Obserwatorzy

niedziela, 29 maja 2022

Ciężki temat Wszechświecie

 

Duane Bryers

Wiosna w pełni. Choć zimna.
I właściwie tyle ostatnio miałam do powiedzenia Wszechświecie.
Mozolnie pełzłam przez remonty, sztywności i bóle, niechęć do podejmowania działań
W ramach protestu zaległam na kanapie i poleciałam w Kosmos ze Star Trekiem. 
Męczący świat, męczący ludzie, męczące wszystko.
Wyrzucało mnie z wszelkich stron i blogów gdzie widziałam słowa: wojna, ukraina, putin, politycy, uchodźcy, covid, ekologia, ocieplenie, ochrona, zagłada. Te cztery ostatnie mogą dziwić, ale jak się bliżej przyjrzeć, to jest to samo co te pierwsze, tylko inaczej. Kiedyś może podejmę temat, ale nie dziś.
Dziś...

Gdy ostatnio słuchałam Graszki na jej kanale Dom pod bocianem na YT, wspomnienie wróciło. Graszka kupiła sobie nowe sukienki bardzo fajne i mierzyła radośnie. Wyglądała super, ale gdzieś tam przemycała zdania, że "no gruba", "no wieloryb", no "nie fajnie". Patrzyłam na nią, taką ładną w tych sukienkach i myślałam o sobie. Bo Graszka to Graszka, a ja to ja.
Ale ja też gruba, wieloryb i niefajna.
Niefajna byłam od zawsze, tak o sobie myślałam od dziecka. Ale gruba stałam się najpierw w mojej głowie, tak po trzydziestce. A gruba cieleśnie stałam się po czterdziestcepiątce. Z rozmiaru 38 na 50 pyknęłam. Wiem jak to się stało i dlaczego. Mniej więcej wiem. Czy to się da odkręcić? Nie mam zielonego pojęcia. Czy podejmowałam próby? Oczywiście :)
Czy coś dały? 
Absolutnie nic cieleśnie.
Ale w głowie jaśniej...


I różne rzeczy z tego powodu Wszechświat zaczął przypominać...

Około trzydzieści lat temu moja siostra pojechała do Norwegii na zarobek. Chyba zrywała tam truskawki czy coś innego. Była tam miesiąc, zwiedziła trochę, zarobiła i przywiozła mi stamtąd sportowe buty. Białe z zielonymi dodatkami, śliczne. Uradowana szybciutko przymierzyłam i uczucie radości ciut przygasło: jakieś przyciasne, duży palec dotyka do czubka, oj...
Ale tak mi się podobały, przecież sama nigdy nie kupię sobie skórzanych sportówek, na pewno się rozchodzą. Rozchodzą się jak nic, przecież to skóra. Nie rozchodziły się, cisnęły do końca, koniec nastąpił chyba po 4 latach chodzenia, bo to porządne buty były. A paluchy bolały...

Jakieś piętnaście lat temu mąż pojechał w niedziele na służbę.  Było to jeszcze przed diagnozą i terapią. Co ważne jest, bo już miałam rozpędzoną depresję, ale jeszcze o tym nie wiedziałam. Czułam się źle już od dłuższego czasu, ale udawałam, że jest wszystko dobrze. W tą konkretną niedzielę mogłam odpocząć od tego całego udawania i zrobić to, czego potrzebowałam, czyli NIC. Nie ubrałam się, zostałam w piżamach, nie uczesałam się, nie umyłam zębów, leżałam, źle się czułam, coś tam oglądałam w telewizji i nurzałam się w depresji. Aż tu nagle dzwonek do drzwi...
Jeju, wkurw od razu napłynął. Otwieram, a tam uśmiechnięta koleżanka z mężem. Nie specjalnie bliska, dawno się nie widziałyśmy ale kilka razy jej mówiłam, żeby dzwoniła przed przyjazdem, bo zawsze wpadała bez ostrzeżenia. I znów to zrobiła. 
Coś zaczęła mówić, ale tym razem, po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś innego, niż grzeczne zaproszenie do domu. Powiedziałam bardzo ostro: Słuchaj, prosiłam cię, byś dzwoniła przed przyjazdem. Gdybyś zadzwoniła, to bym ci powiedziała, że dziś źle się czuję i nie mam ochoty na wizyty!!
To była ostatnia wizyta koleżanki, nawet nie wizyta, bo do domu nie weszła. Nie żałowałam swoich słów. Może tonu, bo mogłam spokojniej.
Z drugiej strony Wszechświecie, nie wiem na pewno, bo jakbym zatrzymała się i chciała łagodniej to może bym zaprosiła jednak, trzeba być miłym i gościnnym. Gość w dom przecież.
Tu depresja pomogła.
I tak przez pół życia...
Krótkie wąskie spódniczki, w których nie usiądziesz wygodnie, buciki na obcasie, w których palce i łydki bolały, biustonosze z drutem (co za zmora, ale cycki muszą wyglądać), makijaż codzienny, malowanie włosów co miesiąc, golenie nóg i pach oraz walka z podrażnieniami, bo skóra delikatna i golenia nie lubiła....Nawet nie chce mi się szukać więcej przykładów, bo byłoby dużo. Tylko paznokciom odpuściłam, bo bardzo lubię krótkie. Nie znoszę jak mam dłuższe i ciągle coś pod paznokciami. Przyznam, że obrzydzeniem patrzę na nalepione tipsy, niehigieniczne. Brrrr....
To tylko zewnętrze objawy, ale jak do tego dołożymy ciągłe udawanie kogoś kim nie byłam, tylko zdawało mi się, że taka powinnam być by mnie ludzie lubili, to mamy prawie ułożonego puzzla.
A na puzzlu droga do piekła, mocno wybrukowana dobrymi chęciami i tzw. dbaniem o siebie.
O zgrozo...co ja nazywałam "dbaniem o siebie"...
I rozmiar 50 jest tu całkiem zrozumiały. Problem z jedzeniem to też objaw kłopotów z emocjami. 
I jest jak jest.


Aż tu nagle przychodzi czytelniczka, taka jak ja 55 lat w 50-tym rozmiarze. I opowiada jak fajnie jej na basenie. To było zimą, słuchałam z uprzejmym uśmiechem, w głębi duszy zaś: 
- ale fajnie bym pomoczyła się. Nigdy nie byłam, spróbowałabym, kobieta taka zadowolona.  Co to jest to jacuzzi wogóle? Ale jak ona się czuje z tym brzuchem wielkim, biustem ogromnym, cellulitem w stroju kąpielowym? Odważna kobieta. Toż wszyscy patrzą. Pełno lasek szczupłych wokół. Przyznaj się Bzikowa, wstydziłabyś się. Nie dam rady, nie dla mnie to. 

I stanęło na tym.
Oświecona, oczytana, przepracowana z traumami, wiedząca, ale TO nie.
Kręgosłup bolał, czasem ktoś coś wspomniał o basenie, ale decyzja podjęta była.
Nie, bo WSTYD zbyt wielki, nie dam rady.
 

A jednak ziarenko się zasiało. I powolutku, powolutku rosło. I kiedy koleżanka z pracy trzy tygodnie temu powiedziała, że jedzie na basen i czy ja nie chcę, bo to fajne jest, zaskakująco szybko odpowiedziałam: JADĘ.

Zamówiłam strój do pływania w bonprixie i przyszedł błyskawicznie idealny rozmiarowo. Uznałam to za znak od Wszechświata. Płyńmy.

Okazało się, że na basenie pełno pań o okrągłych kształtach. I w ogóle o różnych kształtach. A tych lasek idealnych to prawie wcale. Mocząca się obok mnie pani, taka jak ja, pokazała mi jak się położyć na wodzie. I powiedziała:
- bo my to jak oczka tłuszczu w rosole, nie toniemy :)
Bardzo byłam wdzięczna tym wszystkim kobietom na basenie, że takie były odważne. Ulżyło mi bardzo. Ale uświadomiłam sobie, że ja je widzę, bo założyłam strój kąpielowy i weszłam na pływalnię.
Pole widzenia się poszerzyło...
Bez pierwszego kroku nic by się nie wydarzyło. Dalej myślałabym, że baseny są pełne idealnych lasek.
No może jednak trochę oświecona i wszelkie warsztaty, i psychoterapie nie poszły na marne.



Teraz kupuję wygodne buty, luźne w palcach, bez obcasów, sportówki skórzane. Chodzę w spodniach, bo lubię. W domu chodzę bez biustonosza, a biustonosze noszę elastyczne i luźne bez drutów i cudów usztywniających (brafitterka by padła). Przestałam malować włosy, co za ulga. Siwizna jest śliczna. Używam tylko kremu dla dzieci, makijaż zależy od nastroju i tylko poprawiam brwi i maluję rzęsy. Luźne ciuchy, wygodne ciuchy.
Przede wszystkim wygoda, wygoda, wygoda...
No i nauczyłam się odmawiać. Robię to grzeczniej. 
Tylko muszę to ćwiczyć. Nie zapominać.
A jak się nie uda, poprawki nanosić, znaczy pójść i powiedzieć: sorry, jednak nie mam na to ochoty, choć się zgodziłam na początku....
Bo jak powiedziała moja babka: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy...
I to prawda jest.
I prawdą jest też to, że można inaczej.


Poniżej film o tym skąd grubość i chudość, takie podstawowe informacje, może ktoś skorzysta.
Aurorę poznałam dzięki Graszce i bardzo jej za to dziękuję :)
Obu dziewczynom dziękuję :)







Pozdrawiam Wszechświecie, twoje oczko w rosole, Prowincjonalna Bibliotekarka