sobota, 20 stycznia 2024

Niebo może poczekać Wszechświecie

 


Kosmos, ostania granica...

Tak zaczyna się czołówka każdego Startreka, a jak wiadomo jestem fanką.
Ostania granica poznania, poszerzenia przestrzeni w której żyjemy, spotkania innej inteligencji, życia w formach, których nawet nie możemy sobie jeszcze wyobrazić, odkrywanie, nauka, ciekawość, ekscytacja.
To przed nami jeszcze. Nie wiem, czy będziemy kosmicznymi wędrowcami w statkach jak Voyager czy Enterprise. Może będziemy zakrzywiać przestrzeń i w milisekundę przenosić się w dowolne miejsce w kosmosie, czy też będą inne sposoby. Jednak jestem pewna, że to zrobimy. Wcześniej czy później. Niezależnie od tego, czy będziemy gotowi czy nie. Bo posiadanie technologii nie jest tożsame z gotowością. Ale ta historia już się toczy...

Jednak są inne przestrzenie, są inne światy do eksploracji o których nie myślimy za często. 
Co będzie, gdy umrę? 


O śmierci rozmawiamy jakby była granicą. 
Boimy się jej diabelnie, za wszelką cenę chcemy uniknąć, choć oczywiste jest, że się nie uda. Ale próbujemy. Albo zmęczeni uciekaniem, godzimy się:
- pochowajcie mnie na cmentarzu koło babci i dziadka, pogrzeb ma być skromny, kwiatów nie potrzebuję, świeczkę czasem zapalcie.
Moja babcia Szura zawsze na cmentarzu powiadała:
- oni już w Domu, a my ciągle w gościach.
Nie wiem jak wyobrażała sobie Dom, ale zaglądała jednak za tę granicę.
Nie wiem jak dużo ludzi myśli o tym co PO. Może wszyscy?
Może niewielu...
Nie rozmawiamy o tym. Chodzimy do kościołów, cerkwi, meczetów, bożnic i co tam jeszcze, gdzie podaje się nam jakąś wersję życia PO. Bierzemy albo nie, ale skoro chodzimy, to bierzemy raczej. Niektóre mnie trochę śmieszą, choćby te ciągłe, w nieskończoność 72 dziewice muzułmańskie, albo nasze, katolickie, wieczne chóry anielskie sławiące Pana. I my w tych chórach, po wieczność. Jeju, chyba bym wolała te dziewice, tylko co ja bym z nimi robiła? Wierzymy w różne bajki.
To pomaga. 
Strach mniejszy.


Ale strach można oswajać na różne sposoby.
Szukam innych możliwości. A kiedy się szuka, to się znajdzie. Ludzie opowiadają inne rzeczy niż religie. Wszystko zawiera skrawki prawdy, są tylko porozrzucane w różnych miejscach, poskładać puzzla trudno. Bo on bez obrazka jest, mystery taki :)
To znaczy bez obrazka w mojej głowie, bo do takiego zbierania i układania, trzeba trochę zrobić w niej miejsca. Wyrzucić dotychczasowe zawierzenia i pewności. To trudne jest, bo powstaje Pustka, nikt nie lubi Pustki, nie ma się czego przytrzymać, nic nie można kontrolować, przewidzieć, zaplanować. NIC.
I najczęściej dotykając skraju Pustki jednak robimy krok w tył. Do strefy komfortu, choć może już ona mało komfortowa, ale znana przynajmniej.



Od wielu lat zaglądam za tę kurtynę, zbieram puzzle, oswajam własny strach i Pustkę.
W bibliotece spotkałam dwoje ludzi, którzy podzielili się swoimi przeżyciami z tamtej strony. 

PanB miał operację na otwartym sercu. Obudził się w trakcie operacji ponad stołem operacyjnym. Przerażony oglądał siebie i chirurgów grzebiących w jego otwartej klatce piersiowej. Krzyczał, by go zostawiono w spokoju i nie od razu zorientował się, że wyszedł z ciała i wisi nad nim. Oczywiście nikt go nie słyszał ani nie widział. Potem nagle przerzuciło go na łąkę. Łąka w słoneczny dzień. Poszedł tą łąką w kierunku miasta widocznego w oddali. Kiedy doszedł, zobaczył ładnie ubranych ludzi i zorientował się, że to jego znajomi, którzy już umarli. Stali, patrzyli na niego. Kiedy podszedł do nich, zaczęli go pytać, co on tu robi, to nie jego czas jeszcze...
I bum, nagle obudził się na sali pooperacyjnej.

PaniU podczas porodu miała zapaść. Znalazła się w pięknym ogrodzie, chodziło tam sporo ludzi, ale do niej wyszedł jej dziadek. Nie mówiła dużo, ale pogadali sobie, posiedzieli w tym ogrodzie i ona nie chciała wracać. Ale dziadek powiedział, że musi jeszcze wrócić. Powiedział jej co będzie w jej życiu, część zapamiętała i faktycznie, zdarzyło się, bo jednak zgodziła się wrócić.

Tych dwóch relacji wysłuchałam z pierwszej ręki. Ale tylko dlatego, że sama otworzyłam się i zachęciłam ludzi. Zaufali. Bo nie jest łatwo opowiedzieć taką historię i narazić się na obśmianie. 
Obśmianie to mechanizm obronny innych strachulców :)

Ostatnio trafiłam na YT na konto Przewodnicy duchowi. 
Nazywają się jak nazywają :) ale zbierają i tłumaczą opowieści ludzi z całego świata. Opowieści zza tej magicznej granicy śmierci. Oczywiście ci ludzie wrócili, bądź zostali zawróceni i dlatego mogą opowiadać, jak się okazuje jest tego całe mnóstwo. Ludzie się dzielą.

Przesłuchałam już ze 100 opowieści. W bibliotece jest tyle marudnej pracy biurowej, zdecydowanie przyjemniej, gdy można to sobie jakoś umilić. 
I tak słuchając, zaczęłam wyłapywać powtarzające się rzeczy w tych relacjach. 
Tunel, czasem ciemny, czasem jasny, mniejszy większy, ale zazwyczaj występuje. Zazwyczaj ktoś wychodzi na spotkanie. Różnie, anioł, Jezus, Budda, ktoś z rodziny, przewodnik, czasem jest to tylko głos bądź obecność, trafiały się ukochane zwierzęta. Ale zazwyczaj ktoś tłumaczy co się dzieje. Czasem zwiedza się tamten świat, czasem nie. Porozumiewa się telepatycznie, czuje się cudownie, bezpiecznie i lekko. Nic tam się nie da ukryć, bo wszyscy od razu czują co inni czują. Ale każdy mówi, że jest to cudowne uczucie. Nikt nie ocenia, nikt nie krytykuje, pełna akceptacja, jakiej na poziome Ziemi nie da się doświadczyć.
No i wszyscy zaliczają film ż życia, które właśnie trwa. 
Nikt nie ocenia, sam wyłapujesz co mogłeś zrobić inaczej, czy dokuczyłeś komuś, ale przy tak pełnej akceptacji i miłości wokół, nie jest to stresujące ani zawstydzające. Nauka.

Jednak zauważyłam cos niepokojącego.
Większość ludzi wracać nie chce. Bardzo nie chce. I wtedy są zachęcani. Na przykład, kiedy w filmie życia widzą, że zrobili coś komuś złego, to pozwala im się poczuć, co czuł krzywdzony.
O! to nie jest fair! Jak dla mnie, to manipulacja. 
Czyżby w świecie PO takich metod używano? 
Bo skoro schodzimy na Ziemię i kasuje nam się pamięć, nie ma telepatii ani jasnoczucia, to ja przepraszam, nie odpowiadam za czyjeś emocje. Za moje intencje odpowiadam.
Czasem bywa tak, że chcę naprawdę dobrze, a ktoś cierpi, bo ma inne soczewki niż ja. 

Większość ludzi przy tym wymięka :) i zgadza się wrócić.
Ale jeden chłopak, który w skutek wypadku znalazł się PO, na pytanie: i jak oceniasz swoje życie? odpowiedział:
- dobrze, nauczyłem się dużo i stworzyłem wiele okazji do nauki dla innych :D
Wtedy jego przewodnik odpowiedział:
- to ciekawe, że tak postrzegasz swoje życie...
Taaaaa....
No cóż i tak go wysłali z powrotem, ale przynajmniej próbował :)
Jezus mówił: jako w niebie tak i na ziemi. I odwrotnie.


Wygląda na to, że PO jest dość zorganizowane. 
Dla każdego coś dobrego. Każdy dostanie to, co z nim rezonuje. Ktoś to nadzoruje chyba. Ogarnia, byśmy trafili tam gdzie trzeba. To pocieszające. 
Potem planujemy następne życie i następne, uczymy się.

Choć i tam trzeba uważać :)
Czyli przygoda :)

Ale jeszcze troszkę z tym poczekam...



PS. No i pozostaje pytanie: a co po tych wszystkich życiach? Kiedy już przez eony inkarnuję, poznaję, uczę się i mam dość wreszcie? No właśnie...?



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja badaczka innych światów, Prowincjonalna Bibliotekarka


43 komentarze:

  1. Pytanie, czy to PO to faktycznie jakieś PO, czy tylko wizje po narkozie naszego mózgu?
    Na razie bardziej interesuje mnie tu i teraz, po śmierci będę problemem dla moich bliskich.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajaj...a czemu będziesz problemem po śmierci?
      Lekarze różnie to tłumaczą, ale osoby, które opowiadają te rzeczy nie zawsze są pod wpływem narkozy. Ot wypadki, zawały, jedna pani prawie się podpaliła na śmierć na przykład.
      Jesteś ciekawską osobą, sama o sobie tak piszesz, więc przeczytaj Dowód, wysokiej klasy neurochirurg Eben Aleksander też przeżył to doświadczenie i spojrzał na to okiem naukowym.
      Z drugiej, a może z trzeciej strony, zainteresowanie śmiercią i PO wcale nie wyklucza zaciekawienia byciem TU. Wszak po coś TU
      przyszliśmy. To zdrowo pytać: po co?

      Usuń
    2. Ale w zasadzie po co Tobie ta wiedza? zamierzasz się Tam jakoś urządzić?
      Przypomniał mi się dowcip: kierowca autobusu i ksiądz trafili przed oblicze św.Piotra , który miał zdecydować, kto z tej dwójki bardziej zasłużył na niebo. Piotr wybrał kierowcę. Dlaczego, zdziwił się ksiądz? Bo na twoich kazaniach wszyscy spali, a gdy kierowca jechał autobusem, wszyscy się modlili...

      Usuń
    3. Ciekawość napędza świat ;)
      Jestem ciekawa. A ponieważ takie rzeczy są, to oglądam. Rozumiem, że nie wszystkich to interesuje :)

      Usuń
  2. mnie intryguje kwestia ilościowa. ludzi wciąż przybywa, więc chyba "nowi" napływają skądś. można rozmnażać dusze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkałam się z kilkoma wyjaśnieniami tego tematu. Może na Ziemi jest tak ciekawy "plac gry", że istoty z różnych miejsc chcą tu pobyć i doświadczyć tego co Ziemia ma do zaoferowania. Może też nie wszyscy których widzimy, mają dusze. Czytałam o "ludziach tła", czyli jakby botach, które są jakby statystami :) Trzecie wyjaśnienie to to, że ponieważ wierzymy, że jest nas za dużo, to program nam to wyświetla.
      Tak jak z wirusem i pandemią, której nie było.
      Podejrzewam, że jest jeszcze kilka wyjaśnień, ale jaka prawda, dopiero PO się dowiemy :)
      Podejrzewam, że Źródło może stworzyć tyle dusz ile potrzebuje.

      Usuń
  3. Ja uważam, że po śmierci każde istnienie dołącza do krwiobiegu Ziemi\Wszechświata i tyle albo aż tyle.
    M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma jakieś spojrzenie na to :) Energia cały czas jest, płynie, przekształca się, tworzy. Jeśli ci dobrze z tym, to super. Bo właśnie o to chodzi.

      Usuń
  4. Mam wrażenie że to jest tak jak z tym że sobie myślimy jacy to my wszyscy różni i w ogóle ta samoświadomość, odrębność itd. a jak przychodzi co do czego to my z tym naszym indywidualizmem tak grupowo i dość jednorodnie zapadamy w coś lub niebyt. Osobiście mła uznawa śmierć za kropkę nad i, nieśmiertelność to niedokończone życie, na swój sposób niespełnione. Nie wiem dlaczego ludzie tak boją się nieistnienia, przecież już nie istnieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym... grupowo to jednak nie jest właściwe określenie, mła chodzi o to że w zasadzie to tak samo.

      Usuń
    2. Pojęłam :)
      Kilka lat temu odkryłam, że my wszyscy tacy sami. Kiedy się z nas odklei wszelkie nalepki społeczne, kulturowe, rodzinne, religijne i wszystkie inne, zostaje samo sedno i ono jest takie samo u wszystkich. Wspólne odczuwanie, Więc i tak samo mamy w tak krańcowych doświadczeniach jak narodziny i śmierć.
      Kropka nad "i" tak samo dobra jak wsio inne.
      Jeśli chodzi o lęk przed niebyciem, to jakiś czas temu ogarnęłam jak u mnie działa. Podejrzewam, że nie tylko u mnie.
      Lęk przed niebyciem to lęk przed byciem niezauważanym. Jak wszystko, tak i ten lęk to lęk dziecka, które czuło, że rodzice słabo się opiekują, słabo zauważąją, słabo chronią, a raczej nie chronią.
      Nie ma więzi emocjonalnej. Dziecko czuje się jak niewidzialne. Nie istnieje.
      Tego tak naprawdę się boimy. Tak nam się to miesza. Ja to sobie ogarnęłam kiedy narkozę dostałam :) Byłam, nie było mnie i znów byłam. Nic strasznego. Ale to uczucie z dzieciństwa, wymaga dłuższej terapii...
      Generalnie to sama śmierć nie wydaje się straszna, tylko cały proces, który do niej prowadzi, choroby itd. to jest nieprzyjemne. Ale z drugiej strony, zgoda. Będzie jak będzie :)

      Usuń
  5. Miesiąc temu widziałam jak umiera moja Mama..na Jej twarzy malowała się niesamowita błogość,szczęście i ulga...A ja nie mogę pozbyć się dziwnych,zimnych dreszczy na karku..Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemu? Mama ci pokazała, że to jest ok. Dobra sprawa.
      ja byłam przy śmierci starszej pani w szpitalu. To było lekkie i spokojne, też z lekkim uśmiechem. Myślę, ze tak odchodzą ludzie pogodzeni z tematem. Dlatego oswajam swój strach.
      Mama jest w dobrym miejscu, gdziekolwiek jest :)
      Strach jest twój...

      Usuń
    2. Mama czekała na śmierć trzy tygodnie...Po raz pierwszy patrzyła przed siebie jakoś tak inaczej..te ciarki są z tego,że byłam świadkiem jakiegoś Pogranicza...Masz rację,ważne że czuła pogodzenie z tym,że odchodzi.Ewa

      Usuń
    3. Mama mi mówiła, ze do jej brata ciotecznego kilka dni przed śmiercią przychodzili zmarli członkowie rodziny. W snach, czasem na jawie, on ich widział. Bardzo się z tego cieszył, był już jedną noga w domu :) wiesz, faktycznie, być świadkiem tego to mocna sprawa, zmienia to nas. Na lepsze :)

      Usuń
  6. Wystarczy mi, żeby tam moja Kociarnia Tam czekała 💗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mam wewnętrzne przekonanie, że wszyscy tam są :) I czekają :)

      Usuń
  7. Skąd w ludziach takie pragnienie, żeby coś było PO?
    Od tysiącleci szukają sensu życia. A dlaczego miałby być jakiś sens?
    I dlaczego z ludźmi miałoby być inaczej niż ze zwierzętami?
    Kiedyś obejrzałam filmik nt. że poczęcie człowieka, życie w brzuchu matki i narodziny to cud. Ja myślę, że jest to dokładnie taki sam cud jak poczęcie, życie w brzuchu matki i narodziny psa - bo każdy ssak ma tak samo. Embrion słonia i człowieka rozwija się tak samo.
    A pomyślcie jakim cudem są owady: no to jest nieprawdopodobne, że z gąsienicy powstaje motyl. A żaby? Kolejny cud - kijanka wychodzi na brzeg i staje się żabą. Przecież zupełnie musi zmienić sposób oddychania.
    Na świecie jest wiele takich cudów, człowiek jest tylko jednym z wielu. A wydaje mu się, że jest taki ważny, a jeśli jest, to musi być coś PO.

    Ja coraz częściej myślę, że po śmierci NIE MA NIC. Po prostu jak te spróchniałe pnie czy trupy leśnych zwierząt, gnijemy, zjadają nas robaki i to jest absolutny koniec.
    Bo jeśli żyję prawie 60 lat to dlaczego nigdy nie trafiłam na świat równoległy? Dlatego nigdy nie wydarzyło się coś, co by spowodowało, że bym się zastanowiła: co to było? czy to był sygnał stamtąd?
    Oczywiście, można powiedzieć, że patrzę i nie widzę. Ale tyle lat i tak zupełnie nic?
    A jeśli chodzi o to co piszesz, że co potem, jak już możliwości się wyczerpią? Wtedy zacznie się od nowa i znowu będę pisać u ciebie na blogu ten sam komentarz. tak mówi teoria wiecznego powrotu.

    Ja pamiętam jak byłam w liceum, a może na studiach była taka książka szalenie modna wtedy: Życie po życiu. To było coś zupełnie nowego, czytałam jakąś kopię ksero, bo nie można było kupić tego nigdzie. I tam był tunel i światło i patrzenie na swoje ciało z góry.
    Jestem sceptykiem, jak nie zobaczę to nie uwierzę.
    Ja myślę, że nasze życie nie ma żadnego głębszego sensu, szkoda czasu na jego szukanie. Trzeba znaleźć sens w NASZYM życiu, w naszym mikrokosmosie. I to jest jedyny uchwytny sens.
    Ciekawe jest, co piszesz o oswajaniu śmierci. Wiesz - ja chyba właśnie zaczynam jej się przyglądać, staram się ją zrozumieć, oswoić właśnie.
    Znowu dałaś do pieca - bardzo to lubię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonały film na podstawie książki brazylijskiego medium Chico Xaviera i ducha Andre Luiza "Nasz dom" właśnie jest dostępny ponownie na YT. Pomaga zrozumieć głębszy sens życia i oswoić śmierć.

      Usuń
    2. I Pani Venus, to jest sygnał stamtąd!

      Usuń
    3. Obejrzałam Nasz Dom, ale jakoś nie podobał mi się. Może dlatego, że za bardzo mi religią ciągnie. Ale ogólnie daje spojrzenie inne, co jest dobre :) Ja raczej wolę czytać: Monroe, Newton, Moen, Rozmowy z Bogiem, Biuro Duchów, Dowód, jest mnóstwo książek.
      Venus, może i nas nie ma po śmierci. To całkiem niezła opcja. Ale piszesz o białku, mięsie itd. A świadomość? Neurolodzy nie mogą jej znaleźć w naszym mózgu. Czytałam o przypadku człeka z połową mózgu. Normalnie żyje. Dużo jeszcze nie wiemy.
      I to fajnie, bo dużo możemy odkryć.
      Sens, zgadzam się, że sensem jest życie samo w sobie. Nasz własny, decyzyjny mikrokosmos. Dostrzegam też fragmenty sensu w życiu wogóle, wszystko się tak ładnie zazębia, my, przyroda, planeta, kosmos. Czasem to widzę lepiej, czasem nie, ale wiem, że jest.
      Z tym patrzeniem to jest tak, że uwaga musi być na coś nakierowana. Ja widziałam różne rzeczy, ale byłam tak zajęta swoim życiem, lękami, programami, że nie widziałam, odrzucałam to, negowałam. Dopiero po spotkaniu Rosy zwolniłam, zaczęłam patrzeć uważniej, zmieniałam podejście i priorytety, stałam się uważniejsza na siebie. I przede wszystkim, zaczęłam sobie ufać...Widzę zielone światełka, to je widzę, a nie mam guza mózgu :D
      Śmierć jest ciekawym tematem, oswojenie jej trochę sprawi, że łatwiej ten proces przebiegnie. Któż by tego nie chciał ?

      Usuń
    4. Jak już obejrzysz Nasz dom, to jeszcze popatrz na to :)

      Usuń
    5. https://www.youtube.com/watch?v=ZGIkGHZGJUI

      Usuń
  8. Temat śmierci i tego co ewentualnie po niej jest dla mnie bardzo ciekawy. I to nawet nie z lęku przed śmiercią, ale właśnie z ciekawości, co jest po niej i czy w ogóle coś jest. Chciałabym by było, ale wiadomo - nie zawsze to, czego chcemy spełnia sie. Niekiedy jednak sie spełnia. Niekiedy życie daje nam jakieś znaki, podpowiedzi. Tylko trzeba umieć je zauważyć a potem nie zapomnieć.
    Dla mnie czymś takim są sny. SEN jako taki. Bo postrzegam go jako podróz do dziwnego świata, który jest, bo go odczuwam, a jednocześnie go nie ma, bo znika zaraz po przebudzeniu. Może sny są taką bramą, czy tez zapowiedzią tego, co będzie PO. Może. Ja na to tak patrzę. I wszystko na świecie jest po coś. Po coś są zatem i sny. Po coś jest nasze życie. Nie sposób o tym nie mysleć. Może nie da sie tego pojąć tu i teraz, ale czasami miewamy przebłyski jakiegos zrozumienia. I to jest jak olśnienie, jakby niebo nagle rozdarło sie na pół i przez moment pozwalało nam zajrzeć głębiej. A potem znowu wszystko sie scala. I prawie każdy z nas zapomina...A przypomnienie niekiedy pojawia sie właśnie w snach.
    Moze też nasze życie jest jakas symulacja komputerową. Grą, w którą ktos gra. A my jesteśmy ludzikami z tej gry. I niewiele mamy do decydowania. A może wiele, ale nie rozumiemy własnej roli. Choć cały czas próbujemy zrozumieć.
    Aniu, to jest temat rzeka. A choć pływac nie umiem, to w tej rzece wyobrażeń, rozważań i dywagacji czuję się dobrze. Jakby samo przebywanie w tej rzece uchylało człowiekowi furtkę do spokoju albo do zapomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze przypominam sobie zdanie, jakie księża w kościele serwują często: a kimże ty jesteś, by próbować zrozumieć boga? A kimże ty jesteś, by pytać, by decydować, to większe od ciebie...Nosz jak mnie to denerwuje!
      Myślimy podobnie, podobne mamy olśnienia :) Ja cały czas pamiętam "bilet rodzeński" twojej Ani :) Oczywiście, że jest coś więcej, dziecko ci powiedziało :)
      I masz rację, zapominamy. Życie wciąga do swojej gry, mąci nam w głowach, każe się angażować, w biegu przestajemy widzieć, wypieramy, przebodźcowujemy się. Ale to, że nie widzimy, nie oznacza, że nic nie ma. Po prostu nie patrzymy w tym kierunku co trzeba. Rozumiem, że by wynieść coś z pobytu tutaj zaangażowanie jest potrzebne, ale można zostawić trochę drzwi pouchylanych :) Bo to ciekawe jest :D

      Usuń
    2. Tak. Rodzeńska karta też wryła mi sie w świadomośc. I pokrzepiła mojego ducha. Jak sie cos takiego usłyszy od własnego dziecka, to jest to niesamowicie silne wrażenie. Na pewno o wiele silniejsze, niż gdyby usłyszało sie o tym relację kogoś obcego. Jednak są osoby, które potrafią o tym opowiadać tak sugestywnie, z taką szczerością, że człowiek zastanawia sie i mimo podszeptów rozsądku - wierzy. Lubie takie chwile uwierzenia-olśnienia. Dlatego spore wrażenie wywarła na mnie pani, która kilka razy przeżyła cos w rodzaju przejścia na drugą stronę. Ponizej podsyłam ci linka do jej strony (mam ją zresztą na pasku ulubionych blogów):
      https://biuro-duchow.pl/czy-istnieja-dowody-na-reinkarnacje-ciekawe-watki-w-rozmowie-z-piotrem-cielebiasem/
      Ciekawie też opowiada o doświadczeniach reinkarnacji Robert Bernatowicz. Poniżej podsyłam ci linka do jego rozmowy z mamą, której dziecko ma wspomnienia stamtąd:
      https://www.youtube.com/watch?v=MnSogsNExcY

      Usuń
  9. Mam dosc duzo do powiedzenia w tym temacie ale obawiam sie, ze to sie nie bardzo nadaje na komentarz tutaj ze wzgledu na dlugosc opowiadania. Byc moze napisze cos na ten temat u siebie, albo moze jednak tutaj tylko musze najpierw jakos to "skrocic", opracowac zeby nie bylo bicia piany o niczym:))

    OdpowiedzUsuń
  10. A Jezus Chrystus? Jest postacią historyczną. Żył , umarł, Zmartwychwstał...
    Gdyby Chrystus nie Zmartwychwstał, gdyby "tylko" umarł na krzyżu, apostołowie nie umierali by za wiarę... rozeszli, by się do domów.
    Proszę, niech mi ktoś napiszę, jak wytłumaczyć to, że grób Jezusa był pusty, a ciała nigdy nie znaleziono.
    Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytłumaczyć to, że grób był pusty można na kilka sposobów. Być może ktoś ukrył ciało i pogrzebał, żeby nie było bezczeszczone. A po śmierci się ukazał w takim ciele, które przenika przez ściany, co oznacza że jednak żyje, chociaż bez najgęstszego ciała.

      Usuń
    2. Jakoś nie bardzo wierzę w te historie biblijne Ula. Historia pisana jest przez różnych ludzi z różnych punktów widzenia. Kiedy ktoś u mnie chce coś historycznego poczytać, to zawsze dopytuję: prawo, lewo, czy środek :) I dopiero wtedy polecam coś. Ludzie chcą czytać coś zgodnego z ich poglądami. Dlatego są książki o mordzie w Jedwabnem i są o tym, że tego wcale nie było. Ot, historia...
      Więc tak naprawdę nie wiemy jak z Jezusem było. Można zawierzyć, można nie, można trochę wierzyć, trochę nie. Jak komu wygodnie.
      Tak samo ze światem PO, można wierzyć, można uznać, za fantazje umierającego mózgu. ja włączam ciekawość i mam pudełko w głowie: Fajne, zobaczymy :)
      I tak ta historia z Jezusem, zobaczymy. Jednak bardzo staram się nie budować żelaznych przekonań, bo one zamykają moją głowę i nie ma już miejsca na rozwój.

      Usuń
  11. Mnie interesuje bardzo co jest Po.. Wiem, że ważne jest TERAZ ale wierzę, że Po jest coś.. Wydawało mi się, ze wiele rzeczy już rozumiem i wiem (tak sobie myślałam) ale wydarzyło się coś, co sprawiło, że jest inaczej, zaburzyło wszystko.. I znowu szukam.
    Ostatnio czytałam Wędrówkę dusz, M. Newtona i Po tamtej stronie, E. Ornackiej - pewnie znasz:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam znajomego który twierdzi: będziesz tam gdzie myślisz za życia gdzie będziesz. jesteś wierzący będziesz tam, on będzie tam gdzie on chce być

    OdpowiedzUsuń
  13. https://www.youtube.com/watch?v=wwGbc8oEiqM
    Christina von Draien tak to wyjaśnia, ale to też nie musi być cała prawda. Z pewnością każdy trafi tam, gdzie powinien trafić zgodnie ze stanem rozwoju swojej duszy, a nie chęci swojego ego.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy wierzę, że jest coś PO? W pewien sposób tak...
    Jednak przede wszystkim ważne jest TU i TERAZ. Na tym przede wszystkim się skupiamy, dążymy do określonego celu... Zapominamy o tym innym świecie, o którym uczono nas młodości... Chociaż czasem myślę, o Tych po Tamtej Stronie.
    Też kiedyś fascynowała Mn r literatura typu Życie po życiu.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  15. Ciekawy temat, przyznam, że czasami o tym myślę. Jak staram się skupiać na tu i teraz, tak żem ino człowiek i lecę myślami w różne miejsca przeszłości i dziwności...różnie. Miałam myśli, że może my się tu uczymy, może już żyłam...takie tam. hehe No bo kto tam wie. Ja od dziecka mam wizje...wiecznie ten sam domek, biały płotek, z kimś gadam, jestem z bliskimi, jest słonecznie, ale tak inaczej...tak mam całe życie, taka krótka wizja co parę lat... Nie wiem cóż to, ale zawsze to samo. Mój kolega z klasy zmarł w wypadku, to było gimnazjum, to była osoba, w którą wierzyłam. Gimnazjum zniszczyło moją młodość, zniszczyło zdrowie mojego brata, ale w kolegę wierzyłam, zawsze był dla nas dobry. Tomka widziałam na targu, uśmiechnął się do mnie, pomachał mi, zrobiłam to samo. Miał ubrany ciemny strój motocyklowy... Ja go widziałam i nadal pamiętam tę scenę. Tyle że on już nie żył, a ja o tym nie wiedziałam...umarł na motocyklu...
    Szukałam jego grobu z bratem, nie umiałam za nic znaleźć. Poprosiłam Tomka, by mi pomógł i nagle zawiał silny wiatr, liście ułożyły się, jak w bajkach, poleciały prosto na grób Tomka, staliśmy z Marcinem, jak wryci. Parę miesięcy temu straciliśmy ulubionego członka rodziny, nasza rodzina jest rozbita, ale ten wujek zawsze był mi bliski. Byłam z Mamą nad morzem, kiedy się dowiedziałam o wujku...leżałam, czytałam i nagle zobaczyłam przed oczyma wujka uśmiechniętego, lekko go słysząc...Tata mi powiedział, kiedy wróciliśmy, że też go widział uśmiechniętego...tylko nasza dwójka, co dość mnie dziwi. Wiem, że wiele osób powiedziałoby, żem nawiedzona, ale piszę, jak było i tyle, tak było, a niech wierzy, kto chce i niech nie wierzy, kto chce. Nie wiem nic, co tam, co po jak to z życiem, czy to lekcje, potem kolejne, ale to, co już widziałam, jest ze mną. Chyba najmilsza chwila była, kiedy po stracie mojego ukochanego Dinusia, pieska, za którym tęsknie codziennie.... Kiedy ktoś podłożył ładunek pod koła auta kobiety, u której miałam nocleg z była przyjaciółką... zaczęliśmy się dusić, dymu ogrom...telefony, woda, okna, ratować się...moment kiedy było już opanowane i zobaczyłam Dinusia leżącego jak żywy w pokoju, w którym poczułam pierwszy sygnał, że coś jest nie tak...
    Dobra, już nie zanudzam...temat ciekawy to żem napisał poemat. hehe 

    OdpowiedzUsuń
  16. Fascynujący temat i też czasem o tym myślę ale nie doszłam do żadnych ostatecznych wniosków. I właściwie chyba ta wiedza nie potrzebna mi do tego życia, żyję najlepiej jak potrafię a potem niech się dzieje co się musi stać.

    OdpowiedzUsuń