Jedziemy po Pipi.
Kotka ma umówione spotkanie u wetki o 13.
Choruje już trzeci tydzień i już wiem... wiem, że to co wyglądało jak jakaś kocia wirusówka, nie jest nią. Żadnej poprawy. Znam koty, wiem i czuję, że jest źle.
Pipi jest w naszej rodzinie od 6 lat. Znalazłam ją w mokry, zimny, grudniowy poranek, siedzącą na drzewie. Właściwie znalazł ją mój pies, Fragles. Stał pod tym drzewem i nie chciał odejść. Ja zmarznięta, w szlafroku, chciałam jak najszybciej wrócić do domku. A psiuk tupta pod drzewem i nie sika. Mamrocząc inwektywy pod nosem polazłam pod drzewo, żeby mu impuls dać do powrotu i jak podeszłam bliżej, usłyszałam gdzieś wysoko pipipipi...
Coś na drzewie pipikało strasznie cicho...
Poszłam po latarkę do domu. Fragles zadowolony z akcji wrócił ze mną, na ciepłą kanapę, a ja jeszcze pół godziny stałam na zamarzającym deszczu namawiając małe coś by zlazło do mnie. Zlazło w końcu. Wzięłam w ręce mokrą, zimną, drżącą kulkę, pokrytą czymś szorstkim, wetknęłam za pazuchę i od razu kulka zaczęła mruczeć.
Okazało się w domu, że koteczka jest pokryta zaschniętym kurzym gówienkiem. W kąpieli rozłożyła się w ciepłej wodzie mrucząc. Bardzo jej się podobało. Miała trójkątne ranki na głowie i wielki brzunio. Zjadła, w śpidełku położyłam termofor, zapakowałam ją i całą noc spała jak kamień.
Wykonałam procedurę taką jak zawsze przy znajdach, leczenie początków kociego kataru, tłuczenie robaków, odkarmianie, oswajanie. I kiedy Pipi była wyrychtowana, pojechała do mojej mamy, bo tam akurat było miejsce po Loli, kotce mamy, która umarła jakiś czas temu.
I tak Pipinek przeżył dobre 6 lat.
A teraz jedziemy do wetki na 13...
I wiem.
Przeczuwam.
Siedzę w samochodzie, Mąż prowadzi i nic nie mówimy, bo niby o czy mówić? Wiadomo. Nie pierwszy raz. Ale tym razem, tym razem niespodziewanie dla siebie trochę, mówię: bardzo boję się, boję się, że będę musiała podjąć TĘ decyzję.
Łzy mi nagle lecą po policzkach...
Spoglądam na Męża, on też...
I mówi: słuchaj, guru powie raz! Słuchaj uważnie, bo guru może za chwilę nie pamiętać co powiedział. Po pierwsze, czytasz te wszystkie mądre książki, masz tę swoją teorię SuperWszyskiego, słuchaj tego co wiesz. Ona miała dobre życie, sześc dobrych lat. Jak nie dasz rady, ja to zrobię za ciebie. Ja podejmę decyzję.
Wziął moją rękę, potrzymał i wszystko zrobiło się jaśniejsze...
Kiedy mówimy, kiedy się dotykamy sercami, jest łatwiej...
Nie chodziło o to, że nie mogłam podjąć decyzji o eutanazji, chodziło o wsparcie i poczucie, że nie jestem w tym sama. Oboje nie bardzo umiemy prosić o pomoc. Oboje się tego uczymy, oboje w tej nauce się wspieramy...
Czasem milczenie jest do kitu, a mowa złotem sypnie....
Tak, podjęłam tę decyzję. Po badaniach krwi i usg, które pokazało wodę w brzuszku Pipi i zmiany wokół trzustki. Nie ma w ogóle potrzeby cierpieć na tym świecie. Dobrze, że choć zwierzaki mają taką opcję w tym durnym kraju. Ludzie muszą cierpieć. Ludzie ludziom zgotowali ten los.
Ale Pipinek odszedł spokojnie, we śnie, bez bólu.
I o to chodzi. Dobre życie, lekka, przyjazna śmierć.
Do zobaczenia koteczko, pozdrów wujka Fraglesa ode mnie...
A tutaj jest para, która mi zaimponowała ogromnie. Magda Szpilka nie raz mi pomogła swoimi przemyśleniami i filmami. Dzięki niej spotkałam się z moją złością i ją polubiłam :-) Zrozumiałam po co i dlaczego ona jest. I co się pod nią kryje.
Ale w tym filmiku, Mąż Magdy mi zaimponował jak nikt, z wyjątkiem mojego Męża oczywiście :-)
Bardzo polecam, na spokojnie, bo to 50 min i bardzo trudne do przyjęcia.
Szczere, uczciwe i na widoku :-)
Pozdrawiam Wszechświecie, pogłaszcz Pipi ode mnie, twoja Prowincjonalna Bibliotekarka.
Bardzo dzielna byłaś, ale jak się ma właściwego faceta obok, to jest łatwiej. Wiem, bo tez mam takiego:-)
OdpowiedzUsuńRaz kociaka uratowałaś, drugi raz także, za każdym przed czym innym i tego sie trzymaj...
Filmik chętnie obejrzę, nauki nigdy dość.
To prawda, łatwiej. Właściwy facet nie robi się z powietrza, co niektórym się zdaje chyba, ale życie wtedy jest duuużo lżejsze. Masz takiego, to wiesz :-) Wiem, wiem Jotko przed czym ja uratowałam. To daje dużo ulgi. Nikt nie powinien i nie musi cierpieć. Choć ludzie wcale tak nie uważają i zobacz co się wyrabia na tej planecie. Ale nic to, robim co możem :-)
UsuńI po co mi te łzy na początek dnia? Może oczyszczająco, bo ja z tą decyzją byłam sama. To było straszne, STRASZNE! Bardzo mi przykro,że opuściła was kocia wychowanica, ale dobrze zrobiliście, nie wolno męczyć w imię egoistycznego lęku przed smutkiem.
OdpowiedzUsuńJestem z wami kochana, przyjmij moją ciepłą energię gdziekolwiek jesteś. Tulę Cię mocno.
A Szpilkę znam i bardzo mi pomogła, z jej mężem mam problem, bo fatalnie mówi i nie moge go słuchać, ale...
Popatrz, mam ze swoim ok kilku miesięcy pod górkę, bo zmienił pracę i w nią wsiąkł i odbija mi się mega zgagą moje porzucenie, słabo sobie z tym radzę - no i problemy w związku gotowe. Więc dziś już wiem czego będę przez te kilka godzin w pracy słuchać, Szpilek o związkach.
Znów Wszechświat za pomocą Ciebie podpowiedział mi co począć, gdzie poszukać jakiegoś rozwiązania.
Masz wspaniałego męża, mój też jest wspaniały, chociaż wiadomo, czasem porozumienie gdzieś się rozpływa, bo okoliczności wytrącają z homeostazy. Chcę aby ona szybko i na stałe wróciła, ale to wymaga pracy.
Ponownie Ci dziękuję za to, że piszesz, to jest ogromnie wartościowe. Pomagasz tym swoim pisaniem do Wszechświata wielu osobom.
Pozdrawiam i jeszcze raz mocno tulę.
Luna, wyłapałam wszystkie ciepłe fluidy :-) Wczoraj przyszłam z pracy, ogarnęłam zwierzaki i o 18.30 padłam do łózka. Wstałam dopiero dziś o 5 rano. Potrzebowałam resetu.
UsuńPodejmowanie tej decyzji jest trudne. Ale gorsze jest bezradne patrzenie na cierpiących. Dla mnie to jest najgorsze na świecie. Nie móc pomóc, nic nie móc zrobić. Eutanazja jest wyjściem, kiedy wyjścia nie ma.
Wiesz, też lęk przed smutkiem nie jest egoistyczny. Nie jest, jest naturalną częścią twojej wrażliwości. Ma prawo istnieć. To nie egoizm. Ja się wolę złościć niż smucić, choć teraz uczę się zaglądać pod złość, co ja tam ukrywam? A tam smutek i rozpacz, i bezradność...nie ma się co siebie czepiać. Przytulić się trzeba.
Związki mają to do siebie, że cały czas ewoluują. Cały czas są w ruchu. Masz teraz zmianę i jakoś musisz się w niej ułożyć. Pierwsze pytanie: czy mąż jest szczęśliwy w tej pracy? I wcale cię nie porzucił, porzucono cię kiedyś, teraz nie. Więc czemu padło to słowo? Takie drobne podpowiedzi :-) Homeostaza polega na płynnym dostosowywaniu się do zmieniających się okoliczności.
I najczęściej blokady są w nas, a nie w partnerach, partnerzy tylko rezonują z tym co w nas :-) Klasyczny choć drastyczny przykład, jak się nie szanujesz i nie kochasz, znajdziesz partnera, który cię poniży i obtłucze.
Szpilki w tym filmiku bardzo mi zaimponowały, szczere do bólu.
Wszechświat pomaga nam wszystkim :-) Przytul Szparaga i powiedz mu o wszystkich swoich lękach, razem coś wymyślicie :-)
Znam taką jedną, która musiała podjąć tę decyzję względem swego starego psa cierpiącego z powodu kamicy nerkowej. O tej decyzji opowiada, że musiała dać psa zamordować. Po 2 latach wysłuchiwania tej bzdury nie wyrobiłam i mało taktownie, brzydkimi słowami ją obrugałam- nie zacytuję, bo by się jakaś cenzura przyczepiła.
OdpowiedzUsuńAle wiem sama jak boli gdy musisz się rozstać ze swym zwierzakiem-w 2010r, po wspólnych 16,5 latach musieliśmy rozstać się z naszym jamnikiem. Anuś, mamy obie naprawdę fajnych mężów.Mój też był ze mną- już od soboty wiedzieliśmy, że trzeba psa uśpić w poniedziałek, razem byliśmy u weta, razem pojechaliśmy na psi cmentarz, razem byliśmy przy pochówku.Chciałam wszystko załatwić sama, bo mąż był wtedy kilka miesięcy po bardzo ciężkiej operacji serca, ale nie odpuścił.
A ja płaczę za moim psem do dziś.
Nie mogę zrozumieć dlaczego za szczyt człowieczeństwa uważa się odstąpienie od eutanazji gdy człowiek cierpi ponad miarę a wiadomo, że ratunku i szansy na wyzdrowienie nie ma.
Przytulam Cię i ślę mizianie za TM,adresując do Pipinki i mego Flika.
No ja bym chyba taka.kobite strzeliła. Pamiętam każdy dzień z Amberkiem jak.nie chciał.jeść , jak to musialam naklaniac i cieszyć się każdym kesem. Kurcze. Podziwiam bo ja bym nie wytrzymala 5 minut takiego pitolenia. Przepraszam ale.niż się otwiera
UsuńNo tu się zgodzę z Kocurkiem, dwa lata to cierpliwość ponad miarę. Nawet współczucie ma swoje granice.
UsuńMamy dobrych mężów :-) Dlatego, że podobne przyciąga podobne :-) I sama wiesz, że związek to plastyczna masa. Trza cały czas lepić, kształtować, czasem rozwalić i lepić od nowa. Odchodzenie naszych zwierzaków jest trudne. One w nas uruchamiają tyle uczuć, tyle miłości. Odbijają nam jak w lustrze te najpiękniejsze nasze kawałki i najwrażliwsze. Czasem ich nawet nie widzimy, że mamy. Pipi całą chorobę mego ojca leżała przy nim. Od wiosny do jesieni, kiedy tylko wracała z podwórka, szła do jego łóżka. Nie była przytulańska, ale do niego się przytulała. On tak głęboko schował własną wrażliwość, że nawet nie wiedział, że ją ma. Ona wiedziała. Trzy dni przed jego śmiercią zaczęła kłaść się na wersalce w drugim pokoju. To też wiedziała. A teraz są razem. Pomogła mu ile mogła.
Tak to Ania, życie leci dalej.
Po Tamtej Stronie wszyscy się potkamy, to przynosi ulgę Pipinek, Flik i cała gromada kotów i psów wybiegnie na spotkanie. Będzie wesoło. W "Dowodzie" Aleksandra Ebena, kiedy latał po tamtym świecie, widział psy i zwierzaki :-)
rozstania są zawsze trudne... te na zawsze często bolą...
OdpowiedzUsuńBolą Alis, ale to nie na zawsze. Nie ma rozstań na zawsze. Tylko z tej planety słabo to widać. Ale nie ma... :-)
UsuńKilka razy w życiu musiałam podjąc właśnie tę decyzję. Zawsze bardzo bolało. Zawsze wiedziałam, że nie było innego wyjścia, i to chyba ta bezradność, to ostateczne dojście do muru było najgorsze.Ale przcież ten ból serca był niczym w porównaniu z bólem tej zdanej na nas cierpiącej istoty.Czasem nic wiecej nie możemy dla kogoś zrobić, jak tylko ulżyć mu w bólu. Czasem, niestety, i tego nie mozemy, ale to juz zupełnie inny temat...
OdpowiedzUsuńTak, ja uważam ze.przy Amberku to było najpiękniejsze wyznanie miłości. Pozwolić mu odejść nim zrobiło się bardzo bardzo źle -zanim mocznik przekroczyl magiczne 300...
UsuńKażdy, kto otworzy serce dla ludzi i zwierzaków, stanie pod tym murem. Część bycia człowiekiem to jest. No i naleciałości kulturowe i religijne jeszcze mącą nam w głowach. Nikt nie chce cierpieć. I nie powinien. Podejmowałam te decyzje wcześniej, podjęłam teraz, podejmę kiedy tylko będzie trzeba dla zwierzaków. Człowiekowi też bym pomogła, gdybym mogła.
UsuńTo jest właśnie to, co napisałam Olu i Kocurku, Odwaga, Wiara i Miłość :-)
Tego się trzymam.
💗🌹
UsuńOj tak... Ja pamiętam tamten wieczór jak wczoraj. Wszystko. To bardzo ciężkie podjąć te decyzje dlatego cały miesiąc się z tym potem oswajalam. Codziennie zdjęcia Amberka i słowa bo musiałam jakoś sobie z tym poradzić. Teraz już wiem, ze ktorykolwiek bedzie cierpial to nie dopuszcza do tego. Pozwolę mu odejść wlasnie we snie bez bolu pobiec za Teczowy Most.
OdpowiedzUsuńU mojej mamy jest mój Salem. Ma już 14 lat skończone. W tym roku będzie 15... Nie wiem ile jeszcze z.nami będzie - niby nic mu nie jest, ale wiesz jak było z Amberkiem - tez to miała być alergia, a to taki tam koci katar.. Aż poszły nerki i wszystko. A wydawało się , że.nic takiego... Dlatego nie nastawiam się i obiecuje sobie, ze jak ogarnę chaos w domu będę bo odwiedzać nawet jak nie ma nikogo - mam klucze a on tam jest. Mój pierwszy kot który towarzyszył przy milosciach, wyborach, miał psa... On ma życie jak pączek w maśle, wiec chciałabym byle się nie męczył jak Amber. Byle nie trzeba było karmić na sile ani nic takiego. Chore nerki to jest straszne.
Amber przyszedł z trudną lekcją Kocurku. Nic się nie dzieje przypadkiem. Już wiesz jak to jest. Wyciągnęłaś wnioski. Zrozumiałaś coś. Po to wszystko było. Koty to magiczne stworzenia.
UsuńMoje koty Blondyn i Bzik dożyły do 19 i 18 lat, Blondyn nie wychodził na dwór z wyboru rok. Siadywał na parapecie i patrzył na świat, ale w ostatnim roku wolał dom. Podsuwałam mu na palcu kawałeczki piersi z kurczaka, tym tylko się żywił. I było widać, kiedy postanowił odejść. Wezwałam wtedy weta do domku. Odszedł spokojnie, na swoim parapecie. Robimy to z Miłości. Potrzebujemy do tego Odwagi i Wiary, wiary w dobro i miłość Wszechświata. Kiedy to mamy, wszystko jest na swoim miejscu. Będzie dobrze :-)
❤️
UsuńMiała.piękne 6 lat jak.Amber piękne 4. Biegają pewnie razem.i choć będziemy płakać bo to nasze zaopiekowane znalezione uratowane to na pewno nic nie boli i tam im lepiej. I tego się trzymajmy. :)
OdpowiedzUsuńA Chessur dobitnie pokazuje,.ze.jest u siebie. I jak tu nie podejrzewać, ze.jakiś kociak nie stanie ci na drodze? A widzialam.nawet takiego jak Pipi bardzo piękna kicia krąży po necie...
Pewnie biegają razem z cała bandą :-)
Usuńpodejmowałam już takie decyzje.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się
Tak, każdy kto ma zwierzaki, stanie przed takim wyborem. Nie był pierwszy, ale za każdym razem trudno...
UsuńOch, aż się sama popłakałam...
OdpowiedzUsuńŁzy są dobre Karolino.
UsuńJa też wołam wielkim głosem, dlaczego zwierzęta mają tę możliwość, by nie cierpieć przed odejściem a ludzie nie. Co to za człowieczeństwo, które pozwalam na uporczywe leczenie bez nadziei, w bólu i cierpieniu, w imię spokoju dla pozostających, by nie musieli podejmować trudnych decyzji.
OdpowiedzUsuńCudny kraj ale durny
No, że durny to się zgodzę Pellegrino. Cudny, ale głupi i zaskorupiały. Najśmieszniejsze jest to, że ci zaciekli obrońcy życia, kiedyś staną pod ścianą, tak jak każdy. Może trafi im doświadczenie odejścia bolesnego ponad miarę. Wtedy im się klapki otworzą, tylko za późno. To może nawet nie śmieszne, tylko smutne.
UsuńO jej... to są takie chwile, kiedy wszystkie nasze smuteczki i problemy dnia codziennego przestają mieć jakiekolwiek znaczenie... bardzo Ci współczuję...
OdpowiedzUsuńTak bywa. Co nie znaczy,że łatwo to przejść. Za każdym razem jest trudno. O tyle łatwiej teraz, że umiem poprosić o wsparcie, że płaczę...tak jest troszkę lepiej. Kiedyś nie umiałam.
UsuńWyłam po odejściu mojej psicy aż zapuchłam ale dziś po pół roku i przeczytaniu Twojego wpisu stwierdzam, że dobrze, że nie dane mi było podejmować takich decyzji. Psica zadecydowała za mnie. Odeszła. Po ciuchu
OdpowiedzUsuńKochała cię. Ale podjęcie takiej decyzji, też może być aktem miłości. Tego większość ludzi nie rozumie. Pozwolenie na odejście, pozwolenie na poddanie się, kiedy jest prawdziwe, przynosi olbrzymia ulgę.
UsuńTak. To może trochę głupie uczucie ale fakt jest potem ulga. Człowiek się źle czuje z tym, ale to jest naturalne skoro jego bolało, męczył się i ja tez robiłam i walczyłam jak lwica. Nie można się wstydzić tej ulgi. Każdego to spotka. Nawet jak opiekujemy się kimś starszym i on odejdzie. Fajnie o tym pisała Maud Montgomery tez. Taka prawda jest. A my powinnismy ciężkiej chorobie móc powiedzieć sobie dość - legalnie.
UsuńDziękuję.
OdpowiedzUsuń(.)
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu
OdpowiedzUsuńTak, każde pożegnania są trudne i żadne słowa tego nie zmienią. Ważne, że masz kogoś przy sobie. Tylko bliskość innej osoby pomaga.
Pozdrawiam jak zawsze ciepło
Dziękuję Ismeno.
UsuńTo bardzo trudna decyzja, nawet jeśli wiadomo, że nic już więcej nie można zrobić. Zawsze jest ta myśl: jeszcze nie teraz... może jeszcze jeden dzień razem, jeszcze jedna godzina...
OdpowiedzUsuńTakie myśli są. Tylko one kłamią trochę. Cierpienie towarzyszy w tym dniu, w tej godzinie...Nie. Nie ma potrzeby cierpieć. I dlatego te decyzje będę podejmować, bo mam jeszcze spora gromadkę zwierzaków.
UsuńTeż musieliśmy kiedyś podjąć taką decyzję i uważamy, że to było lepsze rozwiązanie, niż przedłużanie zwierzęciu cierpień, w sytuacji kiedy i tak było wiadomo, że nie ma już dla niego ratunku.
OdpowiedzUsuńPrzytulam.
Dziękuję. To zdecydowanie jest czyn miłości. Tej prawdziwej. Dobrze, że taka opcja dla naszych przyjaciół jest.
UsuńCzemu ten wpis wyskakuje z datą 25 marca? Czy tylko u mnie tak?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Nin
Nie mam pojęcia. Pogrzebię w bloggerze.
UsuńNie tylko. U mnie też tak było.
UsuńStrasznie boli, mimo sześciu dobrych lat, na nic takie tłumaczenia, przynajmniej na mnie nie działają.
OdpowiedzUsuńTyle już zwierząt pożegnałam... I kiedy wydaje mi się, że już nie, że więcej nie dam rady żegnać, zjawia się kolejne nieszczęście i natychmiast zamienia się w szczęście.
Boli Hano. Nie jest to łatwe. Ale powoli, powoli jakoś się łagodzi, zaczyna się wspominać dobre chwile i jest łatwiej. Jak ze wszystkim.
UsuńA potem, masz rację, Wszechświat stawia na drodze następne :-)