Obserwatorzy

niedziela, 15 stycznia 2023

Herbatka z kompostu Wszechświecie

 



Orkiestra w oskrzelach ucichła.
Zwolnienie się kończy i czas wracać na posterunek biblioteczny. Pisać sprawozdania i wysyłać je w czarną dziurę w Kosmosie. Robić nowe zakupy i cieszyć czytelników oraz siebie, bo zapach nowych książek jest jak narkotyk. Lubię brać do ręki nowe książki, jeszcze nie dotykane, jeszcze nie otwierane, z tajemnicą w środku...
Lubię odkrywać tę tajemnicę, to jak spotkanie z innym człowiekiem w przestrzeni gdzie oboje czujemy się jak w domu. Bezpiecznie, ciepło i przytulnie. 
Biblioteka jest miejscem magicznym. Dla mnie. Być może dla innych też.
Lubię swoją pracę. Właściwie to nawet nie praca...

Jacek Yerka
Odkryłam, że mam kompostownik.
Normalnie nie mam, tzw. "bio" wystawiamy do zabrania co dwa tygodnie. Idiotyzm jakich mało, ale co zrobisz, psychiatryk. Trzeba się dostosować do pewnych rzeczy. A do pewnych nie. Nie i już!

Otóż mój kompostownik stoi w mojej głowie. Lekko na uboczu od głównych ścieżek neuronalnych. W kompostowniku impulsy elektryczne jakby zwalniają, zagęszczają się, bardziej się mieszają, stają się pełniejsze, bardziej wykorzystują swój potencjał. Do kompostownika wrzucam rzeczy, które nie są oczywiste, które dostrzegłam dopiero, bądź znam, ale dostrzegłam ich drugą i dziesiąta naturę.
W kompostowniku czas wolniej płynie więc wszystko ładnie się rozkłada, zmienia formę, nabiera aromatu, sensu, upłynnia się bądź zestala. I kiedy po jakimś czasie pogrzebię w nim, to mogę sobie wyciągnąć czerpaczek herbatki z kompostu. Nalać do kubeczka i zobaczyć cóż mi tym razem wyszło, czasem z fusów nawet powróżyć.
No i ostatnio pogrzebałam w kompoście. 

Bo tak...
Oglądam na YT kanałów kilka, z czego jeden podróżniczy, często: Jak to daleko, bo to Tomek Podlasiak podróżuje po świecie i z miasteczka obok on jest. Jest fajny, robi dobre filmiki, pokazuje świat od normalnej, ludzkiej strony. Postanowił, że z tego podróżowania i filmów chce żyć, że to jego ciężka  czasem praca i to podkreśla. Tak jakby bez tej ciężkości to praca się nie liczy, ale ok, jak dla mnie w porządku.
Więc prosi o lajki, o udostępnianie, o wsparcie finansowe jak kto może, prowadzi sklep internetowy, pisze książki. Wrzuca filmy na bieżąco z podróży, rozumiem, że to trudne, ale naprawdę dobrze mu idzie. Więc uczciwie lajkuję każdy film, polecam, udostępniam gdzie mogę i chciałam kupić książkę w jego sklepie.

I zonk! Do sklepu nie wejdę, jeśli nie wyłączę adblocka! Ożesz, jak zatrzęsło kompostownikiem!

Bo ja tam wcześniej wrzuciłam prośby Graszki z kanału Dom pod bocianem o oglądanie reklam w jej filmikach. Bardzo lubię Graszkę o czym ona dobrze wie :)
Ale adblocka mam i reklam nie oglądam. Znaczy on trochę przepuszcza, ale w ilościach do zniesienia i jest opcja: pomiń reklamę, z której skwapliwie korzystam. Choć 3 sekundy tego syfu muszę znieść. Graszka ładnie prosi, podaje argumenty, a we mnie mocne "nie". Przyznaję, wstyd mi trochę było.

Jakiś głos za uchem marudził: ale to przecież Graszka, lubisz, korzystasz, wiesz, że na koty, pomóż kobiecie. I głupio jakoś się robiło, taka nieładna w lusterku byłam, skąpa i wogóle...
A drugi głos mówił: przestań, reklamy to syf, czort wie co ci do głowy nakładą, wiesz o podprogowych manipulacjach, wiesz, że specjaliści to robią, gadają do twojej podświadomości, kłamią, manipulują, dla nich jesteś tylko towarem. Kiedy ostatnio reklama prawdę zawierała?To twoja głowa, nie wpuszczaj...

Skoro mieszane uczucia miałam, to włożyłam to wszystko do kompostownika, przerabiało się.


I Tomek z Jak to daleko, zmusił mnie do konfrontacji z tematem. Nie kupiłam książki. Napisałam do niego, wyłuszczając mu problem mój, a on mi odpisał, że skoro tak i nie zdejmę adblocka, nie oglądam reklam, to jestem dla niego "nieprzydatna".
On na mnie nie zarabia mój Wszechświecie...
Egoistka jedna, pasożyt normalnie, symbiozy zero...
.

Kompostownik naprawdę się przydaje.
Jednak czasem herbatka z niego wychodzi mocno wytrawna o posmaku ziemistym i tylko dla koneserów
Ale muszę powiedzieć, że smakowała mi :) 
Bo uświadomiłam sobie, że w tym głupim świecie trzeba dbać o siebie na wielu płaszczyznach, nie tylko cielesnej. Znaczy wiedziałam to wcześniej, ale to taki fragment rzeczywistości, który mi umykał. Bo niby reklamy są wszędzie, stały element naszego życia, właściwie nie zauważamy nawet, prawda?
Można zignorować, nie patrzeć, przeczekać. 
Pamiętam kiedy Polsat wszedł do gry. Pierwsza, prywatna telewizja. Mieli fajne filmy, ale w czasie filmu były reklamy. Film miał 2 godziny, a reklamy dodawały mu jeszcze jedną. Jakoś to się znosiło, cena za nową telewizję. Ale...

Jesteśmy prawie 50 lat w przyszłości i rozejrzyjmy się co się dzieje...
Znajdźcie miejsce wolne od reklam.
Okazuje się to prawie niemożliwe. 
Właściwie nawet całkiem niemożliwe.
Kiedy i jak to się stało?


PS. Siedzimy sobie wczoraj u przyjaciół. Z lekkim poślizgiem świętujemy prawosławny nowy rok. Wszyscy zajadamy się shushi, bo nas od kuchni odrzuca po świętach, a w sąsiednim miasteczku pyszne rolki robią. To zamówiliśmy dużo, dużo! i jest fajnie. 
I nagle słyszę:
- Takie mam jakieś poczucie winy jak jem to shushi, bo ono z awokado jest.
Zamieniłam się w wielki znak zapytania????
- Bo córka mi powiedziała, że pod farmy awokado wycinane są lasy deszczowe, tną wszystko, wykorzystują każdy skrawek ziemi, nawet są gangi awokado. Najlepiej awokado wcale nie kupować.
Taaa....
Jak to dobrze, że wiemy takie rzeczy.
Możemy nie kupować awokado i pomóc mamie Ziemi.
Dobrzy z nas ludzie...
I skąd ja to wiem?




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zawzięta ogrodniczka, Prowincjonalna Bibliotekarka.

poniedziałek, 9 stycznia 2023

Nowy Rok Wszechświecie

 

Victor Nizovstev

Święta prawosławne.
Mój mąż mówi, że panbuk lubi bardziej prawosławnych, bo zawsze mają śnieg na święta.
Ja uważam, że po prostu byli sprytniejsi i wybrali lepszą porę zimową.
A zresztą kto tam wie, bajki tego świata zamotane są, powstawały w mroku dziejów, rozpadały się w świetle słońca, nikt już nie wie jak naprawdę było.
Choć myślimy, że wiemy, bo bardzo chcemy tak myśleć.
Każdemu wolno.

Igor Ropyanyk

Przed świętami przyszedł do biblioteki czytelnik, Niefajny. Nie lubię go i zaliczam do przykrych obowiązków obsługę tego pana. Jest roszczeniowy jak piła drewniana i totalnie głuchy na to co inni mówią. Niefajny bardzo często narusza przestrzeń osobistą  innych i nie potrafi wyczuć, kiedy lepiej się zamknąć. Radzę sobie z nim ale zapewnia mi naprawdę wymagające ćwiczenia z asertywności. Czyta sporo i ostatnio mnie zadziwił jednak.
Wparował do wypożyczalni w czasie gdy ucinałam sobie miłą pogawędkę z ulubionym czytelnikiem Fajnym. Fajny czyta science fiction, taka pokrewna dusza. Niefajny chwilę udawał, że szuka książek, ale wiedziałam, że nie wytrzyma i się wetknie do rozmowy, no trudno...
Dwie minuty i już peorował:
- bo ja nie wiem, jak można takie książki drukować, to bardzo szkodliwe jest. Ja też czytam science fiction (nieprawda, czyta fantasy) i nie da się czytać książek, gdzie zmieniana jest historia. Jeśli się coś zdarzyło, to się zdarzyło. To są fakty historyczne, nie można sobie wymyślać. Nie można ludziom w głowach mącić. Powinna być cenzura, która tego pilnuje.

Rzadko brakuje mi słów, ale razem z Fajnym lekko oniemieliśmy...
Przełknęłam i odezwałam się jednak:
- ale sam pan mówi, że pan czyta science fiction ( nieprawda, ale czort z nim), to fantastyka jest, tu trzeba wymyślać, uruchamiać wyobraźnię, tworzyć światy i wydarzenia alternatywne!
Niefajny odoł się jak indor i widziałam, jak błysk radości zapalił się w jego oczkach, lubi, no lubi swoje racje wykładać, wiem, mogłam zamilknąć, ale nie dałam rady....
-  no tak, oczywiście, wyobraźnia jest bardzo ważna, ale jak coś się już zdarzyło, to tak ma być. Można wymyślać na temat tego, co może się zdarzyć, ale jak już historia zanotowała, koniec, to jest Prawda i jej nie można zmieniać!

Popatrzyliśmy z Fajnym na siebie, zrozumieliśmy się bez słów.
Nie ma o czym gadać. 

Gerhard Gluck

Ale mocno się zastanawiałam nad Niefajnym. Bo w sumie nie przychodzi do mnie dorosły chłop, przychodzi małe dziecko, które nigdy nie dorosło. To ono chce uwagi, zawzięcie i wcale nie skrycie. Chce to dziecko zaistnieć i stosuje metody dziecinne, choć skuteczne. Uwagę dostaje, ale raczej nie przytulaki, tylko poszedł won...
No i sztywne, zestrachane rowki po których umysł jeździ...
Gdyby nie był tak upierdliwy, bym nawet mu współczuła. W sumie nawet współczuję, ale omijam, bo toksyczność duża. 

Jednak takich Niefajnych mnóstwo jest. Sama kiedyś byłam Niefajna. Wtedy myślałam, że byłam Fajna, taki stan pomroczności jasnej. Pamiętam ten czas, ale mam wrażenie, że żyłam w jakiejś mgle. Nie do końca realnej rzeczywistości. Mimo betonowych przekonań i jedynego słusznego poglądu na życie, nie było nic stałego. Teraz kwestionuję mnóstwo rzeczy, wszystko jest płynne a mimo to, jest stabilniej.
Ot ciekawostka...

Gerhard Gluck

Żyjemy w dziwnym świecie.  
Zachorowałam na Sylwestra. Gorączka trzymała mnie cztery dni. No grypa, chyba prawdziwa. Ponieważ zaczęłam słyszeć jakieś podejrzane skrzypienie w moich oskrzelach poszłam do lekarza, niechętnie, ale co zrobisz. Antybiotyk potrzebny jednak.
Siedzę w pustej poczekalni, bo pacjenci na godziny umawiani, zamaseczkowana i przyduszona, czekam.
I któż do mnie się dosiada? 
Córka Niefajnego, pielęgniarka, również moja czytelniczka. I słyszę, że ona to już od świąt choruje, miała grypę, potem c19, a teraz ma jakieś powikłania i słabości, dojść do siebie nie może, ale pracuje. 
I tak siedziałyśmy, i rzęziłyśmy do siebie zza masek, ona poszczepiona 4 razy, ja ani razu, obie chore.
Ona uważa, że gdyby nie szczepienia to już by umarła, ja uważam, że gdybym się zaszczepiła, to już bym kipnęła ;)
Dom wariatów co nie?

Ale najważniejsze chyba, dobrze się w nim urządzić.

Gerhard Gluck
 
Wszystkiego Najlepszego Wszechświecie życzę na nowy, wariacki i ciekawy rok 2023!


Gerhard Gluck