poniedziałek, 26 listopada 2018

Huston, mamy problem...


- Huston, mamy problem!
- ? over.
- Jestem dzielna, lojalna i odpowiedzialna!
- Ke !????

Ech,Wszechświecie, ciężko. Mało słońca, mało światła. Ja chyba taka światłoczuła jestem, bo choć nie lubię upałów, to słońce filtrowane przez zielone listki uwielbiam. Mogę się w nim pławić bez końca, podziwiać delikatność  słonecznej materii rozpraszanej przez rozświetlone, zieloniutkie, cieniutkie zdawałoby się jak pajęczyna, listki. Pływanie w takiej magicznej poświacie wyzwala mnie na długie chwile z gęstej energii tego świata, pozwala poczuć się lekko, płynnie, nieważko...
Odrywam się od ziemi, szybuję wysoko, lekko jak puch przelatuję kolejne warstwy atmosfery, aby dotknąć Kosmosu.
I spadam....
Spadam...
Nie dolatuję do Księżyca.
Rozumiem rozczarowanie załogi Apollo 13.

Na pierwsze warsztaty z pracy z ciałem pojechałam oczywiście cała w strachu. Ale czułam, że to dla mnie. W dodatku były w Warszawie na placu Konstytucji, miejscu, które znałam doskonale i gdzie umiałam spokojnie dojechać. Uznałam to za znak od ciebie Wszechświecie :-)
Spięta jak agrafka, weszłam do mieszkania, gdzie już było kilka kobiet. Oczywiście, żadnego pana. W sumie dobrze.
Pierwsze słowa zazwyczaj ciężko mi przechodzą przez gardło, choć umiem udawać :-)
Oczywiście, część dziewczyn już się znała, więc znalazłam sobie spokojne miejsce i próbowałam ogarnąć co i jak. I tak słucham, słucham, a to jakieś terapeutki, trenerki osobiste, psycholożki.
No słabo mi się zrobiło, może jednak po angielsku wiać? Jeszcze nie zapłaciłam.
Siedzę, kombinuję, ale podchodzi do mnie dziewczyna, zaczynamy rozmawiać i ULGA, ona też pacjent, ale nie lekarz :-) Wstałam, raźno poszłam do kółka, usiadłam i się potoczyło.
Te wszystkie fachowe babki były takie jak ja :-) Super odkrycie.

A czemu o tym mówię...
Bo takie ćwiczenie było. Pod koniec pierwszego dnia Basia-prowadząca rozdała nam karteczki z jednym słowem. Miałyśmy coś o tym opowiedzieć na następnych zajęciach.
Ja dostałam karteczkę wściekle różową z napisem:

PRZYJEMNOŚĆ
 Nic strasznego przecież, a ciarki mnie przeszły...
 I pusto w głowie. 

Co ja lubię, co mi sprawia przyjemność? 
Kurkawodna, nie wiem, ja tu ciężko orzę na ugorze.
Pracuję, by polepszyć codzienność, by jakoś ogarnąć nerwicę, depresję, jakoś poukładać stosunki z Wszechświatem, rodzicami, robota jak na przodku w kopalni. 
JAKA PRZYJEMNOŚĆ ????
A wcześniej? Zapitalałam w domku jako doskonała pani domu, matka, żona, kochanka, córka, bibliotekarka. Tyle ról do odegrania. Tyle tekstów do nauczenia. A budka suflera pusta od zawsze. 

I taka historia mi się przypomniała, usłyszana w odmętach filmików na YT. 
Kobietę ktoś zapytał, jakie lubi jajka na śniadanie. I ona się zacukała. Chwilę musiała pomyśleć, odpowiedziała, że takie jak dzieci. Rano dzieciaki zgłaszają zapotrzebowanie na jajecznicę, to jajecznicę, jak chcą na miękko, to ona też na miękko. No cóż, nie o to chodziło. Kobiecinka musiała zrobić sobie jajka na różne sposoby, spróbować i dopiero orzekła, że po benedyktyńsku :-)

Nie pamiętam co ja powiedziałam tam na warsztatach, wiem, że łatwo nie było. 

 Co tu dużo mówić, żeby się bać karteczki z napisem: Przyjemność, to trzeba na to ciężko zapracować. 
Trzeba być lojalną, dzielną, odpowiedzialną osobą. Trzeba z oddaniem opiekować się wszystkimi, trzeba zawsze być uważną na potrzeby innych, trzeba rozumieć, że właśnie to, jak traktujemy innych, mówi o nas samych, a słów się na wiatr nie rzuca, u mnie słowo droższe od pieniędzy, jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B, konsekwencja w działaniu to podstawa, jak cię widzą tak cię piszą, pokorne cielę z dwóch matek ssie, bez pracy nie ma kołaczy, cel uświęca środki, co cię nie zabije to cię wzmocni, lepiej nosić niż prosić, żeby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała :-)
I moje ulubione: dla chcącego, nie ma nic trudnego!

I dlatego misja moja kosmiczna, moje szybowanie w Kosmosie ciągle kończy się obiciem zadka o twardy grunt naszej Planety. 
Ciągle jeszcze przyrządzam i próbuję jajka :-)
I już mniej więcej wiem, które mi NIE smakują :-)

A z tych pierwszych warsztatów przyjechałam z prezentem. Równie dobrze mogłaby to być bomba owiązana wdzięczną kokardką. Basia, prowadząca warsztaty, dała każdemu kostkę do gry.
Codziennie trzeba nią rzucić i tyle sobie zafundować  przyjemności w tym dniu, ile wypadnie serduszek. 
Kiedy o tym powiedziałam na grupie, rozległo się chóralne: Ojej...a jak wypadnie SZEŚĆ?
Bracia i siostry w nieszczęściu :-)


PS. Siostra :-) dziękuję.

PS2. Tu dodam link, gdzie można nabyć książkę, o której pisałam 2 posty temu w Lost in space :-) ja bardzo polecam nerwusom, depresyjniakom i innym cudakom :-)
Tylko trzeba przeczytać i działać :-)

https://www.marzenabarszcz.com/produkt/psychoterapia-przez-cialo/?fbclid=IwAR3w1HKBdy5Vkp_u4uNT32H3wMbQPiEY7-kDtXSjbxwxv9cmKJqdl2VMT2A



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hazardzistka, Prowincjonalna Bibliotekarka.







49 komentarzy:

  1. Kostka po prostu przecudna, a z tym skojarzeniem o przyjemności wpasowałaś sie w mój post, a w zasadzie dwa.
    W nawale obowiązków łatwo zapomnieć o sobie, a przyjemności schodzą na dalszy plan...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam cię, że taka kostka, nawet dla osób tzw. normalnych, byłaby solidnym wyzwaniem. Trudne ćwiczenie, ja tak czasem sprytnie zapominam rano ją rzucić :-)

      Usuń
    2. No może z szóstką miałabym problem, ale z drugiej strony, przyjemnością jest choćby spokojne wypicie kawy z czymś pysznym:-)

      Usuń
    3. No właśnie o to chodzi, o takie drobne, malutkie, zwyczajne przyjemności :-) U mnie dzisiaj szóstka, zobaczymy :-)Na razie pogłaskałam moją koteczkę i posłuchałam jej mruczenia :-)jedno serduszko zaliczone :-)

      Usuń
  2. No i wyszło, że porąbana byłam i jestem.Bo lata spędzone z dzieckiem w domu ( a było ich planowane 3,potem przedłużone do nastu) były jedną wielką frajda dla mnie.W końcu gdy już mogłam iść do pracy - nie było dokąd- byłam za stara bo skończyłam już 35 lat. To już była permanentna radocha i przyjemność,mogłam po kilka godzin dziennie robić to co sprawiało mi przyjemność- ganiać po wystawach, haftować, malować, rysować. Potem jeszcze trochę pracowałam żeby się na emeryturę załapać i od emerytury znów dbam wielce o swe przyjemności, czyli od rana do wieczora craft.
    A tak całkiem poważnie - najważniejsze to wiedzieć w życiu do czego się dąży i czego się chce, co się naprawdę lubi a czego nie.I niestety trzeba tą "wiedzą" podzielić się z partnerem, możliwie na samym początku,tak żeby biedak nie miał potem złudzeń i pretensji, że mieszka nie z młodszą wersją swej mamy a z kobietą inną niż mama.
    A kostka bardzo mi się podoba- spokojnie mogłabym co rano 6 wyrzucać.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nie :-) to ty do tych normalnych należysz :-) sorry ;-)
      Masz rację, trzeba to wszystko wiedzieć. I faktycznie partnera oświecić, bo inaczej kicha :-) Oni zawsze spodziewaja się mamy, nawet jak się nie spodziewają. Śmiesznie się plecie na Planecie. Zazdraszczam lekkiego podejścia do życia, rzucam kostką w celach ćwiczebnych, by mi to lżej przychodziło ;-) Lepiej późno niż wcale.

      Usuń
    2. Właśnie ostatnio uświadomiłam Synową, że jej mąż ożenił się z młodszą wersją Mamy :) Zgodziła się ze mną :)

      Usuń
    3. Synowa wie, a Syn :-))))?

      Usuń
  3. Czekam na twoje kolejne wpisy bardziej niż na wypłatę:)
    Trudno mi powiedzieć coś w tym temacie, bo bez problemu wymieniłabym jakie jajka lubię, i spełniła 6 serduszek na kostce. Jakoś nie miałam problemu z odmawianiem sobie przyjemności.
    życzę Ci i innym kobietom które nie wiedzą które jajka lubią by znalazły czas na próbowanie i jak już się dowiedzą to na delektowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luna :-) Mowisz, że sześć serduszek cię nie przeraża? To co ty od siebie kobietko chcesz? Razem z anabel tam wyżej, jesteście w grupie szczęśliwych normalnych :-) Oczywiście wiem, że to nie takie proste, ale takie rzuty kostką, codzienne, sporo mogą człowiekowi powiedzieć o sobie. Biedna Henia nie kumała tematu wtedy. Można się oszukać. Co też robiłam pół życia. Teraz badam grunt, sprawdzam stare przyjemności, czy aby przyjemnościami były, a nie zgrabnie przykrytymi ładnym płaszczykiem, nieprzyjemnościami :-)
      W takim razie, Przyjemnego Dnia :-)

      Usuń
    2. Musze wypróbować te 6 serduszek. Choćby dzisiaj.

      Usuń
    3. Dawaj Kocurku :-) Mnie też dzisiaj wypadło sześć :-) Wszechświat ze mnie żartuje :-)

      Usuń
    4. Bo ja wiele lat temu nauczy lam się cieszyć małymi rzeczami - godziną z książką, dobrym posiłkiem, kąpielą w olejkach, nietypowym smakołykiem, możliwością obcowania ze swoimi kotami, w sposób sensualny. Spacerem z aparatem. Kolejnym odcinkiem ulubionego serialu, chociaż rzadko oglądam.

      Usuń
    5. Bo to o to chodzi chyba, właśnie o te chwile :-)Chodzi o proste życie :-)O zwyczajne lubienie siebie i okazywanie tego.

      Usuń
    6. Wierzcie mi, nawet 2 godzinny dojazd do pracy może być przyjemnością. 4 godziny dziennie robię to co lubię najbardziej - czytam książki :)

      Usuń
    7. Borzezielony, to kostka ci nie potrzebna ;-) Jak bibliotekarka z zamiłowania, rozumiem :-) I nawet zazdraszczam :-)

      Usuń
  4. Napisałam komentarz i mi zżarło! wiec jeszcze raz:
    Przeciekawie piszesz! Jakbym o sobie pisała, a taką kostkę to zamierzam sobie kupić... dziś znów mi zabrakło czasu na własne przyjemności. Pozdrawiam dobranoc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszka kup koniecznie. Takie ćwiczenie naprawdę skutecznie pokazuje złudzenia w jakich żyjemy. Ciekawy eksperment :-) A, że rezonujesz z moim wspisem? Myślę, że mnóstwo kobiet i mężczyzn tak ma...Przekaz w tych przysłowiach które przytoczyłam wcale nie jest taki pozytywny i mądry jakby się zdawało, a bierzemy jak swoje. I potem różowa karteczka straszy :-) Miło, że wpadłaś. Napisz może później jak ci poszło z kostką, chętnie się dowiem :-)

      Usuń
  5. Tak, brakuje światła bardzo. I te krótkie dni, kiedy człowiek chodzi senny i przygaszony, a najlepiej to by szedł spać z kurami i wstawał z kurami (a kury to dopiero są biedne, te moje 5 staruszek od kiedy ochłodziło sie na dworze i pomroziło w ogóle z kurnika nie wychodzi - a tam jeszcze ciemniej niż na zewnatrz)
    Hmmm...U mnie wystarczyłoby wyrzucić na kostce pole z jedną tylko kropeczką a już sie zacukam, bo tak naprawdę to tylko ta kropeczka się liczy, ta najważniejsza a niemozliwa do spełnienia przyjemnosć czy raczej ważna potrzeba. A skoro ta jedna nie może być spełniona, to już pozostałe sie nie liczą, choćby szły w dziesiątki i setki.
    Ech, życie! Śnieg znowu u mnie spadł i leży taka ażurową warstwą na polach i drodze. Lepsze to niz błoto i szarosć wczorajsza.No i szadź na drzewach całkiem ładna. Zima powoli zaczyna swoje królowanie, swoje cuda. Niech sie dzieje!
    Sciskam Cię mocno i serdecznie, Aniu!:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mnie zaintrygowało co to jedno serduszko może oznaczać u ciebie... Ja chyba taka kostkę poszukam sobie.

      Usuń
    2. Ola, wiesz co, tu nie chodzi o potrzeby. Ja na początku też o tak myślałam. Ale tu chodzi o takie drobniutkie przyjemności, kawę z rana albo herbatkę, o przytulenie kota, o nieśpieszne popatrzenie za okno i dostrzeżenie szronu, zachwycenie się tym i danie sobie czasu na ten zachwyt :-) Malutkie serduszka dla siebie. Mimo, mimo wszystkiego co boli. takie maluteńkie, lecznicze, homeopatyczne dawki miłości do siebie. Na tyle, na ile kogo stać :-)
      A ty kurom swoim nie możesz jakiejś lampki na baterie kupić? I zapalać na dzień?
      O takie coś https://allegro.pl/lampka-turystyczna-pod-namiot-zarowka-wiszaca-led-i7561538937.html

      Usuń
    3. Ach, drobne przyjemnosci, takie jak to nazwałas homeopatyczne dawki miłosci miewam dosc często. Spacery z psami, robienie zdjeć, popijanie winka albo nalewek własnej roboty, chrupanie orzeszków, rozpalanie w piecu (robie to codziennie i bardzo to lubię), telefoniczna rozmowa z kims bliskim...Ot, takie przyjemnostki, radostki jak perełki rosy na porannej trawie
      Świecę często kurom żarówkę, bo energooszczędna, ale i tak ciemnawo w kurniku. To światło nie umywa sie do słonecznego. Zresztą kureczki staruszeczki juz takie, ze większosć dnia tkwia apatycznie na sianie w kącie albo przesypiaja na grzędzie i nawet nie kreci je juz jak wchodzę z ziarnem.

      Usuń
    4. Ja też lubię rozpalanie w piecu. Piec u mamy jest i kuchnia węglowa. Uwielbiam :-)
      Perełki rosy na porannej trawie :-)
      Kurki staruszeczki, tak jak ludzie :-)

      Usuń
  6. Nie no genialne!
    To prawda że w natłoku codzienności zapomina się o odpoczynku i przyjemności. Chyba muszę sobie to wprowadzić w życie :)
    tylko kotów musze nie liczyć jako przyjemność bo jak przyjdą się przytulić to oczek na kostce zabraknie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z kotami to raczej będzie oszukiwanie :-) Raczej ogólnie, tulenie kotów jako jedno serduszko rozłożone na cały dzień :-)
      Absolutnie zapominamy o sobie. Albo myślimy, że odpoczywamy, jak biedna Henia, a tak naprawdę ciężko pracujemy odrabiając zadanie: odpoczynek i przyjemność. Podstępne, ale widzę wokół. Kupuj kostkę :-)

      Usuń
  7. dość ryzykowne, bo są przyjemności, które można mieć w najbardziej trudnych warunkach, do tego wiele z nich jest nielegalnych lub nieakceptowanych społecznie
    bo ja na przykład lubię jeść słodycze, pić wino, podrywać, flirtować, kochać się namiętnie bez zabezpieczeń (kolejność przypadkowa i nie musi być to wszystko razem)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klarko, tylko pięć przyjemności? Widzę tu duuuuże pole do popisu :-)Do wyszukiwania malutkich, takich tycich, homeopatycznych dawek przyjemności, które by tak między tymi rozbuchanymi, energetycznymi, namiętnymi się przemyciły :-) w celu wypełnienia luk :-)

      Usuń
  8. No i tąpnęło mną, a szczególnie tekst zaczynający się od słów: Przyjemność, to trzeba na to ciężko zapracować..."
    Od jakiegoś czasu zajarzyłam jak bardzo zostałam zmanipulowana, wychowana tak by dbać o przyjemności innych, a moje? Aaaa! Nie! Moje się nie liczyły, to przecież egoizm dawać sobie przyjemność kiedy inni jej nie mają itp., itd.
    Uczę się, powoli uczę się siebie, tego jaka jestem, co lubię, czego pragnę. Już nie pytam o to innych, sama chcę wiedzieć jaka jestem, sama do tego dojść, sama siebie zrozumieć bez wysłuchiwania cudzych podpowiedzi w rodzaju : Bo ty, to..., tamto..., trzeba było...,musisz..., powinnaś...
    A walcie się!!!
    Sorki Aniu:-) Wkurzyłam się jak sobie przypomniałam to wszystko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie przepraszaj :-) A czemu ja napisałam ten post? Jak to wszystko odkryłam, to mną tak jak tobą tąpnęło. Zobaczenie jak bardzo jestem wkręcona w niewidzenie siebie, nie dawanie sobie luzu i przyjemności drobnych. Nie pozwalanie sobie na odrobinę oddechu, bo zawsze ktoś ma gorzej. Teraz mnie trochę przycisnęło, poprosiłam siostrę o pomoc. Naprawdę potrzebowałam. Ona się zgodziła. A ja w dwie minuty po tym telefonie, miałam wyrzuty sumienia, że ją wykorzystuję. To dopiero szczyty masochizmu :-) Kostka mnie uczy. Z jednej strony jako dziecko, nie miałam nic do powiedzenia z tym co mi robiono. Z drugiej strony jako dorosła też długo w starych mechanizmach siedziałam, ślepa jak kret biedny. Teraz próbuję nowego podejścia i ciężko idzie :-) No nie nawykłam. A zmienić schemat można tylko pewną uporczywością. No i trzeba się pilnować, bo może w drugą stronę machnąć, a roszczeniowość jakoś też mi nie po drodze. Znaczy harmonia poszukiwana.
      A nikt się jakoś nie odniósł do tych wszystkich powiedzonek co je przytoczyłam, tylko ty trochę :-) Bo one takie jakby bardzo szlachetne i mądre, ale niekoniecznie :-)

      Usuń
  9. Witaj
    Też potrzebuję słońca, aby jakoś funkcjonować, chociaż także nie znoszę upałów. Listopad na szczęście zbliża się do końca.
    "Pytasz mnie, jak się czuję. Tak, jak czuć się może
    Człowiek dość pełnoletni w końcu listopada,
    Gdy w niebie zmierzch pochmurny i błoto na dworze,
    A za oknem bez przerwy deszcz ze śniegiem pada"
    Zbliża się adwent, okres z coraz najkrótszymi dniami. Jednak ja lubię ten czas pełen nadziei, oczekiwania, migających światełek, uśmiechów dzieci marzących o prezentach.
    Życzę Ci aby był on dla Ciebie jak najcieplejszy i radośniejszy
    Pozdrawiam końcówką listopada

    OdpowiedzUsuń
  10. kostka wywołuje uśmiech. Masz taka swoją własną? Samo zerkniecie na nia z rana mogłabym zaliczyć do przyjemności.

    Tekst do przemyslen....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką do Basi z warsztatów, już trzy lata, tylko białą z czerwonymi serduszkami :-) Skubana, wczoraj jedno serduszko, dziś SZEŚĆ :-)

      Usuń
    2. biała z czerwonymi serduszkami? masz coś czego zazdroszczą Ci inne dziewczyny, albo pozazdroszczą. Mam paczkę babską, nie bliską -ale wirtualnie bliską- a właściwie dwie: tu na blogach i ostatnio okazało się, że te z reala, nie tak bliskie, ale mające Watszzapa też próbują być paczką. w pierwszym odruchu a po co mi to???? ale tak mnie zachęciły, zaciekawiły.... że śmigamy (teksty, głupie filmiki, złote myśli, babskie porady, ciepłe i miłe powitania.... chciałam się poddać- odsunąć,, ale spontaniczne, przemyślenia, komentarze na gorąco- podpowiedziały mi ? dlaczego? Nawet jeśli ja zachowam dystans, potrzebuje tego A. (bo ma prawdziwe problemy) potrzebuje tego G. bo czwórka dzieciaków daleko, wnóków jeszcze nie mają, zostali tu dwoje, a cała reszta się chwali....), potrzebuje tego M. bo jej wnuczki daleko, a wiemy, że marzy o spacerach z wózkiem,
      niezalogowana Alis

      Usuń
    3. Alis, nie wiem dlaczego, ale na tej planecie jakoś łatwiej powiedziec TAK, niż NIE. Przynajmniej tak mi się wydaje :-) A dzieci najpierw się uczą przecież słowa NIE. Ale też czasem NIE, znaczy TAK. Kiedy mówisz Nie innym, mówisz TAK dla siebie. Tylko wszystko zależy od tego, co mamy w sobie. Tak mi się zdaje. Ja jestem osobą, która w grupach czuję się nie fajnie. Trudno mi dłuższy czas utrzymywać relacje na porządnym poziomie. To znaczy tak jak ludzie się spodziewają: odwiedziny, kawy, rozmowy o pierdółkach, jakieś spotkanka na mieście, esemesy. Mogę to ciagnąć jakiś czas, ale irytacja narasta i wycofuję się. Przeładowana, za dużo. Ja wiem, że mam problem z bliskością. Ja jej potrzebuję, ale się jej boję. Kojarzy mi się z wykorzystywaniem, dzieciństwo czkawką się odbija. Ale, ale...tak jak napisałaś, spróbujesz. I ja próbuję, na tym blogu, trochę w realu. Bo my wszyscy tutaj potrzebujemy bliskości innych ludzi, dlatego czasem TAK jest TAK :-) Z drugiej strony, jak będziesz czuła opór, coś w środku powie NIE, to poprostu powiesz dziewczynom: sorry, kocham was, ale już nie odpowiada mi to. I gotowe :-)

      Usuń
    4. ja lubię tłum\tłok. Potrzebuje ludzi do istnienia. Może trochę chwilami odpuszczam, ale zawsze wierzyłam w ludzi, wierzyłam w normalność. A ostatnio coś sie wydarzyło. Zachłanność, i teraz już wątpię w ludzi. Przyglądam sie z dystansem. Czy ta znajomomość jest w równowadze, czy aję ale też coś dostaję...

      Usuń
    5. blog też jest takim moim miejscem z ludźmi, tylko muszę bardzo uważać, nie chcę go "zahasłowywać", a szczerze pisać nie mogę. Bo wiem jaką gratką byłoby dla niektórych szczere moje pisanie. A dostęp do naszego laptopa i komputera ma sporo osób... :)Fajnie mi się u Ciebie pisze, bo pewnie czuję sie tu bezpieczniej
      pozdrawiam Ala.

      Usuń
    6. Wiesz, to, że kilka osób zawiodło, nie oznacza, że reszta jest taka sama. Oczywistość, ale czasem dobrze sobie przypomnieć :-)Faktycznie, z dystansu lepiej widać. Warto czasem tak popatrzeć przez lunetę na szczegóły, więcej widać. Bardzo się cieszę, że u mnie dobrze się czujesz, wiesz, ja u ciebie też :-) Choć czasem się nagłówkuję nad postem, a może właśnie dlatego :-)

      Usuń
  11. Mamy podobnie, lato, upał niekoniecznie ale słońce tak.
    Z przyjemnościami będzie mały problem. Gdybym rzuciła jedno serduszko, to - poranne picie kawy w ciszy, bez pośpiechu. Bez takiego pośpiechu, że może się walić i palić - ja piję kawę i dumam. Gdybym rzuciła więcej, miałabym problem. Muszę kupić sobie kostkę, ba powiem więcej muszę taką kostkę kupić Joannie. Dziękuję Aniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, dużo nas takich :-) Kostka dużo mówi, jeśli jej się chce słuchać. Ja dostałam jeszcze na tych zajęciach taką kulę, wielkości pomarańczy z grubymi kolcami. Taką kulą można masować stopy, podeszwy zwłaszcza, dłonie, no i głowę. Całą, powolutku, okrężnymi ruchami, czasem też skronie, czoło, żuchwę, szyję, gardło, ramiona. Tak z 15-20 min. To bardzo pomaga na rozluźnienie mięśni głowy właśnie, bo tam nawet nie wiemy, a wszystko jak żelazo spięte. I szyjny kręgosłup wtedy puszcza. Ja włączam jakiś miły film i masuję :-) Polecam ;-) Można też masować tak męża ;-)

      Usuń
  12. Ja też jestem ,,światłoczuła" :)))) Ależ mi się podoba to określenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) nawet takie fajne zdjęcie masz na początku postu :-)

      Usuń