piątek, 17 maja 2019

Umarł Numer 56 Wszechświecie.

źródło: internet.
Odchodzą...
Kiedy zaczęłam pracować w bibliotece, StaraBibliotekarka2 ( TU  pisałam) odchodząca na emeryturę, przekazała mi czytelników, którzy czytają dużo, chodzą często, zaprzyjaźnieni.
Mieli stałe numery. Nie zmieniałam.
Musiałam jej solennie obiecać, że zadbam o nich. Będę dobrze traktować, bo to podpory biblioteki.
I trochę przyjaciele. Choć StaraBibliotekarka2 nie miała przyjaciół. Stroniła od ludzi. Biblioteka była jej Domem, więc tych, którzy jak ona kochali książki, traktowała jak przyjaciół. Dbała.
Wtedy nie wiedziałam, że ja też tak mam...
Ale obiecałam. Dbałam.

Przez te dwadzieścia lat pracy pożegnałam już kilka Numerów.
Pani31, złożona prawie w pół, zawsze z laseczką, miła i smutna. Z determinacją pokonująca moje schody. Czytała wszystko. Nie pasowała do wioskowej społeczności.
Pan105, wesoły, pogodzony z Życiem rolnik. Zawsze żartujący, czasem na granicy dobrego smaku. Palił jak smok od czwartej klasy podstawówki. To go w końcu zabiło, ale pogoda ducha nie opuszczała go do końca. Kryminał, sensacja.
Pani9. Zrozpaczona, z depresją. Ciężko walcząca o przetrwanie. Nie zdecydowała się sobie pomóc. Odeszła na swoich warunkach. Może uciekła...Powieści obyczajowe, raczej nie za wesołe.

PanRomantyk, numer 5...TU

Numer56...

Szłam do domu, zmęczona. Szurałam noga za nogą po chodniku. Chciałam ciszy, spokoju
i zielonego. Za chwilę miałam skręcić z ulicy w spokojną targowicę. Tam nikt nie chodzi.
Za targowicą, mój sad. Czuję jak w nim zieloność łagodnie mnie otula, wita, zdejmuje ze mnie paproszki nie moich myśli, pragnień i żalów, które poprzylepiały się w kontaktach z ludźmi. Na tym odcinku jestem tylko JA i drzewa. I krzyczące gawrony, i psy wybiegające z chaszczy, ich uśmiechnięte oczy i różowe języki.
Prawie już tam byłam, ale coś kazało mi spojrzeć na drugą stronę ulicy, na tablicę ogłoszeniową. Nigdy nie patrzę. Nie interesuje mnie. A tym razem spojrzałam. I moje oczy, zepsute już trochę, nadspodziewanie ostro wyświetliły mi klepsydrę przyczepioną.
Numer56.

Spodziewałam się.
W większości wypożyczała książki jego malutka, okrąglutka żona. Sama nie czytała wcale.
Nie rozumiała miłości męża do książek. Mówiła o nim "ON".
-On prosił sześć książek. Tylko pani sprawdzi, czy wszystkie oddał. On rozkłada po całym domu. Mówię mu: w jedno miejsce kładź. Ale On nie słucha, On nikogo nie słucha. A ja się boję coś mu mówić, bo On nerwowy taki...
Nigdy nic nie zginęło.
On jednak pilnował :-)

Czasem, rzadko raczej, dwa razy do roku może, Numer56 przyjeżdżał sam. Osobiście. Zawsze w letnich miesiącach, bo jeździł takim starym Komarkiem. Ubrany był wtedy w długi, skórzany, czarny, dość zużyty płaszcz, buty oficerki i miał na głowie skórzaną czapkę pilotkę. Na nią nakładał starodawny kask, taki śmieszny trochę. Wchodził z bombonierką pod pachą. Zawsze.
Szarmancko całował w rękę, mówił: a tu coś słodkiego. Nie przyjmował odmowy.
Zrozumiałam szybko, że to część rytuału.
Dziękowałam, pytałam czy książki, które mu wybieram i daję żonie, pasują.
Zawsze mówił, że oczywiście. I szedł między półki, gdzie z lubością i powoli, smakując kontakt z książkami, wybierał sobie stare kryminały i powieści. Nie brał nowych, kolorowych książek.
Tylko te stare, obłożone w szary papier go przyciągały.
Kładł mi wybraną kupkę na biurko, jeszcze chwilę rozmawialiśmy i znikał, do następnego lata i bombonierki.
Już nie będzie bombonierek.

Dwa tygodnie później przyszła oddać książki po raz ostatni jego żona.
Malutka, okrąglutka, szara i skurczona.
Kiedy ją przytulałam, miałam wrażenie, że przytulam mięciutką piłeczkę.
Pozwoliła się przytulić, lekko wtuliła się w moje ramiona.
- Pani, ja nie wiem co robić. Mnie się zdaje, że on jest, że on poszedł coś robić na podwórku i, że zaraz wróci...
Zrobiłam co mogłam, słowa wsparcia przepływały przez nią nie zatrzymując się.
Była w swoim żalu, samotności i strachu.
Chyba więcej pociechy przyniosło jej przytulenie. Dotyk, potrzymanie ręki, pogładzenie po ramieniu i plecach. Jestem z tobą, nie jesteś sama...

Weszłam w czas pożegnań.

Wszechświecie, pozdrów ode mnie Numer56.




PS. Oddałam puste numery innym osobom. Przestały być specjalne. Stały się zwykłe...
       Nie spodziewałam się...



Pozdrawiam Wszechświecie, zawsze Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka.

26 komentarzy:

  1. Smutne.Z przykrością odnotowuję, że coraz więcej znajomych już wybrało się "Gdzieś Tam", a do tego kilka zapewne też tu długo nie zabawi.Zastanawiam się czasami która teoria na temat tego "co dalej"jest słuszna.Niezależnie od tego, która się z nich sprawdzi, ci co tu zostają cierpią. To zrozumiałe,bo gdy jesteś z kimś niemal całe swe życie to jego powrót do naszego "Dalekiego Domu" odczuwamy tak jakby ktoś wyrwał nagle, bez znieczulenia, jakąś część nas samych i pozostawił niezaopatrzoną ranę.A my nie wiemy zupełnie jak sobie z tym poradzić.
    Piękne jest to ostatnie zdjęcie.
    Serdeczności, moja ulubiona Bibliotekarko;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak, nasza jakaś część odeszła. Coś co było moje i niemoje. Ale wspólne.
      Kiedy byłam młodsza, nie docierało do mnie to odchodzenie. Bałam się tak jak my wszyscy. Zniknięcia, niebycia. Może dlatego, że depresja jest takim "niebyciem". Okropny stan.
      Kiedy wróciłam do siebie, poczytałam o reinkarnacji, też dłuższy czas nie mogłam ogarnąć jednak. Jak pomieścić te żywoty. Jakie to jest w czuciu?
      Aż w końcu, powoli zobaczyłam. Kiedy byłam mała, byłam sobą. Czułam się sobą. Potem byłam nastolatką, pamiętałam jak to być małą, ale byłam nastolatką. Nadal byłam sobą.
      Odczuwałam swoje istnienie. Teraz jestem sobą, mam 50+, pamiętam jak to być małą, nastolatką, żoną, matką, trzydziestolatką. I nadal jestem spójna. Istnieję.
      Jak na ziemi, tak i w niebie :-)
      Ponieważ jednak lepiej się czuję jak mi się poukłada, to na razie zostanę przy tym.
      Choć cierpię, jak wszyscy, uczucia są ludzkie...Jestem człowiekiem.
      Bug jest piękny :-)
      Uściski Aniu :-)

      Usuń
  2. Wzruszająca historia. Uwielbiam biblioteki i zaczytane książki pełne śladów innych ludzi. Szaleję za bibliotecznymi, wąskimi korytarzami, labiryntem bibliotecznych półek. Kocham się w bibliotekarkach, których uśmiechy są tylko na wpół obecne, bo one (w mym własnym mniemaniu) są cały czas po tej drugiej stronie świata, do której mam dostęp tylko wtedy, kiedy odwiedzam bibliotekę.
    Szkoda, że nie zachowujesz numerków jako pustych. Ich dawni właściciele być może wciąż odwiedzają bibliotekę, miejsce, które kochali może nie najbardziej, ale na pewno kochali je w sposób jaki kocha się azyl leżący poza pośpiechem i szaleństwem rzeczywistości.
    ps. Potrafisz na ulicy, po ludzkich twarzach rozpoznać co czytają?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze byś się czuł w mojej. Mała, prowincjonalna, zapchana po uszy, daleko od nowoczesności. I ja, niedzisiejsza bibliotekarka, nienadążająca za nowinkami i systemami, za to mogę chodzić między półkami, dotykać książek i czuć, że to przyjaciele, każda coś szepcze. Ja jestem w tym świecie :-) Moje koleżanki nie bardzo. Nie wszyscy widzą magię, część jest po prostu rzemieślnikami. Też ok. Książki i tak znajdą drogę do każdego, kto potrzebuje.
      Numerki odchodzą, nie mogę ich zatrzymać. Nawet nie chcę. Jeśli wpadają w odwiedziny to fajnie.
      Nie wiem co ludzie czytają, ale wiem, co ja bym im dała do poczytania. Patrząc na ludzi widzę czasem książki. Kiedy przychodzi ktoś nowy, po minucie rozmowy widzę już książki. Ale czasem, dam coś i się nie podoba. Im mocniejsza reakcja emocjonalna, tym bardziej wiem,że trafiłam, ale nie czas :-) A czasem ktoś jest niespójny, chce udawać kogoś innego. Z takim człekiem trudno. Odpuszczam, nich sam grzebie. I tak prawda wyjdzie na wierzch :-)

      Usuń
  3. Zazdroszczę obcowania z ludźmi, Anno. Mnie 20 lat temu "wsadzili" do działu opracowań i już pewnie tak zostanie do emerytury. Przywykłam, ale co jakiś czas wraca marzenie by rzucić to w diabły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja muszę sama wszystko ogarniać. Jestem i bibliotekarzem, i kierownikiem. Niefajne. Biurokracja rozrasta się jak barszcz Sosnowskiego. To bardzo męcząca część pracy, papiery, przepisy, polityki bezpieczeństwa, rodo i inne pierduły. Lubię pracować z ludźmi i książkami. I skupiam się na tym. Reszta jakoś pełznie...niechętnie. Opracowanie jest fajne, bo możesz książki pomacać :-)

      Usuń
  4. Wiesz, chyba cieszę się, że moje pożegnania z czytelnikami wynikają z innych powodów.
    Z drugiej strony, masz odmienne od moich doświadczenia,więc jak to mawiasz, każdy ma swoje ścieżki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Twoi czytelnicy odchodzą by zaczynać Życie, moi odchodzą do następnego Życia. Czasem niektórzy jakoś zapadają w serce. To akurat mamy wspólne :-)

      Usuń
  5. Wzruszająca historia i taka prawdziwa. Dziękuję,że jesteś i mogę Cię odwiedzać. Lubię biblioteki takie małe i stare i miłych bibliotekarzy:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie pisze scenariusze. W bibliotece czas płynie inaczej, nie pozwalam temu pędowi współczesności panoszyć się u mnie :-) Miło, że zaglądasz, że moje rozmowy z Wszechświatem służą nie tylko mnie.
      Miłego weekendu :-)

      Usuń
  6. Piekny tekst,przeczytalam ze wzruszeniam, masz cudne zajecie, mozesz obcowac z ciekawymi ludzmi. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do bibliotek przychodzą faktycznie ciekawi ludzie. Może też trzeba umieć na nich spojrzeć inaczej. Bo każdy z nas ma jakąś historię do opowiedzenia. Taka pani na kasie w Auchanie, jakie ona mogłaby mieć ciekawe opowieści o klientach :-)
      Ja bym czytała :-)

      Usuń
  7. Piękna i wzruszajaca opowieśc, Aniu. Jesteśmy świadkami cudzych odejść. Stoimy z boku, ale to dotyka czegos najczulszego w naszych sercach, bo prawie każdy znas doswiadczył już tej bolesnej utraty, bo wiemy, co sie wtedy czuje. A poza tym wszyscy jesteśmy takimi znikajacymi numerami. A wszystko toczy sie dalej, jakby nikogo nie ubyło.
    (Trzy tygodnie temu moja przyjaciółka pochowała męża. Mężczyzna w sile wieku odszedł po kilku miesiącach walki z nieuleczalną chorobą. Runął dla niej znany dotąd i oswojony świat. Trzeba wszystko budować na nowo, tylko sił na razie na to nie ma...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola :-) Odezwałaś się. Bo już się troszku martwiłam.
      Taki czas, właśnie wróciłam od koleżanki, która pochowała mamę cztery tygodnie temu. Jest trudno. Rzeczywistość staje się nieprzyjazna. Choć wiadomo, że to przejściowe, to poukładać sobie od nowa, na początkowym etapie wydaje się niemożliwe. Potrzeba czasu. Frazes, ale prawdziwy.
      Wiem, że pożegnań będzie coraz więcej, też się układam z tym...
      Bardzo mi pomagają słowa Rosy o jej mamie. Kiedy już było wiadomo, że rak wygrał i zostało niewiele czasu, Rosa nadal chciała walczyć, ale jej mama powiedziała: Córko, moja droga tutaj się skończyła. To dobrze, z tamtej strony będę mogła ci bardziej pomóc.
      Nic dodać, nic ująć.

      Usuń
  8. Tak pięknie napisałaś że aż się wzruszyłam... a miało mnie już nic nie ruszać :). Przepiękny obraz czytelników albo pasjonatów książki. Pięknie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czemu miało cię już nic nie ruszać? Właśnie to "ruszanie" czyni nas ludźmi, wrażliwość jest darem. Używaj.
      To obraz wszystkich nas tak mi się wydaje.

      Usuń
  9. Trzeba przyznać, że historia jest naprawdę wzruszająca. Z ciekawością czytałam. Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. Życie Wiewiórko, życie,
      ale raczej nie pierwsze i nie ostatnie...

      Usuń
  11. Witaj cieplejszym już majem, ale czy lepszym, po tym co napisałaś?
    W moim otoczeniu też niedawno kogoś zabrakło. To zawsze porusza, zasmuca... Długo wspominamy. Przecież przywiązujemy się...
    Naciesz się jednak proszę jeszcze kwitnącymi niezapominajkami, bzami, konwaliami...... Za chwilę przekwitną. Jednak za chwilę otuli nas zapach róż, jaśminów i akacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepszym, gorszym Ismeno...to cały czas się zmienia. Maj jest o tyle fajniejszy, że jest pełen życia po zastoju zimowym. Co też pomaga nam ożyć. Obudzić emocje, ciała, pragnienia...żyjemy :-)

      Usuń
  12. tez żegnam, myślę częściej o nich i zastanawiam się nad upływem czasu

    OdpowiedzUsuń
  13. starzy dobrzy nieznajomi. rytuały i przyzwyczajenia, które kończą się wraz z człowiekiem. szkoda, że oddałaś numery. w końcu ich jest zawsze więcej niż ludzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, po odejściu ludzi, numery okazały się puste...bez życia. Zdziwiłam się, ale chyba tak ma być...Inni ludzie je mają, numery żyją innym życiem. Są inne. Ale są :-)

      Usuń