środa, 27 marca 2019

Drugi policzek Wszechświecie :-)

Z siłą wodospadu czasem wracają lekcje.
Lekcje, których się jeszcze do końca nie przerobiło. Lekcje, których się nawet nie zauważyło, że były.
Lekcje, których się kompletnie nie rozumiało, gdy trwały...

Czasem, kiedy mam zniżkę formy, myślę sobie: po co?
Po co ja tak staram się, czytam, uczę, zaglądam w siebie?
Po co tak się męczę, bo przecież to wszystko powoduje też określone reakcje ciała, kiedyś brałam tabletkę, teraz zastanawiam się o co chodzi i czemu boli mnie biodro? Albo kręgosłup szyjny, albo skóra na głowie mrowi?
O ileż łatwiej było wziąć tabletkę albo dwie i powiedzieć: zmęczona, stres, za mało spałam, za dużo, ciśnienie spada/rośnie, coś tam...
Zawsze coś mogłam znaleźć.

Teraz, kiedy boli mnie szyja i barki, i kręgi piersiowe ,wiem, że coś staram się zbyt mocno kontrolować i zaczynam szukać o co chodzi. Jaka sytuacja powoduje powrót starych napięć i ból. Kiedy bolą biodra i kręgi lędźwiowe, szukam tego czego się boję,  gdzie nie chcę iść. Czemu się opieram?
No kto tak robi? Nikt normalny :-)

A jednak to działa. Zmiana zaszła. Kiedy patrzę na innych ludzi wokół mnie, widzę siebie z przeszłości. Większości mogę powiedzieć: boli cię to i to, bo masz napięcia tu i tu, dlatego i dlatego.
Tylko nikt nie będzie słuchał, tak jak ja kiedyś, wiec nie mówię, współczuję...
I studzę zapędy misjonarskie swoje :-)

Nie to, Wszechświecie, że rozumy wszystkie już zjadłam, ale wypracowane w łzach i smarkach, atakach paniki i milisekundowych momentach WOW, metody i prawdy, działają.

Jednak łatwo nie jest, bo umysł nie puszcza tak lekko, lubi stare rowki. Jeździł nimi 50 lat, więc dlaczego miałby się zmienić. Skoro działa, nie naprawiać :-)
No po co?

Cóż, Wszechświecie, znam moją odpowiedź, na ten czas oczywiście: BY BYŁO LŻEJ, co nie znaczy łatwiej :-)

A lekcje przychodzą. Biorę psy i idę na spacer. Na początku się wygłupiają, kłębią się, podgryzają i bawią, a potem ruszają przez sad na targowicę. Ja zwykle lazę nieśpieszne za nimi. Tak też było wtedy. Dwa lata temu. Doszłam do targowicy, patrzę, a wszystkie trzy stoją, coś wąchają. Wrzasnęłam od razu, niechętnie odeszły. Podbiegłam i osłupiałam: pasztetowa z wbitymi szpilkami.
Wszechświecie, czułam się jak uderzona. Tysiące myśli, ile czasu szłam, minutę? Któryś zjadł?
I mnóstwo scenariuszy. Trzęsącymi rękoma pozbierałam świństwo. Leżało przy wyjściu z naszej ścieżki, tylko ja tam chodzę, chodziło o moje psy konkretnie. O bezdomniaki, które karmię.
Wróciłam do domu, cały czas obserwowałam zwierzaki. Zadzwoniłam do weta, który powiedział, że raczej może nie zjadły, skoro nic się nie dzieje. Obserwować. Cała noc była straszna. Ale rano, okazało się, że wszyscy w formie.
Kiedy trochę mi ulżyło, zaczęłam się zastanawiać nad człowiekiem. Cały czas wyświetlała mi się w głowie kobieta, że to zrobiła kobieta. I naprawdę czułam złość, nienawiść i chęć odwetu. Bardzo. Za mój ból i strach, za to co mogło się stać psom.

Ale powoli, powoli zaczęło do mnie docierać, że aby zrobić coś takiego, coś tak niewyobrażalnie złego, to jak bardzo siebie trzeba nienawidzić? Jak bardzo trzeba cierpieć, żeby chcieć cierpienie zadać innym? Jak bardzo trzeba siebie nie lubić i czuć się źle, by zatracić całkowicie empatię i kompas moralny? Przecież widzę to wokół, cierpiący tworzą cierpienie dla innych, czujący się ofiarami sięgną po każdą broń, by poczuć, że nie są bezbronni. Każdą.
I ta osoba cierpi i tworzy cierpienie.
I zeszła ze mnie para.
I pomyślałam: nie dołączę i nie zasilę.
Spróbuję inaczej.

Zadzwoniłam do KoleżankiAni i siostry Małgo, poprosiłam by mi pomogły.
Poprosiłam, by medytowały razem ze mną i wysyłały tej osobie naszą miłość i współczucie. Z prośbą by zrozumiała i nie krzywdziła. To w sferze Ducha.
A w realu powiesiłam trzy plakaty ostrzegawcze dla innych spacerujących z psami, z podkreśleniem jak bolesna śmierć czeka nasze zwierzaki.
I pracowałam nad tym, by moja intencja współczucia była prawdziwa. Czysta.
Pracowałam nad Wiarą i Miłością.
Wcale nie było łatwo. Chciałam oddać cios, chciałam wiedzieć kto to. Chciałam by cierpiała. Przyznałam się do tego sobie. Ale jednocześnie wiedziałam, że to nieszczęśliwa osoba, wiedziałam, bo byłam w jej położeniu. Wybrałam inną drogę, ale byłam TAM.
Więc współczucie wygrało.
I my wygrałyśmy.
Nie powtórzyło się.
Ta lekcja była trudna.
I trwała trochę :-)

Spokój trwał dwa lata.
Aż Wszechświat zrobił powtórkę materiału :-)
Co uczeń zapamiętał?

Przyszedł Mąż i mówi, że naszą sąsiadkę zaatakowała pod blokiem jakaś kobieta z petycją. Z petycją by usunąć nasze osiedle gawronów z sadku. Gawrony są z nami od lat. Właściwie rodzina. Duża rodzina :-) Gwarna i pełna życia. Uwielbiam je podglądać w czasie godów, wychowywania piskląt i w ogóle, ich życie. Są jak ludzie, kłócą się, podkradają sobie patyki z gniazd, kochają się, cieszą, smucą. W naszym bloku są cztery rodziny. Wokół nas domki jednorodzinne w lekkim oddaleniu. Komu nagle gawrony przeszkadzają, skoro nie nam?
No i od razu poczułam strach o drzewa. No bo jak się usuwa gawrony? Wycina się drzewa na których bytują i ewentualne, na których by mogły. Znaczy gmina wytnie sad mój kochany, bo tak po prawdzie on jest gminy. A gmina nie będzie się przejmować, kupiec na drzewo się znajdzie natychmiast...
Blady strach na mnie padł. I złość, i złe myśli na głupich, nierozumnych ludzi. Na produkcję cierpienia.
Siadłam w fotelu w tej burzy uczuć. Czułam jak w moim ciele to wszystko się gotuje. Szyja, głowa, barki, ciągnięcie w plecach. Ciało stało się cięższe niż normalnie. Żołądek lekko się ścisnął. W skroniach ucisk. Gotowa do ataku. Gotowa do walki.

I powiedziałam: NIE.
Nie, nie, nie...już to przerabiałam. Nie będę dodawać temu mocy. Już to znam, ktoś swoje nieszczęście projektuje na zewnątrz. Ktoś cierpi i strzela na oślep. Jesteśmy połączeni ze sobą i Wszechświatem.
Poproś o pomoc. Poproś o ochronę. Podziel się współczuciem.
Aniołem nie jestem, musiało się przebuzować, przegryźć i spienić :-)
Ale trwało to krócej, lżej mi już było na tę ścieżkę wejść.
Zrobię co mogę, jeśli w realu dojdzie do najgorszego.
Ale Wszechświecie pomóż, człowieku, rozumiem, współczuję, ty też zrozum proszę.
I jak tylko szłam nie wtę stronę, korygowałam :-)

Jeden dzień to zajęło. Tylko jeden.
Poszłam do gminy w zupełnie innym celu. Zaaferowana kłopotami z podpisem elektronicznym.
A tam złapał mnie PanS. Zarządca naszej nieruchomości i sadku. I powiedział, że nasz niedaleki sąsiad żąda usunięcia gawronów, bo mu na podwórko rzucają myszy, szczury, jaszczurki i niszczą mu dach guanem. PanS właśnie mu odpisuje, że żadnych drzew wycinać na gminnej działce nie będzie, bo to nie taka prosta sprawa, drzewa są stare. I w ogóle, nie przesadzajmy :-)

Dziękuję Wszechświecie :-)

Gawrony, sad, drzewa bezpieczne.
Ja szczęśliwa, lekka i zluzowana.
Sąsiad zasilony dobrą energią, może się mu coś otworzy w sercu i łepetynie.
A może nie, jego wybór.

Powtórka zaliczona z małymi potknięciami.
Ogólnie wszyscy wygrali :-)

Jakie to trudne jest jednak. Choć coraz łatwiejsze. Ćwiczenie czyni mistrza.


A co do mistrzów, to nawet się nie spodziewałam, że wyszedłszy z hukiem z kościoła, spotkam na swojej drodze Jezusa i jego nauczanie. Choć teraz wiem, że jakbym nie wyszła, dalej by mi nawijali makaron na uszy :-)
Tu akurat  nauka o drugim policzku, jakby się kto nie zorientował :-)
Bo nie chodzi o to, by pozwalać lać się po buzi.
Chodzi o to, by zobaczyć drugą stronę sytuacji, tę ukrytą, tę prawdziwszą.

I ja wiem, że czasem Globalna Nieświadomość jednak wygra, bo to potężna siła i energia.
Ale dam radę i wtedy :-)



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka nadal podglądająca gawrony :-)





31 komentarzy:

  1. "Czasem, kiedy mam zniżkę formy, myślę sobie: po co?
    Po co ja tak staram się, czytam, uczę, zaglądam w siebie?
    Po co tak się męczę,..."
    Czyli nadal się męczysz, tylko formę męki zmieniłaś, a człowiek nie powinien sam siebie męczyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre :-) Ale nie :-)Jak mam zniżkę, a każdy miewa i będzie miewał, to myślę że się męczę. A jak mam górkę to stamtąd widać, że to całkiem wygodna droga. Tylko, ja często zbaczam i latam na okrętkę :-)Więc z górki to wygląda ładniej i fajniej. I jak mam mniej okrętek, to ciało i ja czujemy się lepiej. Czyli wte mańkę :-)

      Usuń
  2. "Niech z tej sytuacji wyniknie tylko coś dobrego, w całkowicie zadowalający i harmonijny sposób, ku pożytkowi i wspólnemu dobru wszystkich, których to dotyczy" - to moja mantra na rozwiązanie trudnej sytuacji. I ten pożytek i wspólne dobro jest w niej najważniejsze. Pierwsza lekcja mocna, nóż się w kieszeni otwiera i rozumiem Twój ból i strach. Ale w drugiej lekcji zastanawiam się czy Twoja radość z podglądania gawronów na pięknych drzewach jest ważniejsza niż zniszczony goownem dach i szczury na podwórku. Ja też kocham drzewa, sadzę je bez opamiętania, na czteroarowej działce posadziłam kilkanaście jodeł i sosen, kilka owocowych, brzozy i lipy. Ale w tej sytuacji Wasze zwycięstwo i triumf jest klęską tego sąsiada. Będzie trwał w poczuciu przegranej. To nie jest harmonijne. Lepiej by było porozmawiać z nim, zaproponować okresowe czyszczenie dachu, cotygodniowe usuwanie gryzoni z jego działki czy jakieś podobne rozwiązania. By poczuł że ktoś dba o jego potrzeby.
    Przepraszam za moralizowanie ale tak mi się ulało, byłam niedawno po tej drugiej, przegranej stronie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co piszesz o tej drugiej stronie, to bardzo mądre. Rzadko się stawiamy na miejscu oponenta, bo naturalną rzeczą jest wygrać i się tym zwycięstwem cieszyć. Ale w tej potyczce tak na prawdę były trzy strony. Sąsiad, Ania i przyroda. Wygrała przyroda. Bardzo rzadko wygrywa. My wolimy ją zniszczyć kiedy nam to pasuje. Bo sąsiad chciał się pozbyć gawronów, ok, rozumiem, ale jego droga do czystego dachu niosła za sobą zniszczenie o wiele więcej istnień niż wygnanie ptaków jednego gatunku. Edukacja i zrozumienie, jakie to proste i strasznie trudne.

      Usuń
    2. Pellegrino, Harmonia tak, to co napisałaś na początku piękne :-) Moralizuj jak najbardziej :-) Trzeba rozmawiać. Tylko pożytek i harmonia czasem mają inne oblicza, niż nam się zdaje. One są wewnątrz nas. Nie na zewnątrz.
      Z sąsiadem taka sprawa, że jego dach jest ok. Czysty. Od czasu do czasu gawrony tam usiądą, ale wolą drzewa, niż gorącą, śliską blachę. Z tym deszczem gryzoni też przesadza, bo mieszkamy parędziesiąt metrów dalej, tuż przy gawronach i wcale nic u nas nie leży na placu. Raczej chłopina zmyśla. Chodzi o co, może o to, że hałasują. Ale on mieszka przy ruchliwej drodze, tiry jeden za drugim. To mu nie przeszkadza, tylko gawrony. Więc, jak ja pojmuję.
      Źle mu jest. Ma 60+, całe życie ciężko pracował, zdobywał pieniądze, wybudował dom, wyposażył, firma, dorobek, żona wyjeżdżała do Belgii na zmywak, poświęcili się. Syn jedynak, średnio udany. Wyjechał. Żona znerwicowana. Sąsiad nieszczęśliwy. Szczęśliwym ludziom nic nie przeszkadza zauważ :-)Tym razem harmonią jest to, że ja i ptaki, i drzewa dostaliśmy to co potrzebujemy i on też dostał. Ponieważ jego wyborem jest być nieszczęśliwym. Sam wygenerował sobie. Wszechświat go wysłuchał. Bo, jak napisałaś, on trwa w poczuciu przegranej (intuicja twoja, WOW), więc dostaje przegraną :-) Harmonia jest zachowana.

      Usuń
    3. Tak Luna, ja też to tak widzę. Przyroda dała radę, bo jest potrzebna. I wyrozumiała. I drzewa szumią, produkują tlen, uspokajają nawet tego sąsiada. O czym on nie ma pojęcia. Bo to takie proste do zobaczenia i takie trudne z tego miejsca, gdzie on siedzi. Ja bym opłakała te drzewa, ptaki by znalazły inne miejsce. Ale szkoda, szkoda dla nas wszystkich była by kolosalna. Zwłaszcza teraz.

      Usuń
  3. Na moim warszawskim osiedlu nie wycięli drzew (najmłodsze to były ponad czterdziestoletnie topole) ale je skrócili. Drzewa na tym jakimś cudem nie ucierpiały a teraz pod drzewami są dwa place zabaw- jeden dla dzieci, drugi...dla psów. Oba ogrodzone. Gawrony przeniosły się ok. 300m dalej, na niezabudowany teren. Tam szybko nic nie powstanie bo to łąki torfowe.Są tam też topole. i jakieś inne drzewa.
    Był taki czas, że i w Warszawie podkładano "faszerowane" gwoździami przynęty. Potem faszerowano je trutką na szczury, to pewnie ci bardziej litosierni.
    Na każdym osiedlowym śmietniku wisiały ostrzeżenia- nie wypuszczać psów bez smyczy, zakładać kaganiec.Ucywilizowało się nieco wszystko, ostatnio psiarze sprzątali po swych pieskach, pies bez smyczy raczej przypadkiem rzadkim był, psich ogródków
    przybyło. Akcje typu "pies to nie zabawka", "pies ma takie same prawa jak ty" przyniosły jednak jakiś skutek.
    Tu nie ma ani bezpańskich psów ani kotów. Posiadanie psa to baaardzo droga radocha, a nawet najzdrowszy pies musi raz w roku być u weta, a to kosztuje.I każdy pies musi być zaczipowany. Tu do rozumu ludzi trafiają przez ich portfele.
    Od dziecka słyszałam w domu- "myśl, zastanów się zawsze co robisz, czy swoim zachowaniem kogoś nie krzywdzisz, pamiętaj, że nie jesteś pępkiem świata" i wiele podobnych sentencji.
    Mam dziwne wrażenie, że od wielu lat gro ludzi nie wychowuje swych dzieci, nie uczy ich myślenia o tym co i dlaczego robią tak, a nie inaczej.Wydaje im się, że gdy nauczą dzieci mówić proszę, dziękuję, oraz dzień dobry to one już poradzą sobie w życiu. Słodka ta czarna psia mordka;)
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dred jest uroczy, ma ten cwaniacki urok.
      Tak, każde wydarzenie niesie ze sobą różne nauki. Coś się zmienia w wielu aspektach zawsze. Ja coś zobaczyłam, sąsiad coś zobaczył, Wszechświat zawirował :-)I znów się ułożył. I tak cały czas.
      Jestem pewna, że moglibyśmy żyć w zgodzie w przyrodą, mieć zielone, oddychające miasta pełne ogrodów, ptaków, placów dla psów i dzieci. To jest w zasięgu ręki...ale nie sięgamy. Jesteśmy w stanie nakarmić cały świat, nie robimy tego. Jesteśmy w stanie kochać ludzi, nie chcemy. Wszystko wokół jest odbiciem nas samych. Marnie to wygląda na razie. Ale jest sporo ludzi, którzy jednak coś chcą inaczej. Bo to czego mój sąsiad nie rozumie, to to, że wygonienie gawronów go nie uszczęśliwi, ani czysty dach też nie. Znajdzie sobie inny powód do złości, nienawiści i walki. To prostsze niż spojrzeć we własną duszę. A dzieci łapią ten program. I replikują.
      I tak się bawimy na planecie :-) I ja życzę miłego :-)

      Usuń
  4. Nieraz się zastanawiam skąd w ludziach tyle nienawiści do drugiego stworzenia. Przecież nie jesteśmy jedyni i najważniejsi.Skoro my żyjemy dajmy żyć innym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, Jago, to wbrew pozorom proste. Bo siebie nie kochamy, bo siebie nie lubimy, bo siebie nie akceptujemy.
      To co na zewnątrz, to w środku. Jeśli tak spojrzeć, wszystko widać jak na dłoni. Jeśli ci ciężko, jeśli masz jakieś wypadki, potknięcia, jeśli ludzie do ciebie są wrogo nastawieni, jeśli wszystko pod górkę...to nie świat jest zły. To w tobie są blokady. Tylko to trudne zobaczyć. Bo nie chcemy. Proste, trudne. Wybór.

      Usuń
    2. Wiesz , że masz rację ? Ale mam cykl o żmijach i rzucę go na bloga - wolę tam dać upust złym emocjom

      Usuń
    3. Wrzucaj, poczytam :-) Złe emocje to moja specjalność!

      Usuń
  5. Aniu... To co napisałaś o pasztetowej... czytam takie info często, jakiś psychol rzuca kiełbasę z trutką w parku, z gwoździami na skwerze...strzela do kotów z wiatrówki. W przypadku strzelania stawiam na głupotę młodzika jakiegoś, ale truć i zabijać obce zwierzęta, to już poważne zaburzenie i czysta nienawiść do siebie i świata.
    Przyznam Ci się, że nie wiem jak bym zareagowała, zapewne tak jak ty w pierwszym odruchu, zabrać świństwo, wściec się, żądać odwetu, skrzyknąć przyjaciół i palenie czarownic. Ostrzeganie na wszelkich forach, nagonka, znaleźć i ukamienować zwyrola. Tak sądzę, że bym postąpiła. Znam siebie, łatwo się zapalam i atakuję. Tak... jestem słaba i bezsilna, a droga do siebie jeszcze przede mną bardzo, bardzo długa. O ile jestem w stanie jakoś ze spokojem przejść do porządku dziennego i przetrawić w rozmowie ze Wszechświatem sprawy nieszczęść obcych ludzi, wojen, kataklizmów, bo są mi odległe. Nawet te dziki co je mieli wymordować jakoś przetrawiłam bo zagłębiłam się w prawdę, bez manipulacji mediów. To sprawa ataku na bliskie mi zwierzęta pozostaje jeszcze poza mają kontrolą. W ogóle do zwierząt mam słabość i nie panuję nad sobą kiedy robi im się krzywda. Ten brak zrozumienia, jak ktoś może być tak krótkowzroczny, okrutny itp, jest zbyt silny u mnie jeszcze. Ale jestem na dobrej drodze.
    ACTA2 weszła, i po pierwszej reakcji wkurzenia i oburzenia, przyszło takie... no i co z tego, będę się spalać a nie zmienię tego,zawsze tak było, taki nasz ludzki los, to tylko internet. Karmią nas zbędnymi aferkami, manipulują... a człowiek i tak zawsze znajdzie wyjście. Pogadałam ze wszechświatem i zasnełam spokojna. Zmęczona wcześniejszymi emocjami, spalona w nich.
    A dziś jestem chora, znaczy w sumie to wlaśnie zdrowieję, bo znów zatoki bolą, mięśnie, plecy, ramię. Ale sama wiesz jakie miałam jazdy ostatnio, a jako, że się uspokoiło, coś wyjaśniło, to teraz następny punkt - zdrowienie.
    Chciałam jeszcze dodać coś o tym co pisałaś, że czujesz potrzebę radzenia na temat dolegliwości - to chyba cecha każdego kto do czegoś, do jakiejś mądrości dojdzie. Tylko, że wiadomo, inni nie chcą słuchać zazwyczaj chcą narzekać. Spotykałam się z tym. Więc czasami żeby zaspokoić swoją potrzebę, nad która jeszcze nie panuję, ale nie zirytować narzekacza, zadaję delikatne pytanie.
    "A nie zastanawiałaś się przypadkiem, moja droga, czy ten ból to może nie jest jakieś stres ulokowany właśnie tu, czy tu." Czasem powołuje się na znana osobę, która to niby coś mówiła, czasem na badania naukowe. Wiem, pewnego rodzaju manipulacja, ale wierzę, że czynię dobrze. Bo nie zmuszona i nie zaatakowana moją wiedza istota, może się zainteresuje, może coś podłapie, zrozumie, przestanie ćpać leki i zacznie coś zaglądać w siebie. Wiem, świata nie zbawię, ale mam takie pragnienie by pomóc, by coś tam uchylić te zatrzaśnięte na amen drzwi. Może się mylę, może błądzę. Sama jestem teraz tak rozwiana, zmiany we mnie zachodzą w tempie przerażającym. Z dnia na dzień czasem, a Wszechświat tak układa drogi ludzi, połączenia telefoniczne i algorytmy w internecie, że odnajduję pomoce naukowe.
    Nie nadążam chwilowo. Zalewa mnie wodospad momentów AHA. Może za szybko, może zbyt gwałtownie, ale nie chcę się opierać. Wierzę, że po coś jest ten super intensywny kurs teraz, że do czegoś to będzie mi potrzebne i tu liczy się czas. A potem zwolni. Czuje,ze na coś mam być odpowiednio gotowa.
    Cóż, okaże się na co.
    Pozdrawiam Ciebie i gawrony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie jesteś na dobrej drodze :-)I zalew momentów WOW znam. Czasem miałam wrażenie bycia na potężnej karuzeli. Myślałam, że może wariuję już całkiem. Zwolniło, czasem jednak się powtarza. Ale już krócej. Szybciej przyswajam :-)
      Wiesz, ja gadam z Wszechświatem, ale publicznie :-) Jednak we mnie też jest potrzeba dzielenia się tym co odkryłam. To dobry pomysł z takim zagajeniem, podkradam i będę używała :-)
      Ja też od zawsze kocham zwierzaki. Bo są bezbronne w naszym świecie. Tak jak ja byłam jako dziecko. Dlatego tak silne emocje mną trzęsą. Kiedyś Luna, zrobiłabym to samo co ty. Ale to wcale lepiej nie działało. Wcale zwierzakom bardziej nie pomagało. Może pomagało mi, bo miałam wrażenie jakiegoś działania, że niby mam na coś wpływ. Nie miałam. Nawet gdybym poszła pogadać z sąsiadem, on by mnie nie usłyszał. Bo nie o gawrony szło. Tylko o jego ogólny żal do świata. Chciał komuś dokopać, padło na gawrony i drzewa. Tak jak ci ludzie podrzucający trutkę. Tak jak myśliwi wybijający dziki, tak jak wiele okropnych rzeczy dziejących się wokół nas. Globalna Nieświadomość.
      Zdrowiejesz :-) Organizm się doładowuje i wyczyszcza. Wszechświat pomaga. Powoli to wszystko stanie się łatwiejsze. I czujesz, że to dobra droga. A o to właśnie chodzi. Chcesz pomóc światu, pomóż sobie :-)Zacznij od siebie, reszta powolutku się ułoży. Takie proste, a takie trudne. Kuruj się, pogłaszcz ode mnie zwierzaki i daj sobie czas...

      Usuń
    2. Karuzela, to świetne porównanie, miałam w głowie kolejkę górską. Nieraz to męczy, innym razem mocno fascynuje. Trochę mi się to kojarzy z człowiekiem który odzyskuje jakiś utracony w dzieciństwie zmysł i nagle zalewają go doznania związane z tym odzyskanym zmysłem. Na przykład ktoś kto prawie całe życie niedosłyszał, nagle odkrywa, że wszystko wydaje dźwięki, jest zalany tymi dźwiękami. Tak ja się czuje czasem jak zalewają mnie olśnienia. Wspaniałe ale i nieco oszałamiające uczucia. Ciesze się z nich niezmiernie bo wiem, że to dobre, że to odzyskana świadomość, moja, prawdziwa, ukrywana przede mną przez system (w skrócie).
      Jestem jeszcze młoda i bardzo zadowolona z tego, że budzę się teraz, że być może jeszcze wiele czasu przede mną z nową świadomością. Że nie żyłam głucha przez kolejne lata.
      Zwierzaki wyściskam jak się obudzą. Ty proszę pozdrów swoje ode mnie.

      Usuń
    3. Pozdrowię :-) To jeszcze ci podpowiem, że dobrze jest się uziemniać. Bo to bardzo trudny czas. Na YT jest kanał pana Grzegorza Byczka. Wszystkie ćwiczenia tam bardzo pomagają, kiedy czujesz się przeładowana. Wypróbowane w działaniu. Robię je już dwa lata, będę robić do końca życia :-)

      Usuń
  6. Kropla drąży kamień;-)
    o ludziach, którzy robią takie rzeczy i podobne, nawet nie warto używać pióra.
    W naszym parku znaleziono kiedyś tysiące martwych ptaków, otrutych, bo pewnie komuś przeszkadzały. Ja też nie lubię, gdy mi ptaszysko narobi na środek głowy, ale żeby truć masowo?
    Od taki sytuacji ze zwierzakami pewnie niedaleko do podobnych z ludźmi...
    Masz rację, zacznijmy naprawdę dbać o siebie, bo jesteśmy najlepszymi terapeutami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Zadbajmy o siebie, szczęśliwi ludzie nie robią nikomu krzywdy. Nie potrzebują.
      Wiesz, z tymi ptakami, które masowo na raz giną, to nie jest taka prosta sprawa. To chyba nie trucie. To coś innego i dzieje się to na całym świecie. Różne są teorie, ale to jest niepokojące jednak.

      Usuń
  7. moja wiara w ludzi padła, gdy okazało się, że specjalnie ktoś przygotował przepisy. Tak specjalnie, żebyśmy byli wykluczenia z działania, z celową intencją- żebyśmy nie mogli zrobić tego co chcemy, dopiero zmienią gdy pójdziemy w prośbę. A nie robiliśmy nic złego, było to fajne i podobało się innym.
    Gdy sobie uświadomiłam, że ktoś podłozył ten pasztet celowo dla mnie, to długo z tego się otrząsałam....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Alis, to bardzo nieprzyjemne. Wiem jak się czułaś. Tak jak ja, kiedy znalazłam tę pasztetową.
      Ale weś :-) No chyba nie we wszystkich ludzi, co?
      Nic nie zrobisz z Globalną Nieświadomością. Czasem trzeba odwrócić się i odejść.

      Usuń
  8. Jak dobrze, że drzewa i gawrony na razie zostają... ja też nie rozumiem... jestem już w tym wieku, że zwyczajnie odsuwam to zrozumienie bo się po prostu tego nie da zrozumieć. Nie zgadzam się, nie rozumiem - i to jest etap końcowy moich rozważań. Czy dobrze? Czy źle? Nie wiem... Jak wielu młodych przede mną i po mnie rozbijałam głowę o mury i prócz siniaków nic nie wskórałam ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostają. Tym razem sfrustrowany swoim życiem człowiek nie wygrał. Tym razem, bo czasami wygrywają. Moja głowa też pamięta wszystkie ściany :-) Dlatego staram się o inne podejście. Też nie wiem, czy dobrze, czy źle...ale chociaż inaczej i mniej może boleśnie :-)

      Usuń
  9. Długo nie miałam świadomości na to, jak naprawdę wygląda świat. Naraz przyszło olśnienie, obudzenie. I też wiem że jak boli, to tylko dlatego, że coś się dzieje z duszą. I że ja sama jestem w stanie ten ból odgonić. Pozytywnym myśleniem chociażby. Ale nie tylko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko. Pozytywne myślenie jest przereklamowane w wydaniu zachodnim :-) A nawet, osobiście uważam, szkodzi. Bo trzeba widzieć wszystkie warstwy świata, te piwniczne też. Miło że wpadłaś, w dodatku wiesz o co chodzi :-) Bardzo miło mi :-)

      Usuń
  10. Witaj wiosennie
    Też nie lubię, kiedy gołębie brudzą mi na balkonie. Ostatnie piętro, niezadaszone... Ale to tylko jeszcze chwila. Niedługo wystawie skrzynki i doniczki z palikami do pnących kwiatów i problem się skończy. Ale żeby truć gołębie?
    Cieszę się, że przeczytałaś mój ostatni wpis. Też czasem chciałabym, aby Matka Boska była bardziej radosna.
    Pozdrawiam słonecznie, żółtym kolorem forsycji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Forsycje lubię bardzo :-) Ja też nie lubię jak moja ulubiona ławeczka jest w białych, gawronich plackach :-) Biorę szmatkę i ścieram. A potem się cieszę i siadam wygodnie :-)
      Ismeno, ja naprawdę w Wampierzycach źle się czułam. Bardzo. To wysysacz energii. Jak można być szczęśliwym widząc tyle obrzydliwych scen. Nic pozytywnego. A MatkaBoska jest taka, jaką chcesz ją widzieć. Chcesz widzieć szczęśliwą i radosną? WIDŹ :-)

      Usuń
    2. Witaj już kwietniowym porankiem
      Jak zawsze dziękuję za wizytę na moich zielonych stronkach. Jak widzę należę do mniejszości, która w szkole lubiła matematykę.
      Przepraszam ale o religii, polityce nie dyskutuję ani w Internecie, ani w życiu realnym. Nie myśl zatem, że mam coś przeciwko Twoim poglądom. Przecież inaczej by mnie tutaj nie było.
      Nie chce mi się wierzyć, że kilka dni temu zerwałam kolejną kartkę kalendarza. Ale i ta kwietniowa jest piękna i cieszę się, ze przez pewien czas będę ją podziwiać
      Dziś od rana dzielę się z Tobą moją wiośnianą radością i jak zawsze przesyłam dobre słowo

      Usuń
  11. Hej,Aniu! Przychodzę, czytam,teraz mam problem, bo cośzaczęło pobolewać i staram się dociec przyczyny...Myślę, że to nagromadzone ukryte lęki i stresy, które chciałam zatuszować przed światem. Pięknego, słonecznego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze bolą napięcia związane z ukrywaniem i nieprzeżywaniem emocji. Tylko chyba zawsze jest tak, że przed sobą je chowamy :-) A poczytaj Sinielnikowa, w poprzednim poście podałam, on sporo wyjaśnia.
      Słońce jest, ciepło jest, gawrony latajo :-)

      Usuń
  12. Niektórzy ludzie potrafią być okropni. Zwykle albo z bezmyślności, albo właśnie dlatego, że sami czują się skrzywdzeni i próbują przelać swoje frustracje na innych. Grunt to się nie dać, nie pozwolić im sprawić, byśmy poczuli się przez nich źle, bo tego właśnie pragną,a ich chore pragnienia nie są warte naszego zdrowia i nerwów. Wierzę, że ich czyny i tak do nich powrócą, prędzej albo później :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karma wraca, to fakt. I to wcale nie kara, tylko lekcja. Czasem niestety bolesna, bo uczeń małotołkowny :-) Choć ja proszę teraz Wszechświat: Wszechświecie, ja chcę się uczyć, ale bez kopniaków :-)
      A ludzie, ludzie są, jacy są. Oświecenie każdego napadnie, tylko może nie w tym życiu :-)

      Usuń