Michael Dumas |
Po gorącym czasie lata rozbuchanym kolorami, pędem do słońca, zawiązywaniem, rodzeniem i dojrzewaniem, nagle hamujemy...
Osiadamy na mieliznach jak zmęczone statki, które całe lato woziły towar przez morza i oceany. Utrudzone, ociężałe od podczepionych pąkli i żyjątek morskich, zanurzone zbyt głęboko nie dają już rady elegancko i lekko mknąć po falach. Mielizny wydają się być dobrym miejscem na odpoczynek. Nie pozwalają płynąć dalej, zatrzymują, osadzają.
Na mieliźnie nie ma pędu, jest spokój bezradności.
Cóż za dobre uczucie.
Nic nie mogę...
Nareszcie.
Jesienny wysyp depresji oznacza, że wiele osób osiadło na mieliźnie z ulgą, mocno i staranie ukrytą, zwłaszcza przed samymi sobą.
Oleg Omelchenko |
Ale już nie...
Odpoczywam.
Ale lekcje się toczą. Jakby same, choć z moim udziałem. Czasem chętnym, czasem bardzo niechętnym.
Od jakiegoś czasu natrafiam na opowieści o WWO.
Wysoko Wrażliwa Osoba. Ktoś ( nie chce mi się sprawdzać kto, zapewne ktoś mocno uczony) wymyślił i wprowadził to określenie, by skategoryzować, nazwać, ogarnąć zjawisko ludzi zbyt emocjonalnych, wyłapujących większą niż przeciętną ilość bodźców i informacji z otoczenia, z własnego ciała, z własnej psyche.
Natknęłam się na to parę lat temu, próbując ogarnąć własną nadwrażliwość i jakiś czas to wytłumaczenie mi pasowało. Nawet fajne było.
No tak mam, inni też tak mają, to nie twoja wina, że tak masz, jesteś po prostu delikatna, wrażliwa, empatyczna, co niesie ze sobą konsekwencje. Łatwiej popadasz w depresję i drażliwość, często świat cię przytłacza i ucieczkowość się włącza, unikasz emocji a jak już dopadną, to przeżywasz je głębiej niż inni. Perfekcjonizmu używasz jak mistrzyni, bo chroni i broni. Ale jednocześnie współodczuwasz, podchodzisz empatycznie do ludzi, jesteś troskliwa...
No wszystko zgoda. W sumie nie najgorzej. Można w tym odnaleźć nawet fajne rzeczy: empatyczna, troskliwa, współodczuwająca. Fajna teoria.
Ale po pewnym czasie zaczęło mnie coś w tym uwierać, mimo, że już wypisałam sobie na czole WWO, w miejscu gdzie starłam napis: DDA ( Dorosłe dziecko alkoholika), bo okazało się, że z DDA można sobie poradzić i nie jest to dożywotni wyrok. Ale nadal szukałam sygnaturki dla mnie i WWO wydawało się takie ładne.
Dianne Heap |
A tymczasem po Miasteczku od wielu, wielu lat chodził Pan bez Pieska, bo Piesek dołączył później.
Pan bez Pieska był żulem. Takim ze starej, peerelowskiej gwardii. Klasyczny był. Mieszkał sam w rozwalającej się chatce, choć bardziej mieszkał w gospodzie, albo w parku na ławeczkach, albo pod kinem. Zawsze z butelczyną winka, wódeczki czy piwka w ręku. Miał kilku kolegów takich jak on i stanowili mocny akcent w życiu Miasteczka, od czasu do czasu naruszając ogólnie przyjęte normy zachowania i higieny.
Omijałam ich z daleka, nie patrząc nawet, bo wychowana w domu z alkoholem, brzydziłam się, złościli mnie i uruchamiali złe wspomnienia.
Jakieś 20 lat temu Pana bez Pieska zatrudniono do dorywczych prac w Ośrodku Kultury. Było lato, gorąco. Wpadłam tam coś załatwić i musiałam z Panem bez Pieska minąć się na schodach. Omal nie padłam. Zapach przetrawionego alkoholu, brudu, potu i moczu był powalający. Weszłam na górę i nie bacząc, że Pan bez Pieska słucha walnęłam ostry komentarz o o brudzie i smrodzie. Nie pamiętam jaki, ale ostry bardzo.
Kilka dni później koleżanka z Ośrodka powiedziała mi, że Pan bez Pieska skarżył się na mnie: jak ja mogłam tak powiedzieć; uraziłam jego uczucia.
Doskonale pamiętam moją odpowiedź: a to Pan bez Pieska ma jakieś uczucia???
I zaśmiałam się...
Mocne Wszechświecie, a przecież już wtedy byłam WWO jak cholera, choć o tym nie wiedziałam.
Jakieś 20 lat temu Pana bez Pieska zatrudniono do dorywczych prac w Ośrodku Kultury. Było lato, gorąco. Wpadłam tam coś załatwić i musiałam z Panem bez Pieska minąć się na schodach. Omal nie padłam. Zapach przetrawionego alkoholu, brudu, potu i moczu był powalający. Weszłam na górę i nie bacząc, że Pan bez Pieska słucha walnęłam ostry komentarz o o brudzie i smrodzie. Nie pamiętam jaki, ale ostry bardzo.
Kilka dni później koleżanka z Ośrodka powiedziała mi, że Pan bez Pieska skarżył się na mnie: jak ja mogłam tak powiedzieć; uraziłam jego uczucia.
Doskonale pamiętam moją odpowiedź: a to Pan bez Pieska ma jakieś uczucia???
I zaśmiałam się...
Mocne Wszechświecie, a przecież już wtedy byłam WWO jak cholera, choć o tym nie wiedziałam.
No cóż, życie popłynęło.
I dwa lata temu wycięto mój/niemój SAD. I rozpoczął się Projekt. Powstały ścieżki spacerowe i kto się pojawił? Pan już z Pieskiem. Zaczęli spacerować tuż pod moimi oknami. W miejscu ukochanych drzew, krzaków i zieleni. Pan z Pieskiem postarzał się, lekko umył, koledzy mu się wykruszyli, chorował, ale nadal reprezentował coś, czego nie mogłam znieść. I nawrzeszczałam na niego, wylałam na niego całą moją frustrację z powodu niszczenia Sadu, zabierania mojej przestrzeni, niezgody na to, co się dzieje.
Nie łazić ludziom pod oknami!!!!
Oberwał znów. Mocno.
Diane Reandour |
Jakiś czas go nie było, ale wrócił. Chodził z Pieskiem nadal, tylko ja powoli się ogarnęłam, przeżyłam żałobę, bezradność, złość i ból. Odpuściłam. Pogodziłam się, zaleczyłam. Znalazłam swój spokój.
Przez rok widziałam go tylko z daleka, aż tu nagle wyszedł zza rogu budynku prosto na mnie, lekko zawiany, więc pewnie odważniejszy i mówi:
- mogę pani coś powiedzieć?
No cóż, nie było gdzie uciec. Zmieszana i zawstydzona (bo już ogarnęłam, że Pan z Pieskiem nic nie winien wycięciu Sadu i oberwał całkowicie niesłusznie) postanowiłam ponieść konsekwencje:
- słucham?
- pani nie miała racji, kiedy pani mówiła, że nie mogę chodzić tam na spacery. Tam jest dla wszystkich.
Święta nie jestem, więc odpowiedziałam obronnie, bo trafił w bolące jednak:
- pani nie miała racji, kiedy pani mówiła, że nie mogę chodzić tam na spacery. Tam jest dla wszystkich.
Święta nie jestem, więc odpowiedziałam obronnie, bo trafił w bolące jednak:
- wtedy było wtedy, teraz jest teraz.
Ominęłam go i poszłam.
Pod domem usiadłam na ławce ogarnąć emocje i dotarło do mnie, że biedak rok cały nosił tę krzywdę, jaką moje słowa w nim otworzyły. Trafiłam w jego bolące miejsce, jakiekolwiek by ono nie było i wcale nie chodziło o spacery, wcale...
Pod domem usiadłam na ławce ogarnąć emocje i dotarło do mnie, że biedak rok cały nosił tę krzywdę, jaką moje słowa w nim otworzyły. Trafiłam w jego bolące miejsce, jakiekolwiek by ono nie było i wcale nie chodziło o spacery, wcale...
Pan z Pieskiem nic a nic ode mnie się nie różni.
Też WWO jest.
No trochę jak młotkiem w głowę, choć gumowym, bo wszak ogarnięta już trochę :)
Inaczej bym lekcji wcale nie zauważyła.
Inaczej bym lekcji wcale nie zauważyła.
Tak się pocieszam...
Kiedy teraz myślę o WWO, o mojej wrażliwości i lęku, o mojej emaptii i jej braku, pojawia mi się w głowie Pan z Pieskiem i już nic nie jest takie oczywiste w tej fajnej teorii.
Ze wszystkiego można zrobić schowanko przed konsekwencjami własnych działań z nieświadomości.
I gdy czasem ktoś powie, że jest WWO, to ja tylko pokiwam głową, bo mnie mocno Pan z Pieskiem oświecił...
Ze wszystkiego można zrobić schowanko przed konsekwencjami własnych działań z nieświadomości.
I gdy czasem ktoś powie, że jest WWO, to ja tylko pokiwam głową, bo mnie mocno Pan z Pieskiem oświecił...
Wszyscy jesteśmy WWO.
Starłam napis z czoła, postanowiłam zostawić tam puste miejsce.
Miejsce dla mnie....
Starłam napis z czoła, postanowiłam zostawić tam puste miejsce.
Miejsce dla mnie....
Carrie McKenzie |
Pozdrawiam Wszechświecie, twoja nieotagowana Prowincjonalna Bibliotekarka
Potrzebowałam takiego tekstu ❤️
OdpowiedzUsuńNo to masz Wiewiórko :) Trzymam mocno kciuki za Mefiego i wspieram z daleka.
Usuńnie ma potrzeby nosić numeru rejestracyjnego na czole. kto ma wiedzieć - i tak będzie wiedział. a reszta niech się martwi o siebie.
OdpowiedzUsuńosiadanie na mieliźnie mi się bardzo podoba. i to że nic nie można też. bo to oznacza że również nic nie trzeba!
Bo właśnie o to chodzi Oku, by to wewnętrzne "trzeba" zatopić i zniknąć. Czasem nie umiemy inaczej, tylko mielizna...
UsuńNa czole nie powinno być żadnego napisu, jedynie zmarszczki zdziwienia lub gniewu, bo nawet gładkie czoło po botoksie jest nijakie.
OdpowiedzUsuńWszyscy wynosimy lekcje ze spotkań z innymi ludźmi, ale i ci inni cos wynoszą. Czasami drastyczność słów zabija, innym razem pomaga.
Kiedyś pisałam o pani z pieskiem, której żyć się odechciało, a piesek apetyt na życie przywrócił.
Na emeryturze nie zauważyłam ani chwili gorszego nastroju...
jotka
Czyli przeżywasz miesiąc miodowy z emeryturą ;) Korzystaj póki jest, bo gorszy nastrój przyjdzie, taka planeta...A potem znów przyjdzie lepszy :)
UsuńWszyscy jeden drugiego uczymy, coś innym pokazujemy, coś odzwierciedlamy dla kogoś, a oni nam. Taka szkoła :)
Myślę też, że Piesek wniósł wiele dobrego do życia Pana. Piesek jest szalony, wesoły, energiczny, samodzielny, nie słucha się Pana i chodzi swoimi drogami. Może to taka ukryta część Pana, który nigdy się na to nie zdobył? Na tę radość, samodzielność i szaleństwo bycia sobą :) W każdym razie, chodzą chłopaki, ale mnie już nie denerwują :)
No widzisz,wciąż odbieramy lekcje, przez to zbieramy doświadczenia życiowe;) Ostatnio Lis rad nierad podziękował niedawnemu oponentowi politycznemu za konsylium i świadczenia medyczne.Jednak w pewnych sytuacjach bliższa ciału koszula i dobrostan nad światopogląd.Im bliżej dupy to już boli..
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie ma żadnego wysypu depresji ani WWO, większość ludzi dotyka najzwyklejsza neurastenia: rozdrażnienie,niezadowolenie, wybuchy gniewu,zależą od swoich emocji.
Dlatego nie przepadam za blogami, nie piję absolutnie do Twojego bloga, mówię ogólnie;)
Często gęsto piszą jacyś nastrojowcy,albo zakochani w sobie albo sfoszeni i wojujący, gdzie nie ma miejsca na różnorodną wymianę myśli czy "dyskusję panelową" jak to się dziś określa.Otoczeni kilkoma klakierami co kadzą i cmokają och i ach i jak trzcina zawsze kłaniają się z wiatrem.
Najbardziej mnie śmieszy jak ktoś się odezwie anonimowo, jak się nie podpisze "misia, kasia, kąface albo jakaś tańcząca z wilkami" to jednak jest anonimowa. Bo "misia" już nie jest anonimowa;) Ja prdziu.
PS Bardzo fajne rysunki.
Owszem, fajne rysunki, przyjemnie mi się wybierało ;)
UsuńDawno temu, na terapii grupowej kiedy się przedstawialiśmy każdy zaczynał: Cześć, jestem Ania, mam borderline, mam nerwicę lękową, jestem dda, mam dwubiegunówkę itd. Zanim się dotarło na terapię, co jest wielkim krokiem na przód, to już miałeś postawione pieczątki na czole. I w zasadzie nikt nie kwestionował. W sumie z czymś trzeba pracować i czasem za czymś schować, jednak...
Ale jak się okazało, to trochę bujda na resorach. Nie całkiem, ale trochę. Zależy jak się do sprawy podejdzie. Nawet rak to nie wyrok, jeśli podejdziesz na miękko :)
Każdy próbuje się ogarnąć w tym morzu emocji i zdarzeń jakie nas zalewa co dzień. Ale rodzice nas już otagowali, dziadkowie, sąsiedzi, nauczyciele itd. I w część tego, a nie daj bosze we wszystko uwierzyliśmy. No i dokopanie się siebie pod tym wszystkim to ciężka sprawa. I ma różne przejawy :D
Więc czasem trzeba wytrzeć tablicę i zacząć pisać od nowa, czasem trochę tylko pogumkować, czasem wyrzucić co drugie zdani, różnie.
A czasem po prostu schować się na mieliźnie, pod depresją, pod wwo, pod borderline, pod nerwicą. Bo za trudno. I ja to rozumiem jednak.
Aniu piękny tekst, którego bardzo mi brakowało :-)
OdpowiedzUsuńWszystko o czym napisałaś DDA, depresji, WWO jest mi bliskie.
A co do tekstu - to zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że po takim czasie będziesz potrafiła powiedzieć przepraszam
Miałam kiedyś koleżankę. Poszarpałyśmy się, poraniłyśmy. Dzisiaj wiem, że i ona i ja miałyśmy swoje racje. Ale wtedy, kiedy poszłyśmy na wojnę tego nie wiedziałam. Czułam jedynie odrzucenie. Po dwóch latach zadzwoniłam, żeby powiedzieć przepraszam. I tu nie chodziło mi o ponowne kolegowanie, bo w dalszym ciągu uważam, że jest nam nie po drodze. Jednak wypowiedziane słowo przepraszam dało mi ulgę.
ps. Uwielbiam Ciebie czytać
Graszko, bom człowiek jest, to nie przeprosiłam. Było mi głupio i wstyd, więc nie. Nie będziemy przyjaciółmi, bo Pan z Pieskiem generalnie mi nie pasuje. Lekcje dla siebie wyciągnęłam :) I tyle. Jest też we mnie taki uparty kawałek, który nie lubi przepraszać. No cóż, polubmy i ten kawałek ;) Wyszło dobrze i bez przepraszania, bo Pan z pieskiem ma własne życie, niech ogarnia.
Usuńpowiem Ci, że kiedy napisałam komentarz i wysłałam, dopadły mnie wątpliwości. Bo to zupełnie dwa inne przypadki. Jeszcze później, robiąc zakupy myślałam o tym co ty napisałaś, a co ja skomentowałam. Wiesz, gdyby nie Aurora i jej filmik co byś zrobił gdybyś dowiedział się, że jutro już ciebie nie będzie - to dało mi motywację do przeprosin :-) .
UsuńZastanawiam się czy wszystko tak koniecznie musimy w sobie polubić?
Nie, to wcale nie dwa inne przypadki :) To to samo jest: niezrozumienie własnych emocji i projektowanie na innych. Ty na koleżankę, ja na Pana z Pieskiem. Gdyby mnie jutro miało nie być to bym wcale nie latała i nie przepraszała. Przytuliłabym się do męża, zadzwoniła do synów, wygłaskała koty, popatrzyła na rzekę. Robiłabym dobre rzeczy dla siebie. Tak myślę.
UsuńA z tym lubieniem, to myślę, że nie, ale tak jest łatwiej. A jak nie polubić, to przynajmniej zauważyć i może trochę tolerować, zaakceptować? Tak też jest łatwiej. Bo jak idziesz na wojnę, a tym jest brak akceptacji i nielubienie, to masz wojnę....
Co można zmienić, zmienić, co nie, to nie, ale nie kopać siebie po kostkach :)
dziękuję Aniu.
Usuńwłaśnie przerabiam uciekanie w choroby, które pełnią rolę takiej mielizny - usprawiedliwienia, że wtedy wreszcie nie muszę. Bez tego sama nie potrafię o siebie zadbać, do ściany muszę dojść, żeby można było nic. Uczę się, by sie jednak nie dać zajechać. A wysoka wrażliwość to nie tylko empatia, altriuzm i inne słodkopierdzące - odkryłam, że u mnie jest rewersem nieokazanego wkurwu, złości, gniewu, no ale przecież jako WWO chcę tak dobrze dla świata i mam złote intencje, a on taki okrutny. Iluzje o sobie mi powoli odpadają, proces boli, ale ileż można się złudą karmić. dziękuję za wpis!
OdpowiedzUsuńZłudą można się karmić aż do końca. I spoko, jeśli komuś na tym gwoździu dobrze siedzieć. A wiem, że to może być przyjemne w taki dość perwersyjny sposób :)
UsuńMyślę też, że ten rewers istnieje u wszystkich, którzy podpisują się pod wwo. To źródło wszelkich problemów jest. Łykanie złości, gniewu, wstydu... Doskonale to widać u wrażliwców, którzy ratują zwierzaki. Jakie tam pomyje się wylewa na tych niemiłośników zwierząt! A jakby tak tym wrażliwcom powiedzieć, że mają to w sobie, te wszelkie pomyje i że to oni są ich producentami? I, że tak naprawdę chodzi o nich samych? Matkobosko, lepiej nie :)
Mówi się, że stajesz się tym, z czym walczysz, ja myślę, że jesteś tym z czym walczysz, tylko nie chcesz tego widzieć. I proces bolesny jest, to prawda. Trzeba być trochę masochistą by w tym wytrwać :D
Ale to jest ciekawe jednak, to odkrywanie swojej złożoności :)
czasem też szybciej powiem niż pomyślę. potem trochę dręczy, ale słowa wypowiedzianego już nie da się "nie usłyszeć..."
OdpowiedzUsuńAla, każdy tak ma. I to też jest jakaś prawda o nas. Bo nic przypadkiem z naszych ust nie wylatuje :) Nie ma przypadków.
UsuńTo, że to dręczy znaczy, że trzeba nad tym pomyśleć. Ale my wolimy takie dręczenie zamieniać na pokutę dla siebie, za głupie gadanie ;) I nic z tego nie wynika :DDD
I właśnie o to chodzi w pokucie :DDD
Niestety ja też mówię szybciej niż pomyśle. I potem mam wyrzuty sumienia, poczucie winy. Nie da się tego cofnąć, wymazać z pamięci.
UsuńA tekst piękny
Pozdrawiam serdecznie ciepłą jesienią
Pozdrawiam Aniu ciepło, chociaż na dworze coraz zimniej
UsuńJa też jestem WWO i DDA. Nadwrażliwość i emocje próbowałem leczyć, nie zgadniesz, przy pomocy alkoholu. Szło mi świetnie, ale nie było w tym wielkiej frajdy. Powiadasz, że wszyscy jesteśmy winni wobec uczuć, które jak sępy szarpią nasze wnętrze? Zapewne.
OdpowiedzUsuńTy masz schowanko, ja swoją pustelnię. Właśnie wyobraziłem sobie planetę samotnych ludzi. Ale to chyba nieprawda.
Alkohol? Już się połapałam jakiś czas temu. Jestem jak ogar na te klimaty, wszystko wywęszę :)
UsuńAle w sumie alko, sex, drugs i rock'n'roll to popularne schowanka, bo wszak nie leki. Obecnie to rozumiem lepiej niż kiedyś i nie czepiam się. Byle nie przy mnie. Mój ojciec przestał pić kiedy miałam około 30 lat. Za późno dla mnie, ale dla niego dobrze, bo trochę się ogarnął. Dostał diagnozę POCHP, musiał brać leki i nawet palenie rzucił.
Nie wiem jak ci wyszło, że jesteśmy winni wobec uczuć...
Sami je produkujemy, to nasz twór, to co z nami robią jest konsekwencją użycia naszej taśmy produkcyjnej. Raczej bym tu użyła słowa "odpowiedzialność". Brzydkie słowo, ciężkie i nieprzyjemne, ale co zrobisz? Taka planeta.
I tak, nikt tu nie jest samotny, chyba, że tak wybierze. Wszyscy jesteśmy połączeni, wystarczy tylko szarpnąć za więź stadną :)
Poruszyłaś ciekawy temat, bo o WWO czytam ostatnio gdzie popadnie, także na blogach. Jakoś mi sie to zawsze łączyło z ludźmi, którzy zasłaniając się wrażliwością czepiają się, że inni nie robią dokładniusio tego, co oni sami chcą (czyli wpada temat poczucia kontroli i władzy nad światem).
OdpowiedzUsuńNo tak to wygląda bardzo często :) Niby wrażliwość, a pod spodem mały, przestraszony, wściekły hitler. Jakby niewidzialny, ale działa.
UsuńŁażąc już dobrych 8 lat po różnych ścieżkach odkryłam, że każde narzędzie: psychoterapię, rozwój, duchowość; co tam tylko znajdziesz; można użyć jako schowanka. Schowankiem nazywam miejsce, gdzie nie widzimy siebie, albo widzimy tylko to co chcemy widzieć ;) Widziałam to na terapii, widziałam na warsztatach pracy z ciałem, widziałam na spotkaniach z medium,
widziałam na warsztatach pracy z energią, na ustawieniach
helingerowskich itp. gdzie mnie tylko zaniosło.
Nie widziałam tego od razu, to też był mój proces, bo sama się w to bawiłam. Dopiero gdy u siebie zobaczyłam co wyprawiam, to oczy się otworzyły. Już się nie odzobaczy. Ale też rozumiem czemu i po co. I jak silne te kwiatuszki wwo są i jakie mają czasem żelazne zachcianki, po trupach wiodące do celu. Nic nie jest takie oczywiste :)
Lubię Twoje posty. Piszesz wielowątkowo, dajesz do myślenia. Malujesz słowami obraz, który oglądając z różnych stron pokazuje ciągle coś nowego.
OdpowiedzUsuńCo do nadwrażliwców, to się WWO nazywa? Nie wiedziałam.
Dobrze jak taki nadwrażliwiec ma poczucie humoru i zdaje sobie sprawę ze swojej nadwrażliwości i z tego, że bywa ona niełatwa dla otoczenia. Najgorzej kiedy ciało bolesne (jak je nazywa Eckhart Tolle) takiej osoby urośnie do wielkości województwa i do tego kompletnie brak jej poczucia humoru i refleksji nad sobą. Wszystko bierze do siebie i bardzo poważnie traktuje. Obcując z taką odobą jesteś jak na polu minowym. Nigdy nie wiesz jakie słowo, gest czy zachowanie uruchomią wybuch. I już wszystko skażone fochem. Pozamiatane, ty czujesz się paskudnie i ona/on cierpi. Na dodatek jeżeli masz do czynienia z osobą pamiętliwą, to ci to będzie wypominać przy byle okazji.
Relacje z taką osobą są trudne i pozbawiają nas energii.
Lubię ludzi przy których mogę być sobą, nie muszę kontrolować każdego słowa i zachowania zdając sobie sprawę z tego, że choćbym stanęła na uszach to i tak w końcu dojdzie do wybuchu i to ja będę wszystkiemu winna.
Też lubię jesień od zawsze. Lato na dla mnie zbyt dużo bodźców chociaż bywa piękne.
Hanka C.
Miłe słowa zbieram jak sroka błyszczące :)
UsuńNie wiem czemu tak piszę. Siadam, piszę i wychodzi jak wychodzi. Sprawdzam tylko, czy to co piszę, jest moja prawdą. Na ten czas, bo zmienia się i ta moja prawda :)
Ciało bolesne u Tolla, to według mnie jest wewnętrzne dziecko. Wersja nas samych z dzieciństwa z każdą raną jaką wtedy dostaliśmy. I czasem tak idziemy przez życie wystawiając dzieciaka na przód by drogę nam torował. Jest z tego mnóstwo kłopotów w dorosłym życiu, bo to jednak dziecko, skrzywdzone, ono nie ogarnia. Moja Mała Ania napracowała się, zanim ja, dorosła, do rozumu doszłam.
Z takimi osobami o których piszesz, to ciężka sprawa. Bo z jednej strony faktycznie cierpią, ale nie z powodów o których myślą. I nic nie wytłumaczysz. Należy ominąć. Mam taką koleżankę, trigeruje ją mnóstwo rzeczy. Ponieważ nie mogę ominąć, bo z nią pracuję, nauczyłam się chronić. Neutralne tematy i mnóstwo kłamstw :) Ktoś by powiedział, że nieładnie. Ale to prostsze niż stawać ciągle w sparing z jej malutkim, skrzywdzonym dzieckiem, które czasem wścieklicy dostaje. Co z tego, że ja wiem, że ze strachu? Życie uprzykrza...
A lato tak jak ty, lubię i lubię jak się kończy :)
Etykietki zawsze złe są chociaż pomagają bo upraszają, katalogują. A co ma pies do tego?
OdpowiedzUsuńEtykietki kategoryzują i jest ciut porządniej, łatwiej ogarnąć. Myk tylko polega na tym, by etykietki nie zabetonować.
UsuńPiesek mówisz? Pieski są magiczne bo empatyczne. Piesek pokaże co masz w środku, bo on WIE. Nosem i sercem swoim wyczuje prawdę o człeku. której on nawet nie widzi sam. Poza tym, bez Pieska Pan by nie łaził pod moimi oknami na spacery. Siedziałby z kolegami i łoił wódeczkę oraz winko tanie, co robił dawniej. A z Pieskiem chodzi, bo Piesek potrzebuje, co już mówi dużo o wrażliwości Pana. Że dba nie tylko o siebie. I tak sobie lekcje odbywamy :)