Prowincjonalna Bibliotekarka w Podróży. Nieoczekiwanie znalazłam się w innej przestrzeni życia i świadomości. Uczę się. Wszystkiego. Ale najbardziej Siebie :-)
Obserwatorzy
niedziela, 29 maja 2022
Ciężki temat Wszechświecie
Duane Bryers
Wiosna w pełni. Choć zimna. I właściwie tyle ostatnio miałam do powiedzenia Wszechświecie. Mozolnie pełzłam przez remonty, sztywności i bóle, niechęć do podejmowania działań W ramach protestu zaległam na kanapie i poleciałam w Kosmos ze Star Trekiem. Męczący świat, męczący ludzie, męczące wszystko. Wyrzucało mnie z wszelkich stron i blogów gdzie widziałam słowa: wojna, ukraina, putin, politycy, uchodźcy, covid, ekologia, ocieplenie, ochrona, zagłada. Te cztery ostatnie mogą dziwić, ale jak się bliżej przyjrzeć, to jest to samo co te pierwsze, tylko inaczej. Kiedyś może podejmę temat, ale nie dziś. Dziś...
Gdy ostatnio słuchałam Graszki na jej kanale Dom pod bocianem na YT, wspomnienie wróciło. Graszka kupiła sobie nowe sukienki bardzo fajne i mierzyła radośnie. Wyglądała super, ale gdzieś tam przemycała zdania, że "no gruba", "no wieloryb", no "nie fajnie". Patrzyłam na nią, taką ładną w tych sukienkach i myślałam o sobie. Bo Graszka to Graszka, a ja to ja. Ale ja też gruba, wieloryb i niefajna. Niefajna byłam od zawsze, tak o sobie myślałam od dziecka. Ale gruba stałam się najpierw w mojej głowie, tak po trzydziestce. A gruba cieleśnie stałam się po czterdziestcepiątce. Z rozmiaru 38 na 50 pyknęłam. Wiem jak to się stało i dlaczego. Mniej więcej wiem. Czy to się da odkręcić? Nie mam zielonego pojęcia. Czy podejmowałam próby? Oczywiście :) Czy coś dały? Absolutnie nic cieleśnie. Ale w głowie jaśniej...
I różne rzeczy z tego powodu Wszechświat zaczął przypominać...
Około trzydzieści lat temu moja siostra pojechała do Norwegii na zarobek. Chyba zrywała tam truskawki czy coś innego. Była tam miesiąc, zwiedziła trochę, zarobiła i przywiozła mi stamtąd sportowe buty. Białe z zielonymi dodatkami, śliczne. Uradowana szybciutko przymierzyłam i uczucie radości ciut przygasło: jakieś przyciasne, duży palec dotyka do czubka, oj...
Ale tak mi się podobały, przecież sama nigdy nie kupię sobie skórzanych sportówek, na pewno się rozchodzą. Rozchodzą się jak nic, przecież to skóra. Nie rozchodziły się, cisnęły do końca, koniec nastąpił chyba po 4 latach chodzenia, bo to porządne buty były. A paluchy bolały...
Jakieś piętnaście lat temu mąż pojechał w niedziele na służbę. Było to jeszcze przed diagnozą i terapią. Co ważne jest, bo już miałam rozpędzoną depresję, ale jeszcze o tym nie wiedziałam. Czułam się źle już od dłuższego czasu, ale udawałam, że jest wszystko dobrze. W tą konkretną niedzielę mogłam odpocząć od tego całego udawania i zrobić to, czego potrzebowałam, czyli NIC. Nie ubrałam się, zostałam w piżamach, nie uczesałam się, nie umyłam zębów, leżałam, źle się czułam, coś tam oglądałam w telewizji i nurzałam się w depresji. Aż tu nagle dzwonek do drzwi... Jeju, wkurw od razu napłynął. Otwieram, a tam uśmiechnięta koleżanka z mężem. Nie specjalnie bliska, dawno się nie widziałyśmy ale kilka razy jej mówiłam, żeby dzwoniła przed przyjazdem, bo zawsze wpadała bez ostrzeżenia. I znów to zrobiła. Coś zaczęła mówić, ale tym razem, po raz pierwszy w życiu zrobiłam coś innego, niż grzeczne zaproszenie do domu. Powiedziałam bardzo ostro: Słuchaj, prosiłam cię, byś dzwoniła przed przyjazdem. Gdybyś zadzwoniła, to bym ci powiedziała, że dziś źle się czuję i nie mam ochoty na wizyty!! To była ostatnia wizyta koleżanki, nawet nie wizyta, bo do domu nie weszła. Nie żałowałam swoich słów. Może tonu, bo mogłam spokojniej. Z drugiej strony Wszechświecie, nie wiem na pewno, bo jakbym zatrzymała się i chciała łagodniej to może bym zaprosiła jednak, trzeba być miłym i gościnnym. Gość w dom przecież. Tu depresja pomogła.
I tak przez pół życia...
Krótkie wąskie spódniczki, w których nie usiądziesz wygodnie, buciki na obcasie, w których palce i łydki bolały, biustonosze z drutem (co za zmora, ale cycki muszą wyglądać), makijaż codzienny, malowanie włosów co miesiąc, golenie nóg i pach oraz walka z podrażnieniami, bo skóra delikatna i golenia nie lubiła....Nawet nie chce mi się szukać więcej przykładów, bo byłoby dużo. Tylko paznokciom odpuściłam, bo bardzo lubię krótkie. Nie znoszę jak mam dłuższe i ciągle coś pod paznokciami. Przyznam, że obrzydzeniem patrzę na nalepione tipsy, niehigieniczne. Brrrr....
To tylko zewnętrze objawy, ale jak do tego dołożymy ciągłe udawanie kogoś kim nie byłam, tylko zdawało mi się, że taka powinnam być by mnie ludzie lubili, to mamy prawie ułożonego puzzla.
A na puzzlu droga do piekła, mocno wybrukowana dobrymi chęciami i tzw. dbaniem o siebie. O zgrozo...co ja nazywałam "dbaniem o siebie"...
I rozmiar 50 jest tu całkiem zrozumiały. Problem z jedzeniem to też objaw kłopotów z emocjami.
I jest jak jest.
Aż tu nagle przychodzi czytelniczka, taka jak ja 55 lat w 50-tym rozmiarze. I opowiada jak fajnie jej na basenie. To było zimą, słuchałam z uprzejmym uśmiechem, w głębi duszy zaś:
- ale fajnie bym pomoczyła się. Nigdy nie byłam, spróbowałabym, kobieta taka zadowolona. Co to jest to jacuzzi wogóle? Ale jak ona się czuje z tym brzuchem wielkim, biustem ogromnym, cellulitem w stroju kąpielowym? Odważna kobieta. Toż wszyscy patrzą. Pełno lasek szczupłych wokół. Przyznaj się Bzikowa, wstydziłabyś się. Nie dam rady, nie dla mnie to.
I stanęło na tym. Oświecona, oczytana, przepracowana z traumami, wiedząca, ale TO nie.
Kręgosłup bolał, czasem ktoś coś wspomniał o basenie, ale decyzja podjęta była. Nie, bo WSTYD zbyt wielki, nie dam rady.
A jednak ziarenko się zasiało. I powolutku, powolutku rosło. I kiedy koleżanka z pracy trzy tygodnie temu powiedziała, że jedzie na basen i czy ja nie chcę, bo to fajne jest, zaskakująco szybko odpowiedziałam: JADĘ.
Zamówiłam strój do pływania w bonprixie i przyszedł błyskawicznie idealny rozmiarowo. Uznałam to za znak od Wszechświata. Płyńmy.
Okazało się, że na basenie pełno pań o okrągłych kształtach. I w ogóle o różnych kształtach. A tych lasek idealnych to prawie wcale. Mocząca się obok mnie pani, taka jak ja, pokazała mi jak się położyć na wodzie. I powiedziała:
- bo my to jak oczka tłuszczu w rosole, nie toniemy :) Bardzo byłam wdzięczna tym wszystkim kobietom na basenie, że takie były odważne. Ulżyło mi bardzo. Ale uświadomiłam sobie, że ja je widzę, bo założyłam strój kąpielowy i weszłam na pływalnię. Pole widzenia się poszerzyło...
Bez pierwszego kroku nic by się nie wydarzyło. Dalej myślałabym, że baseny są pełne idealnych lasek.
No może jednak trochę oświecona i wszelkie warsztaty, i psychoterapie nie poszły na marne.
Teraz kupuję wygodne buty, luźne w palcach, bez obcasów, sportówki skórzane. Chodzę w spodniach, bo lubię. W domu chodzę bez biustonosza, a biustonosze noszę elastyczne i luźne bez drutów i cudów usztywniających (brafitterka by padła). Przestałam malować włosy, co za ulga. Siwizna jest śliczna. Używam tylko kremu dla dzieci, makijaż zależy od nastroju i tylko poprawiam brwi i maluję rzęsy. Luźne ciuchy, wygodne ciuchy. Przede wszystkim wygoda, wygoda, wygoda...
No i nauczyłam się odmawiać. Robię to grzeczniej.
Tylko muszę to ćwiczyć. Nie zapominać. A jak się nie uda, poprawki nanosić, znaczy pójść i powiedzieć: sorry, jednak nie mam na to ochoty, choć się zgodziłam na początku.... Bo jak powiedziała moja babka: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy... I to prawda jest.
I prawdą jest też to, że można inaczej.
Poniżej film o tym skąd grubość i chudość, takie podstawowe informacje, może ktoś skorzysta. Aurorę poznałam dzięki Graszce i bardzo jej za to dziękuję :)
Obu dziewczynom dziękuję :)
Pozdrawiam Wszechświecie, twoje oczko w rosole, Prowincjonalna Bibliotekarka
ten oto: https://www.youtube.com/watch?v=_3FrCq26bE0&t=3s A butków nie polecę, sama musisz stópkę wsadzić i zapytać tę stópkę: jak tam, wygodnie ci? na pewno wygodnie? jesteś pewna? A ona odpowie :)
Kurczę! Bozia dała mi rozmiar 36 w prezencie, a i tak z moją samooceną nie jest najlepiej. Ciekawe co bym czuła w stosunku do siebie, będąc osobą o kształtach obfitych. To wszystko w głowie siedzi... I deformuje człowiekowi samoogląd. Co ciekawe, w stosunku do innych deformacja nie działa. Widzę piękno osoby niezależnie od jej wieku, masy ciała, stylu ubioru.
Moja Mama lat 80 z Tatą 80+ na basen śmigają regularnie. A przecież nie wyglądają jak nastoletnie królewny. Odwagi nam życzę! A Tobie gratuluję, że zrobiłaś TO.
Agniecha i ja nam wszystkim odwagi życzę. Bo mamy to na co sobie pozwolimy i się odważymy. Moja Druga Siostra ma rozmiar 36, malutka jest :) Ale i tak wszystko faktycznie w głowie siedzi. Lata całe uważałam się za grubą, choć nie byłam. No to się zrobiłam gruba, ciało i psychika się zgrały w końcu. Ech, dom wariatów. Mam koleżankę, śliczna: szczupła, wysoka, długonoga, włosy kręcone, usta pełne, piersi idealne, no cudmalina :) A ona kupuje buty za małe, bo stopa za duża. Włosy codziennie prasuje by się nie kręciły. Biustonosze pushupy, tipsy, samoopalacze, kremy za pińćset i czort wie co jeszcze. I nie umie przyjąć komplementu. k Każdy skontruje. U mnie też ta deformacja nie działa w kierunku innych. Tylko mój ogląd mnie jest zaburzony. Bo to z dzieciństwa poglądy, a mała Ania to twarda zawodniczka jest... Pozdrawiam twoich Mamę i Tatę, ja już nie odpuszczę basenu :) Tylko Męża muszę urobić, bo nie chce... :DDD
Widocznie w twoim dzieciństwie była jakaś miła, puszystość ludzka, którą lubiłaś, może cię wspierała? Tak strzelam na ślepo :D Tak w ogóle to "cześć", od TeśkiMaminka do ciebie wlazłam i ujęłaś mnie tymi 2 minutami i resztą. I masz zimorodka za logo...to akurat znak, bo ostatnio wszędzie zimorodki widzę. Co dziwne jest, bo nie w przyrodzie tylko malowane, rysowane, rzeźbione itd. To zobaczmy :)
Się cieszę z Ciebie tutaj i tam. :) Mam dwie puszyste przyjaciółki, to chyba z tego moja sympatia wynika. Moja nastoletnia wielka miłość to był chłopak z całkiem sporą nadwagą, ale ujmującą osobowością. A mama, z którą mam nieciekawe relacje jest chuda jak szczapa, tak więc tu jest splot różnych czynników. A zresztą... Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek klasyfikowała ludzi na chudych i grubych. Dla mnie się nie dzielą na takich lub śmakich, a jeśli już to na dobrych i złych, sympatycznych i mniej sympatycznych, pogodnych i ponurych... a i ten podział o niczym nie przesądza.
No widzisz Graszko, natchnęłaś mnie do posta :D Nie, nie żałuję relacji z koleżanką, bo to nie była relacja obustronna. Gdyby była, po takim czymś nie rozpadłaby się. Koleżanka by zapytała co u mnie a nie obraziła. Spróbowałaby się dowiedzieć, czemu taka niecodzienna reakcja. A tu obraza i koniec. Dotarło to do mnie po pewnym czasie, że ja jej słuchałam, a ona tak naprawdę mną się nigdy nie interesowała. Odprowadziłam już kilka kotów na Drugą stronę. To trudne jest, ale zawsze mnie pociesza myśl, że one tak wskakują z lekkością, prosto na nogi do Pana Boga. W przeciwieństwie do ludzi, zwierzęta rozumieją życie na tej planecie i nie biją się z oczywistością. Po prostu nie zatrzymuj go a kiedy nadejdzie czas, pomóż odejść bez bólu. najpiękniejszy dar jaki możesz mu dać za to, że był z wami.
Dobre rano Aniu Dobrze, że jesteś znowu. Zaglądam o różnych porach dnia, a Ciebie tu nie ma. Mam nadzieję, że nie obudziłam. Dzisiaj tylko zapraszam Cię na poranny spacer. Idę zobaczyć, czy zakwitły moje róże jak co roku tego majowego dnia Pozdrawiam, jak zawsze ciepłe słowo zostawiam i mam nadzieję, że dołączysz do mnie. Nienawidzę niezaproszonych gości, więc Cię zrozumiem. Chociaż, czy zdobyłabym się na taką odwagę? Nie wiem. Na szczęście wszyscy już przeszkoleni wcześniej.
Miałam przerwę Ismeno :) A wstaję o piątej rano, trudno mnie obudzić :) Spaceruję rano z suczką, gdy wszyscy jeszcze śpią. Na odwagę się zdobyłaś, bo już wszystkich przeszkoliłaś zauważ. j Ja te kilkanaście lat temu dopiero się uczyłam. Teraz jest już duuuużo lepiej. Bywałam u ciebie, ale nie komentowałam. I bardzo chętnie pójdę z tobą na spacer, u nas konwalie wreszcie kwitną, a róże to mój ulubiony kwiat :)
Witaj już czerwcowo Aniu Dziękuję za życzenia imieninowe. Ja też się uczyłam i nadal uczę. Gorzej, jak inni nie rozumieją... Pozdrawiam kroplami oczekiwanego deszczu za oknem
Też od paru lat mam kłopot z nadwagą. Istna kobieta gąbka, co to jak się zaweźmie i chudnie, to sie ścienia a jak sobie odpuści grubieje!:-) I wiesz, u mnie to nawet nie jest problem wyglądu (bo siedząc zazwyczaj w moje pustelni mało mam okazji by konfrontować i porównywać mój wyglad z innymi), tylko samopoczucia. Jak waże za dużo, to moje stawy czują to mocno i dają mi znać, zwłaszcza o poranku, że koniecznie powinnam zmniejszyć ciezar właściwy. Co czynię w miesiącach wiosenno-letnich za pomocą diety i ciezkiej, fizycznej pracy oraz ewentualnie jazdy na rowerze. Niestety zimą gąbka znów nabiera wody. Ups! Tłuszczu!:-)) A co do basenu...Nigdy nie lubiłam. Nie potrafię pływać a cierniem zaległo mi w sercu wspomnienie, gdy w ramach zajeć szkolnych w podstawówce instruktor pływania wrzucił mnie na głęboką wodę na basenie, oczekując że sama wypłynę. Ot, drastyczna, ale w niektórych sytuacjach skuteczna metoda. Nie u mnie, niestety!:-))
Kobieto Gąbko, ja nie wiem:) Oglądam zdjęcia na których jesteś i wydajesz mi się taka jak trzeba. No wszystko w głowie siedzi Ola :D Jeśli chodzi o pływanie, to ja nie umiem. Nie nauczyłam się w rzece z dzieciństwa. Ale nikt też mnie nie chciał uczyć, a już na pewno nie w ten sposób. Siedzę w jacuzzi, potem idę do basenu gdzie jest tylko 120 cm wody, biorę piankowego makarona pod pachy i pozwalam wodzie mnie nosić, kołysać, trzymać. Czasem poudaję, że pływam i mam z tego kupę frajdy. W sumie dość zadziwiające jest, że jak teraz rozmawiam o basenie, bardzo dużo ludzi mówi, że ktoś ich wrzucił i topili się. I dlatego nie chcą, bo nie miłe wspomnienia. Mój własny Mąż też tak ma. Tylko jest tak: Mała Ola przeraziła się. Ale obecna Ola to nigdy nie pozwoli na coś takiego. Obecna Ola jest całkowicie bezpieczna i zadba o siebie. No ale, co ja będę radzić, sama zbierałam się na odwagę pół roku :)
Bo piękno jest w NAS! Kochana! I w naszej świadomości na temat nas samych! A w otoczeniu większość babeczek jest niedoskonałych. No i co z tego... Brawo za odwagę! Ta trzymaj! Piękny post!
Zamierzam trzymać :) Jakie to jest przyjemne, choć pływać nie umiem. Ale to uczucie lekkości jest nowe, cudne, zadziwiające. Nawet ważąc 50 kg nigdy nie czułam tej lekkości. To zupełnie nowe dla mojego ciała, odkrywanie nowej przestrzeni, nowego lądu, nowego Kosmosu bym powiedziała :)
Dobrze, że jesteś i witaj w klubie 😃 Włosy siwe od dawna, i od dawna nie farbowane, ubrania jak najbardziej sportowe, no i najważniejsze - waga piórkowa, a co tam piórkowa, nawet kogucia - też od dawna - mi nie grozi 😂Ps. Ten wierszyk "Na remonty" był o mnie i o moim remoncie 😃😃😃 Pozdrawiam serdecznie 💞
Ja tak czułam, że ty z doświadczenia piszesz :) Bo i u mnie podobne doświadczenia odbyły się. Na razie koniec. Odpoczynek aż do jesieni. Ale jeśli mi się uda przetłumaczyć Mężowi do rozumu, to do następnej wiosny :)
Ja długo bylam chudzielcem, ale już nie jestem. Kiedy byłam szczupła, nosiłam rozmiar 38, to przyglądałam się, czy aby nie rośnie mi tyłek i nie grubieją nogi. Po czterdziestce zaczęłam nosić rozmiar 40,ale jakoś gładko to przyjęłam. Gdy skończyłam 55 lat wskoczyłam w 42 i tak się trzymam. I dopiero teraz tak naprawdę akceptuje swoje ciało. W głowie mi się ułożyło i wreszcie je polubiłam. Cieszę się, że jeszcze mi służy. Ci, którzy nas kochają nie patrzą na nasze BMI, a jeżeli komuś nie podobaja się nasze gabaryty to jego problem. Ciała się używa żeby żyć, a nie żyje się po to, żeby mieć ciało, które spodoba się innym. Świetnie że się odważyłaś i chodzisz na basen. Tak trzymaj. Cieszę się, że się odezwałaś, bo długo tu zaglądałam, a tu cisza. Przesyłam serdeczności i życzę powodzenia w remoncie.
Siedziałam w cichości i odpoczywałam :) Remont skończył się i spokój wrócił. Po pierwszych warsztatach pracy z ciałem oczy mi się otworzyły na moją komunikację z ciałem, a właściwie jej brak. To było jak piorun z jasnego nieba. Napisałaś, że ciała trzeba używać, Basia, ja używałam. Jak narzędzia i zużyłam. Nie dbałam, nie rozumiałam sygnałów, nie cieszyło mnie. Nie mówiłam mu miłych słów, tylko wymagałam. No i jest jak jest. Teraz na basenie, zamykam oczy i czuję...Ogrom odczuć, jakbym odkryła nowy, lekki świat o którym nie miałam pojęcia. Proces polubiania ciała u mnie, to proces. Powolutku sobie to ogarniam. Nie wiem, czy nadejdzie moment 100% akceptacji i zgody. Ale na to, mam zgodę :D
Słowo "używać" było w tym kontekście, że nasze ciało nam służy, a nie ma być tylko na pokaz, pasujące do obowiązującej mody na chudość. Co nie znaczy, że mamy o nie nie dbać. Wiele kobiet jest na drakońskich dietach, przyjmuje jakieś specyfiki, które mają hamować przyswajanie tłuszczu i cukrów, bo chcą, żeby ich ciało wyglądało jak w młodości, ponieważ nie akceptują swojego obecnego wyglądu. To przecież czyste wariactwo. Popatrz na te chude, żylaste dziewczyny, które wypacają litry potu na siłowniach, żeby wyglądać jak wieszaki na mięśnie obleczone skórą. I to ma być ładne. Trochę tkanki tłuszczowej trzeba mieć, żeby dobrze funkcjonować hormonalnie, ale teraz to nie jest w modzie. Natura nie przez przypadek powodowała, że w wieku przekwitania przybywa nam tłuszczyku, ale niektórym bardziej chodzi o szczupły wygląd niż o zdrowie. Mam koleżankę, która jest przesympatyczną i piękną kobietą, ale ostatnio tak się zafiksowała, że chce wyglądać ekstra modnie i równie szczupło jak jej trzydziestoletnia córka. No i wygląda... jak żylasta, stara Indianka udająca wymizerowaną Pocahontas. Nie wiem co jej przeszkadzało, bo, przed tą drakońską dietą i umartwianiem się na siłowni, wyglądała bardzo ładnie. Cóż, każdy ma prawo dokuczać sobie na swój sposób. Cieszę się, że coraz lepiej dogadujesz się ze swoim ciałem, dalszych sukcesów życzę.
dzisiaj sobie kopiłem nowe buty sportowe, przyciasne, acz chodzę w nich w zasadzie dopiero jeden raz, ale raz zobaczę jak będzie się mi w nich chudziło jutro pozdrawiam ;)
Ja włosy zaczęłam malować inna Farna i od razu nie są tak popalone. Ale kiedyś kiedyś zakładam że staje się wiedźminem 😆 Co do wagi no niestety też to mam, że rozmiar L mnie nie opuszcza a czasami i XL z tego wychodzi .. zależy wszystko od sklepu. Stroje ostatnio oglądałam w KiK ale nie odważyłam się roku temu. Nie wiem jak w tym roku. Zobaczymy.
Moje włosy już w pół drogi do wiedźmińskich :) widziałam stroje w KIK, niektóre są bardzo fajne. W sumie Wiewiórko, przymierzyć można, kupić też, niech sobie poleży w domu, poczeka...nigdy nic nie wiadomo. Może z Młodym pójdziesz, widziałam mamy z dzieciakami, super sprawa :) No i kolana nie obciąża taka aktywność...
No i widzisz, nigdy nie chodziłam na szpilkach, bo mam prawą stopę felerna, uszkodzony nerw, szpilki i wsuwane wszystko leci z nogi. Wąskich nosków nie noszę, a haluksa i tak mam, o dziwo na zdrowej nodze. Ty mówisz, że utyłaś, u mnie chore jelito, więc wybór potraw ograniczony. Chuda nie jestem, ale znam osoby, które wstydzą się iść na basen czy plaże, bo za chude, kostium źle leży. Każdy ma jakiegoś garba, tylko niektórzy lepiej sobie z nim radzą, a widzę, że Ty radzisz sobie nie najgorzej, nawet poczucie humoru masz przednie:-) A te grafiki fantastyczne! jotka
Grafiki są przecudne, a humor, nawet czarny, czasem życie ratuje, a przynajmniej daje kontekst do idiotyzmów tej planety. Znam chudzielców z pretensjami do siebie, takimi samymi pretensjami jak grubasy. Gdyby tak chudzi i grubi pogadali, okazało by się, że tacy sami. Co ja zawsze piszę: wszyscy jesteśmy tacy sami :)
Co do basenu to ja się raczej nie wybiorę nigdy, bo nie umiem pływać. Jakoś nie ciągnie mnie do wody.
Ostatnio mam ciągle efekt jojo. Ale jakoś mi się wszystko poukładało w głowie już jeśli o wygląd chodzi. Coś tam próbuję działać, jednak jest jak na huśtawce. Co stracę pół kilograma, to zaraz przybieram pół. Eh. Ale więcej nie narzekam już. :)
Generalnie narzekanie jest ok, pod warunkiem, że się słucha samemu na co się narzeka :) Wtedy łatwej dojść o co mi chodzi i co ja chcę w życiu. Pisałam wyżej: ja nie umiem pływać. Włażę do basenu rekreacyjnego, biorę makarona piankowego, owijam się i jak koreczek, daję się wodzie nieść, kołysać. Jaka lekkość, nigdy wżyciu takiej nie czułam, nawet ważąc 50 kg. I to cudne jest. I co najważniejsze: kompletnie nie myślę o tym, co kto sobie o mnie pomyśli :) Generalnie: jak człek ma stracha, to ma i odwagę. Bez strachu odwagi nie ma. Nie ma i już ;) Czyli każdy z nas, oprócz psychopatów totalnych, odwagę ma. I może wykorzystywać do czego tylko chce. A pół kilograma w te czy we wte, to nie efekt jojo. To całkowicie normalne u każdego. U chudych też :)
Wychodzi na to, że nie od parady noszę okulary. Przegapiłem ten kawałek związany z basenem. Czyli można powiedzieć, że coś nas łączy, nieumiejętność pływania.
No i słusznie, najgorzej jak człowiek coś robi, idzie gdzieś itp. i myśli o ocenie innych osób. Chociaż do tego trzeba czasu, trzeba dojrzeć niejako.
Brawo Aniu! Jesteś na dobrej drodze do pogodzenia się z samą sobą. Coś tam o tym wiem, sama przez nią przeszłam:) Kiedyś, dawno temu, kiedy byłam lżejsza o 40 kilogramów uważałam się za grubą i zdarzało mi się usłyszeć komentarz, że mam zad jak szafa:) Kiedy po latach jakoś tam siebie polubiłam, komentarze ustały, ba, nawet słyszę komplementy. O dziwo właśnie teraz kiedy ten zad jest hm, no nie oszukujmy się, on jest jak szafa:)) Co do koleżanek i znajomości to, zadziało się u mnie podobnie jak u Ciebie. Jakby mi klapki z oczu spadły. Zobaczyłam to moje koleżeństwo w zupełnie innym świetle. Dotarło do mnie tak jak do Ciebie (chyba też), że pozwoliłam się traktować niektórym osobom przedmiotowo tylko do wysłuchiwania, pocieszania, dawania rad i wyrażania zachwytów. Zachwyty jak najbardziej były szczere, pocieszenia szły z serca, ale i u mnie nastał niedobry czas łez, mam też ładne zdjęcia. Tylko, że moim znajomym nagle przypominało się, że gdzieś się spieszą, że nie mają już czasu. Aż chciałabym ich zapytać: Czy wiecie, że poświęcając Wam, czas na wysłuchanie Waszych doznań, radości i smutków, oglądając kolejnych dzieści zdjęć dałam Wam coś co miałam najcenniejszego swój czas? I wiesz co Aniu? Twój post jeszcze bardziej mi to uzmysłowił, przeczytanie go było jak brakujący kawałek układanki. Dziękuję i pozdrawiam Hanka C.
I ja cię pozdrawiam :) Opisałaś moją drogę. Dawałam innym uwagę tak, jak bym chciała sama dostać. Nie tylko czas Haniu, ale też emocje, uczucia...Co ma swoją wagę. Ale wiesz, nie umiałam brać...Więc nawet gdyby ktoś próbował, spławiłabym go zapewne. Może nawet próbował... No ale, jestem tu gdzie jestem i to jest dobre miejsce. Mimo tego, że naprawianie nie wyszło, a wyszło lepsze zobaczenie siebie. Co nie było zawsze komfortowe, bo uczciwość samemu ze sobą jest chyba trudniejsza niż uczciwość w kontaktach z innymi. Więc wędrujmy, ale nie same, bo z nami zasuwa tą drogą cały tłum chudych, średnich, grubych :DDD
Waga - cóż, za młodu zawsze byłam brzydka, "za gruba", do tego okularnica. Teraz, kiedy patrzę na zdjęcia sprzed 20 lat, widzę zgrabną, ładną dziewczynę... Dziś uczę się lubić siebie, idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Po trudnych losowych sprawach schudłam do 55 kg przy 170 cm wzrostu, czułam się fajnie, lekko. Potem przytyłam, ale już niedużo. Jednak dalej zajadam emocje. Wszystko w głowie siedzi, to prawda. Jednak coraz więcej rzeczy w sobie lubię - moje siwe włosy są ładniejsze, niż kiedyś farbowane, lubię mój mały biust i przestałam całkiem nosić biustonosz (tu poszłam jeszcze dalej od Ciebie;)) Tłuszcz to ochrona... Jako dziecko i nastolatka bardzo się bałam, izolowałam od ludzi, ze strachu, wstydu, że nie umiem rozmawiać, że jestem brzydka, że nieśmiała... Bałam się świata w ogóle. Nie umiałam odmawiać, zero asertywności, Chciałam, żeby wszyscy mnie akceptowali. Poczucie własnej wartości budowane poprzez opinię innych. Całkiem niedawno dotarło do mnie, że ludzie bardziej zajmują się sobą, niż tym, jak ktoś (np. ja;)) wygląda, mówi itp. Więc i sama zajęłam się sobą, ale w zupełnie inny sposób. Na początek przestałam się krytykować, źle do siebie mówić, źle o sobie myśleć. Uczę się słuchać swojego ciała i rozumieć to, co czuję, a od czego byłam kompletnie odcięta. To nic, że za 2 lata stuknie 50. Lepiej późno, niż wcale. Lżej się żyje. Może nawet w końcu pójdę pierwszy raz w życiu na basen, kto wie...
No widzisz, sporo nas takich, z głowami pełnymi nieprawdy o sobie. Ale kiedy już to zauważysz, wow, trudno jest ale super :) Mnie trochę wyjaśniła totalna biologia, o co chodzi z tym tłuszczem. Tak jak napisałaś, ochrona. W przyrodzie zwierzęta nadymają się, puszą, stają na palcach by wydać się groźniejsze...no cósz ;) Zrobiło się. Płyńmy. Kiedy ciągnie mnie do lodówki, to już nie jem bezmyślnie, zawsze teraz zastanawiam się, o co chodzi? Co ja znów wypieram, co się dzieje? I zazwyczaj znajduję powód. Ssanie w żołądku mija. Muszę powiedzieć, że odczytywanie sygnałów z ciała trudne jest. Większość życia byłam odcięta od ciała i emocji. Zupełnie nowy teren ;) Ale tak jak ty, uważam, że lepiej późno, niż wcale. I w sumie to ciekawe jest. A basen polecam bardzo, to uczucie lekkości w wodzie. Jeju :D
Ogromny jest nacisk na kobiety, żeby były "odpowiednie", nie wiem z perspektywy mojego wieku patrząc, czy dzieciaki się od tego uwalniają. W każdym razie moja mama jest siwiutka, a ja po ślubie poszłam w jej ślady i kilka dni temu zrobiłam sobie pierwsze zdjęcie do legitymacji z siwizną. Całe życie byłam szczupła, nie odpowiada mi tycie, ale na razie daję radę, zawsze byłam "niezaopiekowana", bo rodzice pracowali na szczęście, nikt nie siedział w domu, nie nudził się, wiec mi nie dawał rad. Mam nadzieję, że nic mi nie odpali po 50-ce, bo z aktualną wagą czuję się po prostu zdrowa i sprawna.
Nie przejmowałabym się, że ci coś odpali teraz, skoro nie odpaliło do tej pory :) Wszystko w głowie siedzi jednak. Jeśli czujesz się sama ze sobą dobrze, nie ma żadnych powodów do obaw. Patrząc na obecne dzieci i młodzież, które podlegają potwornej kontroli, słabo widzę ich ogląd siebie i poczucie sprawczości. Wiecznie ktoś nad nimi wisi. W bibliotece, dobre mamy nie pozwalają samemu dziecku wybrać książek, w ogóle nie pozwalają dzieciom przyjść samodzielnie do biblioteki. Nawet jeśli mieszkają blisko. Dzieci nie bawią się na ulicach tak jak my kiedyś, w parkach, na placach zabaw wiecznie z kimś....Nic dziwnego, że uciekają w wirtualny świat. Z jednej strony kontrola, z drugiej strony brak kontaktu emocjonalnego. Ładne ciuchy, zabawki, pierdylion zajęć edukacyjnych i mało przytuleń...No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Wzorzec się powtarza, tylko inaczej. Zobaczymy co z tego wyjdzie...
Ja już jakiś czas temu przeczytałam, ale jakoś nie mogłam się zabrać do pisania. Często się zastanawiam czy faktycznie ubieramy się i nazwijmy to "wyglądamy" zawsze dla innych? Kiedy myślę o sobie teraz (50+) wydaje mi się, że wyglądam tak jak JA chcę. Ale nie wiem w sumie czy tak jest. Zawsze byłam szczupła, nigdy się nie odchudzałam. I nadal jestem. I chcę taka być, źle bym się czuła w większych rozmiarach. ale jak mówię, nigdy nie byłam na diecie. Nie miałam powodu. Myślę, że dopóki komuś nie przeszkadza bycie grubym, dopóki tusza nie utrudnia mu życia, nie powoduje, że staje się niepełnosprawny - to ok. Nie ma co patrzeć, co myślą inni. Niech myślą sobie, co chcą. Wy tu sporo piszecie o tym, że czułyście się źle jako dzieci, że nie akceptowałyście siebie - ja zupełnie nie mam takich skojarzeń. Chyba za dużo się nad tym nie zastanawiałam, zawsze byłam odludkiem i tak mi zostało. Nie potrafię nawiązać kontaktów z nieznajomymi, nie czuję się dobrze w grupie obcych ludzi. Ale nie cierpię z tego powodu, przeciwnie - lubię to i nie potrzebuję obecności KOGOKOLWIEK, w sensie lubię być z tymi, którzy coś dla mnie znaczą. Inni są nieistotni i nie zamierzam zabiegać o ich względy. Zawsze taka byłam. I z tym mi jest dobrze. Pływać lubię, mnie uczył tata. W jeziorze, na długim kiju i sznurku zaczepił dętkę od motoru lub roweru, i ja w tej dętce pływałam. On chodził wzdłuż pomostu trzymając kij, w tę i z powrotem. I tak się nauczyłam pływać. Najbardziej lubię jeziora, bo nie ma fal, łatwo się płynie i można sobie ustalić skąd/dokąd. Jak jestem nad jeziorem, a mam domek na Kaszubach, pływam codziennie, jeśli jest w miarę ciepło. Siwiznę zaakceptowałam już dawno temu, chyba z lenistwa. Nie chciało mi się farbować włosów co 2 tygodnie. Teraz czasem używam płukanek, to się kompletnie zmywa po paru myciach i i nie pokrywa siwizny tak jak farba, więc wygląda to jak swego rodzaju pasemka. Podoba mi się. Co do ubioru - mój syn miał ślub i wesele rok temu w czerwcu. I miałam nie lada problem - co ubrać? Matka pana młodego musi/powinna wyglądać. Wszystkim, którzy dawali mi dobre rady powiedziałam tak: nie ubiorę niczego w czym będę się czuła źle tylko dlatego, że tak powinnam. Co nie znaczy, że pójdę w dżinsach, tego synowi nie zrobię. Kupiłam coś nietypowego i świetnie to wyglądało - syn, synowa i córka potwierdzili - a to właśnie te najważniejsze osoby w moim życiu + pies, ale pies i tak mnie kocha. ;)
Często myślę o tym jak kobiety od setek lat starają się spełnić pewne standardy, wymyślone dla nich wieki temu, chyba przez mężczyzn. Mijają stulecia i nic się w mentalności kobiet nie zmienia - wciąż próbują się dostosować. Pomyśl chociażby o tym, co robisz przed pójściem na basen. Golenie obowiązkowe. Gdybyśmy faktycznie dbały o wygląd dla siebie, byłoby to wszystko prostsze i dawałoby nam dużo przyjemności. Spełniając CZYJEŚ wymagania, strasznie się z tym męczymy. Ja serdecznie olewam, co inni myślą. Naprawdę.
Należysz do tej grupy osób, które zawsze czuły się właściwe, na miejscu. Nawet jeśli dostawałaś komunikaty, że coś z tobą nie tak, a pewnie dostawałaś w dzieciństwie, to umiałaś to jakoś sobie poukładać. Nie każdy ma taką umiejętność. Nawet ci trochę zazdraszaczam :) Każdy po swojemu i super spotkać osobę, która jest ze sobą samą szczęśliwa. Jeśli chodzi o mentalność kobiet, no cóż, dziewczynki skądś dostają takie a nie inne wychowanie. Przekaz pokoleniowy, tradycja, wzorce myślenia powtarzane wciąż przez babki, matki...i jedziemy z tym koksem, aż trafi się w ciągu pokoleń kobieta, która wyjdzie poza nawias rodzinny i zrobi coś inaczej. Wtedy zapewne dostanie bęcki, ale jak dzielna jest, to się nie da :) Nie sądzę, by dało się całkowicie wyczepić z różnych wzorców nabytych w czasie socjalizacji. I nawet nie potrzeba. Moje hasło "wygoda", obejmuje rzeczy dla mnie ważne i wygodne. Nie czułabym się dobrze z owłosieniem pachwinowym wystającym spod stroju ;) Więc zgodziłam się sama ze sobą, że jest to cena, która jestem w stanie zapłacić za tę przyjemność. Mój wybór, to jest ta różnica. Nie przymus, wybór. Są kobiety olewające ten temat, mam nadzieję, że i ja do tego dojdę, albo nie :) A tak poza tym, ludzie zawsze myślą o sobie, nawet jaki im się zdaje, że myślą o innych :) To jest najfajniejsza rzecz jaką odkryłam.
Tak - podobnie myślę. Że jeśli robimy coś, bo tak chcemy i jest to nasz wybór to zupełnie inna historia. Jak już wielokrotnie tu pisałaś, wszystko jest w głowie i to jest prawda. Co do tych włosów - to nie wiem czy widziałaś reklamy organizacji PETA - to organizacja prozwierzęca. Jest świetna reklama: futerko nie jest fajne - zobacz sobie. 😁 Teraz tyle się mówi o kobietach i ich prawach, taka moda nastała i to jest ok, z tym tylko, że razem z dziewczynkami trzeba uświadamiać chłopców. Inaczej to nie zadziała. I dajmy na to za 100 lat, chłopcy uznają dzieczynki za kosmitki. 😉 Oglądałam dawno temu program o ostatnich żyjących Chinkach, którym krępowano stopy w imię jakiejś chorej mody. I w głowie się nie mieści, że matki robiły to swoim córkom. Zadawały im niewybrażalne cierpienie, które same dobrze znały. Anno - najbardziej przeraża mnie zamknięty, ciemny umysł. Trzeba całe życie edukować siebie i być ciekawym i zadawać pytania. Trzeba mieć wątpliwości. Pozdrawiam. 😊
na jakimś blogu znalazłem takie motto - z wiekiem, coraz mniej przejmuję się tym, co o mnie myślą inni. do tego najwyraźniej trzeba dorosnąć. a zagłodzone harty mające niby stanowić wzór do naśladowania są nieszczęśliwe i zapomniały, jak korzystać z żołądka. dwa listki sałaty? nawet królik potrzebuje więcej, by przetrwać.
Tak trzymaj :) Nie przejmuj się niczym. Jestem mężczyzną, zatem do kwestii wyglądu podchodzę raczej na luzie i inaczej niż większość kobiet (również brzydzą mnie tipsy :) Krągłe kształty są piękne, ludzie puszyści są mili, interesujący i ciepło. Przez lata showbiznes, media i reklama narzucają wszystkim swoje standardy idealnej, tej jedynej właściwej urody.
Mężczyzno dzięki za dobre słowo :) Faktycznie panowie różnych kształtów na basenie są wyluzowani bardziej. Głupi przekaz medialny i społeczny co do wyglądu chłopakom mniej szkody robi. Wy macie swoje czerwone strefy... A grafiki widziałam kilka lat temu i ogromnie mi się podobały. Naszukałam się, ale znalazłam i nadal mnie ogromnie bawią i nawet wzruszają :) Autor: Duane Bryers. Ta pani nazywa się Hilda i urodziła się na kartce papieru w połowie lat 50.
Na mim blogu widać, że lubię swoje krągłości a przynajmniej nie zawracam sobie nimi głowy i chętnie się fotografuję taka stara i gruba ale zadowolona. Ja mam tak od przejścia na emeryturę czyli już ponad 20 lat. Kiedyś dla współpracowników i współpracowniczek makijaż, depilacja, ciuchy niezbyt wygodne .... a od bycia emerytką luz, blues i bąbelki. Córcia mnie lubi, wnuki też, siostra takoż - im nie przeszkadza moja tusza, siwizna i zmarszczki. Może by się przydało schudnąć dla zdrowia ale ja tak lubię żeberka i karkóweczkę. Ech, bez sensu byłoby umrzeć zdrową.
kto jak się nauczy... :D pozdrawiam majowo. filmiki polecę obejrzeć, dziękuje za polecenie
OdpowiedzUsuńmam sporo sukienek, częściej je ostatnio ubieram, może jakies dobre skórzane buty do sukienki polecisz?
Usuńjeszcze raz który to filmik u Graszki tam kilka ostatnio :D
Usuńten oto: https://www.youtube.com/watch?v=_3FrCq26bE0&t=3s
UsuńA butków nie polecę, sama musisz stópkę wsadzić i zapytać tę stópkę: jak tam, wygodnie ci? na pewno wygodnie? jesteś pewna? A ona odpowie :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurczę! Bozia dała mi rozmiar 36 w prezencie, a i tak z moją samooceną nie jest najlepiej. Ciekawe co bym czuła w stosunku do siebie, będąc osobą o kształtach obfitych.
OdpowiedzUsuńTo wszystko w głowie siedzi... I deformuje człowiekowi samoogląd.
Co ciekawe, w stosunku do innych deformacja nie działa. Widzę piękno osoby niezależnie od jej wieku, masy ciała, stylu ubioru.
Moja Mama lat 80 z Tatą 80+ na basen śmigają regularnie. A przecież nie wyglądają jak nastoletnie królewny.
Odwagi nam życzę!
A Tobie gratuluję, że zrobiłaś TO.
Agniecha i ja nam wszystkim odwagi życzę. Bo mamy to na co sobie pozwolimy i się odważymy.
UsuńMoja Druga Siostra ma rozmiar 36, malutka jest :) Ale i tak wszystko faktycznie w głowie siedzi. Lata całe uważałam się za grubą, choć nie byłam. No to się zrobiłam gruba, ciało i psychika się zgrały w końcu. Ech, dom wariatów.
Mam koleżankę, śliczna: szczupła, wysoka, długonoga, włosy kręcone, usta pełne, piersi idealne, no cudmalina :) A ona kupuje buty za małe, bo stopa za duża. Włosy codziennie prasuje by się nie kręciły. Biustonosze pushupy, tipsy, samoopalacze, kremy za pińćset i czort wie co jeszcze. I nie umie przyjąć komplementu. k
Każdy skontruje.
U mnie też ta deformacja nie działa w kierunku innych. Tylko mój ogląd mnie jest zaburzony. Bo to z dzieciństwa poglądy, a mała Ania to twarda zawodniczka jest...
Pozdrawiam twoich Mamę i Tatę, ja już nie odpuszczę basenu :) Tylko Męża muszę urobić, bo nie chce... :DDD
W puszystych kobietach jest jakiś seksapil, którego nigdy nie będą mieć chudzielce. Zawsze miałam słabość do puszystych ludzi. :)
OdpowiedzUsuńWidocznie w twoim dzieciństwie była jakaś miła, puszystość ludzka, którą lubiłaś, może cię wspierała? Tak strzelam na ślepo :D
UsuńTak w ogóle to "cześć", od TeśkiMaminka do ciebie wlazłam i ujęłaś mnie tymi 2 minutami i resztą. I masz zimorodka za logo...to akurat znak, bo ostatnio wszędzie zimorodki widzę. Co dziwne jest, bo nie w przyrodzie tylko malowane, rysowane, rzeźbione itd. To zobaczmy :)
Się cieszę z Ciebie tutaj i tam. :)
UsuńMam dwie puszyste przyjaciółki, to chyba z tego moja sympatia wynika. Moja nastoletnia wielka miłość to był chłopak z całkiem sporą nadwagą, ale ujmującą osobowością. A mama, z którą mam nieciekawe relacje jest chuda jak szczapa, tak więc tu jest splot różnych czynników. A zresztą... Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek klasyfikowała ludzi na chudych i grubych. Dla mnie się nie dzielą na takich lub śmakich, a jeśli już to na dobrych i złych, sympatycznych i mniej sympatycznych, pogodnych i ponurych... a i ten podział o niczym nie przesądza.
Aniu, jak bardzo brakowało mi Twojego pisania. Bardzo
OdpowiedzUsuńŻałujesz, że Twoje relacje z koleżanką rozpadły się?
Jeszcze nie jestem na tym etapie, żeby pójść na basen, może gdybym miała taką koleżankę przy sobie, jaką Ty jesteś. Może.
Byłam dzisiaj u weta z Kilerem. Powoli przyzwyczajamy się, do tego, że nadchodzi jego koniec. Wrócę do Twojego wpisu jeszcze raz, jutro
No widzisz Graszko, natchnęłaś mnie do posta :D
UsuńNie, nie żałuję relacji z koleżanką, bo to nie była relacja obustronna. Gdyby była, po takim czymś nie rozpadłaby się. Koleżanka by zapytała co u mnie a nie obraziła. Spróbowałaby się dowiedzieć, czemu taka niecodzienna reakcja. A tu obraza i koniec. Dotarło to do mnie po pewnym czasie, że ja jej słuchałam, a ona tak naprawdę mną się nigdy nie interesowała.
Odprowadziłam już kilka kotów na Drugą stronę. To trudne jest, ale zawsze mnie pociesza myśl, że one tak wskakują z lekkością, prosto na nogi do Pana Boga. W przeciwieństwie do ludzi, zwierzęta rozumieją życie na tej planecie i nie biją się z oczywistością. Po prostu nie zatrzymuj go a kiedy nadejdzie czas, pomóż odejść bez bólu. najpiękniejszy dar jaki możesz mu dać za to, że był z wami.
Dobre rano Aniu
OdpowiedzUsuńDobrze, że jesteś znowu. Zaglądam o różnych porach dnia, a Ciebie tu nie ma. Mam nadzieję, że nie obudziłam. Dzisiaj tylko zapraszam Cię na poranny spacer. Idę zobaczyć, czy zakwitły moje róże jak co roku tego majowego dnia
Pozdrawiam, jak zawsze ciepłe słowo zostawiam i mam nadzieję, że dołączysz do mnie.
Nienawidzę niezaproszonych gości, więc Cię zrozumiem. Chociaż, czy zdobyłabym się na taką odwagę? Nie wiem. Na szczęście wszyscy już przeszkoleni wcześniej.
Miałam przerwę Ismeno :) A wstaję o piątej rano, trudno mnie obudzić :) Spaceruję rano z suczką, gdy wszyscy jeszcze śpią. Na odwagę się zdobyłaś, bo już wszystkich przeszkoliłaś zauważ. j
UsuńJa te kilkanaście lat temu dopiero się uczyłam. Teraz jest już duuuużo lepiej. Bywałam u ciebie, ale nie komentowałam. I bardzo chętnie pójdę z tobą na spacer, u nas konwalie wreszcie kwitną, a róże to mój ulubiony kwiat :)
Witaj już czerwcowo Aniu
UsuńDziękuję za życzenia imieninowe.
Ja też się uczyłam i nadal uczę. Gorzej, jak inni nie rozumieją...
Pozdrawiam kroplami oczekiwanego deszczu za oknem
Puk puk....
UsuńPozdrawiam z pachnących zielonych stronek
Też od paru lat mam kłopot z nadwagą. Istna kobieta gąbka, co to jak się zaweźmie i chudnie, to sie ścienia a jak sobie odpuści grubieje!:-) I wiesz, u mnie to nawet nie jest problem wyglądu (bo siedząc zazwyczaj w moje pustelni mało mam okazji by konfrontować i porównywać mój wyglad z innymi), tylko samopoczucia. Jak waże za dużo, to moje stawy czują to mocno i dają mi znać, zwłaszcza o poranku, że koniecznie powinnam zmniejszyć ciezar właściwy. Co czynię w miesiącach wiosenno-letnich za pomocą diety i ciezkiej, fizycznej pracy oraz ewentualnie jazdy na rowerze. Niestety zimą gąbka znów nabiera wody. Ups! Tłuszczu!:-))
OdpowiedzUsuńA co do basenu...Nigdy nie lubiłam. Nie potrafię pływać a cierniem zaległo mi w sercu wspomnienie, gdy w ramach zajeć szkolnych w podstawówce instruktor pływania wrzucił mnie na głęboką wodę na basenie, oczekując że sama wypłynę. Ot, drastyczna, ale w niektórych sytuacjach skuteczna metoda. Nie u mnie, niestety!:-))
Kobieto Gąbko, ja nie wiem:) Oglądam zdjęcia na których jesteś i wydajesz mi się taka jak trzeba. No wszystko w głowie siedzi Ola :D
UsuńJeśli chodzi o pływanie, to ja nie umiem. Nie nauczyłam się w rzece z dzieciństwa. Ale nikt też mnie nie chciał uczyć, a już na pewno nie w ten sposób. Siedzę w jacuzzi, potem idę do basenu gdzie jest tylko 120 cm wody, biorę piankowego makarona pod pachy i pozwalam wodzie mnie nosić, kołysać, trzymać. Czasem poudaję, że pływam i mam z tego kupę frajdy.
W sumie dość zadziwiające jest, że jak teraz rozmawiam o basenie, bardzo dużo ludzi mówi, że ktoś ich wrzucił i topili się. I dlatego nie chcą, bo nie miłe wspomnienia. Mój własny Mąż też tak ma.
Tylko jest tak: Mała Ola przeraziła się. Ale obecna Ola to nigdy nie pozwoli na coś takiego. Obecna Ola jest całkowicie bezpieczna i zadba o siebie. No ale, co ja będę radzić, sama zbierałam się na odwagę pół roku :)
Bo piękno jest w NAS! Kochana! I w naszej świadomości na temat nas samych! A w otoczeniu większość babeczek jest niedoskonałych. No i co z tego... Brawo za odwagę! Ta trzymaj! Piękny post!
OdpowiedzUsuńZamierzam trzymać :) Jakie to jest przyjemne, choć pływać nie umiem. Ale to uczucie lekkości jest nowe, cudne, zadziwiające. Nawet ważąc 50 kg nigdy nie czułam tej lekkości. To zupełnie nowe dla mojego ciała, odkrywanie nowej przestrzeni, nowego lądu, nowego Kosmosu bym powiedziała :)
UsuńDobrze, że jesteś i witaj w klubie 😃
OdpowiedzUsuńWłosy siwe od dawna, i od dawna nie farbowane, ubrania jak najbardziej sportowe, no i najważniejsze - waga piórkowa, a co tam piórkowa, nawet kogucia - też od dawna - mi nie grozi 😂Ps. Ten wierszyk "Na remonty" był o mnie i o moim remoncie 😃😃😃
Pozdrawiam serdecznie 💞
Ja tak czułam, że ty z doświadczenia piszesz :) Bo i u mnie podobne doświadczenia odbyły się. Na razie koniec. Odpoczynek aż do jesieni. Ale jeśli mi się uda przetłumaczyć Mężowi do rozumu, to do następnej wiosny :)
UsuńJa długo bylam chudzielcem, ale już nie jestem. Kiedy byłam szczupła, nosiłam rozmiar 38, to przyglądałam się, czy aby nie rośnie mi tyłek i nie grubieją nogi. Po czterdziestce zaczęłam nosić rozmiar 40,ale jakoś gładko to przyjęłam. Gdy skończyłam 55 lat wskoczyłam w 42 i tak się trzymam. I dopiero teraz tak naprawdę akceptuje swoje ciało. W głowie mi się ułożyło i wreszcie je polubiłam. Cieszę się, że jeszcze mi służy. Ci, którzy nas kochają nie patrzą na nasze BMI, a jeżeli komuś nie podobaja się nasze gabaryty to jego problem. Ciała się używa żeby żyć, a nie żyje się po to, żeby mieć ciało, które spodoba się innym. Świetnie że się odważyłaś i chodzisz na basen. Tak trzymaj. Cieszę się, że się odezwałaś, bo długo tu zaglądałam, a tu cisza. Przesyłam serdeczności i życzę powodzenia w remoncie.
OdpowiedzUsuńSiedziałam w cichości i odpoczywałam :) Remont skończył się i spokój wrócił. Po pierwszych warsztatach pracy z ciałem oczy mi się otworzyły na moją komunikację z ciałem, a właściwie jej brak. To było jak piorun z jasnego nieba. Napisałaś, że ciała trzeba używać, Basia, ja używałam. Jak narzędzia i zużyłam. Nie dbałam, nie rozumiałam sygnałów, nie cieszyło mnie. Nie mówiłam mu miłych słów, tylko wymagałam. No i jest jak jest. Teraz na basenie, zamykam oczy i czuję...Ogrom odczuć, jakbym odkryła nowy, lekki świat o którym nie miałam pojęcia. Proces polubiania ciała u mnie, to proces. Powolutku sobie to ogarniam. Nie wiem, czy nadejdzie moment 100% akceptacji i zgody. Ale na to, mam zgodę :D
UsuńSłowo "używać" było w tym kontekście, że nasze ciało nam służy, a nie ma być tylko na pokaz, pasujące do obowiązującej mody na chudość. Co nie znaczy, że mamy o nie nie dbać. Wiele kobiet jest na drakońskich dietach, przyjmuje jakieś specyfiki, które mają hamować przyswajanie tłuszczu i cukrów, bo chcą, żeby ich ciało wyglądało jak w młodości, ponieważ nie akceptują swojego obecnego wyglądu. To przecież czyste wariactwo. Popatrz na te chude, żylaste dziewczyny, które wypacają litry potu na siłowniach, żeby wyglądać jak wieszaki na mięśnie obleczone skórą. I to ma być ładne. Trochę tkanki tłuszczowej trzeba mieć, żeby dobrze funkcjonować hormonalnie, ale teraz to nie jest w modzie. Natura nie przez przypadek powodowała, że w wieku przekwitania przybywa nam tłuszczyku, ale niektórym bardziej chodzi o szczupły wygląd niż o zdrowie. Mam koleżankę, która jest przesympatyczną i piękną kobietą, ale ostatnio tak się zafiksowała, że chce wyglądać ekstra modnie i równie szczupło jak jej trzydziestoletnia córka. No i wygląda... jak żylasta, stara Indianka udająca wymizerowaną Pocahontas. Nie wiem co jej przeszkadzało, bo, przed tą drakońską dietą i umartwianiem się na siłowni, wyglądała bardzo ładnie. Cóż, każdy ma prawo dokuczać sobie na swój sposób. Cieszę się, że coraz lepiej dogadujesz się ze swoim ciałem, dalszych sukcesów życzę.
Usuńdzisiaj sobie kopiłem nowe buty sportowe, przyciasne, acz chodzę w nich
OdpowiedzUsuńw zasadzie dopiero jeden raz, ale raz
zobaczę jak będzie się mi w nich chudziło jutro
pozdrawiam ;)
Cześć :) Pytanie podstawowe brzmi: dlaczego kupiłeś przyciasne?Nie szkoda kasy i zachodu? I paluchy boleć będą....
UsuńJa włosy zaczęłam malować inna Farna i od razu nie są tak popalone. Ale kiedyś kiedyś zakładam że staje się wiedźminem 😆
OdpowiedzUsuńCo do wagi no niestety też to mam, że rozmiar L mnie nie opuszcza a czasami i XL z tego wychodzi .. zależy wszystko od sklepu. Stroje ostatnio oglądałam w KiK ale nie odważyłam się roku temu. Nie wiem jak w tym roku. Zobaczymy.
Farba Herbatint czy coś takiego*
UsuńMoje włosy już w pół drogi do wiedźmińskich :) widziałam stroje w KIK, niektóre są bardzo fajne. W sumie Wiewiórko, przymierzyć można, kupić też, niech sobie poleży w domu, poczeka...nigdy nic nie wiadomo. Może z Młodym pójdziesz, widziałam mamy z dzieciakami, super sprawa :) No i kolana nie obciąża taka aktywność...
UsuńNo i widzisz, nigdy nie chodziłam na szpilkach, bo mam prawą stopę felerna, uszkodzony nerw, szpilki i wsuwane wszystko leci z nogi.
OdpowiedzUsuńWąskich nosków nie noszę, a haluksa i tak mam, o dziwo na zdrowej nodze.
Ty mówisz, że utyłaś, u mnie chore jelito, więc wybór potraw ograniczony.
Chuda nie jestem, ale znam osoby, które wstydzą się iść na basen czy plaże, bo za chude, kostium źle leży.
Każdy ma jakiegoś garba, tylko niektórzy lepiej sobie z nim radzą, a widzę, że Ty radzisz sobie nie najgorzej, nawet poczucie humoru masz przednie:-)
A te grafiki fantastyczne!
jotka
Grafiki są przecudne, a humor, nawet czarny, czasem życie ratuje, a przynajmniej daje kontekst do idiotyzmów tej planety. Znam chudzielców z pretensjami do siebie, takimi samymi pretensjami jak grubasy. Gdyby tak chudzi i grubi pogadali, okazało by się, że tacy sami. Co ja zawsze piszę: wszyscy jesteśmy tacy sami :)
UsuńDobry wieczór.
OdpowiedzUsuńCo do basenu to ja się raczej nie wybiorę nigdy, bo nie umiem pływać. Jakoś nie ciągnie mnie do wody.
Ostatnio mam ciągle efekt jojo. Ale jakoś mi się wszystko poukładało w głowie już jeśli o wygląd chodzi. Coś tam próbuję działać, jednak jest jak na huśtawce. Co stracę pół kilograma, to zaraz przybieram pół. Eh. Ale więcej nie narzekam już. :)
Zapraszam do siebie.
Pozdrawiam!
Generalnie narzekanie jest ok, pod warunkiem, że się słucha samemu na co się narzeka :) Wtedy łatwej dojść o co mi chodzi i co ja chcę w życiu. Pisałam wyżej: ja nie umiem pływać. Włażę do basenu rekreacyjnego, biorę makarona piankowego, owijam się i jak koreczek, daję się wodzie nieść, kołysać. Jaka lekkość, nigdy wżyciu takiej nie czułam, nawet ważąc 50 kg. I to cudne jest. I co najważniejsze: kompletnie nie myślę o tym, co kto sobie o mnie pomyśli :)
UsuńGeneralnie: jak człek ma stracha, to ma i odwagę. Bez strachu odwagi nie ma. Nie ma i już ;)
Czyli każdy z nas, oprócz psychopatów totalnych, odwagę ma. I może wykorzystywać do czego tylko chce.
A pół kilograma w te czy we wte, to nie efekt jojo. To całkowicie normalne u każdego. U chudych też :)
Wychodzi na to, że nie od parady noszę okulary. Przegapiłem ten kawałek związany z basenem. Czyli można powiedzieć, że coś nas łączy, nieumiejętność pływania.
UsuńNo i słusznie, najgorzej jak człowiek coś robi, idzie gdzieś itp. i myśli o ocenie innych osób. Chociaż do tego trzeba czasu, trzeba dojrzeć niejako.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Brawo Aniu! Jesteś na dobrej drodze do pogodzenia się z samą sobą. Coś tam o tym wiem, sama przez nią przeszłam:)
OdpowiedzUsuńKiedyś, dawno temu, kiedy byłam lżejsza o 40 kilogramów uważałam się za grubą i zdarzało mi się usłyszeć komentarz, że mam zad jak szafa:) Kiedy po latach jakoś tam siebie polubiłam, komentarze ustały, ba, nawet słyszę komplementy. O dziwo właśnie teraz kiedy ten zad jest hm, no nie oszukujmy się, on jest jak szafa:))
Co do koleżanek i znajomości to, zadziało się u mnie podobnie jak u Ciebie. Jakby mi klapki z oczu spadły. Zobaczyłam to moje koleżeństwo w zupełnie innym świetle. Dotarło do mnie tak jak do Ciebie (chyba też), że pozwoliłam się traktować niektórym osobom przedmiotowo tylko do wysłuchiwania, pocieszania, dawania rad i wyrażania zachwytów.
Zachwyty jak najbardziej były szczere, pocieszenia szły z serca, ale i u mnie nastał niedobry czas łez, mam też ładne zdjęcia. Tylko, że moim znajomym nagle przypominało się, że gdzieś się spieszą, że nie mają już czasu. Aż chciałabym ich zapytać: Czy wiecie, że poświęcając Wam, czas na wysłuchanie Waszych doznań, radości i smutków, oglądając kolejnych dzieści zdjęć dałam Wam coś co miałam najcenniejszego swój czas?
I wiesz co Aniu? Twój post jeszcze bardziej mi to uzmysłowił, przeczytanie go było jak brakujący kawałek układanki. Dziękuję i pozdrawiam Hanka C.
I ja cię pozdrawiam :) Opisałaś moją drogę.
UsuńDawałam innym uwagę tak, jak bym chciała sama dostać. Nie tylko czas Haniu, ale też emocje, uczucia...Co ma swoją wagę. Ale wiesz, nie umiałam brać...Więc nawet gdyby ktoś próbował, spławiłabym go zapewne. Może nawet próbował...
No ale, jestem tu gdzie jestem i to jest dobre miejsce. Mimo tego, że naprawianie nie wyszło, a wyszło lepsze zobaczenie siebie. Co nie było zawsze komfortowe, bo uczciwość samemu ze sobą jest chyba trudniejsza niż uczciwość w kontaktach z innymi.
Więc wędrujmy, ale nie same, bo z nami zasuwa tą drogą cały tłum chudych, średnich, grubych :DDD
Waga - cóż, za młodu zawsze byłam brzydka, "za gruba", do tego okularnica. Teraz, kiedy patrzę na zdjęcia sprzed 20 lat, widzę zgrabną, ładną dziewczynę... Dziś uczę się lubić siebie, idzie mi raz lepiej, raz gorzej. Po trudnych losowych sprawach schudłam do 55 kg przy 170 cm wzrostu, czułam się fajnie, lekko. Potem przytyłam, ale już niedużo. Jednak dalej zajadam emocje. Wszystko w głowie siedzi, to prawda. Jednak coraz więcej rzeczy w sobie lubię - moje siwe włosy są ładniejsze, niż kiedyś farbowane, lubię mój mały biust i przestałam całkiem nosić biustonosz (tu poszłam jeszcze dalej od Ciebie;))
OdpowiedzUsuńTłuszcz to ochrona... Jako dziecko i nastolatka bardzo się bałam, izolowałam od ludzi, ze strachu, wstydu, że nie umiem rozmawiać, że jestem brzydka, że nieśmiała... Bałam się świata w ogóle. Nie umiałam odmawiać, zero asertywności, Chciałam, żeby wszyscy mnie akceptowali. Poczucie własnej wartości budowane poprzez opinię innych. Całkiem niedawno dotarło do mnie, że ludzie bardziej zajmują się sobą, niż tym, jak ktoś (np. ja;)) wygląda, mówi itp. Więc i sama zajęłam się sobą, ale w zupełnie inny sposób. Na początek przestałam się krytykować, źle do siebie mówić, źle o sobie myśleć. Uczę się słuchać swojego ciała i rozumieć to, co czuję, a od czego byłam kompletnie odcięta. To nic, że za 2 lata stuknie 50. Lepiej późno, niż wcale. Lżej się żyje.
Może nawet w końcu pójdę pierwszy raz w życiu na basen, kto wie...
No widzisz, sporo nas takich, z głowami pełnymi nieprawdy o sobie. Ale kiedy już to zauważysz, wow, trudno jest ale super :)
UsuńMnie trochę wyjaśniła totalna biologia, o co chodzi z tym tłuszczem. Tak jak napisałaś, ochrona. W przyrodzie zwierzęta nadymają się, puszą, stają na palcach by wydać się groźniejsze...no cósz ;) Zrobiło się. Płyńmy.
Kiedy ciągnie mnie do lodówki, to już nie jem bezmyślnie, zawsze teraz zastanawiam się, o co chodzi? Co ja znów wypieram, co się dzieje? I zazwyczaj znajduję powód. Ssanie w żołądku mija. Muszę powiedzieć, że odczytywanie sygnałów z ciała trudne jest. Większość życia byłam odcięta od ciała i emocji. Zupełnie nowy teren ;) Ale tak jak ty, uważam, że lepiej późno, niż wcale. I w sumie to ciekawe jest. A basen polecam bardzo, to uczucie lekkości w wodzie. Jeju :D
Ogromny jest nacisk na kobiety, żeby były "odpowiednie", nie wiem z perspektywy mojego wieku patrząc, czy dzieciaki się od tego uwalniają. W każdym razie moja mama jest siwiutka, a ja po ślubie poszłam w jej ślady i kilka dni temu zrobiłam sobie pierwsze zdjęcie do legitymacji z siwizną. Całe życie byłam szczupła, nie odpowiada mi tycie, ale na razie daję radę, zawsze byłam "niezaopiekowana", bo rodzice pracowali na szczęście, nikt nie siedział w domu, nie nudził się, wiec mi nie dawał rad. Mam nadzieję, że nic mi nie odpali po 50-ce, bo z aktualną wagą czuję się po prostu zdrowa i sprawna.
OdpowiedzUsuńNie przejmowałabym się, że ci coś odpali teraz, skoro nie odpaliło do tej pory :) Wszystko w głowie siedzi jednak. Jeśli czujesz się sama ze sobą dobrze, nie ma żadnych powodów do obaw.
UsuńPatrząc na obecne dzieci i młodzież, które podlegają potwornej kontroli, słabo widzę ich ogląd siebie i poczucie sprawczości. Wiecznie ktoś nad nimi wisi. W bibliotece, dobre mamy nie pozwalają samemu dziecku wybrać książek, w ogóle nie pozwalają dzieciom przyjść samodzielnie do biblioteki. Nawet jeśli mieszkają blisko. Dzieci nie bawią się na ulicach tak jak my kiedyś, w parkach, na placach zabaw wiecznie z kimś....Nic dziwnego, że uciekają w wirtualny świat. Z jednej strony kontrola, z drugiej strony brak kontaktu emocjonalnego. Ładne ciuchy, zabawki, pierdylion zajęć edukacyjnych i mało przytuleń...No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Wzorzec się powtarza, tylko inaczej. Zobaczymy co z tego wyjdzie...
Ja już jakiś czas temu przeczytałam, ale jakoś nie mogłam się zabrać do pisania.
OdpowiedzUsuńCzęsto się zastanawiam czy faktycznie ubieramy się i nazwijmy to "wyglądamy" zawsze dla innych? Kiedy myślę o sobie teraz (50+) wydaje mi się, że wyglądam tak jak JA chcę. Ale nie wiem w sumie czy tak jest.
Zawsze byłam szczupła, nigdy się nie odchudzałam. I nadal jestem.
I chcę taka być, źle bym się czuła w większych rozmiarach. ale jak mówię, nigdy nie byłam na diecie. Nie miałam powodu.
Myślę, że dopóki komuś nie przeszkadza bycie grubym, dopóki tusza nie utrudnia mu życia, nie powoduje, że staje się niepełnosprawny - to ok. Nie ma co patrzeć, co myślą inni. Niech myślą sobie, co chcą.
Wy tu sporo piszecie o tym, że czułyście się źle jako dzieci, że nie akceptowałyście siebie - ja zupełnie nie mam takich skojarzeń.
Chyba za dużo się nad tym nie zastanawiałam, zawsze byłam odludkiem i tak mi zostało. Nie potrafię nawiązać kontaktów z nieznajomymi, nie czuję się dobrze w grupie obcych ludzi. Ale nie cierpię z tego powodu, przeciwnie - lubię to i nie potrzebuję obecności KOGOKOLWIEK, w sensie lubię być z tymi, którzy coś dla mnie znaczą. Inni są nieistotni i nie zamierzam zabiegać o ich względy. Zawsze taka byłam. I z tym mi jest dobrze.
Pływać lubię, mnie uczył tata. W jeziorze, na długim kiju i sznurku zaczepił dętkę od motoru lub roweru, i ja w tej dętce pływałam. On chodził wzdłuż pomostu trzymając kij, w tę i z powrotem. I tak się nauczyłam pływać. Najbardziej lubię jeziora, bo nie ma fal, łatwo się płynie i można sobie ustalić skąd/dokąd. Jak jestem nad jeziorem, a mam domek na Kaszubach, pływam codziennie, jeśli jest w miarę ciepło.
Siwiznę zaakceptowałam już dawno temu, chyba z lenistwa. Nie chciało mi się farbować włosów co 2 tygodnie. Teraz czasem używam płukanek, to się kompletnie zmywa po paru myciach i i nie pokrywa siwizny tak jak farba, więc wygląda to jak swego rodzaju pasemka. Podoba mi się.
Co do ubioru - mój syn miał ślub i wesele rok temu w czerwcu. I miałam nie lada problem - co ubrać? Matka pana młodego musi/powinna wyglądać. Wszystkim, którzy dawali mi dobre rady powiedziałam tak: nie ubiorę niczego w czym będę się czuła źle tylko dlatego, że tak powinnam. Co nie znaczy, że pójdę w dżinsach, tego synowi nie zrobię. Kupiłam coś nietypowego i świetnie to wyglądało - syn, synowa i córka potwierdzili - a to właśnie te najważniejsze osoby w moim życiu + pies, ale pies i tak mnie kocha. ;)
Często myślę o tym jak kobiety od setek lat starają się spełnić pewne standardy, wymyślone dla nich wieki temu, chyba przez mężczyzn. Mijają stulecia i nic się w mentalności kobiet nie zmienia - wciąż próbują się dostosować. Pomyśl chociażby o tym, co robisz przed pójściem na basen. Golenie obowiązkowe.
Gdybyśmy faktycznie dbały o wygląd dla siebie, byłoby to wszystko prostsze i dawałoby nam dużo przyjemności. Spełniając CZYJEŚ wymagania, strasznie się z tym męczymy.
Ja serdecznie olewam, co inni myślą. Naprawdę.
Należysz do tej grupy osób, które zawsze czuły się właściwe, na miejscu. Nawet jeśli dostawałaś komunikaty, że coś z tobą nie tak, a pewnie dostawałaś w dzieciństwie, to umiałaś to jakoś sobie poukładać. Nie każdy ma taką umiejętność. Nawet ci trochę zazdraszaczam :)
UsuńKażdy po swojemu i super spotkać osobę, która jest ze sobą samą szczęśliwa. Jeśli chodzi o mentalność kobiet, no cóż, dziewczynki skądś dostają takie a nie inne wychowanie. Przekaz pokoleniowy, tradycja, wzorce myślenia powtarzane wciąż przez babki, matki...i jedziemy z tym koksem, aż trafi się w ciągu pokoleń kobieta, która wyjdzie poza nawias rodzinny i zrobi coś inaczej. Wtedy zapewne dostanie bęcki, ale jak dzielna jest, to się nie da :) Nie sądzę, by dało się całkowicie wyczepić z różnych wzorców nabytych w czasie socjalizacji. I nawet nie potrzeba. Moje hasło "wygoda", obejmuje rzeczy dla mnie ważne i wygodne. Nie czułabym się dobrze z owłosieniem pachwinowym wystającym spod stroju ;) Więc zgodziłam się sama ze sobą, że jest to cena, która jestem w stanie zapłacić za tę przyjemność. Mój wybór, to jest ta różnica. Nie przymus, wybór. Są kobiety olewające ten temat, mam nadzieję, że i ja do tego dojdę, albo nie :)
A tak poza tym, ludzie zawsze myślą o sobie, nawet jaki im się zdaje, że myślą o innych :) To jest najfajniejsza rzecz jaką odkryłam.
Otóż widzisz, dać królikowi czas :) Są stroje fajne z nogaweczkami!!!! I nie trzeba się przejmować włoskami w pachwinach. Ha!!!
UsuńTak - podobnie myślę. Że jeśli robimy coś, bo tak chcemy i jest to nasz wybór to zupełnie inna historia.
OdpowiedzUsuńJak już wielokrotnie tu pisałaś, wszystko jest w głowie i to jest prawda.
Co do tych włosów - to nie wiem czy widziałaś reklamy organizacji PETA - to organizacja prozwierzęca. Jest świetna reklama: futerko nie jest fajne - zobacz sobie. 😁
Teraz tyle się mówi o kobietach i ich prawach, taka moda nastała i to jest ok, z tym tylko, że razem z dziewczynkami trzeba uświadamiać chłopców. Inaczej to nie zadziała. I dajmy na to za 100 lat, chłopcy uznają dzieczynki za kosmitki. 😉
Oglądałam dawno temu program o ostatnich żyjących Chinkach, którym krępowano stopy w imię jakiejś chorej mody. I w głowie się nie mieści, że matki robiły to swoim córkom. Zadawały im niewybrażalne cierpienie, które same dobrze znały.
Anno - najbardziej przeraża mnie zamknięty, ciemny umysł.
Trzeba całe życie edukować siebie i być ciekawym i zadawać pytania. Trzeba mieć wątpliwości.
Pozdrawiam. 😊
na jakimś blogu znalazłem takie motto - z wiekiem, coraz mniej przejmuję się tym, co o mnie myślą inni. do tego najwyraźniej trzeba dorosnąć. a zagłodzone harty mające niby stanowić wzór do naśladowania są nieszczęśliwe i zapomniały, jak korzystać z żołądka. dwa listki sałaty? nawet królik potrzebuje więcej, by przetrwać.
OdpowiedzUsuńKróliki jedzą prawie na okrągło te zieleninę i gałązki, bo zęby muszą ścierać. I tu zacichnę, bo królik głodny, to zły....
UsuńTak trzymaj :) Nie przejmuj się niczym. Jestem mężczyzną, zatem do kwestii wyglądu podchodzę raczej na luzie i inaczej niż większość kobiet (również brzydzą mnie tipsy :) Krągłe kształty są piękne, ludzie puszyści są mili, interesujący i ciepło. Przez lata showbiznes, media i reklama narzucają wszystkim swoje standardy idealnej, tej jedynej właściwej urody.
OdpowiedzUsuńPS. Super grafiki.
Mężczyzno dzięki za dobre słowo :) Faktycznie panowie różnych kształtów na basenie są wyluzowani bardziej. Głupi przekaz medialny i społeczny co do wyglądu chłopakom mniej szkody robi. Wy macie swoje czerwone strefy...
UsuńA grafiki widziałam kilka lat temu i ogromnie mi się podobały. Naszukałam się, ale znalazłam i nadal mnie ogromnie bawią i nawet wzruszają :) Autor: Duane Bryers. Ta pani nazywa się Hilda i urodziła się na kartce papieru w połowie lat 50.
Na mim blogu widać, że lubię swoje krągłości a przynajmniej nie zawracam sobie nimi głowy i chętnie się fotografuję taka stara i gruba ale zadowolona. Ja mam tak od przejścia na emeryturę czyli już ponad 20 lat. Kiedyś dla współpracowników i współpracowniczek makijaż, depilacja, ciuchy niezbyt wygodne .... a od bycia emerytką luz, blues i bąbelki. Córcia mnie lubi, wnuki też, siostra takoż - im nie przeszkadza moja tusza, siwizna i zmarszczki. Może by się przydało schudnąć dla zdrowia ale ja tak lubię żeberka i karkóweczkę. Ech, bez sensu byłoby umrzeć zdrową.
OdpowiedzUsuńOj widzę w tle moje ulubione grafiki pani które czesto mnie inspirują :) sama całe życie mialam problem z krąglosciami wiec czas je zaakceptować :)
OdpowiedzUsuń