Obserwatorzy

środa, 19 lutego 2020

Mój Miły Hejterze we Wszechświecie.


Mój Miły Hejterze, piszę do ciebie z Dalekiej Podróży....

Był taki czas w moim życiu, dość długi, męczący i przykry bardzo. Już wtedy byłam na lekach przeciwdepresyjnych, wiedziałam, że mam depresję, ale uważałam, że jest ogarnięta. Czułam się lepiej fizycznie, dołów wielkich już nie było, wszystko było otulone jakby szarą watą, to było właściwie przytulne. Ale...
No właśnie, ale...szczęśliwsza jakoś nie byłam. Nic się nie naprawiało w moim świecie.
Zaległości w pracy jak były, tak były i rosły. W domu idealnych porządków nie było. Nie mogłam się zmobilizować do niczego, a najgorsze było to, że ciągle się do mnie ktoś czepiał. Mąż, synowie, koleżanki w pracy, czytelnicy w bibliotece. Każdy coś ode mnie chciał, każdy jakieś uszczypliwe uwagi na mój temat puszczał, czułam się zaszczuta i atakowana. Nikt mnie nie chciał zrozumieć, każdy tylko mi dowalał, jaka jestem zła, bez empatii, bałaganiara, leń, do niczego. W pewnym momencie czułam się jak pod ostrzałem, co kto nie powiedział, ja odbierałam jak krytykę i czułam się jak ofiara. I jednocześnie budził się bunt: dlaczego, to niesprawiedliwe, dlaczego ci ludzie tak mnie nie lubią, czemu osoby, które powinny mnie kochać tak mnie ranią? Broniłam się.
Płakałam, atakowałam, uciekałam. Różnie.
Jednak kiedy próg bólu i cierpienia został przekroczony, któregoś dnia zrozpaczona dostrzegłam szczelinę w tej ścianie pod którą stałam: to niemożliwe, żeby tak wszyscy się na mnie uwzięli...

Nieśmiała myśl. Na początku odrzuciłam. Ból był prawdziwy, emocje i uczucia też. Byłam jak chodząca rana, cała odsłonięta i cokolwiek dotknęło, nerwy aż rozpalały się do czerwoności.
Ale ziarenko rosło. Powoli zaczęłam dostrzegać, że niekoniecznie jest tak, jak mi się zdaje. Niekoniecznie mnie tak wszyscy dziubią. Chyba coś jest na rzeczy. Nie zawsze tak było.
Nadal było ciemno, ale jakoś obudziła się Odwaga, by zajrzeć o co chodzi.
I poszłam na terapię.

 Czemu ja o tym? Bo ostatnio czytając blogi natrafiam na takie właśnie posty ( u Jaskółki, filmik u Graszki i kilka innych) Zaczęłam się zastanawiać, jak to u mnie jest? Jak teraz, mając porównanie do tego co było, myślę, odczuwam, radzę sobie?

Będąc w życiu i w sieci, wszędzie spotykam ludzi. Ich umysły brzęczą i nadają cały czas. Dociera do mnie mnóstwo bodźców, różnorodnych. Z moją wrażliwością, reaguję. Zmiana jest jednak diametralna. Nie mam hejterów...
Aż się zdziwiłam, kiedy to do mnie dotarło. Dość dziwna sytuacja. Zawsze miałam jakiś wrogów. Kogoś nie lubiłam z wzajemnością i tak sobie dokuczaliśmy. Nadal to się zdarza, ale to normalne. Poprztykamy się i już. Ale nie mam wrażenia, że ktokolwiek ma coś do mnie. Do mnie osobiście.
Bo nawet jak przez chwilę tak myślę, to potem dociera do mnie, że tak naprawdę NIE.


Zauważyłam, że ludzie zawsze mówią o sobie. Zawsze.
Nawet mówiąc o innych, robią to w kontekście do siebie. To niby oczywiste, ale kompletnie niewidoczne w tym bałaganie jaki mamy na Ziemi. Ale mówimy tylko o tym, co jest nam znane.
A znamy tylko nasze własne wnętrze, tylko swoje emocje i uczucia, tylko swoje doświadczenia.
Na bazie swoich przeżyć, oceniamy innych ludzi. I tu się bardzo można potknąć.
Tu ja się potknęłam.
Zamotałam się we własne emocje, myśląc, że są czyjeś.
Bo przecież poczucie bycia niewłaściwą, niedobrą, głupią, niewartą nie było moje. To inni mi to serwowali, nie ja sobie. Czyżby? Oj Prowincjonalna, to była ciężka lekcja.

Potem trafiłam na zdanie: nikt cię nie może zdenerwować, ponieważ to ty się denerwujesz.
No tak nie do końca zrozumiałam na początku. Przychodzi ktoś, dokucza i co?
To moja wina, że się zdenerwowałam na tego dupka jednego? I tak, i nie ;)
Dupek przyszedł, powiedział: jesteś głupia. I co? Dać mu prawo do obrażania?
Pozwolić wleźć na głowę?

No nie, ale pytanie właściwe i bazowe, brzmi: jesteś głupia?
Pomyśl tak naprawdę uczciwie: jesteś głupia?
Wkurzyło cię to? Jeśli cię wkurzyło, to znaczy, że myślisz o sobie: JESTEM GŁUPIA.

W głębi ciebie siedzi samotne, opuszczone dziecko z przeszłości. I ten dupek do niego mówi, a ono wie, że jest głupie. Ty za to, teraz, nie wiesz. Tak daleko uciekłaś od tego dziecka, tak się go wyparłaś, tak udajesz, że go nie ma, że aż uznałaś to za prawdę. A ten dupek przyszedł do ciebie po to, by ci pokazać prawdę: myślisz o sobie, że jesteś głupia, tam głęboko, w Cieniu własnego Serca.

Gdybyś naprawdę wiedziała i była przekonana, że jesteś w porządku, mądra i taka jak trzeba, tylko byś się roześmiała i zrozumiała, że dupek też mówi o sobie, że w nim też siedzi małe, biedne dziecko. Zapomniane, cierpiące, złe i przerażone. I kopie na oślep. Tak jak twoje.
Wszechświat nam pomaga. Rozejrzyj się, ludzie jacy do ciebie przychodzą, co mówią, jak się z tym czujesz, to wszystko twoje. To co cię denerwuje, jest twoje. To to, czego nie chcesz zobaczyć.
I przychodzą ludzie z tym samym co ty masz w środku, by ci ułatwić, pomóc zobaczyć siebie.

Więc zamiast się bić, uciekać, złościć, płakać, wypierać (choć to nieuniknione i potrzebne) spójrz w to lustro.
Spójrz i zobacz.

Mój Miły Hejterze, dziękuję :)
Co nie znaczy, że cię nie wykopię jak za bardzo oświecisz ...
Niemniej, zapraszam...
Powiedz mi coś o sobie, powiedz mi coś o mnie...




Ps. Cień to to, czego nie chcemy widzieć. Jednak Cień jest tym wyraźniejszy im mocniejsze nań   Światło pada. Bez naszego Cienia, nie będziemy Pełni. Będziemy tylko fragmentem  Siebie.
Można, tylko jaka to strata ;)

Ps. Jaskółko i Graszko, dziękuję dziewczyny :)







Pozdrawiam Wszechświecie, twoja hejtująca i hejtowana Prowincjonalna Bibliotekarka.


niedziela, 9 lutego 2020

Gorset Damy Wszechświecie.

Umarła pani Gorset.
Pisałam o niej Pani Gorset

Umarła już jakiś czas temu, trzy, cztery miesiące. Zrobiła to nagle, niespodziewanie i dość szybko.
Zszokowała wszystkich, swoich kolegów i koleżanki z pracy, zostawiając nas w szarej przestrzeni strachu i niedowierzania. Nikt się nie spodziewał, myślę, że ona sama najbardziej.

Kiedy ją poznałam, jakieś dziesięć lat temu, znielubiłam od razu. Paniusia z tapirowanym i lakierowanym hełmem na głowie, w beznadziejnej garsonce szaroburej, w czółenkach na grzybku.
Z zaciśniętymi ustami, zawsze prościutka, obwieszana złotymi łańcuszkami, kolczykami i pierścionkami.
Czułam, że nigdy nie wyluzowuje, czułam to jej wewnętrzne drżenie, choć wtedy nie rozumiałam jeszcze, że rezonuje ze mną i nie rozumiałam, czemu tak mi gra na nerwach. Wszyscy mówili, że jest elegancka i zadbana, ja widziałam kobietę pozbawioną wyobraźni, zakleszczoną w dogmatach i perfekcjonistkę, która za wszelką cenę musi postawić na swoim. Na biurku PaniG zawsze był idealny porządek. Wszystko miało swoje miejsce. Każda czynność miała swój program niezmienny.
Każda ściereczka miała swój przydział.
Pamiętam, że kiedyś przyszła do biblioteki w białym t-shirtcie i dżinsach. Coś tam rozmawiałyśmy i dostała telefon od dyrektora, że musi zanieść do szkoły jakieś papiery, Zaczęła cała drżeć, zdenerwowała się strasznie. Okazało się, że bluzeczka i dżinsy to był jej strój do sprzątania, miała poukładać w magazynku publikacje turystyczne. Absolutnie nie mogła w dżinsach i zwykłym
t-shirtcie pokazać się u dyrektor szkoły. Pamiętam jej słowa: dlaczego on mi to robi?
Znaczy dyrektor, czemu ją wysyła, kiedy ona ma inne zadania. Na nic były tłumaczenia, że wejdzie, odda i wyjdzie. Że bluzeczka czyściutka i dżinsy ok. Pojechała do domu, do sąsiedniej wsi, przebrała się i dopiero odwiozła papiery. Oczywiście włożyła marynarkę, spodnie na kant, inną bluzkę, poprawiła włosy.
Przyznaję, śmiałam się wtedy z niej strasznie. Cóż, ślepość jeszcze na oczach była, to mogłam się pośmiać złośliwie. Czasem przekładałam jej na biurku rzeczy, dla żartu niby...
Sorry PaniG ;)


PaniG miała PLAN. Zostało jej trzy miesiące do wieku emerytalnego, ale chciała jeszcze popracować rok, póki córka nie skończy studiów. Jej prawo. Ale nie wszystko toczy się jak chcemy. Poproszono ją jednak o przejście na emeryturę. Obiecano zatrudnić w sezonie turystycznym już jako emerytkę. Dla zachęty nie dostała podwyżki, którą dostali wszyscy. To było za dużo.
PaniG zapadła się w sobie, nie mogła tego przegryźć, nie mogła sobie tego ułożyć, tak okropnie ją potraktowano. Poszła na tydzień urlopu, dostała zapalenia zatok, potem jej się pogorszyło, potem wylądowała w szpitalu, potem znienacka umarła w tymże.
Zajęło to, w miarę zdrowej kobiecie, tydzień.
Przeraziła nas wszystkich.

A ponieważ ja już w temacie własnego perfekcjonizmu zaczęłam grzebać, osobiście przeraziłam się najbardziej.

Zawsze uważałam się za bałaganiarę. Większość rzeczy nie ma u mnie stałego miejsca, w szafie wszystko skotłowane, na toaletce piramidki z kosmetyków, w kuchni słoiki niezniesione do piwnicy...
Nie, nawet nie będę pisać ;) Za dużo.
Wszędzie bałagan, niedoróbki, nieogarniątka...Więc gdzie ten mój perfekcjonizm?
W mojej głowie on się panoszył.
Że muszę być dobrą mamą, być dobrą żoną, być dobrą bibliotekarką.
Że jak się do czegoś już biorę, to ma być wykonane profesjonalnie i fachowo.
Że lenistwo jest złe, że muszę być w ruchu cały czas. Działać, robić, nie marnować życia.

Że błędy nie wchodzą w rachubę.
Mój PLAN ich nie zakładał.
Nie dałam sobie żadnych forów.

A ponieważ Wszechświat daje ci zawsze to, o co prosisz, dostałam WSZYSTKO.
Bo tak naprawdę prosiłam o potwierdzenie, że jestem do niczego.
Czyż nie o to proszą perfekcjoniści?
O wieczne porządkowanie, wieczne poprawianie, wieczne układanie widzianego wokół bałaganu?
 A bałaganem jesteśmy my. Jak Kopciuszek wybierający mak z popiołu, wiemy, że się nie da.
Ale ściubimy. I się nie daje.
Wiec jesteśmy do niczego, bo Kopciuszek jednak poradził sobie.

Więc perfekcjonista MUSI widzieć, szukać bałaganu, niedoróbek, wad. Musi to znaleźć by naprawić.
Nie ma totamto, zamówiłeś, masz.
Wszechświat nas kocha.


 I jeszcze jedna historia do mnie trafiła. Mam koleżankę, fajna, dobra dziewczyna.
Perfekcjonistka oczywiście. Prowadzi zespół taneczny w szkole, tańce ludowe. Świetnie to robi.
Dużo wysiłku włożyła w to, by się tego nauczyć, zachęcić dzieci i rodziców, przełamać niechęć dyrektorek i, mimo zawiści koleżanek, nie poddać się i działać. Udało się jej to wszystko, już niedługo 15-lecie. Ale ona wcale nie czuje się dobrze z tym sukcesem. Wręcz przeciwnie. Czuje się niedoceniona. Jakby nikt nie widział, ile ją to kosztowało, nikt nie dziękuje za bardzo...Taaa.

Kilka lat temu sprowadziła się w nasze strony inna moja znajoma. Posłała córkę do szkoły i tam dziewczynka dowiedziała się, że jest taki zespół do tańczenia. Więc zaczęła robić wywiad na ten temat: jak tam się dostać i czy to fajne. I inne pięcioklasistki jej odpowiedziały: uważaj, bo jak się zapiszesz, to ta pani zrobi tak, że już ZAWSZE będziesz tańczyć...
Ustami dzieci prawda przemawia.

fotos z filmu Jojo Rabbit.
Inna strona perfekcjonizmu: mały hitler.
Każdy perfekcjonista zrobi wszystko, za pomocą każdego dostępnego narzędzia, by uporządkować. Położyć każdy przedmiot na miejsce. Skoryguje każdą wadę postawy. Wyszoruje każdą plamę, wytnie każdą niedoskonałość na ciele Wszechświata. 
Choćby tą niedoskonałością miał być on sam....

AUĆ...






Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka, zastygła ze ściereczką w ręce...