnia Wszechświecie, wyprostowana, aczkolwiek z lekko strzykającym kręgosłupem Prowincjonalna Bibliotekarka :-)







12 komentarzy:

  1. Mam do ustawień wiele dystansu, może dla tego, że nie są uznane przez środowisko i uczyniły wiele nieodwracalnych szkód. Nie wiem jak to teraz wygląda, czy są jakoś zmodyfikowane ale statystyki o popełnianych samobójstwach wśród pacjentów rozbebeszonych i porzuconych po takim ustawieniu mnie powaliły i zniechęciły. Ale może to dla tego, że był na to boom i za dużo zbyt nie poukładanych pacjentów. Spotkałam kobietkę po tych ustawieniach i jakoś nie przekonała mnie do nich opowiadając, że po nich największą przyjemność czerpie z wizualizowania jak w garaży leje i zabija swojego ojca przywiązanego do krzesła. Coś tu nie tak, rozumiem że ją skrzywdził, może nawet strasznie, ale uwolnienie chyba nie polega na wiecznej mentalnej zemście. Cierpiała, a on pewnie miał to w doopie. Może poszła na świeżaka, bez takiego przygotowania jakie ty miałaś.
    Co do pokuty to mam taki ostatnio stosunek, że głęboko w poważaniu mam przepraszanie i kajanie się ludzi którzy przez długi czas albo z niejaką świadomością czynili zło. Na przykład taki chlejący rodzic, zniszczył dzieciństwo i młodość, a także naznaczył na resztę życia córkę, a na starość, że on przeprasza, że on wie, jaki był i że mu przykro, ale że on nie umie inaczej... - W dupie mam twoje przepraszam, gówno wiesz, nic nie wiesz i nie licz na wybaczenie. Jeśli wybaczę to tylko dla siebie i Ty się o tym nie dowiesz, bo nie pozwolę na byś teraz odetchną z ulga, że Ci się upiekło. Nie zawsze trzeba wybaczać. I na pewno nie zapominać, a słowa nic nie znaczą od takich osób. Pokuta to brednia - masz racje, jest aktem egoistycznego i narcystycznego teatrzyku i słabości. Co innego zadośćuczynienie, poświęcenie dla innych czyniąc im coś dobrego, pracą, pomocą lub w inny sposób. Karanie siebie to gówno i pokazówa. Tchórzostwo. Popatrz jaki ja teraz biedny, umieram, wybacz mi. Nie, nie umieraj, tylko weź dupę w troki i zapier...laj do roboty, pomóż mi, im, czy komuś, daj coś siebie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Dla innych, bez teatru, bez oklasków współczucia i litości. Zapłać cenę.
    Uf, znów się rozpisałam, ale twoje wpisy tak mnie pobudzają, jak żadne inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbawiłaś mnie z rana ostatnim zdaniem :-) Dziękuję.
      Absolutnie, pokuta to głupota. Fajne, sprytny wybieg, by nie ponosić odpowiedzialności. Kiedy rozglądam się wokół, mnóstwo ludzi ten myk wykorzystuje. Kurkawodna, ja sama korzystałam. Ustawienia mają złą sławę, fakt. Ja byłam na takich zmodyfikowanych. Tylko ja i Ania. Ona przejmowała rolę innych członków rodziny. Trafiłam idealnie dla mnie. Ale i ja uważam, że na ustawienia należy iść po terapii, w dodatku udanej, ale na pewno nie ZAMIAST.
      Ta pani z garażu mnie lekko zdziwiła. Ale ja już z tym się spotkałam. Na zajęciach lowenowskich bierzesz w rękę rakietę tenisową i walisz w stołek z poduszką. Możesz wtedy wraz tym ruchem wykrzyczeć wszystko co czujesz. Mocne. Tylko tu jest praca z z ciałem. Uwalnianie tego zaskorupiałego żalu, krzywdy, wściekłości. Czy wyobrażanie sobie takich rzeczy działa? Nie wiem. Ale po przeczytaniu książek Hellingera, myślę, że pani trafiła na oszołoma pseudoterapeutę, który nihuhu nie zrozumiał, o co Hellingerowi chodzi :-) I tak jeszcze pomyślałam, że i z zadośćuczynieniem trzeba uważać, ono czasem też fajnie ukrywa pokutę jednak. Taka przebieranka :-)
      I też uważam, że nie zawsze trzeba wybaczać. Czasem trzeba, kurka Luna, ale chyba trzeba sobie posiedzieć w tym garażu...o masz, co mi wyszło...Muszę pomyśleć :-)

      Usuń
  2. A przecież całe chrześcijaństwo opiera sie odkupieniu poprzez cierpienie, gloryfikuje to cierpienie a wiec i pokutę. Słuchamy tego od małego i nasiąkamy do imentu. Bierzemy swój krzyż i idziemy pokornie i potulnie przed siebie, ukrywajac ból serca i kręgosłupa. A łatwo sie tak ukryc miedy innymi niosącymi swój krzyż. Pokuta, umartwianie jako wygodna czapka niewidka. A problem zostaje...

    Piękna pogoda sie zrobiła i liscie na drzewach cudnie się juz przebarwiają. Ach, trzeba ruszyc sie z domu i chłonąc to, póki trwa.Pozdrowienia serdeczne ślę Ci Aniu!:-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Fakt. Chrześcijaństwo programuje nas na autoagresję. Winę i pokutę. Trzeba dużej siły by to zobaczyć. Myślę, że powoli się to dzieje.
    Masz rację, trzeba pójść nad Bug. U nas też piękna pogoda. Głowa się przewietrzy, dusza ucieszy :-) Miłego dnia Olu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam trochę głębiej nad tym wszystkim i przyszło mi na myśl porównanie współczesnych religii do sklepów z żywnością. Nie ma teraz na świecie sklepu, w którym żywność nie byłaby zatruta lub zmodyfikowana. A pomimo to jemy, bo pokarm pozwala przeżyć.
      Wierzę, że Bóg, który jest miłością, nie chciał w żaden sposób, żeby ludzie cierpieli. Nie chciał też, by wysłany na Ziemię Jego syn został zamordowany i cierpiał. Miał ludziom przynieść nieskażoną Prawdę, ale dla wielu taka jest niewygodna.
      Musimy sami starać się oddzielać nauki kościołów od czystej nauki Chrystusa, jeśli zależy nam na sobie i swoim szczęściu.

      Usuń
    2. Absolutnie, myślę, że Jezus za głowę się łapie, co z jego życiem i nauką powyczynialiśmy :-)

      Usuń
  4. Ania, dzięki za to, że piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie samej to pomaga ;-) Agnieszko jeśli komuś jeszcze, super! Słonecznego dnia ;-)

      Usuń
  5. Tak Aniu. Wina i kara zawsze chodzą w parze. Czjemy się winni, to podświadomie będziemy domagać się ukarania. A stąd blisko do dźwigania odpowiedzialności za losy całego świata. Manipulanci dobrze o tym wiedzą i właśnie na naszym poczuciu winy bazują żeby łatwiej było im nami manipulować.
    Od dawna uważam, że nic nikomu nie jesteśmy winni.
    Możemy, chcemy, dokonujmy wyborów byle nie z poczucia winy, bo to droga do nikąd.
    Pozdrawiam słonecznie:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak, Marytko :-) choć czasem trudno do tego dojść. Bo tak sprytnie się oszukujemy i tak sprytnie nas się oszukuje. I musimy na własnej skórze doświadczyć skutków, by przyczyna objawiła się nam przed oczyma. A potem choć może nie jest bardzo łatwiej, ale jednak jaśniej i lżej. Na Podlasiu też słońce, pozdrawiam słonecznie :-)

      Usuń
  6. i ja nie wiem czyjej pomocy potrzebuję NAJBARDZIEJ - ortopedy, neurologa czy psychiatry, bo to nie jest normalne żeby człowieka bolało wszystko tak bardzo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psychiatra, to raczej nie koniecznie. On tylko daje skierowanie do psychologa i wtedy można za darmo, na NFZ, pójść na terapię. Generalnie psychiatra to dragi wypisuje. Nie wiem Klarko co konkretnie boli, ale po terapii przeszły mi: zawroty głowy, drżenie rąk, większość bólów kręgosłupa, migrena (!), rzadziej choruję w ogóle. Nie potykam się, nic na mnie nie spada, prawie żadnych wypadków (takie wiesz: walnięcie głową w drzwiczki otwartej szafki). Zdecydowanie lepiej. Ale to ja, ja potrzebowałam terapii :-)Nie wiem czego ty potrzebujesz, ale na oko, nie dajesz tego sobie :-) I boli...Trza podumać, co najważniejsze i po kolei jechać. Ale jak cię czytam, to ty w tej pracy nie za dobrze się czujesz.

      Usuń