Hanna siedziała i próbowała złapać oddech, kręciło się jej w głowie i mdliło. Odchyliła się, oparła plecy o ławkę, by poczuć jej stabilność i twardość. Czuła się jak balonik szarpany na wietrze, nieważka i bezbronna. Mimo, że Kolorowa znikła we mgle, Hanna nadal widziała szalik w swojej głowie. Wspomnienia napływały jak film, który w szaleńczym tempie przelatywał przez umysł kobiety. Emocje i uczucia były jak fala, nakładały się na siebie od czego ciało wibrowało. Fragmenty przeszłości wracały wirując i szukając swojego miejsca. To trwało i trwało...
Hanna nie wiedziała ile czasu już siedzi na ławce.
Film w głowie powoli wyhamował i znikł. Mogła rozluźnić ciało, które napięła do granic możliwości by utrzymać zalewające emocje. Było jej gorąco.
Spojrzała ma Rzekę przez łzy. Nadal płynęła. Księżyc nadal świecił. Mgła tylko podpełzła bliżej. Owinęła stopy Hanny białymi pasmami, które wspięły się po nogach wyżej. Dotykały rąk leniwie się snując, jakby głaszcząc delikatnie. Uspokajając.
Ostrożnie przywołała obraz Kolorowej w swojej głowie. Wszystko się zgadzało.
Szalik, burza niesfornych loków na głowie, zasmarkany nos i oczy pełne łez.
I ta kłótnia na ławce w świetle księżyca.
I to najboleśniejsze rozstanie, które zadało cios nie do zniesienia.
- Zapomniałam...jak mogłam to wszystko zapomnieć? Ona to JA.
Przerażenie napłynęło budząc dreszcze i znów spinając ciało.
- Zwariowałam. Gdzie ja jestem. Co ja tu robię? Może jestem chora? Leżę na Wzgórzu, dostałam wylewu i mam majaki. To wszystko jest tylko w mojej głowie, chorej głowie. Jak mogę widzieć siebie z przeszłości? Tam w kościele to też JA. Teraz pamiętam. Może już umieram, może to wszystko to ten słynny "film życia", który podobno się widzi przed śmiercią?
Racjonalizm życiowy Hanny szukał gorączkowo wytłumaczenia tego, co zobaczyła. Kolorowa była Hanną z przeszłości. Chociaż kobieta zapomniała już dawno o tych spotkaniach w kościele i na Wzgórzu, teraz pamiętała je doskonale. Pamiętała co było wcześniej, co było później. Pamiętała inne wydarzenia, które jakby znikły z jej pamięci, a teraz nagle rozbłysły w głowie wszelkimi kolorami emocji i napięć. Oszołomiony umysł szukał logiki, wyjaśnienia, normalności porządkującej wszystko.
A tej nie było...
Jednak kiedy wszystko przestało wirować, kiedy wystraszona Hanna zrobiła w swojej głowie szczelinę na to, co niemożliwe, przypomniała sobie motki z których dawno temu zrobiła szalik. I to jak łączyła kolory, i to jak stukając drutami, oczko po oczku układały się ściegi. Jeden po drugim łączyły się i szalik nabierał wyrazu i formy. Zaczynał być, ponieważ ręce i hanina wyobraźnia go tworzyły.
I całkiem nowa myśl powstała:
-A co jeśli...jeśli to możliwe? Żyję w Miasteczku całe życie, nigdy nie wyjechałam na dłużej. Ile tysięcy, milionów kroków zrobiłam chodząc ulicami, polami, łąkami, nad Rzeką? Ile uczuć, emocji, zdarzeń tu przeżyłam? Może każdy krok to oczko, każde przeżycie to ścieg, każda emocja to kolor? Może moje życie to też szalik? Spleciony z materią Miasteczka, z jego przeszłością, teraźniejszością, przyszłością. Może każdy mieszkaniec ma swój własny szalik, może Miasteczko jest takim workiem motków, a my wszyscy, oczko po oczku, dziergamy własne szaliki? I może można je zobaczyć?
W jakiś magiczny sposób wejść w ten ścieg i zobaczyć jak powstawał. Jakich kolorów użyłam, dlaczego, jak zapętliłam oczko? Może mijam siebie co dzień, wczorajszą, przedwczorajszą, sprzed dwudziestu lat, sprzed pięćdziesięciu? Mijam i nie widzę. A dziś, jakimś cudem, widzę...
To nie były normalne myśli Hanny, ale dziś, tej nocy, wszystko stało na głowie.
Wszystko było INNE.
Mgła, która zasłoniła Miasteczko i uśpiła jego mieszkańców.
Woda, która skraplała się na drzewach, rozlewała się po mokrych ulicach i błyszczała w świetle latarni.
Rtęciowa Rzeka płynąca przez Dolinę, odbijająca światło Księżyca, który w lisiej czapie wisiał na niebie.
I Hanna siedząca na ławce na Wzgórzu, zamiast w swoim domu. Ona też była inna.
Uświadomiła też sobie, że choć to wszystko było dziwne i przerażające, to jednak czuła się bardziej sobą, bardziej niż dotychczas. Miała wrażenie, że kilkadziesiąt lat spędziła w półśnie, który był realny, lecz taki trochę niewyraźny. Jakby za szybą. Rzeczy się działy, życie płynęło, czasem bolało, czasem przytulało, ale wszystko to było jak mgła, nieuchwytne.
Teraz Hanna widziała wyraźnie, wręcz hiper realnie, każde wydarzenie w swoim życiu. Widziała jak jedno wynikało z drugiego, widziała jak oczko po oczku tworzyła własny szalik życia.
Widziała gdzie popełniła błędy, widziała jak pruła ścieg i zaczynała od nowa.
I zrozumiała, że choć nie wie jak to możliwe, to właśnie po to dzisiaj przyszła na Wzgórze.
By zobaczyć w tkance Miasteczka swoje życie, własne Dzieło.
I widziała...
Poczuła się lżejsza. Jakby opadło z niej coś, co dźwigała na barkach tak długo, że zapomniała o tym. Coś ciężkiego spłynęło w mgłę i znikło. Wyprostowała się, spojrzała na rtęciowo-księżycową Rzekę. Świat nadal był. Było cicho, pięknie, spokojnie.
Mgła nie była już tak przerażająca, cokolwiek się w niej kryło, odeszło.
Hanna poczuła zmęczenie w mięśniach, które się rozluźniły. Miała ochotę zwinąć się w kłębuszek i zasnąć. Ale zimne stopy, zmarznięty nos i mokre rękawiczki dały do zrozumienia, że ciepły dom i własne łóżko to coś, co jest teraz najbardziej potrzebne.
Uśmiechnęła się do siebie:
- Jestem jak podstarzała Scarlett O'Hara, pomyślę o tym wszystkim jutro.
Wstała i raźnym krokiem z latarką w ręku ruszyła ścieżką na dół. Mgła rzedła, noc przejmowała władzę nad Miasteczkiem. Hanna nie wiedziała ile czasu spędziła na Wzgórzu, ale czuła, że trochę tam posiedziała. W domach już tylko gdzieniegdzie świeciło światło w pojedynczych pokojach. Nocne marki walczyły z magią Miasteczka, nie pozwalały sobie na podróże senne, kurczowo trzymając się realności.
Hanna doszła do swojej ulicy, zadowolona pomyślała miło o ciepłej herbacie, gdy nagle zobaczyła ruch przy starym kasztanie. Wzdrygnęła się, ale nie poczuła ani grama lęku.
- Dzisiejsza noc jest i tak wystarczająco wariacka, już nic mnie nie zaskoczy- pomyślała.
Podeszła bliżej i w mroku, leciutko tylko rozproszonym przez odległą lampę uliczną, zobaczyła przytuloną do drzewa Kolorową.
- No tak, często przychodziłam się tu wypłakać. Ten stary kasztan zawsze mi pomagał. Dobry przyjaciel. A może...- zelektryzowała Hannę nowa myśl- ...może mogę do niej podejść. Może mogę jej coś doradzić? Może mogę ją przestrzec, żeby nie popełniła moich błędów?
Serce Hanny znów zaczęło galopadę, gardło się ścisnęło, zrobiła krok w stronę Kolorowej.
Jednak zatrzymała się, spojrzała na swój dom, który był już niedaleko, widziała, że pali się lampa w salonie, przez zasłony migał światłem telewizor.
Spojrzała jeszcze raz na ukrytą w mroku dziewczynę.
- Nie, nie trzeba- pomyślała z lekkim zdziwieniem- wcale nie trzeba, wszystko jest dobrze.
Wszystko jest tak, jak powinno być.
Zaczęła iść do domu, radośnie i szybko, bo wiedziała, kogo tam zastanie.
THE END
Ps. Źródło zdjęć: internet.
Pozdrawiam Wszechświecie z białego (przez chwilę) Miasteczka, Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka.