Obserwatorzy

czwartek, 6 czerwca 2019

Nie oddaję ręcznika Wszechświecie!



Czasem się sama proszę o bęcki.

Nie słucham intuicji, nie słucham tego cichego głosiku w głowie: nie idź tam, nie idź...
Brzęczy mi nad uchem, że coś nie tak, że raczej nie tędy, ale ignoruję.
Sio mucho!

I lekcja się odbywa. Temat: trzeba sobie ufać i słuchać co Anioł Stróż szepcze do ucha.
O ileż życie jest wtedy łatwiejsze.
Ale bądźmy szczerzy Wszechświecie, jest we mnie jakaś taka przekora.
I czasem aż korci, by jednak sobie utrudnić, jednak wdepnąć gdzieś i tak, jak gdyby nigdy nic, uszczypnąć...
Choć wiem, jakie będą konsekwencje, to tak niby jednak nie wiem... czy co?
Spryciulka.

Już dawno się zorientowałam, że jeżeli spotkam ludzi koczujących na nuklearnej pustyni Życia, śpiących w dołkach wygrzebanych w ziemi, opiekających szczury nad ogniskiem, zrozpaczonych, chorych i pogrążonych w beznadziei, usiądę z nimi. Wezmę patyk i opiekę szczura, podzielę się wodą, posłucham. Przytulę, choć brzydko pachną. Powiem, że można dołek wyłożyć mchem, niekoniecznie trzeba tak w błotku. Kiedyś bym jeszcze zgarnęła do  swojego domku, ale teraz nie...Teraz wiem, że każdy z nich ma własny domek. I w każdej chwili może do niego wrócić.

Jednak, jeśli spotkam ludzi w tęczowych szatach, mieszkających w ogrodzie, świecących jak słońce, odżywiających się owocami prosto z drzewa Dobrego, promieniujących pewnością siebie w każdym aspekcie, i miłością, i zrozumieniem...
Tu zrobię się czujna. Siądę z boku. Najpierw popatrzę.
Coś za piękny ten obrazek, gdzie tu jest haczyk?
Może kiedyś uda mi się nie szukać dziury w całym?
Może po prostu odpuszczę, pocieszę się słońcem, owocami i spokojem.
Czasem mi się to już zdarza nawet.
Ale czasem nie....

Spotkał mnie hejt :-)
Nie pierwszy raz w życiu, nie ostatni. W zasadzie wszyscy się spotykamy z różnymi formami negacji. A negowane są nasze uczucia, poglądy, wygląd, sposób życia, wszystko właściwie.

Kiedyś długo myślałam, że to ja jestem tego powodem.
Teraz wyraźniej widzę, że powodem hejtu jest osoba hejtująca.
Serio.
W złośliwościach zawsze chodzi o wypowiadającego złośliwości.

To trudno zobaczyć, bo formy hejtu nie zawsze są oczywiste. Jest wiele sposobów by nam wsadzić szpilę, zlekceważyć nas, umniejszyć, pozbawić pewności siebie, pokazać kąt, gdzie mamy siedzieć we wstydzie. Kiedyś wsadzano w pręgierz, a dobrzy ludzie mogli się poczuć jeszcze lepsi obrzucając biedaka w pręgierzu bobkami :-) Teraz są inne sposoby, internet daje mnóstwo możliwości, nawet nie będę się nad nimi zastanawiać, bo co raz dochodzą nowe. To płynne.
Towarzyszy nam od zawsze.

Ja zastanowiłam się po tych dwóch lekcjach nad Sednem.
Jaka ja ci jestem wdzięczna Wszechświecie, że już mogę to Sedno, przynajmniej jedno z Sedn, zobaczyć...

Odkrycie, że nie muszę się wstydzić, że nie muszę się denerwować, że nie muszę czuć się zła, niemoralna, nie taka jak trzeba, jest uwalniające.
Ale, żeby to zobaczyć, czasem trzeba wleźć w jakieś miejsca, gdzie cię tymi bobkami jednak obrzucą i poczuć. I zobaczyć, co ja czuję i czemu?
A potem zastanowić się.

Takie ćwiczenie było na warsztatach pracy z ciałem.
Osoba ćwicząca dostaje ręcznik. Ma go powąchać, przytulić do serca, poczuć, że jest on czymś ważnym, czymś miłym, czymś własnym. A osoba asystująca ma stanąć naprzeciw, wyciągnąć ręce
i poprosić: daj mi go, proszę cię, jest mi bardzo potrzebny.

Ja byłam w parze z moją KoleżankąAnią. Pewnie z obcą osobą jest inaczej. Ja KoleżankęAnię lubię bardzo, razem pełzniemy przez depresję i nerwicę. Wspieramy się.
Więc przytulam ten ręcznik, KoleżankaAnia prosi, wyciąga ręce i co ja czuję? NIE.
No NIE. Głębokie, stanowcze NIE.
Jestem zdziwiona niepomiernie swoją reakcją. Zaraz potem napływa ogromny dyskomfort, poczucie winy. Jak to? KoleżanceAni nie oddam? Toż ona wszystko by mi oddała. Stoi naprzeciw, wyciąga ręce, patrzy szczerymi, jasnymi, lekko mokrymi oczyma...
A we mnie NIE. Mimo poczucia winy, mimo wstydu, mimo koszmarnego rozerwania...
To tylko ręcznik, ale może już nie...
Nie oddałam.

Później, na koniec zajęć jest relaksacja. Kładziemy się na matach, rozluźniamy, pozwalamy mięśniom się rozkurczyć. Czasem wpadamy w wibrację, mięśnie się trzęsą, zrzucają balast emocjonalny.
I nagle, płaczę...
Bo nie umiem jeszcze stawać za sobą, bo każdy taki akt, budzi we mnie strach. Bo jeśli nie oddam ręcznika, ludzie mnie nie będą lubić, egoistki jednej.
Długo na to pozwalałam, na to oddawanie, które odczuwałam jako odbieranie.
To stało się sposobem na życie.
Wtedy to wyraźnie zobaczyłam. Ale...nie oddałam.
Już byłam na dobrej drodze :-)
Lekcja Numer Jeden.

Wszyscy mamy swoje ręczniki.
Nasze własne, puchate, mięciutkie, pachnące, swojskie.
Albo strefy komfortu, albo ulubione, niewzruszalne poglądy, albo wizje siebie...
Każdy z nas coś trzyma.
I bardzo nie chce puścić. Bardzo.

I kiedy ktoś wejdzie w te strefy, i nawet bez złych intencji coś powie inaczej, nie tak, z innej perspektywy. Oberwie. Mocno. Nie ruszaj, to moje!

Bo oprócz tego, że nie oddaję ręcznika, jeszcze za bardzo się do niego przywiązuję :-)
Lekcja Numer Dwa.

I tutaj wracamy do hejterów.
Oni nie oddają, przywiązują się i biją z całym światem o ręczniki.
Zawsze chodzi o nich. Cokolwiek zrobią, cokolwiek powiedzą, jakiejkolwiek metody użyją, zawsze chodzi  to by nie oddać własnego ręcznika.
Nie umieją żyć w świecie bez swojego ręcznika.
A przecież jest tyle ręczników, kolorowych, większych, mniejszych, puchatych, bardziej szorstkich, pachnących.
Wybór.


Zdjęcie nie jest tu przypadkiem.
Zasugerowano mi, że wyznaję podobne poglądy jak Goebbels.
A ja zawsze myślałam, że raczej jak ten pan w kółku ;-)

Ale po zastanowieniu, jakby tak uczciwie popatrzeć, to coś jest na rzeczy.
Taki mały, autorytarny ludzik we mnie, który wie jak inni mają żyć. No jest. Zawsze był.
Karmił się moim strachem, wstydem, wstrętem i paniką.
Ostatnio jakby przycichł, stał się milszy, spokojniejszy, mniej narzucający się.
Troszku się polubiliśmy, bo jego umiejętność stawiania granic, choć taka dość kanciasta, wiele razy uratowała mi zadek :-)
Współpracujemy.

Zarzucono mi również relatywizm moralny. Hm....

Więc, relatywizmie  moralny, przybywam!
Ale to w następnym poście....


źródło: internet
Ps. A jeśli chodzi o tych co mieszkają na pustyni i tych co w ogrodzie. Okazuje się zawsze, że ci z     ogrodu byli na pustyni, a ci z pustyni bywali też w ogrodzie. Bo to tylko miejsca zamieszkania są.
Wcale nie na stałe...






Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja zawsze, tańcząca z ręcznikami Prowincjonalna Bibliotekarka.





30 komentarzy:

  1. Można też zamieszkać w ogrodzie po to, by być na pustyni.
    "Mój jest ten kawałek podłogi (...)"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie mówicie mi więc co mam robić"
      Absolutnie. Jest wybór, są konsekwencje :-)

      Usuń
  2. jesli ktoś mnie prubuje hejtować, mnie nachodzi wtedy refleksja, z czyjego punktu widzenia robię coś źle. Bo z mojego jasno i wyraźnie wynika, że nie robię nic złego. To, ten ktoś ma problem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż totuż.
      Ale wiesz, czasem zaboli ;-) Tylko jak już wiesz o co chodzi, to łatwiej to oswoić. Ale hejterzy tak naprawdę, to mają ze sobą przechlapane.

      Usuń
  3. Oprócz metafory z ręcznikami niewiele zrozumiałam, nie zawsze czytam wszystkie komentarze, a może nie o komentarze chodzi, bo hejt i w realu być może.
    Hejterzy tak sobie pary upuszczają, a im bardziej się wściekasz, tym radocha ich większa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie mi wyszło Jotko, że zbytnie przywiązanie do własnych wyobrażeń na temat świata i innych ludzi, powoduje, że empatia nie istnieje. Bo wtedy żyje się tylko w swoim świecie, a empatia to współodczuwanie innych światów/żyć. I to rodzi złość, bo przecież nasz świat jest najlepszy, bo nasz. I wyrósł hejter :-)

      Usuń
    2. Tu akurat tłumaczysz ręcznik, a co z tym w kółku?

      Usuń
    3. Znaczy, powiększyłam obrazek i i wiem o co biega, ale co masz do tego Ty lub Goebbels?

      Usuń
    4. Aaaa, bo to była taka rozmowa u Psa w Swetrze...Jak wejdziesz na bloga Psa to się doczytasz. Ja po prostu zastanawiam się nad tym, co tam i jeszcze gdzie indziej się zadziało.

      Usuń
    5. A link, jeśli można, bo nie znam...

      Usuń
    6. A proszę...http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/05/europa-podchodzi-pod-moj-prog.html

      Usuń
  4. Bo ciągle się siebie uczymy i poznajemy nasze zakamarki, które czasem zaskakują.. Ale to dobrze:))) Jesteśmy dobrzy i mili często kosztem siebie.. Zatem słuchajmy intuicji:))))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele moich kawałków mnie zaskoczyło :-) Niektóre nawet pozytywnie. Z intuicją odnowiłam kontakty, bo jakiś czas ona dzwoniła, ja nie odbierałam. Ale czasem coś zrobię na przekór, bo lubię chyba :-)

      Usuń
  5. Bazuję głównie na intuicji. I dlatego jestem tu gdzie jestem. Ale jestem wredna i wszyscy myślą, że to dokładnie przemyślałam, a to nie jest prawdą.Bo ja podobno taka bardzo myśląca jestem;)
    Koń by się uśmiał.
    Kup "kalmsa", skład ziołowy:chmiel, wyciąg z valeriany i korzenia goryczki żółtej. Nie uspokaja, a jedynie tonizuje układ nerwowy, niweluje bóle pochodzenia wegetatywnego. Nie uzależnia.Wypróbowany na mojej córce przez całą podstawówkę, liceum i część studiów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Intuicja jest formą myślenia. Tylko inną :-) bazującą na innych danych. Więc generalnie jesteś myśląca. Ludzie się wydaje, że działanie intuicyjne to takie impulsywne, nieprzemyślane. Otóż nie, przemyślane inaczej.
      Kalmsa kupię, spróbuję, bo kręgosłup dokucza. Ale jakby ból się zmienił. Chyba idzie na lepsze.

      Usuń
  6. No tak, każdy ma swój ręcznik i dzieli sie nim szczodrze, póki nie pojmie, że ma prawo mieć coś tylko swojego, najbardziej osobistego i czułego.Czasem myślę, że pisanie blogów - tak szczerych, uczuciowych, emocjonalnych jak mój czy Twój jest takim właśnie dzieleniem się ręcznikiem. Bo zobacz, jak bardzo sie otwieramy, jak duzo dajemy z siebie, a nie wiadomo, kto tak jest z drugiej strony i jak to odbiera, jakie emocje to w nim budzi, jakiego "zwierza" w nim żywi. I my sami...Jeśli duzo dajemy, to coś zyskujemy, czy cos tracimy? Gdzieś trzeba by umieć postawic barierę samej sobie, zachować dla siebie choć kawałeczek tego recznika...
    Każdy z nas, blogerów, miał chyba do czynienia z hejtem. Nie da sie tego uniknąć, bo oni są jak kleszcze w lesie. Wchodzisz do lasu, zbierasz grzyby, wędrujesz w gąszczu i jest wiecej niż pewne, że dopadnie Cię tej krwiopijca.Ale cięzko nie chodzic do lasu...Jednak więcej w nim radości niż przykrości.Choć są tacy, co do lasu wcale nie chodzą i żyją. Więc sie da.
    Aniu, duzo tematów do refleksji u Ciebie znowu. To lubię!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, życie samo podsuwa tematy. Ot wlazłam, odezwałam się i temat jest. Ale to dobrze. Sprawdziłam w praktyce co się we mnie zmieniło. I widzę, że ok. Nauczyłam się nie oceniać za szybko, wycofywać bez walki, ogarniać emocje szybciej, dawać innym pole. To mnie ucieszyło. Kiedyś bym walczyła, teraz nawet jak zgrzytnę zębami, to szybciej odpuszczam ;-)
      Każdy pisze bloga w jakimś celu. Jesteśmy połączeni. Nikt nie jest samotna wyspą. Ja gadam, bo muszę. Kiedyś nie rozmawiałam. Żyłam samotna i wyizolowana. Mam swoje kawałki, które są tylko moje. Ale ma sporo kawałków, które aż podskakują z radości, kiedy mogą spotkać drugiego człeka i poczuć go. I znaleźć podobieństwa, bo różnic jakoś mniej jednak :-)coraz mniej...Co w zasadzie jest do przemyślenia Olu :-) Miłego dnia w Hobbitowie :-)

      Usuń
  7. Wiesz Aniu nie wszystko zrozumiałam, dlatego jeszcze raz wróciłam. Dalej nie wszystko rozumie ale po przeczytaniu komentarzy, już troszkę więcej.

    Mogę napisać o sobie. Od wielu lat, przyjęłam zasadę, że jeśli się z czymś nie zgadzam- nie kłócę się i nie przekonuję osoby piszącej. Co do hejtu- bardzo długo przeżywam, bardzo długo płaczę, bardzo długo cierpię. Nie pomaga racjonalne podejście Wojtka - muszę to przejść i już

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że piszę emocjonalnie i czasem metaforycznie. Ale jakoś tak mi wychodzi, więc nie zastanawiam się za bardzo. Bo i tak, w każdej rozmowie Graszko, przekaż niewerbalny idzie. Najważniejsze jest poza słowami, w nas. I każdy odczuje wszystko po swojemu, przepuści przez własne filtry. Ola wyżej to napisała.
      Z tym hejtem to płacz pomaga. Ale zmiana podejścia, że hejter tak naprawdę hejtuje siebie, bardziej...posłuchaj dokładniej, popatrz na to.
      Ludzie krytykują to, no co sami sobie nie pozwalają, ale bardzo, bardzo by chcieli w głębi duszy ;-)
      Tylko wypierają, wstydzą się tego. Typowy przykład z homofobami. Im bardziej krytykują, tym bardziej podejrzewam, że mają te skłonności tylko wypierają i się ich wstydzą. To się nazywa NIEUŚWIADOMIONE. I najczęściej to hejtuje.
      Nie chodzi o nas.
      I to jest uwalniające :-)

      Usuń
  8. Od kiedy pamiętam kieruję się głównie intuicją. To wychowanie w dzieciństwie, mówienie mi co wypada, co należy, co nie należy i niechęć do sprawiania innym przykrości powodowały, że zdarzyło mi się podejmować decyzje niezgodne z intuicją. No i lądowałam z ręką w nocniku. Intuicja to domena duszy, to jej podpowiedź względem tego co zamierzamy. Dusza widzi i czuje, to czego nie dostrzega umysł. Ona widzi naprzód konsekwencje naszych wyborów i ostrzega powodując silny dyskomfort psychiczny przy podejmowaniu niedobrych decyzji. Ileż to razy każdy z nas po dokonaniu niewłaściwego wyboru, zżymał się i złościł na siebie, mówiąc, że przecież czuł, ze coś jest nie tak, że coś nie gra, czy wręcz coś tu brzydko pachnie, to po co to zrobił?! Żeby móc słuchać intuicji trzeba nauczyć się wyczuwać te delikatne stany dyskomfortu psychicznego będące podpowiedzią od duszy albo stany radości i spokoju kiedy podejmujemy dobrą dla nas decyzję. Trzeba też zachować czasem ulubiony ręcznik dla siebie. Nie wiem jak Ci to Aniu napisać. Byłam kiedyś osobą, która oddałaby wszystko byle zadowolić innych. Ktoś się skrzywił, pobladł, zapłakał i juź leciałam z pomocą albo ustępowałam, rezygnowałam z dobrego siebie wyboru na rzecz tej osoby. Ona miała się świetnie, rozkwitała, mną życie miotało na wszystkie strony, wyrzucało na zakrętach. Nie oddam dzisiaj ulubionego ręcznika, ale tak zrozumiałam twój zapis o ręczniku, może niezgodnie z tym co chciałaś przekazać:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marytko, ja doskonale wiem co napisałaś. Ja taka dokładnie byłam. Oddawałam ręcznik, mimo, że wszystko w środku płakało, że nie. Oddawałam. To ćwiczenie dokładnie mi pokazało, jak to ze mną jest i wtedy, pierwszy raz świadomie nie oddałam.
      A potem zaczęłam obserwować siebie, co ja w życiu oddaję. Intuicja wróciła. Głos Duszy słyszę nawet w głowie czasem. Gadamy. Ale musiałam dojrzeć do tego. Sama wiesz, jak ta droga jest ciężka, bo ja przeszłaś, nie uciekałaś :-)
      Brawo MY kochana :-)
      Potem dochodzi się do tego, że coraz mniej ręczników potrzebujemy...ale ty też już to wiesz :-)

      Usuń
  9. Skoro chcesz nauczać bezdomnych, piekących szczury ludzi, jak mościć dołki mchem to faktycznie tkwi w Tobie autorytarny ludzik. Nauczasz lecz nie pragniesz być nauczana? Może hejter chciał Ci podać pomocną dłoń, wskazać błędy? Ale co on może o Tobie wiedzieć - prawda?
    A co Ty wiesz o innych ludziach?
    Pewien mistrz mówił, że jego buty nie pasują na kogoś innego. Jest w tym głęboka prawda mówiąca, że każdy z nas powinien zbawić się sam. Powinien też nie przywiązywać się do niczego, do emocji, do słów, do ręczników i wreszcie do egoizmu, który jest wszak koroną rozwoju duchowego.
    Jeśli zbawisz siebie to zbawisz cały świat - hahahaha :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój ludzik ma się dobrze :-) wszak napisałam. Fakt, że go dostrzegam, przy pomocy hejterów czy innych opcji jest obecnie powodem do radochy. Gdybym nie wlazła i nie szukała guza, post by nie powstał. Czyli nauczana jestem, gdyby nie to, siedziałabym w depresji nadal. Się dzielę, bo kiedyś się nie dzieliłam. I to nie było dobre. Kiedyś się nie podzieliłam i kobieta się powiesiła. Wiem, jej wybór, ale mogłam się odezwać #metoo.
      Ja wiem, że buddyzm uczy wyjścia ponad wszystko, tylko nie każdy potrzebuje. Ja potrzebuję wejścia. A potem może wyjścia...zobaczymy hahaha ;-)
      I nie należy mylić samodzielności z samotnością...

      Usuń
    2. Buddyzm uczy jak uwolnić się od cierpienia, a jedna z jego szkół (zen) mówi, że nie ma wejścia i wyjścia, bo taki stan implikuje "bycie poza". Jest to błędny ogląd, cały czas jesteśmy w "W".
      Jak pisał Borges "nigdy nie opuściliśmy raju".

      Usuń
    3. Bawimy się określeniami, pewnie mówimy o tym samym, tylko inaczej...Ot, ręczniki :-)

      Usuń
  10. Przeczytałam post i naszła mnie ciekawa myśl, przeczytałam komentarze i mnie odeszła. Może znalazłam odpowiedź a może się jej zawstydziłam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dużo tu w komentarzach o intuicji... i naszła mnie myśl, że nie słucham jej, że przegrywa z obawami, zahamowaniami i strachem o wielgachnych ślepiach. Zadanie - dopuścić intuicję do głosu. Zobaczymy jak pójdzie.
    Ręcznik zrozumiałam, chyba, jeszcze pomyślę.
    Ale tego Goebbelsa to za kij nie pojęłam z twojego wpisu więc ide do Psa w swetrze.
    No i poczytałam. Mam wrażenie,że pies tak bardzo boi się własnych emocji, że neguje ich istnienie i prawo do istnienia w ogóle, a to przecież drugi po gadzin, nasz mózg limbiczny, mający zawsze pierwszeństwo nad tym logicznym, chociaż tego nie wiemy. Sam fakt, że napisałam ten post wynika z emocjonalnego stosunku go sprawy. Czy chcemy czy nie rządzą nami emocje, chociaż zazwyczaj nazywamy nimi tylko te skrajne, nagromadzone i silnie odczuwalne. Ale zazwyczaj ludzie nie potrafią się nawet o krok wycofać, prą w zaparte w swoim stanowisku, nawet kiedy staje się śmieszne i groteskowe. Szkoda, że nie krzyczą tak głośno na to co się dzieje na bliskim wschodzie, z dziećmi, z kobietami, z więźniami politycznymi. Kończę, nie chcę wszczynać agresywnej polemiki.
    Wczoraj miałam bzdurną, polityczną kłótnię między rodzicami a mężem. Kiedy atmosfera się zagęściła, rzuciłam kilka ostudzających zdań i zawinęłam się nad staw.
    Oni dalej się kłócili i wymieniali poglądy, a ja miałam super sesję z zachodzącym słońcem, żabami, kaczkami, zimorodkiem i niestety komarami. Po połgodzinie mój mąż przyszedł do mnie z psem i powiedział ,że już wszystko ok, sprawa wyjaśniona i wszyscy pogodzeni. Przy okazji dowiedziałam się,że moja mama uważa iż to że jak "uciekłam" od sytuacji konfliktowej, to jej porażka wychowawcza, bo trzymała mnie pod kloszem. A ja uważam, że to mój sukces, bo głupie byłoby dolewanie oliwy do ognia, jak nie interesuje mnie nawet przedmiot całej kłótni.
    Serdecznie pozdrawiam i lecę na kolejny post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ła! Brawo! Ja też uważam to za SUKCES. Ja sama tego się uczę.
      U Psa też się zwinęłam, no może ciut się wyszczerzyłam, ale odpuściłam jednak. Też zauważyłaś ucieczkę od emocji? No cóż, ja już wiem, że ja uciekałam pół życia, jestem mistrzynią ucieczek :-) Swój swego rozpozna, nie ma totamto.
      Mama chciała się bić, bo tym się karmi, nie dałaś, nie karmiłaś, więc zła :-) A ty odpoczęłaś :-)

      Usuń
  12. Dzielenie się samo w sobie jest lekcją, interpretacja(,,obdarowanych'') naszymi przemyśleniami, może wielce zaskoczyć.

    OdpowiedzUsuń