- Huston, mamy problem!
- ? over.
- Jestem dzielna, lojalna i odpowiedzialna!
- Ke !????
Ech,Wszechświecie, ciężko. Mało słońca, mało światła. Ja chyba taka światłoczuła jestem, bo choć nie lubię upałów, to słońce filtrowane przez zielone listki uwielbiam. Mogę się w nim pławić bez końca, podziwiać delikatność słonecznej materii rozpraszanej przez rozświetlone, zieloniutkie, cieniutkie zdawałoby się jak pajęczyna, listki. Pływanie w takiej magicznej poświacie wyzwala mnie na długie chwile z gęstej energii tego świata, pozwala poczuć się lekko, płynnie, nieważko...
Odrywam się od ziemi, szybuję wysoko, lekko jak puch przelatuję kolejne warstwy atmosfery, aby dotknąć Kosmosu.
I spadam....
Spadam...
Nie dolatuję do Księżyca.
Rozumiem rozczarowanie załogi Apollo 13.
Na pierwsze warsztaty z pracy z ciałem pojechałam oczywiście cała w strachu. Ale czułam, że to dla mnie. W dodatku były w Warszawie na placu Konstytucji, miejscu, które znałam doskonale i gdzie umiałam spokojnie dojechać. Uznałam to za znak od ciebie Wszechświecie :-)
Spięta jak agrafka, weszłam do mieszkania, gdzie już było kilka kobiet. Oczywiście, żadnego pana. W sumie dobrze.
Pierwsze słowa zazwyczaj ciężko mi przechodzą przez gardło, choć umiem udawać :-)
Oczywiście, część dziewczyn już się znała, więc znalazłam sobie spokojne miejsce i próbowałam ogarnąć co i jak. I tak słucham, słucham, a to jakieś terapeutki, trenerki osobiste, psycholożki.
No słabo mi się zrobiło, może jednak po angielsku wiać? Jeszcze nie zapłaciłam.
Siedzę, kombinuję, ale podchodzi do mnie dziewczyna, zaczynamy rozmawiać i ULGA, ona też pacjent, ale nie lekarz :-) Wstałam, raźno poszłam do kółka, usiadłam i się potoczyło.
Te wszystkie fachowe babki były takie jak ja :-) Super odkrycie.
A czemu o tym mówię...
Bo takie ćwiczenie było. Pod koniec pierwszego dnia Basia-prowadząca rozdała nam karteczki z jednym słowem. Miałyśmy coś o tym opowiedzieć na następnych zajęciach.
Ja dostałam karteczkę wściekle różową z napisem:
PRZYJEMNOŚĆ
Nic strasznego przecież, a ciarki mnie przeszły...
I pusto w głowie.
Co ja lubię, co mi sprawia przyjemność?
Kurkawodna, nie wiem, ja tu ciężko orzę na ugorze.
Pracuję, by polepszyć codzienność, by jakoś ogarnąć nerwicę, depresję, jakoś poukładać stosunki z Wszechświatem, rodzicami, robota jak na przodku w kopalni.
JAKA PRZYJEMNOŚĆ ????
A wcześniej? Zapitalałam w domku jako doskonała pani domu, matka, żona, kochanka, córka, bibliotekarka. Tyle ról do odegrania. Tyle tekstów do nauczenia. A budka suflera pusta od zawsze.
I taka historia mi się przypomniała, usłyszana w odmętach filmików na YT.
Kobietę ktoś zapytał, jakie lubi jajka na śniadanie. I ona się zacukała. Chwilę musiała pomyśleć, odpowiedziała, że takie jak dzieci. Rano dzieciaki zgłaszają zapotrzebowanie na jajecznicę, to jajecznicę, jak chcą na miękko, to ona też na miękko. No cóż, nie o to chodziło. Kobiecinka musiała zrobić sobie jajka na różne sposoby, spróbować i dopiero orzekła, że po benedyktyńsku :-)
Nie pamiętam co ja powiedziałam tam na warsztatach, wiem, że łatwo nie było.
Trzeba być lojalną, dzielną, odpowiedzialną osobą. Trzeba z oddaniem opiekować się wszystkimi, trzeba zawsze być uważną na potrzeby innych, trzeba rozumieć, że właśnie to, jak traktujemy innych, mówi o nas samych, a słów się na wiatr nie rzuca, u mnie słowo droższe od pieniędzy, jak się powiedziało A trzeba powiedzieć B, konsekwencja w działaniu to podstawa, jak cię widzą tak cię piszą, pokorne cielę z dwóch matek ssie, bez pracy nie ma kołaczy, cel uświęca środki, co cię nie zabije to cię wzmocni, lepiej nosić niż prosić, żeby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała :-)
I moje ulubione: dla chcącego, nie ma nic trudnego!
I dlatego misja moja kosmiczna, moje szybowanie w Kosmosie ciągle kończy się obiciem zadka o twardy grunt naszej Planety.
Ciągle jeszcze przyrządzam i próbuję jajka :-)
I już mniej więcej wiem, które mi NIE smakują :-)
Ciągle jeszcze przyrządzam i próbuję jajka :-)
I już mniej więcej wiem, które mi NIE smakują :-)
A z tych pierwszych warsztatów przyjechałam z prezentem. Równie dobrze mogłaby to być bomba owiązana wdzięczną kokardką. Basia, prowadząca warsztaty, dała każdemu kostkę do gry.
Codziennie trzeba nią rzucić i tyle sobie zafundować przyjemności w tym dniu, ile wypadnie serduszek.
Kiedy o tym powiedziałam na grupie, rozległo się chóralne: Ojej...a jak wypadnie SZEŚĆ?
Bracia i siostry w nieszczęściu :-)
PS. Siostra :-) dziękuję.
PS2. Tu dodam link, gdzie można nabyć książkę, o której pisałam 2 posty temu w Lost in space :-) ja bardzo polecam nerwusom, depresyjniakom i innym cudakom :-)
Tylko trzeba przeczytać i działać :-)
https://www.marzenabarszcz.com/produkt/psychoterapia-przez-cialo/?fbclid=IwAR3w1HKBdy5Vkp_u4uNT32H3wMbQPiEY7-kDtXSjbxwxv9cmKJqdl2VMT2A
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hazardzistka, Prowincjonalna Bibliotekarka.
PS2. Tu dodam link, gdzie można nabyć książkę, o której pisałam 2 posty temu w Lost in space :-) ja bardzo polecam nerwusom, depresyjniakom i innym cudakom :-)
Tylko trzeba przeczytać i działać :-)
https://www.marzenabarszcz.com/produkt/psychoterapia-przez-cialo/?fbclid=IwAR3w1HKBdy5Vkp_u4uNT32H3wMbQPiEY7-kDtXSjbxwxv9cmKJqdl2VMT2A
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hazardzistka, Prowincjonalna Bibliotekarka.