|
unknown |
Dziś był szron na trawie...
Klon rosnący pod parkanem świeci całe dnie. Wydobywa się z niego ciepłe, żółto-złote światło. Na tle ultramaryny nieba jest jak wielka lampa, przyćmiewająca nawet słoneczny blask. Omywa jasnością wielki, jeszcze zielony dąb i brązowy, chronicznie chory kasztan, swoich sąsiadów. Pławią się w tym klonowym świetle i wysyłają w świat tegoroczne dzieci, żołędzie i kasztany. Za chwilę drzewa zasną, uspokoją wewnętrzny przepływ, zrzucą liście, przytulą się do mamy Ziemi korzeniami i będą śnić drzewne sny.
Zazdroszczę.
Mój wewnętrzny przepływ, niespokojny, drżący, pulsujący emocjami nie ustaje wraz z zimą. Nie jestem dzieckiem Ziemi tak, jak bym chciała. Czasem mam wrażenie, że przybywając tutaj dostałam tylko krótkie, teoretyczne szkolenie. I zrzucono mnie na planetę jak samotnego kosmitę, na olbrzymie połacie lasu deszczowego, w dziwnym kombinezonie, bez instrukcji obsługi tegoż.
|
"LØpz" |
Wczoraj był kolejny, piękny, zalany złotym blaskiem dzień. Mam taki kawałeczek dla siebie w zdewastowanym sadzie. Za starym, kruszejącym garażem, jest małe miejsce otoczone ponad pięćdziesięcioletnim krzakiem śnieguliczki. Tam przenieśliśmy budę naszej dziko żyjącej suczki i postawiliśmy ławeczkę obok. Śnieguliczka litościwie osłania to miejsce, rozrasta się, zagęszcza, buduje barierę, rozumie moją potrzebę oddzielenia od tachykardii Miasteczka.
Pomaga memu Sercu znaleźć spokojniejszy rytm, łagodniejszy, płynniejszy...
Usiadłam na ławeczce, suczki obie, dzika i domowa pobiegły załatwiać psie sprawy, a ja pozwoliłam śnieguliczce na jej magię. Zamknęłam oczy, zaczęłam słuchać własnego oddechu, pozwoliłam mu zwolnić. Słyszałam szelest poruszanych liści, gałązki trące jedna o drugą, bzyczące owady. W tle jakieś ludzkie nawoływania, na szczęście daleko, choć umysł na chwilę zawiesił się na próbie zrozumienia głosów. Nie pozwoliłam, odpłynęłam na fali wiatru.
Poczułam ciepło słońca na twarzy, na zamkniętych powiekach, na włosach, na ramieniu. Ciepło jesienne jest jak przytulny, pluszowy koc. Delikatne, miękkie, nienachalne. Czule otulające.
Otworzyłam na chwilę oczy i spojrzałam na moje dłonie leżące na kolanach. W świetle były jak nie moje. Dziwne, prześwietlone jakby. Rozmywające się w jaskrawości, ale mogłam dostrzec zmarszczki, wypukłe żyły, lekko zdeformowane niektóre stawy. Skóra w słońcu miejscami błyszczała jakby była posypana diamentowym proszkiem. Opuszkami prawej dłoni lekko dotknęłam skóry na grzbiecie lewej dłoni. Była miękka, satynowa, ciepła. Przesunęłam palce po stawach, twardych i miejscami chropowatych, po gładkości paznokci i delikatnie po wnętrzu dłoni, czując łaskotanie i lekką wilgoć.
Ze zdziwieniem patrzyłam na to co robię. Moje ręce żyjące swoim życiem. Jakby poza mną, ja tylko mogłam czuć. I czułam...
Zaciekawienie, spokój, tkliwość, smutek, łzy w oczach...
Kiedy dłonie objęły jedna drugą i pozostały tak wtulone w siebie, poczułam się bezpiecznie w ich kokonie. Zaopiekowana, wsparta, utulona, ukołysana.
Jak nigdy...
Ja tuląca mnie...
|
Morisetta
|
Do biblioteki przyszła PaniKucharka. Wysportowana, morsująca, biegająca i jeżdżąca rowerem. Dziarskim, prawie biegnącym krokiem, przeleciała korytarz. Szeroko uśmiechnięta powiedziała: cześć i buchnęła energicznie książki na biurko. Bierze książki dla teściowej i dla swojego ojca. Poszłam między regały coś im wybrać, a PaniKucharka podążyła za mną. I zalała mnie opowieściami jaka jest zajęta. Jak ona wszystko ogarnia, jak pomaga, jak nie ma czasu na poczytanie, a tak bardzo potrzebuje odpocząć. Ale najlepiej jej się odpoczywa jak jeździ rowerem, albo biega. Wtedy głowa pusta, o niczym nie myśli. Bo tyle obowiązków i jeszcze dom, mąż, praca, pomoc córce, bo ona wie co to jest budować dom i mieć dwójkę małych dzieci, ona wie jak to jest nie mieć pomocy...
I ona sobie nie wyobraża, żeby córce nie pomóc, żeby teściową się nie zaopiekować, żeby do ojca nie zajrzeć choć raz w tygodniu, żeby, żeby, żeby...
I tak malowała, cyzelowała ten obraz w teatrze dwóch widzów, czyli mnie i jej ( jej w podwójnej roli), aż w końcu przerwałam sztukę mówiąc:
- kochana, a wyobraź sobie siebie na kanapie, plackiem, nieumytą w szlafroku, olewającą męża, córkę, teściową, ojca, rower, makijaż, dietę, cały wizerunek szlachetnej, poświęcającej się kobiety, jaki z takim trudem kreujesz...
Igła akupunkturowa moich słów wbiła się celnie. Zamilkła.
Widziałam przepływającą złość, która została przełknięta do środka, widziałam dezorientację, przez chwilę cień rozpaczy w oczach, łzy, których nie poczuła, bo też by schowała. Opuściła ramiona, głowa i szyja się usztywniły, dolna szczęka opadła, bo chciała ugryźć, ale nie mogła.
Widziałam jak wszystko ukrywa, jak porządkuje, jak układa po staremu rozwalony domek z kart.
Kiedy znów podniosła ramiona i zacisnęła szczęki, wiedziałam, że proces skończony.
Trwało to sekundy. Zbroja wróciła.
I wysyczała: ja sobie nie wyobrażam, jak można nie pomóc córce, jaka ze mnie byłaby matka...
Kiedy poszła, odpowiedziałam jej głośno: taka matka jak twoja własna...
|
Vasjen Katro |
Może to jest taka planeta Wszechświecie, gdzie jednak trzeba sobie wyobrażać.
Może tutaj dostajesz wszystko, co sobie wyobrazisz.
Kiedy sobie nie wyobrażasz, to też dostajesz, tylko niewyobrażalne.
A niewyobrażalne, jest też prawdziwe...
Rozumiesz Wszechświecie?
Wszystko w twoich dłoniach....
|
unknown |
Pozdrawiam Wszechświecie, przytulna kosmitka wyobrażająca, Prowincjonalna Bibliotekarka.
Aniu - zachwyt! To, co piszesz to naprawdę kawałek literatury wysokich lotów.Aż mnie przeniknął dreszcz a właściwie wiele dreszczy, które pojawiały sie w trakcie czytania jak fale jakiegoś głębszego zrozumienia, dotknięcia tego, co trudno ując w słowa a jednak Tobie się udało...Dziękuję!***
OdpowiedzUsuńI ja dziękuję za miłe słowa :) Życie od dłuższego czasu już pokazuje mi inne strony istnienia i jakoś muszę czasem to zsynchronizować. Do tego blog się przydaje bardzo. Siadam i piszę, słowa same przychodzą. Układają się zgrabnie, zgrabniej niż na początku :)Ale już wiem, że słowa to jedno, to tylko nośnik, sednem jest moja prawda, moje wewnętrzne czucie i umiejętność podzielenia się tym. Bo naprawdę, my wszyscy jesteśmy tacy sami :)
UsuńO nasza internetowa otwieraczko drzwi do innych światów ( nawet tych, które znajdują się wewnątrz nas ). Dobrze, że jesteś. I rób swoje.
OdpowiedzUsuńTeż Ci dziękuję.
:) Mam taki zamiar, robić swoje.
UsuńLubię jesień, ten stan nasycenia i spokoju w przyrodzie, ten nieco wyblakły błękit nieba,zażółconą nieco zieleń drzew.Z jednego okna podglądam stary, jeszcze przedwojenny klon przesłaniający mi budynek po drugiej stronie ulicy, z okien sypialni i kuchni wpatruję się w wolno nabierające złocistości liście brzóz sięgających swymi koronami ponad pięciopiętrowy budynek z 1900 roku.
OdpowiedzUsuńI jest mi dobrze choć i nieco dziwnie, że jeszcze.....jestem.
Miłego Anusiu;)
Jesteś, czyli jeszcze coś do zrobienia, odczucia, przeżycia. Jeszcze zielone gramy Ania :)
UsuńPani Kucharka tyż ma prawo do widzenia siebie jako ostoi świata, widać inaczej kobita nie umie. Smętne ale są gorsze przypadki niż te wmawiające sobie że sensem ich istnienia jest namolne istnienie w życiu inszych. Mła Tobie zaanegdotkuje o podobnej osobie. Parę lat temu, kiedy Małgoś złamała biedro przyszła do mła jedna znajoma, która bardzo się użalała na tym jaki to mła sobie cinżki los wybrała opiekując się starszą sąsiadką. No kłopot taki sobie zrobiła że hej, współczucie się wylewało a mła cierpliwie słuchała. Potem przyuważyła że Małgoś jest w pobliżu i tego wszystkiego tyż wysłuchuje. Mła kiedy tylko zobaczyła co się Małgoś z twarzą robi wiedziała że jest mocno nie halo. Zrobiła wówczas pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy, zaryczała w kierunku drzwi Małgoś "Nastaw rosół bo już trzynasta do cholery!". Małgoś wróciła do się, znaczy do równowagi, podreptała do chałupy wygadując "Jak służącą, jak służącą!", a współczującej mła gały wywaliło. Jakiś czas później mła się dowiedziała od znajomków że jest katem staruszki i wykorzystuje prawie dziewięćdziesięciolatkę do obsługi własnej osoby. Znaczy Małgosina godność została ocalona. Mła z tego wszystkiego wyciągnęła taki wniosek że ludzie są strasznie powierzchowni i lubią myśleć schematami bo to wyraźnie mniej ich boli. Majo te szablony i się ich trzymajo bo nienauczeni samodzielnego myślenia. I takie istoty widać tyż potrzebne Wszechświatu. Gdyby nie były potrzebne po prostu by ich nie było. Tak mła sobie umyśliwa.
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem pisząc to mam wrażenie że Małgoś poruszająca się wówczas przy pomocy chodzika, nigdy wcześniej ani później tak tym chodzikiem w podłogę nie waliła jak podczas wizyty współczującej.;-)
UsuńNo widzisz, cierpliwie słuchałaś. Ja kiedyś też. Brałam udział w komedii, bez świadomości co się wyprawia. Ba! nawet sama byłam Kucharką długo :)
UsuńI absolutnie też uważam, że każdy ma prawo żyć jak chce. Tylko nie pozwalam już by mnie wykorzystywano do budowania własnego wizerunku. Moja empatia, jakże dziwacznie poprowadziła mnie w stawianiu granic takim ludziom. Czasem robię to łagodniej, czasem ostro. Ale robię, co wymagało kilku lat prac nad sobą samą.
Kucharka znajdzie podatny grunt gdzie indziej, jeśli nie zdecyduje się ogarnąć. Wiem, że schemat: ofiarnej ofiary jest mocny. Siedź Kucharko w nim jeśli ci pasuje, ale nie przy mnie. Ja swój ogarniam :) To mi wystarczy.
W tym wypadku liczę na spokojne wypożyczanie książek, bez brania udziału w spektaklu.
A jeśli chodzi o Małgoś, ja bym poczekała, aż wybuchnie. A czemu nie, mogłaby wyładować emocje spokojnie, to nic złego. Choć twój sposób był też niezły :)
Problem w tym ze Małgoś by nie zamieniła się w życiu w plujący wulkan. Mam wrażenie że do Małgoś dopiero wtedy dotarła świadomość że jej starość wymaga opieki. No i to że bez tej opieki ona właściwie nie za bardzo da radę egzystować. A tu krówsko czekało aż się do niej uleję z żalami. także akcja z rosołkiem gotowanym na czas wydała się jak najbardziej właściwa. ;-D Mój sposób codzienny na męczennice to licytacja, któś cóś to ja tyż zaczynam. Kłopotów jest zawsze tyle że wygrywam. Znaczy zaprzestają żalenia. Trza tylko dobrze w słowo wlecieć i nie dać sobie przerwać. Wiesz, jak w starym szmoncesie - Proszę Pana jak u mnie teraz ciężko. Pan mnie mówisz ciężko , ja to to mam dopiero ciężko!
UsuńZe sie wtrace.... no i wlasnie ta druga postawe ; " Pan mnie mówisz ciężko , ja to to mam dopiero ciężko!" stosuje moja czcigodna mam:))
UsuńTyle tylko, ze ona tak na serio, serio. Anektuje wszystkie rozmowy o ciezkosci zycia, ale w sumie ma na dany temat ciut wiecej do powiedzenia, niz przecietny smiertelnik. Jednak co by nie bylo, nie pozwoli nikomu w danej materii wygrac.
No i zauwazylam, ze mam podobnie. Kiedy mi corka mowi :" Boli mnie glowa"; to ponoc odpowiadam: " A mnie krzyz boli". I tak mi sie cos wydaje, ze wygrywam te starcia na bole, bo moj krzyz, w porownaniu do glowy 14 latki, jest po prostu wiekszy:))
Cześć Ania ;) I program rodzinny leci: ja jestem najbiedniejsza :)
UsuńTylko to wcale nikomu nie służy a wynika z braku. Braku uwagi, braku wsparcia, braku, który czujemy, a którego nie umiemy nazwać...Bo on się uformował, kiedy byliśmy dziećmi.
Kurde, sama to robiłam moim chłopakom, lekceważyłam ich drobne bóle, odczucia: mówiąc: przejdzie ci. I szłam do moich ważniejszych, "dorosłych" zadań. A moim najważniejszym zadaniem było: usiąść i pogadać z dzieckiem, czego nie widziałam...
Czasem bym chciała wrócić do czasu kiedy mieli po naście lat. I zrobić inaczej: usiąść, przytulic i zapytać: a jak myślisz, czemu boli, jak mogę ci pomóc...I czasem żałuję...
Robię to teraz, gdy mają ponad 30 lat, ciut inaczej, ale robię :)
Wciągnęły mnie Twoje obserwacje świata. Masz dar opowieści. Choć szpilka dla pani kucharki może i niepotrzebna. Umysł jest potężną machiną. Każdy z nas jakoś siebie projektuje, by mieć chęć, siłę, odwagę wstać rano z łóżka (czy tej kanapy) i iść do przodu. Pozdrawiam. Będę zaglądać ;)
OdpowiedzUsuńCześć :)
UsuńPotrzebna, niepotrzebna, ale poczułam w ręku i wbiłam. Byłam Kucharką, nadal bywam, wiem jak tam jest. Dostrzegam inne warstwy tej sytuacji, budzi to moje współczucie. Ale właśnie moja empatia mówi: stawiaj granice. I postawiłam. Ten spektakl, beze mnie. Zaopiekowałam się sobą. Kucharka sobie poradzi, to akurat wiem. Ma wielką siłę i dobrze jej w tym stanie świadomości. Choć dostrzegłam rozpacz, wiem, że tylko jej ręce mogą przynieść jej ukojenie. A moje mi :)
Zaglądaj :)
Pięknie czujesz, pięknie malujesz, człowiek mimowolnie zwalnia...
OdpowiedzUsuńNie dziwi mnie obraz PaniKucharki, bo taką mam sąsiadkę, ale ona tylko kokietuje, że cierpi, że nie ma czasu zjeść śniadania, a tak naprawdę, to ma życiowe ADHD i widziałam, jak bardzo cierpiała, gdy był lockdown i nie miała biedna co z sobą zrobić.
Bo codziennie to 3 wnuczki, 3 psy i cała rodzina do wieczora na jej głowie, choć wszyscy swoje domy mają.
Niech każdy żyje jak chce, a że książek nie czyta? nie musi...
jotka
Gdyby chciała, to by czytała, odpoczęła :) Jasne jak słońce. Znam mnóstwo takich kobiet. Sama byłam, bywam czasem taka. To są silne kobiety, bardzo silne. Tylko używają tej siły przeciw sobie czasem. Ale co zrobisz, tak wybrały. I ja rozumiem. Ale brać udziału nie chcę.
UsuńTu akurat liczę na spokojne wypożyczanie książek, bez zbędnych rozmów o boleściach i poświęceniu, bo ja wiem, że ona się tym jara jak marychą Jotko :)
Dokładnie tak, i czeka na hymny pochwalne:-(
UsuńZostalas nazwana " nasza otwieraczka drzwi do innych swiatow" , bardzo mi sie ta wypowiedz spodobala :) Bo w tym innym swiecie nie tylko kolory inne ale i dostrzeganie niedostrzegalnego, chocby przez kilka sekund :)
OdpowiedzUsuńBo widzisz, kiedy tu przychodzimy, mamy jednak mnóstwo drzwi otwartych. A potem wszyscy wokół pomagają nam je pozamykać :) I zamykamy, bo myślimy, że tak trzeba. Może i trzeba, by ludzkie doświadczenie, przynajmniej na tym etapie jaki jest na Ziemi obecnie, się odbyło. Ale nadchodzi czas, przynajmniej dla niektórych, że zauważają, tak jak ja i ty, że ciasno, duszno, mało przestrzeni. Wietrzenie potrzebne :)
UsuńAniu, no pięknie piszesz, aż chce się więcej. Zawsze mam jakiś niedosyt kiedy czytam Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńCo do pani kucharki, ojoj, swego czasu spotykałam w swoim życiu sporo takich ofiarnych pań, bo teź wiele z nich naprawdę jest bardzo pomocnych, tylko do głowy im nie przyjdzie, że inni niekoniecznie tej pomocy potrzebują i że najpewniej panie ofiarne zostaną zdecydowanie niedocenione, a napewno nie tak jakby chciały. Przestały pojawiać się w moim życiu kiedy przestałam ich uważnie słuchać, pochylając się ze zrozumieniem nad każdym szczegółem opowieści.
No masz, a zdałam sobie sprawę z tego, że ostatnia taka pani "opuściła" mnie parę dni temu. Sama miałam wtedy poważny problem i nie miałam czasu ani nastroju żeby ją uważnie wysłuchać. Przeprosiłam ją wtedy bardzo grzecznie aczkolwiek jak na mnie chyba dość stanowczo. To się pani nie spodobało i zauważyłam, że już dwa razy mnie ominęła chociaż "Dzień dobry" jeszcze mi mówi:-)
No i widzisz, trzeba się uważnie rozglądać. Niby człek wie, już zrozumiał, ale i tak karmi :)
UsuńMarytko, ja wiem, że Kucharka mnie trigeruje, bo ja jeszcze nie całkiem sobie wybaczyłam czas, gdy byłam Kucharką. Ślepa wtedy byłam jak kret. Ucierpiałam ja, syny, mąż. Muszę jeszcze to potrawić, poukładać się z tym, pooświetlać z różnych stron. I zaakceptować. To wymaga czasu, wiem, że to nastąpi w swoim czasie. Na razie jest jak jest.
Kiedy piszę posty, piszę z marszu i czasem mam chęć tak jakoś dobitnie wyłożyć kawę na ławę. Kiedyś tak robiłam. Ale teraz słyszę w głowie cichy głos: zostaw przestrzeń dla innych...To zostawiam, czasem :)
drzwi wszechświata otwarte, wąziutka szparka, ale jest .... światło się sączy.... pozdrawiam serdecznie. Posty czytam, czasem na innych urzadzeniach nie zalogowana, więc nie komentuję
OdpowiedzUsuńDajesz znaki życia, więc ok :)
UsuńPiękny poetycki tekst. Jesteś podwójną szczęściarą, raz że nauczyłaś się tak odbierać świat, dwa że potrafisz tak cudnie to opisać. Twoje teksty są jak peryskop, który pozwala zobaczyć to co przysłonięte i na co dzień zakryte przed naszymi oczami. Wszyscy mamy filtry, które zafałszowują odbiór nas samych i ludzi wokół nas, więc to co widzimy zwykle jest bardziej nasze niż obiektywne. Trzeba dużej uwagi i pracy nad sobą, żeby do dłubać się do tego jacy rzeczywiście jesteśmy i co nami kieruje. Znam Panią Kucharkę, bo przez ponad połowę życia nią byłam. Nie zależało mi na brawach, ale na tym, żeby mnie kochano i akceptowano, żebym mogła myśleć, że jestem kimś wartościowym. Wprost wyłaziłam ze skóry, żeby być niezastąpioną. Przejęłam pałeczkę po mojej Mamie, która żyła jakby była na służbie u każdego komu była do czegoś potrzebna. Podziwiałam ją, że taka dobra, pomocna, pracowita. I bardzo nie chciałam widzieć, że pomagając wszystkim zostawiała mnie samej sobie. Nie śmiałam mieć pretensji tylko bardzo się starałam zasłużyć, żeby mnie kochała. Dopiero kilka lat po jej śmierci poczułam do niej ogromną złość. Odtworzyłam moje dzieciństwo, młodość i przeszłam bardzo bolesną drogę, żeby zobaczyć siebie i swoją prawdę. Wydaje mi się, że dobrze wiem, co nią kierowało, jak bardzo była zagubiona i nieszczęśliwa. Żal mi jej. Nie umiała żyć swoim życiem tylko wciąż spełniała oczekiwania innych, bo inaczej czuła się zupełnie bezwartościowa. Na starych zdjęciach ma takie smutne oczy, a ja zauważyłam to dopiero teraz. Wcześniej widziałam w niej tylko siłaczkę. Wciąż lubię pomagać, ale teraz kierują mną inne motywy. Nie oczekuję wdzięczności, bo zapłatą jest to, że pomagając komuś czuję swoją siłę i to mnie buduje. Wiem, że mój cały ten mój altruizm wynika z egoizmu, daję, bo to sprawia mi radość. Nie wiem, może potrzeba bycia pomocną jest dyktowana przez wcześniejsze poczucie bycia nieważną, a może jest wynikiem mojej rozrośniętej ponad miarę empatii. Zawsze byłam bardzo empatyczna, bo cudze przeżycia filtrowałam przez siebie i egocentrycznie przypisywałam innym swoje uczucia. Cóż, za każdą zaletą stoi jakaś wada. Cieszę się, że teraz już mogę mówić bez skrępowania o tym co we mnie dobre i o tym co złe. Coraz bardziej wiem, jaka jestem. Jeżeli czytasz mojego bloga, to wiesz, że są tam wpisy, w których bez ogródek mówię o sobie. Kiedyś bym się nie odważyła, bo strach, że ktoś może źle mnie ocenić, górował nad potrzebą wyrażania siebie. Dzisiaj mówię: jego ocena, jego sprawa, nie muszę wszystkim się podobać. Już nie. Dziękuję Aniu za ten post, bo podsunęłaś mi lusterko, żebym nie wracała już do bycia Panią Kucharką. Rola niezastąpionej pomagaczki i męczennicy już mnie nie interesuje. Przesyłam serdeczności i prośbę, żebyś pisała częściej, bo bardzo czekam na Twoje wpisy.
OdpowiedzUsuńCzytam twoje wpisy, bo jesteś w nich prawdziwa. To bardzo da się wyczuć i jest takie cudne :)
UsuńJa też byłam Kucharką. Z tych samych powodów co ty. Moja mama nikomu nie pomagała, ale była tak niedostępna emocjonalnie, że była jej satelitą, małą pomocnicą, małym radarem jej nastojów i opiekunką, żebraczką o uwagę. Potem to kreatywnie rozwinęłam. I wyszło jak wyszło. I widziałam w Kucharce to wszystko, bo sama tak robiłam, tak chowałam swoje prawdziwe uczucia. Znam to.
Wyżej Marytce napisałam już o tym.
Nam się te altruizmy i egoizmy mylą okrutnie. Teraz wydaje mi się, że to trzeba tak po środku i to, co napisałaś: pomagając komuś czuję swoją siłę i to mnie buduje; rezonuje z mną najbardziej. Bez idealizowania, na spokojnie. Bo te wady i zalety to też jest nieostre. Czasem okazuje się, że to, co mam u siebie za wadę, w rzeczywistości jest moim zasobem. Kilka razy już tak się potknęłam w osądzaniu samej siebie :)
Moja empatia, czy też egoizm :) ma się coraz lepiej, bo staram się zaczynać od siebie. Od swojego dobrostanu, od swoich potrzeb. I o dziwo, a może nie dziwo, wtedy jestem lepsza dla innych. Muszę to ćwiczyć, bo zaniedbywanie siebie przychodzi mi łatwo, zbyt łatwo.
Postaram się pisać częściej, to też mi dobrze robi, a czasem zapominam jak dobrze :)
Nie czytałam, ale zacznę, bo ten komentarz jest taki jakbym czytała o sobie :-)
UsuńTo miałyśmy podobnie. Długo dochodziłam do tego, że w domu rodzinnym dostałam garba zamiast skrzydeł. Jednak te trudne doświadczenia wiele mnie nauczyły. Odkąd pamiętam potrafiłam sobie radzić. Jak nie miałam uwagi dorosłych w rodzinie to przylgnęłam do przyjaciółki mojej mamy. Pani Bogumiła dawała mi uwagę, ciepło i dla niej byłam ważna. Zawsze miałam szczęście do ludzi i to był mój największy kapitał. Jednak chociaż życiowo radziłam sobie dobrze, to na poziomie emocji byłam odcięta i pozwalałam sobie tylko na te pozytywne. Nie godziłam się na tą moją ciemniejszą stronę, bo czułabym się z tym dużo gorzej. Wypieranie było łatwiejsze. To co bolało głęboko zakopywalam. Teraz wiem, że wypieranie się siebie, swoich emocji, to ziarno ukrytej agresji, które kiedyś wyrośnie. Dlatego pozwalam sobie reagować tak jak czuję. Czasami się zagalopuje i powiem coś czego potem żałuję. Ale to bardziej mi służy i zawsze mogę przeprosić. Wiesz, kiedyś tak byłam nastawiona na innych, że bawiłam się połamaną lalką, a właściwie samą głową lalki, bo nie chciałam, żeby jej było smutno, jak będę się bawiła tylko tymi ładnymi lalkami. Po latach uświadomiłam sobie z czego to wynikało. Mnie też ktoś połamał, więc przypisywałam lalce swoje uczucia. Moja rodzina nie była patologiczna, a jednak byłam osamotniona i czułam się niekochana. W kilku postach na blogu poruszałam ten temat, bo teraz mam już odwagę, już się nie wstydzę, że byłam taka nieważna. Mam nadzieję, że złapie kiedyś taki kontakt ze Wszechświatem jak Ty, bo bardzo potrzebuję nadziei i ukojenia.
OdpowiedzUsuńMójbosze, ja adoptowałam misie ze szmateksu :)
UsuńW pewnym momencie było ich dość, dość...samotne, opuszczone, porzucone. Teraz zostało tylko 6. Oczywiście, że wypieranie jest łatwiejsze. Wywalanie biernej agresji też. Z tym muszę uważać, bo zdarza się. Ale teraz, kiedy to widzę, to nawet jak zrobię, to koślawo, bo koślawo, ale używam do stawiania granic niektórym. Można lepiej, czasem przeproszę, wytłumaczę i na bardziej oświeconą wyjdę, zwłaszcza w swoich oczach :DDD
Kontakt z Wszechświatem wymaga jednak pewnej pracy. Uporu, uważności, ćwiczenia. Czasem zmuszenia się do zrobienia paru kroków w kierunku ławki, potem jest dobrze, ale stare, znajome ciągnie....Raz mi się uda, raz nie. I się nie biję już. Marazm, to marazm. Melancholia, to melancholia. Wsio potrzebne.
Więc Basia, ukojenie jest dostępne. Choć nie przyjdzie samo, przynajmniej u mnie. Bo może do innych przychodzi...
Aniu, nie masz pojęcia jak się ucieszyłam, że nie ja jedna tak mam. Ty miśki, ja głowę lalki, bo przecież nad każdą biedą trzeba się pochylić, nawet kiedy ta bieda to wytwór naszych emocji. O ukojenie się staram, o harmonię i poczucie współbrzmienia z naturą też, więc na pewno kiedyś się uda, tylko pytanie; kiedy. Cieszę się, że znalazłam Cię w internetowej sieci. Znać tę drugą "dziwną", to fajne uczucie.
UsuńKocham Cie za te slowa:
OdpowiedzUsuń"kochana, a wyobraź sobie siebie na kanapie, plackiem, nieumytą w szlafroku, olewającą męża, córkę, teściową, ojca, rower, makijaż, dietę, cały wizerunek szlachetnej, poświęcającej się kobiety, jaki z takim trudem kreujesz..."
Byl czas kiedy mieszkalam sama z synem i w moje wolne poniedzialki tak wlasnie zalegalam zamiennie raz na kanapie, raz na lozku i nie robilam NIC. Do tego stopnia nic, ze rano zamawialam sniadanie oraz 4 kubki kawy z dostawa do domu:))) Cztery kubki bo tyle wystarczalo na caly dzien, a jednego by nie dostarczyli... slowem trzy musialam tylko podgrzac...
Tak bardzo pokochalam tamte czasy, ze do dzis tak mam i jak mi sie nie chce to nikt ani nic mnie nie zmusi do wstania z lozka:)))
No widzisz, ty to miałaś naturalnie :) A ja nawet nie wiedziałam, że tak można. Kiedyś na warsztatach pracy z ciałem prowadzący powiedział : wysuńcie nogę do przodu. Pach! wysunęłam prawą i stoję na baczność. Patrzę, a dziewczyna naprzeciw wysunęła jedną, postała, pobujała się, zmieniła nogę, znów się pobujała i wróciła do pierwszej. Sprawdziła, jak jej wygodniej. A ja stałam oszołomiona, patrzyłam i myślałam: to tak można???? Spróbować, sprawdzić??? No dość to było wstrząsające odkrycie... To było 3 lata temu, ale pamiętam moje zdziwienie i żal, że nie miałam tej opcji wcześniej.
UsuńAniu, mysle, ze w sumie to kazdy ma jakas lekcje do odrobienia oczywiscie jesli chce ja odrobic;)
UsuńTy musialas sie nauczyc, ze jest wybor, ze nie musisz tak jak nakazuja inni czy przepisy:) Ja z kolei cale zycie musialam sie uczyc, ze wybory tez nalezy ograniczac i wybierac miedzy nimi a nie skakac do pustego basenu na glowke:))
Pamietam jak mialam isc do szkoly i moja mama tlumaczyla mi, ze traz juz bede uczennica i pewne rzeczy koniecznie musze robic jak inni, a juz koniecznie sluchac i wykonywac kazde polecenie nauczycielki. Serio to mama chyba liczyla na to, ze szkole sie uda to czego ona sama nie mogla ogarnac:)))
Tak mi nakladla w glowe, ze az sie uszami wylewalo.
Jaki byl skutek?
W pierwszym miesiacu zauwazylam, ze wejscie do klasy przez okno z boiska jest szybsze niz dookola przez wejscie glowne i korytarze. Klasa byla na parterze wiec zaczelam korzystac z okna, w koncu nikt nic nie mowil na ten temat wiec nie zdawalam sobie sprawy z faktu, ze popelniam jakies przestepstwo.
Skonczylo sie na tym, ze akurat w momencie kiedy ja wchodzilam to jakis chlopak chcial okno zamknac i tak pospolu stluklismy szybe w oknie.
Wina oczywiscie spadla na mnie, bo jak sie dowiedzialam zamykanie okna nie jest zabronione (chlopak zostal uniewinniony) natomiast korzystnie z okna zamiast drzwi jest niestety karalne:)))
Jak widzisz to co mialam "naturalnie" bylo czesto korygowane przez zycie bo takich przykladow moglabym mnozyc.
I tak kazdy z nas za cos w zyciu placi... nie ma lekko:))
Napisałaś i to jest teraz dla mnie najważniejsze. Czekałam i się doczekałam. Lubię Twoje pisanie, dzisiaj bardziej je rozumie aniżeli wcześniej.
OdpowiedzUsuńChciałam Ci coś opowiedzieć.
Wybrałam się wczoraj do Lidzbarka na zakupy. W jedną stronę, jechałam powoli, patrząc na wąską drogę z pięknymi jesiennymi drzewami. Promienie słońca przebijały się przez korony, dając refleksy na asfalcie. Wracając, też się nie śpieszyłam. Powiem więcej swoją jazdą spowodowałam korek. Przede mną jechał Tir swoim tempem. Wir wiatru powodował, że liście podrywały się jakby w tańcu. Ten widok tak mi się spodobał, że postanowiłam nie wyprzedzać auta. Zupełnie nie myślałam o tych z tyłu. To była cudowna podróż.
Mam taką ciocię, właściwie to Wojtka ciocia. Na początku wydawało mi się, że bardzo lubię z nią rozmawiać. Teraz jestem powoli zmęczona tymi rozmowami, które trwają czasem nawet godzinę. Zresztą to nie żadna rozmowa, jedynie słucham. Nie mam odwagi powiedzieć tak jak ty. Jeszcze nie. Nie wiem dlaczego. Jeszcze nie wiem. Może dlatego, że jest stara i niewiele pozostało jej życia? Dziękuję, że jesteś
Graszko, Wszechświat zawsze wetknie się w najmniejszą dziurkę jaka mu utworzymy. Kiedy tylko przestaniemy gonić, planować, załatwiać, organizować, robić, robić, robić...Wiem, że to wiesz, ale i tak napiszę: to trzeba ćwiczyć, bo stare rowki kuszą, takie wygodne, wyślizgane.
UsuńCiocia mówisz...no cóż. Musisz znaleźć jakiś sposób. Swój własny. Bo ciocia sobie znajdzie słuchacza, nie martw się. Takie osoby, kiedy nimi przestaniesz się interesować, natychmiast poszukają kogoś innego. Wszak do tej pory radziła sobie, co nie???
Może i niewiele jej życia zostało, ale czy przez resztę jej życia masz zamiar męczyć się rozmowami z nią? A tłumiona złość, ukryta pod zmęczeniem, będzie rosła.
No cóż, temat mi znajomy. Ja też nie lubię odmawiać, bo to powoduje poczucie winy, a tam czai się poczucie odrzucenia, brrr...Stary, stary program z dzieciństwa...
Moze użyj sposobu Tabazzy, tam wyżej napisała:
"Wiesz, jak w starym szmoncesie - Proszę Pana jak u mnie teraz ciężko. Pan mnie mówisz ciężko , ja to to mam dopiero ciężko!"
I zacznij jej mówić o sobie, nie daj się zbić z tropu, mów i swoim życiu, narzekaj, opowiadaj o ogrodzie, o gotowaniu, o sowich pracach :)
Zobaczysz jak szybko ciocia, ta biedna, na skraju życia staruszka zniknie z horyzontu :DDDD
z poczuciem odrzucenia walczę, z różnym skutkiem.
UsuńWiesz ja już przestałam się na nią denerwować, bo przecież sama sobie to funduję. Nikt inny, tylko ja sama.
Przepięknie opisałaś jesienne słońce.
OdpowiedzUsuńTakie właśnie jest. Jesień to moja ulubiona pora roku i jak latem nigdy nie siedzę na słońcu, tak jesienią bardzo lubię.
Ostatnio koleżanka do mnie mówi: zobacz ile mam grzybów, siedzę i robię od kilku godzin. Mam dość. A ja na to: to po co zbierałaś? 🤔
Chyba pytanie było zbyt szokujące, bo nie wiedziała co odpowiedzieć. 😂
No właśnie :) Jesienne ciepło jest takie dobre. Nie pali, ogrzewa.
UsuńJeśli chodzi o grzyby, to ja to znam. I często słyszę. I w dodatku mam późnej mnóstwo słoiczków z grzybkami od mamy, które wyrzucam. Bo ja nie przepadam, mąż wcale nie je, jedynie SynNumerDwa lubi. A mama nie umie pójść na spacer do lasu tak normalnie...ech...
OdpowiedzUsuńWitaj złotą jesienią Aniu
Bardzo lubię czytać to, co piszesz, chociaż nie zawsze zostawiam komentarz. Dzisiaj jednak zachwyciłam się całą opowieścią. Mam takie wrażenie, że od początku do końca przelałaś na ekran mnie je myśli, odczucia. Opis jesiennego świata, porównanie czasem do kosmity. Ale kosmitką jestem zazwyczaj wśród ludzi. Czasem mówię coś, co powszechnie jest uznawane za niewłaściwe, bo tak nie wypada. Pojawia się poczucie winy, ale już coraz rzadziej.
Jednak w obliczu Matki Natury czuję się zupełnie inaczej.
Pozdrawiam zatem serdecznie wszystkimi kolorami października
Bo Ismeno my się nie przypadkiem spotykamy. Przyciągamy się, my podobni :) Rezonujemy, pajęcze sieci energii Wszechświata zawsze wyczują kogo z kim połączyć. Ja czytając twoje posty, też czuję bratnią duszę.
UsuńA to, że coraz rzadziej, to super optymistyczne :)Dobry kierunek!
Pozdrawiam końcówką października Bratnią Duszyczko
UsuńAniu, bliski jest mi ten wpis,bo i ja chyba jestem na etapie wyzwalania się z oczekiwań nie moich.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za podany niedawno link. Wprawdzie nie byłam w stanie wysłuchać nagrania z Youtube bez irytacji z powodu fatalnej jakości dzwięku (a ja mam wadę słuchu), ale dotarłam do blogu Aurory, który, moim zdaniem, jest świetny!
Blog Aurory pokazała mi Graszkowska :) Bardzo mi się spodobała dziewczyna. No i wartościowe lekcje daje, jak się chce skorzystać. Lepiej się słucha na słuchawkach, ale pewnie wiesz.
UsuńAnno, miałam małą przerwę w czytaniu blogów ale ten Twój przeczytałam dwa razy i jeszcze do niego wrócę. Dajesz do wiwatu! Dwoma zdaniami odsłaniasz nasze zbroję, to co że na chwilkę, szczelina pozostaje.
OdpowiedzUsuńZawsze chciałem tworzyć coś więcej niż Mój blog ale nie miałem pewności jak to precyzyjnie rozbić klimat. Magiczne klimaty wytwrzają się przez komunikacje. Warto się uczyć od lepszych od siebie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńotóż to! każdy swoją miarą mierzy i ocenia. a jabłuszka zwykle niedaleko od źródełka się toczą.
OdpowiedzUsuń