Obserwatorzy

czwartek, 21 listopada 2019

Rytualny mord Wszechświecie


Dzisiaj moja znajoma powiedziała, że po Wszystkich Świętych tak źle się czuła, że myślała o wezwaniu pogotowia. Bolało w klatce piersiowej, dusiło, czuła potworny ciężar.
A  w czwartek przed świętem byłam sama w bibliotece, bo koleżanka wzięła wolne by gotować i piec. I przyszła młoda mama z dwójką córek, bo nie mogła wytrzymać w domu ze swoją mamą, do której przyjechała. Rodzicielka zasuwała w kuchni, wibrując zmęczeniem i drażliwością, wściekła, że musi to robić, niezdolna przyjąć pomocy, twierdząc, że wcale się nie denerwuje.

Taka wprawka przed Gwiazdką się odbywała.
Rok zatacza koło, a my razem z nim.
Już zamordowaliśmy miliony chryzantem, zwielokrotniliśmy ilość plastiku na planecie, pobaliśmy się samotności i śmierci, odbyliśmy przymusowe sesje psychopatologiczne z rodziną. Odchorowaliśmy tłumione emocje (zadziwiające ile osób przeziębia się na cmentarzu albo przewiewa), psychosomatyka odpuściła.

Zbieramy siły. Grudzień nieuchronnie nadejdzie...



Moja siostra Małgo powiedziała mi, że w dzieciństwie we wszystkim widziała schematy. Czuła, że narzuca się jej jak żyć, że nie miała przestrzeni na to by być sobą. Idąc później w życie postanowiła pójść własną ścieżką. Co było trudne, bo wymagało zmiany paradygmatu wbitego boleśnie w dzieciństwie. Być może po to on właśnie jest?

Czytam teraz genialną książkę Moshego Feldenkraisa: Świadomość przez ruch. Przeleżała na półce dwa lata, zanim do niej dotarłam. Ale tak miało być, nie zrozumiałabym wcześniej. Nadal nie wszystko załapuję i trochę to potrwa, ale garnęłam już kilka spraw.
Rozwój to i prosta, i skomplikowana sprawa.

 "W każdym ludzkim działaniu można wyodrębnić trzy następujące po sobie fazy. Dzieci mówią, chodzą, walczą, tańczą, a potem odpoczywają. Człowiek pierwotny również mówił, chodził, walczył, tańczył i odpoczywał. Na początku  rzeczy te robiło się "naturalnie", czyli tak jak zwierzęta robią to wszystko, co jest im potrzebne do życia.
...We wszystkich częściach świata, nawet w wyizolowanych grupach na wyspach, żyją plemiona które w sposób naturalny nauczyły się mówić, podobnie jak biegać, skakać, walczyć, nosić ubrania, pływać, tańczyć, szyć, prząść wełną, wyprawiać skóry, wyplatać koszyki, itd. Jednak w niektórych miejscach owe naturalne czynności rozwijały się i ewoluowały, w innych pozostają niezmienione od najdawniejszych czasów.
Faza druga: indywidualność.
W czasie i miejscach, gdzie dochodziło do rozwoju czegoś nowego, zawsze napotykamy szczególną fazę indywidualną. Pewne osoby odnajdują swój osobisty, szczególny sposób wykonania czynności, które przyszły naturalnie. Ktoś mógł znaleźć własny sposób wyrażania siebie, kto inny szczególny styl biegania, inny sposób tkania, wyplatania koszy czy też odmienny, indywidualny sposób robienia czegoś, co zaczęło odbiegać od naturalnego sposobu. Kiedy okazywało się, że taka metoda osobista przynosi istotne korzyści, zazwyczaj przejmowali ją inni. W ten sposób Australijczycy opanowali sztukę rzucania bumerangiem, Szwajcarzy nauczyli się jodłować, Japończycy uprawiać judo, a mieszkańcy Morza Południowego pływać crawlem.
Faza trzecia: metoda i profesja.
Kiedy pewien proces daje się przeprowadzić na szereg sposobów, może się pojawić ktoś, kto dostrzeże znaczenie samego procesu, oprócz sposobu w jaki jest on przeprowadzany przez jednostkę. Odnajdzie on coś wspólnego w indywidualnych przedstawieniach procesu i zdefiniuje proces jako taki. Przez to, w fazie trzeciej, proces zostaje przeprowadzony zgodnie ze szczególną metodą będącą wynikiem wiedzy, nie jest on już naturalny."

I po ptakach.

Dalej Feldenkrais pisze:"...Można zaobserwować, jak praktyki naturalne ulegały metodom nabytym "profesjonalnym" i jak społeczeństwo generalnie odmawia jednostce prawa do stosowania metod naturalnych, zmuszając ją do uczenia się przyjętego sposobu robienia czegoś zanim pozwoli jej się pracować.
Na przykład rodzenie dziecka było kiedyś procesem naturalnym i kobiety wiedziały jak pomóc sobie nawzajem w potrzebie. Lecz odkąd położnictwo stało się przyjętą metodą, a położna kobietą z dyplomem, zwyczajnej kobiecie odmówiono prawa i zdolności do pomagania innej podczas porodu.
Obecnie jesteśmy świadkami trwającego procesu rozwoju świadomie skonstruowanych systemów w miejsce metod indywidualnych i intuicyjnych oraz tego, jak działania niegdyś przeprowadzane w sposób naturalny stają się profesjami zarezerwowanymi dla specjalistów."


Każdy z nas bierze w tym udział przez całe życie. Doszliśmy do absurdów wielkich jak Kosmos i brniemy dalej, indywidualnie i jako społeczeństwa. Tworzymy na bazie systemów następne systemy.
I o ile nie mam wpływu na ogólne systemy i innych ludzi, to mam wpływ na siebie. Choć to nie było takie oczywiste, bo ogólnie wszyscy uważamy, że to Życie nami zarządza, a nie my Życiem.
Pewnie to przekonanie jest tak powszechne, bo jest łatwiejsze do przyjęcia. Wygodniejsze do siedzenia. Wyjmuje z naszych rąk ster i możemy usiąść na ławeczkach z tyłu i ponarzekać. W grupie, razem z takimi samymi jak my. Czyż to nie przyjemne? Siedziałam, to wiem.

A w sterówce pusto...i czort wie dokąd statek płynie.

A na pytanie, które czasem padnie z ust kogoś przytomniejszego: czy płynie z nami sternik?; rozglądamy się po sobie i mówimy: nieee, ja nie mam papierów na to.



Ja jestem nauczycielką. Czy naprawdę uczę?
Ja jestem lekarzem. Czy naprawdę leczę?
Ja jestem prawnikiem. Czy naprawdę prawo jest prawem?
Ja jestem budowlańcem. Czy naprawdę buduję?
Ja jestem naukowcem. Czy naprawdę odkrywam?
Ja jestem bibliotekarką. Czy naprawdę ??????????

Kim jestem?


Tym kim zechcę.



PS. Gdyby ktoś chciał poszerzyć horyzont swoich zdarzeń, to można poćwiczyć mikroruch Metodą  Feldenkraisa. Ćwiczenia te są doskonałe dla wszystkich oraz bardzo pomagają dzieciom ze spektrum autyzmu. Poszukajcie na YT. Kto szuka..;)
PS2. Dogrzebałam się, że w listopadzie rok temu też to rozkminiałam i post popełniłam, nie ma przypadków :) Ach ty listopadzie wredny : Małpie życie


Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zbuntowana jednostka indywidualna,
Prowincjonalna Bibliotekarka.

piątek, 8 listopada 2019

Kobiece kręgi Wszechświecie.


Uffff...
Zamotało się w Życiu.
Trochę jakbym siadła na saneczki i zjechała z górki na pazurki.
Tylko na dole mgła była, nie bardzo wiedziałam dokąd jadę.
Ale zjechałam...

To od początku...
Kiedy wyniosłam się z rodzinnego miasteczka, już nie wróciłam. Życie skupiłam na byciu matką i żoną. Chłopaki moje, praca, studia. Wszystko płynęło. Tak jak u każdego. Zmartwienia i troski z momentami wytchnienia, jeśli już sobie na to pozwalałam. A pozwalałam rzadko. Bardzo rzadko. Czujność była sposobem życia wyniesionym z domu. Nigdy nie wiadomo co zdarzyć się może.
A moim zadaniem było wypatrzyć wszelkie zagrożenia i zneutralizować. Albo przynajmniej kontrolować. W takim stanie lepiej nie mieć wyobraźni, ale ja miałam...

Jasne było, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam o tym, że się wypalę.
Więc się wypalałam powoli...

A w rodzinnym miasteczku, dziewczyny z podstawówki w liczbie sześciu spotykały się tak z dwa razy w roku, by się powspierać, pogadać, pobyć w miłym towarzystwie.
Kiedy przyjeżdżałam do mamy czasem spotykałam Jolę, zapraszała mnie, ale zawsze znajdywałam wymówkę. Podstawówka była niemiłym czasem, ciągle patrzyłam na nas, z tamtych czasów, przez pryzmat dzieciństwa i w ogóle nie miałam ochoty tam wracać.
Poza tym wypalałam się przecież :)

Jednak gdy uciekasz, to cię gonią, więc jak już depresja przyszła i czułam się jak kupka popiołu na wietrze, nadszedł moment terapii i grzebania w dzieciństwie.
Jaka ja sobie jestem wdzięczna za pisanie pamiętników od piątej klasy. Choć mogłam przestać.
Pierwszy pamiętnik z czwartej klasy, znalazł mój ojciec, pokazał mamie i strasznie mnie obśmieli. Spaliłam go w piecu. Wstyd pomieszany z wściekłością nie spalił się wtedy. Został ze mną na długo.
Ale zaczęłam pisać następny pamiętnik, chowałam go tylko bardzo. Potrzebowałam pogadać ze sobą, uporządkować myśli, uzewnętrznić emocje, bo już wtedy tylko tak umiałam. Już wtedy odcinałam ciało, bo się trzęsło, drżało, w nim budziły się te wszystkie okropne uczucia strachu. Obwiniałam ciało, że jest takie męczące. Miało być spokojne.
Więc pisanie było kurkiem bezpieczeństwa.

Kiedy dorosłam, kiedy Odwaga zaczęła pracować we mnie, sięgnęłam po pamiętniki. Najpierw te z LO, bo to był lepszy czas. Ale w końcu, niepewnie i ze strachem, zabrałam się za te z podstawówki.
I okazało się, że nie było tak źle. Byłam samotna, przerażona i wściekła. Ale byłam też kreatywna, zabawna, żywiołowa i potrafiłam jednak się cieszyć. Koleżanki i koledzy z dystansu trzydziestoparoletniego okazali się być tacy sami jak ja, w tamtym czasie.

A ja zawsze czułam, że jestem najgorsza, najgłupsza, do niczego.
I bardzo pracowałam by to ukryć, zamazać mój wstyd.
Dokładnie to, po ponad trzydziestu latach, nie pozwalało mi na spotkanie z dawnymi przyjaciółkami.

Wstyd.



Ciężko to było zobaczyć. Ciężko było dokopać się do tego.
Bardzo głęboko schowany, zawalony lękiem, złością, wyparciem, smutkiem, rozpaczą, wściekłością, perfekcjonizmem, WSTYD był całkiem nierozpoznawalny.
Rządził moim życiem długo, jak dyktator schowany w przeciwatomowym bunkrze, nadawał tylko komunikaty i polecenia przez radio, ale posłuch miał 100%. Wykonalność też.

Aż wreszcie dojrzałam, choć jeszcze nieświadomie, choć jeszcze myśląc, że to lęk mnie powstrzymuje. Złapałam lejce w swoje ręce i wybrałam się dwa lata temu na spotkanie.

Bo Jola, kochana Jola, przez trzydzieściparę lat, od czasu do czasu kiedy mnie spotykała, nienachalnie mówiła: Anka, jak masz ochotę, to spotykamy się w czerwcu, przyjdź, dziewczyny się ucieszą...
To się nazywa: trzymanie przestrzeni...
Ona nawet o tym nie wiedziała, ale to robiła. Dla mnie.

Kiedy pojechałam na pierwsze spotkanie, cała drżałam. Trzęsłam się jak galareta, ale dzielnie postanowiłam nie brać tabletki przeciwlękowej. Miałam ją ze sobą w torebce, jako koło ratunkowe, na wszelki wypadek.
Weszłam do sali, kręciło mi się w głowie, mdliło i miałam wrażenie, że upadnę.
Ale moje nogi poniosły mnie do stolika, moje ręce obejmowały, moje oczy były mokre, moje usta się uśmiechały, moje serce biło mocno, tak jak serca przytulanych koleżanek.
I to wszystko uświadomiło mi, że jestem tam, gdzie powinnam być, jestem taka sama jak one, a ten krąg jest też moim Kręgiem. To było trochę tak, jakbym odnalazła kawałek siebie, który zgubiłam...



Każda z nas jest taka, jakie byłyśmy w podstawówce. Ekspresja, wrażliwość, drobne ruchy, tiki, sposoby reakcji, to wszystko takie znajome. Ale jednocześnie jesteśmy inne, głębsze, bardziej  świadome, bardziej wyraźne.
Jakbyśmy były w dzieciństwie malowane delikatną akwarelą, a teraz powstał soczysty obraz olejny, więcej cieni, więcej konturów, więcej koloru, więcej kontrastu. Pełnia.
Kobiety mają MOC.

Po pierwszym spotkaniu były następne i następne, i za każdym razem czułam, że to jest magiczne. Tyle emocji w ruchu, tyle wsparcia i dobra. Tyle podtrzymania w smutku, bo wszystkie wchodzimy w czas, kiedy rodzice zaczynają nas opuszczać. Co jest trudne gdy byli dobrzy, a jeszcze trudniejsze, gdy byli niekoniecznie dobrzy.
Jest to też lustro, mogę się przejrzeć w oczach każdej z nich i mój wstyd tego nie wytrzymał.
Poszedł sobie.
Bo w oczach moich przyjaciółek odbijam się bezwstydnie, prawdziwie i szczerze. Nie chowam się za systemami obronnymi, choć nie wszystko mówię. Każda z nas ma swoje strefy prywatne, ale to jest bardzo ok. Każdy musi mieć swoją Przestrzeń.

Wchodząc w świat duchowości i rozwoju na chwilę zatrzymałam się w strefie, gdzie twierdzono, że wszystko jest we mnie. Jest. To akurat prawda.
Jednak bez innych ludzi, interakcji z nimi nie zobaczę tego wszystkiego. Na nic wielogodzinne medytowanie, na nic zaglądanie w siebie i tylko w siebie. Kontakt z innymi daje nieograniczone możliwości spotkania siebie na wielu, wielu płaszczyznach. Jest to trudne, trudniejsze niż by się wydawało.
Ale mam głębokie przekonanie, że właśnie po to tu wszyscy przyszliśmy...


By widzieć innych, by widzieć siebie, by poczuć to, jak piękni jesteśmy i podzielić się tym.









PS. Jola DZIĘKUJĘ :)
PS2. Wstyd tak łatwo nie odpuszcza, przemieszcza się i przebiera, ale skubany, namierzony został ;)
PS3.  A teraz Jola trzyma przestrzeń dla następnej Zguby...poczekamy.






Pozdrawiam Wszechświecie, twój kawałeczek w Kręgu Życia, Prowincjonalna Bibliotekarka.