Obserwatorzy

sobota, 10 lutego 2024

Giligiligili Wszechświecie

 


Na wstępnie serdecznie przepraszam za to, że nie odpisałam na komentarze niektóre pod poprzednim postem. 
Ja się zawsze z każdego komentarza cieszę jak dziecko, ale tym razem, no cóż, karmnik postawiłam na oknie dla ptaszków...
Fajna sikorka, prawda?

Karmnik zrobił Mąż kochany, mieszkamy na pierwszym piętrze, więc okno w sypialni bezpieczne. Naprzeciw czeremcha, gałązki do siadania dla skrzydlatych biesiadników. Podeszłam do sprawy fachowo, poczytałam co sypać i nabyłam karmę Tłusty Kąsek. Na zachętę dosypałam jeszcze łuskanego słonecznika i po dwóch dniach karmnik stał się obleganą stołówką.

Sikorki bogatki, modre i ubogie, mazurki i wróble, sójki i zięby, jery, dzwońce i czyże. Dokształciłam się z naszego ptactwa. Pojawił się też grubodziób. Jeden, nie wiem czemu taki pojedynczy.

ciężko im zrobić zdjęcie...

Rano sypię świeże ziarna i mam w czasie szykowania się do pracy, telewizję śniadaniową.
Nie tylko ja zresztą...


Funio lubi pooglądać zwierzynę

Ptaki przyzwyczaiły się do kotów i nic sobie z nich nie robią. Z resztą, to najczęściej wygląda tak...


I tak sobie oglądam te ptaszki, cieszę się, ale pracuję od 9 do 17, zanim ściągnę się do domku, już ciemno i karmnik pusty. Mogę tylko z rana popatrzeć godzinkę na karmnikowe życie w międzyczasie.
I jeszcze jedno: gili nie było. Lubię gile od dzieciństwa, bardzo. Te ptaszki z czerwonym brzuszkiem jakoś mi utkwiły bardzo w pamięci. Na wsi zawsze gdzieś można dojeść sobie, u kur na przykład. Pamiętam całe gromady gili jedzących wspólnie z kurami sypane ziarno. Ale potem całe dekady ich nie widziałam. Nawet przez dwadzieścia lat spacerów po Sadzie, ani jednego gila.
I patrząc na karmnik żałowałam, że nie ma gili i, że nie mam więcej czasu na oglądanie afer karmnikowych, bo tam się działo a działo. Czasem koegzystencja, czasem awanturki :)
A Wszechświat słuchał uważnie..


Dwa tygodnie temu wybrałam się do pracy trochę za późno, więc się lekko śpieszyłam. Było jeszcze ślisko, ale bez przesady, dało się spokojnie iść. I nagle świat zawirował, noga trafiła na placek lodu i wylądowałam na ziemi. Bolało. 
No i mam pęknięte coś w barku. Cztery tygodnie zwolnienia. Ograniczona ruchomość i ból. Generalnie inwalidka. Dopiero teraz jakoś się ogarniam, sklejam się zdrowo, wszystko na dobrej drodze.
Ale, otóż...
Po upadku wróciłam do domku, żeby poczekać na męża i transport do służby zdrowia. 
Pokręcona, skulona i obolała, wchodzę do sypialni i kombinuję, jak tu zdjąć kurtkę, rzucam okiem na karmnik...
A tam...
Gile proszę ja was...





Stanęłam lekko oniemiała. Jakto?
Teraz?
Trzeba było pęknąć obojczyk żeby gile przyleciały?

U ortopedy dostałam 4 tygodnie zwolnienia. 
Więc mam gile do obserwacji, aż trzy pary, mężowie i żony, oraz czas, duuuużo czasu.
Całe dnie :)
Zamówiono, dostarczono.

Chyba jednak trzeba ostrożniej i bardziej przemyślanie z Wszechświatem konwersować. 



Grubodzioba polubiłam od razu, bo nawiązywał komunikację. Wpadał do karmnika, najadał się a potem zaglądał do pokoju przechylając łepek to w prawo to w lewo, usiłował dojrzeć co jest za tą niewidzialną ale twardą przesłoną. Opukiwał szybę badając cóż to za dziwo. Nie bał się kotów ani mnie. Był tylko jeden, wszystkich innych ptaków jest dużo, ale on pojedynczy.
Nagle w zeszłym tygodniu zniknął. Zmartwiłam się, bo po dwóch miesiącach, właściwie stał się członkiem rodziny. 
Dwa dni go nie widziałam, aż trzeciego dnia rano poszłam inną drogą z suczką przez Projekt na spacer i go znalazłam. Leżał martwy pod wielką lipą. Nie było widać uszkodzeń, po prostu leżał.
Zrobiło mi się bardzo smutno, naprawdę 
Iskierka życia jaka w nim była, znikła. To było widać. Zostawiłam go tam, Natura ma sposoby zagospodarowania opuszczonych przez Życie skorupek. 
Jednak kiedy po dwóch dniach ciągle tam leżał, zakopałam go, tak mi jest lżej. 
Koło Życia na planecie Ziemia. 

I tak zastanowiłam się, ptaków jest mnóstwo, naprawdę mnóstwo.  W gawronim osiedlu mieszka pewnie z setka ptaków. Wokół nas mnóstwo innych, tysiące, setki tysięcy. 
A nigdzie nie widać martwych ptaków. Czasem sporadycznie się zdarzają, ale przy tej ilości powinno być więcej ptasich trupków. Nie wydaje się wam?
Przeciętny wróbel żyje 3 lata, sikorka około 10 i więcej, gawrony do 20 lat, bocian kilkanaście lat. To jednak krótko.
Gdzie są ciała?
Jakoś mnie to zastanowiło i nie umiem odpowiedzieć. 
Hm...?

Czasem też robię kotom tak :)




Pozdrawiam Wszechświecie, twoja sklejająca się ornitolożka, Prowincjonalna Bibliotekarka