Obserwatorzy

piątek, 14 września 2018

Wstyd Wszechświecie, całkiem goła baba!


Pamiętam Wszechświecie...

Różne rzeczy pamiętam. Okazało się, że niektóre, które pamiętam nawet z obrazami zdarzeń w głowie, nie zdarzyły się. Tak przynajmniej mówią moi rodzice, zapytani niedawno.
Zdziwione spojrzenia, dwa wielkie znaki zapytania...A ja nadal uważam, że było tak jak pamiętam, całym ciałem czuję, że było tak jak w mojej głowie.
I obecnie ufam bardziej sobie, choć czasem siebie nie rozumiem. :-)

Pamiętam.
W kącie pokoju jest szeroki wieszak na kurtki. Dużo tego tam wisi. Tuż pod wieszakiem stoi pluszowy, ciemnoniebieski tapczan, taki z podniesionym zagłówkiem. Wieszak jest na tyle nisko, że kurtki dotykają zagłówka. MałaBibliotekarka często korzysta z tego ukrytego miejsca. Schowana w kącik, skurczona w kulkę, w kącie za kurtkami czuje się bezpiecznie. Nie widać jej. Znikła.
Słyszy tylko swój oddech, ale to jest dobre. To nie pozwala zniknąć całkiem. Oddech, o czym ona wtedy jeszcze nie wie, jest jak sznureczek przy baloniku. Utrzymuje ją na Ziemi. Nie pozwala odlecieć w siną dal, choć tak bardzo by chciała.
Uciec nie uda się, ale zniknąć można. Też działa. W tamtym czasie, to odkrycie ratuje życie.

Od kilku lat po cichutku podczytuję Dzika Kura. Kury młodsze, starsze gadają tam sobie fajnie, ja tam chadzam i oglądam Kurzy Świat, bo ciekawy :-) Nie komentowałam do tej pory, bo one tam takie zżyte ze sobą, nie wpychałam się.
I ostatnio trafiłam tam posta ze słowem EKSHIBICJONISTYCZNY, TU zajrzeć należy.
Temat mnie ruszył, więc się odezwałam. Przymus pomagania ludziom, stykanie się z niewdzięcznością za pomoc, oczekiwania...Mocne. Przeżyłam sama. Kury też, bo komentarzy jest mnóstwo. Kurnik się rozgdakał, wiele głosów, wiele emocji, wiele energii w działaniu :-)

A potem przez kilka dni w mojej zewnętrznej i wewnętrznej przestrzeni życiowej wracało do mnie słowo: EKSHIBICJONIZM.
Znaczy Wszechświecie dajesz znaki by popaczyć :-)

Więc poklikałam do Wikipedii, która oddaje aktualny stan pojęciowy umysłu zbiorowego ludzkości i czytam:
Ekshibicjonizm – rodzaj parafilii seksualnej, stan, w którym jedynym lub preferowanym sposobem osiągania satysfakcji seksualnej jest demonstrowanie swoich narządów płciowych lub aktywności seksualnej (np. masturbacji) obcym osobom – zazwyczaj płci przeciwnej – które się tego nie spodziewają[1]. Osoby obnażające się nie zdradzają zamiaru współżycia seksualnego z mimowolnym uczestnikiem tej sytuacji. 
Reakcja lęku/szoku u świadka tego zdarzenia większa podniecenie ekshibicjonisty[2].
  1. Pojawiające się przynajmniej przez sześć miesięcy powracające, silnie podniecające fantazje seksualne, impulsy seksualne lub zachowania związane z pokazywaniem swoich genitaliów niespodziewającej się tego osobie.
  2. Fantazje, impulsy lub zachowania powodujące klinicznie znaczący dyskomfort lub upośledzenie w towarzyskim, zawodowym lub innym obszarze funkcjonowania[3][4].

Borzezielony! Wszechświecie!
Chyba jednak MM, pisząc, nie zajrzała do Wikipedii. I bardzo dobrze, bo by może nie odważyła się napisać tego fajnego posta.
Więc, jak już mój mózg poprocesował trochę, zaczęłam się zastanawiać.
O co chodzi? Ekshibicjonizm dotyczy genitaliów, w naszej kulturze temat TABU, strach, wstyd, inkwizycja, stosy, piekło, grzech! Po stokroć grzech! Genitalia się zakrywa! Ukrywa, nie mówi, udaje się, że ich nie ma. Dopuszczalne mówienie o nich tylko w sprośnych żartach. Pod wąsem, z przymrużeniem oka. ;-) I w pornografii, tam nawet pokazują, ale to jest BE! :-)

Jakimż cudem, Wszechświecie, post o wewnętrznych odczuciach, prawdziwy, szczery, uczciwy, dorobił się słowa: ekshibicjonistyczny?
I po kilku dniach przypomniałam sobie moje schowanko za kurtkami.
Wygląda na to, że w moim schowanku nie byłam sama, siedziała tam ze mną połowa, może trzy czwarte ludzkości. Gęsto i tłoczno. I wszyscy tam, jak te baloniki, kiwaliśmy się na sznureczkach ze swoich oddechów, starając się oddychać jak najciszej, starając się, by nikt nas nie zauważył. Ukrywaliśmy się.

I tu pojawia się kolejne brzydkie słowo: EMOCJE.
Zajrzyjmy do umysłu zbiorowego :
Emocja[a] (od łac. e movere, 'w ruchu') – stan znacznego poruszenia umysłu. Emocje charakteryzują się tym, że pojawiają się nagle i zawsze łączą się z zaburzeniem somatycznym; mogą osiągnąć dużą intensywność, ale są przejściowe[1].
No...to pocieszające, że to draństwo jest przejściowe. Kto ma ochotę na zaburzenia somatyczne i znaczne poruszenie umysłu. Wszyscy pragniemy spokoju, stabilizacji, wyciszenia...Zen, nirvany, nieba.
Ech...
I jakimś paskudnym trafem, jakąś podłą ścieżką, doszło do tego, że EMOCJE połączyliśmy z EKSHIBICJONIZMEM.
Kiedy, jak, czemu? Co się stało?
Nie wiem Wszechświecie jak u innych, wiem, co działo się ze mną.
Piszę o tym. Wyciągam moje wspomnienia i układam mojego puzzla. Wiem, że dorośli wmówili MałejBibliotekarce, że emocje są BE! ze strachu. Swojego strachu przed zobaczeniem, jak ich działania mnie krzywdzą. Kiedy dziecko nie płacze, kiedy znika, kiedy nie reaguje, kiedy chowa własne emocje, mogli udawać, że wszystko jest ok.
NIE HISTERYZUJ...i wyrzuty sumienia tak wtedy nie dokuczają.
Uwierzyłam. Uwierzyłam, że emocje są TABU, są zaburzeniem...I, że nie można ich pokazywać, bo to tak jak pokazać genitalia...Jesteś cały odsłonięty, cały widoczny, cały nastawiony na STRZAŁ.
I ktoś cię upoluje i zje.
Strach, strach, STRACH....
I wszyscy gramy w tę grę. Wymyśliliśmy mnóstwo zakazów, nakazów, dobrych obyczajów, etykiet, regulaminów, zasad, definicji.
Wszystko po to by siedzieć w kącie za kurtkami. I słyszeć tylko własny oddech. Nic więcej.
To jest SAMOTNOŚĆ.
A prawdziwa ODWAGA polega na wyjściu zza kurtek. Pomachaniu łapką: halo, tu jestem.
Na stanięciu we własnym świetle, na powiedzeniu CZUJĘ...
I magicznie, tak jak w Kurniku, nagle rozgdakają się kury...
Bo wiecie... #metoo
:-)

Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja Goła Prowincjonalna Bibliotekarka :-)



sobota, 8 września 2018

Witaj Wszechświecie...my name is Alice.

Foto by Peter Zeley :-)

Miałam kłopoty z uszami...Pamiętasz Wszechświecie? 
Bo ja pamiętam, prawie rok mrowienia, swędzenia, pieczenia, ciągle coś...To trochę przestanie, to za chwilę wraca i cholery można dostać. A lekarz nic nie może znaleźć.
Znaczy psychosomatyczne. Ok. Przeczekamy.
Problem znany, psychosomatyka nie raz mnie przewiozła przez różne, fizyczne stany organizmu, więc może jak dojdę co mnie dręczy, czego ja słyszeć nie chcę, to samo przejdzie.
Bo to fakt. Już kilka dokuczliwych rzeczy, ot taka migrena na przykład, mnie opuściło. Powoli, w miarę postępu na terapii, wraz ze zrozumieniem co i jak.
Popatrzę, poczekam....
A uszy mrowią. 

Siostra poprosiła mnie o zaopiekowanie się jej kotami, kiedy ona urlopuje. Koty niewychodzące, mieszkające w małym bloku w środku miasta. Ktoś musi ogarniać. Skorzystałam. Pomyślałam, że wyrwę się do miasta i przy okazji, zapiszę się do laryngologa, niech te uszy fachowiec obejrzy. Na wszelki wypadek. Bo wiadomo...?

Siedzę pod gabinetem. Idzie jakaś starsza pani. W białym fartuchu. Skulona, dość wiekowa, zasuszona jak śliweczka. Weszła do gabinetu. Mam jeszcze 10 minut do wizyty. Nikogo nie ma. To była lekarka? Stara jak piramidy. A ja płacę stówę za wizytę. 
Trudno. Przepadło. Odczekałam 10 min, wchodzę, a lekarka mówi: przepraszam, chwileczkę...i jeszcze chwilę śmiga na swoim srajfonie :-)
Odetchłam Wszechświecie :-)
Bardzo kompetentna, miła, pomocna. Zaordynowała jeszcze badanie słuchu, nawet mnie zaprowadziła do gabinetu gdzie to robili. Obejrzała wsio, wypytała, podłubała w uchu, obejrzała wyniki badania i powiedziała: ZDROWE USZY :-)
Psychosomatyka, dziękujemy :-)

Wyszłam na słońce. Ulica gwarna, uszy zdrowe, uznałam, że zrobię sobie dobrze w takim razie i pójdę do kina. 
Weszłam w przejście podziemne, idąc słyszę grajka grającego na akordeonie. Fajnie gra, z fantazją. Czasem mam dylemat: dać nie dać. Ale kilka dni wcześniej czytałam w internecie na czyimś blogu, że ludziom, którzy coś tworzą, trzeba dawać. Bo tworzenie to wartość sama w sobie, bardzo cenna. Utkwił mi ten post w głowie. Zaglądam do portfela, a tam dwa złote i PIĘĆ....Hm...
PIĘĆ pożałowałam. Bo do niebieskiego kotka przecież zbieram, na urlop i podróże. 
Popatrzyłam na grajka. Gra i się cieszy :-)
Siwy kompletnie hippis z kucykiem, z błyskiem w oku i rumieńcem na twarzy, zdecydowanie napędzany procentami :-) Musi alkoholik, ale jakiś taki fajny, pochyliłam się i wrzuciłam do walizki dwa złote. Wyprostowałam się i na twarzy hippisa zobaczyłam przepiękny, ciepły Uśmiech.
Nie było mocy by nie odpowiedzieć tym samym. Uśmiechnęłam się szeroko, uczucie radości zalało mnie całą. ŁOŁ!
Poszłam dalej po schodach w górę niosąc ze sobą to uczucie, wyszłam na chodnik, zrobiłam krok... i w tej chwili bzyknęła przede mną dziewczyna na rowerze. Gnała jak dzika. Poczułam podmuch, gdy mnie minęła. Stanęłam i popatrzyłam za nią. Wariatka.
Dopiero w połowie filmu dotarło do mnie, że te dwa kroki, które zrobiłam do walizki, by wrzucić dwójkę, uratowały mnie od potrącenia. I być może solidnych obrażeń. A ja pożałowałam PIĄTKI...
Wracając, wrzuciłam piątkę do walizki. 
Hippis na mnie spojrzał znów szeroko uśmiechnięty: O!...pamiętam panią :-)
Mówię, że i owszem , przechodziłam dwie godziny temu. 
A on na to, że w takim razie on mi coś zagra. 
Ja, że nie trzeba. 
On, że nalega. 
Ja, że nie trzeba, naprawdę. 
On, że mogę podać tytuł, a on zagra. 
Ja, że ok. To poproszę "Words" F. R Davida.

(tu wyjaśniam, że uwielbiam tę piosenkę, bo wiąże się z liceum i z zakochaniem ogromnym, przeokropnym w moim Mężu, wtedy koledze z klasy)

Hippis prosi bym zanuciła, bo jakoś złapać nie może.
Nucę...A ON GRA :-)


Łzy w moich oczach...

Idąc do wyjścia uzmysłowiłam sobie, że tak właśnie wygląda spotkanie z Tobą, Wszechświecie...
Ile takich spotkań przegapiłam? Ile przegapię? Ile dostrzegę?
Zobaczymy...
Czasem Aniołowie robią sobie z nas żarty- powiedziała Rosa na warsztatach :-)
Ano robią, ale poproszę więcej :-)

I jeszcze jedno: PIĄTKĘ odzyskałam natychmiast. W najbliższym sklepie do którego weszłam kupić coś na kolację.
A uszy powoli odpuściły...
Takto.


 Pozdrawiam Wszechświecie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka z Króliczej Nory :-)