czwartek, 30 czerwca 2022

I czy się bać Wszechświecie?

 


I znów się śmieją z Edyty.

Nie wszyscy oczywiście, ale jednak większość. Nie powiem, na przestrzeni lat i ja się czasem pośmiałam się widząc ją w tv czy w kolorowych pisemkach. Edzia czasem wypowiedziała się, a może tylko wyrwano to z kontekstu i wychodziło śmiesznie. Nie zastanawiałam się nigdy nad innym obrazem Edzi, bo był mi tak ładnie  już podany.
Wzięłam.

Ale sporo wody upłynęło, rzeka mojego życia zmieniła się, choć to nadal ta sama rzeka. Nie muszę już walczyć zaciekle o życie w marnym kajaczku omijając wystające znad wody skały. Zastanawiając się ile ich jest pod wodą, niewidocznych. I czy za zakrętem nie będzie wodospadu, którego nie pokonam.
Obecna rzeka jest szeroka, rozlana, łagodnie płynąca. Nadal dzika i nieujarzmiona, ale bardziej przyjazna. Mogę podziwiać widoki, czując się bezpieczniej w dość stabilnej łódce.
Kajaczek poszedł w odstawkę.
Rozglądam się więc.

Alex Colville

Gdzieś tam w czeluściach FB ktoś z moich znajomych coś skomentował o Edycie i wyświetliło się u mnie. Już dawno opuściłam świat nadmiernie medialny, nie wchodzę na żadne portale typu wirtualna, nie mam telewizora od 9 lat. Ale wszyscy jesteśmy w polu informacyjnym i czasem coś tam do mnie doleci. Jednym rzeczom daję uwagę, innym nie. Tym razem postanowiłam sprawdzić o co chodzi, bo sama chciałam pojechać na Harmonię Kosmosu, tylko nie wyszło.
Wiec obejrzałam w internecie wystąpienie Edyty na festiwalu, a potem losowo artykuł na jakimś popularnym portalu. Badania znaczy przeprowadziłam.

I pierwsza konkluzja błysnęła: Bzikowa, ty się bój, bo to samo gadasz co Edzia....

nie wiem czyje, ale fajne...

No bo ja też mówię o świadomości, o rozwoju, o kosmosie, o dziwnych kulach nad lasem, o miłości i przebaczaniu, o kosmitach, że oni już tu są, o duszy, o Źródle itp. W dodatku w czasie "pandemii" stanęłam po stronie tzw. foliarzy i też to powiedziałam głośno. Aco :)
Fakt, lekko się ukrywam, nie firmuję tego co piszę moją buzią, ale bądźmy szczerzy, kto by chciał mnie poszukać, by znalazł. 
Poczytałam trochę komentarze i muszę powiedzieć, że tylu zadowolonych z siebie ludzi dawno nie czytałam. Fajnie jadą po Edycie, wytykając jej różne rzeczy, sugerując badanie głowy oraz udzielając rad gdzie jest jej miejsce.
Dostaje jej się też od tych przebudzonych i oświeconych.
O takie coś:
"Osoby naprawdę przebudzone nie mówią takich rzeczy, dalekie są od medialnego show. Według poziomów świadomości wg Davida R. Hawkinsa może maksymalnie osiągnęła Pani poziom 250 i tyle, daleka droga przed panią."
A poziomy są do 1000, wredne...

Brooke Didonato

Tak sobie myślę, że Edyta wiedziała, co ją czeka, a i tak to zrobiła. Nie będę dociekać jej intencji. Mnie osobiście wydaje się być spójna w tym co mówi, w tym sensie, że mówi o tym w co wierzy i co czuje na ten czas. I Odwagi jej nie odmówię oraz talentu. 

Ale generalnie chodzi o mnie wszak. 
Bo zawsze chodzi o nas. 
Zastanowiłam się, czemu mnie to ruszyło.
Czemu przez dłuższą chwilę we mnie był wstyd, strach i współczucie? 
Odpowiedź jedna jest: bo to wszystko było we mnie długi czas i nadal bywa. Kiedyś tylko pozwalałam, by było to moją codziennością, teraz uczę się pozwalać temu być, a potem odejść...
I przychodzi coraz rzadziej.
No i nie zawsze było współczucie. Teraz jest.
To nieumiejętność pokazywania siebie prawdziwej, mówienia o tym co czuję, mówienia swojej prawdy, zwłaszcza gdy wiem, że zostanę za nią wygnana z raju...
Uznałam, że raj ma zbyt wygórowaną cenę.
Zakładając, że to w ogóle raj...

Nice Bleed

I kiedy zastanawiałam się nad tym wszystkim, czytając komentarze i słuchając Edyty, przypomniała mi się opowieść SynowejNumerDwa. I niby bez związku, jednak związek jest Wszechświecie.

Otóż. Był ciemny, zimny i mokry poranek lutowy 2022, kiedy Mama dostała bóli porodowych. Coś ją tam pobolewało w plecach w nocy, ale zbagatelizowała. To jej pierwsze, wyczekane dziecko, więc trochę się może bała- jeszcze nie; choć już zmęczona była i chciała urodzić. Ale poranne skurcze nie zostawiły już miejsca na zastanawianie. Będziemy rodzić.
Kłopot całej sytuacji polegał na tym, że Mama była na kwarantannie, bo kasłała, zrobiła test i wyszedł plus. Mama lekko przeszła cokolwiek to było, ale jeszcze kilka dni kwarantanny zostało, a tu potomek się zdecydował. I nie ma zmiłuj.
Tata spanikowany zapakował Mamę do samochodu i pojechali do szpitala, bo tak szybciej niż czekać na pogotowie. Zwłaszcza, że Mama cała w nerwach też. Skurcze na razie rzadkie, ale pierwszy raz nic nie wiadomo. No się się zaczęło...
W szpitalu wrzaski i krzyki. Bo trzeba było wezwać karetkę specjalną, można było poczekać, a  dodatkowo jeszcze nieszczepy cholerne. Nieodpowiedzialne, głupie i bezsensu. Mamę zabrano nie wiadomo gdzie, Tatę zostawiono w poczekalni, a że trochę rezonował, to postawiono przy nim ochroniarza, by nie wyruszył na poszukiwanie Mamy. Potem okazało się, że Mamę w jakimś malutkim pokoiku przebadał doktor bardzo niemiły z maseczką pod nosem i powiedział, że do porodu jeszcze daleko, a oni nie mają covidowego oddziału i Mama musi udać się do Białegostoku, z Augustowa. Ponad godzina jazdy, bo luty, mokro i ślisko. Oni mogą wezwać karetkę covidową, ale Tata może zawieść, bo będzie szybciej jednak. 
Oszołomieni Mama i Tata wyruszyli w trasę. Na odjezdne dano im telefon na SOR ginekologiczny w Białymstoku, gdzie akurat miała dyżur moja Synowa. 
No i nie dowieźli.
W połowie drogi Tata już potwornie spanikowany zadzwonił na SOR po ratunek. I moja Synowa telefonicznie udzielała mu porad. Synek Mamy i Taty urodził się na poboczu drogi, na tylnym siedzeniu samochodu. 
Kiedy samochód podjechał pod drzwi SORu moja Synowa już czekała. Otworzyła drzwi z tyłu, ogarnęła wzrokiem Mamę z zawiniątkiem i choć dużo już widziała, to jej słowa brzmiały: no jak w rzeźni, dużo krwi...Pomogli Mamie przesiąść się na wózek i zabrali ją na oddział covidowy oczywiście. A Tata wyszedł z samochodu, usiadł na krawężniku i siedział tam nie odpowiadając na żadne pytania. Próby komunikacji zawiodły, a musiał odjechać. Nie mógł wejść do szpitala, bo kwarantanna przecież. Sanitariusz jakoś go podniósł, wsadził do samochodu. Tata coś tam zajarzył. Odpalił samochód i niepewnie, wolno odjechał. Do dalekiego domu. 
Czy to się dobrze skończyło czy źle? 
Czy ktoś to opisał?
Czy ktoś to skomentował? 
Czy ktoś...?
To nie tak dawno było...
Jose Manuel
Nikt i nic.

Kiedy rozmawiałam z moim Mężem o Edycie on, racjonalista patrzący inaczej, powiedział:
- Wiesz nieźle jej wyszło jak na Cygankę, która uciekła z domu.
I tak, zgadzam się bardzo. 
Może to właśnie ludzi boli.
Że oni tak nie potrafili.
I łatwiej jest kopać Edytę.
Dużo łatwiej.

 No i po co sobie przypominać horrory z lutego.
Jest lato i są wakacje.
Mason Storm

PS. Wiem jeszcze, że odbierano noworodki mamom, które miały nieszczęście mieć dodatni test. Można było podpisać papier, że się nie odda, ale niektóre nie wiedziały i nie zawsze je informowano. Przestraszone, skołowane pozwalały się rozdzielić z dziećmi. Ech....

PS2. Kiedyś poznałam chłopca, może 8-9 lat. Gdy nasz wzrok się spotkał, zmroziło mnie. To dziecko miało potwornie nieruchomy i pusty wzrok. Nic tam nie było. Zero kontaktu. I do dziś to pamiętam. Syn nauczycielki, zdolny, komunikatywny, zdawało się całkiem normalny. A jednak za każdym razem na jego widok w moje głowie słyszałam: uciekaj...
To tyle, jeśli chodzi o stwierdzenie Edyty, że w show biznesie jest pełno reptyli ;)


Pozdrawiam Wszechświecie, twoja jawnie wredna i kłótliwa, Prowincjonalna Bibliotekarka

sobota, 11 czerwca 2022

Rozmowy z samochodem Wszechświecie

 

Sprzedaliśmy samochód. 
Mały, zgrabny, jakby lekko wyścigowy. Mąż go kupił, bo miał dosyć jeżdżenia dużymi i pakownymi. Ale okazało się, że potrzebujemy dużych bagażników i wygodnych foteli, i w ogóle więcej miejsca w samochodzie. Więc decyzja zapadła.
Poszłam do garażu rano, spojrzałam na samochodzik, pogładziłam po doopce i podziękowałam za wszelkie bezpieczne wyprawy. Oby mu się wiodło u nowych ludzi...
Personifikuję wiele sprzętów :)

Do biblioteki, tuż przed zamknięciem jak to ma w zwyczaju, wpadł PanPiotruś. Nazywam go PanPiotruś, bo tenże pan ma wszelkie objawy bycia wiecznym małym chłopczykiem mimo pięćdziesiątki na karku. Spojrzałam na niego i lekko oniemiałam. To, że PanPiotruś jest przystojnym, wysokim, choć już lekko przytytym chłopcem, pozwalało mi spokojnie patrzeć na samurajski kucyk  jaki nosił od kilku lat. Pasował mu. Kto jak lubi i nie ma co się czepiać.
Tym razem zaskoczył mnie jednak, bo zamiast kucyka, miał kucyki. Dwa kucyki.
Zamrugałam oczyma:
-wow! zmienił pan uczesanie, muszę powiedzieć, że odważnie. 
Przyjrzałam się uważniej i dodałam:
- pasuje panu.
Bo tak było, w jakiś dziwny sposób PanPiotruś wyglądał w nich dobrze.

Ucieszył się, bo on lubi być chwalony. Kiedyś mi powiedział, że żona za nic go nie chwali, tylko wypomina mu, co zrobił źle.
Na skrzydłach pochwały PanPiotruś się rozpromienił i rozgadał. Kupił samochód. Nowiutki, prosto z salonu. Musiał na niego czekać, bo bajery różne zamówił, ale warto było. Tu dodam, że  PanPiotruś jest człowiekiem biznesu. Różnego. Miał wzloty i upadki, nawet wpadki, ale generalnie kasa mu płynie.
O! przypomniałam sobie, jakaś najnowsza toyota to jest, dla mnie to wsioryba, ale dla PanaPiotrusia to ważne.

Owa cudna toyota ma jakieś niebywałe właściwości, słuchałam jednym uchem, ale najfajniejsze dla PanaPiotrusia jest to, że ona do niego mówi. Miłym, ciepłym, damskim głosem. A to, że radar niedaleko: zwolnij, a to, że korek zaraz: możesz objechać, a to, że: kochanie, już jedziesz dwie godziny bez przerwy, zatrzymaj się i odpocznij i wiele, wiele innych komunikatów. Żona znienawidziła od razu ten miły, damski głos, ale PanPiotrus go pokochał i nie odda. Znaczy postawił się żonie i nie wyłączy.
A muszę powiedzieć, że żonę ma wykutą w ogniu walki o konstytucję, prawa człowieka, aborcję pod czarną parasolką, karmiącą uchodźców na granicy i nie tylko oraz strzelającą do nieszczepów, nie ma tu żartów. A PanPiotruś miękki do tej pory jak pianka z cukru, tym razem zawalczył.
O ten miły, ciepły głos, o to zainteresowanie pomocne, o tą uwagę puchatą...
Ale ja nie o tym, bo to ma być lekko straszny post...

Do brzegu Anno, że tak sparafrazuję Graszkę :)


Bo mnie się kropki połączyły w dość straszną historię.

Moja znajoma ostatnio była w banku, coś tam opłacała i PaniOkienkowa nagle poinformowała ją, że ubezpieczenie na samochód się kończy i ona może jej fajną ofertę z banku na to ubezpieczenie przedstawić i już, już ona pisze!
Znajoma zdębiała, bo ubezpieczenie ma w jakiejś innej firmie i skąd bank to wie i zna daty???? PaniOkienkowa coś tam zaszeleściła, kolejka stała, znajoma machnęła ręką i powiedziała, że nie chce żadnej oferty, opłaciła co miała opłacić i poszła. Ale ją to na tyle nurtowało, że myśli o tym i opowiada. Przecież ona się nie zgadzała na takie szpiegowanie. A oferta i tak przyszła pocztą...
Ja ostatnio logowałam się na swoje konto ZIP, bo chciałam sprawdzić zwolnienia i ile kosztują moje wizyty u lekarzy. Matkobosko jak tam trudno się dostać. Loguję się za pomocą loginu i hasła na ministerialnej stronie, ciągle coś nie tak, a raz to mi nawet napisało, że konto jest zablokowane tymczasowo. Droga przez mękę. A moja współpracownica mówi, że jej syn przez bank wchodzi na to konto i wcale nie ma żadnych problemów. 

Musiałam też w bibliotece odnowić umowę na internet. Zaczęłam kombinować jak ominąć Maxa SztucznąInteligencję i wyszło na to, że najlepiej zamówić telefon od konsultanta. Zadzwonił człowiek i powoli umowę udało się wygenerować. Powoli, bo pułapek wiele. Pani tak jakoś z automatu zakładała pewne rzeczy. A ja chcę, by było jak było :)
Czyli telefon stacjonarny a nie internetowy. Bo internetowy siada gdy prądu nie ma, a stacjonarny spokojnie utrzymuje kontakt, pod warunkiem, że masz stary, z lat 80-tych, aparat. Ja mam, nie do zdarcia on jest. No i faktury papierowe, bo łatwiej w księgowości.
I listonosz przyniesie. A jak doszło do końca i pani mi recytowała różne rzeczy, czy ja się zgadzam czy nie, nagle mówi, że ja się nie mogę nie zgodzić na to, że firma będzie monitorowała moją działalność w sieci by oferty handlowe dostosować do moich potrzeb.
Jak ładnie, dbają o moje potrzeby.
Nie mogę się nie zgodzić, bo to jest połączone z ulgą jaką mi już naliczono w umowie, 5 zł....
Poprosiłam ładnie o wsadzenie ulgi tam gdzie jej miejsce i nie zgodziłam się.
Z przyjemnością...


Potem odbył się cyrk z odbiorem umowy przywiezionej przez kuriera, bo mój dowód absolutnie w nie wystarczał, jeszcze pin z smsa był potrzebny. A na bibliotekę komórki nie ma tylko, ten stacjonarny stary telefon.
Stałam sobie w kolejce w sklepie po tym wszystkim i opowiadałam znajomej jak to jest bezsensowne i ograniczające, i szpiegujące. Pani, która stała przede mną nie wytrzymała, odwróciła się i powiedziała:
- niech pani nie narzeka, to wszystko dla naszego BEZPIECZEŃSTWA...



Bezpieczeństwo. 

PanPiotruś lubi fantastykę, raczej fantasy, ale czasem coś i z science-fiction poczyta, głupi nie jest, tylko taki niedorośnięty. Kiedy już opowiedział mi o cudownym samochodzie, cudownym głosie i wybrał książki do czytania na autostradzie, gdzie włącza coś tam i samochód sam jedzie i wyprzedza a on właśnie te książki będzie czytał w tym czasie, ja mu opowiedziałam historyjkę. Właściwie dwie.

Przypuśćmy, że pan troszkę przeziębił się, niewiele, ale upierdliwie. Obok kropelek do nosa, żona kupiła panu przyjemny syropek na kaszel. Smaczny i skuteczny. Wydzielinka się rozluźniła, lżej na  oskrzelach, a pan ma spotkanie służbowe. Łyknął pan syropku, strzelił do nosa kropelki, wsiada pan do toyotki. A ona mówi:
- Kochany, ale nie możesz jechać, w wydychanym powietrzu masz troszkę alkoholu, piłeś, nie jedź.
Powąchała? Może jakieś czujniczki w kierownicy, któż wie, ale nie pojedziesz.
 I może jeszcze dodać:
- Jeśli będziesz się upierał, to zablokuję włącznik i powiadomię odpowiednie służby, to dla twojego dobra, kochany pysiaczku...
No tak, syropek na alkoholu troszku, trzeba poczekać i wychuchać.

Albo. Idziesz sobie do sklepu z owadem czerwonym. Masz dziś ochotę na niezdrowe zakupy. Co pan lubi? Ptasie mleczko, piwko i chipsy? Fajny zestaw, kupujemy. Idziemy do kasy, już bezobsługowej, bo po co kasjerka, tak jest szybciej i wygodniej. I klikamy te kody kreskowe aż tu nagle głos z kasy, miły i ciepły, kobiecy, mówi:
- Szanowny kliencie, nie możesz kupić tych towarów, ostatnio miałeś złe wyniki wątroby i za wysoki cukier. Sugerujemy szpinak, buraki i piwo bezalkoholowe, w trosce o twoje zdrowie oczywiście. 
Jesteś dla nas ważny. Chcemy byś był zdrowy i bezpieczny.

PanPiotruś spojrzał na mnie jakbym była z innej planety. 
Może nawet jestem, kiedyś...
Chwilę pomyślał i powiedział:
- Kurde, ale mnie pani zastrzeliła, nie wiem co powiedzieć.
  Ale głosu w samochodzie nie wyłączę!



PS. Zdjęcia są z filmu "Christine" z 1983 roku, na podstawie książki Stefka Kinga o morderczym samochodzie, polecam i książkę, i film :)





Pozdrawiam Wszechświecie, nadająca z krainy horroru, Prowincjonalna Bibliotekarka.