Prowincjonalna Bibliotekarka w Podróży. Nieoczekiwanie znalazłam się w innej przestrzeni życia i świadomości. Uczę się. Wszystkiego. Ale najbardziej Siebie :-)
sobota, 16 lutego 2019
Zdarzenia Wysokiej Dziwności Wszechświecie.
Dziś sobota.
Syn i Mąż pojechali do Warszawy rozbijać się po stolicy, a ja siedzę w domku z MałąKotą po sterylce. Przybierałam się do tego jak jeż...Nie lubię kiedy zwierzaki cierpią, bardzo nie lubię. Dwa dni towarzyszył mi oczywiście strach, stary przyjaciel, bo mózg co raz kombinował co może pójść nie tak, albo, że będzie ją bolało, albo przypominała mi się moja własna operacja, bo ja też jakby po sterylce jestem :-) Mięśniaki miałam i trzeba było usunąć macicę. Wyszło na dobre, pozbyłam się mięśniaków i miesiączek na raz. Co za ulga :-)
Ale w końcu kota wczoraj ciachnięta, a dzisiaj już próbuje nawiewać z domku i wścieka się na sukienkę, więc jest ok. Je, pije sika. Będzie dobrze. Przed nią długie, szczęśliwe życie w naszym zapuszczonym sadzie :-)
Udało mi się wyleźć z domku około jedenastej na zakupy, bo krokiety z pieczarkami wymyśliłam, a pieczarek nie ma. Tak sobie szłam, lekko już, bo kilogramy zmartwień spadły :-) Przeszłam sad, targowicę, weszłam do miasta i blisko sklepu patrzę, idzie moja czytelniczka, Wiola. Ona tak znika i się pojawia. Teraz odgrzebywałam jej kartę sprzed dwóch lat. Studiuje w Warszawie, dwa kierunki na raz. Mądra, ale smutna dziewczyna. Ubiera się na czarno już od lat. Idzie sobie za mną chodnikiem i rozmawia z mamą przez telefon. Sklep już blisko, muszę skręcić, Wiola idzie prosto...
ASZTUNAGLE...
W mojej głowie pojawia się obraz Wioli z długim, zamotanym na szyi Turkusowym Szalikiem. Zamiast szaro-czarnego, który ma. To byłoby jeszcze ok, nie ma sprawy, powinna się ubierać bardziej kolorowo, ale przecież każdy ma swój gust i etapy w życiu, tylko ja czuję przemożną potrzebę by jej o tym powiedzieć! Przez sekundę mój racjonalny mózg mówi: weź dzieciaka nie zaczepiaj, głupia jakaś jesteś.
A w następnej sekundzie podchodzę do Wioli, która grzecznie przerywa rozmowę z mamą i mówię: Wiolu, potrzebujesz Turkusowego Szalika, jeśli się jakiś pojawi gdzieś, kup.
Co za niezręczna sytuacja...Wiolowe policzki się zaczerwieniły, a ja się uśmiechnęłam głupio i poszłam do sklepu.
Nie Wszechświecie, nie mam zwyczaju zaczepiać ludzi na chodnikach i mówić im dziwnych rzeczy. O turkusowych szalikach to już całkiem nie, ani o fioletowych, ani zielonych, ani pomarańczowych. Żadnych. Nie mam pojęcia co mnie do tego pchnęło.
I czy była to sytuacja: noooo, bibliotekarka dobre dragi bierze, czy też: wow, skąd pani wiedziała, że myślę o turkusowym szaliku, albo jakaś inna....Nie wiem.
Wszechświecie, czasem cię nie rozumiem :-)
Ale cóż, najwyżej Wiola z mamą będą na mnie podejrzliwie popatrywać i omijać z daleka.
Wczoraj też słuchałam audycji w Radiu Paranormalium na YT. Lubię ich debaty ufologiczne. Ludzie tam dzwonią, opowiadają o dziwnych spotkaniach, wizytach, czy obiektach na niebie. Dzielą się dziwnością w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt ich nie nazwie dziwakami, głupkami, wariatami. Niektórzy kilkadziesiąt lat nikomu nie opowiadali co im się przydarzyło, aż w końcu Wszechświat ich doprowadził do miejsca, gdzie mogą te dręczące czasem rzeczy, opowiedzieć i znaleźć zrozumienie, i takich, co też spotkali NIEWIADOME. I jest tego duuuużo.
Więc słucham audycji chyba z 2016, wkładam karty, cisza, spokój i nagle pada nazwa mojego miasteczka! Aż się wyprostowałam. Prowadzący mówi, że dostał kilkanaście zdjęć od słuchacza z mojego miasteczka na Podlasiu. I to były jedne z bardziej intrygujących zdjęć jakie widział w swej karierze, a widział tysiące, jak nie więcej. Siedzi w tym już długo. Na zdjęciach jest zabytek, znaczy kościół pewnie, nad kościołem dziwna chmurka, jak tęcza, a z chmurki wyłania się obiekt jakby dyskoidalny...I tak zdjęcie po zdjęciu pokazuje ten proces wyłaniania się. Tylko pan, który zrobił zdjęcia, z obawy przed ludzkim gadaniem nie pozwolił opublikować zdjęć, ani personaliów swoich.
NOSZ, jak my się wszyscy boimy.
Siedzi taki człek gdzieś niedaleko mnie, kitłasi te zdjęcia w szufladzie, nie pokaże nikomu, a ja taka ciekawa jestem. I ja bym go zrozumiała, bo sama widziałam tę kulę, co o niej pisałam.
Gdybyśmy tylko rozmawiali ze sobą więcej, gdybyśmy tylko mniej się bali...
Wszechświecie kochany, ty weź jakoś go do mnie popchnij, proszę.
I jeszcze jedna historia. Wszechświat mi wtedy pomógł bardzo. Tak bardzo, że nie wstydzę się już nią dzielić. Nie jestem sama w tym. To się zdarza milionom ludzi na planecie. Tylko może nie wszystko rozumiemy.
Bo tak. Jakiś czas przed terapią moja depresja mocno się nasiliła. Ciężko było mi wstać z łóżka. Pół godziny to trwało czasem. Kiedy już przebrnęłam przez prysznic, ubieranie i makijaż jakiś, to gotowa byłam znów się położyć, taka byłam zmęczona. Ciało ważyło dwie tony, nie wiem jak udawało mi się funkcjonować. Ale chodziłam do pracy. Udawałam, że wszystko jest ok. Teraz sama się dziwię, jak silna byłam, myśląc, że słaba jestem. Więc szłam do pracy.
Z jakiegoś powodu szłam dłuższą drogą, nie mam pojęcia do dziś dlaczego. Ciągnęło mnie taką uliczką gdzie był dom, w którym na dole była fryzjerka, a na górze mieszkała właścicielka, moja czytelniczka, nie jakaś bardzo aktywna. Nie znałam jej dobrze. Nie myślałam o niej. Teraz z perspektywy czasu więcej rozumiem, ale wtedy, w ciemnościach, nic nie widziałam.
Byłam tak zmęczona, obolała, przerażona, że oczywiście, jak to w depresji, pojawiły się myśli by z tym skończyć. Fakt, nie trzeba być w depresji by takie myśli mieć. Niedawno młoda mężatka w bibliotece wyznała, że miała taki stan, kiedy mąż pił okropnie. Miała ochotę wjechać w drzewo i skończyć te mękę. Serio. Oczywiście tego nie zrobiła, ale myśl była. Całkiem realna.
Więc ja, idąc do pracy, rozważałam taką opcję.
Idąc dłuższą drogą, przy domu czytelniczki. I tam mi się wygenerowało, że najlepiej pod tira. Duży i zabije.
Spokojnie, to nie jest post ekshibicjonistyczny :-) No, może trochę :-)
Życie jest zadziwiające jednak.
Więc, któregoś dnia, przy rzeczonym domu, nagle widząc tira na szosie, zrobiłam dwa kroki w kierunku krawężnika i stanęłam na nim. Ot tak, impuls. Mój mózg nie nadążał za ciałem. Zrobiłam to i dopiero stojąc na krawężniku, i patrząc na tira, zorientowałam się co zrobiłam. I nagle, zrobiłam dwa kroki w tył. Jakby ktoś, coś, jakaś siła przejęła moje ciało i zmusiła je do cofnięcia. I znów z milisekundowym opóźnieniem zauważyłam, że stoję dalej.
Moje serce zaczęło walić, w takim stanie w jakim byłam, strach specjalnie nie istniał, za bardzo zmęczona byłam by się bać, ale trochę mną wstrząsnęło. Postałam chwilę i popełzłam do pracy.
Od tamtego dnia jednak, chodziłam normalną, krótszą drogą do pracy. Omijałam to miejsce.
Długo wstydziłam się tego, co jak myślałam, chciałam zrobić. Czułam się przez to jeszcze gorzej. Ale wdzięczna byłam Wszechświatowi, że mię cofnął, to akurat zrozumiałam ;-)
I powoli się ogarnęłam.
Życie poleciało. Jakieś dwa lata później, kiedy już byłam na rozpędzonej terapii, odstawiłam leki i czułam się o niebo lepiej, czytelniczka, która mieszka w tym domu o którym pisałam, przyszła do biblioteki po książki dla mamy. I jakoś rozgadała się, jak nigdy. Mocno ją dusiło i postanowiła się podzielić. Mama mieszkała z nią, bo już niedołężna była, prawie nie widziała, córka się nią zajmowała. Relacje między nimi były okropne. Matka dokuczała córce, córka ciągle w pozycji ofiary. Ciężki warsztat tam miały. Słuchać było przykro.
Aż nagle córka powiedziała: bo wie pani, ona mnie szantażuje, że jak ja czegoś nie zrobię, to ona zejdzie na ulicę i rzuci się pod tira, cały czas to robi....
W tym samym miejscu, gdzie ja zrobiłam moje kroki w przód i w tył, na tej samej ulicy, gdzie wpadło mi do głowy, że może skorzystam z tira, by wylogować się z życia.
To zmieniło dużo Wszechświecie :-)
Podobne przyciąga podobne, ale oprócz przyciągania dzieje się chyba coś jeszcze.
Coś czego nie rozumiemy, nie chcemy widzieć, kitłasimy po szufladach.
Nie wszystko jest nasze, czasem jest nasze i czyjeś. Współdzielimy.
Wszyscy jesteśmy połączeni.
Tylko jak się zorientujemy, że tak jest, skoro nie rozmawiamy?
Szuflady popękają w szwach :-)
Ps. Wszechświecie, przypominam ci o panu ze zdjęciami, weź go szturchnij w moim kierunku, please :-)
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja wysoko dziwna Prowincjonalna Bibliotekarka ;-)
Samobójcy wybierają jako narzędzie duże, rozpędzone auto bo taka moda. Ale tym autem kieruje człowiek niewinny zaistniałej sytuacji, ale ponoszący daleko idące konsekwencje.
OdpowiedzUsuńNapiszecie mi, że osoba pragnąca skończyć życie ma zniesioną poczytalność, prawdopodobnie tak właśnie jest. Jest też stara, dobra zasada dziennikarska - o samobójstwach wspominać jak najmniej, dlatego nie napiszę tu więcej na ten temat.
No cóż Klarko, nie musisz :-) Według mnie powinno się o tym rozmawiać i pisać. Mówić, rozumieć, nie oceniać. Na pewno nie zamiatać pod dywan. Dziennikarskie zasady to tylko jakieś wymyślone reguły, spójrz, jak się sprawdzają w dzisiejszej prasie. Kiedy o czymś nie rozmawiamy, to nie znaczy, że tego NIE MA. To tylko my mamy głowy w piasku :-)
UsuńPrzepraszam, ale dla mnie dzisiaj dziennikarz to najgorsza hiena,która dla afery i sensacji zrobi wszystko co najpodlejsze, a te nieliczne wyjątki które zapewne maja w sobie przyzwoitość i odpowiedzialność - tylko potwierdzają regułę. Jeśli ktoś się poczuł obrażony, nie zalicza się do wyjątków.
UsuńRzeczywiscie, coś w tym jest, że ludzkie mysli, odczucia i zamiary krążą blisko siebie, jakby jakieś wiry wszechswiata kręciły nimi chcąc zbliżyć je do wspólnego punktu, do spotkania i iluminacji będącej wielkim zrozumieniem. Jesteśmy niecierpliwi i nieufni. Nie chce sie nam czekać, szukać, wypatrywać, wgłębiać sie. Chcemy wytłumaczenia, uspokojenia albo i wynagrodzenia tu i teraz.Ale Wszechswiat ma inne plany i inny czas ich realizacji. Ale nie zapomina o nas. Prędzej czy później otwiera naszą szufladke. Wskazuje cos palcem. I nagle się wie. Coś sie wie. Ale tak wiele jest następnych niewiadomych. Tłoczą sie w przedpokoju stale.
OdpowiedzUsuńDobrze, że piszesz o tym, co budzi Twoje zastanowienie, o tym co czujesz, o nitkach wiążących nas wszystkich, o podobieństwach. Nie ma i nie powinno byc tematów tabu i miliona zamkniętych na głucho szuflad. Wprawdzie otwieranie ich jest trudne i bolesne, ale i ozdrowieńcze.Dlatego tak lubię czytac Twojego bloga, Aniu, bo i moje szufladki czytajac o Twoich troszke zaczęły sie wysuwać.
Pozdrawiam Cię słonecznie w promienny, niedzielny poranek!:-)*
Olu, trafiłaś w sedno. We mnie też jest ta niecierpliwość :-) Chciałabym odpowiedzi już. Nie chcę czekać. A tu masz, odpowiedzi po dwóch latach, albo czterdziestu ;-) I tak, wtedy po prostu zaskakuje klapka w mózgu i wiesz! Eureka! I nagle, gdy się obejrzę, wszystko jasne, zaskakująco proste i wszystko potrzebne do równania. Tylko ta niecierpliwość :-) Szuflady u każdego pełne. Mój mąż często zagląda do lodówki i mówi: a gdzie jest masło? masło zawsze tam jest, czasem nawet na wprost oczu za jogurtem, ale on nie widzi, bo ono nie stoi tam gdzie zawsze :-) Każdy tak ma z szufladami :-) Znajdziesz mleko, a masła nie widzisz. Potem znajdziesz masło, ser się zapodział :-) I tak w kółko. Zdaje się, że to życie na tym polega :-)
UsuńKiedy zorientowałam się, że wszyscy jesteśmy połączeni masą różnych eterycznych, niewidzialnych niteczek, to był moment WOW! Nagle zaczęłam je zauważać i ogarnęło mnie zdziwienie: to takie oczywiste, czemu ja wcześniej tego nie widziałam? Ot masło w lodowce :-) Mam nadzieję, że pan ze zdjęciami się pojawi na mojej drodze. Strasznie jestem ciekawa, ale poćwiczę cierpliwość, nie będę Wszechświata popędzać :-) Miłe słowa Olu zawsze biorę do koszyczka :-) Byłam na spacerze, nie ma słońca, ale jest ciepło i miło :-) Spokojnego wieczoru :-)
Witaj w tą słoneczną niedzielę.
OdpowiedzUsuńZa oknem zrobiło się już jaśniej, radośniej. Może to doda mi więcej siły i energii, abym otworzyła moją szufladę i zrobiła w niej porządek. Zbyt wiele rzeczy mam tam poupychanych, które się tam niepotrzebnie gniotą?
Jak zawsze życzę Ci wielu słonecznych promyków, radości z coraz dłuższego dnia
O tak. Coraz dłuższy dzień mnie cieszy bardzo :-) Dziękuję Ismeno, zaraz lecę do ciebie :-) A szuflady jak szuflady, trzeba sprzątać, bo przestaną się domykać i powypadają różne rzeczy, a czasem dno się wypchnie :-)
Usuńnajgorszym razie dostaniesz ksywkę "ta od turkusowego szalika", ale to wszak brzmi miło.Ostatni raz myśl o samounicestwieniu nawiedziła mnie w siedemnastej wiośnie życia, ale doszłam wtedy do wniosku, że osoba z powodu której chciałam odejść nie jest tego warta.Za to ilekroć dzieje się coś dołującego staram się to przespać. Zresztą nawet moja reakcja na jakąkolwiek chorobę to sen. Też słucham czasami Radia Paranormalium.
OdpowiedzUsuńDlaczego ze sobą nie rozmawiamy - z głupiego, zaszczepionego nam w dzieciństwie strachu, że należy żyć pod sznureczek, myśleć to co nam każą, nie wychylać się. I to dołujące- co sobie o tobie ludzie pomyślą! Mnie akurat to mało obchodziło, zawsze byłam " z piekła rodem" i tak pozostało.
Nie wiem czy Twoje miasteczko ma jakieś kroniki- może warto byłoby sprawdzić co w tym miejscu działo się przed laty. Bo może to tylko takie "miejsce ze złą pamięcią"?
A UFO istnieje- wszak trzeba w jakiś sposób sprawdzać co się dzieje w "Placówce Doświadczalnej", więc przylatują hybrydowe
ludziki i sprawdzają.
Słonka i ciepełka i samych jasnych, pogodnych myśli Ci życzę,:)
Ostatnio czytelnik mi powiedział: ja wiedziałem, że pani jest dziwna, ale nie wiedziałem, do jakiego stopnia. A ja tylko powiedziałam, że księdza po kolędzie nie przyjmuję :-) Sam za to ma się za światowca :-) Ot dziwność, dla każdego inna. Nie mam pojęcia co mi strzeliło z tym szalikiem, zobaczymy.
UsuńMyśli o tym, żeby zakończyć życie ma większość ludzi, mniej serio, bardziej serio, a czasem śmiertelnie serio. Na terapii nazywaliśmy to: złe myśli. Każdy miał. Ale my to wariaci, a ta czytelniczka to zdrowa, normalna kobietka. Tylko ciężką opresję życiową miała. Teraz chyba jakoś dogadała się z mężem. Program "co ludzie powiedzą" jest bardzo silny, knebluje i więzi nas bardzo skutecznie. A ten serial angielski oglądałaś? Z panią Bukiet :-D Życiowy ponad miarę.
Patrz, ja też tak mam, śpię dużo więcej gdy mam problemy, a jak choruję, to już całkiem śpiączka dwa, trzy dni ;-) Taki reset i czas na ogarnięcie.
Moje miasteczko bardzo stare, osadnictwo tu sięga epoki kamiennej, działo się mnóstwo, nawet mamy tu czakram, potwierdzony i zmierzone natężenie pola. Więc wszystko może tu być, wszędzie. Nic to, poczekam, może pan ze zdjęciami trafi do mnie, intencja poszła :-) Dam znać :-)
Mnie tez w siedemnastej...zimie bardziej ale...
Usuńgdyby to było w filmie to pan od zdjęć będzie wujkiem/ dziadkiem/ kuzynem pani od szalika....
Usuńjeszcze jedna myśl przyszła mi do głowy, to Ty zajrzyj do sklepu w którym zauważysz szalik, może to tam bedą zdjęcia na ścianie...
Usuń- może trochę żartobliwie, ale gniewaj się AB, takie szybkie myśli mnie naszły....
Alis, zaskoczyłaś nie :-) W tę stronę nie pomyślałam zupełnie!!! Ja się będę rozglądać, zobaczymy jak to się ułoży...
UsuńSzalik na pewno coś znaczy. To nie może zostać bez echa. Jestem bardzo ciekawa!
OdpowiedzUsuńJa sama jestem ciekawa. Mam nadzieję na ciąg dalszy, bo jednak nie chciałabym wyjść na dziwaczkę większą niż jestem ;-) Jak tylko coś, dam znać !
UsuńPo pierwsze i najważniejsze - nawet kiedy mój umysł racjonalnie wie, że jesteś tu, żyjesz i piszesz do nas, to czytając o Twojej myśli, poczułam skurcz w sercu. tak na sekundę, jakbym się obawiała, że to zrealizujesz, a przecież to było w przeszłości... Ciekawe...Znów strach przed stratą?
OdpowiedzUsuńPo drugie - gdyby podeszła do mnie jakaś znajoma, sąsiadka, sprzedawczyni, bibliotekarka włąsnie i powiedziała, że powinnam mieć turkusowy szalik to po pierwszym zmieszaniu - zakupiłabym taki, nawet w lumpeksie. Nigdy nic nie wiadomo i turkus czasem ładnie ożywia całokształt.
Tak sobie myślę, że te wszystkie niespodziewane zdarzenia, przypadki, zrządzenia losu - to włąsnie jest delikatna, a czasem dość obcesowa ingerencja Wszechświata. Zauważam to niemal codziennie.
Zdrowia koci życzę, niechaj się wszystko ładnie goi.
Żyję, mam się dobrze, złe myśli są już dawno przeszłością :-) Strach przed cierpieniem, smutkiem, rozpaczą? Co zarezonowało. Tak to działa, niestety.
UsuńNie wiem co Wiola zrobi, ale to było takie przemożne, że musiałam powiedzieć. Dziwnie wyszło, ale zobaczymy. Jak tylko coś się wyjaśni, od razu dam znać :-) Wszechświat się nie spieszy czasami, no i na pana ze zdjęciami czekam.
Mam koleżankę, która również w siedemnastej wiośnie...teraz ma 50. Młodość to taki ciężki czas dla niektórych. Ale tak naprawdę, to wołanie o pomoc. Bo jest już tak ciężko, że nie da rady dalej. Ale jakoś większość z nas pełznie dalej, radzi sobie, poznaje siebie lepiej. Ci, którzy odeszli, z pewnością po Tamtej Stronie przyjmowani są z Miłością. Otulani jej ciepłem. Tak ja to widzę.
Nigdy nie wiemy, co powstanie w naszej głowie, czasem dziwi samo nadejście jakiejś myśli, po długim czasie to już w ogóle...niektóre skojarzenia na temat innych nieraz przerażają nas samych.
OdpowiedzUsuńGdyby ktoś mnie tak szantażował, powiedziałabym: zrób to wreszcie...
Czasami mam ochotę powiedzieć komuś: w tej fryzurze pani niezbyt dobrze, ten makijaż postarza, ale boję się reakcji z drugiej strony, w końcu tylko od bliskich przyjmuje się pewne uwagi, ale szalik to dobry pomysł:-)
To z tymi myślami, czasem wygląda tak, jakby właśnie przychodziły spoza nas :-) Czasem takie coś zauważam. Nie da się tego wytłumaczyć, ale wrażenie jest. Ja, tak całkiem poważnie myślę, że nie każde odczucie jest nasze. Wszystko jest energią, coś możemy przyciągnąć, bo rezonuje z nami. Tak jak mi się zdarzyło. Zadziwiający ten świat, jak się oczy szerzej otworzy.
UsuńOch, matki i córki, Ciężki warsztat. Matka zmarła, córka nigdy się nie postawiła. Nie wiem jak się jej teraz wiedzie. Czasem te córki nie umieją żyć już potem normalnie. Mam nadzieję, że ta konkretna da radę.
Z tym szalikiem to dam znać jak coś się wyjaśni :-)
wszystko jest energią...
OdpowiedzUsuńrzadziej, ale ciągle zaglądająca czytelniczka z osiedlowej wiejskiej uliczki, a nawet z pod Lasku... jeszcze wróce przemyśleć tekst :D
nie wiem jak to jasno opisać. kilka razy zdarzyły mi się takie rozmowy, że po jakimś czasie dostawałam wyjaśnienia sytuacji z przeszłości- wcale nie tak dalekiej.
UsuńNawet blogowo była taka sytuacja. Jedna z blogerek szczerze o napisała o swojej sytuacji i planach. Wspierałam Ją wtedy mentalnie bardzo. Takie podziękowanie za życzliwy gest. I po czasie okazało się, że to miało sens, że były tego realne wyniki. Tylko czasu potrzeba było...
zawsze coś ,dzieje się po coś...
Zdarzają się takie rzeczy, że człek za głowę się łapie jak ten Wszechświat działa :-) Zobaczymy, jak to się ułoży, wiem już, że naciskać nie można. Trzeba poluzować, a najlepiej zapomnieć na jakiś czas...wtedy jest przestrzeń na zadzianie się :-)
UsuńCzasy takie trudne że teraz co drugi człowiek ma czarne myśli. Smutne ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuńBywa, każdy ma dołki i górki. Zaakceptowanie własnej słabości i zdawałoby się: głupoty, jest trudne. Czasem, dla niektórych, niemożliwe. Ale takie życiorysy sobie piszemy i odgrywamy te sztuki na scenie życia. Może właśnie po to tu jesteśmy?
UsuńJedno jest pewne: nie wszystko widzimy. A we mnie jest teraz strasznie dużo ciekawości :) I to jest dobry kierunek.