Prowincjonalna Bibliotekarka w Podróży. Nieoczekiwanie znalazłam się w innej przestrzeni życia i świadomości. Uczę się. Wszystkiego. Ale najbardziej Siebie :-)
Jest mnóstwo rzeczy nad którymi nigdy się nie zastanawiałam.
Chyba większość z nas tak ma. Płyniemy przez życie popychani przez wichry przypadków, zdarzeń, wypadków. Ogarniamy to wszystko w oczekiwaniu na następne niespodzianki, próbując jakoś zminimalizować straty. I jak osiołek widząc przed sobą marchewkę na patyku, liczymy na Nadzieję. Największe oszustwo Wszechświecie, ale jakie ładne... I jak pięknie nas ustawia w jednym miejscu, zamraża w oczekiwaniu, odbiera możliwość działania. Choć oczywiście można Nadziei użyć inaczej, ale to trudne. Bo wtedy trzeba coś robić. Żyć i ponosić konsekwencje. A te nieprzyjemne, mogą spowodować, że utracimy kruchą i wiotką Nadzieję. Ups....
Budowałem na piasku I zawaliło się. Budowałem na skale I zawaliło się. Teraz budując zacznę Od dymu z komina.
Leo Staff, lekko zgorzkniały...
W pracy produkuję sprawozdania. Styczeń i luty to taki czas. Już dawno temu zorientowałam się, że we Wszechświecie istnieje wielka, Czarna Dziura. I kiedy klikam enter, bądź naklejam znaczek i wrzucam kopertę ze sprawozdaniami do skrzynki pocztowej, to one wszystkie lecą prościutko do tej Dziury.
Mijają horyzont zdarzeń i znikają bezpowrotnie.
Choć ten rok jest dziwniejszy od innych, więc zastanowiłam się, czy te sprawozdania nie ominą Czarnej Dziury i jednak nie wrócą do mnie w formie tortu jak w slapstikowym filmie.
Trzeba podać GUSowi ile dni zamknięcia biblioteki było w tym roku. Niby proste. Dwa razy nas zamykali, na wiosnę, prawie dwa miesiące, na jesieni dwa tygodnie. Zgodnie z rozporządzeniami Góry. Pozostałą część czasu działałyśmy. Oczywiście maseczki, dezynfekcja, wietrzenie, dystans, kwarantanna książek, itp. Otóż to nie takie proste. Według GUSu biblioteka, która nie pozwalała na dostęp do półek (tylko obsługiwała bibliotekarka w przedsionku np.) liczy się jako zamknięta. Moje koleżanki w sąsiednim mieście, większym zdecydowanie, tak mają od wiosny. Nie wpuszczają. Czyli są zamknięte cały czas. Ja zdecydowałam wpuszczać po jednej osobie (zamaskowanej i odkażonej) do wypożyczalni, bo mała biblioteka jestem i tłoku u mnie nie ma nigdy. Więc oprócz przymusowego zamknięcia, według GUSu jestem otwarta cały czas. I to fajnie, co Wszechświecie? Ale dyrektorka z sąsiedniego miasta boi się, że ktoś się do niej przyczepi, że cały czas zamknięta.
A ja zastanowiłam się...A jak się okaże, że tylko ja, w calutkiej Polszcze taka odważna, że się nie zamknęłam? I co wtedy? Reflektory Władzy oświetlą mnie w celu dania medalu, czy postawienia przed plutonem egzekucyjnym za narażanie życia czytelników? Nie mam już złudzeń, ogólna sala w Psychiatryku to nasze obecne miejsce pobytu.
Ostatnio Miasteczko żyło historią, która wydarzyła się na parkingu przed sklepem. Otóż PewnaPani wybrała się na zakupy. Zamaskowana i zdezynfekowana wzięła wózek i ruszyła do sklepu. A ze sklepu wychodził PewnienPan. PewnienPan nie miał wózka, zakupy tachał w reklamówce. I nic by się nie zdarzyło, ale PewnaPani zdecydowała się nieść kaganek pandemicznej oświaty i słusznego oburzenia. Mając za sobą całą potęgę Władzy Kraju Naszego i nie tylko, wielkich teczek z obostrzeniami, autorytetów naukowców, lekarzy i genetyków na całym świecie oraz Wielkiej Narodowej Telewizji, ostro szurnęła do PewnegoPana, że jest bez maseczki.
PewnienPan nie jest gadułą, więc powiedział, że on nie musi.
PewnaPani odparła, że wszyscy muszą.
PewnienPan odparł, że nie, nie wszyscy. On nie musi i ma na to papiery.
To było ostrzeżenie.
Ale PewnaPani nie zrozumiała i zablokowała PewnegoPana wózkiem w celu udzielenia mu lekcji sanitarno-epidemiologicznej, bądź też wezwania policji...nie wiadomo.
Bo w tym momencie zablokowany i szturchnięty wózkiem PewienPan zamachnął się i torbą z zakupami przylał PewnejPani w twarz, aż kobieta upadła i nogami się nakryła. A on spokojnie poszedł do domu.
PewnaPani z płaczem pobiegła na policję.
PewnegoPana wezwano do wyjaśnień, stawił się, wyjaśnił i dostał pouczenie. Nie bić nikogo.
Bo PewnienPan jest PanemWariatem i naprawdę NIE MUSI ;)
Przyznam, że obśmiałam się jak norka, bo ja znam PanaWariata, wszyscy go znamy.
Jeśli się go nie zaczepia, on też nie zaczepia.
I nie wiem w tym momencie, kto bardziej jest wariatem, PanWariat z papierami czy my wszyscy?
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka, z papierami!
Jak ja się cieszę! Wstałam dziś o 6 rano, wzięłam suczkę i poszłyśmy. Śnieg chrzęścił pod stopami, iskrzył jak posypany brokatem, rozjaśniał tę dokuczliwą ciemność styczniowych poranków. Zaciągałam się mroźnym powietrzem aż do pięt. Fala ostrego chłodu budziła mnie, orzeźwiała, zamrażała, szczypała w policzki i nos. Mróz wciskał się pod kurtkę, w rękawy, przepływał po kostkach. Już zapomniałam trochę jakie to cudne uczucie. To czucie zimna i radości, lodu i żywotności. Po prostu szczęście z powodu bycia na tej właśnie planecie, właśnie teraz.
Trochę ostatnio wyhamowałam, zahibernowałam. Patrzyłam na bieg zdarzeń stojąc z boku, zajmując się codziennością najbliższą, tą tuż przy skórze. To dobre miejsce, spokojne, lekko otulające szarą mgiełką obojętności i tumiwisizmu. Doprawione pomarańczem sarkazmu i odrobiną jadowicie różowego cynizmu...Taaa... Posiedziałam.
A potem obudziłam się stojąc przy zlewie z obierkami ziemniaków w rękach.
Bo nagle w środku mnie, w wirze czerwieni, pojawiła się złość. Moja Nie-Przyjaciółka.
Nie zgadzam się - powiedziała. Nie lubię - powiedziała. To idiotyczne - powiedziała.
Spojrzałam w kąt kuchni gdzie, stoją pojemniki do segregacji śmieci. Na papier, na szkło, na mieszane, na plastik, koszyk na nakrętki i ostatnio dostawiliśmy pojemnik na BIO. Ciągle się mylę. Co raz nurkuję w pojemniku ze zmieszanymi i wyciągam skorupki jajek, skórki pomarańczy, kawałki warzyw. Fusy z kawiarki zostawiam, klnąc pod nosem brzydko, tego już nie wydłubię. Ostatnio stałam chyba pięć minut zastanawiając się czy mąka pozostała ze smażenia schabowych to do zmieszanych czy bio. Opakowania są dziwne, wydaje się w sklepie, że są z papieru, ale jak dotykam i przyglądam się lepiej, to wydaje się, że to plastik. Pewności nie ma, czy do papierów, czy do plastiku...
Porządny człowiek segreguje, prawda? Porządny człowiek dba o planetę... Porządny człowiek ratuje Matkę Ziemię... Porządny człowiek nie chce by Greta Thunberg na niego krzyczała, że zostawia swoim dzieciom pustynię...
Wygląda na to, że nie jestem porządnym człowiekiem. Kolejny mój mit o mnie samej upadł ;) Bo patrząc na sześć głupich pojemników w mojej małej kuchni czuję złość i niezgodę. Do licha! Pamiętam czas, kiedy pakowało się w papier, kiedy mleko było w butelkach, kiedy butelki wszystkie były zwrotne. Potem pojawił się plastik i w sumie wszyscy się cieszyliśmy. To było fajne, wygodne. Nikt nie protestował, to była nowoczesność. A potem się zaczęło...plastik to wróg! Nie kupuj torebek foliowych, nie kupuj w plastikowym opakowaniu, segreguj, patyczki złe, rurki złe, kremy i mydła rób sama. Rozwinęło się tak, że nawet kupowanie w szmateksach było cool, a kupowanie w nowych rzeczy nie. A butelek i słoiczków nikt nie chce przyjmować. Makulaturę zbierają z łaski dwa razy w roku. Skoro plastik jest taki zły, to czemu coraz więcej go w sklepach? I czemu mam się czuć winna gdy go kupuję???
Nawet nie chce mi się wszystkiego przytaczać o tym jak być dobrym, porządnym człekiem chroniącym Matkę Ziemię. Bo próbowałam, mocno. I mam dość. Mimo złego wzroku Grety...
Mam wrażenie, że działania pozorowane na tej planecie to standard. Ja szukam papierowych opakowań, bo podobno bardziej ekologiczne, a producenci wymyślają plastik podobny do papieru. I goni kot myszkę ;) Sześć pojemników w kuchni.
A taką rozmowę odbyłam z młodą dziewczyną na FB. Na temat zamykania bibliotek i stawiania książkomatów: Ja: Bardzo niedobrze, bardzo...ale w sumie, po co mamy czytać? Im głupsi, tym lepiej.
Ona: tu raczej chodzi o to, żeby wszystko przerzucić do sieci.
Ja: A po co? Co złego jest w realu?
Ona: Nakład finansowy i surowcowy do wydania realnych książek. Ile papieru, kleju, tuszu i plastiku trzeba zużyć żeby zrobić książkę? Ilu osobom trzeba zapłacić za stworzenie materiałów i wykonanie produktu końcowego? Ile zanieczyszczeń powstanie w trakcie produkcji?
Ja: Aaa, w tę mańkę...Cyfryzacja też niesie ze sobą mnóstwo kosztów, te wszystkie kable, serwery, laptopy, komputery, myszki, podkładki, routery, wi-fi itp, słuchawki, klawiatury, światłowody. To wszystko plastik i cenne metale i prąd, prąd, prąd. Ech...ja w zeszłym roku w domku kilka myszek i klawiatur zmieniłam, bo siadały. Generalnie, dom wariatów mamy tutaj na planecie 😉
Ona: Prąd już co raz częściej jest pozyskiwany z ekologicznych źródeł energii odnawialnej, a sprzęty o których mówisz oddaje się do specjalnych punktów utylizacji gdzie są rozkładane na części i jest z nich odzyskiwane tyle surowców ile tylko się da.
I tak sobie pogadałyśmy... O święta naiwności...specjalne punkty i energia odnawialna. Ale Greta na nią nie nakrzyczy...chyba. Proszę, specjalny punkt utylizacyjny...
I tak się kręci w Psychiatryku Wszechświata.
A teraz druga historia, pozornie nie łącząca się z tym co wyżej, ale czyżby...?
Siostra moja pracuje w DPS-sie, Domu Pomocy Społecznej- dla niezorientowanych. Spory to dom, około 100 pensjonariuszy. Jak to starość, różnie to przebiega, część emerytów ma kontakt z rzeczywistością, część nie ma, część chodzi, część leży. Ale mieli spacery, wycieczki, odwiedziny rodziny, mogli sobie kupić coś na mieście sami bądź poprosić obsługę. Papierosy i słodycze najczęściej, ale też i gazety, krzyżówki itp. I nagle to wszystko karchnęło w marcu. Nawet na dziedziniec nie mogą wychodzić. A mamy styczeń, zaraz rok zamknięcia.
Moja siostra weszła do pokoju pani, która raczej kontakt z rzeczywistością łapie rzadko. I usłyszała:
- Pani Asiu, już nie ma wirusa! Nie ma! Siedzę na łóżku, patrzę, a on idzie po mojej kołdrze. Wirus! To ja wzięłam papierek od cukierka, złapałam go w papierek, zwinęłam szybciutko w kulkę i tę kulkę tak podusiłam, podusiłam, pościskałam. I szybciutko do łazienki, do kibelka, spuściłam wodę i nie ma! CZY JUŻ MOŻEMY IŚĆ NA SPACER?
Ratuj Matkę Ziemię... A może jednak ratuj siebie... Ziemia sobie poradzi.
Kochasz swoich rodziców, zamknij ich. Noś maseczkę by chronić innych. Zaszczep się, by chronić innych. Bądź odpowiedzialnym obywatelem, segreguj, nie przenoś, nie zarażaj, trzymaj dystans. Raportuj o nieodpowiedzialnych ignorantach, płaskoziemcach, foliarzach, nosach, antyszczepionkowcach i antysystemowcach. MY cię poprowadzimy, My ci pomożemy, MY zapewnimy ci bezpieczeństwo...
Nie mam pojęcia kto to są ci MY...
Może ty wiesz Wszechświecie?
PS. Wiele lat uważałam, że używanie ręczników papierowych to niszczenie naszej planety. Nie można! Używałam ścierek bawełnianych, cięłam starą pościel. Te ściereczki nie schły, śmierdziały, trzeba było często prać. Aż wreszcie się zbuntowałam trzy lata temu, kupiłam ręczniki papierowe. Już ich nie oddam, bosze jaka ulga...