Lato odeszło.
Zmęczyło się zapładnianiem, zawiązywaniem, rodzeniem, dojrzewaniem. Musiało dopilnować tylu spraw, tylu istnień, tylu żyć. Powiedzieć pszczole gdzie lecieć, powiedzieć nasionku w którą stronę do Słońca, powiedzieć wiewiórce, gdzie są najlepsze szyszki...Mnóstwo pracy.
Więc utrudzone Lato usunęło się łagodnie, mam wrażenie, że znalazło w moim sadzie spokojną norkę,wyłożoną mchem i liśćmi, zwinęło się tam, ułożyło wygodnie i drzemie...jeszcze nie śpi. Jednym okiem spogląda na siostrę Jesień. Jeszcze czasem tchnie ciepłem liście, roziskrzy poranną rosę, wysuszy orzechy wypadające z popękanych, zielonych kokonów.
Kiedy zaczęłam moją przygodę z Wszechświatem dowiedziałam się, że można się z nim komunikować na wiele sposobów. I, że odpowiada. A co najważniejsze, można dostać Znak. Można zapytać o coś i poprosić o znak, że się podjęło dobrą decyzję. Znakiem może być wszystko, ja na początku, rozochocona, poprosiłam o jakiś niezwyczajny kamyk.
Idę więc z psami na spacer i się rozglądam. Nic, nic, nic...same zwyczajne. Nagle widzę, leży w piasku, taki jakiś inny, jakby szklisty, trudno powiedzieć, ale INNY. Schylam się, biorę do ręki, trochę niepewnie się cieszę, ale właściwie jest inny. Wkładam do kieszeni. Idę dalej, ale jednak, mimo kamyka w kieszeni, nadal spoglądam na żwirówkę przed sobą. I znów widzę jakiś kamyk, w kształcie jakby serduszka, może jednak tamten nie był znakiem, może ten jest. Podnoszę. Wyciągam z kieszeni pierwszy i oglądam dwa. Nie mogę się zdecydować. Biorę dwa. Idę dalej i znów kamyk widzę, jakiś taki niebieskawy...
I nagle w mojej głowie pojawia się obraz mnie samej, wracającej ze spaceru i dźwigającej dwie potężne torby kamyków. Roześmiałam się wtedy z całego serca. Wyrzuciłam kamyki. Śmiałam się całą drogę do domu. Z siebie, ze swojego racjonalizmu, naiwności i niedowiarstwa.
To było 6 lat temu. Wtedy nie wiedziałam, że właśnie porozmawiałam z Wszechświatem.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Dowiedziałam się więcej, zrozumiałam więcej, pojęłam, że jedyną przeszkodą w komunikacji jestem ja sama i moje pewności, że jest tak, a nie inaczej. Przekonania, które mam, nawet nie wiedząc, że je mam. Znalazłam kilka z nich już do tej pory, niektóre z tego powodu znikły, kilka widzę, ale są twarde, więc zmiękczam powoli. Nic na siłę...
Rano, po spacerze z suczką, siadam na ławce w sadzie. Siadam wygodnie, układam ręce na kolanach wnętrzem dłoni do góry, stopy przyciskam do ziemi, wyobrażając sobie, że wysuwają się z nich korzonki i zagłębiają się w glebę, łącząc się, przeplatając z masą korzeni pode mną. Witam sad, mamę Ziemię i oddycham. Czasem widzę, jak wokół mnie rozbłyskują malutkie iskierki światła. Najczęściej na granicy widzenia. Myślę, że to jakieś istnienia, może duszki z mojego sadu?
Kilka tygodni temu usiadłam na ławce. Słońce wstawało właśnie, iskrzyło w rosie na trawie, przeświecało przez liście drzew nade mną. Czułam się jak w świetlistej katedrze. Usiadłam i w popiele ogniskowym, naprzeciw mnie, zobaczyłam czyściutkie, białe piórko. Zdumiona, ale uradowana pomyślałam: Ach, cudnie, wsparcie od Wszechświata, dziękuję ;) Akurat byłam na zwolnieniu, zatoki chorowały, kłopoty się piętrzyły, a tu znak. Ale za chwilę pomyślałam: no tak, ale żebym ja dostała znak, to któryś mój kot musiał pewnie dopaść jakiegoś ptaszka, to ja nie wiem, czy ja chcę takie znaki.
I nagle na wysokości moich oczu widzę, opadające kołyszącym lotem, drugie białe piórko. Zamarłam. Piórko łagodnie opadało. Patrzyłam na nie jak zaczarowana, aż wreszcie podniosłam wzrok i zobaczyłam, wysoko nade mną, kołyszącą się gałązkę, jakby przed chwilą odleciał z niej ptak. Więc moje koty nie musiały mieć z tym nic wspólnego. Odpowiedź natychmiastowa ;) Rozlało się we mnie uczucie wdzięczności i radości. Czasem wszyscy potrzebujemy poczuć namacalnie, że nie jesteśmy samotni, że mamy Opiekunów, którzy są z nami, choć ich nie widzimy. I, że możemy trochę się komunikować. Wystarczy się na to otworzyć, poprosić i być uważnym.
Za pozwoleniem mojej koleżanki Julianny opowiem jak komunikowała się z nią jej mama.
Jej mama miała alzheimera, ciężka i smutna choroba. W końcu mama odeszła, w szpitalu. Jola ciężko to przeżywała. Była bardzo związana z mamą, nie miała w sobie zgody na jej odejście. Jola nie pamięta dokładnie, ale któregoś dnia, przed pogrzebem jeszcze, na drzewie, naprzeciw kuchni, pojawił się gołąb. Mimo smutku, łez i zamieszania ktoś go zauważył. Bo był inny. Bardzo duży, nienormalnie spokojny i patrzył ludziom w oczy. Przyciągał uwagę. Budził emocje, jak opowiadała Jola. Był kilka dni i znikł.
Tak się składa, że moja koleżanka uwielbia wszystkie ptaki, interesuje się nimi, ma mnóstwo wiedzy na ich temat. W jej domu często rozmawia się o ptakach. Ona je po prostu kocha, wszystkie. Dziwny gołąb zaprzątał więc jej umysł w tych trudnych dniach. Zrobiła mu zdjęcie.
Jola mi opowiedziała o gołębiu. Pokazała mi zdjęcie. I widać było, że temat ją mocno nurtuje, bo gołąb nie zachowywał się tak jak powinien.
Dla mnie było jasne od początku, że ten gołąb był Znakiem. Komunikacją, wiadomością:
- wszystko u mnie dobrze córeczko...
Ale tak trudno nam w to uwierzyć, tak bardzo racjonalizujemy, chcemy namacalnego dowodu, rozpacz odbiera nam ufność i zostawia w lęku, poczuciu winy i stracie.
Życie potoczyło się dalej.
Dwa czy trzy miesiące później otworzyłam rano oczy budząc się w swoim łóżku. Czeremcha naprzeciw okna była zielona i rozjaśniona słońcem, uwielbiam ten widok. Tylko tym razem, jak nigdy w ciągu 20 lat, od kiedy tu mieszkamy, na gałęzi najbliżej okna siedział GOŁĄB. Siedział i patrzył na mnie, tak jakby mógł mnie zobaczyć przez szybę.
Zamarłam, a po chwili myśl w głowie: JOLKA! Muszę z nią pogadać.
Nie racjonalizowałam, nie zastanawiałam się, wiedziałam.
Gołąb posiedział, popatrzył i poleciał.
Zadzwoniłam do Joli, pogadałyśmy, było jej ciężko. Żałoba to trudna sprawa do przejścia. Czasem potrzebujemy pomocy, choćby tyle, by nas ktoś wysłuchał. Czasem nie wiemy, że możemy poprosić o pomoc. I czasem nasi bliscy z Tamtej Strony interweniują.
Drugi raz gołąb na czeremsze pojawił się znów po kilku miesiącach. I tym razem nie miałam żadnych wątpliwości, od razu pogadałyśmy. Okazało się, że to była pierwsza rocznica śmierci mamy Joli, o czym przyznaję, zapomniałam. Ale gołąb czuwał ;)
Od tej pory żadnych gołębi, ale jakby co, to wiadomo.
Wszechświat, jak go nazywam, jest ogromny, wielowarstwowy i nie do pojęcia za bardzo z punktu, gdzie jesteśmy. Ale jak widać, można pogadać ;)
Jak to wszystko ogarnąć?
Nie mam pojęcia. Kiedyś wcale tego nie zauważałam. Mówiłam: szczęśliwy przypadek, wariactwo, albo etam!...
Teraz widzę białe piórka, w najmniej spodziewanych miejscach. Trochę mi się mota w życiu znów, więc Opiekunowie dają znać, że są, że dobra droga, choć nie widać, co jest za zakrętem...
Kiedy w ciepłe, jasne, letnie dni leżałam na hamaku, widziałam nad głową migoczącą kopułę. Patrzyłam jak zaczarowana na grę światła z zielenią. Słońce przefiltrowane przez listki było zachwycające. Zapach suszu, ziemi i jabłek był kojący. Zasypiałam ukołysana szumem drzew i wiatru, ogrzana ciepłem słońca, otulona zielenią.
A potem trafiłam w internetach na książkę. Piszę bloga już dwa lata. Czemu ja dopiero teraz ją zobaczyłam? Bo pewnie czas był ;)
Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja spragniona rozmów, na nasłuchu, Prowincjonalna Bibliotekarka ;)
Dech mi zaparło. Jest tyle znaków, tyle niewytłumaczonych zjawisk, zdarzeń... czuję Wszechświat,dobrze mi z tym, ale większość uważa takie rzeczy za dziwactwo:)
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli.
Jaskółko, wokół nas jest mnóstwo życia ;) Trzeba tylko oczy, uszy, serce, nos, dotyk..to wszystko uruchomić. Przekierować naszą uwagę na inne tory. Zdecydowanie poczytaj tę książkę. Jest magiczna. A inni? Inni mają swoje drogi.
UsuńAle ja przecież całe życie to robię i dlatego zawsze odstawałam od koleżanek, i znajomych. Nie człowiek, a "Wszechświat" zawsze mnie przyciągał. Czy Ty wiesz, że Ziemia śpiewa? A słyszałaś sok płynący pod korą brzozy? Nie, nie mam omamów- mam wyostrzone zmysły, zwłaszcza kiedy dopada mnie depresja- wtedy wszystko wyraźniej czuję, słyszę, widzę.
UsuńWięc tego używaj :)
UsuńI nie zapominaj, że Wszechświat to nie tylko przyroda, ziemia, kosmos, to także my wszyscy, ludzie. Tu jest haczyk ;)
piękne to. lubię z Nim rozmawiać, choc czasem jestem oporna materia i trzeba walic do mnie drukowanymi :P , ściskam Mig
OdpowiedzUsuńOwszem, czasem i do mnie trzeba z grubej rury walnąć. Choć ja już proszę jednak, by bez kopniaków ;) Trochę jednak już ogarnęłam ;)
UsuńWiele decyzji w życiu podejmowałam intuicyjnie, nawet choćby tę ostatnią, o przeprowadzce do Berlina. Ale wiem,że nawet gdy z początku nie bardzo rozumiałam sama siebie dlaczego akurat zrobiłam tak a nie inaczej(innych też wprowadzałam swymi decyzjami w wielkie zadziwienie) to po jakimś czasie pojmowałam, że miało to wszystko sens. A ten gołąb to gołąb leśny, gruchacz.Tu, na podwórku domu w którym mieszka moja córka, rośnie bardzo stara lipa i na niej rok w rok "urzęduje" parka gruchaczy. Zimą gdzieś "znikają",
OdpowiedzUsuńmoże właśnie wracają do lasu, do którego stąd jest tylko kilka kilometrów?
A mnie się wydaje, że to gołąb grzywacz i na zimę odlatuje. Mamy takie w ogrodzie, a ten na zdjęciu jest do niego bardzo podobny. Ostatnio zaczyna zasiedlać miasta:) A decyzja o przeprowadzce była trafiona:)
UsuńNo oczywiście, że grzywacz, a nie gruchacz- napisało mi się gruchacz, bo córka tak na nie mówi. One nie odlatują na zimę zbyt daleko, najczęściej w okolice basenu Morza śródziemnego.Z tego co o nich wiem z książki, to są ptakami łownymi,poluje się na nie od 15 sierpnia do 30 listopada. Ale tu widziałam je również ostatniej zimy- taka zima, że pelargonie mi kwitły na balkonie a grzywacze siedziały na bezlistnej lipie.Czasem na kilka dni znikały, więc pewnie bywały w lesie, bo zaciszniej.
UsuńIntuicja to własnie kontakt z wszechświatem, to już pojęłam ;) Kiedyś często się z tym biłam, ale teraz płynę. I wychodzi mi to na zdrowie, tak jak tobie. Choć faktycznie, przylepkę z napisem: dziwna, dostałam już jakiś czas temu. I nawet mnie to cieszy ;)
UsuńGołąb był duży, tak powiedziała Jola, większy niż normalne, nikt takiego nie widział u nich. Ale najbardziej zdziwieni byli tym, że nie ucieka, gromada ludzi pod drzewem, gapi się na niego, a on patrzy na nich i siedzi. I tak kilka dni. A mój gołąb to już w ogóle dziwne, bo ja mam osiedle gawronów wokół domu, gołębi u nas nie uświadczysz, bo się z gawronami nie lubią.
Z resztą, już nie racjonalizuję, Tamta Strona używa tego co tu jest dostępne do komunikacji :) Może być gołąb ;)
Dziękuję Aniu za ten post.
OdpowiedzUsuńOdeszła moja mama.
Kilka dni temu wieszając pranie na balkonie zobaczyłam unoszące się w powietrzu białe pórko. Kołysało się łagodnie w powietrzu, a w mojej głowie pytanie, czy to znak dla mnie i odpowiedź, że nie, że dla kogoś innego, ale pośrednio także dla mnie, jak coś na kształt wsparcia od innej ludzkiej duszy. Dziwne, to było. Bardzo potrzebowałam wtedy wsparcia i rozmowy z drugim człowiekiem. Nie dostałam, aż do dzisiaj. Przeczytałam Twój post i to jest właśnie to piórko od Twojej duszy, to wsparcie dla mnie.
Dziękuję Aniu! Nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest ze sobą powiązane.
Widzisz Marytko, jest powiązane.
UsuńWspółczuję bardzo odejścia mamy. Choć wiemy, że tak ma być, to jest trudne. Fala emocji przetacza się jak burza, wiem. Jeszcze dobrze kiedy płynie, gorzej jak zastygnie. Pozwól temu płynąć...
Kiedy przeczytałam o twoim piórku aż łzy mi popłynęły. Do tego posta zbierałam się z półtora miesiąca. Ale życie mi się zamotało, choruję i czeka mnie sporo nieprzyjemnych wizyt u lekarzy. Jakoś nie miałam siły na pisanie o ufności, kiedy z mojej własnej zeszło powietrze. A wczoraj nagle usiadłam i jakby post sam się napisał. Jednak ostatnie dni to był bunt i złość. Widzę od czasu do czasu białe piórka, widzę iskierki latające wokół mnie, błyski światła, jednak rozgoryczona powiedziałam do Wszechświata: co z tego, że piórka, iskierki, błyskasz mi i błyskasz a ja i tak chora...
A ty piszesz, że dałam ci wsparcie. A twoje piórko dało mi, bo tym "kimś innym" jestem ja.
I ja też popłynę...
No i masz babo placek, jak mawiał mój ojciec:) Nasz umysł nie planuje żadnej choroby, a tu taki zonk! No jest i co z nią zrobić? Kontrola nad życiem zachwiana, stąd bunt i gniew, bo miało być zupełnie inaczej. Nasz umysł robi więc to, co umie najlepiej, zacieśnia kontrolę, chwyta życie za gardło i potrząsa nim jak wiewiórką, która trzyma w łapkach trefny orzeszek. Ma go z tych łapek wypuścić i to już! Bo nasz umysł zaplanował dla niej coś zupełnie innego.
UsuńA wiewióreczka tego orzeszka nie odda. Nie w ten sposób. Dopiero jak umysł odpuści, zwolni uchwyt i zostawi ją w spokoju, to może ten trefny orzeszek nie okaże się taki kłopotliwy i straszny.
Ale Ty przecież o tym wiesz Aniu:)
Co ja Ci będę pisać. Wiesz co masz zrobić i zrobisz to najlepiej jak potrafisz. Przecież całą mądrośc masz już w sobie, w swojej duchowej istocie. Z mojej strony mogę dać Ci tylko moją obecność, dobre myśli i słowo.
Trzymaj się!:)
Aż zobaczyłam wiewiórkę ;)Ostatnio, co rano je widuję, biegają po moim orzechu włoskim. Dziś też. Trafiłaś!
UsuńPuszczam orzeszek, choć z trudnością ;) Marytko, wiem, ja wiem. Nazbierałam już dwie torby orzechów włoskich, suszą się. Będzie miło je jeść zimą.
Więc płynę, powoli. I tak sobie pogadałyśmy ze sobą i Wszechświatem, choć na oko się nie widziałyśmy ;)
A obie potrzebowałyśmy.
I ty trzymaj się, też wiesz, że wszystko mija :)
ty Bibliotekarko nie znałaś książki??? Nie trafiłas wczesniej na nią nigdy w życiu? Może czas napisać własną? :D i warto ją przeczytać?
OdpowiedzUsuńNo pacz, nie znałam. Mój blog tak się nazywa, a nigdy mi nie weszła w oczy. Dopiero teraz. Kupiłam, przeczytałam, magia...
UsuńTemat mojej własnej książki co raz wraca :) A ja nadal nie wiem...zobaczymy.
https://ridero.eu/pl/
Usuńto jest możliwe :)
Pięknie to napisalas, i przypomniał mi sie golab, ktory pewnej mroźnej zimy zainstalowal mi się na tarasie...
OdpowiedzUsuńSuper, przezimowałaś gołębia? Napisz!
UsuńCzytają ten wpis pomyślałam że kiedyś napiszesz książkę! 😻 I ja tego życzę! 💐 Bo wszystko jest po coś, wszystko jest połączone ...
OdpowiedzUsuńI znów z książką...ja nie wiem Wiewiórko, temat wraca co jakiś czas, ale jakoś nie mam pomysłu. Na razie piszę tutaj, to też jakby książka ;) Zdrowiejcie tam u was, zasmarakńce ;)
UsuńTytuł książki jakby znany... :)
OdpowiedzUsuńKochana, przepiękny tekst, zwłaszcza ten o lecie, poruszył moją wyobraźnię.
Od jakiegoś czasu, kilku lat nie wierze w przypadki i zbiegi okoliczności. Wszystko ma znaczenie i jakiś swój sens. Czasem dostrzegam go po latach i to wielu.
Jestem na etapie głębokich zmian i mam swoje nowe przekonania, moje własne i nie będę się zagłębiać, ale jak kiedyś wspominałam Ci o trzecim oku poradziłaś bym poczekała i posłuchałam Cię, dziękuję. Masz w sobie mądrość i pokorę szamanki. Nie myślałam o trzecim oku już później, tylko jakiś czas temu zajęłam się na spokojnie swoją czakrą podstawy, bo jak zaczynać to od podstaw:)Nie jakoś bardzo aktywnie, tak kiedy sobie przypomniałam. Trochę czasu minęło i zaczęły się dziwne ale fajne rzeczy. Nie będę się rozpisywać o matrycy energetycznej, o mechanice kwantowej i dwupunkcie ale ty wiesz na pewno. Po zakupie działki zaczęłam mieć wizje. króciutkie flesze pod powiekami, wcześniej nie miewałam. Pierwsza, tuż przed pełnym wybudzeniem pokazał mi litery i cyfry. Nie wiem co to ale zapisałam. Poprosiłam o dokładniejszy przekaz bo nie zrozumiałam i kilka dni później pojawił się pies. Też przed przebudzeniem. Patrzyłam na obraz psa pod powiekami i racjonalnie myślałam o tym, że to pointer,a jak nie chcę mieć psa myśliwskiego. No i nadal mogę jedynie spekulować, chyba, że pojawi się następna wizja.
Trzymaj się bibliotekarko:)
Widzę, że u ciebie się zmienia ;) Nie odzywam się za bardzo, ale jestem :)
UsuńNa wszystko przychodzi czas, choć ja sama mam z tym problem. Czekać na wyjaśnienia nie lubię, niecierpliwość mnie zżera. A tu czasem coś po 5 latach się wyjaśnia. I nic, trzeba ćwiczyć cierpliwość...
Najpierw trzeba poukładać trzy podstawowe czakry. To uziemia, daje oparcie i równowagę. Wiarę we własne siły, mocne stopy. Bo jak się otwiera czakra korony, to można odlecieć za daleko. Wszystko musi być w równowadze, choć wiadomo, to pracuje, czakry reagują na nasze emocje, przepuszczają je przez siebie. Zmieniają się. I tak też ma być. Zapisuj wszystko, ja zapisuję. Potem można nitki połączyć.
A w snach, oprócz symboli, bardzo ważne są emocje jakie czujesz.To język Duszy. Na zdjęciu z działki miałaś takie ciepło w oczach, widać było szczęście, tego się trzymaj Malarko Ogrodniczko ;)
I tak jeszcze dziś pomyślałam: pies myśliwski uczony jest gonić, osaczyć i w żadnym wypadku nie odpuścić zwierzynie.
UsuńMozę chodzi własnie o spokojne płynięcie, nie wkręcanie się za bardzo, ufność,ze rzeka sama płynie. Większość moich pragnień spełniła się wtedy, gdy pogodziłam się z tym, że się nie spełnią, a nie wtedy gdy robiłam duuużo by się spełniły ;)
Skupiłam się na czakrze podstawy i kontakcie z Ziemią i ziemią. I drzewami, jak nie zapomnę to pytam czy mogę podejść i się przytulić. Czasem się nie zgadzają - mrówkami mnie przeganiają.
UsuńZ tym psem to taka dziwna sprawa, że ja właśnie myśliwskiego nie chcę ze względu na te jego cechy co wymieniłaś. W tej wizji leżał na kanapie i ja wiedziałam, że to jest w moim przyszłym domu i patrzył na mnie jakby się spodziewał, że dostanie ochrzan a jednak liczył, że go uniknie. I ja wiedziałam, że on jest znajdą a ie żaden z hodowli. Mam ostatnio lekkie rozregulowanie emocjonalne, wywołane silnymi emocjami. Wybiło mnie to z mojej wypracowanej świeżej homeostazy i staram się do niej powrócić bo dobrze mi z nią było.
A z tym odpuszczaniem to tak właśnie jest, im bardziej naciskasz tym trudniej spełnić. Też się uczę tego odpuszczenia, zaufania do Wszechświata, czasem się udaje, czasem nie...
Pozdrawiam.
:) Jak założysz, nawet na chwilę, że ten piesio to kawałek ciebie, to się wyjaśni. Każdy mój pies miał moje cechy :) Obecna suczka też. I skoro leżał w nowym domu, to znaczy, że sen dotyczy tego właśnie procesu.
UsuńRozregulowanie jest potrzebne, bo jak inaczej nowy porządek ma się ułożyć? Co nie znaczy, że ja lubię rozregulowanie ;D
To cudownie czuc sie zaopiekowanym, mozna wowczas odetchnac, przestac sie spinac i targac worki zyciowych kamieni; chociaz ja nadal lubie zbierac te niezwyczajne :)
OdpowiedzUsuńAno tak, można odpuścić. Ja, wieczna kontrolerka, mam z tym niejaki problem jednak ;) Ale się uczę, w moim wypadku należy po troszkę, powoli i nie drastycznie. Więc białe piórka, dziwne kamyki, iskierki...poproszę :)
UsuńTy też oddychaj i lekko luzuj :)
Tak pięknie piszesz, że wyczekuję Twoich wpisów. Tak poetycko wysłałaś lato na odpoczynek, że mogłabym czytać całymi godzinami, bardzo bym chciała, żebyś napisała książkę. Kiedyś wierzyłam w znaki, teraz myślę, że dopisujemy piękne symbole do szarości, żeby popadać w rozpacz. Wymyślamy inne światy, żeby pogodzić się z odejściem bliskich i nas samych. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia i bardzo współczuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję Mario :)
UsuńZdrowie będzie, ale wizja badań, leczenia, umawiania się na wizyty, brrr...Zwłaszcza teraz, w czasach paranoi i nerwicy lękowej ;)
Tak jak pisałam wyżej, temat książki wraca, a ja myślę nad tym. To jest możliwe tak jak pisałam te cztery części o Hannie: W mglistą, cichą noc...No cóż, to może się zdarzyć ;)
Nawet jeśli dopisujemy piękno do szarości, zobacz, to my to robimy. Widocznie tego potrzebujemy, mamy też taką umiejętność choć jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej. Ale wszyscy umiemy. Kiedy myślimy, że nie ma innych światów, i kiedy myślimy, że są, te dwa nurty są możliwe tak samo. My wybieramy co nam bardziej pasuje. Na dany moment. Bo poglądy można zmienić w każdej chwili :) Przecież marzymy wszyscy, cóż szkodzi ;)
Rzeczywiście brrr, ale najważniejsze, że zdrowie będzie, że to nie jest nic obrzydliwie niewyleczalnego. Odkładać nie warto, pomyśl jak pisanie swojej własnej książki skutecznie oderwie myśli od kłopotów. Ja znajduję kryjówkę w odrywaniu się ale inaczej i fascynuje mnie Twój sposób. Tylko ja już nie wierzę w nadprzyrodzone, co nie przeszkadza mi czuć dreszczy jak czytam co piszesz.
UsuńDreszcze mówisz? Na moje trzecie oko, jest w tobie pragnienie jednak uwierzenia w nadprzyrodzone :D
UsuńWczoraj byłam na wizycie u lekarza, wyobrażałam ją sobie jako nieprzyjemną na maksa, że taka będzie. Bałam się cały tydzień. Kiedy wyszłam z domu nagle z góry, tuż przede mną, opadło łagodnym łukiem białe piórko...malutkie, tuż przed moim nosem. I jakoś poczułam trochę ulgi i wsparcia ;) A wizyta okazała się miła nawet i podnosząca na duchu, wsio będzie dobrze ;)
Tak to Maryś, masz dreszcze? Bo ja miałam ;)
Znaki dostrzegam od wielu lat, czasem rozumiem je natychmiast, czasem dopiero po czasie... To niesamowite uczucia ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
A i owszem. Myślę, że wszystkim się zdarza, tylko nie wszyscy zauważamy. A jak zauważamy, to też czasem tłumaczymy sobie jakoś, racjonalnie ;)
UsuńJa zauważam już częściej, ale zawsze czuję zachwyt pomieszany z niedowierzaniem. Ambiwalencja uczuć, ale i tak proszę o więcej ;)
Jedno i to samo może być zupełnie inaczej postrzegane przez różne osoby. Zawsze przypomina mi się krótki dialog z uwielbianej przeze mnie serii: Wszystkie stworzenia duże i małe. Herriot jechał autobusem i zobaczył konia na pastwisku, był to olbrzym rasy shire, i mówi: "co za wspaniałe zwierzę", a siedzący obok niego gość dziwnie się na niego spojrzał i powiedział:" przecież to koń".
OdpowiedzUsuńI tak jest w życiu, chociaż w sumie nie wiem od czego to zależy, że jeden widzi coś fascynującego, a drugi nie widzi nic. Chyba trzeba umieć patrzeć, zatrzymać się i poświęcić czas na to patrzenie. Trzeba mieć w sobie ciekawość świata.
Czytam właśnie opowiadania Stachury i on mówi, że ma takie dwa patrzenia. Jedno normalne, widzi rzekę, ale po chwili już jej nie widzi, jakby się zapadła, rozmyła.
Mi się to czasem zdarza, patrzę gdzieś poza przedmiot.
Ciekawie piszesz Anno, zawsze jak przeczytam twój wpis to muszę trochę pomyśleć, zastanowić się i to jest fajne.
Nie wiem czy wierzę w znaki, myślę raczej, że to jak z tym patrzeniem. Jeden widzi znak, drugi gołębia. Ale rozejrzę się wokół, bo niby mam czas i sporo spaceruję i patrzę, ale wydaje mi się, że za dużo myślę. I te ciągłe myśli przeszkadzają mi widzieć.
Zastanawiałam się czy medytacja by mi pomogła, żeby tak się zapaść w siebie i przestać myśleć.
Kocham Herriota ;)Czytałam nie wiem ile razy całą serię.
UsuńNo tak jeden widzi, drugi nie widzi. Znaczy widzi, ale co innego. Bo wszyscy widzimy tak naprawdę.
Kiedy w bibliotece nawiążę z kimś rozmowę i troszkę opowiem własnych doświadczeń, okazuje się, że człek się otwiera i opowiada coś. Nie z wszystkimi to robię, ale czasem trafia się ktoś, kto niesie w sobie coś, co widział, co czuł, a wydaje mu się, że zwariował ;)A jak pogadamy, okazuje się, że wcale nie...Choć myślę, że większość ludzi zracjonalizuje. Łatwiej, mniej straszno.
Myślę też, że to trzeba ćwiczyć. Tak jak każdą umiejętność. Tak samo z medytacją. To narzędzie. Ja w sumie nie wiem co robię, nie medytuję tak jak w książkach każą. Po prostu siadam, oddycham każdą czakrą po siedem razy, obserwuję myśli jakie przychodzą, uczucia, czasem gadam z drzewami, czasem milczę, czasem płaczę, czasem się śmieję...Ale jest to mój czas, dla mnie, ze mną i Wszechświatem. Teraz około godziny. A zaczynałam od dwóch/trzech minut, bo tylko tyle mogłam wytrzymać ;)
Więc spróbuj, co dla ciebie najlepsze...a może już to robisz? Bo czytasz moje wpisy i dobrze wiesz o co chodzi ;D
Na początku to całe oddychanie wydawało mi się banalne, i co to za rada: oddychaj. Ale teraz wiem, że to naprawdę ważne, bo skupiając się na oddychaniu przestaję myśleć, chcę tylko oddychać. Dobrze, że podpowiedziałaś jak zacząć, bo ja to myślałam, że od razu mam siąść w pozycji lotosu i unosić się nad ziemią przez 2 godziny. ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że trzeba powoli i próbować, co daje efekty.
Postaram się wziąć się za siebie.
Pozdrowienia zostawiam :)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńPrzegapiłam twój wpis, nie wiem dlaczego...podobne niewyjaśnione historie opowiadała czasem moja babcia, z rodzaju tych, co się filozofom nie śniło.
OdpowiedzUsuńChcę wierzyć, że są jakieś znaki lub opieka z tamtej strony...na miarę sił naszych bliskich.
Te nasze głowy Jotko...one tak wszystko by racjonalizowały, układały, katalogowały. Tak prosta rzecz jak ufność, nawet nie wiara, a zaufanie przychodzi nam z takim trudem.
UsuńWięc kolejne białe piórka spadają...przynajmniej u mnie.
Znaki są i to bezustannie bo przecież jesteśmy jednością, energia to krew i nerwy Wszechświata. Ale odczytać te dla nas to już insza inszość.
OdpowiedzUsuńMam dylemat czy 'dogonić' czy 'odpuścić', czy pójść czy wręcz przeciwnie bo gdy już podejmę decyzję to nie wiem co byłoby, gdybym wybrała inaczej. I chociaż to jakby nie na temat posta ale ja najczęściej szukam znaków przed koniecznością podjęcia decyzji.
To jest temat posta Krystyno. Poprosić o radę, odczytać, zastosować...Zaufać samemu sobie, własnym odczuciom. Kiedy skręcisz na prawo, nie masz pojęcia co by się stało po skręceniu w lewo. Szczęśliwcy nie myślą o tym ;)Chciałabym to umieć. I ja szukam znaków przed podjęciem decyzji. To czasem jednak pomaga :)Cokolwiek działa ;)
UsuńCzęsto mniemam, że jednak szczęśliwsi Ci co nie zastanawiają się, nie szukają sensu, ufają Marii czy jej synowi ale ja tak nie potrafię.
UsuńTeż już tak nie potrafię, ale może tak się rodzi świadome i odpowiedzialne życie (tak myślę)
UsuńZa całe zło i za całe domro ponosi się odpowiedzialność osobistą.
Pewnie, że lżej byłoby zrzucić winę za swój los, jakiej boskiej/szatańskiej/nieziemskiej istocie i szczęśliwsi ci, którzy tak robią. Moja siostra mówi "wola Boga", a ja mówię gówno prawda i walczę dalej, bo w sumie nasze życie jest ciągłą walką, począwszy od pierwszego oddechu i skończywszy na tym ostatnim.
Co do możliwości naszych wyborów to też tak nie do końca, że możemy w prawo czy też w lewo, bo w sumie nie mamy żadnego wyboru, rodząc się w białą osobą w Polsce.w określonym czasie historycznym, w określonej rodzinie i jeszcze na dodatek z określonymi chorobami genetycznym/ lub nie. Dużo za to możemy sobie wyobrażać i wiele osób tak czyni, bo tak może lżej znosić im codzienność.
Witaj szumem deszczu
OdpowiedzUsuńTak lato odeszło definitywnie i przyszedł listopad.
A znaki czasem dostrzegam. I zazwyczaj są potwierdzeniem tego co się wydarzyło lub wydarzy.
Pozdrawiam nadzieją za złota jeszcze jesień
Pozdrawiam szelestem kolorowych liści Aniu
OdpowiedzUsuń