Zieleń za oknem daje ulgę oczom, sercu i umysłowi.
Łagodnie odgradza od pędu świata, jego namolnej chęci bycia zauważonym, jego pragnienia zagarnięcia mojej uwagi, jego narcystycznej potrzeby bycia jedynym co jest. Zieleń ma tę magiczną moc unieważnienia wszelkich iluzji: że coś trzeba, że coś muszę, że życie ma tylko wyznaczone, nieprzekraczalne ramki.
Siedząc na ławce, patrząc na liście czeremchy filtrujące miękkie światło poranka, na niebieskość niezapominajkową, jestem w miejscu doskonałego spokoju. Tak sobie wyobrażam niebo.
Kiedyś do niego trafię, na dłuuuuugą chwilę. Usiądę pod czeremchą, pozwolę zieleni i światłu się otulić i stanę się spokojem.
Odpocznę, chwilę, dwie, może kilka eonów...
Ale nie teraz...
Postanowiłam w tym roku nie zamykać karmnika. Cały czas przylatują wróble, sikorki , czasem inne ptaszki. Miło jest popatrzeć na zajęte swoim życiem skrzydlate maluchy. Wydaje mi się, że karmnik stał się miejscem na poranne spotkania przy śniadaniu. Wpada gromadka wróbli, grzebie w ziarnach aż pryskają na boki i gada cały czas:
- a jak tam nocka, spokojna była?
- u nas łaził kot w nocy, dobrze, że nasz żywopłot jest taki gęsty.
- dobre to czerwone proso,
- ano dobre, ale ja wolę słonecznik, nie rozumiem sikorek, te orzeszki wcale nie są smaczne,
- no tak, ale sikorki to świruski, zamiast spokojnie posiedzieć i pojeść, to latają jak wariatki z każdym kęsem na gałąź,
- i jeszcze się panoszą, jakby karmnik był tylko ich, trzeba im się postawić, w kupie siła...!
I takie poranne rozmowy prowadzą wróble w trakcie jedzenia. Jednocześnie kicają po karmniku a ziarenka, które im nie pasują, rozrzucają bałaganiarsko wokół.
![]() |
Adam Oehlers |
Ostatnio przylatuje tata /wróbel z trójką młodych podlotów, mamy nie zaobserwowałam. Zapewne mieszkają niedaleko, bo dzieciaki jeszcze mają żółte kąciki dzióbków, skrzydełka mają mniejsze, piórka bardziej puchate. Tata jest smukły jak chart, te małe wyglądają przy nim jak mięciutkie, grubiutkie dyńki.
Siedzą w ziarnie po kolanka ale i tak otwierają dzióbki, przymykają oczka, trzepoczą skrzydełkami jak koliberki i krzyczą: daj, daj daj....
Tata na początku wpychał im trochę ziarenek, ale bez przesady, bo smarki są już równe z nim. I teraz, po kilku dniach, jedzą już same.
Któregoś dnia tak się objadły, że usiadły wygodnie w ziarenkach, oczka im się zaczęły zamykać i wszystkie trzy ucięły sobie pięciominutową drzemkę.
Udało mi się zrobić zdjęcie, marne bo marne, ale musiałam być ostrożna, by nie spłoszyć smarkaczy.
Patrząc na nie, poczułam jakbym dotknęła tajemnicy istnienia...
Mojego nieba może nawet...
Może nawet jedynej prawdy jaka jest. Spokoju, ciszy, bycia.
Wariactwo wyborcze nie oszczędza nikogo. Jak zawsze.
Z biegiem lat moja perspektywa się poszerza i widzę powtarzalność coraz częściej. Te same schematy ogradzające nasze życie swoimi płotkami. Zaczęło już mnie śmieszyć odkrywanie każdej wiosny cudownych właściwości syropów z mniszka, sałatki z podagrycznika, zupy z pokrzywy, zakwasu z buraków, soku z aronii, smażonych kwiatów bzu czarnego i innych darów przyrody.
Teraz wrócił schemat: oddaj głos i te same rozmowy co cztery lata temu. I poprzednie cztery lata i poprzednie i tak w dalej w mrok przeszłości. Identyczne, tylko aktorzy inni.
Czemu dajemy się w to wkręcać ?
Może dlatego, że znajome bajorko jest bezpieczne. Tyle razy graliśmy tę sztukę, że znamy na pamięć i nie ma strachu, że się pomylimy :)
W pracy rozmawiam o tym, że maj zimny, że nic w ogródkach się nie uda, że owoców nie będzie, że kartofle się nie udadzą, że takiego maja to nie było (!) Serio?
W zeszłym roku moja koleżanka też mówiła, że owoców nie będzie, nic się nie uda, bo sucho było.
A jeszcze wcześniej też to mówiła, bo deszczu było za dużo jej zdaniem. Burza za burzą szła.
Zawsze coś. Ale schemat ten sam.
Trzy lata temu mieliśmy siedzieć zimą przy świeczkach i ogrzewać się piecykami na drewno, choć zdaje się miały być nielegalne. Miały być przerwy w prądzie i generalnie prepersi górą. Węgiel był na przydziały, piece w mediach opluwano, a w realu wszyscy je chcieli mieć. Zdunowie mieli zamówienia na dwa lata do przodu. Nadal mają. Dużo było strachu, złości i niepewności.
Minęło i nic się nie stało.
Ba! nawet powstaje coraz więcej urządzeń na prąd. Sama kupiłam sobie air fryera, świetny :)
Teraz WOJNA. Idzie do nas wojna, tuż za progiem, już za chwilę wkroczy. Choć w sumie c19 miał nas zabić, a wojna dopiero potem. Nie wiem, dziwnie wyszło. Bo następne w kolejce do zabijania nas czeka ocieplenie klimatu. Od razu po tym, jak nas już ta wojna zabije...
Znów strach, złość i niepewność. Znane bajorko. I znów nasze umysły przylepiły się do tematu, jak mucha do lepu. Znany schemat.
Za chwilę jakiś inny lep nas przyciągnie i wpadniemy w kolejne bajorko, znane, niewygodne ale takie nasze.
Strach, złość, niepewność.
Bezpieczna powtarzalność.
Zasilasz to, w czym siedzi twoja uwaga.
Czyli coraz więcej strachu, niepewności i lęku.
Mówisz i masz.
![]() |
Adam Oehlers |
I tak patrząc na to wszystko: rozmowy polityczne, pogodowe, zdrowotne, społeczne, religijne i inne cuda na kiju oferowane na tej planecie ludziom, tę sztukę teatralną odgrywaną wciąż i wciąż; widzę, że rola Pierwszej naiwnej/naiwnego jest rolą najbardziej popularną. Bardzo atrakcyjną.
Delikatni, niewinni, wrażliwi, czyści panienka albo chłopczyk. A świat taki straszny...
A ona/on tacy dzielni, umęczeni ale dzielni, skrzywdzeni ale kochający, zdradzeni ale wciąż ufający, upodleni, ale mający swoją godność...mogę tak długo, ale po co?
Ogromnie oblegana rola, świetne grana, wszyscy znamy :)
Brawa! Brawa, owacje na stojąco!
Jednak mam nieodparte wrażenie, że na tej planecie bardziej chodzi o śpiące wróble...
I to, co czujemy patrząc na nie...
![]() |
Adam Oehlers |
PS2. Ja wiem, że to mazurki, tak je przynajmniej nazywamy. Mówię o nich wróble bom przywykła. Alem najbardziej ciekawa, jak one same siebie nazywają...?
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja zawsze, przyjaciółka wróbli, Prowincjonalna Bibliotekarka