Alison Friend |
To znaczy taka, jaką lubię: biała, mroźna, jasna.
Wróciło błoto i szarość. Najbardziej przeszkadza mi brak słońca, więc dom mam obwieszany kolorowymi lampkami. Ubrałam małą choinkę, zrobił się świąteczny nastrój i jest fajnie.
Alison Friend |
Tymczasem Oko Burmistrza, jak Oko Saurona z Mrocznej Gminnej Wieży znów spojrzało na Projekt.
Zeszłej jesieni wycięto do końca Sad. Zostawiono trochę większych drzew, resztę do gołej ziemi usunięto.
Wszelkie krzaczki, ponad pięćdziesięcioletnią śnieguliczkę rozrośniętą cudnie, pola tulipanów dzikich, przylaszczki, zawilce, narcyzy, krokusy, krzywą czereśnię z najsmaczniejszymi czereśniami, agrest, aronię, maliny, mirabelki, trawę i wielkie pola barwinka, wszystko zanihilowano do gołej ziemi w celu ochrony europejskiej.
Ale na każdym prawie ocalałym drzewku wiszą budki lęgowe...
Po tym jak w pierwszej części Projektu poschły drzewa, tym razem ciężki sprzęt nie jeździł po korzeniach ocaleńców. Panowie z łopatami rozrzucali hałdy ziemi nowej. I tak to zostało do tej jesieni.
I nagle, trzy tygodnie temu, kiedy zaczęły się mrozy i przyszła się zima, w niedzielę, pojawiła się wielka ekipa ludzi z roślinkami, które bioróżnorodność europejską mają wprowadzić. Jak biedne, zmarznięte mrówki rozpełzli się po Projekcie2.0. Powyznaczali klomby, porozwijali włókninę i na kolanach, z zadkami w górze, pełzali sadząc te certyfikowane roślinki. W tym na wpół zamarzniętym błocie, pod koniec listopada. Rozpalili sobie wielkie ognisko i grzali przy nim przodki i zadki, popijając coś z termosów. Może procentowego, co nawet by było zrozumiałe. Dokończyli w poniedziałek.
A potem przyszła zima.
Złe słowa cisną się na usta...nie napiszę.
Alison Friend oczywiście :) |
Projekt 2.0 objął również Park. Park posadzono tuż po wojnie. Kiedy w 1982 pojawiłam się w Miasteczku, był już fajny. Zarośnięty, drzewa wielkie, bzy i jaśminy wybujałe pachniały oszałamiająco. W środku parku rósł wielki kasztan, którego nawet dwie osoby objąć nie mogły. Może był ciut zaniedbany ten park, ale dodawało mu to urody i tajemniczości.
Tak z dziesięć lat temu postanowiono zadbać o Park. Pierwszy poległ wielki kasztan, co oburzyło wielu mieszkańców. Ale nic to nie dało.
Jak Gmina zaweźmie się o coś zadbać, to zadba, choć by po trupach, drzew w tym wypadku. Więc wycięto sporo drzew, bez i jaśmin, i wszystko co tam fantazja ułańska projektanta z bożejłaski wymyśliła wyciąć. Następnie wyznaczono ścieżki prościutkie jak od linijki, zgrabnie omijające szlaki komunikacyjne codzienne mieszkańców i nasadzono mnóstwo roślinek. A kawał parku wyłożono kostką i wybudowano tam scenę do imprez masowych.
Wyglądało to fatalnie, ale przyroda ma siłę, a Gmina kutwi na ludzi do ogarniania zieloności, więc w końcu, po dziesięciu latach ,Park zaczął trochę wyglądać jak stary Park. Zazielenił się, zaczął znów dawać ochłodę latem, roślinki urosły.
No i nagle Oko Burmistrza znów spojrzało.
Alison nadal :) |
Bo tyle kostki tam leży, drzewa nie mają wody, podsychają, teraz zazieleniamy Miasteczko.
I znów wyrwano krzaki z rabat i kostkę będzie się usuwać, i siać trawkę certyfikowaną, i bioróżnorodność będzie się sadzić. I nawodnienie Park dostanie.
A zwłaszcza taka jedna lipa i jej koleżanki obok. Bo wykopano rów w którym będzie to nawodnienie przez ich korzenie, mocno je niszcząc.
Ale po co dużo korzeni, toż woda będzie doprowadzona prawie pod samo drzewko.
Znów złe słowa się cisną...
Alison |
Mam siostrę w Warszawie. Singielka ona, mieszka z dwiema swoimi kotkami na 4 piętrze w bloku na Mokotowie. Mój mąż czasem jeździ do niej jakieś naprawy robić, czasem zabieramy koty do siebie, gdy ona wyjeżdża, różnie. Normalnie, jak to rodzina.
I nagle Mąż mnie uświadamia, że nie będziemy mogli podjechać pod blok siostry, bo ona znalazła się w strefie "czystego powietrza". Od 2025 koniec, masz Picasso jest za stary.
W pierwszej chwili myślałam, że mnie wkręca ten mój Mąż.
Jednak zaparł się, że nie, prawda jak cholera.
Czyli by zabrać siostrę na święta do mamy to będziemy musieli zaparkować gdzieś pod jakimś supermarketem, jak najbliżej granicy "czystego powietrza" i zaczekać, aż ona dociągnie się do nas komunikacją publiczną z dwoma kontenerami kotów i walizką, i torbą z drobiazgami dla mamy. Albo taksówką przyjedzie (już sobie ceny wyobrażam, bo taksówkarze wyczują zysk jak nic).
A wszelkiej maści dostawcy też będą musieli wymienić samochody, zgadnijmy, na kogo przerzucą koszty tej wymiany?
A jak mój mąż będzie do siostry jechał, to te wszystkie narzędzia: wiertarki, kable, sprężynę do przepychania kibli i co tam będzie potrzebne, też będzie musiał wypakować i jakoś dostarczyć do niej, bez samochodu naszego.
Zauważyliście, że piszę "czyste powietrze" w cudzysłowie?
Przypominacie sobie idiotyzm z covida dotyczący restauracji?
Wchodziło się do restauracji w masce, szło się do stolika w masce i dopiero jak się usiadło, można było ją zdjąć. Ale jak się chciało do kibelka, to trzeba było znów nałożyć. Tylko przy stoliku była strefa "czystego powietrza".
To była taka głupota jakich mało, ale zgodziliśmy się na to.
Nikt nie zapytał: skoro powietrze tak stoi nad stolikiem i się nie rusza, to skąd w Polsce pył z Sahary?
A bywa przecież ;)
Borzezielony....
Polecam post Taby, pod którym się podpisuję czterema kończynami...
Ekościemstwo
Alison |
Pozdrawiam Wszechświecie, nadal zielona, ale inaczej, Prowincjonalna Bibliotekarka