Obserwatorzy

sobota, 20 stycznia 2024

Niebo może poczekać Wszechświecie

 


Kosmos, ostania granica...

Tak zaczyna się czołówka każdego Startreka, a jak wiadomo jestem fanką.
Ostania granica poznania, poszerzenia przestrzeni w której żyjemy, spotkania innej inteligencji, życia w formach, których nawet nie możemy sobie jeszcze wyobrazić, odkrywanie, nauka, ciekawość, ekscytacja.
To przed nami jeszcze. Nie wiem, czy będziemy kosmicznymi wędrowcami w statkach jak Voyager czy Enterprise. Może będziemy zakrzywiać przestrzeń i w milisekundę przenosić się w dowolne miejsce w kosmosie, czy też będą inne sposoby. Jednak jestem pewna, że to zrobimy. Wcześniej czy później. Niezależnie od tego, czy będziemy gotowi czy nie. Bo posiadanie technologii nie jest tożsame z gotowością. Ale ta historia już się toczy...

Jednak są inne przestrzenie, są inne światy do eksploracji o których nie myślimy za często. 
Co będzie, gdy umrę? 


O śmierci rozmawiamy jakby była granicą. 
Boimy się jej diabelnie, za wszelką cenę chcemy uniknąć, choć oczywiste jest, że się nie uda. Ale próbujemy. Albo zmęczeni uciekaniem, godzimy się:
- pochowajcie mnie na cmentarzu koło babci i dziadka, pogrzeb ma być skromny, kwiatów nie potrzebuję, świeczkę czasem zapalcie.
Moja babcia Szura zawsze na cmentarzu powiadała:
- oni już w Domu, a my ciągle w gościach.
Nie wiem jak wyobrażała sobie Dom, ale zaglądała jednak za tę granicę.
Nie wiem jak dużo ludzi myśli o tym co PO. Może wszyscy?
Może niewielu...
Nie rozmawiamy o tym. Chodzimy do kościołów, cerkwi, meczetów, bożnic i co tam jeszcze, gdzie podaje się nam jakąś wersję życia PO. Bierzemy albo nie, ale skoro chodzimy, to bierzemy raczej. Niektóre mnie trochę śmieszą, choćby te ciągłe, w nieskończoność 72 dziewice muzułmańskie, albo nasze, katolickie, wieczne chóry anielskie sławiące Pana. I my w tych chórach, po wieczność. Jeju, chyba bym wolała te dziewice, tylko co ja bym z nimi robiła? Wierzymy w różne bajki.
To pomaga. 
Strach mniejszy.


Ale strach można oswajać na różne sposoby.
Szukam innych możliwości. A kiedy się szuka, to się znajdzie. Ludzie opowiadają inne rzeczy niż religie. Wszystko zawiera skrawki prawdy, są tylko porozrzucane w różnych miejscach, poskładać puzzla trudno. Bo on bez obrazka jest, mystery taki :)
To znaczy bez obrazka w mojej głowie, bo do takiego zbierania i układania, trzeba trochę zrobić w niej miejsca. Wyrzucić dotychczasowe zawierzenia i pewności. To trudne jest, bo powstaje Pustka, nikt nie lubi Pustki, nie ma się czego przytrzymać, nic nie można kontrolować, przewidzieć, zaplanować. NIC.
I najczęściej dotykając skraju Pustki jednak robimy krok w tył. Do strefy komfortu, choć może już ona mało komfortowa, ale znana przynajmniej.



Od wielu lat zaglądam za tę kurtynę, zbieram puzzle, oswajam własny strach i Pustkę.
W bibliotece spotkałam dwoje ludzi, którzy podzielili się swoimi przeżyciami z tamtej strony. 

PanB miał operację na otwartym sercu. Obudził się w trakcie operacji ponad stołem operacyjnym. Przerażony oglądał siebie i chirurgów grzebiących w jego otwartej klatce piersiowej. Krzyczał, by go zostawiono w spokoju i nie od razu zorientował się, że wyszedł z ciała i wisi nad nim. Oczywiście nikt go nie słyszał ani nie widział. Potem nagle przerzuciło go na łąkę. Łąka w słoneczny dzień. Poszedł tą łąką w kierunku miasta widocznego w oddali. Kiedy doszedł, zobaczył ładnie ubranych ludzi i zorientował się, że to jego znajomi, którzy już umarli. Stali, patrzyli na niego. Kiedy podszedł do nich, zaczęli go pytać, co on tu robi, to nie jego czas jeszcze...
I bum, nagle obudził się na sali pooperacyjnej.

PaniU podczas porodu miała zapaść. Znalazła się w pięknym ogrodzie, chodziło tam sporo ludzi, ale do niej wyszedł jej dziadek. Nie mówiła dużo, ale pogadali sobie, posiedzieli w tym ogrodzie i ona nie chciała wracać. Ale dziadek powiedział, że musi jeszcze wrócić. Powiedział jej co będzie w jej życiu, część zapamiętała i faktycznie, zdarzyło się, bo jednak zgodziła się wrócić.

Tych dwóch relacji wysłuchałam z pierwszej ręki. Ale tylko dlatego, że sama otworzyłam się i zachęciłam ludzi. Zaufali. Bo nie jest łatwo opowiedzieć taką historię i narazić się na obśmianie. 
Obśmianie to mechanizm obronny innych strachulców :)

Ostatnio trafiłam na YT na konto Przewodnicy duchowi. 
Nazywają się jak nazywają :) ale zbierają i tłumaczą opowieści ludzi z całego świata. Opowieści zza tej magicznej granicy śmierci. Oczywiście ci ludzie wrócili, bądź zostali zawróceni i dlatego mogą opowiadać, jak się okazuje jest tego całe mnóstwo. Ludzie się dzielą.

Przesłuchałam już ze 100 opowieści. W bibliotece jest tyle marudnej pracy biurowej, zdecydowanie przyjemniej, gdy można to sobie jakoś umilić. 
I tak słuchając, zaczęłam wyłapywać powtarzające się rzeczy w tych relacjach. 
Tunel, czasem ciemny, czasem jasny, mniejszy większy, ale zazwyczaj występuje. Zazwyczaj ktoś wychodzi na spotkanie. Różnie, anioł, Jezus, Budda, ktoś z rodziny, przewodnik, czasem jest to tylko głos bądź obecność, trafiały się ukochane zwierzęta. Ale zazwyczaj ktoś tłumaczy co się dzieje. Czasem zwiedza się tamten świat, czasem nie. Porozumiewa się telepatycznie, czuje się cudownie, bezpiecznie i lekko. Nic tam się nie da ukryć, bo wszyscy od razu czują co inni czują. Ale każdy mówi, że jest to cudowne uczucie. Nikt nie ocenia, nikt nie krytykuje, pełna akceptacja, jakiej na poziome Ziemi nie da się doświadczyć.
No i wszyscy zaliczają film ż życia, które właśnie trwa. 
Nikt nie ocenia, sam wyłapujesz co mogłeś zrobić inaczej, czy dokuczyłeś komuś, ale przy tak pełnej akceptacji i miłości wokół, nie jest to stresujące ani zawstydzające. Nauka.

Jednak zauważyłam cos niepokojącego.
Większość ludzi wracać nie chce. Bardzo nie chce. I wtedy są zachęcani. Na przykład, kiedy w filmie życia widzą, że zrobili coś komuś złego, to pozwala im się poczuć, co czuł krzywdzony.
O! to nie jest fair! Jak dla mnie, to manipulacja. 
Czyżby w świecie PO takich metod używano? 
Bo skoro schodzimy na Ziemię i kasuje nam się pamięć, nie ma telepatii ani jasnoczucia, to ja przepraszam, nie odpowiadam za czyjeś emocje. Za moje intencje odpowiadam.
Czasem bywa tak, że chcę naprawdę dobrze, a ktoś cierpi, bo ma inne soczewki niż ja. 

Większość ludzi przy tym wymięka :) i zgadza się wrócić.
Ale jeden chłopak, który w skutek wypadku znalazł się PO, na pytanie: i jak oceniasz swoje życie? odpowiedział:
- dobrze, nauczyłem się dużo i stworzyłem wiele okazji do nauki dla innych :D
Wtedy jego przewodnik odpowiedział:
- to ciekawe, że tak postrzegasz swoje życie...
Taaaaa....
No cóż i tak go wysłali z powrotem, ale przynajmniej próbował :)
Jezus mówił: jako w niebie tak i na ziemi. I odwrotnie.


Wygląda na to, że PO jest dość zorganizowane. 
Dla każdego coś dobrego. Każdy dostanie to, co z nim rezonuje. Ktoś to nadzoruje chyba. Ogarnia, byśmy trafili tam gdzie trzeba. To pocieszające. 
Potem planujemy następne życie i następne, uczymy się.

Choć i tam trzeba uważać :)
Czyli przygoda :)

Ale jeszcze troszkę z tym poczekam...



PS. No i pozostaje pytanie: a co po tych wszystkich życiach? Kiedy już przez eony inkarnuję, poznaję, uczę się i mam dość wreszcie? No właśnie...?



Pozdrawiam Wszechświecie, twoja badaczka innych światów, Prowincjonalna Bibliotekarka


niedziela, 7 stycznia 2024

Kłopot Wszechświecie

 


To jest Stefcia i ona nie jest kłopotem :)
To jest nowy kot mojej mamy, którego znalazła w swoim ogródku 4 tygodnie temu. Stefcia wpadła pod samochód prawdopodobnie, ma pękniętą miednicę, która ładnie się goi już. Jest też przemiła, przytulna i bardzo żwawa. Wniosła do domu mamy powiew optymizmu, radości i zabawy.
Widocznie Wszechświat uznał, że mama potrzebuje :)
A za Stefcią widać mój piec, który wybroniłam przed rozbiórką. I niech nikt się nie waży nazwać go kopciuchem! Takich pieców jest mnóstwo na Podlasiu a wystawienie nowego kosztuje krocie. I ludzie stawiają, nasz znajomy zdun ma zamówień na 2-3 lata do przodu.

Jef Borgeau
Zima przyszła do Miasteczka.
Ale zanim przyszła były święta, mokre i zabłocone. W wilgotnej szarości mieszkańcy gorączkowo robili zakupy, planowali, sprzątali jak co roku zasilając ciemną stronę mocy swym zdenerwowaniem, irytacją, zmęczeniem i rozżaleniem.
Do mięsnego sklepu przyszła staruszka o kuli. Kolejka ludzi karnie stojących w rządku lekko zafalowała. Ale co zrobisz, trzeba przepuścić. Staruszka wyjęła wielgachną torbę i zaczęła kupowanie, a to tego, a to tego, spore zakupy. No i schabu jeszcze świeżego...
Onie! Tu kolejka nie wytrzymała!
Schabu jakoś mało było, a prawie każdy chciał. Schabu nie damy!
Sklepowa powiedziała, że ona posłucha ludzi i schabiku nie da, bo są jakieś problemy z zaopatrzeniem. Ze staruszki wyskoczył wilkołak i zaczął się drzeć postukując kulą:
- ja napiszę do pani kierownika jak się tu ludzi traktuje, kurwa, co to jest? Ja was wszystkich zajebię!!!!
I wyszła trzaskając drzwiami.
Nie będę nic kropkowała, niech to wybrzmi, bo wszak naprawdę wybrzmiało...
Sklepowa opowiadała w bibliotece ;)
Magia Świąt...

Jef :)

A Kłopot...
Moja sprzątaczka zachorowała dwa lata temu, wykryto nowotwór piersi. Rzecz poważna, zwolnienie długaśne. Generalnie ona nie moja, tylko Domu Kultury w którym sobie na piętrze biblioteka egzystuje. Dyrektor kultury zatrudnił nową sprzątaczkę, która przejęła obowiązki. Pojawiła się Nowa w piątek, bo w piątki bibliotekę sprząta się zwyczajowo i zonk!. Spojrzałyśmy na siebie z koleżanką, obie pielęgniarki z wykształcenia...dobrze nie będzie.
Otóż Nowa wygląda na chorą. Zdecydowanie problemy ruchowe, opuchnięte i powykrzywiane stawy kolanowe, skolioza z kyfozą, zapadnięta klatka piersiowa, cera mocno podbiegnięta wodą...
No współczuć, chodzi, działa, ale to praca fizyczna. A ma 5 budynków do ogarnięcia, bo jeszcze trzy muzea i ośrodek regionalny.
Dla zdrowego to wyczerpujące, a dla chorego?
Renty nie ma, chyba nigdy się nie starała, pracować trzeba, bo do emerytury brakuje kilkunastu lat.
No zaczęło się sprzątanie, a właściwie jego brak. Bo zawsze coś. Czasu brak, wpadała jak wicher, byle jak pociągała szmatą po podłodze, zgarnęła śmieci z koszy, zalała tytanem kibelek, spuściła wodę i znikała. I częste zwolnienia, wizyty w szpitalu, badania czort wie co jeszcze. Odbyłam rozmowę, powiedziałam, co ja wymagam. Delikatnie, bo nie lubię takich rozmów, ale dałam radę. Starała się kilka tygodni, potem to samo. Wzdychałyśmy za Starą sprzątaczką, ale co zrobisz?

Po jakimś czasie zorientowałam się, że Nowa dla nas nie ma czasu, ale bierze udział w różnych zajęciach w kulturze, jeździ na jakieś warsztaty, udziela się w innych aktywnościach, bo ma zamiar przeskoczyć na stanowisko instruktora. No plan dobry, ale obowiązki są...
Odpuściłam, a czort!
Same sobie pomyłyśmy co trzeba i jakoś szło.

Aż wróciła Stara sprzątaczka, bez piersi ale zdrowa. Dyrektor znalazł pieniądze i obie sprzątaczki zostały. Nowa była bardzo niezadowolona gdy dostała umowę na stałe, liczyła na coś innego. 
I na zmianę przychodzą w piątki, raz jedna, raz druga...
Stara jest ok, sprząta dokładnie, nie śpieszy się. Teraz nie ma tyle siły co kiedyś, posiedzi, herbatkę wypije, pogada (no trochę marudna z tym gadaniem ale idzie przeżyć). Odpocznie i dalej. Czysto.
Nowa dalej to samo, ciągle zalatana, ciągle się śpieszy. Brudno.

Odbyłam drugą rozmowę, niechętnie. Ciut ostrzej ale nadal grzecznie.
Obraziła się.
Poszłam do Dyrektora i poprosiłam o stały, piątkowy, biblioteczny przydział Starej. Bez Nowej.
Zobaczymy czy wilkołak wyskoczy ;)

Jef, no śliczny...

Mam taką matę z plastiku pod krzesłem, żeby nie zdzierać linoleum z podłogi. I jedną z moich próśb było, by przecierać podłogę pod tą matą, bo zbiera się brud na brzegach. Oczywiście najpierw na mokro a potem na sucho, bo pod matą nie wyschnie. Jakoś przy myciu podłogi Nowa nie widziała tej czarnej obwódki, w końcu sama zaczęłam myć i już. Ale wróciła Stara, która to myje więc Nowa też powinna.
Zrobiła to, widziałam jak jej ciężko się pochylić, kucnąć i jak ciężko wstać.
W ciele prawda jest.

Jednak empatia czasem zaciemnia sprawy.
Zbyt wiele empatii powoduje, że zaczynamy szkodzić sami sobie.
Ślepniemy.
Nowa jest twardą nauczycielką :)

Jef

PS. HaniuC, dziękuję...♥




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja okrutna i zła, Prowincjonalna Bibliotekarka