No właśnie, ale...szczęśliwsza jakoś nie byłam. Nic się nie naprawiało w moim świecie.
Zaległości w pracy jak były, tak były i rosły. W domu idealnych porządków nie było. Nie mogłam się zmobilizować do niczego, a najgorsze było to, że ciągle się do mnie ktoś czepiał. Mąż, synowie, koleżanki w pracy, czytelnicy w bibliotece. Każdy coś ode mnie chciał, każdy jakieś uszczypliwe uwagi na mój temat puszczał, czułam się zaszczuta i atakowana. Nikt mnie nie chciał zrozumieć, każdy tylko mi dowalał, jaka jestem zła, bez empatii, bałaganiara, leń, do niczego. W pewnym momencie czułam się jak pod ostrzałem, co kto nie powiedział, ja odbierałam jak krytykę i czułam się jak ofiara. I jednocześnie budził się bunt: dlaczego, to niesprawiedliwe, dlaczego ci ludzie tak mnie nie lubią, czemu osoby, które powinny mnie kochać tak mnie ranią? Broniłam się.
Płakałam, atakowałam, uciekałam. Różnie.
Jednak kiedy próg bólu i cierpienia został przekroczony, któregoś dnia zrozpaczona dostrzegłam szczelinę w tej ścianie pod którą stałam: to niemożliwe, żeby tak wszyscy się na mnie uwzięli...
Nieśmiała myśl. Na początku odrzuciłam. Ból był prawdziwy, emocje i uczucia też. Byłam jak chodząca rana, cała odsłonięta i cokolwiek dotknęło, nerwy aż rozpalały się do czerwoności.
Ale ziarenko rosło. Powoli zaczęłam dostrzegać, że niekoniecznie jest tak, jak mi się zdaje. Niekoniecznie mnie tak wszyscy dziubią. Chyba coś jest na rzeczy. Nie zawsze tak było.
Nadal było ciemno, ale jakoś obudziła się Odwaga, by zajrzeć o co chodzi.
I poszłam na terapię.
Będąc w życiu i w sieci, wszędzie spotykam ludzi. Ich umysły brzęczą i nadają cały czas. Dociera do mnie mnóstwo bodźców, różnorodnych. Z moją wrażliwością, reaguję. Zmiana jest jednak diametralna. Nie mam hejterów...
Aż się zdziwiłam, kiedy to do mnie dotarło. Dość dziwna sytuacja. Zawsze miałam jakiś wrogów. Kogoś nie lubiłam z wzajemnością i tak sobie dokuczaliśmy. Nadal to się zdarza, ale to normalne. Poprztykamy się i już. Ale nie mam wrażenia, że ktokolwiek ma coś do mnie. Do mnie osobiście.
Bo nawet jak przez chwilę tak myślę, to potem dociera do mnie, że tak naprawdę NIE.
Zauważyłam, że ludzie zawsze mówią o sobie. Zawsze.
Nawet mówiąc o innych, robią to w kontekście do siebie. To niby oczywiste, ale kompletnie niewidoczne w tym bałaganie jaki mamy na Ziemi. Ale mówimy tylko o tym, co jest nam znane.
A znamy tylko nasze własne wnętrze, tylko swoje emocje i uczucia, tylko swoje doświadczenia.
Na bazie swoich przeżyć, oceniamy innych ludzi. I tu się bardzo można potknąć.
Tu ja się potknęłam.
Zamotałam się we własne emocje, myśląc, że są czyjeś.
Bo przecież poczucie bycia niewłaściwą, niedobrą, głupią, niewartą nie było moje. To inni mi to serwowali, nie ja sobie. Czyżby? Oj Prowincjonalna, to była ciężka lekcja.
Potem trafiłam na zdanie: nikt cię nie może zdenerwować, ponieważ to ty się denerwujesz.
No tak nie do końca zrozumiałam na początku. Przychodzi ktoś, dokucza i co?
To moja wina, że się zdenerwowałam na tego dupka jednego? I tak, i nie ;)
Dupek przyszedł, powiedział: jesteś głupia. I co? Dać mu prawo do obrażania?
Pozwolić wleźć na głowę?
No nie, ale pytanie właściwe i bazowe, brzmi: jesteś głupia?
Pomyśl tak naprawdę uczciwie: jesteś głupia?
Wkurzyło cię to? Jeśli cię wkurzyło, to znaczy, że myślisz o sobie: JESTEM GŁUPIA.
W głębi ciebie siedzi samotne, opuszczone dziecko z przeszłości. I ten dupek do niego mówi, a ono wie, że jest głupie. Ty za to, teraz, nie wiesz. Tak daleko uciekłaś od tego dziecka, tak się go wyparłaś, tak udajesz, że go nie ma, że aż uznałaś to za prawdę. A ten dupek przyszedł do ciebie po to, by ci pokazać prawdę: myślisz o sobie, że jesteś głupia, tam głęboko, w Cieniu własnego Serca.
Gdybyś naprawdę wiedziała i była przekonana, że jesteś w porządku, mądra i taka jak trzeba, tylko byś się roześmiała i zrozumiała, że dupek też mówi o sobie, że w nim też siedzi małe, biedne dziecko. Zapomniane, cierpiące, złe i przerażone. I kopie na oślep. Tak jak twoje.
Wszechświat nam pomaga. Rozejrzyj się, ludzie jacy do ciebie przychodzą, co mówią, jak się z tym czujesz, to wszystko twoje. To co cię denerwuje, jest twoje. To to, czego nie chcesz zobaczyć.
I przychodzą ludzie z tym samym co ty masz w środku, by ci ułatwić, pomóc zobaczyć siebie.
Więc zamiast się bić, uciekać, złościć, płakać, wypierać (choć to nieuniknione i potrzebne) spójrz w to lustro.
Spójrz i zobacz.
Mój Miły Hejterze, dziękuję :)
Co nie znaczy, że cię nie wykopię jak za bardzo oświecisz ...
Niemniej, zapraszam...
Powiedz mi coś o sobie, powiedz mi coś o mnie...
Ps. Cień to to, czego nie chcemy widzieć. Jednak Cień jest tym wyraźniejszy im mocniejsze nań Światło pada. Bez naszego Cienia, nie będziemy Pełni. Będziemy tylko fragmentem Siebie.
Można, tylko jaka to strata ;)
Ps. Jaskółko i Graszko, dziękuję dziewczyny :)
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hejtująca i hejtowana Prowincjonalna Bibliotekarka.