Obserwatorzy

niedziela, 24 kwietnia 2022

Matkowizna Wszechświecie

 

Wiosna...
Kiedy rano otworzyłam drzwi na podwórze zalała mnie fala światła. 
Miękkiego, ciepłego, rześkiego. 
Wraz ze światłem otoczył mnie gwar ptaków, wielogłos natury, wypełniający radością i chęcią krzątania się, dotykania, smakowania i ufności w boży plan.
Spojrzałam w niebo i ujrzałam tęczę rozpiętą nad światem. Jasną, mocną.
Drobny, prawie niewidoczny deszcz był jak krystalicznie czysta kurtyna, cieniuteńka i ulotna, ale ożywiał wszystko, nadawał barwy, nasycał, obmywał i tworzył w duecie ze słońcem świat magiczny. Perfekcyjnie piękny. Rozczulająco prosty, skomplikowanie uporządkowany: warstwy światła, warstwy dzięków, warstwy kolorów, faktury, czucie...
Cały ten spektakl rozegrał się we mnie. W moim ciele, w moim umyśle.

Czy to piękno i głębia świata beze mnie, obserwatorki, w ogóle by istniało?

Gdyby nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć, dotknąć, odczuć, nadać wartość, czy wtedy ten moment zaistniał by w czasie?

I tak, i nie...

Na wiele pytań, które do mnie teraz przychodzą, odpowiadam: i tak, i nie...


Za oknem czeremcha powoli zbiera się do kwitnięcia. Powoli, bo zimno. Nie śpieszy się, bo wie, że owady jeszcze nie latają. Jej bezpośrednia linia z mamą Ziemią nigdy nie zrywa połączenia.
Czeremcha po prostu WIE.
Zazdroszczę.
Podeszłam do nisko zwisających gałęzi, obejrzałam kwiatostany gotowe do otwarcia, powąchałam prawie czując słodko-migdałowy zapach, zachwyciłam się.
I nagle ulotne uczucie, delikatne muśnięcie jak dotyk skrzydełka ćmy, w sercu.
Smutek.
Czekałam całą zimę na ciebie, za chwilę oczekiwanie się zakończy, rozkwitniesz.
A potem...
Przekwitniesz. I po wszystkim.

Wiosną o przemijaniu nie myślimy. A ono jest.
Tylko obserwator patrzy gdzie indziej.
To może przemijania jednak nie ma?

Och, takie poranne myśli przed kawą.


Cofnęłam się w czasie. Daleko, aż 55 lat. Do samego początku mnie. 
Zdecydowaliśmy się na remont domu rodziców. Ostatnie dwa lata dały możliwość do zweryfikowania paru spraw. Zwłaszcza wycięcie Sadu. Zapuściłam korzenie za głęboko, osiadłam zbyt mocno, utkałam iluzję zbyt realną, zbyt dosłowną, zbyt perfekcyjną. 
Nie zostawiłam miejsca na nic nowego, nic innego, na Podróż, na zakończenia zwłaszcza. 
Na zakończenia, które pozwolą uwolnić nowe wątki.
Słodko-migdałowy zapach kwiatów czeremchy jest tak piękny, ale czuję go tylko kilka chwil, potem przyzwyczajam się i nie czuję. Tak jak z perfumami. Używam swoich ulubionych codziennie, ale robiąc to, tracę je. Bo przestaję je czuć. Inni je czują, ale nie ja.
By poczuć życie, potrzebujemy startów i zatrzymań, podejść i odejść, życia i umierania.
Trudne, bolesne, ekscytujące...


Kiedy mój Mąż rozpoczął remont starej kuchni, musiał zdjąć tynk aż do cegieł. 
Kiedy przysłał mi zdjęcie od razu pomyślałam, że to jest obraz sprzed 55 lat. Podróż do przeszłości w której moja mama i ojciec budowali swój dom. Ja im towarzyszyłam, byłam już w brzuchu mamy.
Oni zakładali nowy wątek, a ja z nimi.


Moja mama patrząc na to wszystko, też wróciła do przeszłości. Nie było to dla niej łatwe. Bo właśnie kończył się ten  55- letni wątek, powstawał nowy, z nową kuchnią.
Opowiedziała mi coś, czego nigdy nie mówiła.

Szła gdzieś rano. Świeciło słońce, był letni poranek. Mama rozmyślała nad domem, nad pierwszym dzieckiem jakie rosło w jej brzuchu. Tak bardzo chciała wiedzieć, jakie będzie.
I wysłała życzenie do Wszechświata: niech to będzie dziewczynka, taka jak ja, tylko niech nie ma mojego nosa.
I kiedy to pomyślała, ja w jej brzuchu mocno się zakręciłam, bardzo mocno.
I mama zrozumiała, że to potwierdzenie. Tak będzie.
Dziewczynka taka jak ona, tylko z innym nosem.
Ucieszyła się.
I tak się stało. To był mój początek wątku. Długiego wątku.
Najdłuższego w życiu, który jeszcze trwa.
Ale, co niesie pociechę i radość, nowa kuchnia w moim domu jest bardziej swojska niż stara była kiedykolwiek. Choć jest nowa, to tak poczułam gdy weszłam do niej, już gotowej.
Więc i tak, i nie, mamo...
I tak, i nie...


A resztki Sadu dają radę, wiosna zaczyna nowe/stare wątki nie oglądając się na ludzi.
I bardzo dobrze.




PS. Długo mnie nie było nigdzie, ale remonty mają to do siebie ;)
Poza tym w międzyczasie złapaliśmy grypę, szczęśliwie w czasie gdy już można było ją łapać bezkarnie. Gorączka i zabójczy katar mogą naprawdę sprawić, że człek uda się GdzieIndziej na ten  czas. Ale w końcu zdrowiejemy i zamykamy wątki :)



Pozdrawiam Wszechświecie, tkaczka niezależna, zawsze Twoja, Prowincjonalna Bibliotekarka.