Obserwatorzy

niedziela, 13 października 2024

W sprawie kupy Wszechświecie

 



Oczywiście Jesień.
Przyszła.
Bo niby czemu miałaby nie przyjść?

Na byłym miejscu ogniskowym, obecnie Projekcie, wyrosły powoje. Nigdzie indziej, tylko tam gdzie dwadzieścia lat paliliśmy ogniska, siedzieliśmy razem z synami rozmawiając, milcząc, piekąc kiełbaski, popijając oranżady i kwasy chlebowe a z czasem i piwo. W tym miejscu sięgałam do środka siebie i znalazłam Wszechświat. Zakotwiczyłam go w tym miejscu, bo umykał mi czasem a tam zawsze mogłam go znaleźć. 
Kiedy przyszedł Projekt i unijne pieniądze rozjechały i zniszczyły magię Sadu, myślałam, że na zawsze. 
A jednak nie. Ziemia ją zatrzymała, drzewa ją zatrzymały, zieloność ją zatrzymała i ochroniła. 
I kiedy wyrosły powoje, kiedy ujrzałam je otwarte w miękkim świetle poranka, wiedziałam, że nic nie odeszło. Kucnęłam i spojrzałam w głąb kielichów, świeciły ciepłym, białym światłem w środku, w tym środku, który nie miał końca. Mogłabym zsunąć się po ciepłym, aksamitnie szorstkim,  niebiesko-fiołkowym płatku w ten tunel i przenieść się do świata wróżek, driad, duszków przyrody, które wcześniej żyły w Sadzie, ale musiały stąd odejść.
Jednak wracają, powoje są portalami, które sobie otworzyły. Magia dobrych chwil, miłości i spokoju wplotła się w tkankę Wszechświata i zawsze już tam zostanie. 
Nic nie ginie.
A ja żyję :)
Byliśmy z Mężem na urlopie w Ustce. Dużo ludzi ale było fajnie. Łaziłam zachwycona brzegiem morza, pozwalając falom moczyć moją sukienkę, Maż zbierał kamyki i nigdzie się nie spieszyliśmy. Zwiedzaliśmy okolicę, jedliśmy pyszne rzeczy, patrzyliśmy na zachód słońca, pływaliśmy statkiem. 
I jedyne co mnie zmartwiło trochę to to, że ludzie z pieskami byli. Niby fajne, ale po pierwsze: pieski mają futro, w upale 30 stopni, na asfalcie i betonie, słabo im się spaceruje. A po drugie, pieski były rasowe, zapewne z kupna. Yorki, maltańczyki, owczarki i nowość: shiby. Zero kundelków.
Smutne.

Po powrocie pojechałam na zabiegi kręgosłupowe i teraz gotowa jestem na jesień i zimę :)

I tak sobie zakotwiczałam się w jesieni, ciesząc się coraz zimniejszymi nocami i porankami, nie pozwalając reszcie świata do mnie zaglądać, aż gdzieś na FB obejrzałam filmik jakiejś mamy młodej.
I dał mi on do myślenia więc się podzielę.
Otóż owa mama ma dwójkę małych, przedszkolnych dzieci. I pojechali do dziadków, którzy mieszkają na wsi. Dzieci lubią tam jeździć, dziadkowie się cieszą z wizyt i zawsze im ładują całe torby prezentów owocowo-warzywnych z własnego ogródka, co cieszy mamę. Bo ekologicznie i naturalnie ogródek jest prowadzony. I wszystko było pięknie dopóki dziadek nie wyjaśnił wnukom jak taki ogródek działa. Otóż zasila się go gównem. 
Niech to wybrzmi: GÓWNEM!
I na tym gównie rosną te piękne ogórki, pomidory, ulubiona fasolka szparagowa i dynie.
We wnuki jakby piorun strzelił.
Jak to? Gówno?!
Nieważne jakie, świńskie, krowie, kurze, ważne, że gówno...
I od tej pory dzieci nie tykają nic z ogródka dziadków, mama musi kłamać, że w markecie kupione pomidorki są. I na nic tłumaczenia, bo GÓWNO...
I śmieszno, i straszno....
Mam nadzieję, że młoda mama ogarnie temat, bo czuję, że gówniany problem jej dzieci wygenerowała osobiście sama.



A w czasie zabiegów kręgosłupowych poznałam dwie miłe kobietki, takie 60plus. Ponieważ po zabiegu trzeba spacerować, to sobie spacerowałyśmy we trzy. I gadałyśmy :)
Jedna z nich mieszka na wsi. Takiej wsi niedaleko miasta. Całe życie mieszkała w mieście i bardzo chcieli z mężem na emeryturze zamieszkać na wsi. Znaleźli dom z działką, kupili i są szczęśliwi. Mniej więcej, bo jednak...Gówno.
Zrobili sobie ładne ogrodzenie, z podmurówką, ten kawałek od ogrodzenia do drogi koszą i czyszczą, bo przecież taki jest obowiązek. Ale na wsi jak to na wsi, psy ludzie puszczają luzem. I te psy chodzą i kupy zostawiają gdzie je potrzeba napadnie. I sikają też, ale to gówno najgorsze. Na tym kawałku koszonym i na podmurówce czasem też zostawiają. I jak to wygląda????
Dla spokoju spacerków nie wypowiedziałam się :)

Pamiętam z dzieciństwa, kiedy jeszcze krowy były w prawie każdym gospodarstwie, jak rano i wieczorem wyprowadzało się je na łąki. Rano jak rano ale wieczorem po ich przejściu ulica była zawsze pokryta kupami. Trzeba było uważać żeby się nie pośliznąć. Kiedy słońce świeciło kupy schły, deszcze je zmywały, jakoś to wszystko ginęło z ulicy mimo uzupełniania przez krowy. A zapach? Był normalny. I psy też biegały luzem i kupy zostawiały. Ot życie na wiosce :)
Jakoś nie utonęliśmy w gównie. Przyroda je przerabiała i my o tym wiedzieliśmy.
Czyżbyśmy zapomnieli?
Co się stało?



Czasem gdzieś w internecie trafiałam na zażarte spory o kupy psie w miastach. Od dawna to trwa, dziesięciolecia wręcz. Teraz chyba są jakieś przepisy nakazujące zbieranie ich do torebek. Ale co się ludzie nakłócili, nagadali, nawściekali przez ten czas...
Choć chyba nadal nie wszyscy zbierają. Kiedy odwiedzam siostrę mieszkającą na Mokotowie w Warszawie, kupy pieskowe czasem leżą na trawnikach. 
A ja się zastanawiam, jak te kupy w tych workach plastikowych się utylizuje...?
Jak one tam leżą w śmietniku, w gorącu letnim, bez tlenu, hm....?
I o ile dłużej taka kupa w worku się rozkłada od tej na wolnym powietrzu, robił ktoś badania?
     
U nas w Miasteczku jest też ciut dziwnie. Większość ludzi ze wsi pochodzi więc temat kup u nich po wioskowemu: nie istnieje. Znaczy istnieje ale normalnie. Jest gówno, bo musi być i już.
Ale jest sporo przyjezdnych, turystów i tych, co kupili domy, by się osiedlić, głównie na emeryturze. I oni mają z gównem problem. I tak śmiesznie się to miksuje. Sąsiadka poszła na Projekt pochodzić ze swoimi dwoma mini-pieskami, jak codzień zresztą. I tam oberwała od jakiejś turystki, że kupy nie zebrała. Ale turystce wcale nie przeszkadzały torby po chipsach i butelki po wódce w krzaczkach róż. Jakby nie widziała, tylko to GÓWNO...
Na wsiach u nas zawiązała się nawet inicjatywa społeczna: nie sprzedawać nic warszawiakom!
Bo im gówno śmierdzi!
Znaczy oni sprawiają więcej problemów, ale gówno zawsze wypływa pierwsze...


I tak płynie życie. 

Wczoraj poszłam do Domu Kultury, bo przyjechał jakiś psycholog i chciał przeprowadzić event: Miasteczkowe Rozmowy. Napisał, że formuła spotkania pozwala na lepsze zrozumienie siebie i swoich poglądów oraz większe otwarcie się na punkty widzenia innych ludzi. 
Fajne, nie?
Poszłam.
I byłam TYLKO ja.





Pozdrawiam Wszechświecie, twoja skupiona Prowincjonalna Bibliotekarka ;)

40 komentarzy:

  1. Dzieciaki przedszkolne są zbyt małe, by im takie rzeczy tłumaczyć, zbyt dosłownie wszystko przyjmują, z czasem zrozumieją.
    Kiedyś nie było problemu z psimi kupami, bo tylu psów nie było. Nawet właścicielek domów jednorodzinnych wyprowadzają pupile poza ogrodami, bo ogródek ma być czysty, chodnik może być obsrany...nieraz wdepnęłam.
    Sklepik osiedlowy świeżo odmalowany, pani powiesiła kartkę, by psy wyprowadzać z daleka od pomalowanych ścian. Niefajnie wchodzi się do sklepu, obsikanego przez psy...
    Wszystko zależy od punktu widzenia...
    Zdrówka i radości Ci życzę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tu dziadek trochę zbyt dosłownie wytłumaczył. Ale ja zawsze miałam wrażenie, że małym dzieciom łatwiej tłumaczyć, bo właśnie one są jeszcze otwarte na wszystko. Tu zadziało się coś wcześniej, może jakaś awersja do gówna mamy, taty...coś.
      Może było mniej psów, a może ludzie przyjmowali kupki psów normalniej. Poleży, rozpadnie się i zasili trawnik :) Ten proces nie trwa długo. Większość mieszkańców miast była ze wsi. Rozumieli.
      Rozumiem też, dlaczego jest więcej psów w miastach. W mieście samotność jest boleśniejsza, bo wśród ludzi. A psy są najbardziej emaptycznymi istotami jakie żyją na ziemi. Łagodzą tę samotność i otwierają nas na miłość. Podobnie koty. Więc będzie ich przybywać w naszym biednym, straumatyzowanym, samotnym społeczeństwie.
      Ja wogóle nie zwracam uwagi na elewacje :) Z drugiej strony państwo ze sklepu proszą wręcz Wszechświat o lekcję. Więc może przybyć graficiarz, ptak może kupę zrobić, niejeden z resztą, ktoś może oprzeć rower i rączka gumowa zostawi czarny ślad. A mocno spragniony porannego piwka menel, może pójść za sklep, wypić piwko i oddać mocz na ścianę. A właściciele psów pójdą gdzie indziej kupować, bo będą się czuli niemile widziani. Uruchomiłam wyobraźnię, ale podejrzewam jest jeszcze wiele innych rzeczy związanych ze ścianą pomalowaną. I mogę zagwarantować, że takie nastawienie wygeneruje państwu właścicielom dużo nieprzyjemnych emocji. Ale absolutnie mają prawo wymagać, to ich ściana :)
      Jak widzisz, nic nie jest proste na tej planecie.
      Zdrowie jest, terapia jest genialna, ciszę się, że na nią trafiłam :)

      Usuń
    2. Inaczej patrzyłabyś na problem, gdybyś była właścicielką sklepu lub mieszkała koło sklepu, gdzie klienci przywiązują psy, a te ujadają na wszystko i wszystkich. jak lekcja zatem dla tych, którzy cenią sobie spokój? Ty szukasz spokoju wśród przyrody i nie cieszyła cię wycinka, jak lekcja dla ciebie?
      Nic nie jest proste, ale szanujmy się nawzajem.

      Usuń
    3. Raczej chodziło mi o to, że świat jest nieprzewidywalny i lżej się żyje, gdy jesteśmy bardziej elastyczni. I owszem, wycinka mnie wkurzyła bardzo, ale lekcje wyciągnęłam. Już wiem, że wszystko się zmienia i nie ma na to rady. Jest wiele czynników których nie kontroluję, więc muszę zrobić więcej miejsca na przyjemną i bardzo nieprzyjemną nieprzewidywalność w moim życiu. Ale tez rozumiem, że można inaczej. Ale ma to konsekwencje.
      Jednak gdybym była właścicielką, każdy piesek byłby mile widziany. Serio :) Bo to ja. I wtedy ci co nie lubią piesków, nie kupowaliby by u mnie może, ale spoko, rozumiem :)

      Usuń
    4. A wiesz, to typowe, ile razy wypowiadam się krytycznie na temat psów czy raczej ich właścicieli, to słyszę,że nie lubię piesków 🤔
      jotka

      Usuń
    5. Nie wiem czy lubisz. Lubisz? Miałaś kiedyś pieska?
      Ci właściciele domków jednorodzinnych, posiadacze ogrodzonych podwórek, którzy chodzą z psami na spacery. Oni wiedzą, że piesek musi się poruszać, powąchać siki innych psów, odsikać w odpowiedzi, bo to są psie sposoby komunikacji, psy tego potrzebują bardzo, tak jak my innych ludzi i rozmów z nimi. Nie chodzą specjalnie by piesek kupkę zostawił złośliwie poza podwórkiem. Serio. W każdym razie Jotko, nie musisz lubić. Ale coś jest na rzeczy, gdy ludzie ci tak mówią...

      Usuń
    6. No tak, każdy Polak jest lekarzem i psychologiem.
      Miałam dwa psy, a psem znajomych opiekowałam się także.
      Gdyby piesek sąsiadki narobił Ci na wycieraczkę tez byś była zadowolona? to święta jesteś:-)
      Wszystkiego dobrego, Aniu:-)
      jotka

      Usuń
    7. Posprzątałabym i już. Bardzo cię ten temat rusza Jotko. A poza tym w tych czasach trzeba trochę różnej wiedzy nabyć, bo lekarze i psycholodzy i inni fachowcy mogą mocno uszkodzić. Pomóc też ale i uszkodzić.

      Usuń
    8. Rusza, nie rusza, po prostu wszyscy szanujmy się nawzajem...
      Ja mam być empatyczna , a inni nie muszą?
      jotka

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jestem i byłam, tylko nie gadałam :) Dziękuję za cierpliwość :)*

      Usuń
    2. Życzę pięknych chwil w złocie jesieni

      Usuń
  3. prywatny psycholog. na wyłączność. prywatnie musiałabyś słono zapłacić. i poczekać na wolny termin. udało się pogawędzić? albo otworzyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż pogadaliśmy i było fajnie. Głównie o tym, czemu ludzie nie chcą przychodzić na takie spotkania. Owszem, prywatny psycholog to 200-250 zł za godzinę. Ale i tak warto Oku, warto...

      Usuń
    2. skoro pomaga, to warto zapłacić.
      a w kupie cieplej - tak mawiali. i dodawali, że kupy nikt nie ruszy.
      problem z ludźmi polega na tym, że chcą mieć zwierzaka, ale nie mają czasu dla niego. i zamiast iść na spacer, wypychają psa na byle trawnik, żeby się wypróżnił. trudno się dziwić, gdy na kilkudziesięciu metrach kwadratowych trawnika to samo robi ze 20-30 zwierzaków dziennie - w sumie po przemnożeniu daje to poziom 7.000-10.000 kup - więcej niż mieści się na trawniku źdźbeł trawy. z moczem jest jeszcze dosadniej, bo pieski podlewają ów trawnik nie raz, a ze trzy razy dziennie. żaden szalet tak mocno nie "pachnie", jak ów trawniczek latem.

      Usuń
    3. Wiesz Oku, kupy są nietrwałe mocno. Ale na wszelki wypadek nie licz kup ludzkich, bo wyjdą tragiczne liczby.

      Usuń
  4. He, He, niezły temat :))
    Trafiłaś w środek tarczy jeśli chodzi o mnie. A dlaczego? A no, dlatego, że pokonało mnie w tym roku ptasie, wróć, gołębie guano. Poddałam się po miesiącu walki i ... mój balkon wygląda tak, że patrzeć na niego nie mogę, cały w ptasim guanie. Na początku sprzątałam codziennie, chociaż trudno mi było. Ale co posprzątałam i wróciłam z zakupów, to ptasia banda zdołała tak nas... nabrudzić, że ręce mi opadały. Im bardziej było czysto tym bardziej napadały całą bandą zostawiając po sobie obraz nędzy i rozpaczy. Poddałam się. Wyniosłam z balkonu ogrodowe meble całe w tym ptasim g... zlikwidowałam skrzynki z kwiatami i wyprowadziłam się na bezpieczny, okazuje się niestety, że nie tak jak myślałam, teren swojego domu. Albowiem jeśli tylko otworzyłam drzwi balkonowe i długo mnie nie było widać w mieszkaniu ptasia banda wkraczała do pokoju i usiłowała w zagłębieniach kanapy założyć gniazda, zostawiając przy tym gdzie się dało ptasie kupy...
    Lato było piękne tego roku, ale ptasia banda pozbawiła mnie częściowo jego uroku wyrzucając mnie z własnego balkonu i zmuszając do uchylania okna tylko w sposób uchylny :)))
    Marzyłam o sokolniku...
    Tak wiem, można zamontować siatkę taką dla ochrony dla kotów przed wypadnięciem z balkonu. Niektórzy już takie założyli u nas. Tylko ja bym się czuła jak za kratami. Tak więc czekam, bo może gołębie odpuszczą. Może...
    Pozdrawiam serdecznie cieszę się, że odpoczęłaś i wróciłaś do pisania:)
    Hanka C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, ale zaraz ktoś nam powie, że nie lubimy ptaków ;-)
      jotka

      Usuń
    2. Myślisz? 🤭Hm, no cóż , to trudno, trzeba będzie jakoś z tym żyć 😁
      Hanka C.

      Usuń
    3. Oj tam nie lubicie😁 może lubicie ale na swoich warunkach. A tu tak nie ma...

      Usuń
  5. Hanka 😀sorry ale się obśmiałam. Zwłaszcza z gołębi zasiedlających kanapę. Pytanie jedno mam: czemu twój balkon???? Może ma jakieś dobre wibracje?
    Ja mieszkam z gawronim osiedlem pod oknami, coś wiem o ptasich kupach i generalnie życiu z ptakami. Ale jakoś patrzę na to inaczej, spokojniej, na luzie. Kupa to kupa. Wolę ptasie niż ludzkie. Załóż siatkę. Są takie cienki, prawie niewidoczne😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie będę musiała w końcu tą (tę ?) siatkę założyć, ale wtedy nie przylecą do mnie te małe ptaszki i wróbelki, a ja bardzo je lubię. Chociaż ostatnio od kiedy rządzi gołębia banda to te małe ptaszki tak często już nie przylatują. No i czego byś nie zrobiła tyłek zawsze z tyłu 😄😁
      Hanka C.

      Usuń
    2. Poczekaj, a może załóż tak siatkę, by karmnik był na poręczy balkonu i siatka nie broniła ptaszkom innym dojścia? Z siatką gołębie się zniechęcą, polecą gdzie indziej a ty będziesz miała ptaszki. Kombinuj, kombinuj, jest trochę możliwości :)
      Wszak masz dobre wibracje na balkonie :D

      Usuń
  6. Miło Cię znowu czytać. :)
    Pewnego upalnego dnia wybrałam się na spacer po starym mieście w Gdańsku. Oczywiście tłumy turystów i ci turyści z psami. I tak jak piszesz, niby fajnie bo przynajmniej psy biorą ze sobą na wakacje, ale spacer w tłumie, upale, w hałasie, po gorącym chodniku lub gorzej, asfalcie nie może być dla nich przyjemnością. Myślę, że to męczarnia dla psa. A te psy posłusznie idą, drepczą za głupimi właścicielami, dyszą z pragnienia, ale idą za swoją rodziną.
    Ja już dawno stwierdziłam, że pies jest mądrzejszy od człowieka, że pies w swoim oddaniu i uwielbieniu i lojalności przymyka oko na głupotę człowieka. Pies po prostu wie lepiej i dla świętego spokoju, bo kocha swojego człowieka, jest oazą cierpliwości. Przecież wiadomo: z głupim nie dyskutujesz i pies to wie.
    Jeśli chodzi o kupy to jednak uważam, że należy je zbierać. W mieście, w każdym razie. Ze względów estetycznych, higienicznych. Problem utylizacji kup to inna sprawa. Uważam, że psie kupy powinny trafiać do specjalnych pojemników z napisem; psie kupy. Uważam też, że powinno się je zbierać do worków papierowych lub biodegradowalnych.
    A czy to jest osiągalne? Mhm... Jakieś 30 lat temu, kiedy mieszkałam w Sztokholmie były tam kosze z napisem: hund toalett - i tam wrzucano psie kupy. Wtedy nie potrafiłam tego zrozumieć. O co tym dziwnym Szwedom chodzi?
    Anno - nie przyjmuję tłumaczenia, że wieś lubi gówno, a w każdym razie wsiowym to nie przeszkadza. Kiedyś mieszkaliśmy w jaskiniach, ale już nie...
    Ale jeszcze jedno - siła rażenia gówna krowiego czy końskiego jest zupełnie inna niż siła rażenia gówna psiego czy ludzkiego. Bo ta siła zależy od tego, co delikwent jada. :)
    Pamiętam jak byłam dzieckiem i spędzałam z babcią wakacje w górach , bawiąc się z góralskimi dziećmi jeździliśmy na minach poślizgowych - czyli krowich łajnach. :)))
    Pozdrawiam z cudnych, jesiennych Kaszub. Zimne noce i rześkie poranki to jest to co tygrysy lubią najbardziej.
    Znowu dałaś popis uważności - przecudny opis kwiatu powoju.
    A co do ptaków - lubię ptaki. I dzięki tobie usłyszałam je w moim centrum miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaszuby :) Dobre dla duszy i umysłu. Jesień przyniosła ze sobą kasztany, mnóstwo żołędzi, kolory i ulgę. Ogromną ulgę od upałów. Ja też chłonę tę poranny chłód jak gąbka.
      Przypomniałaś mi o minach poślizgowych, u nas też się tak mówiło, chłopaki też się ślizgali :)
      Wieś gówna nie lubi, ale nie demonizuje. Chłop rozumie jego funkcję w naturze. To taka planeta, wszystko tu polega na przemianie materii, koło natury w którym tzw. przez ludzi gówno pełni ogromnie ważną rolę. Podchodzi się do tego normalniej poprostu. Wszystko co żyje wydala i tylko ludzie mają z tym problem :DD
      Szwedzi są ogromnie praktyczni, trzeba by zobaczyć jak u nich działa utylizacja i skopiować. Ale Polacy nie są tak praktyczni, my jak kury, wiecznie coś rozgrzebujemy, bo moje najmojsze itd.
      Więc jest jak jest.
      Jest taka książka Simaka Clifforda "Miasto". Opowiada o grupie archeologów odkopujących ruiny, mocno, mocno stare. Ciekawa książka, zwłaszcza że archeologami są psy :) A ruiny są po ludzkiej cywilizacji. Kiedy patrzę w psie oczy widzę tam cały Wszechświat i on jest przyjazny i pełen miłości.
      I właśnie dlatego szkoda mi, że ludzie psów nie rozumieją, nawet ich posiadacze w większości. I schroniska są pełne...
      Miłego, kaszubskiego dnia :)

      Usuń
  7. Kupa to ważna rzecz! Po pierwsze kazdy kto przyjmuje pokarm musi go w przerobionej formie wydalać, inaczej by pękł. I tu dygresja - ilekroć widzę jakiegoś nadętego ważniaka, typu celebryta, polityk albo pseudospecjalista, a ta jego ważnośc wręcz uszami mu wychodzi, to od razu wyobrażam go sobie na klopie. I od razu wszystko normalnieje, śmieszne sie robi i zwyczajne.
    Po drugie kupa to cenna rzecz - zwłaszcza krowia, końska albo kurza. I nam tu teraz bardzo owej kurzej brakuje, bo jak mieliśmy kurzy obornik onegdaj, to wszystko nam świetnie rosło, a jak wspomagamy ziemie kompostem albo jakimis kupnymi nawozami, to już jest raczej kiepsko. Kiedyś, jak sie tu wprowadzilismy za naszym budynkiem gospodarczym leżał wspaniale przerobiony, bo kilkuletni obornik krowi. Bezcenny dla każdego rolnika. Wręcz złoto, warte nawet kradzieży! I wyobraź sobie, że choć już tu mieszkaliśmy to zdarzali sie co jakis czas tacy, co przyłązili z wiaderkami prosząc o troche tego obornika, bo oni tu chodzili, jak jeszcze nikt nie mieszkał i sobie brali swobodnie, wiec nadal rościli sobie do niego prawo!
    Po trzecie - zbieranie psich gównien! Co kilka dni wędruje po moim ogrodzie z łopatką i wiadrem i zbieram. A mam co zbierać po trzech psach. Czemu zbieram, skoro te gówna tak dobre dla ziemi? Otóż moze dla ziemi tak, ale dla trawnika nie. Potrafia go nawet wypalić. No i do tego ja nie mogę boso po trawie biegać, na co wciaz mam ochotę, bo podobno to bardzo zdrowe! Czasem sobie troszke podrepczę na bosaka, ale poza gównami psimi zdarzaja sie tu jeszcze inne pułapki, jak to w gospodarstwie na wsi. A to jakieś drzazgi, a to owady, a to ślimaki...Te zebrane psie gówna wyrzucam do specjalnie w tym celu wykopanego dołu za płotem, na moim polu. I tam sie ono pięknie rozkłada, przerabia a po jakimś czasie nadaje si edo wykorzystania. Póki co jednak zwabia do siebie różne motylki (bo one uwielbiają paść sie na gównach) i żuczki. Tak czy siak nie idzie na marne. A tuż obok najbujniej rosna pokrzywy, bo one uwielbiają gównem zasiloną ziemie. A ja pokrzywy zbieram, suszę i herbatke zaparzam.
    Podobno w Korei Północnej taka bieda, że ludzie maja obowiazek zbierać swoje kupy i na pole rolnikom oddawać, bo brakuje nawozów i ludziska głodują...A niedawno czytałam o tym, ze we Francji powstają specjalne zbieralnie, czy też punkty skupu ludzkich sików! Oni doszli do wniosku, że jak sie to odpowiednio przerobi, to jest to wspaniałym nawozem na pola! I to rozumiem. A u nas tyle sie tego dobra marnuje...
    O kupach mogłabym jeszcze dużo, bo o dziwo to bardzo inspirujacy i obszerny temat. Ale póki co kończę i pozdrawiam serdecznie, bo musze iśćzrobić siku oraz jeszcze coś!:-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, kupa ważna jest, można ją obejrzeć z wielu stron o których człek nawet nie pomyślał wcześniej. Mąż mi uświadomił, że teraz rolnicy nie mogą na bieżąco wywozić obornika na pola, nie mogą tam składować, by się ładnie przerobił. Jest tylko określony czas na nawożenie pól obornikiem. Dlatego spotyka się góry obornika na podwórkach obok obór i chlewni chyba. Jakaś durnota, no ale Psychiatryk, co zrobisz...
      Z tymi sikami to słyszałam, że nawet chyba Mann czy Materna pracowali kiedyś w takim punkcie skupu. Ale oni mówili, że to było używane do wyrobu kosmetyków...
      Czasem lepiej nie wiedzieć :)
      My z naszą suczką łazimy po polach i lasach, ale jak zrobi kupkę, zawsze jest ona dobrze obejrzana, bo kolor i konsystencja świadczą o zdrowiu pieska :)
      Jak widać, o kupach można i można gadać :)

      Usuń
  8. na topie są nowe określenia- na jedynkę- to siku, na dwójkę to kupa, na trójkę -to zwracnie, na czwórkę to sprzątanie po rzyganiu... Rodzice przedszkolaków tak uczą. kupa odejdzie do lamusa....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, ostatnio trafiła się mężu i mi grypa żołądkowa. Była jedynka, dwójka, trójka i czwórka przez dwa dni :DDDD

      Usuń
  9. No i patrzcie państwo, nawet z gówna wyszedł piękny esej i wywiązała się twórcza dyskusja 😅😅😅
    Aniu, ty to potrafisz!!
    Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie 💖💖

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja pozdrawiam :) No patrz, nie spodziewałam się, że kupa to taki nośny temat :)

      Usuń
  10. Jak widać nawet "gówno" może podzielić społeczeństwo
    Cieszę się, że jesteś, że napisałaś.
    I jeszcze słówko, żeby warszawiakom nie sprzedawać.
    Aniu, po 9 latach mieszkania na wsi, dochodzę do wniosku, że istnieje mentalna przepaść pomiędzy ludźmi ze wsi i z miasta. Zeby dobrze wybrzmiało. Nie uważam ludzi ze wsi, za gorszych.
    Na takie spotkanie sama bym chętnie poszła . U nas tego nie ma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Graszko, a nie powinno dzielić, bo wszystko co żyje, robi KUPĘ :)
      To nas łączy a nie dzieli. Żadna kupa nie jest lepsza od innej. Nawet bakterie w naszych jelitach robią kupy...
      Jeśli chodzi o miastowych i wsiowych, podział, według mnie, jest sztuczny. Bo wszyscy miastowi byli wsiowi wyjściowo, gdzieś tam w poprzednich pokoleniach.
      Myślę, że to kwestia otwartości na innych. Kiedy sprowadzasz się w inne miejsce, to ono nie jest białą kartą, ono jest zasiedlone, ma swoją historię, kulturę, własne wypracowane patologie :) No jesteś gościem na początku. Dobrze jest poobserwować jak to wszystko działa. I to się tyczy obu stron: wsiowych i miastowych.
      U nas też już tych spotkań raczej nie będzie. I tak dziwne, że z taką inicjatywą ktoś do nas trafił...

      Usuń
  11. W kwestii goowna uczucia mam mieszane. Goowno jakoś tak jest mało estetyczne, zalatuje, ani co z tego ulepić ani co tym przyozdobić. Z drugiej strony goowno jest Wielką Niezbędnością, bez goowna nie ma życia, goowno jest konieczne. Mła zauważyła że najbardziej nie lubimy odchodów własnego gatunku i gatunków z którymi jesteśmy bardzo blisko. Im mniej antropomorfizujemy jakiś gatunek, tym mniej nam jego goowno przeszkadza. Odchody pszczół na przykład zżeramy, mniam, smacznidełko. Goowno znaczy niejedno ma imię, jest goowno cenione i to mniej cenne. Mła pamięta jak zbierała krowie placki żeby zapodać różom, jakoś nie przyszło jej do głowy żeby narżnąć do beczki, zalać wodą i zrobić gnojowicę. Ciekawe dlaczego? Przeca przodki robiły za chałupą a to zza chałupy lądowało z czasem na polach. Wicie rozumicie, Sławoj - Składkowski dopiero w latach 30 ubiegłego wieku sprawił ludziom pod przymusem to dobrodziejstwo czyli kibel ziemny z tzw. sławojką. Przedtem jeno dołek i odpadki w nim robiły za towarzystwo dla goowna, nikt o jakichś osobnościach dla szacownego towaru nie myślał. Dzisiaj psie kupy w mieście be bo smród i estetyka ale jak warzywka to pytanko czy one to na sztucznym nawozie pędzone czy tak porządnie, na nawozie naturalnym. Współcześnie goowno postrzegane jest ambiwalentnie, ambiwalencja cechą postmodernizmu, zatem mamy do czynienia z goownem postmodernistycznym. Hym... chyba czas na doktorat z goownologii. ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet nie pomyślałam, że gówno to taki nośny temat :) Sama jakoś zaczęłam na nie inaczej patrzeć teraz :)
      Muszę powiedzieć, że faktycznie: kocie czy psiacze gówienko mniej mnię obrzydza niż ludzkie. Hm...
      Przypomniałam sobie jeszcze opowieść naszej fryzjerki, mocno dbającej o wizerunek swój. Chwaliła się, że jeździ na jakieś ogromnie nowoczesne i drogie zabiegi z guana. Ja naiwna, jakoś nie skojarzyłam cóż zacz, dawno to było. Ale dopytałam :)
      Otóż smarowano ją gównem jakiś ptaków całą, zawijano w folię i naświetlano ciepłym światłem. Miało to odmładzać, a owo gówno sprowadzano z jakiś tropikalnych wysp.
      Nie wiedziałam skąd sławojka, teraz wiem :D

      Usuń
  12. Wielkie Ci dzięki za wyraz gównotolerancji, bo posiadam psa i chodzę z nim na spacery, aczkolwiek blisko, jednak nie zawsze czas pozwala do lasu. Pilnuję jak mogę, żeby nie została po nas koopa na tych przecudnie wykoszonych trawnikach wzdłuż asfaltu. Dla mnie to ziemia niczyja, ale przepisy mówią swoje. Tymczasem ta moja złośliwa bestia sobie upodobała przedogródek pewnego VIP-a i już któryś raz tam wydala. ;D Udaję, że nie widzę i ciągle się upominam, żeby ją następnym razem pociągnąć dalej, gdzie nikt nie kosi i gdzie żyjątka łąkowe będą miały ucztę, a ja uniknę poczucia winy i obawy, że Pan Prezes mnie zruga.
    Inaczej rzecz się ma w dużych miastach, na chodnikach. Też bym w psią kupę niechętnie wdepła.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale ubawiłaś mnie tą historią o warzywkach i owocach nawożonych gównem :)
    MIeszkam w domku jednorodzinnym i czasem mam problem z sąsiadami, którzy przy moim trawniku wyprowadzają psy. Oczywiście po nim nie posprzątają. Kiedyś zrobiłam zdjęcie jednego sąsiada z psem i mówię, że to zgłoszę - podziałało :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytając twój wpis odkryłam dwie rzeczy. Po pierwsze przyprowadzając krowy z pastwiska na wakacjach u babci, żadna w tej drodze się nie wypróżniła i nie pamiętam dróg usłanych kupami. Końskimi tak. Po drugie odkąd wyprowadziłam się z miasta to nic się nie zmieniło. Dzięki za ciekawa doznania umysłowe :D Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Aniu jesteś mistrzynią. Potrafisz zachwycić magicznym postrzeganiem świata, zgrabnie połączyć to prawidłami Wszechświata, na koniec wpleść socjologiczną obserwację dot. gówna i ludzkich zachowań. I nic w tym połączeniu nie zgrzyta, wprost przeciwnie. No szacun koleżanko. Kłaniam się berecikiem do ziemi.

    Mój stosunek do psich kup jest ambiwalentny, bo, z jednej strony, kupa w foliowym woreczku to niepotrzebne zaśmiecanie i tak zaśmieconego plastikiem środowiska, ale, z drugiej strony, kupa na środku chodnika to samo zło. Dlatego szukam czegoś pośrodku. Kiedy Szeryf załatwi się na trawniku przy bloku to pakuję gówienko w woreczek i wyrzucam do śmietnika. Jak zrobi to samo w wąwozie to ograniczam się do przykrycia gówienka trawą albo liśćmi, żeby nikt spacerujący w nie nie wdepnął. Gówienko wraca do natury, a ja nie czuję się winna, że nie sprzątam po swoim psie. Bo tak w ogóle, to jestem za tym, żeby nie utrudniać życia innym, więc rozumiem, że psie kupy mogą irytować. Pisałam o tym na blogu. https://barbaraserwin.blogspot.com/2022/04/nauka-bywa-kosztowna.html
    Przesyłam serdeczności i już czekam na Twój kolejny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  16. Troszkę mam z tym problem na mojej nowej działce bo choć poprzedni właściciele zostawili mi taką wypasioną toaletę kompostującą to tam się do wody wrzuca chemię i dopiero wtedy problem, gdzie ją wypróżniać. Bo na starej mojej to dołek na dwa sztychy głęboki, po kupce łopatkę ziemi i na dwa, trzy lata wystarczyło. A jaka bujna trawka tam potem rosła!

    OdpowiedzUsuń