Małe miasteczka są urokliwe. Każdy kto przyjeżdża do nas, zachwyca się spokojem. Ciszą. Spowolnieniem czasu. Brak pędu najbardziej odczuwają ludzie z miast. Nagle wyhamowują nad brzegiem Bugu...i zdziwieni dostrzegają Świat. Zielone łąki (jak z Corela- mawia mój Mąż), ogromne niebieskie niebo, w nocy nawet gwiazdy widać, leniwie toczące się w wody rzeki, słychać świergot ptaków, cykanie świerszczy, rechot żab...
Natura obezwładnia, wycisza, wstrzykuje do krwi anestetyk, znieczula przed operacją na otwartym sercu. Wie, że nasze serca tego potrzebują, zatrzaśnięte, zbite na głucho w naszych klatkach z żeber. Klatkach, które miały je chronić, ale stały się więzieniem.
I w tej sekundzie oszołomienia nad rzeką, pod ultramaryną nieba, w złotym potoku światła słonecznego serce niektórych zabije innym tempem, doda kilka dodatkowych uderzeń poza zwyczajnym rytmem...I to będą te uderzenia, które przepłyną przez ciało, Duszę i ciebie Wszechświecie. Poruszą kilka zaskorupiałych komórek, zharmonizują, te zaś zharmonizują sąsiednie, te znów sąsiednie...I zaczyna się zdrowienie. Operacja się udała.
A czasem, dodatkowe uderzenia serca zaniepokoją, wytrącą z równowagi, pojawi się lęk, lekarz, badanie holterem, tabletka...Ma być tak jak było.
Operacja się nie udała, pacjent w stanie wegetatywnym. Ale przeżył.
Bo każdy żyje tak jak potrzebuje, na ile się zgadza, na ile sobie pozwala, na ile ma odwagę...
Kojarzysz Wszechświecie PaniąPijaczkę? Kojarzysz, wiem :-) Myślę, że trudno byłoby ją przeoczyć. Barwny z niej ptak. Wyszłam wczoraj z psami na spacer, łazimy tam gdzie nie ma ludzi, a przynajmniej mniej, bo Dred przy mnie robi się zbyt opiekuńczy i poszczekuje, co odbierane jest jako agresja. Więc idziemy sobie, a na przeciw pojawia się PaniPijaczka. Idzie sobie żwawo, lekko się zataczając, potykając, bo sandałki eleganckie na koturence, ale generalnie pion łapie, koryguje kierunek i nasuwa dość szybko. Widać energię w ruchach, zadowolenie i pewną lekkość bytu nawet. Jako córka alkoholika błyskawicznie wyłapuję ilość procentów we krwi (niska średnia), czas poboru procentów (niedawno, około 2-3 godzin wcześniej), oraz skutek poboru ( upiła się na wesoło, romantycznie i tkliwie). Więc idzie sobie PaniPijaczka, a w ręku ma zieloną gałązkę, którą macha beztrosko, czasem podnosząc do nosa i wąchając.
Złapałam Dreda, każę mu usiąść, bo zaraz będzie się awanturował i czekamy na przepłynięcie PaniPijaczki obok.
Znamy się z nią. To mama kolegi moich synów. Znam jej historię z oburzeniem i pogardą opowiadaną na mieście. Kiedy przechodzi, miejscowi zaciskają usta, ślą potępiające spojrzenia. W tym miejscu przyznaję się Wszechświecie. Sama to robiłam lata całe. Wychowana z alkoholikiem, uwikłana we wszystkie mechanizmy współuzależnienia, miałam prawo osądzać i oceniać...Tak mi się wtedy zdawało i taka była moja prawda...Jeszcze 3 lata temu....
PaniPijaczka doszła do nas.
- Pieski, ja bardzo lubię pieski...kocham zwierzęta prosz panią..bardzo kocham...
- Wiem, pamiętam pani Perełkę.
- Taaa, Perełka....(tu oczy się jej zaszkliły, bo Perełka odeszła dwa lata temu, a była bardzo jej oddana)...ja tych co wyrzucają pieski, to bym od razu pod mur stawiała....chodźcie ze mną pieski, dam wam jeść...ja kocham zwierzęta proszpani....
- Spokojnie, te nie głodują. Mają się dobrze.
- Ja wiem, ja panią znam, pani też kocha zwierzęta, ja panią widzę...
I minęła nas, lekko halsując pod wiatr, podśpiewując i wąchając gałązkę....
A mnie Adaś Mickiewicz się włączył:
"Na głowie ma kraśny wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek.
Na baranka bez ustanku
Woła: baś, baś, mój baranku,
Baranek zawsze z daleka:
Motylka rózeczką goni
I już, już trzyma go w dłoni;
Motylek zawsze ucieka."
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek.
Na baranka bez ustanku
Woła: baś, baś, mój baranku,
Baranek zawsze z daleka:
Motylka rózeczką goni
I już, już trzyma go w dłoni;
Motylek zawsze ucieka."
Jej mąż zapił się na śmierć, pili razem. Obwinia się ją, że go rozpiła i przez nią umarł. Jej jeden syn, zapił się na śmierć w wieku lat dwudziestu kilku, spalił się im dom, prawdopodobnie z powodu libacji jaka tam odchodziła. Drugi syn, bardzo zdolny, jakoś wyrwał się z miasteczka, widuję go na facebooku, ma partnera, wyglądają na szczęśliwych...A ona....Ona żyje po swojemu. Ogląda świat przez denko butelki od wina. Co widzi? Siebie. I mnie. I innych ludzi....I ciebie Wszechświecie także.
Oczywiście mogłaby inaczej. Mnóstwo ludzi tak uważa, ja kiedyś też.
Mogłaby gdyby chciała, gdyby się postarała. Tyle zła wynikło z jej zachowania, skrzywdziła swoje dzieci, zniszczyła rodzinę, nie była dobrą matką, żoną....Mogłaby...
Trafiają mi się takie posty do poczytania...Piętnujące, moralnie wysokie, wybrzmiewają jak z ambony w kościele. Robi mi się wtedy trochę wstyd za siebie, za dawną siebie. Lustra czasem dokuczają :-)
Ale sobie uświadamiam, po raz setny, że nie wiem...Nie wiem Wszechświecie co inni myślą. Co czują, co nimi kieruje.
Ja sama miałam kilka paskudnych wpadek jako matka. To jak, mogę czy nie mogę rzucać tym kamieniem? Może chociaż żwirkiem?
Bo bez winy nie jestem, a jednocześnie wiem, jak bardzo się starałam, jak bardzo robiąc te wpadki myślałam, że robię DOBRZE. Ile było we mnie spięcia, by nie skrzywdzić, by dobrze wychować synów, by mieli lepiej niż ja...i zrobiłam masę błędów. I ile było w tym Miłości.
Nie jest to wszystko łatwe, nie jest to wszystko proste...Czasem operacja na otwartym sercu się udaje, a pacjent żałuje, że się udała ;-)
Rekonwalescencja trudna, Wszechświecie :-)
Rehabilitacja upierdliwa.
Ale serce zdrowsze.
A na koniec podsumowanie za mnie zrobi Monty Python, bo nic nowego na tym świecie, wsio już było pod słońcem :-)
Miłego dnia Wszechświecie, Twoja Prowincjonalna Bibliotekarka w trakcie upierdliwej rehabilitacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz