Obserwatorzy

wtorek, 25 lipca 2023

Siedem sukienek Wszechświecie

 

Rzadziej piszę, taki czas...
Postanowiłam pooglądać moją rutynę, czy naprawdę ona taka monotonna, marudna i męcząca. 
Bo tak mi się zdawało od dawna. I uwierała mnie ta codzienność utrapiona.
Powtarzalność i brak, właściwie sama nie wiem czego. Chyba nie wiem, a może wiem...?

Pobudka z suczką o 5 rano, cicho zamykam drzwi sypialni, by nie zakłócić mężowi porannego snu. 
Za drzwiami już słychać mojego kocura Funia, z racji wycia porannego czasem nazywanego Ryczołkiem. Ma chłopak głos. Wrzeszczy Funio zatem: otwórzcie bom głodny!! a kotki ( Agata, Milutka i Mała) siedzą cicho i czekają na efekt funiowych porykiwań. Więc otwieram, wpada Funio rycząc: co tak długo?! Za nim spokojnym krokiem wchodzą dziewczyny i pozycjonują się wszyscy w miejscach jedzeniowych. Karmię. 
Suczka Fasola spokojnie czeka na fotelu, aż w kuchni koty się uspokoją. Wsypuję płatki owsiane do rondelka, morwę suszoną i mielony len. Zalewam troszkę wodą, by nasiąkło. Mężowi nastawiam owsiankę zwyczajną na mleku. Narzucam stary, ulubiony sweter na koszulę nocną i w tym momencie Fasola zaczyna podskakiwać wokół mnie. Koty też już stoją przy drzwiach.
Wszyscy idziemy na spacer, choć koty trochę nam tylko towarzyszą i rozłażą się do swoich spraw.
Funiek oczywiście rycząc: to pochodzili trochę i papa :) 
Jesienią i zimą koty odpuszczają spacerki, głupie nie są.

Do mnie i Fasoli dołącza suczka z Sadu, Dziewczynka. Ona zawsze jest radosna, uśmiecham się na jej widok. I wędrujemy po Sadzie i Projekcie. W Projekcie znów uschły drzewa. Piękny 30-letni dąb, dwie 50-letnie brzozy na których jest gawronie osiedle, lipka z boku i akacja.
Unijna ochrona bioróżnorodności przez anihilację trwa.
Ale oddycham i idę spokojnie, bo cóż tu można zrobić? Bitwa nie do wygrania.

Ostatnio idąc pod gawronimi brzozami kichnęłam, tak solidnie. Gawrony spłoszyły się, zaczęły trzepotać skrzydłami i krzyczeć wszystkie na raz. Zrobił się rwetest, spadło na mnie kilka piór i poleciał deszczyk gawronich kupek.
Miałam szczęście, nic nie spadło na mnie. Ot, życie :)
Lekcja: nie kichać pod gawronimi gniazdami gdy mieszkańcy w domu.

Robimy z suczkami kółko i wracam do domu, gotuję owsianki, włączam laptopa i, z czego jestem dumna bardzo, ćwiczę prawie dwadzieścia minut z panem Wytrążkiem na YT. Zaczęłam na początku maja i tylko raz nie zrobiłam ćwiczeń. W nagrodę mam niebolącą szyję, lżejsze, opuszczone barki i co najważniejsze, brak napięciowych bólów głowy. Brawo ja :)

Rutyna. Powtarzalność. Codzienność. Całkiem niezłe miejsce do życia.

Ryczołek :)

Ale płynąc przez rutynę i powtarzalność codzienną dostrzegam również inny strumień powtarzalności i rutyny. Robię kółka i kółka, i znów kółka, jak w zaklętym kręgu. Zawsze takie same. Nie jest to dostrzegalne w taki oczywisty sposób, można tego nie zauważyć, co może nawet wygodniejsze jest.
Ale umówiłam się ze sobą parę lat temu, że będę uczciwa, na tyle na ile się da. Jeśli coś zauważę, to będę się temu przyglądać, a nie odwracać wzrok i udawać, że nie ma. 
Więc sukienki Wszechświecie. 

Ale najpierw wspomnienie: 
Jest późna noc. Leżę w łóżku w sypialni, ale nie śpię. Mam 12 lat, jutro szkoła, ale nie mogę zasnąć. Mama uciekła do stodoły, młodsze siostry leżą tak jak ja, w swoich łóżkach. Nie wiem czy śpią, ale raczej nie da się. Bo pijany ojciec szaleje po domu. Od czasu do czasu otwiera drzwi do naszego pokoju, stoi chwilę sapiąc, a potem zamyka je z hukiem. I zaczyna wrzeszczeć, płakać, krzyczeć, rzucać czymś, kopać meble. Nie rozumiem wszystkiego, ale jedno usłyszałam bardzo wyraźnie:
- bezużyteczne dziewczyny, tylko po latarnię się nadają.
Trzy córki, brak syna.

Wspomnienie jak wspomnienie, mam takich dużo. Gdy się skupię to nawet dogrzebię się do tych dobrych. Ale nie z ojcem. Nigdy żadnego dobrego słowa. Nigdy. Wieczne kłótnie o to, że nie wyglądam jak dziewczyna, tylko w spodniach chodzę. 
- do kościoła byś chociaż spódnice włożyła, jak kobieta wyglądała, po ludzku!
To słyszałam wtedy, gdy już zaczęłam dojrzewać i sama decydowałam, co wkładam.
A lubiłam spodnie. Kiedy mama kupiła mi za bony w pewexie prawdziwe wranglery, to jakbym latała w chmurach z radości. I potem jeszcze bluza dżinsowa wranglera, nikt w klasie nie miał, wow...
A sukienek zero.

I jakoś sukienki zawsze były problemem. Nie nosiłam, nie umiałam sobie ładnej kupić, źle się w nich czułam. W 2018 zauważyłam problem, zauważyłam rutynę w moich działaniach. Zauważyłam stały nurt powtarzalności. Coś jak stare kacie, tak już wykoślawione, że w końcu przestały być wygodne, ale to znajoma niewygoda.
Napisałam.
Projekt Monster

Wtedy też postanowiłam, że może spróbuję jakoś z sukienkami się pogodzić. Ale nie na siłę.
Podejść było sporo. I wszystkie nieudane. Nawet kupiłam kilka sukienek w szmatesie, na allegro. Niby fajne, ale nie nakładałam, w każdej znalazłam jakieś wady. W końcu pooddawałam je.
Ostatnie podejście zrobiłam rok temu.
Zamówiłam w bonprixie tę sukienkę, która jest na zdjęciu na początku posta.
Moje kolory, mój wzór, luźna, cudna po prostu. Kiedy paczka przyszła uradowana wyciągnęłam sukienkę, włożyłam i spojrzałam w duże lustro.

Jeju...okropnie wyglądasz -  powiedziało lustro - fatalna, jeszcze grubsza niż normalnie baba. Nic z tego nie będzie, nie będziesz  małą, śliczną kobietką, ten statek już odpłynął.

Taaaa, tyle lat pracy, czytania mądrych książek, warsztatów, przemyśleń, patrzenia w lustro i mówienia: kocham cię Aniu.
I nic. Odpuściłam.
Echo słów ojca, jak zaklęcie rzucone na małą dziewczynkę, ciągle brzmiało w przestrzeni, choć niesłyszalne.

Aż tu nagle w maju tego roku, zobaczyłam znów tę sukienkę w bonprixie. No nadal ładna, nadal fajna, nadal chcę ją mieć. Głos w głowie zaczął mówić:
- ale ile można? weź się opanuj, już ją mierzyłaś, źle, ciągle i ciągle do tego wracasz i ciągle nie wychodzi, wcale nie musisz chodzić w sukienkach, spodnie wygodne, nie właź z powrotem do tej samej wody, tylko rozczarowanie i przykrość cię czeka..

I Głos tak gadał i gadał, a ja kliknęłam i kupiłam znów tę samą sukienkę.
I przyszła paczka, wyciągnęłam sukienkę z wahaniem, włożyłam ją stojąc tyłem do lustra i chwilę stałam tak, bojąc się odwrócić.
Bój się i rób-  odwróciłam się i spojrzałam na siebie:

- jak ładnie w niej wyglądasz -  powiedziało lustro.


PS. Graszka na swoim kanale na YT: TV Bocian ostatnio poleciła kanał Agnieszki Kozak. Bardzo skorzystałam, nadal się uczę i widzę jak dużo czasu i wysiłku jednak trzeba włożyć, by niektóre rutynowe poglądy w mojej głowie przemeblować. Zwłaszcza, gdy mi je wrzucono do łebka w dzieciństwie. To wszystko jest procesem rozłożonym w czasie.
Ale udaje się, bo kupiłam sobie 7 NOWYCH SUKIENEK w kwiaty i z falbankami, kolorowych jak tęcza i chodzę w nich codziennie.
I nacieszyć się nie mogę :)

PS2. A zaklęcie "bezużyteczności" rozpracuję kiedy indziej, bo to mocna cholera jest :)




Pozdrawiam Wszechświecie twoja sukienkowa i kolorowa Prowincjonalna Bibliotekarka