Steve Hanks |
Sprzątaczka nasza przyniosła informację:
Stał sobie burmistrz przed wielkim oknem w regionalnym sklepie i spoglądał przez nie na Projekt, na wszystkie plansze/durnostojki, na gołe połacie błota z rzadko posadzonym barwinkiem, na drzewa, które ostały się po wielkiej wycince, na ścieżki posypane jakimś żwirem, który wygląda jak gips, na generalnie bezsens cały ten...
I powiedział do naszej sprzątaczki: ładnie, prawda?
Boszesztymój...
Ja i on żyjemy w innych światach.
Życie wokół staje się wiosenniejsze. Czeremcha już za chwilę ma zamiar wypuścić listki. Nabrzmiałe, zielone pączki niecierpliwie powstrzymują się jeszcze, bo mróz, ale tylko patrzeć, będzie świetliście zielono.
Ptaki nadal dokarmiam, bo przylatują. Mazurki, czyżyki, wróble, sikorki, jery, no i oczywiście gile.
Gawrony już od stycznia działają. Przyjechała straż pożarna i strąciła im gniazda dwa tygodnie temu.
Odbudowały w tydzień. Głupców nie brakuje...
A ja? Ja się rehabilituję, chodzę do pracy, kupuję książki, opracowuję i płynę.
Mąż robi imprezę pożegnalną w robocie. Emerytura. To będą ciężkie dwa dni, bo impreza w sobotę i niedzielę, żeby wszystkie zmiany mogły przyjść. Alkazelcer kupiony, będzie dobrze.
Ostatnie 2-3 miesiące były trudne. Takie pod znakiem mężowskiego odchodzenia na emeryturę, porządkowania, trudnych emocji, godzenia się, złości, dezorientacji i wszystkiego, co z takimi rzeczami się wiąże.
Steve Hanks |
I tak zastanawiam się...
Pośliznęłam się, to już wiesz Wszechświecie. Mocno się pośliznęłam, aż pękła kość ramieniowa.
Choć bolało jak cholera i aż gwiazdki zobaczyłam, poleżałam, wstałam i polazłam do pracy.
Tak sobie układałam w głowie: będzie dobrze, obiłam się, ale przejdzie, nie będzie źle. SynNumerDwa miał druty w barku po upadku, widziałam jego zdjęcia rentgenowskie i przerażało mnie to, więc tę myśl odsuwałam. Nic mi nie będzie, tylko się obiłam.
W pracy jednak nie dało się nic robić, poddałam się po godzinie i poszłam do domu. W domu położyłam się, owinęłam kocem i spałam dwie godziny. Obudziłam się spokojniejsza. Ale gdy się poruszałam, okazało się, że wcale nie jest lepiej.
I tak zawisłam...
Nie zadzwoniłam po męża, nie poszłam do lekarza, nic...
Siadłam na kanapie, włączyłam serial i tak przesiedziałam do popołudnia, aż do powrotu męża.
Zero łez. Zero działania i wyparcie. Odcięłam się od ciała.
Steve Hanks |
Mąż wszedł, zdziwił się, więc mu powiedziałam, że upadłam i bark mnie boli. Wypytał o szczegóły i wybuchł jak petarda:
- jak to rano?!!! czemu nie zadzwoniłaś?!!! a jak ci się coś stało poważnego?!!! i tak tu siedzisz cały dzień?!!! Co ty sobie myślisz, trzeba jechać do szpitala!!!
Dopiero teraz poleciały mi łzy, ale nie dlatego, że bolało, ale dlatego, że poczułam się jak głupia, odrzucona, niezaopiekowana, no i winna, winna kłopotu...
Bo przecież czas niedobry, emerytura i to wszystko, a ja robię kłopot.
Pojechaliśmy do szpitala, ale przez całą drogę męża nosiło. A mnie ciągle chciało się płakać.
Potem przez dwa tygodnie słyszałam: ale numer wywinęłaś; jak tak można; nie ufasz mi, mówiłem: chodź po śniegu, omijaj lód, nie łaź na skróty...itd.
Synowie dobili mnie tym samym: matka, naprawdę? A po co lazłaś na skróty? Czemu nie poszłaś chodnikiem? Ale sobie wybrałaś moment...
I cmyknięcia zębem i spojrzenie z dezaprobatą, i westchnienia ciężkie.
Ech...
S.H. |
Bark bolał, pomocy dużo potrzebowałam przy ubieraniu itd. Zaciskałam zęby, przełykałam łzy, czułam się opuszczona, winna. Czasem ogarniała mnie złość, ale nie miałam na nią siły...
To szarpanie w środku: muszę zostać/muszę odejść, a mam tylko 5 lat...
Za dużo.
A bark boli...
S.H. |
Zawsze kiedy zapytasz Wszechświat, on odpowie.
Ale moją decyzją jest czy odpowiedzi przyjmę czy odrzucę.
Kiedy jest za dużo, najlepszym schowankiem jest bezradność.
Powiedz sobie: nie poradzę, musi mi ktoś pomóc, jestem bezsilna.
Wejdź w poczucie winy, wejdź we wstyd, wejdź w smutek, osamotnienie i żal.
Takie znajome, takie wygodne, takie moje...
Złość schowaj, ona wszystko zepsuje.
Ta malutka dziewczynka, mała Ania, nauczyła się tego dość szybko chyba.
To chroniło. I nadal chroni usilnie, choć już nie potrzebne.
Po ogarnięciu tematu, poskładaniu wszystkich wspomnień do kupy, medytacjach z gilami, postanowiłam.
W ciemności, w cieple i przytulności flaneli, wtulona w mężowskie ramię, powiedziałam:
- mężu, ciężko mi być obiektem twojej troski.
S.H. |
Słowa nie popłynęły łatwo, czułam szorstkość w gardle, suchość i drżenie. Ścisnęło w głowie.
Zabolał brzuch i kręgosłup. Zabolał bark.
Ale powiedziałam.
O ileż łatwiej zatrzymać wszystko w środku, przełknąć, schować w brzuchu, w kręgosłupie, wepchnąć w mięśnie i zapomnieć.
Schować wszystko w szkatułce ciała i odejść.
A jak boli, łyknąć tabletkę, pójść do lekarza, zrobić kolejne badania, chorować.
Planeta Wiecznej Choroby.
Boli głowa, to na pewno ciśnienie się zmienia, deszcz idzie ;)
S.H. |