Obserwatorzy

środa, 22 sierpnia 2018

Jaskiniowi Ludzie są wśród nas Wszechświecie.

I po, i po...
Znaczy po urlopie.
Znaczy urlop jeszcze trwa Wszechświecie, ale pięć wyjazdowych dni już za mną. W tym roku wyjechaliśmy w tzw. sezonie. Zazwyczaj jeździmy przed albo po. Unikamy w ten sposób upałów, tłumów i cen zaporowych. Mamy taką skarbonkę niebieską, w kształcie kotka. Tam wrzucamy każdą piątkę jaka trafia do naszego portfela, nie ważne jakim sposobem. Przez kilka miesięcy można uzbierać całkiem fajną sumę, 600-800 zł. Jest na kwaterę i trochę paliwa. Pomysł kolegi Męża, strasznie mu wdzięczna jestem. Jakoś nie szło nam oszczędzanie, a sposób z piątkami GENIALNY i u nas działa.

Więc pojechalim na urlop w sezonie, w upał, w tłumy i ceny zaporowe...Możesz się chichrać Wszechświecie. Ale i tak cud, że udało się wyłowić pięć dni między zdarzeniami losowymi zwanymi Życiem. Wiem, że trochę w tym maczałeś palce, dziękuję, bo znaleźć kwaterę za 35 zł., czystą, wygodną, z miłymi właścicielami, w sezonie w górach...graniczyło z cudem. A tu pan nawet sam oddzwonił...Więc jakby ktoś, coś, to tu link.. Monte Negro
Kotlina Kłodzka jest przepiękna. Góry budzą we mnie szacunek i zachwyt. U nas, na Podlasiu, czasem trafiają się pagórki morenowe, ale tutaj horyzont z niebieskawymi, masywnymi szczytami jest tak inny, tak zadziwiający. Czuje się potęgę Ziemi, siłę i moc. A zarazem piękno w czystej postaci.
Cudna planeta Wszechświecie, udała ci się :-)


Nasz sposób odpoczynku to rozbicie obozu na kwaterze, a potem w Pikachu (tak nazywam nasz dzielny samochód, choć tym razem miał tymczasową ksywkę: Skwierczu-Piekarniczu) i jazda po okolicznych atrakcjach, znalezionych wcześniej w internecie. Oczywiście wyszukujemy zawsze za dużo. Chciałoby się zobaczyć jak najwięcej, ale siły już nie te. Korygujemy więc plany na następny dzień co wieczór, wskaźnikiem jest ból moich nóg.
W tym roku oboje stwierdziliśmy, że upały są zabójcze. Jest jak jest, ale bronić się trzeba.
I zeszliśmy pod ziemię. Dosłownie. Bo tam bardzo przyjemna temperatura : 7-8 stopni Celsjusza :-)
I zwiedzaliśmy jaskinie, kopalnie, podziemne miasta. Nawet nie wiedziałam, że w Kotlinie tyle tego. Nigdy specjalnie się nie interesowałam, bo kiedyś w podstawówce odwiedziłam jaskinię Raj. I to nie było miłe. To było troszku straszne Wszechświecie. Okazało się wtedy, że jestem właścicielką czegoś, co ma na imię Klaustrofobia. I to chodziło za mną jak wierny piesek całe życie. Małe pomieszczenia, windy, zatłoczone pomieszczenia....jeżukolczasty !!!! Miało też towarzysza: LękWysokości. Tak se chodziliśmy razem lat 50+....po płaskim raczej, unikając małych przestrzeni, nie włażąc wysoko, czasem się bijąc ze sobą, bo wkurzająco plątały się pod nogami te stworzonka...

Asz tu nagle...
Jestem w górach i przepycham się przez Błędne Skały...
Nie powiem, bałam się. Ale postanowiłam ponegocjować z wiernymi towarzyszami życia. Ileż można za mną łazić. Nudno. Niech se też pożyją, pozwiedzają, świat obejrzą...
A ja sobie przejdę przez Błędne Skały na początek.
I przeszłam. Troszku zakręciło się w głowie, troszku nogi niepewne były...ale potem bardzo mi się spodobało. I nie utknęłam nigdzie :-)
Wszechświecie, fajnie było!
Po takim teście nabrałam odwagi. No i jednak piekielny upał pomógł w podjęciu decyzji. Złazimy pod ziemię. I pojechaliśmy do Kopalni uranu w Kletnie.

Bardzo ciekawa wycieczka, fajny przewodnik i przyjemna, chłodna atmosfera.
I ZERO klaustrofobii :-)
Rozochocona popłynęłam na fali i udaliśmy się do Jaskini Niedźwiedziej. Tam zupełny luz. Jaskinia jest wysoka, wyczyszczona i dostosowana do zwiedzania. Może i trochę komercyjna, ale nie przeszkadza. Właśnie dzięki temu, mogłam ją zwiedzać w komforcie. I dodam informację: jak chcecie ją obejrzeć od środka, konieczna jest REZERWACJA dużo wcześniejsza. Inaczej może się nie udać. Ja rezerwowałam bilety półtora miesiąca wcześniej.

Tak fajnie szło, więc pojechaliśmy do Kłodzka. Tam w twierdzy jest tzw. Labirynt. Sieć korytarzy podziemnych, którymi minerzy się poruszali. Kupiliśmy bilety, weszliśmy za przewodniczką, ona zaczęła opowiadać...a ja poczułam ciarki na głowie, niepokój...tak dobrze szło. I się rypsło.
Zrobiłam Mężowi papa...
Wyszłam na światło i piekielny upał.
Pewnie bym przeszła, walcząc z sobą i lękiem. Dałabym radę. Tylko po co?
Ma być dobrze, fajnie i przyjemnie. Nie można sobie dokuczać.
Nawet jeśli wcześniej robiło się to notorycznie.

Takie ćwiczenie było na warsztatach pracy z ciałem. Podchodzisz do ściany opierasz się plecami, zginasz nogi i robisz krzesełko. I tak stoisz. Prowadzący, cwaniak, nic nie mówi...stoisz. Nogi bolą, napinają się mięśnie, zaczynają drżeć...Ale dziewczyny obok nadal wytrzymują...kilka odpuściło, jedna nawet rzuciła brzydkim wyrazem, ale ty wytrzymasz. Twarda jesteś, dasz radę. Wytrzymasz dłużej niż inne. Nawet nie sapniesz, nie jękniesz, nie odetchniesz...
W końcu prowadzący się lituje i mówi, że koniec. Twardzielki wytrzymały. Satysfakcja.
A prowadzący tłumaczy: to ćwiczenie pokazuje jak reagujecie w życiu na różne sytuacje, które sprawiają wam ból. Czy się bronicie, czy poddajecie, czy walczycie, czy stajecie po swojej stronie...
Po swojej stronie....
No tak. Czy ja stanęłam po swojej stronie? Dwa dni cholernych zakwasów, powiedziało mi dobitnie, że nie. Nie stanęłam po swojej stronie. Wytrzymałam. Satysfakcji ZERO.

Rozumiem Wszechświecie, że udzieliłeś mi lekcji :-) Właściwie przypominajka taka :-)
Kurtka, nawet na urlopie trzeba być czujnym :-)
Mąż przeszedł i wylazł szczęśliwy. Podobało mu się.
Podziemne Miasto w Kłodzku za to spokojnie przemaszerowałam :-)


Następnego dnia pojechaliśmy do Kompleksu Riese, konkretnie Osówka. Niemieckie podziemne miasto zbudowane podczas II wojny światowej.
Muszę powiedzieć, że mimo potwornej historii, robi to wrażenie. Gdybyśmy tyle sił, środków i zapału wkładali w czynienie dobrych rzeczy, ta planeta byłaby rajem.
Nie wiem czemu tego nie umiemy...


A potem jeszcze świetnie się bawiłam w kopalni w Nowej Rudzie. Rewelacyjna trasa dla dzieciaków. Przewodnik był zabawny i wesoły, trasa urozmaicona, sama poczułam się jak uczniak z podstawówki. 

Urlop ma to do siebie, że się kończy...
Stwierdziłam jednak, że jest sposób na to, by chcieć wrócić do domu. Trzeba na urlopie się solidnie zmęczyć atrakcjami. Wtedy domowe pielesze zaczynają przyjacielsko machać łapką: wracajcie, wracajcie :-) własny materac w łóżeczku najlepszy :-)
Na koniec zajrzeliśmy do Jaskini Raduchowskiej. Znaczy ja zajrzałam i bardzo szybko wyszłam, a Mąż się poczołgał. Wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha i powiedział, że to było NAJLEPSZE. 
Całkiem DZIKA JASKINIA. 
Nie mógł sobie strzelać selfie, bo trudno po ciemku, gdy walczysz o życie ;-) Ale cyknął lekko niewyraźne zdjęcie dziewczynce, jak przeciskała się na pupie przez najwęższe przejście....
OESU....

Mąż zdecydowanie poleca tę jaskinię wszystkim, którzy chcą dotknąć odrobiny prawdziwej, grotołazowej przygody :-)

I tak to Wszechświecie, wrócilim...Pikachu dzielnie się spisywał na drodze Stu Zakrętów, było cudnie... jeszcze kilka dni wolnego. 
A  w weekend mam warsztaty z Rosą :-) 
Tym razem przyjechała z programem ZAUFANIE....

Pozdrawiam Wszechświecie jaskiniowo ;-) 
Twoja wyczerpana acz szczęśliwa Prowincjonalna Bibliotekarka.

9 komentarzy:

  1. Też kiedyś wędrowałam wśród Błędnych skał. Oj, ze dwadzieścia lat temu pewnie. Gdzieś tam są stare zdjecia w albumie. Ja młoda i sprawna, przy mnie mała córeczka z rozesmianą buzią. Ileż wody w rzece upłynęło od tej pory, jak bardzo zmieniła sie skorupka zewnętrzna i to, co w środku.
    Góry stołowe są zupełnie inne, niż te, śród których mieszkam teraz. Tam nagie skały (podobne od tych w Australii, gdzie kręcono "Piknik pod Wiszącą skałą"), tutaj wszystko porośnięte lasami mieszanymi.
    Ale nogi i mnie daja sie we znaki, wiec coraz krótsze nasze tutejsze wędrówki.A gdzies dalej, to dajemy radę tylko w Bieszczady sie wyrwać, raz czy dwa do roku. I to chyba wystarczy. Dom coraz ważniejszy, jego spokój, powtarzalnośc, codzienność.
    Dobrze, że klaustrofobia tym razem nie wygrałą z Tobą. Dałaś radę!:-) Znowu Wszechświat pokazał swoje przyjazne oblicze.
    Wspaniałego weekendu z Rosą życzę Ci Aniu!:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Weekend z Rosą trwa. Jest magicznie i trudno czasami..Zaufanie to dla mnie spora górka, albo dzika jaskinia :-) Ale jakieś tam śrubki jednak się we mnie odkręcają powoli. czas płynie. Dzieci rosną, nas bolą nogi. Piękne góry są, ale oboje stwierdziliśmy, że raczej już po płaskim będziemy wypoczywać. Jak nasz niebieski kotek znów się zapełni piątkami, na wiosnę, to znów nad morze. Morze jak magnes mnie ciągnie. A na razie otulę się codziennością jak ty. To czasem bardzo potrzebne, a nawet niezbędne, żeby się poukładało w środku. Przesyłam pakiecik z dobrą energią :-) łap :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite miejsce... w poprzednim życiu byłam chyba kretem bo uwielbiam takie groty, jaskinie.... ach, jak tam pięknie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To koniecznie Jaskinia Niedźwiedzia i Raduchowska, zwłaszcza ta druga :-) W Kotlinie Kłodzkiej można tydzień po ziemią chodzić. Wszystkiego nie oblecielim ;-)

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Witaj Kingo :-) Tam jest przepięknie. Pod ziemią też. Nie spodziewałam się, że tak głęboko jest tyle życia i kolorów.

      Usuń
  5. Nasze tereny, Mąż z Kłodzka,kotlinę zna jak własną kieszeń. Ja kocham Błędne i te wspaniałe górki. Żmij nie spotkaliście? Bo sporo ich tam. Cieszy mnie, że Ci się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadnych żmij. Tabuny ludzi jakie wszędzie łażą, takie wibracje tworzą, że żadna rozsądna żmija pchać się nie będzie w ten tumult. Pięknie bardzo tam. Pozdrów Męża :-)

      Usuń