niedziela, 9 lutego 2020

Gorset Damy Wszechświecie.

Umarła pani Gorset.
Pisałam o niej Pani Gorset

Umarła już jakiś czas temu, trzy, cztery miesiące. Zrobiła to nagle, niespodziewanie i dość szybko.
Zszokowała wszystkich, swoich kolegów i koleżanki z pracy, zostawiając nas w szarej przestrzeni strachu i niedowierzania. Nikt się nie spodziewał, myślę, że ona sama najbardziej.

Kiedy ją poznałam, jakieś dziesięć lat temu, znielubiłam od razu. Paniusia z tapirowanym i lakierowanym hełmem na głowie, w beznadziejnej garsonce szaroburej, w czółenkach na grzybku.
Z zaciśniętymi ustami, zawsze prościutka, obwieszana złotymi łańcuszkami, kolczykami i pierścionkami.
Czułam, że nigdy nie wyluzowuje, czułam to jej wewnętrzne drżenie, choć wtedy nie rozumiałam jeszcze, że rezonuje ze mną i nie rozumiałam, czemu tak mi gra na nerwach. Wszyscy mówili, że jest elegancka i zadbana, ja widziałam kobietę pozbawioną wyobraźni, zakleszczoną w dogmatach i perfekcjonistkę, która za wszelką cenę musi postawić na swoim. Na biurku PaniG zawsze był idealny porządek. Wszystko miało swoje miejsce. Każda czynność miała swój program niezmienny.
Każda ściereczka miała swój przydział.
Pamiętam, że kiedyś przyszła do biblioteki w białym t-shirtcie i dżinsach. Coś tam rozmawiałyśmy i dostała telefon od dyrektora, że musi zanieść do szkoły jakieś papiery, Zaczęła cała drżeć, zdenerwowała się strasznie. Okazało się, że bluzeczka i dżinsy to był jej strój do sprzątania, miała poukładać w magazynku publikacje turystyczne. Absolutnie nie mogła w dżinsach i zwykłym
t-shirtcie pokazać się u dyrektor szkoły. Pamiętam jej słowa: dlaczego on mi to robi?
Znaczy dyrektor, czemu ją wysyła, kiedy ona ma inne zadania. Na nic były tłumaczenia, że wejdzie, odda i wyjdzie. Że bluzeczka czyściutka i dżinsy ok. Pojechała do domu, do sąsiedniej wsi, przebrała się i dopiero odwiozła papiery. Oczywiście włożyła marynarkę, spodnie na kant, inną bluzkę, poprawiła włosy.
Przyznaję, śmiałam się wtedy z niej strasznie. Cóż, ślepość jeszcze na oczach była, to mogłam się pośmiać złośliwie. Czasem przekładałam jej na biurku rzeczy, dla żartu niby...
Sorry PaniG ;)


PaniG miała PLAN. Zostało jej trzy miesiące do wieku emerytalnego, ale chciała jeszcze popracować rok, póki córka nie skończy studiów. Jej prawo. Ale nie wszystko toczy się jak chcemy. Poproszono ją jednak o przejście na emeryturę. Obiecano zatrudnić w sezonie turystycznym już jako emerytkę. Dla zachęty nie dostała podwyżki, którą dostali wszyscy. To było za dużo.
PaniG zapadła się w sobie, nie mogła tego przegryźć, nie mogła sobie tego ułożyć, tak okropnie ją potraktowano. Poszła na tydzień urlopu, dostała zapalenia zatok, potem jej się pogorszyło, potem wylądowała w szpitalu, potem znienacka umarła w tymże.
Zajęło to, w miarę zdrowej kobiecie, tydzień.
Przeraziła nas wszystkich.

A ponieważ ja już w temacie własnego perfekcjonizmu zaczęłam grzebać, osobiście przeraziłam się najbardziej.

Zawsze uważałam się za bałaganiarę. Większość rzeczy nie ma u mnie stałego miejsca, w szafie wszystko skotłowane, na toaletce piramidki z kosmetyków, w kuchni słoiki niezniesione do piwnicy...
Nie, nawet nie będę pisać ;) Za dużo.
Wszędzie bałagan, niedoróbki, nieogarniątka...Więc gdzie ten mój perfekcjonizm?
W mojej głowie on się panoszył.
Że muszę być dobrą mamą, być dobrą żoną, być dobrą bibliotekarką.
Że jak się do czegoś już biorę, to ma być wykonane profesjonalnie i fachowo.
Że lenistwo jest złe, że muszę być w ruchu cały czas. Działać, robić, nie marnować życia.

Że błędy nie wchodzą w rachubę.
Mój PLAN ich nie zakładał.
Nie dałam sobie żadnych forów.

A ponieważ Wszechświat daje ci zawsze to, o co prosisz, dostałam WSZYSTKO.
Bo tak naprawdę prosiłam o potwierdzenie, że jestem do niczego.
Czyż nie o to proszą perfekcjoniści?
O wieczne porządkowanie, wieczne poprawianie, wieczne układanie widzianego wokół bałaganu?
 A bałaganem jesteśmy my. Jak Kopciuszek wybierający mak z popiołu, wiemy, że się nie da.
Ale ściubimy. I się nie daje.
Wiec jesteśmy do niczego, bo Kopciuszek jednak poradził sobie.

Więc perfekcjonista MUSI widzieć, szukać bałaganu, niedoróbek, wad. Musi to znaleźć by naprawić.
Nie ma totamto, zamówiłeś, masz.
Wszechświat nas kocha.


 I jeszcze jedna historia do mnie trafiła. Mam koleżankę, fajna, dobra dziewczyna.
Perfekcjonistka oczywiście. Prowadzi zespół taneczny w szkole, tańce ludowe. Świetnie to robi.
Dużo wysiłku włożyła w to, by się tego nauczyć, zachęcić dzieci i rodziców, przełamać niechęć dyrektorek i, mimo zawiści koleżanek, nie poddać się i działać. Udało się jej to wszystko, już niedługo 15-lecie. Ale ona wcale nie czuje się dobrze z tym sukcesem. Wręcz przeciwnie. Czuje się niedoceniona. Jakby nikt nie widział, ile ją to kosztowało, nikt nie dziękuje za bardzo...Taaa.

Kilka lat temu sprowadziła się w nasze strony inna moja znajoma. Posłała córkę do szkoły i tam dziewczynka dowiedziała się, że jest taki zespół do tańczenia. Więc zaczęła robić wywiad na ten temat: jak tam się dostać i czy to fajne. I inne pięcioklasistki jej odpowiedziały: uważaj, bo jak się zapiszesz, to ta pani zrobi tak, że już ZAWSZE będziesz tańczyć...
Ustami dzieci prawda przemawia.

fotos z filmu Jojo Rabbit.
Inna strona perfekcjonizmu: mały hitler.
Każdy perfekcjonista zrobi wszystko, za pomocą każdego dostępnego narzędzia, by uporządkować. Położyć każdy przedmiot na miejsce. Skoryguje każdą wadę postawy. Wyszoruje każdą plamę, wytnie każdą niedoskonałość na ciele Wszechświata. 
Choćby tą niedoskonałością miał być on sam....

AUĆ...






Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka, zastygła ze ściereczką w ręce...

39 komentarzy:

  1. Inni ludzie jak lustra do nas przychodzą byśmy zobaczyli w nich to czego sobie nie uświadamiamy w nas, czego nie lubimy, co nas irytuje i często to jest takie nie wprost tylko wręcz przeciwnie, jak w lustrze właśnie. I chwała Ci za to, że to wiesz. I nawet jeśli się z tym nic nie zrobi to wiedza o tym pomaga. Jesteś Anno mądrą Kobietą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrość moja wynikła najpierw ze strachu, któryż był tak duży, że aż aktywował odwagę :) Tak to jest z tymi lustrami, im bardziej nie chcesz widzieć, tym bardziej wkurzają. Ale jak już wiem i nie biję się z tym, wszystko staje się takie oswojone, miłe i niegroźne. Transformuje się niejako samo :)

      Usuń
  2. O matko, akurat wpasowałaś mi się w porządki po remoncie:-)
    A tak poważnie, to perfekcjoniści bywają bardzo upierdliwi. Mam w pracy koleżanki, które wydaja się bardzo nieszczęśliwe własnie z tego powodu. Jednej z nich pomogłam przepisać coś na komputerze - pierwszy i ostatni raz, pilnowała każdej kropki, odstępów, akapitów itd. choć dokument miał trafić do dyrektorskiej szuflady, ale fakt, nasza dyrektorka toże samo i tak nam tym perfekcjonizmem uprzykrza życie...
    Czasami zdarza mi się zgrzeszyć, bo mam trochę z Panny, ale reszta to Lew, więc tylko zdarza mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porządki po remoncie to już betka :) Chaos remontu to dla perfekcjonisty dramat jest. Ja też jestem Panna. Całe życie nie dostrzegałam jej w sobie, aż oczy się otworzyły. Jedno wiem, tacy ludzie są dokuczliwi dla otoczenia, ale dla siebie toksyczni jeszcze bardziej Jotko.

      Usuń
  3. Pewnie każdy z nas zna jakiegoś perfekcjonistę. Pamiętam z pracy Anetę. Biurko zawsze idealnie puste i wypucowane, nie pomagały żarciki, że jeśli zabałaganione biurko oznacza zabałaganiony umysł, to co oznacza puste biurko...? Dokumenty idealnie posegregowane w równych rzędach itd. a w szufladzie dosłownie 100 długopisów i ciągle nowe brała z magazynu, no po prostu dziwaczka. I właśnie po jakimś takim ogólnym nabijaniu za jej placami, dokonałam u siebie ponurego odkrycia. Co z tego, że na zewnątrz wyglądam normalnie, skoro w głowie ciągle sama sobie nie wydaję się dość doskonała? Nie znosiłam, kiedy szef wytykał mi najmniejszy błąd, zaraz tłumaczyłam się jak do tego doszło, zamiast poprawić i żyć dalej. A dlaczego? Bo jak JA mogłam się pomylić. I tak ze wszystkim, przez większość życia zawsze nie dość doskonała, zawsze o krok z tyłu za innymi, bo przecież ja nie mam po co się wychylać, nie jestem dość dobra. Nawet książki dotąd nie napisałam (co było moim marzeniem i chyba ciągle jest...), ponieważ każda zaczęta powieść była nie dość dobra :-D Teraz już siebie bardziej znam, bo przecież z każdym rokiem coś odkrywamy, co nie oznacza, że jest wszystko przepracowane. Po prostu, jak zawsze twierdzę, uświadomienie sobie czegoś to już jakiś sukces. Gorzej jest, kiedy żyjemy bez samoświadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak. Co w głowie to i w przestrzeni. Każdy perfekcjonista widzi siebie jakby na odwrót. Mylące jest to, że każdy dość kreatywnie i inaczej wyraża siebie. I tak brak miłości może skończyć się syndromem kata jak i ofiary. Źródło jest jedno. Perfekcjonista może porządkować przestrzeń, a może być totalnym bałaganiarzem, bo poprzeczki w głowie sobie ustawia i nie doskakuje.A źródło, brak akceptacji siebie. I biedna PaniG nie dała rady, nie ugięła się, nie dostosowała, nie puściła. Strach zabija, brak współczucia dla siebie, zabija, nieświadomość zabija. A szkoła na Ziemi, to nie przelewki ;)

      Usuń
  4. Miałam szefa perfekcjonistę do kwadratu. Nie do zniesienia. Wszystko poprawiał i udobrzał i wciąż było źle. Z jednym pismem latało się do niego wielokrotnie i nawet jak już pozwolił je wysłać, to i tak nie do końca był z niego zadowolony.
    Ileż napsuł mi krwi podnosząc cisnienie i poziom adrenaliny.
    Lubiłam zaczynać dzień pracy spokojnie, bez napinki, znałam swoje mozliwości i wiedziałam, że dam radę wykonać swoją pracę należycie i zdążę bez zbytniego pospiechu. Strasznie to mojego szefa drażniło i często słyszałam kąśliwą uwagę, mało tego zdarzało się mu obniżyć mi premię. To z kolei działało na mnie jak płachta na byka i powodowało, że miałam coraz mniejszą ochotę na tzw. wydajność i solidność kosztem nerwów i zdrowia. O kreatywności nie wspomnę, bał się tej naszej kreatwyności jak zarazy. Wszystko miało być wykonywane sztywno według ustalonego przez niego wzoru. Nie daj Boże jakiegoś odstępstwa od reguły, nawet jeżeli było jak najberdziej wskazane.
    Nauczyłam się markować pracę i robić tyle, żeby było bez napinki chociaż nie byle jak, ale juz bynajmniej bez wielkich wzlotów.
    Nie wszystkim z nas sie taki myk udawał i wiele osób przypłaciło zdrowiem pracę pod nadzorem tego człowieka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezła szkoła Marytko. I ja spotkałam na drodze takich ludzi. Sporo tego we mnie też było ;) Ale co zrobisz, taka plansza i gra. Łatwiej mi teraz, bo widzę. A jak widzę, to niegroźne. Rozumiem, że za tarczą perfekcjonizmu ukrywa się przestraszone dziecko, nie mam się z kim bić. I jak tak podchodzę do tematu, jest spokój. Po prostu zostawiam tych ludzi samym sobie. Wiem, że te lekcje muszą się odbyć, tak jak moja. Albo PaniG. Po jej śmierci, kiedy tylko pomyślałam o niej, widziałam ją w pokoju na kanapie. Siedzącą prosto, w tej jej garsonce. Nie opierała się, siedziała i drżała spięta do granic możliwości. Kanapa stała na tle wielkiego okna, które była zawieszone idealnie ułożona firanką. Aż bałam się, co mi się w głowie roi. Jednak po kilku dniach zauważyłam, że choć ona ciągle na tej kanapie, wokół jest mnóstwo ludzi. I ktoś na tej kanapie z nią siedzi. Nie dotyka, tylko siedzi. Wtedy pomyślałam, że ma pomoc i w końcu ją przekonają, żeby się rozpięła. Od tej pory znikła z mojej głowy. Mam nadzieję, że jej tam dobrze :)

      Usuń
    2. Tak, Aniu. To była szkoła, która uwolniła mnie od własnego, zawodowego perfekcjonizmu. Nauczyłam się, że czasami warto odpuścić, a nawet popełnić błąd wybierając mniejsze zło. Ponieść ewentualne konsekwencje tego wyboru i w razie czego bez chachmęcenia przyznać się biorąc za ten błąd odpowiedzialność. "Skruszonej głowy miecz nie ścina" jak napisał Zeland. Pamiętam jak się śmiałam czytając ten zapis. Ten i wiele innych, których potwierdzenie znalazłam w swoim życiu.
      Zrozumiałam też, że jest wiele róznych sposobów na rozwiązanie pewnych problemów, a nie tylko ten jeden i jedyny. Dotarło do mnie, ze nie jestem idealna i że tak naprawdę, to nikt tego ode mnie nie wymaga i nie oczekuje, że mam prawo do błędów i inni też je mają.
      O wiele łatwiej żyje się nie stawiajac sobie i innym wysokich poprzeczek. To niewiarygodne jaki kamień spada z pleców kiedy odkryje sie te proste prawdy.

      Usuń
    3. Prawda? Mamy to wszystko jak na talerzu, a czasem ślepi jesteśmy :) No nic, każdy w końcu dotrze tam gdzie powinien. Miłego Marytko :)

      Usuń
  5. Byl czas w moim zyciu, dawno temu, gdy w skutek stalego stresu podupadalam stale na zdrowiu, chudlam, i niknelam w oczach, okazalo sie, ze mialam zapalenie zatok tak zaawansowane, ze po moich wynikiach krwi sadzono, ze mam raka... Rozumiem Pania Gorset, moglam skonczyc jak ona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja ją rozumiem. Wiem czemu tak się stało. Swoje lekcje też odrobiłam. Tak jak ty :) Jesteś, żyjesz, postanowiłaś zostać :)

      Usuń
  6. Jakieś takie smutne to wszystko:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy smutne Blinku. Każdy po swojemu ogrania świat. czasem trzeba puścić ster, pozwolić na luz, ugiąć się, zgodzić, co tam kto potrzebuje. Niektórzy ludzie są tak zestrachani, że nie mogą. I to się źle kończy...Wypadasz z gry. I tyle. Myślę, że po tamtej stronie lepiej się ogarnia ;)

      Usuń
  7. Ojej, jestem: bałaganiarą, nienawidzę układania, sprzątania, do tego jestem leniwa chyba bardziej niż leniwiec, chodzę ubrana skandalicznie (babcia w dżinsach, włosy w strąkach, makijażu i manikiuru brak)) i czasem zazdroszczę tym perfekcjonistom, że są perfekcjonistami. A więc może zazdroszczę tego wszystkiego niepotrzebnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko bałaganiarstwo cię cieszy, to absolutnie niepotrzebnie. To ciężka praca ciągle naprawiać, korygować, dostosowywać świat i ludzi do swoich żelazobetonowych przekonań. Może się skończyć źle.
      Dodam jeszcze, że kijkuję i ogromnie mi się to podoba ;) Coraz lepiej się czuję.

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj to dobrze, ze ja nie jestem perfekcjonistka, podobno jestem pragmatyczna, czy coś tam. Lubie mieć poukładane, lubie mieć plan i lubię jak mi wszystko z tym planem idzie, nawet jak idzie na odpierdol, ważne by szlo według planu. A jak sie plan sypie to zaraz układam nowy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D no to jest bardzo fajnie, że nie jesteś. Układanie planów do planów, do planów też jest ciekawe. Może kiedyś temat podejmę :DDD

      Usuń
  10. ale się wstrzeliłaś z tematem! normalnie trafiony zatopiony... dziękuję!
    PS. Feldenkrais ma się dobrze :P nie loguję się, to przynajmniej zacznę się podpisywać, Mig

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że feldek ci pasuje. To naprawdę świetna sprawa i działa natychmiast, w dodatku bez napinki, co lubię, bo dość życiu się ponapinałam. A z tematem to wiesz, wszyscy jesteśmy połączeni :)

      Usuń
  11. Lekcje trzeba odrobić i nie da się ściągnąć od kogoś. Dobrze, że w naszym życiu pojawiają się osoby, które jak lustro pokazują nam, co jest do przerobienia, bez tego może trzeba by było klasę powtarzać. My dla innych też spełniamy rolę luster.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak się świat kręci, a my z nim. Dobrze, jak zajrzysz do lustra, choć pewnie też można nie :)

      Usuń
  12. Czasem jestem perfekcjonistką. Ale chyba nie w tych sprawach, które chciałoby otoczenie. Cóż...
    Pozdrawiam szumem wiatru za oknem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO cóż, każdy wybiera sam jak sobie życie utrudnić :) Najważniejsze, by się w tym dobrze czuć :)

      Usuń
  13. wtedy nie rozumiałam jeszcze, że rezonuje ze mną i nie rozumiałam, czemu tak mi gra na nerwach.

    opiszesz dokładnie? dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PaniG miała trochę z mnie po prostu. Taki perfekcjonizm wynika przede wszystkim z lęku. Lęku przed życiem, ludźmi, OCENĄ...poczuciem, że nigdy nie będę dość dobra, by mnie akceptowano. Ja to widziałam, ale nie przyszło mi do głowy, że ten sam lęk jest we mnie. Lustra. Uważałam się za bardziej ogarniętą, mój ty świecie :D No byłam ciut bardziej ogarnięta, ale bazowo, byłyśmy podobne. U mnie perfekcjonizm był w środku, ja nie organizowałam przestrzeni, ja byłam pewna, że i tak mi się nie uda i jestem bałaganiarą. Za wysokie poprzeczki, wiesz, że nie doskoczysz i po prostu rezygnujesz. I to tylko potwierdza, że jesteś do kitu. Ona sprzątała, kontrolowała, ustawiała, ale i tak robił się bałagan, więc starała się jeszcze bardziej pilnować, a nie wychodziło. Więc była do kitu. Dwie twarze tego samego :) A ja nie chciałam widzieć, więc wkurzało...
      TAkto Alis...

      Usuń
    2. uważałam się za bardziej ogarniętą... (jestem młodsza -9,8,7 lat i czasem przezemnie przemyka takie skojarzenie. nie uświadomione, ale dosadnie to określiłas. mam znajome jakby z tamtej epoki.... i to uczucie jakoś znajome

      Usuń
    3. Bo to bardzo popularne jest, jak już zaczynasz widzieć ;)I to nie jest nic złego, to po prostu lekcja. PaniG spróbowała tak, ja spróbuję inaczej. Mnóstwo ludzi kombinuje co zrobić z TYM uczuciem, są bardzo kreatywni w tym ;)

      Usuń
  14. W kwestii perfekcjonizmu mam podobnie - straszny ze mnie chaos wyłazi, ale kiedy tworzę, to wszystko musi być dopięte na ostatni guzik wręcz. Wiele tego siedzi w głowie. Ostatnio jednak próbuję się przestawiać.

    Pani G. wyglada(ła) mi na wyjątkową smutną osobę, tak gdzieś w środku. Szkoda kobieciny, szczególnie, że może miała swoje tajemnice, które się do jej stanu w pewnym stopniu przyczyniły.

    Pozdrawiam i życzę sukcesów w walce z perfekcjonizmem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PanG była smutasem tam w środku, ale chyba uciekała do tego smutku i nigdy go nie zobaczyła. Oczywiście, wszystko się bierze SKĄDŚ. Można tam zajrzeć, albo nie. A jeśli chodzi o walkę z perfekcjonizmem, to nie ;) Nie biję się..na razie patrzymy na siebie i tak się jakby oswajamy. Bo nie wszystko jest złe i nie wszystko dobre. Eksperymentuję ;)

      Usuń
  15. Perfekcjonizm jest bardzo ważny np w sztuce. Podobno Leonardo da Vinci malował każdy supełek , węzełek w materiale, z którego była wykonana każda część ubrania modela. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Perfekcja jako dokładność w odwzorowywaniu, tak. Dbałość o szczegóły. Byle sprawa nie poszła za daleko i nie wyskoczyła za sztalugi :) A najpiękniejsze prace jakie widziałam, zrobiły dzieci z zerówki na konkurs o strażakach. Pełen spontan, inwencja, wyobraźnia, każda emocja tam była i rozbuchany płomień;)

      Usuń
  16. Refleksyjny temat, zachęca do przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
  17. O kurcze, mnie od kiedy polozylo od niedzieli rano to stosów wstydu przybyło o dwa więcej. Ale co tam. Ja się czolgam w kaszlu tylko do kibla i lodówki. Jak reszcie nie przeszkadza potykanie się o to to co ja poradzę. Ja mam dwie ścieżki i pod kołdrę.
    Nie żeby tam.od razu ideal. Ciuchy do szafki byle się zamknęła i juz. Książki też byle były na półkach a nie wszędzie.
    No koniec walki z oporna materia. Ja swoje podnosze. Reszta niech się potyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż. Grypa jest po coś. Jak zatrzymało Wiewiórko, to znaczy masz siedzieć. I patrzeć jak kupa rośnie ;)
      Zdrowia życzę, bardzo :)

      Usuń
  18. Nadrabiam. Szkoda pani G ale cóż, śmierć była jej wyborem. Nie mogła pogodzić się z tym, że nie była potrzebna i uciekła. A jeśli ktoś całe życie był niechlujem a tylko w jednej dziedzinie perfekcyjny to co? To co to oznacza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy chodziło o to, że była niepotrzebna. Raczej chyba nie dała rady odpuścić. Zawsze musiało być po jej myśli. Zawsze. Inaczej czuła się zlekceważona, co najmniej...
      Nie wiem Mario, większość perfekcjonistów nie widzi swego perfekcjonizmu. Myślą, że są bałaganiarzami. Nie chodzi o przestrzeń, raczej o wewnętrze. Żelazobetonowe przekonania, które stosuje się do siebie i innych...coś w ten deseń.

      Usuń