scena z filmu: powrót Jedi |
Ot i długo mnie nie było.
Lato wyczekiwane mija, a ja się cieszę.
Niech mija, choć ono nic nie winne. Że było gorąco? Że nie znoszę jak mi pot cieknie po plecach?
Że nienawidzę jak mi włosy się pocą? To wszystko betka.
Gorzej jak dostaniesz wiadomość wielce oficjalną, że otóż, za półtora miesiąca, nawiedzi cię komisja trzyosobowa z Biblioteki Narodowej, w celu sprawdzenia finansów dotacji, którą radośnie wydajesz od lat kilkunastu....
Miłe, prawda? Że półtora miesiąca wcześniej. Można sobie wszystko sprawdzić, poukładać, popoprawiać.
Co robi normalny bibliotekarz? Właśnie sprawdza, poprawia i układa.
Co robi Prowincjonalna Bibliotekarka po terapii, powarsztatowana, oświecona, oczytana, wymądrzająca się na blogu?
Wpada w panikę, nie może w nocy spać, ma lęki, psychosomatyka znów dokucza, boli kręgosłup, głowa mrowi, ciśnienie skacze, napady paniki kilka razy się zdarzają.
Oczywiście w międzyczasie także sprawdzałam, układałam i poprawiałam. Nie tylko dotację, ale na co tylko spojrzałam wymagało poprawy, odkurzenia, przesunięcia, uporządkowania.
Półtora miesiąca, ech nerwico ty moja.
Takie "sprawdzam" od Wszechświata.
No ciężka lekcja.
Idąc na terapię, miałam wizję pozbycia się depresji, nerwicy, głupich zachowań, lęków i fobii.
Taki wiesz Wszechświecie: remont generalny.
Widziałam siebie, jak po wszystkim, kroczę spokojnie przez świat, wolna, poprawiona, no prawie nówka-sztuka. Fajna wizja.
W połowie terapii już wiedziałam, że zdaje się nie o to chodzi. Wolno i z trudem zaczynałam rozumieć, że raczej chodzi o zrozumienie, czemu jest, jak jest.
Pytanie "dlaczego" było tu całkiem na miejscu. I wcale nie chodziło o to: dlaczego mi to zrobiono (no, może na początku, bez tego ani rusz dalej), ale dlaczego JA to robię sobie? I jak?
Ano. Tak właśnie jest.
Jak mawiała moja Babka: kto jak się nauczy, tak śpi i mruczy.
Te wszystkie depresje, nerwice i fobie, to nasze własne wychuchane dzieci, wyhodowane razem z rodziną, otoczeniem, społeczeństwem, ale nasze.
Trzeba kochać, jak rodzic.
Więc jak zaopiekować się nerwicą? Lękiem, strachem, paniką, zawrotami głowy, nocnymi wizjami przerażającej przyszłości?
Otóż Wszechświecie, relacjonuję z poligonu, gdzie właśnie mają się ku końcowi manewry o kryptonimie: Pieczony kartofelek.
Było trudno. Błoto, deszcze, burze, pot, łzy i potwory w krzakach. Okazało się, że jak strzelamy do siebie, potwory i ja, nie jest fajnie. Ale jak potem, wieczorem, siadamy razem przy ognisku, nie ma wrogów, nie ma nieprzyjaciół, wszyscy lubimy pieczone kartofelki.
Wyszło na to, że taka jestem. I zapewne będę. Mogę sobie rzecz ułatwić. Nie bić się.
Zrozumieć i choć trudno to pojąć, poddać się i po prostu zrobić co mogę. Czasem ćwiczenia relaksacyjne, czasem medytacja, czasem płacz i złość, czasem tabletka przeciwlękowa.
I powoli, z cierpliwością do siebie, i zrozumieniem, do przodu. Dzień po dniu.
Więc wracam Wszechświecie, jakkolwiek będzie, będzie dobrze, w końcu....
A poza tym sporo się nauczyłam znów o sobie, nowe puzzle się dołożyły do układanki.
Jest zysk.
I drobne rzeczy cieszą znów.
Ot takie zmywaki.
Mąż kupił w Tigerze, specjalnie dla mnie. Bo kiedyś powiedziałam, że lubię nimi zmywać. Pierwszy raz kupiłam je w Olsztynie, w czasie cudnego, wspólnego wyjazdu na Mazury.
I to bardzo miłe wspomnienia.
A on zapamiętał i kupił, więc takto :-)
No tylko te katalogi kartkowe... ;-)
Pozdrawiam Wszechświecie, Twoja znerwicowana Prowincjonalna Bibliotekarka powracająca z poligonu.
To gratulacje najszczersze, bo dziś kontrole rzadko bywają kompetentne, raczej czepialskie...stres nieźle Cie przemaglował, ale może to było Ci potrzebne, żeby wzmocnić siebie a osłabić te potwory, co to spać nie dają.
OdpowiedzUsuńJednakowoż stres pozytywny czy negatywny nieźle daje się nam we znaki, coś o tym wiem.
Skoro cieszą Cię serduszkowe zmywaki, to dobry znak!
Ano cieszą, ja też uważam, że to dobrze :)
UsuńOwszem, nauka nie poszła w las. Każda lekcja powoduje, że następny raz jest lżejszy. Człek jednak się uczy w boju.
Ano, stres uruchomił moją nerwicę i wszelkie mechanizmy obronne. Ciało ucierpiało też. Ale zaraz biorę dwa tygodnie urlopu. I w Polskę. Powoli ląduję w bardziej przyjaznej rzeczywistości.
A kontrola zadziwiająco miła. No jednak happy endy się zdarzają nie tylko w kinie Jotko!
o,jakie ładne te zmywaki!Tu takich nie widziałam.Ale nawet gdyby były to i tak mi mąż ich nie kupi i.... to mnie boli.Mniej by bolało gdyby były a on by mi ich nie kupił.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że miałaś stres przedkontrolny- każdy ma taki stres bo naprawdę nie wiadomo jacy to będą kontrolerzy. Katalogi kartkowe to wynik niedofinansowania biblioteki i to sprawa zupełnie nie leży w Twoich kompetencjach jako bibliotekarki.
Widzi mi się,że większość bibliotek odległych od Warszawy ma takie właśnie katalogi. Zresztą gdy ktoś umie czytać to bez najmniejszego trudu posłuży się właśnie takim katalogiem, zwłaszcza czytelnicy w wieku 50+.
Cieszę się, że kontrola wypadła dobrze. To ważne. A że okupiona stresem? Dla mnie teraz już sam fakt, że żyję jest stresem.
Przytulam;)
Aniu, przytulam. Ja wiem, że teraz trudno. I jeszcze to czekanie. Bardzo ciężko. Co ci będę pisać, że będzie lepiej. Sama wiesz, będzie inaczej. I już.
UsuńJa nie mam mocy przerobowych na wprowadzenie 50 tys. książek do komputera. Musiałabym to sama robić. Bibliotekarki na prowincji to takie panie do wszystkiego. Ja pracuję w Wypożyczalni dla Dorosłych i jednocześnie jestem kierownikiem. Koleżanka u dzieciaków. Nie mam zamiaru zapracowywać się. Ani dodatkowej kasy, ani potrzeby. Katalogi kartkowe też dla ludzi. I działają bez prądu :)
W ogóle moja biblioteka działa bez prądu. A wszystko inne nie :)
Więc my jesteśmy gotowe na apokalipsę!
może kolejna kontrola dopiero za sto lat?
OdpowiedzUsuńi można spokojnie odwiesić stres do zapomnianej szafy na strychu.
To niezła myśl :) Za sto lat!
UsuńSporo rzeczy już odwiesiłam do tej szafy, takich jakby mniejszych stresów. Zobaczymy Oku, zobaczymy ...
100 lat i jeden dzień później ;)
UsuńJola :)
UsuńWszystko to wiem, że rośnie to co karmisz a więc i nerwice, depresje, lęki i strachy. Ale jak przestać karmić! Medytacja, złość, czułość pomaga na chwilę. Ale ognisko i pieczone kartofelki to jest to!
OdpowiedzUsuńI ja to wiem, i kurkawodna karmię :) Nie, żeby tak jak kiedyś, jednak coś się nauczyłam, zrozumiałam, troszku inaczej, ale jest jak jest. Cały czas w procesie...no nic, aby do przodu.
UsuńI jak najczęściej pieczony kartofelek na pociechę :)
Katalogi kartkowej trzeba było rzec mają swój urok i niech zostaną trochę a nie wszystko skomputeryzowane i w ogóle nowoczesne. Bo już bez przesady no! :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że bez przesady :) Ludzie czytać umieją jeszcze, alfabet znają, ręce są. Poza tym jak wyżej zauważyłam już, Wiewiórko, moja biblioteka działa nawet jak prądu nie ma! A między regałami, w nieśpiesznym poszukiwaniu, wiele zdarzyć się może miłych, niespodziewanych spotkań :)
UsuńHmm, każdy ma swoje fobie, i lęki. Mam też i ja. Troszkę mi lżej, że nie ja sama w tym jestem :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się , że masz to wszystko już za sobą
A jak ja się cieszę :) Graszko, jak napisałaś, każdy ma. Na całej ziemi wszyscy my tacy sami. Czy w Polsce, czy Nairobi, czy w Honolulu. Wariactwo :)
UsuńStale sie ucze, ze moje niezliczone "innosci" sa czescia mnie,i ze nie jestem gorsza z powodu ich obecnosci. Milo wiedziec, ze nie jestem odosobniona w podobnym postrzeganiu swiata :)
OdpowiedzUsuńP.S.Tez mam te gabki z Tigera :)
Nas takich jest duuuużo. Każdy podobny, ale też oryginalny na swój sposób :) Kiedyś myślałam, że jestem jakimś kosmitą na ziemi. Teraz wiem, że wcale, sporo nas takich.
UsuńFajne te gąbki :)
Miłego tygodnia Ela :)
Cudowny prezent :-) Takie są właśnie najbardziej wymowne.
OdpowiedzUsuńNiestety, w życiu nie brakuje nam stresów. A strach, nerwice i brak pewności siebie, to już nas w ogóle hamuje i ma niesamowity wpływ na jakość naszego życia. Przekłada się w zasadzie na wszystko.
Mnie też, mimo przeżytych lat, często szwankuje wewnętrzne oprogramowanie i sama szkolę w sobie negatywne emocje. I nie widzę możliwości, by się tego wyzbyć, a pokochać trudno.
Cieszę się, że już po wszystkim, i że masz przed sobą urlop. Oby, dla równowagi był wyjątkowo udany :-)
Ano tak. Wyzbyć się raczej nie da. Można złagodzić, troszkę świadomiej przeżywać. Ja na przykład już wiem, że jak mam zawroty głowy, to nie guz mózgu tylko psychosomatyka. To jednak ulga :) Jak boli żołądek, kręgosłup, mięśnie łydek, głowa, zapalenie zatok, to stres.
UsuńI nie do dochtora, tylko zrobić trening autogenny,ćwiczenia lowenowskie, no coś w tę mańkę. A czasem powrzeszczeć i popłakać. I przemyśleć o co chodzi, co ja sobie tworzę w głowie. I tak powolutku pełznę. Pokochać się chyba nie da, ale poddać i pogodzić, trochę można.
Urlopu jak kania dżdżu pragnę, już niedługo. Miłego :)
pierwszy raz w życiu, takie gąbki widzę.... nie pomyślałam, że mozna coś takiego kupić. Ale fakt, prezentują się świetnie.
OdpowiedzUsuńze Ci ja ze wsi. takiej zabitej dechami.Że sklep Tiger też nie wiedziałam.Lecę poczytać.
Cieszę się, że czas oczekiwania minął, i wynik pozytywny cieszy. My teraz też w trudniejszym okresie, na rozwiązania musimy poczekać...
Najgorsze czekanie. Wtedy u mnie następuje kumulacja objawów. Pewnie u innych tak samo, więc Alis, współodczuwam. Trzeba siebie dużo przytulać i o siebie dbać, nie zapominać o tym. Ja dodatkowo jeszcze dobry magnez (polecam chelatowany) biorę i tran.
UsuńTiger bardzo fajny jest, ja też bym nie wiedziała, ale na warsztatach się dowiedziałam, prowadząca nam dała takie piłki z kolcami do masażu z Tigera. Rewelacja. Sklep z pierdułkami umilającymi życie :)
A mogłoby się wydawać, że praca w bibliotece to najspokojniejsza pod słoncem praca a zatrudnione w niej osoby to zrównoważone i pełne stoicyzmu osoby! Ha!:-) Niech żyją stereotypy!Owszem, moze tak być, ale przeważnie człowiek wszędzie wnosi całego siebie, wraz z nerwicami i radosciami, ze zwyżkami nastrojów i spadkami.No i rózni spotykają sie na miejscu bibliotekarze, tworzący czasem razem mieszankę wybuchową. I tylko na zewnatrz jest cacy a w środku wszystko sie gotuje i iskrzy. Tak czy siak (a propos wszelkich kontroli) okazuje sie, że strach ma wielkie oczy a rzeczywistosć w porównaniu z naszymi wyobrażeniami sielanką wręcz sie okazuje.I znowu statek płynie dalej od fali do fali, od sztormu do sztormu, od snu do snu.
OdpowiedzUsuńJesteśmy jacy jestesmy - i rzeczywiscie najtrudniej zaakceptować siebie z naszymi wszystkimi zmorami i obsesjami.Bo zaakceptować, to pogodzic sie z tym, co jest. Polubić je nawet i zajadać razem pieczone kartofelki. Umieć siew koncu rozluźnić i śmiać z samego siebie. Zanim znowu nas cos nie dopadnie, nie ściśnie, nie zakłuje.
A póki co , Aniu serdecznie Cie pozdrawiam z groźnych zawirowań i cudnych turkusów mojego oceanu!:-))
Tak to Ola, śmiać się z samego siebie :)
UsuńFakt, trudno tak w środku cyklonu, ale jak uda się w jego oku chwilę postać, to już ciut inna perspektywa. Bibliotekarze, sama wiesz, to też ludzie. I jeszcze z ludźmi pracujemy. Interakcje aż iskrzą czasem. Normalnie, jak wszędzie. Mnie jest troszkę łatwiej, bo moją pracę kocham. Uspokajam się między regałami, chodzę, dotykam książek, one szepczą i jest lepiej. Ale znam bibliotekarzy, którzy nie lubią pracy, książek, innych, siebie. Wtedy porażka. Smutne.
Płynę po tym samym oceanie co ty, patrz, nawet machamy do siebie z daleka :)
No to się "nabałaś":-). Za to teraz, już tylko z górki i oby limit rocznych lęków itp. został całkowicie wyczerpany.
OdpowiedzUsuńA nie przyszło Ci do głowy, że ci kontrolerzy to z takim samym, a może jeszcze większym strachem na tą kontrolę do Ciebie jechali? Każdy ma swoją żabę, która się boi:-)
Udanego odpoczynku życzę, bo jak piszesz, urlop tuż, tuż.
Gąbeczki pięknej urody. Brawa dla "menża", że pamiętał, że kupił coby Ci radość sprawić. Rzadkość to wśród męskiej populacji o takich drobiazgach dla kobiety ulubionej pamiętać. Musi on wyjątkowy ten Twój ślubny jest:-)
Odpoczywaj, regeneruj się. Pozdrawiam:-)
Otóż przyszło mi na myślę ,że to też ludzie :) I mają swoje żaby. Tylko wiesz, z irracjonalnym lękiem nie pogadasz. Głowa wie, a reszta się boi i stracha. Nawet wiem jakie programy z dzieciństwa to napędzają. Wiem jak to działa. Niby troszkę lżej, ale i tak ciężko. Przepełzłam :) Godzę się z oprogramowaniem, a w głębi duszy, cichutko szepcze coś: powolutku, za każdym razem będzie ciut lżej.
UsuńMąż mój jest wyjątkowy. I to jest fakt, którego on sam nie zauważa, ale ja zauważam za niego :) A on za mnie :)
Jedziem 3 września na urlop i to jest fajne. Całe 5 dni naszych!
Miłego Marytko :)
Ojoj, ma być "każdy ma swoją żabę, która się go boi":-)
OdpowiedzUsuńJa tylko napiszę, że nowa Ania nie Anna nadchodzi!
OdpowiedzUsuńWiem, widziałam u ciebie :) Ale napisali, że na Netlixie póóóóźną jesienią, niestety....
UsuńWitaj początkiem września
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znowu jesteś. Chociaż nie chce się wierzyć, że minął sierpień i do naszej codzienności przyszedł wrzesień. Również zegar na moich szumiących stronkach biegnie znieważając na to, że chcę się zatrzymać, Ale już niedługo przystanę na chwilę.
Pozdrawiam powoli kończącym się latem i ciesz się, nawet drobiazgami.
Cześć Aniu :-) Tak się cieszę,że Cię znalazłam. Właśnie oglądam na WP film "Hitler-jak zostałem dyktatorem" Jestem wstrząśnięta, bo bardzo mi to przypomina jak powstaje państwo faszystowskie. Przypomniało mi się, że trocę się sprzeczałyśmy skąd się biorą takie potwory. Mówią,że ojciec był stary i golał, a z matką miał bardzo silną więź. lekarz powiedział przy zgonie matki, że jeszcze takiego żalu nie widział. Pozdrawiam serdecznie ps. Kontakt nam się urwał, ale mam nadzieję nie gniewasz się na mnie.
OdpowiedzUsuńCześć, nie, nie gniewam się :) Ot, mamy inne spojrzenia. Ja staram się odnaleźć emocje, zrozumieć ich powstawanie, nauczyć się je przeżywać i nazywać. Odniosłam wrażenie, że ty od nich uciekasz. Może mylne :) Bo przecież buddyzm i psychologia mogą iść w parze i ładnie się dopełniać.
UsuńMiłego dnia.
Wiesz, też mnie nie było i zastanawiałam się ile twoich wpisów opuściłam i kiedy je nadrobię, a widzę, że Wszechświat zesłał ci Sprawdzian. Nie zazdroszczę, też takie miewam.
OdpowiedzUsuńI wtedy wychodzi co do poprawy, co zaliczone i gdzie trzeba jeszcze popracować.
Wiesz, jest taka sytuacja, że nie mogę już o wielu sprawach pisać na blogu i dla tego on chyba umrze. Nie mogę bo nie che żeby moja mam czytała a czyta i potem wychodzą rożne dziwne sprawy. Do niedawna chciałam jej w ten niebezpośredni sposób przekazać swój punk widzenia ale ostatnio dostałam pałą w łeb. W skrócie, bo nie chce się rozpisywać, a i tak to robię, moja narcystyczna mama żeby utrzymać swj wyidealizowany wizerunek, stworzyła sobie własną, alternatywną wersję rzeczywistości i jej się trzyma. Niestety coraz mnie realna jest ta rzeczywistość i niebawem będzie ona w niej papieżem, premierem i potomkiem Marii Skłodowkiej chyba. Różne bzdury, proste do zweryfikowania ostatni z mężem słyszymy, stan się pogłębia, ale kiedy zarzuciła mi że to jak sama nie chciałam iść do szkoły plastycznej i nawet zniszczyłam swoje prace które mogłabym tam złożyć z wymaganym portfolio... No przecież, prace z tamtegookresu mam do dzić, nie wszystkie, bo większość rozdałam koleżanką z liceum a do żadnego liceum w Polsce nie trzeba było teczki prac. Ale ona mi prosto w oczy wciśnie każdą ściemę tylko po to by zrzucić z siebie widne i ja na mnie przenieść. Tamtego dnia zrozumiałam, że mam do czynienia z człowiekiem mocno zaburzonym, który w obronie własnej będzie się chwytał nieczystych zagrywek. W tle rozgrywała się jeszcze akcja z mieszkaniem. No trudno było, sprawdzian jak cholera. Chyb a poległam na kilku przedmiotach, ale z kilku były niezłe oceny. Zaufanie umarło, nie wierze i jej dobra wolę, będzie taka puki jest po jej, a jak nie to będzie smród. Teraz już to wiem i bardzo ostrożnie działam. Odcięłam ją od swojego facebooka i tam się przeniosłam. A na blogu musiałabym zmienić mu adres chyba anie wie czy chce mi się to robić.
Z tymi pokręconymi sprawami się motam i wybacz, że tutaj to wywaliłam, no nie mam gdzie. A wiem, że zrozumiesz. Dziękuję i pozdrawiam. Mam nadzieję, że twoje somatyczne nerwice już se poszły spać na razie i dają spokój.
Rozumiem, bardzo dobrze. I niestety, i stety.
UsuńBo wiesz, duuuużo ludzi ma podobnie. I można myśl wymienić. I coś dopytać z doświadczeń innych ludzi. A potem kreatywnie zastosować u siebie i zobaczyć, czy u mnie to działa.
Ja z zadziwieniem, pomieszanym z niedowierzaniem i jakby oburzeniem, usłyszałam na terapii, że niektórzy ludzie muszą się całkiem odciąć od rodziców, by zyskać spokój, zdrowie, przestrzeń do zdrowienia. Ale już rozumiem. W życiu nie potępię nikogo za to. Jeśli ktoś tego potrzebuje, musi to zrobić dla siebie, nie zważając na wszystkich wokół, nie katując się wyrzutami sumienia. Jeśli później znajdzie się w sercu miejsce na wybaczenie, fajnie, jeśli nie, trudno.
Tak jest, taka jest prawda.
Zbyt wiele widzę dzieci i rodziców uwikłanych w udawanie, cierpienie i grę. Sama układam się z moimi uczuciami wobec mojej mamy. Składając moją Prawdę z kawałeczków puzzli.
Szukaj swojej Mario.
Może pisz po prostu pamiętnik. Ja pisałam w podstwawówce i Lo, okazało się, że pisałam je dla siebie Teraz. Bardzo mi pomogły.
Musze lecieć, mąż pogania, bo na urlopie jesteśmy i jedziemy do Konina i Kruszwicy. Zostały mi jeszcze zawroty głowy, ale coraz lżejsze, da się żyć :)
Głowa do góry, wyluzuj brzuch, będzie ok :)
Aniu, czy u Ciebie wszystko dobrze?
OdpowiedzUsuńOd wczoraj się zastanawiam
Graszko, wsio ok :) miło tak jednak jak ktoś zatroska się. Ale ja na urlopie wyjazdowym słabo zaglądam do internetu. Dziś byłam w kopalni soli w Kłodawie! Zjazd windą ponad 600 metrów, WOW!!!! Wieczorem padam na nos. WSZYSTKO nadrobię!!!!!
UsuńOdpowiadając na komentarz malutki Ania napisała. Że trzeciego wyjeżdża na urlop ������
OdpowiedzUsuńkomentarz Marytki
OdpowiedzUsuńok, dziękuję
UsuńSerdecznie pozdrawiam:))) Udanego wypoczynku, pełnego wrażeń:))
OdpowiedzUsuńW ciekawy sposób piszesz, zapowiadająca się akcja trzymała w napięciu, które było osładzane satyrą;)
OdpowiedzUsuńNa końcu wyszło jak zawsze w życiu - tworzymy strachy, potem boimy się tych własnych wytworów, a potem okazuje się, że baliśmy się na darmo.
Pozdrawiam serdecznie
Maria
Ano tak, jak zawsze :) Ja należę do tych, co muszą czasem lekcję kilka razy przerobić, upór we mnie duży.
UsuńPoddanie się jest trudne. Humor i śmiech pomagają złapać balans i odpuścić, a czasem się ukryć. Cóż, każdy po swojemu, Mario. Miłego.