Obserwatorzy

piątek, 6 grudnia 2019

Prezent dla mnie, Wszechświecie.


Grudzień zaczął się lenistwem.
Choć najpierw zaproponował zapalenie zatok i rwę kulszową.
Chciał nie chciał, przyjęłam. Mało asertywna jestem, wciąż muszę ćwiczyć jednak.
Niemniej z perspektywy czasu i opioidów przeciwbólowych stwierdzam, że prezent zamówiłam.
W takim wypadku trudno odsyłać i tłumaczyć się niepoczytalnością.
Kliknęłam: kupuję i płacę.

To siedzę. Oba pośladki bolą od leżenia, zastrzyków i rwy. Okazało się, że brak samodzielności dokucza mi bardziej niż myślałam, że będzie. Zosia Samosia we mnie cierpi i siąka nosem. Z kolei Mała Ania czuje się biedna, bo syn i mąż mają swoje sprawy, wyjeżdżają, zostawiają samą, bezradną i uwięzioną w domu. Paradoks goni paradoks. Jak tak spojrzysz na chorobę, sporo się dowiesz o sobie. To siedzę i się dowiaduję.

Pisałam o metodzie Feldenkraisa. Ćwiczenia, mikro ruchy wykonywane w komforcie, bez napinki, niewidoczne, ale wpływające na świadomość, na układ nerwowy, na jego rozwój. Byłam na dwóch całodniowych warsztatach w listopadzie. Jak dla mnie, rewelacja.
Nie musisz robić tak jak inni, nie musisz nic. Czasem wystarczy wyobrazić sobie ruch i on się zadzieje. Tak fajnie nasz mózg ma. Wyobrażamy sobie, a on odbiera to tak, jakby ruch zaistniał.
Poruszają się mięśnie, przepływa ciepło, czuję rezonans w ciele. Magia?

Poruszam minimalnie prawym barkiem, ruch jest niewidoczny. Czuję jak wraz z barkiem rusza się łopatka, jak coś przepływa przez mój kręgosłup, jak po przeciwnej, lewej stronie ciała, talerz miednicy się leciutko odzywa. Rezonans ruchu w ciele. Jak drobne fale na wodzie.
Kiedy delikatnie , minimalnie rozsuwam w wachlarzyk palce prawej stopy, czuję prawe kolano, udo, mój kręgosłup się leciutko skręca, miednica też, czasem place lewej dłoni się też leciutko rozsuwają.
Kiedy robimy zwykłe ćwiczenia, tak jak każe instruktor, w tempie, nie mamy cienia szansy zauważyć jak ten ruch idzie, co na to nasze ciało. A ciało często krzyczy: NIE!
Ciągnie, boli i piecze.

W tej metodzie pytam moje ciało, moje barki na przykład: który chce ćwiczyć? Często lewy jest oporny, cięższy i wiem, że nie chce. Wtedy prawy ćwiczy. Tyle ile chce. Okazuje się, że nasze ciało jest tak idealnie skonstruowane, że wystarczy ćwiczyć prawy, by lewy też brał udział. Nasze półkule mózgowe się dogadają. Lewa strona ciała z prawą stroną cały czas się komunikują, uzupełniają się nawzajem. Pomagają sobie.
Kiedy poruszam leciutko prawą stroną miednicy, czuję rezonans w lewym barku.
Naprawdę magia.

Najbardziej mnie cieszy czucie ciała. Pytam, a ono odpowiada. I rozumiem co ono mówi.
Kiedy tak jak ja, we wczesnym dzieciństwie już, odcina się emocje i ucieka od nich, bo bolą, traci się kontakt z ciałem. Nie czuje się bólu, ale też nie czuje się ciała. Staje się ono tylko narzędziem do jak najlepszego wykorzystania. Ma pracować. Ma nosić, ma być niezawodne. Kiedy boli, łykamy tabletkę i dalej. Kiedy drży, ma przestać. Kiedy zalewa je fala gorąca, zimny prysznic. 
Ma nie przeszkadzać.
Nigdy nie pytałam mego prawego barku czemu boli? Nawet mi to do głowy nie przyszło.
Słowo psychosomatyka wtedy nie istniało w moim słowniku.

Teraz czuję się bardziej.
Bardziej związana z ciałem, bardziej uważna. Nasz kontakt staje się przyjacielski, partnerski bym powiedziała.

Dzieje się też coś więcej. Dużo więcej.

Dziewiętnaście lat mieszkam na pierwszym piętrze w bloku.  Nie wysoko, ale jak tacham zakupy i torbę (lubię duże),  to upierdliwie zawsze kucam pod drzwiami mieszkania i szukam kluczy. Często w głupich pozycjach, bo zawsze mam nadzieję, że wsadzę rękę do torby i wyciągnę klucze. Może nie trzeba odkładać tych wszystkich zakupów? Bo się rozsypią, wypadną z reklamówek. A czasem kolana strzykają, kręgosłup zaiskrzy...
A klucze nigdy prawie nie leżą na wierzch, tylko zawsze trzeba grzebać głęboko.
I miałam syndrom Muchy :)


I tak się bawiłam lata całe, kombinując jak koń pod górę. Niby próbując inaczej, ale zawsze wychodziło tak samo.

ASZTUNAGLE....
Dwa dni po warsztatach wchodzę po schodach. I zupełnie niespodziewanie na półpiętrze podchodzę do okna, kładę zakupy i torbę na szerokim parapecie. Spokojnie wyciągam klucze, biorę manatki i z kluczami w ręku idę po schodach dalej, do moich drzwi. Lekko, naturalnie, jakbym to zawsze robiła.
Jakaś część mnie patrzy na to i jest zdziwiona niepomiernie: co ja robię? A reszta mnie działa. Nie ma kucania, nerwów, strzykania w kolanach. Jest spokój i luz.
Czemu nie wpadłam na to wcześniej?

Ano, moja Babka Szura miała rację: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy.
Kiedy coś się zadzieje, a my zareagujemy, nasz system nerwowy wybierze tę reakcję jako paradygmat w każdej tego typu sytuacji. I zawsze ją nam zapoda jako jedyną w tym wypadku.
Wytworzy się norma. Żelazna.
Czyli brak innych opcji.

Kiedy wybrałam odcięcie od ciała i wykorzystywanie go jak maszyny, taka norma powstała u mnie.
I wszystkie ścieżki prowadziły do modelu: zawsze coś!
Tak zaczęłam postrzegać całe Życie bardzo wcześnie.
Biedna Mucha....

A kiedy wreszcie zapytałam na warsztatach moje własne ciało: słuchaj, a ty w ogóle masz ochotę na ruszenie barkiem? I odpowiedź przyszła; tak, ale tylko prawym...
Zadziałała magia, powstała druga opcja, norma poluzowała, system nerwowy zaiskrzył i powstało jakieś inne połączenie...
I stało się.
Dla mojego dobra, dla większej wygody, dla większej zgody z Życiem.

Magia dostępna dla każdego.
Pod warunkiem, że zechcemy użyć.

Nie miałam pojęcia ile moich codziennych ruchów jest nawykowych, w ilu schematach ruchowych działam i jak bardzo one ograniczają moją ŚWIADOMOŚĆ.
Że w ogóle ma to jakiekolwiek połączenie.
Ruch i świadomość.
Ciało i umysł.

Absolutnie chcę mieć więcej opcji.
Nie tylko tak albo nie, nie tylko albo albo.
Chcę to, albo to, albo to, albo to....
Chcę wszystkiego co moje Życie uczyni milszym, lżejszym, wygodniejszym dla mnie.

I piszę to ledwo siedząc w fotelu z moją rwą kulszową :)
I zrozumiałam, że właśnie dlatego to piszę.
Wszystko jest po coś,Wszechświecie.

I ja tego chcę na Mikołajki.




"Praca metodą Feldenkraisa działa jak terapia, chociaż z założenia terapią nie jest.To lekcje siebie poprzez ruch. Więc nikt Cię nie terapeutyzuje, nikt Cię nie naprawia. Ale terapia to nie tylko naprawianie, usprawnianie, korekta... Terapia to przede wszystkim poszukiwania. To poszukiwanie nowego, które jest w Tobie obecne. Wystarczy znaleźć drogę... Więc to jest o tej drodze właśnie... Droga do siebie w poszukiwaniu siebie, siebie z przed. Bo każdy z nas ma jakieś swoje "z przed".

Warsztat metody Feldenkraisa to są lekcje ruchu....Bo pada prośba o ruch, ale nikt Ci go nie pokazuje. Nie ma żadnego wzorca. Żadnej poprawności z zewnątrz, do której mógłbyś się odnieść. Totalne zagubienie - po co mam się uczyć ruchu który znam, który codziennie wykonuję. A potem zdziwienie, bo coś się zmienia... Bo zmienił się nie tylko sposób poruszania, ale pojawiają się uczucia, czasami wspomnienia, zapomniane zapachy, miraże przeszłości, przyszłości, ulotność teraźniejszości. Może pojawić się radość i lekkość, a może popłynąć łza. Łza która jest jak zapomniana kropla z zapomnianej zaprzeszłej przeszłości. Może kiedyś miałaś lub miałeś ochotę ją wypłakać, ale nie zdążyłaś, nie zdążyłeś. Więc wypłynęła teraz, przy lekcji o ruchu. Pamięć ruchu to również pamięć znaczeń i emocji przypisanym jeszcze sprzed tych znaczeń. Zanim nauczyłeś się, co jest dobre i jakie emocje zamknąłeś kiedyś w tym słowie, jakie wartości i zabarwienia mu przypisałeś. Żeby jeszcze raz znaleźć się w tym czasie "z przed", uczyć się siebie od początku.

Rozwój. Terapia bez naprawiania, korygowania i usprawniania. Szukanie. Aby łatwiej było żyć, żeby piękniej można się było poruszać. Żeby perliściej się śmiać, a czasami żeby w ogóle zacząć się śmiać...
Lekcja samego siebie. Neuro-edukacja w praktyce, a nie w książce.

Tekst: Ewa Paszkowska Demidowska





Pozdrawiam Wszechświecie, twoja obłożona kocykami, psem i kotami, leniuchująca Prowincjonalna Bibliotekarka.

41 komentarzy:

  1. Naprawdę nigdy nie wpadłaś na to, by ten parapet wykorzystać lub mieć taką torebkę, w której klucze od mieszkania są zawsze
    "pod ręką"?
    Świadomość - to coś ogromnie ważnego. Ale trzeba się tego nauczyć, by zawsze myśleć, mieć pełną świadomość tego co się w danej chwili robi, nic nie robić machinalnie. To wcale nie jest łatwe.
    Jest wiele ćwiczeń rehabilitacyjnych, których nie chciałam wykonywać i chyba trafiałam na dobrych rehabilitantów, bo to rozumieli.
    Przytulam, delikatnie, żeby Cię nie uszkodzić;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania, nigdy :)
      Teraz już jest inaczej. Teraz klucze mam na tasiemce w torbie. Albo w kieszeni...kombinuję. Zastanawiam się, co jeszcze usprawnić. Uważnie, ale bez przesady, przyglądam się własnym rytuałom dziennym, czy aby na pewno je lubię. Słucham ciała. Ale cały myk jest w tym, by nie skupiać się nad tym. Zrobić taką wolną przestrzeń w samym sobie i jak coś wpadnie, obejrzeć. Nawet się nie spodziewałam, że tędy, przez ciało i maluteńkie ruchy szkieletem, dotrę znów do Siebie. Oleg Pawliszcze, który prowadzi warsztaty, mówi, że nawet bez świadomości, system nerwowy wybierze nowe opcje. Zauważymy je, bądź nie, ale zmiany się zadzieją. I kula śniegowa ruszy...Więc zdecydowanie zostaję w feldenkraisie na dłużej. I co dzień trzeba wymyślić jakiś nowy, nigdy dotąd nie robiony ruch, na przykład wejść tyłem do pokoju,nawet takie coś wiele daje dla elastyczności systemu nerwowego.
      Przytulaki biorę, ostrożnie ;)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zdrowieję Blinku :) Dużo śpię, to może i nieświadomość też działa. Kompleksowo ;)

      Usuń
  3. Ale sobie prezenty zamówiłaś... Bywa, każdemu się zdarza. U mnie pierwsze uderzenie zatok miało miejsce lata temu, ale do dzisiaj pamiętam jak bardzo miałam obolałe od zastrzyków pośladki. Ostatniego zastrzyku nie dostałam, ponieważ pielęgniarka stwierdziła, że nie ma miejsca na wkłucie, same zrosty. O metodzie Feldenkraisa nigdy wcześniej nie słyszałam, ale tej wiedzy raczej samodzielnie się nie pojmie, czuję, że potrzeba kogoś, kto by wprowadził w tajniki metody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diabelska dwójca: zatoki i rwa :)
      Dziś ostatnie dwa zastrzyki, zobaczymy co dalej.
      MetodaF jest w gruncie rzeczy bardzo prosta. Ale faktycznie lepiej pójść na warsztaty najpierw. W dodatku super się sprawdza u dzieci ze spektrum autyzmu, porażeniami mózgowymi. Jak masz w otoczeniu, możesz poradzić rodzicom.

      Usuń
  4. O matko, zatoki i rwa to najgorsze co można trafić...jedynie zatok nie przerabiałam, to wziął na siebie mój mąż.
    Ostatnio choroby traktuje jako ten moment, gdy organizm chce odpocząć i pozwalam mu.
    W torebce mam minimalizm kompletny, zawsze znajduję klucz, nawet po ciemku, kupuje torebki ze specjalna przegródka na klucze.
    Odpoczywaj, ćwicz bez spinki i rozpieszczaj się:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, razem te dwie choroby to dramat jakiś. Już jest sporo lepiej. Ale i ja to odbieram jako awanturę organizmu o odpoczynek. Więc się nie biję, leżę, pół leżę, Netflix oglądam...Najszczęśliwsza jest moja suczka, pani 24/24 w domku i w piernatach razem z nią.

      Usuń
  5. znam obie dolegliwości więc dobrze wiem jak możesz się czuć :-)

    Na metodzie, o której piszesz nie znam się zupełnie, więc trudno mi zajmować stanowisko :-)

    Zdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie Graszko, moje mikołajkowe życzenia bardzo cię objęły :) Więcej wygody dla nas!
      Metoda jest prosta i działa natychmiast. Tak jak pisałam wyżej, jest też bardzo dobra dla dzieci ze spektrum autyzmu i porażeniami mózgowymi. Nie jest jeszcze rozpowszechniona w Polsce, ale już sporo ludzi z nią pracuje i ma spektakularne rezultaty. Więc jeśli takie dzieci są w twoim otoczeniu, wspomnij rodzicom o tej możliwości. Nigdy nie wiadomo ;)

      Usuń
    2. Aniu szepnę słówko i tu i tam.

      Sama o nie tez poczytam, ale niech moja królewna podrośnie, bo teraz chodzę zmęczona i niewyspana :-)

      Usuń
  6. Witam! Ależ Ty malujesz te rwy kulszowe odcieniami bólu...Jestem pod ogromnym wrażeniem! Czytałam w takcie na dwa, dosłownie śpiewająco...To tak na marginesie samego tekstu! Okazuje się, że szyk przestawny można też przenieś na ciało, żeby nie było - Cierp ciało, jakżeś chciało! Ale tak na poważnie to życzę powrotu do zdrowia!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No popatrz, nawet nie wiedziałam, że to robię ;)
      Postów piszą się same, bez przygotowań, znaczy ja taki naturszczyk jestem :)
      Zdrowieję, powoli lecz uparcie. Dziękuję za życzenia, miło że wpadłaś :)

      Usuń
  7. Współczuję! Obie dolegliwości są mi znane. Rwa dopadła mnie w ciąży, a ze zbuntowanymi zatokami do dzisiaj miewam kłopoty, szczególnie kiedy męczy mnie zbyt duża ilość informacji i nawracające źyciowe problemy.
    Źyć świadomie 'tu i teraz" nauczyły mnie książki Prentica Mulforda. Oczywiście nie jestem w tym nadal ideałem. Bywa, że tak jak Ty z tym szukaniem kluczy w torbie, wykonuję jakąś czynność, jak to dosadnie nazywa bliska osoba "od du.y strony". Ale ziarno z lektury Mulforda zostało zasiane i łapię się czasem na tym, że odpływam myślami wykonując jakąś prozaiczną czynność, zamiast skupić się całkowicie na tej czynności.
    Aniu, trzymaj się, zagłębiaj w jakiejś miłej lekturze, daj sobie odpocząć.
    A z opisaną przez Ciebie metodą pracy z ciałem chyba spotkałam się na rehabilitacji, bo coś mocno znajome jest mi to nazwisko. Nie jestem pewna, sprawdzę, poczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpoczywam. Już mogę czytać.
      Mam jedną książkę tego autora. Czytałam. Posuwam ludziom czasem :)
      W tej metodzie podoba mi się to, można jednak puścić kontrolę i pozwolić na płyniecie. Z zaufaniem, że jest ok, jak jest. I, że wszystko się zmienia tak po prostu. Tak jak u mnie na schodach, lekko, bez napinki. Bo utrzymanie świadomości i uważności cały czas, jest niemożliwe jak myślę. Po co zresztą? Życie ma być fajne i miłe Marytko. Jak najczęściej :) Czego i tobie, i sobie życzę :)

      Usuń
  8. Moj teraz też z tą rwą się męczy. Jeśli zaś chodzi o klucze to ja zazwsze mam je w osobnej kieszące tak jak telefon, takie kupuje torebki by miec kieszonki. Praktyczne ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klucze i ja już ogarnęłam. Idę dalej ;)
      Współczuję Twojemu, teraz i ja rozumiem. Jutro zaczynam rehabilitację.
      Pożycz Mu zdrowia ode mnie ;)

      Usuń
  9. Witaj już pomikołajkowo
    Mam nadzieję, że Mikołaj nie ominął Twojego domu i pod poduszką włożył prezent, który sprawił Ci dużo radości. A może ulżył w bólu. Dobrze wiem co taki ból znaczy.
    Pozdrawiam ciepłem jeszcze pojedynczej adwentowej świecy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Ismeno, jak się okazuje, wiele osób zna rwę osobiście :) Bardzo popularna jest. Cóż, zrobimy wszystko jednak, by poszła i nie wracała.
      I ja pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Witaj
      Jak zawsze dziękuję za, że nie zapominasz o mnie w te najbardziej szare i pochmurne dni w roku.
      Mam nadzieję, że bóle minęły.
      Pozdrawiam nadzieją na chociaż krótki uśmiech Króla Słońce

      Usuń
  10. Kupuj koniecznie białka choinkę :) Mloxevo z Castoramy , ale dziadek programista popłynął i wykupił dziecięciu wnuczeciu za ponad 200... Ale piękna jest. Niezaprzeczalnie. Nawet jak ma same lampki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupię :) Tak jakoś mi się zamarzyło, a marzenia trzeba spełniać. Nie ma białego na dworze, będzie w domku :)

      Usuń
    2. Ja już gromadzę bombki. Drewniane w tym roku. Te brokatowe będą miały przerwę :)

      Usuń
  11. Tak, widocznie potrzebowałaś odpocząć, zatrzymać się, dać sobie czas na pomyslenie o sobie w innym niz zwykle kontekście. Ciało jest mądre i nie robi nam nigdy na złosc, choc tak mogłoby sie nam wydawać.Jednak pewne rzeczy rozumiemy dopiero po czasie. Nieraz po czasie bólu i choroby a nieraz juz w trakcie, jak Ty, Aniu.
    Mam nadzieję, że dzisiaj już z Tobą kapkę lepiej. Życzę Ci kochana by z każdym dniem było lepiej, no i żeby przyszła taka zima o której marzysz, prawdziwa, śniezna i mroźna, ale radosna, napełniająca nowa energią i żebyś sie mogła nią w pełni ucieszyć duszą i ciałem!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpoczywam, choć trochę drastycznie hamowałam ;) Uczę się i uczę...I tak chyba do końca będzie. Cóż, cieszmy się procesem.
      Już lepiej Ola, jutro rehabilitacja się zaczyna. Wreszcie mogę czytać i to bardzo cieszy. Zimy u nas nie widać, moja suczka na podwórzu nadal śpi na stercie liści, nie korzysta z budy. Koty latają jak wariaty, zwłaszcza najmłodsza. Czyli na białe trzeba czekać. Ale będzie, jestem pewna :)
      Życzenia biorę, dziękuję i realizuję :)

      Usuń
  12. Poczytałam sobie o metodzie, szkoda, że nie po naszej stronie Polandu mają ci Twoi swoje warsztaty. Myślisz, że z książki też by przyszło się przyuczyć? Ten Moshe ładnych parę książek napisał.
    Pozdrawiam, życząc dobrych kroków na drodze do nikąd i do wszędzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się pouczyć z książek :)
      https://virgobooks.pl/alfabetyczny-katalog-ksiazek/53-swiadomosc-poprzez-ruch-wstep-do-metody-feldenkraisa.html
      I są filmy na YT
      https://www.youtube.com/watch?v=3h9o1LXi9Ro
      Ja korzystam z tego. Są dla każdego.
      Mój prowadzący jest bardzo ok, ale są i inni. Na FB jak wpiszesz "feldenkrais" na pewno coś wyskoczy po twojej stronie Polszczy :)

      Usuń
  13. Współczuję...
    Mam nadzieję, że już z górki i lada moment staniesz na nogi.
    Pamiętam, jak poważnie zachorowałam i różne osoby odwiedzały mnie na tzw łožu boleści, ale jedna z nich zapytała: Słuchaj, a tak w ogóle to po co ci ta choroba?
    Zatkało mnie, a potem te słowa długo brzmiały mi w uszach.
    Czyżbyśmy nabierali mocy w słabości?...
    Aniu, naprawdę świetnie sobie radzisz. Będzie dobrze.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, coś w tym jest. Jakoś nigdy nie nauczyłam się hamować, kiedy trzeba. Tylko dopiero jak spadam z saneczek...
      Przynajmniej to widzę. Ale też widzę, skąd to mam. Patrzę na moich rodziców, dziadków...Ech.
      Słabość potrzebna, już to rozumiem. Depresja potrzebna, to też załapałam. Jutro rehabilitant i powoli wrócę do życia. Aczkolwiek, teraz, jak już tak nie boli, nie jest źle, mogę czytać, nadrabiać zaległości filmowe, pokaprysić ;)
      Nie jest źle. Tyle uwagi męża i syna nie miałam dawno ;)

      Usuń
  14. Nawyczki też są potrzebne na codzień, ułatwiają i zwalniają z kombinowania. Ale w trudnych i niezwyczajnych sytuacjach też stosuję tę metodę, jej nie znając. Gdy boli oglądam tai chi, wczuwam się i czuję, jak pracują moje mięśnie i ścięgna. Albo wyobrażam sobie czuły masaż.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawyki są ok bardzo. Zdecydowanie ułatwiają życie. Pod warunkiem, że go nie kontrolują. Bo wtedy betonowanie ;)
      Popatrz, moja koleżanka, całkiem normalna i mocno osadzona w racjonalizmie, mówi, że kładzie się, zamyka oczy i ogląda swe ciało do środka, wczuwając się gdzie co boli, łagodząc i głaszcząc. Sama to wymyśliła, tak się jej przynajmniej zdaje. Jak widać, podłączyłaś się do pola morficznego ludzi i masz stamtąd wiedzę Feldenkraisa ;)
      Gratuluję, ludzie płacą kupę kasy by tego się nauczyć, wiedźmo Krystyno :)

      Usuń
  15. Witaj Aniu.
    Bardzo długo mnie tu nie było, mam co nadrabiać, nie bardzo mam kiedy:) Niezmiernie współczuję tej rwy. Techniki o której piszesz nie znałam ale podoba mi się rozmowa z ciałem. Nigdy nie pytałam swojego czego chce,czy wykonać konkretny ruch i czy właśnie tak. ale nic straconego.
    Za t ostatnio mam mega okres zmian i oświeceń, za dużo nawet by to ogarnąć i przepracować... ale zrozumiałam jedno podstawowe prawo - Człowiek robi zawsze to co przynosi mu korzyść, jakąkolwiek, zazwyczaj nieuświadomioną. I choruje też dla tego, że to mu przynosi korzyść.
    Więc jaką masz korzyść z tej rwy?
    Jaką ja mam z bólów głowy?
    A X ze związku z pijakiem?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, korzyść...Parę znalazłam :) Na pewno jedna z ważniejszych to: odpoczynek. Miałam w listopadzie mnóstwo stresu, potem dwa warsztaty, przebodźcowałam się. A zwolnić mogłam wcześniej, bolało już wcześniej. Ostrzeżenia były. Nie słuchałam.
      Migreny natomiast przeszły mi po terapii. Już 4 lata nie miałam ataku. Wiem, że po prostu było to rozładowanie napięcia kumulowanych, wypartych emocji. Jak się nazbierało, wyładowanie. To u mnie. Nie wiem jak u innych.
      Widzę, że się u ciebie zmienia i dzieje. Paczę na FB i podziwiam :) I mocno trzymam kciuki.
      Takie pogadanie z ciałem jest super. Nawet nie miałam pojęcia, że to możliwe, a tu masz, EUREKA :)

      Usuń
  16. Współczuję bardzo połączenie korzonki i zatoki nie są miłe, ostatnio lecząc korzonki leżałam na podłodze z taboretem pod kolanami...pomagało!!
    Ogromnie lubię Twoje wpisy i czytam je od jakiegoś czasu, są wspaniałe!
    Pozdrawiam świątecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, komplementy biorę jak sroka błyszczące cacka :)
      Dziś jadę do rehabilitanta, jest lepiej, będzie jeszcze lepiej. Spróbuję z taboretem, rada cenna.
      Miłego dnia :)

      Usuń
  17. Ja i moje ciało od lat jesteśmy jednością... byleby nie złapał nas alzheimer to dotrwamy w tej jedności do końca.
    Zdrowia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jesteście jednością, to alzheimer ci nie grozi :)
      Zdrowie się polepsza stale. Dziękuję :)

      Usuń
  18. Aniu, dziękuję Ci za Twoje wszystkie wpisy. Ty przerabiasz, ja się na tym uczę :) dzięki Tobie idę na kurs Feldenkraisa - pojawiła mi się oferta nie do odrzucenia (cenowo, terminowo, lokalowo), więc życz mi skutecznego grzebania w trzewiach i mózgowiach! Do siego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O masz :) Sorry przegapiłam komentarz jakoś. Strasznie się cieszę, że komuś moje życiowe wykopki pomagają. Oferta jak uszyta na zamówienie. Tylko pamiętaj, nic na siłę, komfort, luz i zabawa. Wtedy najlepiej działa :) Nie podpisałaś się kobietko, ale wszystkiego NAJNAJ :)

      Usuń
  19. Bardzo ciekawie napisane. Gratuluję i pozdrawiam serdecznie !!!

    OdpowiedzUsuń