Prowincjonalna Bibliotekarka w Podróży. Nieoczekiwanie znalazłam się w innej przestrzeni życia i świadomości. Uczę się. Wszystkiego. Ale najbardziej Siebie :-)
piątek, 9 listopada 2018
Małpie życie na planecie, Wszechświecie ;-)
No tak....dziś mi się przypomniało....
Nie pamiętam gdzie to przeczytałam, czy może usłyszałam, ale zapadło mi w pamięć.
I wstrząsnęło.
I kłuło długo w bucie.
Bo zachwiało posadą mojego świata i żałowałam przez jakiś czas, że to zobaczyłam. Wolałam nie widzieć. No cóż...
Taki podły eksperyment ludzie zrobili.
W dużej klatce zamknięto kilka małpek. Na środku klatki postawiono wysoki słup, na jego szczycie ustawiono talerz z owocami. Małpki posiedziały, zgłodniały i w końcu jedna, bardziej kumata, zaczęła włazić na słup, po owoce. I w tej chwili laborant zaczął polewać resztę małpek lodowatą wodą. Polewał do tej pory, aż tamta na górze najadła się i zlazła. Po jakimś czasie druga małpka zaczęła włazić na słup...Ale tym razem, jak to zobaczyły inne małpki, rzuciły się na nią i dostała bęcki. Próbowała włazić, znów bęcki. W końcu zrezygnowała. Siedzą.
Eksperymentator, Stephenson zwał się, postanowił wymienić jedną małpkę. Wyjął starą, wpuścił nową, a ta nowa oczywiście włazi po owoce :-) I co dostaje? Bęcki. W końcu rezygnuje. Wymienił następną, to samo. Nowe są bęckowane nawet przez tę, która właziła i jadła. Ale już nie włazi, bęckuje....
I tak wymienił wszystkie małpki.
Zostały same takie, które nigdy nie dostały zimnego prysznica, ale lały każdą, która próbowała wleźć po słupie do owoców.
Wszechświecie...czasem się zastanawiam, jak wiesz, nad sensem. SENSEM.
Patrzę na moich czytelników. Są różni. Każdy jest inny i niepowtarzalny.
Choć role społeczne mają powtarzające się: matki, żony, rolnicy, lekarze, przedsiębiorcy, emeryci, nauczyciele, sprzątaczki, bracia, siostry, wujkowie, rodzice, dziadkowie, menele, wierzący, niewierzący, politycy...można wymieniać mnóstwo, bo każdy ma przypisane do siebie mnóstwo etykietek.
Jakby tak wziąć małe, przylepne karteczki, ponapisywać na nich te etykietki i poprzyklejać na siebie, wszyscy chodzilibyśmy jak choinki, spod karteczek mało by nas było widać :-)
Bo wszystko mamy poetykietkowane.
Nie wierzycie?
Zacznijmy od nóg :-)
Jakie powinny być stopy? Nie za duże, nie za małe. Równe. Palce powinny być smukłe, albo ładnie zaokrąglające się, paznokcie owalne, niewrastające. Żadnych nagniotków, żadnych odcisków, żadnych halluksów. Gładkie pięty, nawilżona skóra. Latem malujemy paznokcie, bo widać. Pewnie niektórzy nawet zimą, bo o siebie trzeba dbać ;-) Kostki naszej nogi powinny być nieobrzęknięte. Ładny, łagodny łuk ma być. Łydki nie za grube, nie za cienkie, OGOLONE! Żadnych żylaków!!!
Dobra, więcej nie piszę, bo spojrzałam na moje stopy....
To tylko stopy i łydki, nawet do kolan nie dotarłam...a spod nalepek nie widać nogi :-)
Każdy mój czytelnik ma swoje upodobania czytelnicze. Po prawie 20 latach pracy znam je. Na wskroś. Bardziej niż oni sami. Co czasem utrudnia mi pracę.
Przychodzi PanRatunkowy, ma dyżury na karetce. Lubi książki przygodowe, z akcją, nie wymagające myślenia i kombinowania. Przewidywalne i lekkie. Trzech autorów ma ulubionych, płodnych wprawdzie, ale już starych, mało piszą. I kłopot. PanRatunkowy z magicznej trójcy nie chce wyjść.
Przychodzi i dusi :-) Staram się, podsuwam, kombinuję, a on chce, żeby było jak było. Tych trzech ma pisać, ja mam kupować, on ma czytać ciągle to samo. Bo choć to inteligentny facet, to niespecjalnie wierzy, że może coś zmienić w swoim życiu. Operuje na tym co zna.
Czyżby siedział w klatce z małpkami?
Mam taką czytelniczkę, PaniąDamę. PaniDama zawsze jak mantrę powtarza: pani mi da coś takiego mądrego, żeby coś wnosiło, coś uczyło. Nie lubię głupich książek czytać!
Lekko się na PaniDamie potknęłam. Bo dawałam poważne powieści, czasem coś z poradników psychologicznych, coś rozwojowego ...
A PaniDama robiła dobrą minę do złej gry, biedna. Brała co dawałam, nie miała odwagi. Aż w końcu wyłapałam, pomiędzy wierszami, w przekazie raczej niewerbalnym, że te książki to raczej nie. Danielle Steel raczej. Ona taka życiowa. I nie piszę tego z przekąsem, o nie :-) Absolutnie pani Steel jest życiowa, pięknie uruchamia emocje w czytelniczkach. Zwłaszcza takie, o których wolą nie wiedzieć, że je mają. Tak jak PaniDama. Teraz jesteśmy dogadane ;-)
PaniDama też siedziała w klatce z małpkami. I ma wyobrażenie jaka powinna być.
Ktoś jej wbęckował :-)
I afera na cmentarzu wybuchła. Bo tak się złożyło, że jak zaczęto nowy rząd grobów, to położyło się w nowych grobach trzech, całkiem młodych jeszcze mężów.
MążPrezes, lat 48, żona zadbana, śliczna, z wyższych, prezesowych sfer, spięta jak agrafka.
MążZłośnik, około 60 lat, żona nieprzyjemna, nerwowa, ale przy bliższym poznaniu zabawna.
MążOfiara, też około 60 lat, serio, ofiara. Żona go biła, biegała za nim z siekierą wokół domu. Wszyscy się jej boją w mieście. Ja też.
I one tam, pucując te groby, wykładając chodniczki, deliberując nad nasypem, który się osuwał z góry na groby ich mężów, spotykając się prawie co dzień, bo nawet ta straszna żona chodziła często, jakoś w tej żałobie i smutku się skleiły, niby inne, ale takie same :-)
I pięknie było, WDOWY.... a po roku ta, od MężaZłośnika wyszła za mąż ;-)
I dwie pozostałe ją wyklęły, zgodnie, razem ;-)
Bo już nie przychodzi. Zdradziła.
Jak ona może być szczęśliwa? Nie wypada, zwłaszcza, że dwie pozostałe boją się po to sięgnąć...
Wybęckowane jak nic.
I tak to...
Zlazłam do Piwnicy, takie tremo wyciągłam. Było u nas w domku, fajna rzecz. Wysokie lustro na środku i dwa lustra na skrzydłach. Można się obejrzeć od stóp do głów i jeszcze tył i boczki :-)
TO WYŚWIETLAJ- powiedziałam.
Bo ja wybęckowana i sama bęckowałam...czas zobaczyć.
I widzę.
Ale jeszcze zacytuję mądrzejszego ode mnie :-)
Don Miguel Ruiz- Cztery umowy.
"...Nazywam ten proces udomowianiem ludzi. Udomowienie to nauka, jak żyć i jak śnić. Dzięki niemu informacje z zewnętrznego snu przepływają do snu wewnętrznego, tworząc nasz własny system wierzeń i wartości. Najpierw uczymy dziecko nazw rzeczy: mama, tata, mleko, butelka. Dzień po dniu w domu, w szkole, w kościele, w telewizji mówią nam, jak żyć, jaki model zachowania jest właściwy. Zewnętrzny sen uczy nas bycia ludźmi. Mamy gotową koncepcję, czym jest kobieta i czym jest mężczyzna. Uczymy się również sądzić: sądzimy siebie, sądzimy innych ludzi, sądzimy naszych sąsiadów.
Dzieci udomawia się w taki sam sposób jak psa, kota czy jakiekolwiek inne zwierzę. Aby wytresować psa, karzemy go i nagradzamy. Tak bardzo kochane dzieci tresujemy w ten sam sposób..."
Jak to ogarnąć? Można NIE. Jeśli w tym "śnie planety" czujesz się dobrze, nic nie musisz. Żyj i ciesz się :-)
Jeśli jednak czujesz, tak jak ja, że coś nie gra...
Poprosiłam pół roku temu o pomoc Wszechświat, zaplątana, w chaosie dnia codziennego, nie miałam pojęcia gdzie iść. Zawołałam do GÓRY o wskazówkę, pomoc, cokolwiek.
I oto ona :-)
Don Miguel Ruiz JR- Ścieżka wolności.
"Wiedza stanowi największe wyzwanie dla osobistej wolności, ponieważ buduje wyobrażenie jakie masz o sobie. Pokonanie wiedzy oznacza stopniowe usunięcie kawałek po kawałku całej definicji, jaką dla siebie stworzyłeś. To przeraża większość ludzi. Wydaje im się, że nie potrafią tego dokonać, ponieważ bez wiedzy, na której można się oprzeć, umysł czuje się tak, jakby umierał albo miał skończyć w zakładzie psychiatrycznym. Ale kiedy pozbędziesz się wszystkich tych szczegółów, które- jak sądzisz- wiesz o sobie, kiedy odrzucisz wszystkie swoje wyobrażenia, odnajdziesz wolność."
Może nie wszystko od razu, powoli :-)
Ale przecież drzewo, nawet jeśli je nazwę " żółwiem", nadal będzie drzewem, jego istota się nie zmieni...
Bo jest COŚ głębiej....
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja owocożerna Prowincjonalna Bibliotekarka :-)
:)
OdpowiedzUsuńwszyscy wybęckowani jak nic :D
Ano tak :-D Bęcki metodą uniwersalną ;-D
UsuńPrzeczytałam. Teraz myślę. Jak pomyślę to napiszę więcej. Bardzo dobry tekst. Głęboki.
OdpowiedzUsuń:-)* Myśl, najlepiej przy pracy artystycznej ;-)
UsuńWłaśnie praca artystyczna jakoś mnie tak pochłania, że nie napisałam nic. Poza tym odbyło się spotkanie klasowe a tam... lustra, same lustra i kilka rozczarować, kilka bardzo pozytywnych miłych zaskoczeń. Nadal przetrawiam.
UsuńOOOO :-D Luna, to ty traw, a ja czekam na realcje jakąś :-) Bom ciekawa niemożliwie !!!!
UsuńOdnaleźć wolność...Cudowna idea, ale...im jestem starsza tym większą wydaje mi sie to niemoznością a nawet abstrakcją. Zawsze jesteśmy wprzągnięci w jakieś powinności, gierki, uniki, zakazy, nakazy, manipulacje (my, jako manipulatorzy, my, jako manipulowani, nikt nie jest od obu tych ról wolny). Owszem, można odrzucić część kulturowych obciążeń, tego, co sami sobie wmówiliśmy, że jest nami, że jest do zycia niezbędne, ale zawsze zostaje coś, co ogranicza, co nas bęckuje na tyle skutecznie, że na długo odechciewa nam sie dalszych prób siegnięcia do talerza z owocami.Ale talerz wciaż jest i kusi. Jest dla nas. Mamy do niego prawo, nie potrafimy wiec zrezygnować do konca, ale przeraża nas ból, który czeka tam na górze...Jednak w każdym z nas żyje Ikar, wiec prędzej czy później znów podejmujemy próbę. Nawet za cenę ostateczną.
OdpowiedzUsuńI jeszcze a propos eksperymentów na zwierzętach. To straszne, że ludzie uzurpują sobie do czegos takiego prawo, że nie porusza ich cierpienie innych istot. Jednak jest w tym wszystkim jakaś sprawiedliwosć, jakaś karma. My też przecież siedzimy w klatce i Ktoś tam u góry zabawia sie nami, obserwujac reakcje nas - mróweczek i ciekawiąc sie, ile jeszcze zdołamy znieść...Ciekawostką jest, do czego potem wykorzystuje wyniki kolejnych eksperymentów.
Uściski serdeczne zasyłam Ci, Aniu!*
Ja też uważam, że nie da się całkowicie odprogramować. Chyba nawet nie ma takiej potrzeby. Bo żyjemy tu i teraz, w takim, a nie innym świecie. Rozeznanie potrzebne. Tylko jak wiele z tych wbęckowanych progamów nam nie służy. Jak bardzo ogranicza nasze spojrzenie na siebie. Na innych ludzi. Jak bardzo zniekształca nasze prawdziwe JA. I jak bardzo się boimy. I prawdziwy strach, według mnie, nie jest na GÓRZE, jak już wleziesz i wcinasz owocki, masz inną perspektywę. Strach jest na dole, przeraźliwy strach przed czymś niewiadomym. Bo już żadna małpka nie pamięta zimnego prysznica. Nikt już nie polewa, a my nadal się boimy. Tu jest sedno problemu. Przekroczenie lęku. Wszyscy siedzimy w klatce. To przynajmniej spróbujmy owocków :-) Zmiana jednego, malutkiego programu. Jeden malutki klocek wyciagnięty z piramidy, drobna zmiana może zmienić nasz świat. W odwadze chodzi o to by się bać i robić :-)
UsuńJeśli chodzi o zwierzęta, nasz stosunek do nich odzwierciedla nasz stosunek do siebie samych. Jeśli to zmienimy, zmieni się wszystko...Twój post o Kurze, dobrze to obrazuje.
Tekst siostro, ZNAKOMITY ;)
OdpowiedzUsuńKomplement :-) bierę :-)
UsuńMogę bajać ale szczerze to utknęłam na małpach... potem przeleciałam wzrokiem dalej bo włączyła mi się automatyczna cenzura na rzeczy złe, podłe... i jak będę w lepszym wyżu myślowo emocjonalnym to powrócę do tekstu pod warunkiem, że nie dopadnie mnie pęd czasu, wena do czegoś lub przyjaciółka skleroza. Za to pozostawiam pozdrowienia i ślę same serdeczności :)
OdpowiedzUsuńCzasem same małpy wystarczą ;-D
OdpowiedzUsuńI ja życzę miłego wsiego :-)
Otóż to. Paraliżuje nas strach przed odklejaniem karteczek=bęcki. Odklejam mozolnie i im jestem starsza, tym lepiej mi to idzie, chociaż i tak umrę obklejona, nie ma siły. Bywa też tak, że odklejam i... nic! Nie ma bęcków (bęcek?). Lub może są, tylko już mnie nie bolą. Trudniej jest w drugą stronę - bęcków nie rozdawać. Trzeba by przedtem odkleić swoje karteczki.
OdpowiedzUsuńI to Hano doskonałe podsumowanie. Żeby becków nie rozdawać, trzeba odkleić swoje karteczki. Bo inaczej bęckujesz i nawet nie wiesz, że to robisz. A robisz to innym i sobie też. Ja żałuję, że zrozumiałam to tak późno. Ale lepiej teraz niż wcale.
UsuńI fakt, odkleiłam parę, stracham się, a tu nie ma czego się bać ;-) Bęcki nawet były, ale okazały się nieważne. Cóż, robim co możem, potem się okaże ;-)
Na szczęście to co pisze Don Miguel Ruiz i inni ,jemu podobni, nie jest mi obce...Zamiast bęcować szukajmy rozwiązań, jeśli jedno nie pomoże szukajmy dalej..nie siedźmy , nie czekajmy, nie bęcujmy innych ..współpraca lepiej opłaca...zresztą za każdym razem drogi są inne..a dla mnie najważniejsze, że są...czasmi poddani presji nie mmay siły lub odwagi ich szukać ....i wtedy właśnie trzeba poodklejać różne poprzyklejane do nas etykiety i ruszyć do przodu będąc już tylko sobą:):)
OdpowiedzUsuńSerdeczości ślę
Trudny proces, ale opłacalny :-) I dostępny dla każdego. Tylko...no właśnie :-) Wybór scieżki. Wolna wola ;-)
Usuńw świecie energii jest różnie....
OdpowiedzUsuńjuż tu byłam wcześniej, ale komentarza nie zostawiłam. Ciekawe przemyslenia. Eksperyment nieludzki.... takie test...brrr...
OdpowiedzUsuńAlis, eksperyment okropny, ale, cholerka, dużo o nas mówiący.
UsuńCo za tekst! Bardzo ciekawy... Aż trudno tak na szybko napisać coś więcej...
OdpowiedzUsuńMiło, że wpadłaś, nawet przelotem ;-)
UsuńTak Aniu myślę, po przeczytaniu komentarzy - że napisałaś za trudny tekst. Nie w sensie, że nie rozumiemy, go bo mamy jakieś braki, ale za trudny do szybkiego przetrawienia. Ale to cenna rzecz, trawić wolno ale trawić, zostaje ślad, przemyślenia jakieś.
OdpowiedzUsuńJak pierwszy raz o małpkach przeczytałam, jakieś dwa lata temu, to mnie mocno ruszyło. Bo najpierw zobaczyłam, że ja bęckowałam też, siebie i innych, sama wiesz, niefajnie. Dopiero potem powoli reszta, że to nie wzięło się znikąd. Prosty program, ale jaki skuteczny. Nie wiem, czy tekst za trudny :-) Ruiz może w kawałeczku trudny do odczytania. Warto przeczytać w całości. A historia z cmentarza prawdziwa, z życia. I bardzo czytelna. Tylko czasem Lunko, no nie chce się paczyć w tym kierunku. Nie wszystko jest od razu oczywiste, czasem musimy potentegować w głowie. Ale ty traw, żuj i napisz jak było, please, bo mnie ciekawość zeżre :-)
UsuńNo cóż... Też wolałabym o tym eksperymencie nie słyszeć. A poza tym to daj mi numer do swojego psychologa! :) Jestem pod wrażeniem wszytskiego o czym piszesz. :)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem czy z Wrocka to nie za daleko do Białegostoku, tak ganiać się co tydzień ;-) Ja też miałam daleko, po 240 km jeździłam tam i spowrotem, co tydzień, przez dwa lata ;-) W sumie czas spędzony w samochodzie, też można zaliczyć do terapii. Ech GosiuAnko...każdy ma swoją ścieżkę, a mój mąż (który obecnie twierdzi, że też jest guru, bo taką terapię to razem się przechodzi, chciał, nie chciał)...więc mój mąż-guru powiada: że jak uczeń gotowy, to nauczyciel się znajdzie :-) Ty się uważnie rozglądaj :-) I piszę to całkiem serio !!!
UsuńOj tak, nauczyciel się znajdzie i to czasem nawet tak idzie za uczniem, idzie, czeka aż ten go zobaczy i w końcu zdarza mu się pacnąć w potylicę, że "hej to mnie chyba szukasz, nie?". Tam miałam ze trzy razy. Normalnie potknęłam się o moje drogowskazy. A jaka radość jak mgła z oczu spadła i wołam - "tak! Ciebie mi trzeba, ciebie chcę! Nauczaj".
UsuńOtóżtotóż Luna :-) I ja tak miałam :-)
UsuńCo to za eksperymenty. Jakoś mi szkoda zwierząt do tych doświadczeń a szczególnie tych bęcków.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz.
Witaj Ami, miło, że wpadłaś :-) Dziękuję za miłe słowo. Mnie też szkoda małpek. My, ludzie, czasem przerażający jesteśmy. Tylko, zwróć uwagę, eksperyment trwa, na ludziach, cały czas. Sami sobie to robimy. Mój mąż też jest puzzlistą :-) Układa puzzle Mystery, u nas mało popularne :-)
UsuńKażdy ma swoją klatkę.
OdpowiedzUsuńI swoje bęckujace małpki ;-)
Usuń