Warunki utrzymania stabilności biosfery nie są znane i stanowią przedmiot intensywnych badań.
źródło: encyklopedia leśna.
Tylko 100 metrów i warunki utrzymania stabilności nieznane, nadal...
Zastanawiające...
W pracy moja koleżanka nie daje się przekonać, by nie zaglądać do na portale informacyjne. Ciągle i ciągle grzebie w tym śmietniku i co raz przychodzi do mnie z obłędem w oczach, bo wyczytała jakieś hiobowe wieści, tak jak dzisiaj:
- Ania na chwilkę weszłam, patrz co piszą, że w Rosji szczepienia obowiązkowe!
Spojrzałam na nią przyznam ze złością już, bo ileż można wiosłować w tym szambie? Pytanie retoryczne, można dłuuugo. Poszłam zobaczyć ten artykuł, choć chyba tego artykułem nazwać nie można. Czytam, że Putin się zastanawia nad przymusem szczepień ze względu na jakiś potworny wariant Delta. Zastanawia się...
A trzy zdania dalej, w tym samym "artykule", informacja, że szczepionki są mało skuteczne na ten przerażający wariant, objawiający się katarem, kaszlem i temperaturą.
Co ja czytam? Popukałam się w trzecie oko, może nie działa? Bo ja zrozumiałam zupełnie coś innego niż koleżanka.
Jednak poczułam; czytając ten bezsensowny zlepek domniemań, gdzie nawet nikt nie wysilił się na ukrycie tego, że pisze bzdury; poczułam lęk, a potem Złość.
Powiedziałam koleżance, że mam dość i niech do mnie z takim czymś już nie przychodzi. Mówię jej to już fafnasty raz, no cóż...do skutku trzeba.
Idąc do domu postanowiłam pójść na skróty. Koło Domu Ludowego, z którego powodu wycięto i zdewastowano nasz sad. Resztki zieloności dają radę, ale nie ma wokół nas ogrodzenia, bo je rozwalono. I natknęłam się na TO...
To białe to chusteczki, służące do czynności higienicznych po wydaleniu kupy. Jacyś higieniści tu byli, niedaleko, parę metrów od naszego bloku, zrobili kupy i...
W miejscu, gdzie od lat stawałam w świetle słońca przefiltrowanym przez listki dzikiej jabłoni. Oddychałam tym światłem, czułam dobro, spokój, równowagę. Czułam, że ta fala rozpływa się po całym Miasteczku, leczy, uzdrawia, otula mnie i wszystkich. Kiedy zamknę oczy widzę nadal ścieżkę otuloną blaskiem, drzewa, których już nie ma, nasz kamienny krąg ogniskowy, moją ławeczkę do rozmów z Wszechświatem, dzikie tulipany, czerwoną różę w bukszpanie i bluszczu...
I znów poczułam złość, wściekłość, bezradność...
Szybko poszłam do domu. W domu zrobiłam kilka ćwiczeń z rąbaniem drzewa, z zrzucaniem z pleców, wrzasnęłam kilka niecenzuralnych słów i wreszcie popłynęły łzy. Zapłakana położyłam się z suczką na łóżku i zasnęłam. Obudziłam się spokojniejsza. Emocje...
W moim rodzinnym domu nie było miejsca na emocje dzieci. Mama rozwiązywała sprawę jednym zdaniem: nie histeryzuj. Trzeba było udawać, że nic się nie dzieje. Rodzice mogli szarpać się, bić, wrzeszczeć, płakać, dzieci miały być cicho. Nauczyłam się tego tak wcześnie, że dopiero parę lat temu ogarnęłam, że mam jakieś emocje. Że mogę je czuć i w dodatku okazywać światu. I mieć w głębokim poważaniu co świat, czyli mama, o tym myśli.
W dodatku okazało się, że są drogowskazami, mogę im zaufać, co było dziwnym, bolesnym procesem. Z niedowierzaniem odkryłam, że mój lęk, złość, niepewność, smutek, mogą mi podpowiadać, że coś jest dla mnie niedobre. Że mogą mnie uczyć innego podejścia do życia, do zaopiekowania się sobą, zadbania o własne dobro. To robili moi rodzice, uwalniali emocje, dbali o siebie w ten dziwny sposób. Są inne sposoby, teraz już wiem.
Będąc nastolatką w pamiętniku pisałam:
- nie mogę znieść tego gówna, czuję się cała brudna...
Moja mama była i nadal jest mistrzynią w tworzeniu świata dla siebie. Wybiera z rzeczywistości to co jej pasuje, a reszty po prostu nie widzi. Kiedy coś jej nie pasuje, tak potrafi zmanipulować fakty i informacje, że zostaję z otwartą buzią, bo takiego zwrotu akcji w życiu bym nie wymyśliła..
Mogłaby pisać "artykuły" do wirtualnej.
Myślałam, że inaczej nie można, nie uda się nic bez tego. Nikt mnie nie zauważa, muszę sama zdobyć to, czego potrzebuję. Nikt mi nic nie da dobrowolnie.
Byłam mistrzynią, uczyła mnie przecież mistrzyni.
A sobie mogę podziękować za to, że zauważyłam, że to robię, rozbroiłam ten granat i widzę, gdy ktoś próbuje mi wcisnąć kupę jako deserek. Nie ze mną te numery Bruner...
Mój lęk mówi do mnie, moja złość mówi do mnie, mój smutek do mnie mówi.
Słucham uważnie...
Kiedyś książki były moim życiem. Alternatywne światy, w których uczyłam się czuć.
Płakać, śmiać się, bać się, poddawać, odpuszczać, walczyć, bronić siebie...
Jesteśmy całkowicie zależni do rzeczy, których nawet nie ogarniamy rozumem.
Czasem kupa, to tylko kupa, pożywka dla bakterii, owadów, grzybów i pleśni...