Warunki utrzymania stabilności biosfery nie są znane i stanowią przedmiot intensywnych badań.
źródło: encyklopedia leśna.
Tylko 100 metrów i warunki utrzymania stabilności nieznane, nadal...
Zastanawiające...
W pracy moja koleżanka nie daje się przekonać, by nie zaglądać do na portale informacyjne. Ciągle i ciągle grzebie w tym śmietniku i co raz przychodzi do mnie z obłędem w oczach, bo wyczytała jakieś hiobowe wieści, tak jak dzisiaj:
- Ania na chwilkę weszłam, patrz co piszą, że w Rosji szczepienia obowiązkowe!
Spojrzałam na nią przyznam ze złością już, bo ileż można wiosłować w tym szambie? Pytanie retoryczne, można dłuuugo. Poszłam zobaczyć ten artykuł, choć chyba tego artykułem nazwać nie można. Czytam, że Putin się zastanawia nad przymusem szczepień ze względu na jakiś potworny wariant Delta. Zastanawia się...
A trzy zdania dalej, w tym samym "artykule", informacja, że szczepionki są mało skuteczne na ten przerażający wariant, objawiający się katarem, kaszlem i temperaturą.
Co ja czytam? Popukałam się w trzecie oko, może nie działa? Bo ja zrozumiałam zupełnie coś innego niż koleżanka.
Jednak poczułam; czytając ten bezsensowny zlepek domniemań, gdzie nawet nikt nie wysilił się na ukrycie tego, że pisze bzdury; poczułam lęk, a potem Złość.
Powiedziałam koleżance, że mam dość i niech do mnie z takim czymś już nie przychodzi. Mówię jej to już fafnasty raz, no cóż...do skutku trzeba.
Idąc do domu postanowiłam pójść na skróty. Koło Domu Ludowego, z którego powodu wycięto i zdewastowano nasz sad. Resztki zieloności dają radę, ale nie ma wokół nas ogrodzenia, bo je rozwalono. I natknęłam się na TO...
To białe to chusteczki, służące do czynności higienicznych po wydaleniu kupy. Jacyś higieniści tu byli, niedaleko, parę metrów od naszego bloku, zrobili kupy i...
W miejscu, gdzie od lat stawałam w świetle słońca przefiltrowanym przez listki dzikiej jabłoni. Oddychałam tym światłem, czułam dobro, spokój, równowagę. Czułam, że ta fala rozpływa się po całym Miasteczku, leczy, uzdrawia, otula mnie i wszystkich. Kiedy zamknę oczy widzę nadal ścieżkę otuloną blaskiem, drzewa, których już nie ma, nasz kamienny krąg ogniskowy, moją ławeczkę do rozmów z Wszechświatem, dzikie tulipany, czerwoną różę w bukszpanie i bluszczu...
I znów poczułam złość, wściekłość, bezradność...
Szybko poszłam do domu. W domu zrobiłam kilka ćwiczeń z rąbaniem drzewa, z zrzucaniem z pleców, wrzasnęłam kilka niecenzuralnych słów i wreszcie popłynęły łzy. Zapłakana położyłam się z suczką na łóżku i zasnęłam. Obudziłam się spokojniejsza. Emocje...
W moim rodzinnym domu nie było miejsca na emocje dzieci. Mama rozwiązywała sprawę jednym zdaniem: nie histeryzuj. Trzeba było udawać, że nic się nie dzieje. Rodzice mogli szarpać się, bić, wrzeszczeć, płakać, dzieci miały być cicho. Nauczyłam się tego tak wcześnie, że dopiero parę lat temu ogarnęłam, że mam jakieś emocje. Że mogę je czuć i w dodatku okazywać światu. I mieć w głębokim poważaniu co świat, czyli mama, o tym myśli.
W dodatku okazało się, że są drogowskazami, mogę im zaufać, co było dziwnym, bolesnym procesem. Z niedowierzaniem odkryłam, że mój lęk, złość, niepewność, smutek, mogą mi podpowiadać, że coś jest dla mnie niedobre. Że mogą mnie uczyć innego podejścia do życia, do zaopiekowania się sobą, zadbania o własne dobro. To robili moi rodzice, uwalniali emocje, dbali o siebie w ten dziwny sposób. Są inne sposoby, teraz już wiem.
Będąc nastolatką w pamiętniku pisałam:
- nie mogę znieść tego gówna, czuję się cała brudna...
Moja mama była i nadal jest mistrzynią w tworzeniu świata dla siebie. Wybiera z rzeczywistości to co jej pasuje, a reszty po prostu nie widzi. Kiedy coś jej nie pasuje, tak potrafi zmanipulować fakty i informacje, że zostaję z otwartą buzią, bo takiego zwrotu akcji w życiu bym nie wymyśliła..
Mogłaby pisać "artykuły" do wirtualnej.
Myślałam, że inaczej nie można, nie uda się nic bez tego. Nikt mnie nie zauważa, muszę sama zdobyć to, czego potrzebuję. Nikt mi nic nie da dobrowolnie.
Byłam mistrzynią, uczyła mnie przecież mistrzyni.
A sobie mogę podziękować za to, że zauważyłam, że to robię, rozbroiłam ten granat i widzę, gdy ktoś próbuje mi wcisnąć kupę jako deserek. Nie ze mną te numery Bruner...
Mój lęk mówi do mnie, moja złość mówi do mnie, mój smutek do mnie mówi.
Słucham uważnie...
Kiedyś książki były moim życiem. Alternatywne światy, w których uczyłam się czuć.
Płakać, śmiać się, bać się, poddawać, odpuszczać, walczyć, bronić siebie...
Jesteśmy całkowicie zależni do rzeczy, których nawet nie ogarniamy rozumem.
Czasem kupa, to tylko kupa, pożywka dla bakterii, owadów, grzybów i pleśni...
Aniu, miejsce, które było dla Ciebie niemal jak święte, ważne, bliskie sercu, zbeszczeszczono najpierw wycinając ukochane drzewo, a potem dokładając to co ze świętością zdecydowanie nie ma nic wspólnego, a wręcz przeciwnie. I jak miałaś się poczuć? Miałabym te same emocje, czułabym ta samą złość, żal i smutek.
OdpowiedzUsuńKiedy bronisz się wytykając, że ci właśnie zrobiono w środku życia śmierdzącą kupę, zawsze znajdzie się taki bezduszny manipulant, który ze złośliwym, fałszywym uśmieszkiem powie ci, że ojej, no i co takiego się stało, już tak nie przeżywaj, bo ci żyłka pęknie itp.
Jasne, rzecz w tym, że widziałam już reakcje takich manipulantów kiedy zostały naruszone ich granice i świętości. To były dopiero akcje, a że robili je manipulanci to będący świadkami takiego przedstawienia ludzie nabierali się na nie, serdecznie współczując zupełnie niepomni wrednej reakcji manipulanta na czyjąś inną krzywdę.
"Kocham" takich ludzi, którzy są jak muchy plujki wpadające do pokoju i robiące swoje kupy na zdjęciach naszych bliskich. Życie pełne jest takich ludzi - much plujek, ostatnio spory na nich urodzaj, panujące społeczne klimaty bardzo im sprzyjają w ich g.....nej działalności. W końcu mucha nie myśli zbyt wiele siądzie raz tu, raz tam, zrobi kupę i poleci. Bohaterka dopóki nie spali sobie skrzydełek siadając tam gdzie nie powinna:-)
Ulało mi się, ale wielokrotnie byłam w życiu zmiatana pod stół kilkoma kąśliwymi uwagami co do ważności moich przeżyć i odczuć, a kiedy okazywało się, że tak jakoś miałam rację manipulanci zawsze sprytnie potrafili zmienić temat, wyśliznąć się jak żmija, albo odwrócić uwagę innych. Ech...
Gdy tylu ludzi pochwala to samo, wtedy łatwo jest dojść do wniosku: jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić! Waldek łysiak ;)
UsuńZnam takich ludzi. Jest ich całkiem sporo. Chociaż wiem skąd wynika takie bycie, nie sądzę, by to wiele usprawiedliwiało. Sama wiesz, jedyne co możemy, to ogarniać siebie. I dbać o swoje dobro. I stawiać granice. Zrobić sobie ze swoich zasobów narzędzia. To nie jest łatwe Marytko, wcale. Łatwiej byłoby złapać te kupy i pójść położyć na biurku burmistrza ze słowami: mówiliśmy, że tak będzie...ale wiesz, jego to nic nie obchodzi. A ja będę cierpieć bardziej...
Odpuszczam. Pojawią się nowe możliwości, cały czas coś się zmienia. Zobaczymy. Omijam takich ludzi i już. A jak się próbują władować z butami, żałują. Bo ja teraz dość asertywna jestem. Się nauczyłam używać :)
Aniu, wciąż wracam do komentarza Elli. On mi uzmysłowił, że też mam taki sad z dzieciństwa. Sad, a w nim mały domek mojej babci. Sad, który rozjechały buldożery. Byłam tam, nie mogłam poznać tego miejsca, łysa, bezroślinna ziemia z klockowatą, wypasioną willą w środku. Nie zostało nic, najmnieszy choćby krzaczek, czy kępka trawy. Pomyślałam wtedy, jak tak można mieszkać?
UsuńMoże mnie to tak nie boli, bo byłam jeszcze dzieckiem kiedy babcia odeszła, a sad poszedł w obce ręce. Nie byłam świadkiem brutalnego niszczenia tego co było mi bliskie, tak jak Ty.
Rozpłakałam się kiedy będąc już dorosła nie mogłam rozpoznać tego miejsca chociaż moja dusza i serce zaprowadziły mnie bezbłędnie, pomimo ogromnych zmian w otoczeniu, prosto do nieistniejącego już sadu.
On jest, żyje w mojej pamięci tak mocno i tak realnie jakbym dopiero co stamtąd wróciła. Tylko już tak nie boli, że nie ma go fizycznie.
Dlaczego Ci o tym nie pisałam? Może dlatego, że wobec Twojego bólu i niezgody na to co się stało, to moje wspomnienie i doświadczenie wydaje mi się takie mało istotne i przecież nie zmieni niczego w tym co się stało. A powiedzieć Ci, że czas goi rany też nie jest żadnym lekiem. Tak juź jest, że nikt za nas naszego bólu, smutku czy krzywdy nie przeżyje, tylko my sami możemy sobie z tym poradzić.
Trzymaj się Aniu, może odpuść, żyj pomimo zniszczeń tego sadu, z którymi musisz mierzyć się codziennie. To co kochamy nosimy w sercu, zawsze tam:-)
bo prawda jest ja dupa, każdy ma swoją :-)
OdpowiedzUsuńNo nie obrażałabym prawdy, bo istnieje coś takiego jak prawda obiektywna do której się zbliżamy poprzez rozwój świadomości lub jest nam obojętna jeśli wyznajemy takie teorie. Nasze dusze są zanieczyszczone różnymi naleciałościami, dlatego niewielu może widzieć prawdę. Czysty duch, wolny od egoizmu, próżności, zawiści, chciwości i innych tego typu "nalotów" jest bliżej prawdy obiektywnej. A my oglądamy świat jakby przez zabrudzone strachem i innymi naszymi cechami okulary, dlatego każdy to samo na razie widzi inaczej.
UsuńBożena
Owszem Graszko, w dzisiejszej soczewce widać jak bardzo każdy jest inny. Jak sobie budujemy swoje prawdy z klocków podsuwanych przez rzeczywistość. Każdy inny domek ma.
UsuńI fajnie. Ale niektórzy zabierają za dużo klocków dla siebie. To się źle skończy...Zobaczymy.
Bożena, może właśnie po to, co nazywasz zabrudzeniem przyszliśmy na tę planetę. Może to nie zabrudzenie tylko nauka? Przygoda.
UsuńDla tego ducha właśnie :)
W tym sensie, prawda obiektywna tylko przeszkadza:)
Z tego co mi wiadomo, przyszliśmy na ten świat w celu rozwoju ducha, a nie jego upadku. A zabrudzenie ducha które dla niektórych jest przygodą powoduje cierpienie bardziej czystych istot. Choćby w kwestii "szczypawek": nie chcę takiej przygody. W tej kwestii musi istnieć prawda obiektywna i ona kiedyś się ujawni.
UsuńBożena
Podejrzewam, że skoro tu jesteś, to raczej dobrowolnie. Ale pewnie wracać tu wcale nie musimy ;)
UsuńWszystko się wyjaśni, tylko chwilowo nie mamy wszystkich danych. Zobaczymy.
Tu jeszcze nie jest najgorzej, są gorsze miejsca we wszechświecie. A żeby dostać się do wyższych światów, najpierw trzeba się odpowiednio rozwinąć. Te dane akurat mam, ale gorzej z tym rozwojem...
UsuńBożena
ewolucja, to rzecz naturalna. a skoro coś się skonsumowało, to coś trzeba oddać (zasada zachowania masy). kupa musi być i kupa jest dobra, bo świadczy o tym, że układ trawienny jest ok.
OdpowiedzUsuńczłowiek jest niestety wirusem, który chce wszystko podporządkować i opanować. i nigdy nie ma dość. żadne stworzenie poza człowiekiem nie umiera z przejedzenia.
Fakt. Zawsze oglądam kupy suczki i kotów, one pierwsze mówią, że coś jest nie tak.
UsuńI owszem, jakoś nie należymy do biosfery za bardzo. Nie pasujemy, nie wtapiamy się. Jakbyśmy nie umieli...
U mnie było podobnie, inni mogli płakać, drzeć paszcze, a ja nie, moje smutki zawsze były niczym. Jeny, jak mnie to wkurzało, a nawet dobijało. Dzięki Bogu już tak nie jest, bo teraz to bym komuś kłaki powyrywała. ;D Bardzo lubię stare zdjęcia, miło mi się patrzyło na Twoje z siostrą. Kupa to kupa, każdy jakieś tam swoje kupy posiada. Także niech mi nikt się już nie waży powiedzieć, że moja jest mało śmierdząca, a ja przesadzam. ;) Choć kupa też bywa niezłą nauką... Zaraz zacznę dziwnie pisać. hehe Pozdrawiam, lubię Twoje posty. <3
OdpowiedzUsuńI ja lubię twoje posty :)
UsuńOczywiście, kupa może całkiem fajne historie opowiedzieć :)
Albo straszne. Ale bez względu na to, czy kupa jest w wirtualu, czy w realu, nie mam zamiaru z nią się kumplować.
Kiedyś to robiłam i to nie było fajne.
:D
Podoba mi się ten demotywator. Kto tu wariat, kto psychiatra a kto normalny?
OdpowiedzUsuńAnno, czuję złość i bezradność gdy myślę, że wycinają kilkanaście drzew przed moim blokiem bo żywica i liście spadają na kilka aut. Kto tu wariat a kto normalny?
Zaciera się granica między normalnością a wariactwem.
UsuńJa już dawno ogłosiłam, że jestem wariatką i mam to z głowy. A twoje odczucia bardzo rozumiem. Bosze, jakimi głupcami potrafimy być...
Och, kupa to szeroki temat, a poważnie to naprawdę ważny fizjologiczny element naszego życia.
OdpowiedzUsuńOtwieram Tv i Internet, a tam alarmy powodziowe, Poznań pod wodą. dzwonię do syna - owszem zalało jakiś parking, zapchane studzienki, ściana wody, ale żeby cały Poznań?
Tak się zdarza wszędzie, gdy leje cały dzień lub po burzy.
Informacje atakują zewsząd i jeśli nie mamy sita w postaci zdrowego rozsądku, to albo skakać z wieżowca, albo rakietą na Marsa!
W dzisiejszych czasach nawet zdrowy rozsądek przegrywa z idiotyzmem. Trzeba stosować "zero". Zero mediów, zero męczących ludzi, co tak komu, zzerować :)
UsuńWiesz, gdy popatrzyłam na Twoje zdjęcie z siostrą, jeszcze zanim przeczytałam tekst, pomyślałam o moich wyprawach do biblioteki :) Podobnie wielka i ciężka torba z książkami. I podobne słupy! Ja miałam pod górę, dość spory kawałek. Choć z biblioteki było z góry, ale i tak ciężko. Chodziłam zwykle z koleżanką i żeby sobie urozmaicić bawiłyśmy się, że jedna niesie obydwie torby od słupa do słupa, a druga biegnie. I na zmianę...
OdpowiedzUsuńA o sadzie Twoim nie chcę czytać, omijam... Za bardzo boli. Mnie boli, choć go znam tylko z Twoich opisów. A jak Ciebie musi boleć...
Ella-5
Małe, peerelowskie miasteczka :) Wszystkie podobne były. Biblioteka ratowała mnie, to pewne. I tysiące dzieci w innych małych miasteczkach. Fajną miałyście zabawę. Na tym zdjęciu choć bardzo zmęczona wykopkami, jestem szczęśliwa :) To takie dobre wspomnienie. A sad boli...
UsuńNo cóż: nic to, panta rhei...jako rzecze Heraklit.
Też mam sad, który boli. Z dzieciństwa. Śni mi się w nocy, zaglądam do zakątków, o których już zapomniałam, we śnie je rozpoznaję, budzę się rano i płaczę, że sadu już nie ma. Albo relaksacja, prowadzący mówi: rozluźnij się itp... i przenieś się do ulubionego miejsca. Wybieram ulubione miejsce w górach, lecę tam np. latającym dywanem :), a tu buch dywan ląduje w sadzie z dzieciństwa... i płacz, i ból, i po relaksacji...
UsuńPozdrawiam
Ella-5
Ella, ja miałam tak z morzem. Trochę inaczej niż ty z sadem. Bo twój był w twoim dzieciństwie. A ja z morzem styczności nie miałam. Ale generalnie, podobnie. Jak tylko prowadzący mówił o plaży, morzu, wodzie, ja od razu wpadałam w panikę. Wyskakiwałam z relaksacji z walącym sercem, przerażona.
UsuńI kiedyś wybrałam się na regressing. Prowadząca powiedziała: wyobraź sobie pojazd, którym chcesz się przemieszczać w świecie ducha. No i widzę, nadjeżdża pociąg, fajny, nowoczesny. Wsiadam, ale wszystkie okna zasłonięte. Jedziemy. No i jedziemy. Ciągle jedziemy. Prowadząca do mnie, że może bym już wysiadła gdzieś. Poczułam strach i powiedziałam: nie chcę, bo tam jest morze. Powoli jakoś wysiadłam na plażę i poszłam nad morze. I poznałam wcielenie nadmorskie. Było bardzo, bardzo trudne. Jednak kiedy już je sobie obejrzałam, przestało straszyć :) Teraz żadna wizyta nad morzem nie nie stresuje. Ani mentalna, ani realna. Relaksuje mnie i cieszy.
Po prostu stawiłam czoła. Nie ważne jak, zobaczyłam, nie chowałam.
Więc wejdź do sadu. Tam coś jest...
O bibliteko szkolna, z książkami obłożonymi w szary papier. Jakże Cię lubiłam. A potem biblioteko osiedlowa, z książkami obłożonymi w plastikową folię, Ciebie też lubiłam. I podobnie jak poprzedniczka, tachałam te księgi do domu pod górkę. I wszystkie inne biblioteki, do których uczęszczałam... Świat byłby ubogi bez Was.
OdpowiedzUsuńA kupa jest dobra, gdy dobrze wykorzystana. Jako hodowca koni, jestem też w posiadaniu ton gówna i kiedy ono się rozsypie po łące, to trawa pięknie rośnie. I jest z tej trawy dobre siano, rośnie na nim piękny koń, który następnie spod ogona wypuszcza , zgadnijcie co?
Perpetum mobile jakby z tą kupą :)
UsuńJa do końskiej nic nie mam, ani do żadnej innej. Ile ja się naszufluję w kuwetach. I muszę powiedzieć, że jak widzę zdrowe, uformowane wałeczki zwięzłych kup moich kotów to czuję radość i spokój :) Ale kupy parę metrów od mojego bloku...to insza inszość.
A biblioteki to magia dostępna dla wszystkich. Szkoda, że nie wszyscy ją czują. Ale to nic i tak działa ;)
Najgorsza jest mimo wszystko kupa umysłowa / mentalna. Ona może objawiać się w najróżniejszy sposób, również jako kupa fizyczna, z chusteczką ku ozdobie lub bez, na miejscu byłego ukochanego sadu.
UsuńJuz wczoraj zaczelam pisac komentarz i mi go zezarlo w czasie pisania, uznalam to za znak Wszechswiata i poszlam grzecznie spac:)))
OdpowiedzUsuńAle sie nie poddam.
Agniecha wyzej pisze o konskiej kupie i ja rozumiem, ze kon te kupy zostawia tam gdzie go nachodzi potrzeba.... ale czlowiek?????
Tego nigdy nie zrozumiem, nawet jako dziecko, owszem moglam oddac mocz w lesie, ale nigdy przenigdy nie kupe. Od malego mialam chyba swiadomosc, ze ludzie chodza po lesie i nie tylko ktos moze zobaczyc moj wypiety tylek ale tez pozniej wejsc w te moja kupe.
Mieszkalam w NYC 37 lat tam nie ma publicznych ubikacji z wyjatkiem dworcow, ale do tych dworcowych czlowiek, ktoremu zycie mile nie wchodzi:))) Jakos nigdy nie mialam potrzeby zrobic sobie z miejskiego trawnika czy parku ubikacje.
Na poczatku byl Starbucks, ktory wlasnie uzywalam tylko jako miejsce do potrzeb fizjologicznych, bo kawy ichnej nie znosze. Ale Starbucks sie z czasem zmadrzyl i zamkneli przybytek na klucz tylko dla konsumentow.
No to wchodzilam mowilam, ze zaplace za kawe, ktorej nie chce ale za to chce kluczyk i tak to dzialalo przez lata cale. Owszem ciut kosztuje, ale nie przynosi wstydu i nie zostawia min w miejscach publicznych.
Zawsze można znaleźć jakieś wyjście.
UsuńTylko w moim wypadku to w tym przeklętym Domu Ludowym jest kibelek, a paręnaście metrów dalej drugi kibelek na placu targowym. Czyste oba, nowe. I weź pojmij, czego tyłek wsadzać w krzaki?
Pytanie retoryczne. Podejrzewam, że właściciele kup też nie umieliby odpowiedzieć.
Aniu bardzo bolesny post i naprawde gowniany. Zadziwiajace , ze jednak te miliony much na to gowno leca... Piekna sentencja Lysiaka trafia w sedno. Bardzo mi zal Twojego sadu i wszystkich innych zniszczonych przez bezmyslne gowniane decyzje, ale wierze , ze natura zawsze znajdzie droge.. To zdanie z Jurassic Park utkwilo mi w pamieci najbardziej z calego filmu - i zadziwiajace jest, ze to sie sprawdza. Natura zawsze zwycieza czlowieka z jego gownianymi pomyslami , widze to na kazdym kroku , tym bardziej jak jej pomagamy 🤞🤞🤞Pozdrawiam cie serdecznie 😘
OdpowiedzUsuńOtóż widzisz, zgadzam się. Jeff Goldblum mi też utkwił w głowie. I widzę to. Ziemia jest nie do pobicia. Życie płynie poprzez wszystko. Żal mi ognisk, wspomnień, radości, dzieciństwa chłopaków moich. Żal drzew, dzikich tulipanów, jeży, wiewiórek, słowików...Wiem, że to przejdzie. Ale na razie muszę mieć żałobę. Nie jest mi łatwo to poukładać.
UsuńWiem Aniu, znam to uczucie, kiedys sie z nim zmagalam przez lata , ale przeszlam do nastepnego etapu. Wierze, ze to sie odrodzi w inny sposob, historia zatacza kregi, mysle ze ludzkosc tez zatoczy, wrocimy do tego, choc byc moze trzeba bedzie pokolennowych pokolen, ktore zaczna od zera...
UsuńTyle wątków poruszyłaś, ze nie wiem do którego się odnieść i do którego najpierw. Może do tych alternatywnych światów, które sobie tworzymy? Bo przecież jesteśmy zewsząd zalewani taką ilością bodźców, że jeśli człowiek nie podejdzie wybiórczo do świata to może oszaleć. Ja np. nie przywiązuję uwagi do mediów i do tego co mówią inni - ufam sobie.
OdpowiedzUsuńOdpuściłam sobie wirtual medialny. Telewizora nie mam już 7 lat. To daje zupełnie inną perspektywę. Zdecydowanie obok większości.
UsuńAle pamiętam stan bycia zanurzonym w tamtym świecie. Jakiż on był realny, jaki zdawałoby się prawdziwy i jedyny jaki jest. Więc rozumiem ludzi, którzy widzą tylko to. Mam może więcej akceptacji. Ale i tak są rzeczy, które wystrzeliwują mnie w kosmos.
Tak naprawdę wszystko jest alternatywne. Każdy wątek ziemskiego życia. To taka planeta. Jak wybierzesz, tak się wyśpisz...
Ja jeszcze trochę popłaczę nad sadem, bo potrzebuję...
Miło,że się odezwałaś ;)
Aniu, też nie zawsze komentuję u Ciebie, ale zawsze zaglądam.
OdpowiedzUsuńMojego sadu od dawna już nie ma.
Pozdrawiam
Jest :) w tobie, w twojej pamięci i w sercu :)
Usuńmamy dwa psy... zdarza mi się wdepnąć...
OdpowiedzUsuńCodziennie worek kupy z kuwet mi wystarczy. Nie czytam już wp itd po tym co działo się rok temu....
OdpowiedzUsuńZ doświadczenia wiem, że sprzątanie kuwety uziemia mocno ;)
UsuńCzłek zaczyna skupiać się na własnej rzeczywistości, a nie na wirtualnej ułudzie. Oto siła Kociej Kupy :)