![]() |
Giotto |
Bo czy ja w ogóle wierzę w tę opowieść? I tak, i nie.
Raczej traktuję to jako fragment folkloru, jakiejś bańki kulturowej w której żyję.
Może Joshua był naprawdę, a może nie był. Może to wszystko się zadziało, a może nie. Jest sporo różnych opcji. Każdy może coś sobie wybrać, albo stanąć z boku, co obecnie czynię.
Już dawno dotarło do mnie, że historia to rzecz niepewna, którą po prostu uzgodniliśmy wszyscy (jakoś tak nieświadomie) by uznać za prawdę. Ot jeszcze jeden powód do rozlewu krwi...
A właśnie ta krew nie daje mi pokoju.
Może Joshua był naprawdę, a może nie był. Może to wszystko się zadziało, a może nie. Jest sporo różnych opcji. Każdy może coś sobie wybrać, albo stanąć z boku, co obecnie czynię.
Już dawno dotarło do mnie, że historia to rzecz niepewna, którą po prostu uzgodniliśmy wszyscy (jakoś tak nieświadomie) by uznać za prawdę. Ot jeszcze jeden powód do rozlewu krwi...
A właśnie ta krew nie daje mi pokoju.
![]() |
William-Adolphe Bouguereau |
Obejrzałam sobie na YT, na kanale Artura Wójtowicza cykl wykładów "Wieczorne Rozmowy".
Bardzo ciekawe informacje o tym, co mniej więcej wiemy o tamtej Jerozolimie i jak to wszystko działało. Opowiada Pani Sylwia Kleczkowska, do której chaotycznego stylu trzeba się przyzwyczaić, ale dowiedziałam się sporo o tym jak działało prawo, społeczeństwo, jakie mieli zwyczaje i jak świętowali. Przy okazji jak się w to wszystko wmieszał Joshua i jak wyszło, mniej więcej...
Bardzo ciekawe informacje o tym, co mniej więcej wiemy o tamtej Jerozolimie i jak to wszystko działało. Opowiada Pani Sylwia Kleczkowska, do której chaotycznego stylu trzeba się przyzwyczaić, ale dowiedziałam się sporo o tym jak działało prawo, społeczeństwo, jakie mieli zwyczaje i jak świętowali. Przy okazji jak się w to wszystko wmieszał Joshua i jak wyszło, mniej więcej...
Ale największe wrażenie zrobiła na mnie opowieść o tym, jak obchodzony był Tydzień Paschalny.
To trochę jak u muzułmanów, trzeba iść. Muzułmanie chodzą do Mekki, żydzi do Jerozolimy.
Znaczy wtedy chodzili, bo teraz nie wiem. Kiedy już byli w Jerozolimie szli do świątyni, w czasach Joshuy była to Świątynia Heroda. Ogromna, wielgachna, bo musiała pomieścić dziesiątki tysięcy pobożnych ludzi. No i wiadomo, władca musi się pokazać. Musi być dużo, bogato, złoto i najlepiej lekko straszno. Wtedy lud czuje siłę władzy i głowy za bardzo nie podniesie. W sumie nic nowego, działa nadal.
Pobożny pielgrzym szedł do świątyni i obowiązkiem było złożyć ofiarę za to, że z niewoli egipskiej pan ich wyciągnął, oswobodził i zaprowadził do ziemi obiecanej. Cóż...Każdy wie jak wyszło.
Ale oni wtedy nie wiedzieli jeszcze jak będzie, więc wchodząc do świątyni kupowali tę ofiarę od handlarzy. Znając życie owi handlarze to była mocna klika, zapewne związana z wszystkimi krewnymi i znajomymi królików, znaczy kapłanów. Więc kupował pielgrzym gołąbka, jagniątko, kózkę, nie wiem co tam jeszcze, tylko patrzył by było idealne, bez skazy. Najlepsze dla pana.
A potem szedł dalej i owo zwierzątko oddawał kapłanowi, który je zabijał w specjalny sposób, spuszczał krew, oddzielał tłuszcz od mięsa i robił jakieś swoje czary mary. A potem niesiono to ochłapy na miejsce gdzie się paliło ofiarę, co boskie bogu, a reszta dla kapłanów. Ktoś gdzieś wyczytał w biblii, że miły był panu zapach palonego tłuszczu i prośby wiernych wtedy łatwiej uwzględniał. Wierzę na słowo, nie czytałam biblii, bom nie dała rady.
To trochę jak u muzułmanów, trzeba iść. Muzułmanie chodzą do Mekki, żydzi do Jerozolimy.
Znaczy wtedy chodzili, bo teraz nie wiem. Kiedy już byli w Jerozolimie szli do świątyni, w czasach Joshuy była to Świątynia Heroda. Ogromna, wielgachna, bo musiała pomieścić dziesiątki tysięcy pobożnych ludzi. No i wiadomo, władca musi się pokazać. Musi być dużo, bogato, złoto i najlepiej lekko straszno. Wtedy lud czuje siłę władzy i głowy za bardzo nie podniesie. W sumie nic nowego, działa nadal.
Pobożny pielgrzym szedł do świątyni i obowiązkiem było złożyć ofiarę za to, że z niewoli egipskiej pan ich wyciągnął, oswobodził i zaprowadził do ziemi obiecanej. Cóż...Każdy wie jak wyszło.
Ale oni wtedy nie wiedzieli jeszcze jak będzie, więc wchodząc do świątyni kupowali tę ofiarę od handlarzy. Znając życie owi handlarze to była mocna klika, zapewne związana z wszystkimi krewnymi i znajomymi królików, znaczy kapłanów. Więc kupował pielgrzym gołąbka, jagniątko, kózkę, nie wiem co tam jeszcze, tylko patrzył by było idealne, bez skazy. Najlepsze dla pana.
A potem szedł dalej i owo zwierzątko oddawał kapłanowi, który je zabijał w specjalny sposób, spuszczał krew, oddzielał tłuszcz od mięsa i robił jakieś swoje czary mary. A potem niesiono to ochłapy na miejsce gdzie się paliło ofiarę, co boskie bogu, a reszta dla kapłanów. Ktoś gdzieś wyczytał w biblii, że miły był panu zapach palonego tłuszczu i prośby wiernych wtedy łatwiej uwzględniał. Wierzę na słowo, nie czytałam biblii, bom nie dała rady.
![]() |
Świątynia Heroda |
I w zasadzie załatwione, można jeszcze się pomodlić, pochodzić po straganach, zajść do tawerny, zwiedzić miasto, co kto lubi, wszak to i wycieczka.
Ale mnie przeraziła skala...
To, że budynek przeogromny to nic dziwnego, dziesiątki tysięcy ludzi codziennie się przez niego przewijały, potrzebny był.
Skala mordu mnie przeraziła. Tydzień obchodów.
To, że budynek przeogromny to nic dziwnego, dziesiątki tysięcy ludzi codziennie się przez niego przewijały, potrzebny był.
Skala mordu mnie przeraziła. Tydzień obchodów.
Te wszystkie ofiary nieszczęsne, mordowane zwierzaki, dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy dziennie.
Ta krew, mięso, wnętrzności w ilościach przechodzących moje wyobrażenie. Plac na którym paliło się części zwierząt był wielki. Wokół stosu i na ołtarzu rozlewano krew. Z takiej ilości materiału organicznego dym musiał być czarny, duszący, śmierdzący ponad wszelkie miary. Zapewne wisiał nad całą Jerozolimą i okolicą.
Ile lało się krwi? Hektolitry, gigalitry...Krew odprowadzano systemem dziur i kanałów za świątynię, bo musiała "dotknąć ziemi". Ale sprytni kapłani, by podnieść ładunek emocji, czasem zatykali odpływy i krew, specjalnie zmieszana z jakimś środkiem przeciwko krzepnięciu, zalewała świątynię, place, schody.
Ta krew, mięso, wnętrzności w ilościach przechodzących moje wyobrażenie. Plac na którym paliło się części zwierząt był wielki. Wokół stosu i na ołtarzu rozlewano krew. Z takiej ilości materiału organicznego dym musiał być czarny, duszący, śmierdzący ponad wszelkie miary. Zapewne wisiał nad całą Jerozolimą i okolicą.
Ile lało się krwi? Hektolitry, gigalitry...Krew odprowadzano systemem dziur i kanałów za świątynię, bo musiała "dotknąć ziemi". Ale sprytni kapłani, by podnieść ładunek emocji, czasem zatykali odpływy i krew, specjalnie zmieszana z jakimś środkiem przeciwko krzepnięciu, zalewała świątynię, place, schody.
Tydzień mordów...
Nie wyobrażam sobie ile tam było much składających jaja, ile larw wokoło. Jaki odór, bo już nie zapach, unosił się wokół: spalenizna, padlina, wszechobecny rozkład i kadzidła.
Nie wyobrażam sobie ile tam było much składających jaja, ile larw wokoło. Jaki odór, bo już nie zapach, unosił się wokół: spalenizna, padlina, wszechobecny rozkład i kadzidła.
Psychiatryk wszechświata, Wszechświecie.
Może dlatego Joshua się wkurzył i zablokował ze swoimi wyznawcami handel na jeden dzień?
Musiał wiedzieć, że mu nie darują strat finansowych, chyba nie był tak naiwny? A może był?
Może łatwiej było uzdrawiać chorych i wskrzeszać takiego Łazarza niż walczyć z chciwością i rządzą władzy?
Może dlatego jego ostatnie słowa brzmiały: czemuś mnie opuścił?
Zakładając, że ogólna narracja kościoła jest prawdziwa, bo dowiedziałam się również, że tak naprawdę nie wiadomo, kto napisał ewangelie. Konstantyn i spółka je sobie ponazywali i wybrali z wielu podobnych utworów, by im pasowało do historii jaką chcieli wdrożyć. Nie było żadnego Marka, Jana, Łukasza i Mateusza. Ups...
Im więcej człek się dowiaduje, tym bardziej zadziwia ilość tworzonych majaków, złud, bajek, legend, fantasmagorii. Wiem, że ma to wszystko jakieś swoje zadanie, społeczne najczęściej, kontrolujące jakiś aspekt naszego życia. I nie da się wszystkiego ogarnąć, bo to działa na wszystkich poziomach: cielesnym, duchowym, psychologicznym.
Może dlatego Joshua się wkurzył i zablokował ze swoimi wyznawcami handel na jeden dzień?
Musiał wiedzieć, że mu nie darują strat finansowych, chyba nie był tak naiwny? A może był?
Może łatwiej było uzdrawiać chorych i wskrzeszać takiego Łazarza niż walczyć z chciwością i rządzą władzy?
Może dlatego jego ostatnie słowa brzmiały: czemuś mnie opuścił?
Zakładając, że ogólna narracja kościoła jest prawdziwa, bo dowiedziałam się również, że tak naprawdę nie wiadomo, kto napisał ewangelie. Konstantyn i spółka je sobie ponazywali i wybrali z wielu podobnych utworów, by im pasowało do historii jaką chcieli wdrożyć. Nie było żadnego Marka, Jana, Łukasza i Mateusza. Ups...
Im więcej człek się dowiaduje, tym bardziej zadziwia ilość tworzonych majaków, złud, bajek, legend, fantasmagorii. Wiem, że ma to wszystko jakieś swoje zadanie, społeczne najczęściej, kontrolujące jakiś aspekt naszego życia. I nie da się wszystkiego ogarnąć, bo to działa na wszystkich poziomach: cielesnym, duchowym, psychologicznym.
Ale muszę przyznać, że mam sporo frajdy rozbrajając te rzeczy, które mi włożono do głowy.
Coraz luźniej się żyje.
Aczkolwiek, w świetle tego co powyższe, mogliby w kościele przestać gadać:
...oto ciało i krew, jedzcie i pijcie...
Coraz luźniej się żyje.
Aczkolwiek, w świetle tego co powyższe, mogliby w kościele przestać gadać:
...oto ciało i krew, jedzcie i pijcie...
PSbis. Polecam ten kanał, bo opowiadają również o różnych objawieniach maryjnych, tam dopiero się się działo :)
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja mocno obrzydzona, Prowincjonalna Bibliotekarka
Hmm...Myślę Aniu, że ludzie chcą w coś wierzyć. A wiec wierzą. Bo potrzebują tej wiary do życia. By miało ono sens. I by śmierć miała sens. Każdy z nas w cos tam wierzy. W małe i duże rzeczy. Naukowe i nienaukowe. Wymyślone i nie. Jakiekolwiek. Byleby zapełnić pustkę i bezsens. I rozpacz, że jest tylko tu i teraz i nic więcej. Właściwie czasami zazdroszczę tym, co wierzą na tyle mocno, że udaje im się umknąc tej rozpaczy...W związku z tym w ogóle nie oceniam tych wiar, religii, przekonań, poglądów, o ile ktoś mnie nie zmusza bym i ja wierzyła, skoro nie wierzę...A w co wierzę? Bo przecież i ja na pewno coś takiego mam? Z wiekiem coraz mniej tych rzeczy. Człowiek coraz bardziej racjonalny. Choć jednocześnie pełen nadal idealizmu i naiwności...
OdpowiedzUsuńCiekawy jest w ogóle ten moment uwierzenia. Niektórzy wysysają to z mlekiem matki. Niektórzy sami sie do czegos przekonują tak mocno aż to staje się częśćia ich samych... A inni nie potrafią, choć chcą, jakby zabrakło w nich jakiejś istotnej cegiełki. Ale nic na siłę. Poza tym tak jak napisałam powyżej wierzyc można w rózne rzeczy. To nie musi być związane z boskim pierwiastkiem. Ale jakoś to nam porządkuje, oswaja pełen dziwności , okrutnych bajek i nielogicznosci świat...a właściwie Wszechswiat...!:-))
Ja bardzo lubię określenie Taby: zawierzenie :)
UsuńOno bardziej oddaje sedno całej sprawy: zawierzenie komuś, czemuś...pachnie mi to delegowaniem odpowiedzialności za swój dobrostan komuś, czemuś. Świetne miejsce do siedzenia. Wiem, bo sama siedziałam ;)
Wiem, że ludzie wybierają różne strategie, często nieświadomie. Urodzili się w czymś i nawet im do głowy nie przychodzi, że może być inaczej. Moja czytelniczka tak powiedziała : bo widzi pani jak byłam dzieckiem i nawet później, nawet mi do głowy nie przychodziło, że mogą być inne religie, myślałam, że wszyscy są katolikami, jak w naszej wsi.
Tak naprawdę ta pustka i poczucie braku sensu są drzwiami przez które można trafić do dobrego świata. Pełnego ciekawości, nowych rzeczy, zadziwiających przygód i odkrywania coraz to nowego. Tylko odwaga jest potrzebna. Nie jakaś brawura, tylko delikatne kroczki na przód, czasem z lękiem ściskającym brzuch, ale jednak idę. Rozumiem ludzi, którzy się boją, ale lęk nie jest wytłumaczeniem. A najwięcej podłych, okropnych i wstrętnych rzeczy robią ludzie w strachu, skuleni i przerażeni, gotowi na wszystko by przeżyć. Cóż, krucjaty...
A i tak, na samym końcu wszyscy przekonują się, że mimo zawierzenia, całe życie sami sobie zbudowali. Nikt inny, tylko sami sobie zgotowali taki a nie inny los.
A mogli wybrać coś innego :)
Idealizm i naiwność też są wyborem i są konsekwencje Ola, nie zawsze miłe i dobre.
Uważam się za agnostyka czyli za takiego co wierzy że jest jakaś nadnaturalna siła, ale jest niepoznawalna a więc nie mogą jej zdefiniować religie.
OdpowiedzUsuńZastanowiła mnie jednak jedna sprawa - czytałem książkę Yuvala Harrari - Sapiens - a short history of humankind, jego argumentacja bardzo mnie przekonywała i zastanowiła mnie jedna sprawa.
Do mniej więcej XVI wieku istniało kilka równorzędnych cywilizacji - europejska, chińska, perska, arabska, indyjska, Inków, Azteków i potem, w ciągu niecałego stulecia, cywilizacja europejska skoczyła gwałtownie do przodu i opanowała cały świat.
Czy chrześcijański rodowód odegrał w tym jakąś rolę?
Lechu, nie mam pojęcia :) Może i tak, może nie. Zbyt wiele zmiennych. A na obiektywizmie historii nie można polegać wcale. Można pokombinować, połączyć jakieś kropki i coś wyjdzie.
UsuńMoże to jest naturalny proces, wszak wszystko się zmienia. Kiedyś było Cesarstwo Rzymskie i już go nie ma. Europa też się zmieni. A może zniknie? Wolę żyć w zgodzie bardziej z tym co przychodzi.
zdecydowanie luźniej się żyje, polecam; Jak człowiek raz zacznie rozbrajać system i uświadomi sobie, na jaką skalę jest manipulowany, nie da sie już tego odzobaczyć. Szkoda tylko, że przy każdej styczności lub na wieść o skali nowych ohydztw, obrzydzenie nadal zalewa, niczym ta krew ze świątyni. Obrzydzenie tym większe, że to instytucja najwyższego tzw. "zaufania publicznego". Ups w tym przypadku to za mało :P
OdpowiedzUsuńFakt, jak zobaczysz, to nie odzobaczysz :) Jedynie uważać należy by patrzeć wokół, a nie tylko w jednym kierunku. Owszem, dużo podłości i głupot ludzie robią, ale też dużo dobrego, dużo fajnego, dużo światła w nas jest. Ja nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej, jest tylko indywidualna. A to bardzo dobre, bo każdy może być kowalem własnego losu, w sensie: jak płynąć po tym wzburzonym morzu zwanym życiem. To optymistyczne, choć cholernie trudne :)
UsuńA instytucją, która ma największe zaufanie społeczne w Polszcze od lat jest Straż pożarna :)
Krew w kanałach, szczury, karaluchy, a potem zdziwienie, że epidemie itp.
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie wiem czy luźniej się żyje, czy wręcz przeciwnie, bo my wiemy swoje, a inni uparcie brną w to szaleństwo, a na myśli mam instytucjonalny kościół, świętych i wszystko, co ludzie wymyślili wokół opowieści biblijnych, które mogą być legendą...
A jeśli są tylko legendą, to ile istnień ludzkich poświęcono dla podtrzymania tej legendy! I to jest przerażające!
jotka
O widzisz, nie pomyślałam o karaluchach i szczurach, i o sępach i innych padlinożercach. Brrrrr...
UsuńOwszem, to jest przerażające. I to jest szaleństwo. Ale luźniej, bo kiedy odmawiasz udziału w takim czymś, świat staje się jaśniejszy. A potem Jotko, można jeszcze pogodzić się z tym, czego nie można zmienić i pójść swoją drogą. Zgodzić się, że świat jest jaki jest. A ja mam swoje życie do przeżycia, tu mogę coś zdziałać :) I wtedy jest naprawdę luźno :)
Co nie oznacza braku ciekawości oczywiście. Bo to jedyna droga do własnego rozwoju, ciekawość i otwarta głowa.
Nie pamiętam dokładnie, ile to już lat temu, ale stałam kiedyś w Wielką Sobotę przy schodach do naszego parafialnego kościoła, patrzyłam na odświętnie wystrojonych wiernych z koszyczkami i - nieludzko zmęczona, bo nienawidzę przedświątecznych przygotowań, myślałam: "Kurczę! Co ja tu robię?!" Zrobiłam w tył zwrot i od tamtej pory nie dręczę się dylematami. Nie praktykuję, choć pozostał sentyment do obrzędów i przejmujących kościelnych pieśni.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś odnajduje sens w religii, praktykach - to o.k., dopóki nikogo nie krzywdzi. W ogóle żyjmy, jak nam się podoba, byle z szacunkiem do innych.
Natomiast zawierzenia nie pojmuję jako wygodnego zrzeczenia się odpowiedzialności za własne życie, a raczej za świadomość, że pewne rzeczy w życiu są poza naszą kontrolą, ale wszystko ma swój sens i dzieje się tak, jak ma się dziać. Bardzo to czułam po niedawnej operacji.
Pozdrawiam ciepło.
Rozumiem, że w "nie krzywdzi" zawierają się również nasi bracia mniejsi i najmniejsi...?
UsuńZaufanie a zawierzenie to chyba inne kategorie. W zaufaniu jest świadomość tego, ze coś może pójść nie tak. Jeśli tego nie ma, to mamy zawierzenie :) Taka moja definicja.
I tak sobie pomyślałam, że twoja choroba to niezły nauczyciel :)
Tam gdzie ty nie dajesz rady, ona przejmuje stery.
Choć pewnie byś wolała inaczej.
Jasne, że nie podoba mi się mordowanie zwierząt na ofiary, nie "kupuję" tego.
UsuńA co do choroby, ostatnio kiepsko się mam i już sama nie wiem, ile w tym prawdy, a ile mojego jakiegoś rozkapryszenia, szukania pretekstu, by się usprawiedliwiać. Jednak ostatnio nie pomaga branie się w garść - może tylko na krótko.
Borze mój zielony, aż sobie westchnęłam po przeczytaniu Twojego wpisu. Jak bardzo już jestem daleko od tego świątecznego zamętu, od tej religijnej rozkminy. Ale taka myśli przebiegła mi przez głowę, że Joszua jeżeli był naprawdę czy też jego mit, legenda uwolnili nie tylko nas, ale i zwierzęta od strasznych rytuałów, wprowadzając inne, które ludzie po swojemu poprzekręcali, pozmieniali tak by wygodnie było im dorwać się do władzy i rządzić.
OdpowiedzUsuńSą ludzie, którzy potrzebują wsparcia z zewnątrz i im religia i wiara w dobrego Boga jest potrzebna. Oni potrzebują pasterza, którzy ich poprowadzi i da im wsparcie. Cóż... jeżeli przy tym nikogo nie krzywdzą...
A ja wiem, czy nie krzywdzą? Ludzie którzy się boją, zawsze krzywdzą. I w ogóle nie wiem Hania, czy jest możliwość niekrzywdzenia na tej planecie. Obawiam się, że nie ma.
UsuńJa wlazłam w temat, bo słuchałam o tych wszystkich objawieniach maryjnych, ciekawa byłam, bo badałam pod kątem, kto z nami tak pogrywa brzydko. No jasne, że się nie dowiemy, ale mam swoje podejrzenia :) W każdym razie nihil novi...
Fakt, Aniu, ludzie krzywdzą że strachu. Też interesowały mnie objawienia maryjne i też mam swoje podejrzenia :))
UsuńMyślę, że każde z nas ma swoją wewnętrzną prawdę, której trzyma się jak zapięcia na roller costerze, bo to daje nam poczucie bezpieczeństwa w tym ziemskim luna parku. I myślę, że nie ma w tym nic złego dopóki nie zaczniemy sobie nawzajem narzucać tych własnych prawd, co nie znaczy, że nie mamy się dzielić swoimi przemyśleniami. Dzielmy się nimi, ale bez narzucania innym swoich własnych prawd, one są nasze i niekoniecznie inni muszą je wyznawać. Ale to też przecież nihil novi:))
Ciałem i krwią Jezusa jest Jego Słowo, Jego nauka którą przyniósł na ten zepsuty świat i za którą oddał swoje ziemskie życie.
OdpowiedzUsuńDla ciebie jest to prawdą, ale nie dla wszystkich.
UsuńDuchowość tak, instytucjonalna religia nie tego. Nie że nie doceniam roli kulturotwórczej, doceniam, tylko że ruchy wspólnotowe tak łatwo się hierarchizują jak i insze stadka i cóś mało zostaje tam dla relacji z Absolutem. Każda religia ma swój termin ważności, dla wyznawców to się wydaje niepojęte, dla obserwatorów z zewnątrz w pełni zrozumiałe. Chodzi o nową opowieść, która zastępuje starą i łatwiej pozwala wyobrazić nam sobie Nieznane.
OdpowiedzUsuńAno tak, absolutnie się zgadzam. Smutne wszak, że nadal dostrzegam korelacje...
UsuńKażde święta to tragedia dla kurczaków, świnek, cielątek itd. Nadal.
Sama jem mięso i już do mnie dotarło, że to na razie się nie zmieni. Ale zamiast "ratować planetę" to powinniśmy się zająć polepszeniem bytowania naszych zwierząt do zjedzenia. Temple Grandin wymyśliła specjalne dojścia do ubojni dla krów. By się nie stresowały, by były spokojne do końca. Ale tylko w co 4 ubojni w Stanach takie coś jest. A powinno być w każdej na całym świecie. To jest kierunek w którym na razie powinniśmy iść, ale sama wiesz...no ratujemy zieloną planetę :X
Aniu, obejrzyj proszę ostatni odcinek na kanale "Nieznana Historia Świata" Łukasza Kulaka pt. PRZEOBRAŻANIE i SPEŁNIANIE SIĘ ŚWIATA I STWORZENIA - Trzeci Testament
OdpowiedzUsuńNo obejrzałam :)
UsuńAle nic nowego, słyszałam to wszystko podane w różnych formach, na różne sposoby, w różnych słowach. Nawróćcie się, poprawcie, a będziecie uratowani.
A może nas wcale nikt nie musi ratować? Może wszystko jest ok? Tego chyba wszyscy najbardziej się boją...
Witaj Aniu
OdpowiedzUsuńCałą sobą mogę się podpisać pod słowami Olgi. Wierzymy, bo chcemy zapełnić samotność, zagłuszyć rozpacz... Ale najważniejsze, aby to byl nasz świadomy wybór... Nie powinniśmy nikomu jej narzucać.
A niestety że strachu potrafimy krzywdzić.
Mogłabym się jeszcze rozpisać... Ale wpadłam na chwilę, aby złożyć życzenia wszystkiego co najlepsze z okazji Dnia Bibliotekarza. Jak najwięcej czytelników
Pozdrawiam serdecznie z moich zielonych szumiących stron
Dziękuję za życzenia Ismeno :)
UsuńAle napiszę tak: jeśli jest w nas rozpacz, samotność, inne podobne uczucia, to zagłuszanie NIE jest lekiem. Nie uciekanie w fantazje, mity i pseudoduchowość i religijność dewocyjną. Tylko i wyłącznie poznanie siebie i okazanie sobie miłosierdzia pomóc może. I ciekawość :)
Aniu, najlepsze życzenia w Dniu Bibliotekarza!
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Minęło spokojnie, ale czekoladki o czytelniczki dostałam :)
UsuńDobry wieczór z baaardzo zimnych Kaszub.
OdpowiedzUsuńJak zwykle ciekawie, intrygująco i zaczepnie u ciebie. Przez "zaczepnie" rozumiem, że aż chce się odpowiedzieć.
Mnie się wydaje, że nic a nic się nie zmieniło. Krew leje się nadal nie mniej obficie niż kiedyś, tylko, że gołym, zwyczajnym okiem tego nie widać. Bo mordujemy zwierzęta w zamkniętych betonowych budynkach, dobrze izolowanych i oddalonych, żeby nie widzieć potwornego cierpienia i nie słyszeć jęków zarzynanych.
Ja przy okazji różnych świąt zawsze zastanawiam się: dlaczego mimo XXI wieku, ludzie celebrując i bawiąc się muszą mordować?
Nie ma święta bez jedzenia, a nie ma jedzenia bez zabijania. I tak jak ciebie przeraziła skala zarzynania WTEDY, tak mnie przeraża TERAZ.
XXI wiek - i nie wymyśliliśmy jak bawić się i obchodzić najróżniejsze okazje bez mordowania. To bardzo smutne, bo wydawałoby się, że w dobie lotów kosmicznych, najnowszych technologii, Sztucznej Inteligencji wymyślimy coś lepszego, mniej przygnębiającego, bardziej etycznego niż kiełbasa na grilla.
Mnie to bardzo wszystko dręczy, boli. Nie chodzi mi o to, żebyśmy wszyscy przeszli na weganizm, chodzi tylko o to, żeby nie maltretować, nie gnębić, nie dręczyć, nie zamykać w klatkach, nie bić, nie narażać na ból i cierpienie zwierząt, które zjadamy.
I jestem pewna, że można hodować w sposób etyczny. Tylko że etyka się nie opłaca.
Dopóki w zwierzętach nie zobaczymy czujących stworzeń, dopóty to się nie zmieni.
A one są czujące, są wierne, są dobre.
A co do sensu naszego kręcenia się w kółko Aniu - ja myślę, że żadnego sensu nie ma. Ja czy ty, my, nasz pies, cała nasz planeta nie ma żadnego sensu.
Sens trzeba znaleźć w swoim mikrokosmosie, w swoim życiu. To jest jedyny, namacalny sens.
Jak miło się z tobą rozmawia, nie boisz się kontrowersyjnych tematów i za to bardzo cię lubię.
Pozdrawiam ciepło mimo chłodu za oknem. :)
I ja serdecznie pozdrawiam, mimo opóźnienia w odpowiedzi. Świat mię zamotał ostanie kilka dni, ale już wracam do siebie.
UsuńNapisałaś dokładnie to, co ja myślę. W odpowiedzi dla Tabaazy wspomniałam Temple Grandin i jej pomysł. W rzece cierpienia mógłby przynieść ulgę zwierzakom w ostatnich chwilach. I jest to całkowicie do zrobienia, nie wymaga wiele wysiłku i dużych nakładów. Ale nawet tyle ludzie nie robią...Daleka jestem od potępiania ludzkości w czambuł, to już za mną. Nie ma odpowiedzialności zbiorowej, jest odpowiedzialność każdego indywidualnie. Masz rację, sens jest w moim mikrokosmosie. I tego się od paru lat trzymam :) Widzę szerszy, coraz szerszy obrazek, ale działam w coraz węższym zakresie, tu gdzie mogę coś zdziałać. W swoim życiu. Czasem to dziwne, paranoiczne bym powiedziała, ale wszak Psychiatryk...
Obecnie znów nawołuję do nieposłuszeństwa obywatelskiego i niechodzenia na wybory. Troszku na puszczy, ale co tam. Nie można wybierać głupków i liczyć, że po wyborach będą mądrzy :D
Ja tak bardzo się nie wczuwam, w tą krew i to ukrzyżowanie, bo chociaż to może i prawda, to dawno, dawno temu. Bardziej mnie martwi i zbrzydza teraźniejszość i te ochłapy i połacie w sklepach mięsnych. Ale fałszywa jestem bo lubię salcesonik w każdej postaci a to przecież też jest mięso.
OdpowiedzUsuńKrystyno, nie fałszywa, bo piszesz, że jesz i kupujesz. Rozdwojenie jaźni to popularna gra na naszej planecie. Czasem po prostu jest jak jest. I trzeba to zaakceptować.
Usuń